wtorek, 31 stycznia 2017

Co dalej z Lechem Wałęsą...? A "Solidarność"?

Odpowiedź na pierwsze pytanie postawione w tytule wydaje się dość prosta: nic. Nic, ponieważ ani kolejne głosy potępienia, że tyle lat kłamał i był konfidentem SB, ani absurdalne próby obrony dawnego lidera "Solidarności" niewiele zmienią, nawet w Polsce, a już tym bardziej na świecie. Poza tym, sprawa współpracy Lecha Wałęsy  ze Służbą Bezpieczeństwa  rozpala co jakiś czas, głównie publicystów i polityków, ale nie samych Polaków. Będzie więc po trosze tak jak było. Z jednej strony twarde dowody współpracy i pobierania za nią pieniędzy - od dziś nie do podważenia, a z drugiej wręcz skandaliczne próby obrony Wałęsy, pod hasłem: to wszystko kłamstwo. Szczytów takiej obrony sięgnął dziś Jerzy Borowczak, były działacz "Solidarności" z Gdańska, który w wypowiedzi dla TVP Info podkreślił, ze Lech Wałęsa "zachował się jak trzeba" i raczył stwierdzić, że Lech Wałęsa w swoich działaniach przypomina legendarną "Inkę", czyli Danutę Siedzikównę, sanitariuszkę 5 Wileńskiej Brygady AK, którą w wieku 17 lat zamordowało UB. To ona właśnie powiedziała: "Powiedzcie mojej Babci, że zachowałam się jak trzeba". Ile trzeba mieć tupetu i pychy w sobie, by dokonywać takich porównań, po prostu szczęka opada. Zresztą mistrzem okazywania pychy wobec prawdy, wobec wielu uczciwych ludzi jest sam Lech Wałęsa. Który, co potwierdzają zachowane dokumenty i relacje, nie bardzo chciał rezygnować ze współpracy z SB w 1976 roku, tylko to z niego zrezygnowano.           

Nie ma sensu tkwić w dyskusji, czy z agenta wyrósł bohater, czy się zmienił, jak wiele znaczy jego postać dla Polski. Tak zwany mainstream III RP stał i będzie stał murem za Wałęsą, a jego wizerunkowi na świecie żadne ekspertyzy grafologiczne aż tak bardzo nie zaszkodzą, a ponadto, doprawdy, świat nie zastanawiał się i nie zastanawia, czy Wałęsa to "Bolek". Dawno przemielił ten temat, że on to Solidarność" bo taką narrację prowadził od samego początku cały aparat propagandowy III RP, ale wcześniej także propaganda peerelowska. Wszyscy dziś wiemy, że Lech Wałęsa się kruszył, szczególnie 4 czerwca 1992 roku, kiedy to  przyznał się do współpracy z SB w depeszy dla PAP, ale potem ją wycofano i ślad po niej zaginął. Iść w zaparte do samego końca, mieszać, opowiadać dyrdymały, mówić każdego dnia co innego - taką strategię przyjął Lech Wałęsa i jego otoczenie.


Ale to nie on jest wielkim problemem historycznym dla Polski. Problemem i to absolutnie najważniejszym jest kłamstwo III RP wokół samej "Solidarności", tego jedynego w XX wieku ruchu społecznego, który na tak wielką skalę i tak skutecznie przeciwstawił się komunizmowi na świecie. Dziesięć milionów ludzi, spontanicznie, zapragnęło wolności i niepodległości Polski, dwóch najważniejszych dla Polaków wartości od ponad dwustu lat. "Solidarność" została sprowadzona przez propagandę III RP  do Wałęsy i kilku bliskich mu działaczy. Resztę najzwyczajniej w świecie wyrzucono na śmietnik historii. Nie powstał wielki film o "Solidarności", wielki film o wolnych Polakach, o drukarzach stanu wojennego, kolporterach, działaczach podziemia. Tak się jakoś dziwnie złożyło, że nikt z tak zwanych autorytetów nie sięgnął po ten temat. A przecież "Solidarność" to jest największy sztandar wolności XX wieku. I właściwie o tym sztandarze, o tym naszym zbiorowym pokojowym zrywie świat nie wie. 

Jeśli w ogóle mamy się zajmować osobą konfidenta Lecha Wałęsy to tylko w kontekście tego, jaki wpływ,  jego udokumentowana współpraca z SB z lat siedemdziesiątych, miała na niego po roku 1980 - tym i w czasie gdy był Prezydentem RP. Weryfikacji wymaga na przykład twierdzenie nieżyjącego już gen. Czesława Kiszczaka, że Wałęsa współpracował z SB do 1989 roku. Ale oczywiście...,  załóżmy tak sobie po prostu, że SB odpuściła w 1976 roku zbędnego dla nich agenta i całkowicie o nim zapomniała. A potem zobaczyła, że wyrósł im w środowisku, które inwigilowali non stop, nieustraszony bohater. W języku politycznej poprawności, w kłamstwie na kłamstwie, wszystko da się udowodnić. To, co dziś się stało w siedzibie IPN niech będzie początkiem nie tylko odkłamania roli Wałęsy po 1980 roku, ale przede wszystkim początkiem odbudowy tej wielkiej polskiej wartości jaka jest ruch "Solidarności". Nie będziemy mieli drugiego takiego spontanicznego i wielkiego ruchu wolności przez najbliższe dekady.  



Zakłamanie mainstreamu III RP, zawężanie "Solidarności" do Okrągłego Stołu i Wałęsy jest pospolitym kłamstwem. Nadal żyje wielu ludzi związanych z "Solidarnością" i ci ludzie doskonale jeszcze pamiętają tamte emocje, tamte uniesienia, tamtą radość, a potem walkę jaką toczyli z komunistycznym reżimem po 1981 roku, narażając siebie i swoje rodziny na liczne represje. Wielu działaczy "Solidarności" czy robotników zapłaciło za tę walkę o wolność życiem. "Solidarność" jest obok Powstania Warszewskiego największą narracją wolnej Polski, i na dziś, i na jutro. To nie jest zamknięty rozdział, to nie jest wreszcie czas rozliczony i ukazany światu w całej swojej wielkości i okazałości, i w prawdzie. Szkoda sił i czasu na zajmowanie się Lechem Wałęsą, choć naukowcy i sam IPN powinni do końca wyjaśnić skutki jego współpracy z SB dla losów Polski po wprowadzeni stanu wojennego i po 1989 roku. Szkoda czasu, zajmijmy się wreszcie w wolnej Polsce naszym dobrem narodowym, jakim jest "Solidarność".   

sobota, 28 stycznia 2017

PiS nie zwalnia i bardzo dobrze

Może Grzegorz Schetyna liczył na to, że Jarosław Kaczyński zwolni trochę po odblokowaniu Sejmu, że nastanie czas relaksu. Może dekadenci uznali z kolei, że co by się nie stało to i tak nie dadzą odpocząć rządowi, w każdym razie na żaden spokój się  nie zanosi i chyba PiS przyjął następującą strategię: rząd rządzi, partia walczy dalej z antypaństwową opozycją. Że ona jest antypaństwowa to nawet Jacek Żakowski nie powinien mieć co do tego żadnych złudzeń, choć jego trauma jest zrozumiała. Bo przecież chodzi tu tylko i wyłącznie o permanentny chaos i grandę, przykrywanie faktów kłamstwami, manipulowanie każdą informacją, w której jest choć część szansy na to, by dołożyć rządowi. Niech więc PiS jako PiS nie zwalnia, ponieważ po drugiej stronie jest na razie tak źle, że już chyba gorzej być nie może.  Z czego to wynika? Choćby z tego, że zapleczem politycznym dla PO i .N jest Zdechnięte od Luksusu Towarzystwo (ZoLT).

Może to lekka przesada, ale to jest elektorat wygodny pod każdym względem, dość dobrze albo bardzo dobrze sytuowany i mający generalnie wszystko gdzieś poza kasą, bo kasa daje im luz i napełnia pychą. Nie chce mu się nigdzie wyłazić, chyba że na zakupy, ogląda tylko "Fakty" TVN, co potwierdzają najnowsze badania, więc się w tej nienawiści do PiS i głupocie medialnej wciskanej mu co dnia umacnia. Chciałoby się może, żeby się coś pozmieniało, ale sił rewolucyjnych wystarcza jedynie na bluzg w sieci. To dlatego, między innymi, taką totalną porażką jest KOD, gdzie najbardziej aktywni są emeryci,  byli esbecy, nawiedzone działaczki i batalion prawdy z Wyborczej. Komu chce się łazić w weekend po ulicy? Prawo i Sprawiedliwość ma więc ułatwione zadanie, bo tak naprawdę musi jedynie się zmierzyć z zaciekłą nagonką medialną i z coraz  bardziej zdesperowaną opozycją. Polska od tego się nie zawali.


W ZoLT  nie ma prawdziwych buntowników, są tam jedynie sami jajcarze i dekadenci. Oni nie pociągną ani PO, ani .N do żadnej władzy, z wyjątkiem kilku dużych miast, gdzie zagnieździli się na dobre, gdzie dawna władza dała im liczne synekury i przywileje. Kogokolwiek wystawią zamiast Gronkiewicz- Waltz będzie to w Warszawie poważny kontrkandydat dla PiS. Ale taki opór jest zdrowy dla każdej władzy, pod warunkiem, że ten opór coś ze sobą niesie, jakąś ideę, a już byłoby super gdyby to był jakiś program. A tego nie będzie, ponieważ to jest faza dekadencji całego obozu III RP, tak marnego intelektualnie, że wołają o pomoc całą zagranicę. Trzeba zrozumieć, co oni przeżywają z powodu Trumpa. Ale tylko nielicznych stać na odwagę, na jakiś protest. tak jak bystrą Paulinę Młynarską, która napisała list do żony Trumpa, no i trzeba przyznać, że robi wrażenie*: "otyły blondas" to najdelikatniejsze ze  sformułowań. To jest taki i piękny i ponury czasami upadek w luksusie, oczywiście w luksusie jak na nasze warunki i możliwości. Przyglądając się Polsce lokalnej, z nielicznymi wyjątkami, cała siła PSL czy PO polega na tym, że stworzono tam sieć powiązań praktycznie nie do ruszenia, a ludzie głosują piąty raz na przysłowiowego Maćkowiaka bo Maćkowiak dzieli w gminie i stołki i pieniądze, w tym te unijne. Niech więc PiS nie zwalnia, bo to co wykombinuje jeszcze dekadencja i tak wykombinuje, niezależnie od tego, czy skróci natychmiast kadencje do dwóch czy też nie.


"Uważni" krytycy z prawej strony twierdzą, że  Jarosław Kaczyński rozpętał wojnę na zbyt wielu frontach, że Marszałek Kuchciński źle postąpił jednak z posłem Szczerbą, i tak dalej, i tak dalej. Takie banialuki mamy co chwilę. Kolejne fronty - małe i wielkie, poważne i rżące - otwierają co wieczór "Fakty" TVN. Tam naprawdę pracują w pocie czoła, żeby ta Polska wolna i niepodległa się nie udała. Czy są tego świadomi? Oczywiście, że tak, bo tak jak ich widzowie to w większości tacy sami dekadenci, lubujący się sami w sobie i tworzący dla takich jak oni, zdegustowanych po prostu tym, że nie jest już tak jak było. Nie chodzi tu o demokrację i żadne wartości, to zwykła przykrywka. Wolność, ta prawdziwa, jest dla nich zagrożeniem. Niewolnicza mentalność gdzieś pozostała w genach, ponieważ w zakamarkach ich umysłów ciągle tkwi ta potrzeba bycia prześladowanym, walki z kontrrewolucją, jakiegoś swoistego cierpienia. Nie jest to jednak cierpienie romantyczne. To jest radosne cierpienie w oparach luzu, śmiechu i rżenia jak ten naród zdurniał. Tak było od samego początku, od Okrągłego Stołu.


Nie ma żadnych poważnych przeszkód, by dokończyć dzieło odbudowy państwa na zdrowych zasadach: na uczciwości, pracowitości i na wolności. Niech więc TVP będzie rządowa, co nie znaczy propagandowa, ponieważ PiS ma przeciwko sobie praktycznie wszystkie prywatne stacje telewizyjne, także nowe kanały na multipleksach. Jarosław Kaczyński, tak zupełnie na serio, nie ma nawet z kim rozmawiać po drugiej stronie. W Nowoczesnej roszady i zdrady (wstyd Panie Petru), w Platformie nikt nie jest w stanie zapanować nad posłem Nitrasem i co więcej jego harce i durne pytania bawią resztę dekadentów z PO. Taki to jest ich dziwny czas, czas dobry dla prawicy. Nic mądrego ani z .N ani z Platformy już nie powstanie. Będą szydzić, wyzywać, blokować i opluwać, bo sądzą, że ZoLT się zerwie. Oczywiście zerwie się jak w galeriach będą kolejne promocje. I jedna przestroga dla medialnych dekadentów. Zastanówcie się, już może nawet nie jako Polacy, ale jako myślący przecież czasami ludzie: nie wstrząsa naprawdę Wami, jak pułkownik Mazguła śpiewa ze "protestującymi studentami" wielki przebój "Chłopców z Placu Broni", a w szczególności jego refren: ".... Wolność, kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem... "?

*http://party.pl/newsy/paulina-mlynarska-napisala-list-do-melanii-trump-109546-r1/

sobota, 21 stycznia 2017

Opętana opozycja jest w stanie paranoi


Jeśli nie można wywołać chaosu w państwie, zniszczyć jego demokratycznych instytucji takich jak parlament, jeśli liderzy partii opozycyjnych wzywają do wypowiedzenia posłuszeństwa rządowi przez policję i wojsko w paranoicznym apelu i jeśli to wszystko, i o wiele więcej, trwa już dobry rok, a Prawo i Sprawiedliwość nadal rządzi i ma się dobrze, to coś trzeba w końcu zrobić: na przykład zjednoczyć opętaną opozycję i zradykalizować swoje działania. Taki ruch zapewne nastąpi, ale być może Grzegorz Schetyna czeka, albo po prostu musi czekać na to co się stanie z Tuskiem. Niech się martwią. To co się dzieje z tak zwanymi autorytetami, antypisowskimi liderami politycznymi jest czystą paranoją. W tej paranoi tkwi - czy nam się to podoba czy nie - część Polaków, wcale nie zagubionych czy nierozgarniętych tylko najzwyczajniej w świecie także opętanych. Unikanie tego smutnego faktu nic nie da. Wyobraźcie więc sobie, że Jarosław Kaczyński mówi o tym, że  jest podsłuchiwany przez zdalnie sterowanego robota i mówi to całkiem serio, mówi publicznie. Nie skończyłoby się na memach. Cała armia europejskich i polskich lewaków pismaków rzuciłaby się na byłego premiera i zażądała badań, szydziłaby z niego, a w niemieckiej prasie byłyby i takie nagłówki: "Paranoik rządzi Polską".


Paranoiczne wypowiedzi Lecha Wałęsy nie budzą co prawda już większych emocji, ale są jakieś granice. Noblista traktuje Polaków jak idiotów mówiąc całkiem serio o tym, że "Bolek" to nazwa maszyny, która go podsłuchiwała, a za tragiczną śmierć swojego syna obwinia historyków. Ryszard Petru, krążący prywatnie po Polsce z Joanną Schmidt*, ale bynajmniej nie za prywatne środki, dobrze wiedział, że ta sprawa wyjdzie na jaw tak czy siak. To jednak wcale mu nie przeszkadza w uprawianiu polityki jakkolwiek on ją rozumie i pojmuje. Skrajna pycha to za mało powiedziane. Paranoją jest obecność tego indywiduum w polskiej polityce, paranoją jest, że  byli esbecy z lat 80 - tych krążą po ulicach i mówią o łamaniu demokracji, a lider PO Grzegorz Schetyna oskarża PiS o metody z lat stanu wojennego. To jest i histeria i obłęd w jednym. Jaki jest cel tego obłędu skoro widać jak na dłoni, że większości Polaków to nie odpowiada, że chcą spokoju, że mają dość awantury?

Wydaje się, że jedyną rzeczą, jaką dziś może realizować w Polsce opętana opozycja i siły zewnętrzne zainteresowane upadkiem rządu Prawa i Sprawiedliwości, jest wywołanie chaosu w głowach Polaków i umocnienie najbardziej zaciekłego antypisowskiego elektoratu. Jeśli rzeczywiście chciano między 16 a 18 grudnia ub. roku dokonać przewrotu, to jest już pozamiatane. Do tego mamy w Ameryce wybór Donalda Trumpa, którego narracja - bo o faktach na razie nie można przecież mówić -  przypomina cele, jakie postawiło sobie Prawo i Sprawiedliwość. Jeśli nowy prezydent USA w ramach swoich interesów z Rosją (najprawdopodobniej przeciwko Chinom i terrorystom) nie poświęci bezpieczeństwa naszego państwa, to mamy w Trumpie bliskiego sojusznika. Na Zachodzie trwa właśnie histeria po jego inauguracyjnym wystąpieniu, a niemieckie media są wręcz przerażone, że będzie chciał blokować import ich aut z Meksyku do Stanów Zjednoczonych. Typowe rozdwojenie jaźni. Niemcy prowadzą wybitnie protekcjonistyczną politykę gospodarczą wobec reszty Europy, o czym przekonały się także polskie firmy.



Ta polska paranoja to oczywiście tylko część tego co dzieje się teraz w Europie, a od kilku tygodni także w Stanach Zjednoczonych. To jest paniczny strach przed tym, że może być inaczej niż było, że nam to też grozi, ten straszny nacjonalizm i faszyzm. De Niro wyemigruje, Streep wyemigruje, kto będzie grał w Hollywood? Zaraza jest już w Polsce i na Węgrzech,  szykuje się we Francji, Angole olewają Unię, ale teraz zaraza dotarła do USA! Nie bardzo wiadomo w jaki amok wpadli na przykład przeciwnicy Trumpa w Waszyngtonie, ale zaczęli niszczyć między innymi kawiarnię Starbucksa. Przecież to nie jest cool. Facet z kitką - wzięty zupełnie z sufitu - przez rok ciąga ludzi po ulicach, jego firma wystawia faktury, których wysokość nijak ma się do treści zleconych w nich usług i nic się nie dzieje, a przecież wykiwał swoich ludzi. On ma nadal wsparcie, wspiera go sam Adam Michnik. Czy to nie jest przejaw paranoi i obłędu? Niech oni się tym martwią, ale było nie było, tym także żyją na co dzień media, obojętnie prawe czy lewe. 


Może trzeba się jeszcze więcej śmiać z tej porażającej głupoty? Cóż takiego dzieje się z ludźmi, którzy mają jakąś tam niezłą kartę z lat osiemdziesiątych, że teraz bratają się z byłymi esbekami? Zapewne są to dla nich również ludzie honoru, podobnie jak generał Kiszczak, bo jak inaczej tłumaczyć tą niewolniczą mentalność? Niestety, ale tak zwane elity III RP wychowały sobie jednak całe pokolenie głodnych i cynicznych wilczków, którzy ogarniają jedynie to, co napisze im Gazeta Wyborcza i co pokaże im TVN. Jeśli asystent europosła Rosatiego poucza na TT, że należy pisać o nazistowskich a nie o niemieckich obozach zagłady, to gdzie jest granica głupoty w polskiej polityce? Jak daleko można posunąć się w działaniu na szkodę własnego państwa? Każdy taki "drobiazg" ma znaczenie, każdy z nich opowiada nam o paranoi opętanej opozycji, całej tej skundlonej klasy politycznej, dla której w sumie nie ma narodu. Naród nie jest ważny, ważni są jedynie oświeceni obywatele głosujący na poprawnych politycznie co cztery lata, bo między wyborami codziennie buzują ich Pochanke i Skórzyński. Nie ma nadziei na żadne otrzeźwienie. Nie będzie go, bo to jest walka przeciwko narodom, przeciwko tożsamości narodowej, przeciwko tradycyjnym wartościom i przeciwko religii katolickiej. Od wczoraj jest to starcie w skali światowej. Nie będzie łatwo ani jednym ani drugim.

* źródło: wpolityce.pl

piątek, 20 stycznia 2017

Opozycja w ruinie

Po wyjściu komórkowców z Sejmu powietrze z polityków uszło jak z pękniętego balona, ale tylko na chwilę, bo przecież dzielne oddziały reporterów z TVN i redaktorów z TOK FM podniosą każdą opozycję na świecie z kolan, zagrzeją do walki, dadzą wskazówki, gdzie można przywalić reżimowi. Rząd zajmuje się nudą czyli rządzeniem państwem, nie wiadomo bardzo o co się przyczepić, a sam PiS z kolei próbuje coś wydrzeć dla siebie z projektu uchwały o bratniej pomocy dla Polski, w związku z wprowadzeniem w Polsce przez Jarosława Kaczyńskiego coś na kształt stanu wojennego, z tą tylko różnicą, że obóz władzy był okupowany przez opozycję, a do tego to ona hasała sobie po Sejmie i po ulicy. Czasami szturchając, popychając, wyzywając i blokując posłom reżimu wyjazd z parlamentu. Skoro balon pękł, trzeba to wszystko jakoś znowu nakręcić, bo inaczej ciśnienie polityczne spadnie do stanu zapaści i ludzie naprawdę zaczną się interesować wystawnymi kolacjami prezesa Rzeplińskiego dla odchodzących sędziów. W każdym razie, póki co, opozycja jest w lekkiej ruinie.
 
Ale nie Wojciech Maziarski z "Gazety Wyborczej". Jeśli ktoś zauważy długą kolejkę na ulicy Czerskiej do redakcji GW, to będzie to kolejka do Wojciecha Maziarskiego, to będą młodzi i starzy, studenci i emeryci, gospodynie domowe i bezrobotni, wszyscy oni chcą do Pana Wojtka, który wyjaśnia to na swojej stronie FB*:
 
„W związku z wystąpieniem min. Błaszczaka uprzejmie informuję, że uczestniczyłem w blokowaniu posłów 16 grudnia w Sejmie.Uprzejmie informuję, że przy kolejnej takiej okazji zamierzam ich znowu blokować. Uprzejmie też informuję, że min. Mariusz Błaszczak może mnie pocałować w d***, aczkolwiek musi się w tym celu zgłosić mailowo i zapisać, bo nie każdy termin mam dla niego wolny” 
 
Nie znamy przyczyny, dla której kolejka do redaktora Maziarskiego w sprawie jego d....... jest tak długa, ale jest to bez wątpienia, obok zaprzysiężenia prezydenta Donalda Trumpa informacja dnia. Minister Błaszczak, co jest oburzające, nie może liczyć na to, że w ogóle dojdzie do samego Mistrza Redaktora, bo ten autorytarnie rozdziela to co ma najlepszego do rozdzielenia. To chyba dość przykre dla redakcji tej bzdetgazety, że tylko to mu już zostało. Zresztą, czy tylko jemu? O chamstwie Maziarskiego, prowokowaniu, szydzeniu nie ma co pisać, to standard wśród elit III RP, choć naprawdę, może ktoś w końcu nazwie poprawnie to zbydlęcenie obyczajów, które najczęściej objawia się w odniesieniu do Jarosława Kaczyńskiego "ten....c....". A może o tym w ogóle nie pisać, przemilczeć? Ruina etyczna i zawodowa tak zwanych dziennikarzy III RP jest w przeciwieństwie do części klasy politycznej trwała, programowa i nieodwracalna.
 
To jednak, w żadnym razie nie może wywoływać samozadowolenia wśród polityków Prawa i Sprawiedliwości, że oni skapitulowali, że to jest sromotna porażka. Tak się stało, ale w żadnym razie to nie jest koniec ich walki o rozwalenie państwa. W tej walce nie są sami, bo jest zagranica, w tej walce będą na wszelkie sposoby podgrzewać swój twardy elektorat, a ten z kolei jest już tak nabuzowany, że gdzieś musi się w końcu wyładować. Nie teraz, nie za tydzień. Zimno, ślisko, i trzeba opatrzyć rany. No i Maziarski musi przynajmniej rozładować kolejkę, trzeba zrobić porządek w KOD, a potem znowu hej do przodu. Dlaczego?
 
 
Dalekosiężnym celem tej walki jest demontaż państwa, jego instytucji i sprowokowanie w końcu obozu władzy do gwałtownej reakcji. Ale to nie wszystko. O wiele groźniejsze w konsekwencjach jest świadome działanie Platformy i Nowoczesnej - przy olbrzymim wsparciu mediów elektronicznych (a przybyło ich na platformach cyfrowych) - że coś takiego jak trefne już na pierwszy rzut oka faktury to nic groźnego (za coś musiał żyć), nieustanne skarżenie się na brak demokracji w Polsce u Merkel czy w Brukseli to nie jest zdrada tylko troska, a wystawne kolacje dla sędziów to taki europejski standard. W ogóle wszystko co robimy my - elitarna opozycja - to kwintesencja kultury, tolerancji i demokracji. I niestety, takiego samego przekonania nabierają zagorzali wyborcy .N i PO.
 
Co więcej, tak jak z reguły czynią to wyborcy, oni jeszcze bardziej upraszczają sobie obraz świata, który serwują im "Fakty" TVN, przez co stają się o wiele bardziej antypisowcy od samego Stefana Niesiołowskiego. Ci wyborcy nie znikną nawet wtedy, gdyby zniknęła cała PO i Nowoczesna. Efekt tej propagandy to na przykład zdziczenie pod Wawelem. I w to grają. Wszystko co podłe, nieprzyzwoite staje się normą, choć niby tego nie pochwalamy. To nieprawda. Oni kibicują zdziczałym z nienawiści wyborcom, cieszy ich każdy akt przemocy, zadymy, plucia na obóz władzy, dla nich wprost na wagę złota jest każdy "ch..., d...", szczególnie wtedy, gdy wulgaryzmami sypią tak zwani artyści - nowe autorytety w dziedzinie rynsztokowego języka. Prawdziwa ruina.
 
 
*Źródło; DoRzeczy.pl

wtorek, 17 stycznia 2017

Obóz destrukcji w budowie

Jeśli ktoś uważnie śledzi nie tylko znakomite skoki Kamila Stocha, ale także i to co mówi on po kolejnych zwycięstwach, to mówi zawsze o dobrze wykonanej pracy i o tym, że przed nim kolejne wyzwania. Coś w tym jest: nie tylko skromność, ale także przeświadczenie, że nawet po kolejnym zwycięstwie, cieszyć Dlatego tak ważna wypada się krótko, a potem trzeba jeszcze więcej pracować nad sobą. Podobną filozofię wyznaje premier Beata Szydło i to nie jest jakaś "pijarowa" zagrywka, bo byłaby zresztą marna. Premier ma po prostu podobne podejście jak Stoch do tego co robi, skupia się na codziennej pracy i na tym co jest do zrobienia,  a nie na tym, co się udało. Zapowiedziała dziś #Rok nowych zadań dla rządu,  w tym zaczynający się jutro przegląd poszczególnych ministerstw. Żadnych fajerwerków, żadnych ochów i achów o tym co było, bo w gruncie rzeczy nie ma na to czasu, jest to niepotrzebne, a do uporządkowania państwa jeszcze sporo brakuje. Poza tym, po drugiej stronie barykady prym wiodą polityczni frustraci i szaleńcy oraz mali kamerzyści. Obolały ideolog Sławomir Sierakowski ma rację, że prawdziwej opozycji już nie ma, bo w jego rewolucyjnej i lewackiej wizji, oni w w tym Sejmie powinni być tak długo, aż ktoś ich w końcu pobije do krwi i wyciągnie za nogi przed parlament. A tam czekaliby już Kijowski i KOD, Niesiołowski i Balcerowicz, Michnik i Beata Kozidrak, Martin Schulz i George Soros, a kuchnią polową dowodziłby jak nic sam Maciej Stuhr. Rannych opatrywałyby zapewne Magdalena Cielecka z Krystyną Jandą, a bezpieczeństwa pilnowaliby na mur byli esbecy ze stanu wojennego, tak bardzo skrzywdzeni przez reżim Kaczyńskiego. Zidiocenie byłoby pełne, za to tak zwany Zachód, razem z Moskwą mówiliby to samo: coś trzeba w końcu zrobić z tą Polską.   



PiS odnosi sukcesy w rządzeniu, odnosi sukcesy w polityce zagranicznej, ma wysokie poparcie społeczne i tego na razie w żaden sposób totalna opozycja mu nie odbierze. Pozostaje więc tylko nieustanne obrzydzanie Polakom i mitycznemu Zachodowi tego sukcesu: a to koniec demokracji, a to nielegalny budżet, straszenie Białorusią, zapaścią gospodarczą, w ogóle upadkiem Polski i wykluczeniem nas z Unii Europejskiej, a jak za mało to zawsze pozostaje jeszcze faszyzm. Mówić na PiS można dosłownie wszystko, można nieustannie powtarzać każdą bzdurę, każde kłamstwo, każdą brednię, bo w Polsce i zagranicą jest nadal zapotrzebowanie na taki ściek. Bo są u nas wyborcy - i to jest poważny elektorat - którzy łykają każdą paranoję i kłamstwo głoszone przez obóz destrukcji. Tak trzeba go nazywać, bo destrukcja demokratycznego państwa jest jego jedynym celem, zresztą była ona tym celem także przez osiem lat rządów Platformy i tak zwanych elit III RP. To, co robili Nitras z Muchą w Sejmie było destrukcją i anarchią, to, że Grzegorz Schetyna chciałby postawić  Prezydenta Dudę przed Trybunałem Stanu za podpisanie budżetu jest ciągiem dalszy tej paranoi, która zaczęła się zaraz po wyborach w 2015 roku. To jest konsekwentne burzenie demokracji, to jest trockizm i liberalizm w jednym. To jest najkrócej mówiąc ideologiczna paranoja.



Dlatego tak ważne jest nie tylko to, co dobrego czy mniej dobrego robi rząd Prawa i Sprawiedliwości, ale także jak to robi, jak się komunikuje z Polakami, jak zachowują się politycy prawicy, jak działają media publiczne. Nie chodzi tu o wizerunek PiS tylko o profesjonalizm samego rządzenia, tego na co dzień, chodzi o skromność, pracę i wystrzeganie się poczucia pychy, że oto już po nich, że się skompromitowali i teraz PiS będzie rządził jak mu się tylko podoba. To być może banalne uwagi, ale obóz destrukcji w Polsce właśnie się tworzy, ten obóz nie ma lidera, ale są za to ludzie gotowi poprzeć nawet najbardziej radykalne działania przeciwko formacji Jarosława Kaczyńskiego, także te ewidentnie szkodliwe dla Polski, co już miało miejsce przy okupacji Sejmu. To nie ma dla nich znaczenia, myślą tak jak im to mówi TVN czy GW, że teraz patrzą na nas z Brukseli czy z Berlina jak na krainę ciemności i dyktatury. Obóz destrukcji nie jest wymysłem, on działa od roku, każdego dnia, w każdej redakcji opozycyjnych dziś mediów, a wszystko to nie ma nic wspólnego z poważną debatą. To jest zabawa, granda, to jest czysta nienawiść do innej Polski, nie takiej jaką stworzyli sobie i dla siebie po 1989 roku. Dość beznadziejna sytuacja... dla tak ważnych myślicieli jak Tomasz Lis czy Jacek Żakowski, w ogóle trudno im żyć w takiej nie ich Polsce. Ale obóz destrukcji jest w budowie, więc i dla nich znajdzie się tam odpowiednie zajęcie. Wycofać się z tej głupoty już się chyba nie da, bo to dopiero byłaby niezła paranoja.       

sobota, 14 stycznia 2017

Lepsi Polacy w odwrocie

Właściwie, należałoby w tytule przy słowie lepsi użyć cudzysłowu, ale niech owym lepszym będzie, że tak jest, że są tym ważniejszym i mądrzejszym sortem Polaków, który ze zgorszeniem patrzy na faszyzację Polski. Porażka opozycji, ich demokratycznej szpicy doprowadziła do tego, że na pewien czas ucichną, będzie ich mniej na manifestacjach, bo muszą jakoś przetrawić tę sejmową traumę. Z drugiej strony, ten cienki pucz średnio ich obchodził - ot po prostu trochę rechotu z Kaczora, że mu stanęli nasi okoniem i nie chcą opuścić parlamentu. Średnio też przejmują się lotem Petru czy fakturami Kijowskiego. O czystość rewolucyjną dbają tylko nieliczni zatroskani publicyści z TOK FM. Wyborcom PO czy Nowoczesnej, mówiąc brzydko, lata to i powiewa, a dla części z nich Rysiek po prostu się zakochał i co w tym złego? Będą jednak stać murem  za totalna opozycją, bo ona jest dla nich jednak emanacją europejskości, inteligencji, odpowiedniego wykształcenia czy wreszcie tak pożądanej przez twardy elektorat wielkomiejskości. Dlatego dość sceptycznie trzeba oceniać te zachwyty nad masakrą opozycji, bo ona i tak się otrząśnie, odpocznie i za dwa miesiące, albo i szybciej, znów przystąpi do szturmu, najprawdopodobniej wezmą teraz na tapetę likwidację gimnazjów, ale tu z kolei mogą mieć także problemy z własnym elektoratem. Odsiecz Brukseli, jakieś groźby biadolenia, że wiecie, rozumiecie, wasz budżet jest nielegalny, jest nierealna, ale będą się czepiać każdego przecinka, co zresztą i tak robią.

Problemem dla Polski, dla naszego państwa, nie jest opętana opozycja, dziś rzeczywiście osłabiona i podzielona, tylko ta część Polaków, na której przeprowadzono w III RP skuteczne pranie mózgu. Naprawdę, to nie teoria, lepsi Polacy nie oglądają TVP, nie słuchają publicznego radia, jeśli już to tylko TVN i Wyborcza. Lepsi Polacy wcale się nie zmienili i tak jak osiem lat temu, tak i dziś uważają wyborców Prawa i Sprawiedliwości za prostaków, moherów, głupich, naiwnych, wsiowych, tępych, zaściankowych, antysemitów, kołtunów ( to już wyższy poziom GW) czy po prostu sfrustrowanych i biednych, co to im się nie udało i nie wyszło w życiu, tak jak im wyszło super i jest zajefajnie. Nie jest trudno walczyć i pokonać wypaloną PO czy Koło Histeryczek z Nowoczesnej, choć to bardzo ważne dla jakości polskiej polityki, dla jej powagi. Problemem realnym jest bardzo głęboki podział Polaków, który nie wynika bynajmniej z silnych przekonań politycznych (to byłoby nawet wskazane), tylko ze stosunku lepszych Polaków do państwa, ich ukrytych kompleksów oraz  poczucia wyższości. Dla nich Jarosław Kaczyński jest mały, krnąbrny, taki mały dyktator i zapewne chce im zabronić dostępu do TVN. Paranoja na punkcie PiS wśród lepszych Polaków jest wręcz kliniczna i głębsza niż u Stefana Niesiołowskiego.


Dlaczego tak wstrząsnęło, szczególnie  warszawskimi elitami rodem z PRL i III RP, określenie gorszy sort? Bo psychologicznie to był dla nich szok! Jak można? Oczywiście oni są jak dobrodzieje. Jeśli jakiś skruszony pisowiec jak Kazimierz Marcinkiewicz przyjdzie do nich, to przytulą go i strawę dadzą, jednym słowem nadadzą mu prawdziwy europejski sznyt. Jak będzie dwóch takich ananasów, jak choćby Ludwik Dorn, to powiedzą, że na prawicy został już tylko sam Ciemnogród. Najistotniejsze jest jednak owe poczucie wyższości, lepszości, tej wyimaginowanej europejskości, która dziś - po upadku postmodernizmu - nic już nie znaczy - nie jest nawet świecką tradycją, bo jedyne wartości jakie naprawdę łączyły Europejczyków, czyli wspólne korzenie religijne i kulturowe, zostały na Zachodzie zagonione do kąta. Ale na Zachodzie jest przynajmniej na temat, nawet w kręgach nawet liberalnych jakaś refleksja i dyskusja, nawet zwrot na prawo, w Polsce natomiast nadal króluje bolszewicka postmoderna, taka przedziwna mieszanka trockizmu, komunizmu, zamordyzmu i zachodniego postmodernizmu.    

Państwo nie nasze, to nie chcemy takiego państwa, to przyzwalamy na okupację Sejmu, na lewe faktury, na wszelkiego rodzaju skandale.Tak myślą na co dzień owi lepsi Polacy, wystarczy z nimi porozmawiać, wystarczy zajrzeć na portale społecznościowe.  Z drugiej strony, żelazny elektorat PiS też nie jest dłużny wrogiemu obozowi. Rzadko jednak  się zdarza, by walenie w wyborców obecnej opozycji wynikało z poczucia wyższości. Jeśli już, to najczęściej z pobudek patriotycznych, że głosują na zdrajców Polski, którzy szukają pomocy w Brukseli, że ich liderzy nie szanują świąt, tradycji, obyczajów, że są skorumpowani. Argument o wyższości się nie pojawia, bo w wyborcach prawicy nie ma zasadniczo tej olbrzymiej pychy, nie tylko politycznej ale i tej codziennej, okazywanej wszystkim "głupszym" lub inaczej myślącym. To jest zmora elektoratu Nowoczesnej i  Platformy, nie całego oczywiście, ale jego zdecydowanej większości. Ta większość, liczona przecież w milionach, została już tak urobiona, że żadne porażki ich partii nie są im straszne. Do końca swoich dni będą żyć w przekonaniu, że są tymi lepszymi, bardziej udanymi Polakami. Że to jest żałosne? Że to jest chore? Przecież od samego początku tak zwanym elitom III RP chodziło o wychowanie nowego typu Polaka - bez polskości, bez tradycji, bez Boga, bez wspólnoty. Egoisty i cynika, ale posłusznego tak jak w PRL jednej opcji politycznej - nowej przewodniej sile narodu.                         

wtorek, 10 stycznia 2017

Rozwydrzenie

Adam Szejnfeld, wybitny złotousty przedstawiciel napchanych do bólu głowy najczystszą demokracją, mówił w telewizji o blokowaniu sali sejmowej mniej więcej tak: ....nikt nie będzie nam mówił jak mamy protestować, to my decydujemy o tym jak chcemy protestować. I właściwie po co więcej cytatów? Wystarczy. A jeśli dorzucimy do tego brednie Neumanna wypowiadane do kamer, że nie ma budżetu, że w ogóle chyba nic nie ma co zrobił lub powiedział PiS, a czego oczywiście nie akceptuje PO, a poza tym większość sejmowa to też jakaś hucpa pewnie, bo bez udziału Platformy nie ma w ogóle na świecie żadnej większości, żadnej demokracji, nie ma niczego sensownego. Tuby medialne opozycji, a są one nadal potężne, nie tylko wspierają to zidiocenie obyczajów politycznych w Polsce, ale wręcz pompują je jak mogą, i to w sytuacji, gdy dwóch liderów dostało mocno po łapach, a jeden z nich w zasadzie został ustrzelony, więc teraz może już spokojnie łazić po paryskich perfumeriach - bez stresu i bez buławy. W tak zwanych mediach pisowskich przyznaje  się, nie wiedzieć czemu, że Marszałek Marek Kuchciński dał się sprowokować, że się nawet trochę pogubił. Gubią się jednak redaktorzy opowiadający takie bzdury. W polskim Sejmie przez cały 2016 rok trwało nieustające rozwydrzenie: wniosek formalny za formalnym, mowy kompletnie nie na temat, krzyki i wrzaski, blokowanie mównicy, etc. Kuchciński powinien dostać order cierpliwości. Trzeba nazywać to co robi na Wiejskiej PO i Nowoczesna po imieniu: rozwydrzenie, chamstwo a teraz doszło ewidentne łamanie regulaminu Sejmu RP i prawa karnego.

Niech nikogo nie dziwią głosy zwolenników PiS, żeby całe to towarzystwo pogonić z sali sejmowej, żeby usunąć ich po prostu siłą. Ludzie nie mają czasu na analizy politologiczne, czy to się opłaca, czy Zachód może wypowie nam wojnę w obronie Szejnfelda i posłanki Muchy. Oczekują spokoju, sprawiedliwości i normalnego życia. Obłęd takich ludzi jak Szejnfeld, Neumann czy Schetyna nie rozwali być może Polski, ale rozwali im własną partię. Do tego wszystkiego ci ludzie popadli w schizofrenię. Żyją bowiem nadal w PRL-u: czarna noc grudniowa 2016, przyjdzie ZOMO, gorzej niż w stanie wojennym, który - jak wiadomo - był wydarzeniem kulturalnym. To naprawdę nic dziwnego, że większość tej przefarbowanej po 1987 roku przez Wałęsę Solidarności i opozycji, która zawarła pakt z komunistami, tak bratała się z Kiszczakiem, tak mówiła, jacy ci esbecy byli jednak profesjonalni, co tam...., czytali wieczorami Platona i Heideggera. Nic dziwnego, że profesjonaliści z dawnych lat tacy jak pułkownik Mazguła stają się idolami opozycji. Bo to jest ten sam pień ideologiczny, ten sam. Mamy czyste rozwydrzenie i wielką pychę, której wzorcem, co najmniej europejskim, powinien zostać Adam Szejnfeld.

Niektórzy łudzili się, że Grzegorz Schetyna jakoś opanuje ten swój partyjny bajzel, te śpiewki przyśpiewki i zapach krwi, którego tak rządni są tak zwani młodzi z PO. Nic bardziej mylnego. Schetyna już tylko broni się przed tym, żeby w ogóle go nie wycięli, tak jak to zrobili z Kijowskim. Schetyna w gruncie rzeczy nie ma już nic do gadania. To zakładnik Tuska. I tu rozpoczyna się kolejna aberracja medialna, której jesteśmy świadkami od kilku dni, czyli "Powrót Tuska". Może ten cyrk z Petru i Kijowskim rzeczywiście wygląda jak czyszczenie przedpola dla "zbawcy" opozycji, ale przecież ten człowiek z marszu, zaraz po powrocie, powinien zostać postawiony w stan oskarżenia za działanie na szkodę Polski, choćby tylko w tym jednym aspekcie Katastrofy Smoleńskiej: zgoda na przyjęcie Konwencji Chicagowskiej w sprawie śledztwa, która już na starcie skazała nas tylko na łaskę Rosjan, konwencji, która zresztą dotyczy lotów cywilnych a nie lotów wojskowych, a ten z 10 kwietnia 2010 roku był ponad wszelką wątpliwość lotem wojskowym. Donald Tusk to zdarta płyta i żaden z niego polityk, tylko sprytny dawca kasy i przywilejów. Trzeba też pamiętać, że to Tusk jest twarzą wszystkich grzechów i skandali PO, a nie dajmy na to taki Schetyna. Oczywiście, on odleciał niebywale, ale nie jest idiotą i zdaje sobie sprawę z tego, że Platforma wzięła kurs na rozwalenie państwa za wszelką cenę.

Powtarza więc te wszystkie brednie, że 33 posiedzenie Sejmu nadal trwa, że oni są na sali, że czekają na wznowienie przerwanych obrad, a tak poza tym to ... nie idźcie na to spotkanie! - wzywa niemal szef PO innych liderów opozycji. Można przypuszczać, że macherzy z PO jakoś tam sobie na użytek wewnętrzny badają nastroje społeczne, także wśród swoich zwolenników, może im wychodzi, że trzeba jednak krwi? I tu w zasadzie jedyna radosna wiadomość dla Neumanna i Szejnfelda, dla Muchy i Pomaski: udało się Wam rzeczywiście doprowadzić, dzięki wsparciu Lisów, Sobieniowskich i Żakowskich do takiego umysłowego bajzlu w głowach wielu wyborców PO, że oni pójdą za Wami w dym, chwycą za klawiatury, oni w przeciwieństwie do Waszych partyjnych cyników naprawdę wierzą w to, że tu jest dyktatura i faszyzm. A tak poza tym, podobnie jak liderzy PO, sprawy Polski i naszego państwa mają głęboko w .... poważaniu. Dlatego 11 stycznia w Sejmie będzie bardzo gorąco i dosłownie wszystko jest możliwe, nawet kolejna rozróba i przepychanki. Decydenci w Brukseli i Berlinie stracili już cierpliwość i żądają konkretów. Śpiewająca Mucha to naprawdę za mało.   

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Łomem zamiast na rozmowy

Właściwie to Platformie Obywatelskiej nie pozostało już nic innego jak chodzić na rozmowy z PiS z pospolitym łomem w ręku. Oto partia, która przez osiem lat zwiększyła dwukrotnie zadłużenie kraju do biliona złotych, która uprawiała i nadal uprawia polityczną gangsterkę na co dzień, która ośmieszyła się i skompromitowała, dopuszczając do podsłuchu rozmów najważniejszych osób w rządzie, otóż ta partia, co jest zupełnie wyjątkowe i niepowtarzalne w sakli europejskiej, mało tego, że jeszcze w ogóle istnieje, to uważa, że władza w Polsce nadal do niej należy, choć rok temu przegrała wybory. Poranny popis posła Sławomira Neumanna w Sejmie (w TVP INFO) powinien być pokazywany w telewizji (w całości) co godzinę. Tak nakręconego i pobudzonego polityka PO już dawno Polska nie widziała, tak kłamiącego i tak aroganckiego, dosłownie  w każdym zdaniu. I to w chwili, kiedy naprawdę zaczyna się poważnie mówić o kompromisie i porozumieniu. Rozwalimy Polskę jeśli nie będzie nasza! - to jest hasło PO na dziś i najbliższe miesiące. Zachowanie Neumanna czy Schetyny nie pozostawia już żadnych złudzeń. Szefowi PO nie odpowiada zaproszenie marszałka Karczewskiego, bo jest z Senatu.... Do tego dzwoni do niego o 7.36. (!), kiedy Pan Grzegorz jeszcze pewnie smacznie odsypia weekend. Czy oni są kretynami? Oczywiście nie, to zwykli polityczni łomiarze, sumiennie wykonujący to, co płynie z Brukseli, czego życzy sobie stary europejski układ, czego życzą sobie Niemcy.  Politycy Platformy wcale się z tym nie kryją, a to napiszą antypolską w wymowie rezolucję dla PE, a to oplują w zachodnich mediach rząd, innymi słowy, robią to co służy im samym, ich interesom i interesom politycznej trupie z Brukseli i Berlina. Do tego wszystkiego ścigają się z Petru, być może nawet to oni go umoczyli, a nie przypadkowy pasażer. Od wczoraj łomiarze z PO zachowują się tak, jakby mieli za sobą rosyjskie tanki. To jest zwykłe awanturnictwo polityczne i ono nie jest śmieszne, jest żenujące i antypolskie, i tak to trzeba po imieniu nazywać.



Można obarczać winą Marszałka  Kuchcińskiego, że dał się sprowokować zwykłemu politycznemu łomiarzowi, można dyskutować z opozycją o potrzebie ponownego głosowania nad poprawkami do budżetu w Sejmie, wiele można, ale nie można dalej się cofać, słuchać tych bredni, którymi karmili dziś dziennikarzy Schetyna i Neumann. Niech im nawet ten radykalizm da +5% w sondażowym poparciu dla partii politycznych, niech się ten ich żelazny elektorat najeży jak nigdy, ale co z tego? Co z tego będzie miała tak na serio polska demokracja czy sami Polacy? To nie jest aberracja jednego Szejnfelda czy zdradzonego przez Nowoczesną Tomasza Lisa (co za trauma!) , to jest bardzo konsekwentna - prowadzona co najmniej od dekady - polityka demolowania Polski, sprowadzenia jej do roli najwierniejszego kelnera Brukseli i Berlina w Europie. Za to były i mogą być kolejne frukty. Mają swój wierny elektorat, kiedyś lemingów a dziś frustratów, że nie jest jak było, choć i tak daleka jeszcze droga do posprzątania demolki jaką pozostawiła po sobie PO. Nie dziwi więc ten brak obecności na rozmowach, bo w Platformie nie było i nie ma zgody na bycie opozycją, nie ma zgody na rząd Prawa i |Sprawiedliwości, w ogóle nie ma tam zgody na samodzielną Polskę, tylko na wasala. Bo co jak co, ale wasalizacja Polski wyszła PO znakomicie. Dym Neumanna i Schetyny ma miejsce nie tylko w dniu, kiedy reszta opozycji siada do rozmów (nieważne już z jakich pobudek), ale także w dniu, kiedy do Polski wjechały pierwsze czołgi amerykańskie, kiedy po raz pierwszy od upadku komunizmu, będziemy mieli stałe wsparcie amerykańskich wojsk pancernych za linią Wisły.



Platforma Obywatelska może być spokojna o wsparcie medialne w Polsce i na Zachodzie, może być spokojna o przybycie pod Sejm swoich prowokatorów, "zakrwawionych" od ciosów policji, to się da zrobić. Da się nawet sprowokować jakieś nowe przepychanki w Sejmie. Po co? Bo ten upór PO ma swój głęboki sens. Takie czy inne wyjście z Sejmu, bez zadymy, bez poobijanych szczęk, to porażka całej opozycji, to raczej pewna zgoda na to, że Prawo i Sprawiedliwość będzie rządziło do 2019 roku, a może i dalej. Nie ma zgody na kompromis! Macie obalić PiS, nawet poprzez prowokację, rozruchy czy rozlew krwi - tak zdają się brzmieć ponaglenia z zagranicy. Bo grunt pod nogami traci i Holland i Merkel. Polska ma być pokorna, to ma być Polska Tuska. W tej kwestii Schetyna nie ma nic do powiedzenia, zresztą sam karnie jeździł już do Brukseli po pomoc. Nie jest ani zabawnie, ani śmiesznie, jak sądzą niektórzy.  Jest śmiertelnie poważnie, ponieważ jesteśmy ważni w Europie i jako państwo i jako naród. Polityczni łomiarze są dziś w PO górą i wykonają każdy rozkaz, byle tylko obrzydzić wszystko co robi PiS, byle tylko wywołać chaos i trwogę zachodnich mediów o los umęczonej polskiej demokracji. Bez wątpienia, na końcu tej drogi są rozwiązani siłowe, na które tak bardzo liczą dziś łomiarze.   

czwartek, 5 stycznia 2017

Tajfun w opozycji

Demolka opozycji trwa w najlepsze,  a właściwie samodemolka. Pamiętamy dobrze te sceny z wiosny 2016 roku: KOD maszeruje, kilkadziesiąt tysięcy ludzi na ulicach Warszawy, przyklejają się do KOD-u jak mogą Schetyna, Petru, Wałęsa i wszyscy najmądrzejsi dziennikarze III RP, Lis i Żakowski mówią już o milionie, który za chwilę wyjdzie obalić dyktaturę. Tymczasem w spokoju i z premedytacją lider "oburzonych" Mateusz Kijowski dzielnie nadzoruje sieć informatyczną KOD, broniąc jej przed atakami rozwydrzonego, młodego Ciemnogrodu. Mija pół roku  i dziś mamy oto przedziwną konferencję prasową członków Zarządu Stowarzyszenia KOD*, która jeszcze bardziej pogrążyła Kijowskiego, zamiast cokolwiek wyjaśnić lub uspokoić zawiedzionych sympatyków ruchu. 
Radomir Szumełda i Magdalena Filiks z Zarządu KOD nie wiedzieli o tych przelewach na 90 tysięcy zł, dowiedzieli się całkiem niedawno, nie mieli nad tym kontroli, bo kontrolę nad zbiórką pieniędzy miał Komitet Społeczny KOD, a jego działalność już wygasła (31.10.2016 r. KS KOD złożył sprawozdanie ze zbiórki**) i teraz zarząd bada te faktury, ale i tak są zaskoczeni, a Radomir Szumełda jeszcze do wczoraj nie wiedział nawet, że to firma Kijowskiego była (jest?) administratorem ich strony internetowej, natomiast Pani Filiks była przekonana, że w Komitecie Obrony Demokracji wszyscy wszystko robią za darmo, że to jest po prostu jeden wielki wolontariat i jedna wielka idea. No nie jest. Do tego wszystkiego Radomir Szumełda mówi wprost, że przecież są inni liderzy w KOD (on też?), a nie tylko Kijowski i prosi dziennikarzy, żeby ich pokazywać. Efekt tej chaotycznej konferencji prasowej jest taki, że Kijowskiego oficjalnie nie ustrzelono, ale ustrzelony i tak został. Prawdziwy tajfun w opozycji, a przecież trzeba się mobilizować przed 11 stycznia.  

Rozmiękczony Sylwestrem Ryszard Petru szuka porozumienia z PiS, żeby wyjść już z tego Sejmu, w końcu jest tyle fajnych rzeczy do robienia, no więc PiS go rozgrywa, może mu rzuci jakieś "koło ratunkowe" i to tylko dlatego, żeby wkurzyć zdumionego Grzegorza Schetynę. Co on ma z kolei począć z pobudzonymi do imentu Muchą, Pomaską i Nitrasem, tego nie wie nikt. Tak jak chodzili z telefonami po sali, tak chodzą dalej i gadają do nich z pobudzonymi oczami, przekonani, że lud III RP stoi za nimi murem, murem - dodajmy - w granicach 10-15%  poparcia według ostatnich sondaży. Platforma więc się zwija, a Nowoczesna, która tak naprawdę nie wiadomo czym w ogóle jest, ma się całkiem nieźle, bo jej wyborcom Petru się podoba - no i co nam zrobicie?    

W tym totalnym już trzęsieniu ziemi, które kończy się dla opozycji całkowitym potrzaskiem (szczególnie po opublikowaniu nagrania z Sali Kolumnowej Sejmu), zastanawia naprawdę jedno: Na co Schetyna, Petru, Lubnauer czy Kopacz liczyli, kiedy rozpoczynali blokadę sali obrad, kiedy jawnie zaczęli łamać polskie prawo? Że będzie jakiś tumult społeczny? Wierzyć się wprost nie chce, że myślący z III RP nie planowali sobie kilka ruchów naprzód, że grali w swoje polityczne szachy na chybił trafił, albo laufer tu albo tam, bo to i tak bez znaczenia. PiS, w zasadzie, nie musi nic już robić, poza utrzymaniem twardego stanowiska wobec okupujących polski parlament. Może sobie nawet pozwolić na jakieś poprawki w Senacie, może nawet odbyć się w Sejmie ponowne głosowanie, ale nie musi. Tymczasem tajfun w Platformie dopiero się zaczyna. Opozycja w Polsce, skupiona wokół radosnej III RP, przestała być obliczalna. Jeśli Schetyna nie uspokoi "młodych" zbuntowanych, to oni narzucą mu dalszą radykalizację protestu.  Do tego przed Sejmem ślęczy jakaś nowa formacja Obywatele RP,  która idzie w żądaniach dalej niż KOD. Tylko Ryszard Petru nie ma wokół siebie poważnej konkurencji, a jedynie chórek politycznych filipinek, gotowych na wszystko. Że to jest prawdziwe przesilenie w opozycji to już więcej niż pewne, że PiS wyjdzie z tej batalii zwycięsko też pewne. Ale niestety, tego co jeszcze mogą zrobić  polityczni frustraci z PO czy z Nowoczesnej, tego nie wiemy. Bo KOD został dziś dość skutecznie uśpiony.  

*źródło: TVP INFO
** Komunikat KS KOD z 5.11.2016 r.   (https://www.ruchkod.pl/komunikat-komitetu-spolecznego-komitet-obrony-demokracji-5-listopada-2016-r/

środa, 4 stycznia 2017

Najwyższa pora na Sexit

Jaki protest takie skojarzenia, ale słowo "SEXIT" w tytule nie ma nic wspólnego z wypadem ("flajtem") Ryszarda Petru do Portugalii, co więcej, niech sobie facet poukłada swoje sprawy prywatne w spokoju, co uczyniła już ponoć jego partyjna koleżanka. Sexit bez wątpienia kojarzy się z seksem, ale w tym przypadku chodzi o sprawę tyleż poważną, co żenującą i w sumie nieuchronną, czyli o wyjście bojowników z brygad wolności z naszego, polskiego parlamentu. To wyjście jest nieuchronne, i tylko od samych bojowników i ich liderów zależy to, czy zrobią to z klasą czyli zachowają się sexy, czy też będziemy mieli do czynienia z kolejnym "żenua", z histerią, w której - to całkiem niewykluczone - jakaś posłanka z Nowoczesnej uderzy się sama przed Strażą Marszałkowską pięścią w twarz, potem upadnie i zacznie krzyczeć: W twarz?! W twarz?! Sexit z Sejmu i tak zawładnie na chwilę internetowymi wydaniami zachodnich dzienników na stronie 27 lub 28, może też trafić do wiadomości ZDF lub ARD. Teraz, po cichu, lewacy liczą na pogrom w stylu kieleckim, tyle, że w Ełku, podgrzewając w sieci atmosferę wokół zabójstwa młodego Polaka, a redaktor Piotr Pytlakowski podkreśla, że on nie był "grzecznym chłopcem", miał "świeże sprawy", jak by to miało jakiekolwiek znaczenie dla tragicznej śmierci za dwie butelki napoju.

Jeśli próba kolejnej zadymy, tym razem lewackiej, nie powiedzie się, trzeba będzie się skupić na pogrążeniu państwa w chaosie, na zszarganiu opinii o Polsce za granicą na ile się da, na przykład poprzez jakiś wymyślny sposób Sexitu, bo padanie przed maskami samochodów nie wyszło. W rządzie liczyli trochę na Grzegorza Schetynę, że namówi bojowników do wyjścia, że jego realizm polityczny i widoczna niechęć do okupacji sali sejmowej skłonią całą PO do ustępstw. W końcu łamią prawo i regulamin sejmowy, i tylko czekają na to jak śpiewającą Joannę Muchę będą ciągnęli po dywanie pisowscy oprawcy przebrani w mundury. Liczą też na górników w kaskach, bo wtedy zawsze wystarczy jeden fałszywy górnik z kijem, żeby faktycznie doszło do rozróby. To jest w sensie dosłownym i na poważnie mordowanie wizerunku Polski i spokoju w państwie, które na tle Europy Zachodniej od setek lat, a nie od 1989 roku jest oazą spokoju.

Jeśli Grzegorzowi Schetynie pozostały jeszcze resztki rozsądku, może doprawdy wyjść sam z tej hucpy i paranoicznej sytuacji, nawet jeśli pozostanie tam Szczerba z Budką i śpiewającą Muchą. Podział w PO jest faktem, co więcej rozkład PO jest tak samo nieuchronny jak ów Sexit. Doprawdy, Schetyna wygląda w tym swoim fotelu sejmowym, jak kiszony ogórek w słoiku, a przecież jest tyle miejsca wokół! Dla PiS jest to z kolei poważna próba odpowiedzialności politycznej za państwo. I nie ma co krzyczeć, żeby ich stamtąd pogonić, bo to jest teraz ich jedyne polityczne marzenie. Spokój, spokój i profesjonalne przygotowanie wszystkich służb na każdy możliwy scenariusz. Tym bardziej, że mają aktywnych kibiców do rozpętania zadymy, i na Wschodzie i na Zachodzie. W sumie nic nowego. Sexit może być też kompromisowy, co będzie jednak jednoznaczne z uznaniem przez Platformę i Nowoczesną, że w Polsce rządzi Prawo i Sprawiedliwość. Psychologicznie będzie to dla nich porażką, ale czy mają lepsze wyjście? "Flajt" Petru, jego jakieś sercowe być może sprawy, mogą mu paradoksalnie pomóc. Może zrobić tak jak Schetyna swój własny Sexit, powołując się na swoją skomplikowaną sytuację osobistą, i nie będzie w tym chyba cienia przesady. Jeśli wyjście awanturników z Sejmu zakończy się kompromisem, to dla takich ludzi jak Budka czy Nitras nie będzie już dobrego klimatu w PO. Tylko czy chce ich aby na pewno .N? Grzegorzu Schetyno! Zrób ten Sexit! Jarosław Kaczyński liczy na Ciebie....

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Sylwestrowy zamęt bez Petru

Raczej trudno uwierzyć w to, że Tomasz Lis i jego elity oglądali Sylwestra z Dwójką albo "Szopkę Noworoczną" w TVP 1. Można nie lubić disco polo i nie znać Zenka Martyniuka, można drwić z wyborców PiS- u, można nawet nie lubić Polaków, ale co takiego w głowie Lisa i innych pisożerców się dzieje, jakie procesy chemiczne tam zachodzą, jeśli zachodzą, że im się w ogóle chce pisać z takim obrzydzeniem o disco polo, o piosence, którą Zenek Martyniuk wykonał razem z Marylą Rodowicz w Zakopanem? Ludzie w ten wyjątkowy wieczór bawią się przy bardzo różnej muzyce, także lekkiej i łatwo wpadającej w ucho, i tak ogólnie to są odprężeni. A ci nie, usta zaciśnięte, a w ustach jad na każdą okazję, na każdą minutę ich zmarnowanego przez PiS życia. Koncert w TVP2 miał największą oglądalność nie z powodu owych "zielonych oczu", ale dlatego, że w porównaniu z Polsatem i TVN miał najwięcej gwiazd, najlepszą scenografię, był najlepiej zrealizowany i wybrano najciekawsze miejsce - zimowe Zakopane. Do tego jeszcze ten szok opozycji po "Szopce Noworocznej", żądania dymisji prezesa TVP Jacka Kurskiego, że chłam, że skandal, że kloaka. Jednym słowem, PiS nie odpuszcza nawet na polu szeroko rozumianej kultury, czym doprowadził do traumatycznej nocy sylwestrowej wszystkich  obrońców demokracji. No może nie wszystkich.....

W jakim celu,  z kolei, Adam Michnik udał się w Sylwestra przed Sejm do stacjonującej tam awangardy myślenia i Agnieszki Holland, to tylko on sam chyba o tym wie. Mówił prawie do nikogo i właściwie nic nie powiedział. Na tyle nic, że jego obecność pod Sejmem przemilczały nawet "Fakty" o 19.00.  Tak wyglądało smutne pożegnanie roku przez opozycję, bo przecież trzeba tu dodać zmęczonych, zestresowanych i zdeterminowanych posłów okupujących Sejm. Bez dzieci i rodzin, bez znajomych, bez domowych kotletów, w poczuciu walki o to "żeby było jak było".

Z tej ponurej i przygnębiającej atmosfery panującej na Wiejskiej, z przeżywania tego traumatycznego sylwestrowego wieczoru z telewizją publiczną, wyłamał się lider liberałów i inaczej myślących, sam Ryszard Petru, zresztą razem ze swoją koleżanką posłanką Schmidt Joanną. Polecieli witać Nowy Rok do Portugalii, o czym huczy nie tylko w Internecie. Właściwie to nie wiadomo do końca, czy razem witali Nowy Rok czy osobno, może nam powiedzą o tym osobiście po powrocie, w okolicach Święta Trzech lub Sześciu Króli. Można powiedzieć, że trochę wpadli. Poseł zamyślony, a posłanka rozmarzona, tak to przynajmniej wynika z opublikowanego zdjęcia. I tu trzeba po prostu wziąć całym sercem Ryszarda Petru i jego koleżankę w obronę.  Te głupie erotyczne aluzje na TT, te pytania, czy leciała z nimi żona Pana Petru, to wszystko razem jest najzwyczajniej prostackie i obrzydliwe.

Lider Nowoczesnej przynajmniej nie udaje, nie ściemnia, że walczy o jakąś demokrację, nie sterczy non stop z megafonem pod Sejmem, nie leży w sejmowym fotelu dzień i noc z drętwą miną. On jest do bólu szczery, bo mówi nam wprost, że w Polsce jest po prostu koszmar. I nie jest egoistą, co rzadkie u liberała. Pomógł nawet swojej koleżance partyjnej oderwać się na kilka dni od tego polskiego koszmaru, czym z pewnością zaskarbi sobie sympatię wielu polskich kobiet i dziewczyn. Loty z Petru staną się najbardziej pożądanymi lotami przez nowoczesne Polki. Nie ma co utyskiwać, że poseł Ryszard dał sobie na luz, to naprawdę jedyne fajne wydarzenie w opozycji na koniec 2016 Roku. A ciotki rewolucji niech siedzą w Sejmie jak kury na grzędzie.