czwartek, 28 lipca 2022

Sędziowska kampania praworządności

 Ta wypowiedź sędziego Piotra Gąciarka we wczorajszym programie „Fakty po Faktach” przeszła bez echa, a zasługuje choć na niewielkie echo tutaj. Sędzia pytany o to, skąd się wzięło nagle tak sztywne stanowisko Ursuli von der Leyen w sprawie wypłaty funduszy z KPO dla Polski (wtorkowy wywiad w DGP*) odpowiedział wprost, że cały czas czynione są naciski i prowadzona jest kampania informacyjna w Brukseli, która ma przekonać Komisję Europejską, że zmiany dokonane w sądownictwie po przyjęciu nowej ustawy prezydenckiej są pozorne. I przyznał, że działa tu m.in. z powodzeniem Stowarzyszenie „Iustitia” i zapewne wszyscy prawdziwi i skrzywdzeni przez PiS sędziowie. „W Europie nikt nie nabiera się na to, że obecna władza chce cokolwiek poprawić, naprawić to bezprawie, które zostało popełnione.” – przekonywał prowadzącego sędzia Gąciarek. Innymi słowy, to usztywnienie stanowiska von der Leyen to także (głównie?) ich zasługa. Nikt nie zabrania kaście sędziowskiej („będę szczera, ja pragnę zemsty” - sędzia Irena Kamińska) wydawania kolejnych oficjalnych oświadczeń z apelami o praworządność w Polsce.



To zrozumiałe z ich punktu widzenia. Ale sędzia Gąciarek mówił wprost o presji, o naciskach, o informowaniu Brukseli jak to jest z owymi kamieniami milowymi kanałami nieoficjalnymi. Stąd prosty wniosek, że jest to świadoma próba utrącenia środków dla Polski, środków, które nasze państwo tak jak inne żyruje. Wspomniał dziś o tym Marcin Horała. „UE będzie miała z tym kłopot, bo Polska jest współżyrującym pożyczki, na których się KPO opierają i nie będzie tak, że nie mając środków będziemy uczestniczyli w tym mechanizmie”** - stwierdził minister. A prof. Ryszard Legutko w obliczu słów szefowej Komisji Europejskiej nawiązał do „gestu Kozakiewicza”, który trzeba w tej sytuacji pokazać Brukseli, gdyż niepodległość jest wartością bezcenną.*** Otóż niepodległość w tak zwanych elitach III RP nie jest wartością bezcenną, o wiele ważniejsza, ponad głowami Polaków, jest władza liberalnych elit Zachodu. Nie może być inaczej, skoro sędziowie wchodzą w buty polityków i prowadzą na arenie międzynarodowej własną kampanię informacyjną dotyczącą praworządności w Polsce, sprzeczną nawet z ustaleniami jakie już zapadły pomiędzy polskim rządem a Komisją Europejską. Jeśli to nie jest działanie na szkodę własnego państwa, to co nim jest?


Wątpliwości prof. Ryszarda Legutki są całkowicie zrozumiałe, ponieważ zna dobrze kuluary brukselskich salonów, po których buszują obrońcy sądów z Polski i choć nie wiemy co mówią, do czego przekonują, to efekt jest taki, że Ursula von der Leyen w wywiadzie dla DGP jest zaniepokojona, że nowa ustawa prezydencka „nie gwarantuje sędziom możliwości kwestionowania statusu innego sędziego bez ryzyka, że zostaną pociągnięci do odpowiedzialności dyscyplinarnej.” Czyżby sugerowała zmianę Konstytucji? Bez dwóch zdań można powiedzieć, że Bruksela nie chce (przynajmniej teraz) wypłacić Polsce należnych jej środków, że działa z premedytacją, by nie tyle nawet osłabić obecny rząd, ale by go po prostu usunąć. Być może ścierają się tam różne opcje – od pragmatycznej po dogmatyczną, ale wypadkowa jest taka, jak wywiadzie szefowej KE dla DGP. A to tylko jeden element tej strategicznej gry o „strącenie” Polski z politycznej mapy Europy w wymiarze na jaki dziś zasługuje i jaki sobie wypracowuje od kilku lat. I do tego jeszcze wojna.


Polski Instytut Ekonomiczny podał dziś szacunkowe dane, z których wynika, że tylko w pierwszych trzech miesiącach wojny na Ukrainie pomoc Polski dla uchodźców wojennych (prywatna i publiczna) wyniosła około 25 miliardów złotych****. To ponad 5 mld euro, a dziś z pewnością już dużo więcej. Żadna rekompensata, choćby częściowa, za tę ofiarną pomoc Polaków i władz państwowych z Brukseli nie dotarła. I nie dotrze. A tak już przy okazji, warto obalić mit utrwalany nieustannie przez opozycję, że UE chce nam dać pieniądze z KPO, a PiS to blokuje. Generalnie jest bowiem tak, że po prostu my i inne kraje UE te środki pożyczamy i mamy je spłacić do 2050 roku. Owa bezzwrotna część pożyczki też ma być spłacana przez członków UE po 2027 roku dzięki podwyższeniu składki członkowskiej. W efekcie, tylko niewielką część KPO dostaniemy bezzwrotnie, reszta to po prostu jeden wielki kredyt zaciągnięty przez Unię Europejską, w którym partycypujemy – jak na razie teoretycznie, za to bardzo praktycznie żyrujemy go. Rafał Trzaskowski mówił, że „pieniądze będą mrożone”, no i są mrożone, więc znajdą jeszcze ze sto pretekstów, by ich nie wypłacić aż do momentu, gdy wreszcie PO „strąci pisowską szarańczę ze zdrowego drzewa”. Grubo grają.



*Von der Leyen: Polska nie wypełniła wyroku TSUE. Kary za Izbę Dyscyplinarną wciąż obowiązują [WYWIAD] - GazetaPrawna.pl

** Horała mówi o kłopotach UE. Przypomina, że Polska jest współżyrującym pożyczki na KPO (dorzeczy.pl)

*** NASZ WYWIAD.Prof. Legutko: Czas pokazać KE gest Kozakiewicza (wpolityce.pl)

****Pomoc-pol-spol-UKR-22.07.2022-D-1.pdf (pie.net.pl)

niedziela, 24 lipca 2022

Chaos Tuska

 

Wbrew tytułowi, to nie będzie analiza działań Donalda Tuska mających na celu wywołanie ogólnego chaosu w kraju i doprowadzenie nie tylko do upadku rządu, ale i do utraty suwerenności polskiego państwa. Żeby była jasność: suwerenność, podmiotowość Polski na arenie międzynarodowej, to w żadnym razie nie są wartości istotne dla większości wyborców Platformy Obywatelskiej, dla nich – podobnie jak dla liderów PO – motywem przewodnim jest zoologiczna nienawiść do PiS i do wyborców tej partii. Wydarzenia w Kórniku – wulgaryzmy, plucie na ludzi wychodzących ze spotkania z Jarosławem Kaczyńskim, to nadal tylko przedbiegi, swoiste preludium do tego, co uroiło się w głowie Donalda Tuska. Jeśli rząd nie wyjdzie z defensywy, jeśli rzeczywiście wystąpią braki podstawowych towarów, a ceny znowu strzelą w górę, organizowanie się ulicy będzie dużo prostsze. Póki co, jest czas by ten negatywny trend dla PiS zatrzymać.

 

Donald Tusk powrócił do kraju z myślą, by obalić rząd – w zasadzie to już miał być obalony, ale coś poszło nie tak. To wszystko miało współgrać z naciskami Brukseli i Niemiec, z kolejnymi karami i zarzutami. I tak się dzieje. Jako państwo znajdujemy się w śmiertelnym niebezpieczeństwie pogrzebania całego dorobku budowy niepodległego kraju. Niemal się o tym nie mówi, ale za kulisami wielkiej polityki trwa po prostu walka o przetrwanie Polski. Umocowanie rządu, który zrealizowałby scenariusz całkowitej dezercji politycznej Warszawy wymaga jednak pokonania PiS w nadchodzących wyborach. A tu, zamiast zjednoczonej opozycji, jest właśnie ów chaos, chaos, za który personalnie odpowiada jeden człowiek – Donald Tusk.

 

A więc do rzeczy. Obecny lider PO, tak jak to czynił już wcześniej, chce podporządkować sobie niemal całą opozycję i pod jednym sztandarem zmiażdżyć PiS. Ale zamiast konsolidacji jest wręcz niebywały chaos. Knują tam jak nigdy wcześniej. Czy to jest Biedroń z Trzaskowskim czy Hołownia z Kosiniakiem, to łączy ich głębokie przeświadczenie, że Donald Tusk w przypadku jednej listy, spacyfikuje po ewentualnych zwycięskich wyborach każdego, kto będzie rościł sobie pretensje do lauru tego wymarzonego tryumfu. Innymi słowy, efekt Tuska polega na tym, że w opozycji jest dużo więcej zamieszania, dużo więcej niepewności i zakulisowych rozgrywek, niż gdyby tego powrotu do kraju nie było. Pomijając Konfederację, która po 24 lutego wypadła z tej gry, PO, PSL, Nowa Lewica i Polska 2050 mogły wypracować wspólną strategię na pokonanie PiS czy to w jednym, czy to w dwóch blokach wyborczych.

 

Żaden z liderów tych partii, nie miał takich zamordystycznych zapędów jak obecny szef PO, można z dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć, że bez Tuska oni by się dogadali,  podzielili miejscami na listach i stołkami w przyszłym rządzie. Z nim nie jest to możliwe, co wyraźnie – choć nie wprost – mówią i Kosiniak – Kamysz i Szymon Hołownia. Trwa więc nieustające przeciąganie liny, i jedynie polityczne odpryski takie jak PPS już zdecydowały zapewne, że zasilą listę Koalicji Obywatelskiej. W gruncie rzeczy, jedynie Włodzimierz Czarzasty trzyma pion i nie daje się (póki co) wkręcić w kombinację szefa PO. A ponieważ kombinacja ta nie przyniosła spodziewanych efektów i nie udało się wziąć wszystkich pod but, to niestety dla Polski, roi się „zorganizowanie się na ulicy”. Bez Tuska w kraju, opozycja miałaby realną szansę pokonać PiS w demokratycznych wyborach, z nim może ewentualnie wygrać, ale na jego warunkach i pod jego dyktatem, na co – co zrozumiałe – się nie godzi. Donaldowi Tuskowi pozostały metody najbardziej obrzydliwe, ale sprawdzone w polityce: kłamstwo i nienawiść. Tu, lider PO, czuje się jak ryba w wodzie.