Paweł uwielbiał te ich wieczory. Byli już ze sobą siedem lat. Pierwsze
dwa były straszne. Paweł bał się poranków, budził się w nocy spocony i
brał tabletki na uspokojenie, ich maleńki synek płakał w ciągu dnia, bo
widział, jak Mama ciągle smutna wracała z pracy. Odetchnęli dopiero po
2007 roku, z impetem ruszyli do przodu. Dziś, każdy wieczór to dla Pawła
i Lusi czas relaksu.
- Pawełku! I co Tusk powiedział dziś fajnego? - pytała kręcąc lody.
- Może będzie jakiś kesz, ale tak za rok, dwa....!
- Ojej, tak późno? Ale dla nas Kochanie?
- Ja
jestem za mały misiek, ale ten Andrzej, no wiesz..., ten co miał dwie
szaszłykarnie, a potem budował autostradę do Warszawy, to on mówił mi
przez telefon, że mnie podłączy.
- Do czego Pawełku?
- Do
biznesu podłączy! Wyciągną od tych państwowych darmozjadów dziesięć
miliardów złotych, trochę dopożyczą z banków, a potem dadzą nam zarobić –
powiedział Paweł, dumny, że tak doskonale rozumie trudne procesy
ekonomiczne XXI wieku.
- A ile to będzie nas kosztowało?
- Nas?
Lusiu...., nas to nic, bo to jest inwestycja w nas, żeby się gospodarka
rozruszała, bo ostatnio te pisowskie łazęgi mniej kupują. Człowiek się
narobi, naprodukuje, a to pospólstwo nie ma pieniędzy, rozumiesz to? –
zwrócił się do ukochanej i kliknął w smartfona, który dostał z powiatu.
- Bo oni łażą tylko po ulicach psychopaci jedni – mówiła Lusia ze łzami, a Paweł ciągnął dalej:
- A wiesz słoneczko? Kaczor zwinął się dzisiaj w kłębek jak kot, tak mu Tusk dołożył.
- Paweł?! a Ty wiesz, że ta Baśka ode mnie z biura, to ona mówiła mi, że PO wysprzedaje majątek narodowy. Ty rozumiesz coś z tego?
- Daj
spokój, przecież to idioci, oni nie wiedzą w ogóle co to jest majątek,
bo go na oczy nawet nie widzieli, ha...ha....ha....ha!
- No
właśnie Kochanie, ja to myślałam na początku, że jej chodzi o jakąś
wyprzedaż na mieście, dlatego jej w ogóle słuchałam, no bo sam wiesz,
przecież jak wyprzedają coś, to warto kupić, prawda? A ona drze koty o
wyprzedaż, stuknięta jakaś!
- Trafiłaś
w sedno! Ja też lubię wyprzedaże. Zresztą, dla kogo one są? Dla nich,
dla kaczorów! Mało tego, my, rząd, robimy wyprzedaże, żeby oni mieli co
jeść. Ja ci powiem Lusiu, oni i za sto lat tego nie załapią.
- To jak my się podłączymy Kochanie, to ile Ty możesz na tym zarobić, to znaczy my?
- Ja nie
wiem, jeszcze w czym, w jakiej branży, rozumiesz to słowo, nie? Ale mi
jest tam wszystko jedno, może być ropa, mogą być szyny, słyszysz? Ale
poniżej bańki nie schodzę nawet z fotela.
- I tak trzymaj, tak trzymaj Paweł, ochłapów nie bierz w ogóle...
- Lusiu, a co Ty robisz Kochanie w tej kuchni?
- Kręcę lody Pawełku
- Lody?
- No taki profesor jeden mówił, żeby premier kręcił jakieś lody, czy robił lody, coś takiego mówił, to ja wspieram premiera.
- I dobrze
robisz. Wspieraj, wspieraj, a z tą Baśką w ogóle nie rozmawiaj! Nie
kłóć się, bo wiesz jak to jest, pokorne cielę dwie matki ssie.....
- Ale Paweł, nie rób ze mnie wariatki! Zawsze mówiłeś mi: Lusia! Matka jest tylko jedna!
- Bo zasadniczo tak jest, jak matka jest jedna, rozumiesz?
- Nie rozumiem mądralo!
- Masz już te lody dla premiera?
- No zobacz jakie pyszne mi wyszły! – powiedziała Lusia i wniosła do salonu dwa puchary pysznych kręconych lodów.
- Ty
Lusiu, nic nie rozumiesz. Chodzi o to, że premier i rząd w kręceniu
lodów już sami nie dają rady, no i profesor wezwał, żebyśmy pomogli
kręcić im te lody, bo inaczej system się zawali.
c.d.n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz