sobota, 13 października 2012

Wieczorne rozmowy lemingów

Paweł uwielbiał te ich wieczory. Byli już ze sobą siedem lat. Pierwsze dwa były straszne. Paweł bał się poranków, budził się w nocy spocony i brał tabletki na uspokojenie, ich maleńki synek płakał w ciągu dnia, bo widział, jak Mama ciągle smutna wracała z pracy. Odetchnęli dopiero po 2007 roku, z impetem ruszyli do przodu. Dziś, każdy wieczór to dla Pawła i Lusi czas relaksu.
 
-  Pawełku! I co Tusk powiedział dziś fajnego? - pytała kręcąc lody.
-  Może będzie jakiś kesz, ale tak za rok, dwa....!
-  Ojej, tak późno? Ale dla nas Kochanie?
-  Ja jestem za mały misiek, ale ten Andrzej, no wiesz..., ten co miał dwie szaszłykarnie, a potem budował autostradę do Warszawy, to on mówił mi przez telefon, że mnie podłączy.
-  Do czego Pawełku?
-  Do biznesu podłączy! Wyciągną od tych państwowych darmozjadów dziesięć miliardów złotych, trochę dopożyczą z banków, a potem dadzą nam zarobić – powiedział Paweł, dumny, że tak doskonale rozumie trudne procesy ekonomiczne XXI wieku.
-  A ile to będzie nas kosztowało?
-  Nas? Lusiu...., nas to nic, bo to jest inwestycja w nas, żeby się gospodarka rozruszała, bo ostatnio te pisowskie łazęgi mniej kupują. Człowiek się narobi, naprodukuje, a to pospólstwo nie ma pieniędzy, rozumiesz to? – zwrócił się do ukochanej i kliknął w smartfona, który dostał z powiatu.
-  Bo oni łażą tylko po ulicach psychopaci jedni – mówiła Lusia ze łzami, a Paweł ciągnął dalej: 
-  A wiesz słoneczko? Kaczor zwinął się dzisiaj w kłębek jak kot, tak mu Tusk dołożył.
-  Paweł?! a Ty wiesz, że ta Baśka ode mnie z biura, to ona mówiła mi, że PO wysprzedaje majątek narodowy. Ty rozumiesz coś z tego?
-  Daj spokój, przecież to idioci, oni nie wiedzą w ogóle co to jest majątek, bo go na oczy nawet nie widzieli, ha...ha....ha....ha!          
-  No właśnie Kochanie, ja to myślałam na początku, że jej chodzi o jakąś wyprzedaż na mieście, dlatego jej w ogóle słuchałam, no bo sam wiesz, przecież jak wyprzedają coś, to warto kupić, prawda? A ona drze koty o wyprzedaż, stuknięta jakaś!
-  Trafiłaś w sedno! Ja też lubię wyprzedaże. Zresztą, dla kogo one są? Dla nich, dla kaczorów! Mało tego, my, rząd, robimy wyprzedaże, żeby oni mieli co jeść. Ja ci powiem Lusiu, oni i za sto lat tego nie załapią.
-  To jak my się podłączymy Kochanie, to ile Ty możesz na tym zarobić, to znaczy my?
-  Ja nie wiem, jeszcze w czym, w jakiej branży, rozumiesz to słowo, nie? Ale mi jest tam wszystko jedno, może być ropa, mogą być szyny, słyszysz? Ale poniżej bańki nie schodzę nawet z fotela.
-  I tak trzymaj, tak trzymaj Paweł, ochłapów nie bierz w ogóle... 
-  Lusiu, a co Ty robisz Kochanie w tej kuchni?   
-  Kręcę lody Pawełku
-  Lody?
-  No taki profesor jeden mówił, żeby premier kręcił jakieś lody, czy robił lody, coś takiego mówił, to ja wspieram premiera.
-  I dobrze robisz. Wspieraj, wspieraj, a z tą Baśką w ogóle nie rozmawiaj! Nie kłóć się, bo wiesz jak to jest, pokorne cielę dwie matki ssie.....
-  Ale Paweł, nie rób ze mnie wariatki! Zawsze mówiłeś mi: Lusia! Matka jest tylko jedna!
-  Bo zasadniczo tak jest, jak matka jest jedna, rozumiesz?
-  Nie rozumiem mądralo!
-  Masz już te lody dla premiera?
-  No zobacz jakie pyszne mi wyszły! – powiedziała Lusia i wniosła do salonu dwa puchary pysznych kręconych lodów.
-  Ty Lusiu, nic nie rozumiesz. Chodzi o to, że premier i rząd w kręceniu lodów już sami nie dają rady, no i profesor wezwał, żebyśmy pomogli kręcić im te lody, bo inaczej system się zawali.
 
c.d.n.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz