poniedziałek, 30 marca 2015

Przygotujcie się na najgorsze


Nie ma co straszyć Polaków, bo już jest i tak wystarczająco strasznie. I za sprawą rządów PO, które teraz idzie już na całość, i ze względu na rosnące zagrożenie rosyjską agresją. Tytuł „Przygotujcie się na najgorsze” wcale nie odnosi się do tak zwanej prawej strony, tylko do większości Polaków. System władzy, który zbudowano w Polsce po 2007 roku, zagraża po prostu Polsce. Frankowicze, wśród których dominują zwolennicy Platformy, rwą włosy z głów, no bo jak to? Władza nam nie pomoże? Nie pomoże. Czy wyborcy PO uważają, że te dwa miliony podsłuchów dotyczą tylko pisowców? Wyrok skazujący Mariusza Kamińskiego na trzy lata bezwzględnego więzienia jest tylko preludium do tego, co rozegra się w naszym kraju w najbliższych miesiącach. Oni, bo to słowo znowu nabiera złowrogiego dla nas sensu, idą na konfrontację ze społeczeństwem. Do walki, nie tylko z opozycją, powołano do życia armię, której celem jest uratowanie i umocnienie rządów PO w Polsce. Na ile PO rządzi III RP, a na ile jest tylko narzędziem władzy w rękach tak zwanych elit i służb specjalnych, to już odrębny temat.

Kwintesencją upadku systemu prawnego w Polsce jest porównanie wyroków sądowych orzeczonych w sprawie gen. Kiszczaka i Mariusza Kamińskiego. Człowiek odpowiedzialny za zbrodnie stanu wojennego dostał wyrok, jak gdyby chodziło o kradzież roweru. Były szef CBA ma pójść do więzienia za to, że z całą sumiennością podjął się walki z korupcją. Warto tu przypomnieć, że działania CBA podjęte za czasów Kamińskiego i późniejsze wyroki sądowe nie omijały nikogo, także polityków związanych z PiS, jak choćby ministra sportu, Tomasza Lipca, skazanego za korupcję. Jak reaguje na to wszystko establishment III RP? Media od kilku godzin wręcz zachłystują się wyrokiem Sądu Okręgowego w Warszawie. Podchwytują wypowiedzi polityków PO, że Jarosław Kaczyński powinien wyrzucić Mariusza Kamińskiego z partii. Grzeją się telefony od rozmów z ekspertami i gdy nawet nie chcą oni „wchodzić w buty polityków”, to prowadzący cisną i cisną, aż wycisną swoje – straszny cios dla PiS.

To nie jest cios dla PiS -u, tylko cios wymierzony w państwo prawa. W sprawie Mariusza Kamińskiego podnosi się wręcz kwestię „wymuszania” przez CBA przestępstw o charakterze korupcyjnym. Tymczasem, oskarżeni w aferze gruntowej, powoływali się na swoje koneksje w załatwieniu tego i owego, a  dopiero potem pojawiali się agenci CBA. O „kręceniu lodów” w służbie zdrowia b. posłanka PO, Beata Sawicka, nie mówiła przez telefon z lufą przystawioną do głowy przez agenta służb specjalnych.

Nadchodzi decydujący czas dla Polski. Albo Polacy przejrzą na oczy i usuną w nadchodzących wyborach obecny układ władzy, albo ulegną, po raz kolejny, zmasowanej propagandzie polityków PO, SLD, PSL i służących im – już całkiem oficjalnie i bez przykrywki – największym mediom. Jak nie SKOK-i, to Kamiński, jak nie Kamiński, to jeszcze coś znajdziemy. Każda wymyślona afera, nagłośniona do granic absurdu, prowadzi do zwycięstwa – myślą sobie w zaciszu gabinetów rządzący III RP. Każde kłamstwo, powtarzane setki razy w dziennikach, w końcu przecież dotrze do części wyborców. Oni ryzykują dużo, bardzo dużo, bo metody, które stosują wobec opozycji, grożą po prostu rozpadem państwa, prawdziwą, a nie medialną wojną domową. Nie mają nic do stracenia, nie chcą i nie mogą oddać władzy, bo wiedzą, że czeka ich znacznie gorszy los od Mariusza Kamińskiego.            
            

niedziela, 29 marca 2015

Topgirem w Andrzeja Dudę


Bronisław Komorowski wkrótce wykończy swoich dziennikarzy tą drętwą kampanią, a niektórych doprowadził już do czarnej rozpaczy. W TVN i TVP wyciskają z siebie siódme poty, wróble ćwierkają, że Wyborcza szykuje stenogramy nagrań siedmioletniego Andrzeja Dudy z piaskownicy, w tym tak porażające opinię publiczną stwierdzenie: „....a ja Bartek wyżej skoczę, to będzie wielki skok!” – koniec cytatu.  Tomasz Lis widziałby w takiej solidnej kampanii PBK „domordowywanie” Andrzeja Dudy. To miał tylko żart? Jeśli chcemy dobrze zrozumieć językowy dziwoląg Lisa, to należałoby chyba przyjąć, że Andrzej Duda już w zasadzie został niemal śmiertelnie trafiony, ale trzeba go jeszcze dobić, po prostu domordować. 

Idźmy dalej. Kiepska kampania PBK spowodowała trwały uraz na umyśle posła Szejnfelda, który wezwał kandydata PiS do wycofania się z walki o prezydenturę. Monika Olejnik odbiera na antenie sygnały z pałacu via reżyserka, dobrze, że nie z kosmosu, choć kiedyś ten jej kapelusz przypominający antenę satelitarną i  to mógł sugerować. Jeśli dorzucimy pozwanie posła Hofmana w trybie wyborczym przez PBK za to, że ośmielił się zadać pytanie - wymienionej tu pani redaktor - o kogoś tam w komitecie honorowym prezydenta, to mamy prawie pełny obraz tego szaleństwa, które funduje mainstreamowi Bronisław Komorowski. Gdyby nie katastrofa w Alpach, depresja byłaby jeszcze większa.


Jeżeli jest tak źle, tak okrutnie źle, z konceptem na zwycięstwo „elity” III RP w wyborach prezydenckich, to warto podpowiedzieć mediom i sztabowi najlepszego kandydata, jak tę jazdę w dół zatrzymać, bo strach pomyśleć, co będzie dalej. A „paliwo” jest, tylko trzeba po nie sięgnąć i ładować do bólu w głowy wyborców. Trzy dni, bez przerwy,  główne wydania programów informacyjnych zajmowały się skandalem wokół Jereme`ego Clarksona, gwiazdy (kultowego oczywiście!) programu „Top Gear”, na marginesie, szydzącym w niewybredny sposób z Polaków. Temat ten tak wysoko umieszczano w dziennikach, jakby motoryzacyjny show Clarksona był w Polsce oglądany codziennie przez dziesięć milionów widzów. To jest zupełnie tak samo, jakby dziennikarze CNN i Sky News przez trzy dni roztrząsali aferę wokół Kamila Durczoka. Taki John z przedmieść Nowego Jorku, trzeci dzień z rzędu śledzi losy redaktora z Poland z pyta:. - O co kaman? I właśnie o to chodzi! Niech pyta. Nasi widzowie też będą się pytać: Ale o co chodzi z tym klaksonem?


„Topgirem” w Dudę, to był przedni pomysł, ale zabrakło pary i determinacji. Angelina Jolie tylko dwa dni na czołówkach, a przecież można było rozwinąć story. Takich tematów nie brakuje. Trzeba je brać, jak lecą, i przekonać Polaków, że to sprawy, które powinny ich interesować, którymi powinni żyć na co dzień. – No wie Pani, nie dali jeść Clarksonowi, a chłop cały dzień tyrał na planie – rzekła sąsiadka do sąsiadki. – No to się chłop zdenerwował i może uderzył, a może tylko pacnął tamtego – pada odpowiedź. Takie powinny być codzienne rozmowy Polaków, a nie lament i narzekanie, że nie wystarcza do pierwszego. Doprawdy, kogo to obchodzi, kiedy Tusk rządzi Europą? Jest jeszcze czas, żeby zracjonalizować tematykę programów informacyjnych. Wystarczy użyć tu kluczowego dla sprawy zdania: O tym mówi cały świat!  „Miley Cyrus bawi się ze świnką” – donosi portal „Pudelek”. Jak znalazł, żeby zdobyć poparcie młodego wyborcy. Kampania - krótko, po linii i na bazie, a potem majtki, staniki i dwugłowa stonoga.  


Redaktorzy z TVN i Tok FM mają o sobie, i słusznie, wysokie mniemanie. Dlaczego więc nie słuchają, jakie świetne pomysły „domordowywania” Andrzeja Dudy podsuwa im sam prezydent? Jasno się wypowiedział, że jego konkurent zarabia w euro, jakby zarabianie w tej walucie było policzkiem wymierzonym w „złotówkowych”  rodaków. Drobiazg, że sam już od dawna opowiada się za przyjęciem euro, ale to tylko wyrazisty przejaw szerokich horyzontów kandydata PO. No więc Duda zarabia w euro, to może i wydaje w euro. A jak wydaje w tej walucie, to pytanie, na co? Czy to jest takie trudne, żeby chłopcy zdobyli numer karty kredytowej Andrzeja Dudy i sprawdzili, co kupował na przykład nieopodal Parlamentu Europejskiego?

Jest tam ekskluzywna perfumeria, gdzie europosłowie często robią zakupy. Coś można z tego wykręcić, tylko więcej zapału!  To jest naprawdę smutne, ale żyją wśród nas tacy rodacy, którzy kupią każdy kit. Można ich szpachlować bez końca. Zresztą, nie jesteśmy tu wyjątkiem. Niemcy ciągle jeszcze nie mogą się wybudzić z rosyjskiej śpiączki, a były kanclerz Gerhard Schroeder został już rosyjskim lunatykiem. Więcej tematów, o „których mówi cały świat”, więcej dociekliwych pytań w stylu, dlaczego Pan, Panie Duda ma euro, a Polacy nie mają, i wszystko się dobrze skończy. Dla Andrzeja Dudy.   
       


sobota, 28 marca 2015

Obywatelska, czyli największe kłamstwo PO



Na początku liczne grono wyborców łudziło się, że słowo „obywatelska” w nazwie PO to dobry znak dla rozwoju demokracji w Polsce. Bez cienia wątpliwości, można powiedzieć, że od momentu objęcia władzy w Polsce, Platforma Obywatelska stała się partią antyobywatelską – niby nic nowego i odkrywczego, ale dziś, w kontekście wyborów prezydenckich i parlamentarnych, kiedy decydują się losy Polski na najbliższe lata, to wielkie oszustwo Tuska i Komorowskiego trzeba pokazywać i napiętnować. Partia ze słowem „obywatelska” w nazwie postanowiła wykończyć Polaków pracą aż do śmierci, partia ta wydarła z OFE 153 miliardy złotych naszych pieniędzy odkładanych na emerytury. To nie był kaprys Tuska czy Rostowskiego, to była decyzja Komorowskiego, który podpisał ustawę o OFE. To PO chciała zablokować w 2006 roku przyjęcie ustawy o KNF, a nie PiS, który ją przygotował. To Platforma „Obywatelska” sprzyjała i sprzyja, jak może, zagranicznym bankom i sieciom handlowym, które – rok w rok – wyprowadzają dziesiątki miliardów złotych z Polski. Nie gdzie indziej, tylko w naszym kraju, klienci banków łupieni  byli przez kilkanaście lat najwyższymi w UE prowizjami za zakupy dokonywane kartami płatniczymi. Drobiazg? 1,6% od wartości każdej transakcji razy setki milionów operacji daje niebagatelną kwotę ok. 14 miliardów rocznie. Średnia w UE to prowizja w wysokości 0,7%. Mówimy tu tylko o zakupach konsumenckich, bez transakcji przedsiębiorców. A kartami płatniczymi posługują się dziś niemal wszyscy, także emeryci. Wszystkie te bzdury sączone przez medialny ściek, który sięgnął już chyba dna, o tym, jak to PBK i PO ratowały oszczędności klientów SKOK-ów , trafiają na szczęście, na coraz większy opór, także wśród zwolenników PO.

Jeśli Bronisław Komorowski mówi o sobie, że jest kandydatem obywatelskim, to dlaczego nie zebrał z radosnym uśmiechem na twarzy minimum trzy miliony podpisów? PBK jest z krwi i kości najbardziej okazałym wytworem cynicznej filozofii PO, która ma jedno, nieustające hasło wyborcze: „Polska to nasza własność”. Życie w XXI wieku płynie obłędnie szybko, ludzie zapominają o aferach, draństwach, krzywdach, bo niemal codziennie pojawiają się nowe. Któż dzisiaj pamięta dramatyczny protest rodziców dzieci niepełnosprawnych w Sejmie? Co robią rządzący? Zakazują tym rodzicom wstępu do polskiego parlamentu do 2016 roku. Z barów mlecznych nie korzystają panowie Szejnfeld czy Rostowski, tylko najczęściej ludzie ubożsi. Można więc wysmażyć dla nich taki kretynizm jak zakaz używania pieprzu w tych barach. Przeszedł więc przez gabinety podległe Ewie Kopacz i taki absurd. PO to jest partia luksusowych restauracji, a nie rodzinnych obiadów domowych. To jest partia powietrznej taksówki Tuska do Gdańska i podsłuchiwania milionów Polaków. Każda inicjatywa społeczna, a więc obywatelska, taka jak choćby protest rodziców w sprawie sześciolatków, wieku emerytalnego trafia w Sejmie RP do kosza. Bez przychylności PO nie byłaby możliwa gigantyczna afera frankowa. Gdzie były polskie służby, kiedy banki przygotowywały ten przekręt stulecia?          


Bronisław Komorowski, tak jak Donald Tusk, tak jak Ewa Kopacz, są emanacją Platformy „Obywatelskiej”. To jedna drużyna, jedno ciało, jeden głos i jeden mózg. Wszystkie niuanse, pierdoły serwowane przez media, że prezydent gra na swoje, że pani premier ma inne priorytety, niż jej poprzednik, to tylko jedna wielka ściema. Los Kowalskiego jest w III RP tylko jego losem i guzik to obchodzi partię rządzącą, jej urzędników, ministrów i posłów. PO martwi się, tylko i wyłącznie, o swój własny los i swoją przyszłość. Ich kandydat na Prezydenta RP  jest, co prawda, prawdziwą kulą u nogi, ale co robić? Oni dobrze wiedzą, że Andrzej Duda jako Prezydent RP nie będzie strażnikiem żyrandola i smakoszem czekoladowego orła. Wiedzą też, że od wyborów prezydenckich zależy ich być albo nie być. Jeśli Andrzej Duda wygra wybory prezydenckie, to wybory parlamentarne będą już tylko gwoździem do trumny tej antyobywatelskiej formacji. Czy przez siedem lat rządów PO, ktoś wpadł tam u nich na pomysł, by pomóc biednym, starszym ludziom w zakupie drogich leków? Często wydają na nie jedną trzecią, albo nawet połowę miesięcznej emerytury. Ich los, ich dramat, czy kupić leki czy jedzenie nie obchodzi nikogo z możnych III RP. Na ustach Europa i nasi drodzy  rodacy, a w głowach tylko troska o własny tyłek.

czwartek, 26 marca 2015

Hańba 10 kwietnia i polski patriotyzm



W 2008 roku, kiedy Platforma Obywatelska rozwijała dopiero skrzydła władzy nad Polską, pracownia GfK spytała respondentów, czy gotowi byliby oddać życie w obronie niepodległości naszego kraju. 71% ankietowanych odpowiedziało wtedy, że tak. Dużo się zmieniło przez te siedem lat. Na początku ubiegłego roku, w badaniu Homo Homini już tylko 19% Polaków gotowych byłoby oddać życie za Ojczyznę, a 17% poświęcić swój majątek. Tydzień temu, pracownia MillwardBrown SMG/KRC w sondażu dla TVN zapytała respondentów, czy walczyliby z bronią w obronie kraju. Tak, odpowiedziało 27% badanych, 37% stawiałoby opór, ale nie zbrojny, natomiast jedna piąta pytanych (!) wyjechałaby z Polski, czyli mówiąc wprost uciekłaby za granicę, a 5% poddałoby się najeźdźcy. Ostatni sondaż nie rozpalił żadnej poważniejszej dyskusji, podobnie jak poprzednie. Co najwyżej słychać z ust polityków, że jest to niepokojące zjawisko.     

Czy można się temu dziwić, skoro ponad połowa Polaków gładko przyjęła rządową i rosyjską wersję przyczyny Tragedii Smoleńskiej, jako nieszczęśliwego wypadku? Czy można się temu dziwić, jeśli machina propagandy nieustannie powtarza, że jesteśmy oazą spokoju i bezpieczeństwa, zieloną wyspą, że nikt nam nie zagraża, a NATO uratuje nas przed wrogiem? Były doradca Putina, Aleksander Niekrasow, nie owija w bawełnę i nawołuje do wypowiedzenia Polsce i krajom bałtyckim wojny. To już nie jest sytuacja jakiegoś tam zagrożenia i prężenia muskułów, tylko jawne dążenie Moskwy do konfliktu militarnego z Zachodem. Tyle tylko, że Putinowi nie chodzi o cały Zachód, a „jedynie” o ten bliższy, z Polską i krajami bałtyckimi właśnie, bo co do chęci zajęcia całej Ukrainy nikt rozsądny i myślący nie ma już chyba żadnych wątpliwości. Budzimy się więc ociężale w Europie podzielonej skutecznie przez politykę Putina, w której Polska, i jest i nie jest ważna dla UE i USA. Z jednej strony, stanowimy dla NATO ostatnią zaporę przed agresorem ze wschodu, a z drugiej, gdyby doszło do konfliktu zbrojnego na terenie Polski, nie ma żadnej pewności, że NATO przystąpiłoby do niego militarnie. Powód jest jeden: globalna wojna. Być może jest i tak, że stratedzy w Berlinie i w Paryżu zakładają (może słusznie), że granicę konfliktu z Rosją wytycza Odra.


 No i mamy do tego upadek postaw patriotycznych wśród nas samych. Sondaż to tylko sondaż, być może w obliczu realnej agresji Polacy walczyliby w znakomitej większości w obronie Ojczyzny, ale trend jest oczywisty: radykalnie spadła liczba Polaków gotowych oddać życie w obronie niepodległości kraju. Sami jesteśmy skazani na porażkę, nie obronimy się przed Moskwą, nie ma się co łudzić. A powoływanie kilkuset rezerwistów do wojska może przestraszyłoby San Marino. Bez znaczenia są też kawalkady US Army przetaczające się przez Polskę, podobnie jak ustawienie baterii rakiet Patriot pod Warszawą. Liczą się fakty. A one są takie, że nie mamy obrony przeciwrakietowej przed Iskanderami. Oczywiście, można sądzić i słusznie, że Putin nie rzuci się na nas, ot tak sobie, by odbudować dawne imperium sowieckie. Pokonał jednak Zachód w Gruzji, wjechał na Ukrainę i w sumie nic wielkiego się nie stało. Sankcje, sankcje, sankcje. One są tak straszne, że od początku tego roku gospodarka rosyjska znowu szybko się rozwija. A zaślepienie Rosjan jest tak powszechne, że jak przyjdzie im znowu jeść tylko cebulę i ziemniaki, to zniosą to z dumą, wytrzymają wszystko dla Putina i wielkiej Rosji.

        
Moskwie przez te siedem lat sprzyjało wszystko. W Waszyngtonie urzęduje najsłabszy od kilku dekad prezydent, UE zajęta była sobą, czyli pogłębiała integrację tak bardzo, że teraz się po prostu rozkłada, a Polska doznała ogromnego upokorzenia 10 kwietnia 2010 roku. Nie wiem, co myślą sobie politycy PO czy ich wierni wyborcy o tamtej dacie. Skoro nie ruszyło ich zdjęcie odartego z wszelkiej godności zdjęcie zwłok Prezydenta RP zamieszczone w Internecie, skoro nie można było nawet otworzyć trumien, skoro w świat poszła z Moskwy wieść o pijanym generale Błasiku, to pora przestać się dziwić, że zanika patriotyzm, a jego miejsce zajmuje fajna Polska. Dla Bronisława Komorowskiego hańbą dla niego samego nie jest jego zachowanie, gdy lądowały samoloty z trumnami  polskiej elity, dla niego hańbą jest likwidacja WSI. Mam nadal, od 2010 roku, głębokie przekonanie, że prawda o Smoleńsku to koniec III RP. To warunek przełomu politycznego i przebudzenia narodowego.     

środa, 25 marca 2015

Bigos ze śledziem i z bezami, czyli jak pokonać PiS


Przepis na sukces wyborczy Bronisława Komorowskiego jest bardziej skomplikowany od najbardziej wyrafinowanego przepisu na polski bigos, bo to jest bigos zmieszany z sernikiem, tortem czekoladowym, majonezem, sałatką jarzynową, bezami i śledziem w oleju. Tego nie da się zjeść, można to tylko zwrócić. Metoda zastosowana przez funkcjonariuszy dywersji medialnej jest iście szatańska. Trzeba mówić o kampanii wyborczej w taki sposób, by o niej jak najmniej mówić, a jeśli już coś trzeba koniecznie wysmażyć na tej wyborczej patelni, to ma być tak, że za wszystkim co złe, stoi Andrzej Duda, ś.p. Prezydent Lech Kaczyński, Jarosław Kaczyński i wydobyty dziś jako zbrodniarz Antoni Macierewicz. Duda kierował SKOK– mi – mówi prominentny polityk PO, Kaczyński o wszystkim wiedział, to znaczy, że on również stoi za aferą SKOK – ów, a nieżyjący Prezydent RP aferę tę umożliwił, bo blokował ustawę nadzorującą kasy oszczędnościowe przez KNF, choć zgłosił swój projekt ustawy w tej sprawie jeszcze w 2008 roku – odrzucony w Sejmie głosami PO. A co to jest afera SKOK –ów? Chodzi o senatora Grzegorza Biereckiego? Nie, o to już nie chodzi, temat się wypalił, teraz to jest po prostu afera pisowska, niezależnie od tego, kto siedzi w areszcie  i kto zdefraudował kilkaset milionów złotych. Przecież ludzie z b. WSI to są fajne chłopaki, w obronie których stanął tylko on, jedyny sprawiedliwy wśród ślepych towarzyszy z PO, czyli Bronisław Komorowski. Aparatczycy ze stacji telewizyjnych liczą na to, że ludziom tak pomieszają tym bełkotem w głowach, że nikt w dniu wyborów nie połapie się, kto i za co odpowiada.

Najważniejsze jest jednak to, by w ogóle od kampanii prezydenckiej uciekać, ile się da, chyba, że pokazujemy urzędującego prezydenta w jego konstytucyjnej roli. Tu, raz po raz, znowu – tak jak od lat – pojawiają się miny. PBK obwieścił właśnie, że on życzy nam, by ewentualnie jedyną wojną w Polsce, jaka może mieć miejsce, była wojna na wodę, czyli   śmigus – dyngus. Nie jest to zachętą dla chuligańskich grup wyrostków, którzy z wiadrami pełnymi wody biegają po ulicach i leją jak popadnie?  Na pewno nie, to był tylko taki wielkanocny żart na spotkaniu z żołnierzami. Uśmiali się wszyscy, bo prezydent potrafi mówić śmiesznie jak nikt.

Olbrzymią rolę w tej kampanii wyborczej pełni (nic o tym nie wiedząc) Angelina Jolie. Usunięcie jajników u znanej gwiazdy kina, samo w sobie będące dramatyczną decyzją,  okupuje już drugi dzień główne wydania programów informacyjnych. Wbrew temu, co mogą sądzić na ten temat widzowie, temat ten jest też częścią kampanii wyborczej. Wszystko, czym można zastąpić tematykę wyborczą, jest cool, jest trendy. Z tej magmy ma się wyłonić obraz umoczonego po szyję w aferach PiS-u i spokojnego, acz stanowczego i, a jakże, racjonalnego Bronisława Komorowskiego. W sumie jednak, najlepiej byłoby tak, gdyby do widzów w ogóle nic nie docierało na temat zbliżających się wyborów, bo gdy już coś dociera, to kandydat PO zawsze coś popsuje. A jak nie on, to jego sztab z pałacu. Dlatego w cenie są wszystkie tragedie, pożary, wybuchy i materiały archiwalne sprzed siedmiu, ośmiu lat.

Dla wsporników PBK w cenie są także nieżyjący politycy, tacy jak ś.p. Lech Kaczyński, któremu, bez żadnych konsekwencji, można przypisać kontakty z oficerem WSI, który jest oskarżony o doprowadzenie do upadku SKOK-u Wołomin. Generał Dukaczewski trzyma fason, ten swój  dawny rodem ze służb. Nie chcę podejrzewać medialnego ścieku, jakim stały się główne stacje telewizyjne, o to, że do kampanii wyborczej podpięły katastrofę Airbusa 320. Prawdą jest jednak, że temat ten wyparł z informacyjnych kanałów wszystko, tak jakby nic już się w Polsce i na świecie nie działo. Będzie więc bełkot informacyjny, będą kłamstwa, jak najwięcej innych ekscytujących wrzutek, by osiągnąć tylko jeden cel: zamulić całkowicie głowy Polaków. Czy to się uda?

Jest jeden temat, który może pogrążyć do końca Platformę Obywatelską, jeśli tylko uda się go wyeksponować i wydobyć z medialnej ciszy. To zmowa banksterów, którzy doprowadzili  setki tysięcy młodych polskich rodzin do finansowej ruiny, nazywanych niezbyt trafnie „frankowiczami”, ponieważ oni żadnych franków na oczy nie widzieli. Skoro TVN i TVP tak lubują się w wielkich liczbach, to trzeba przypomnieć, że w dniu uwolnienia franka, dług wszystkich tych nieszczęsnych i oszukanych kredytobiorców wzrósł o 50 miliardów złotych. A dziś, kiedy jego kurs spadł poniżej czterech złotych, wzrost zadłużenia zatrzymał się na poziomie „zaledwie” 30 –tu miliardów złotych. Wokół Donalda Tuska kręcił się cały sztab ekonomistów: Jan Krzysztof Bielecki, Jan Vincent Rostowski i wiele innych znakomitości z samym premierem na czele. Jeśli ktoś powie, że oni o tym przekręcie stulecia nie mieli pojęcia, to jest głupkiem. Sprawa „pompowania” franka sięga szczytów światowej finansjery. Nie będzie więc łatwo wygrać sprawy, choćby o unieważnienie umów zawartych z bankami. Póki co, w tej medialnej ciszy, ręce zacierają firmy windykacyjne, a niektóre banki tworzą oddziały ds. rewitalizacji nieruchomości, które już wkrótce zaczną „łykać” jedna po drugiej. Nieważne na kogo głosowali w wyborach kredytobiorcy, być może w większości na PO. Tak czy inaczej, z kieszeni polskich obywateli wyłudzono po prostu w sprytny sposób grube miliardy złotych. Na miejscu medialnych ścigaczy czy raczej ściekowych już szukałbym, jak przykleić franka do Macierewicza.     

wtorek, 24 marca 2015

Rynsztok antywyborczy


Gdyby tak wycisnąć wszystko to, co Bronisław Komorowski mówił w kampanii prezydenckiej, wycisnąć jak cytrynę w najnowocześniejszej na świecie wyciskarce, co by zostało? Prosta odpowiedź: zgoda i bezpieczeństwo. Nic, po prostu nic poza tymi dwoma słowami nie dotarło do Polaków. A co jeszcze miałoby niby dotrzeć? Niech sondażownie to sprawdzą. Reszta to słowna papka, niestrawna i nudna. Sztabowcy PO doskonale wiedzą, że nie można dopuścić do żadnej, realnej kampanii wyborczej, bo skończy się to całkowitą klęską. W ślad za nimi, a bywa, że i przed nimi podąża cały nasz karykaturalny świat mediów, który z dziennikarstwem nie ma już nic wspólnego. Śmiem twierdzić, że to jest bój ostatni, albo ich, albo nasz. Ani w 2007, ani w 2011 roku nie było w mediach tak jawnej kampanii wyborczej na rzecz jednego kandydata. Tu nie chodzi już o jakąś tam stronniczość Lisa czy Wielowieyskiej. To jest jak najbardziej, w świetle reflektorów i kamer, jawne opowiedzenie się po stronie Komorowskiego, z pełną świadomością, że kłamiemy, będziemy kłamać, przekręcać, opowiadać bzdury, a i tak nikt nam nic nie zrobi. A gdyby jednak coś poszło nie tak, to każdy z tak zwanych redaktorów na pewno ma dla siebie plan awaryjny. W każdym razie, w Polsce nie toczy się żadna realna kampania wyborcza o przyszłości Polski. Próbuje na różne sposoby zachęcić do niej Andrzej Duda i niektórzy politycy antysystemowi. I na tym koniec. Bronisław Komorowski nie ma nic do powiedzenia i nic nie powie, aż do decydującego starcia z Andrzejem Dudą w drugiej turze. Przed kamerami. Jedna, a może dwie debaty telewizyjne mogą mieć kluczowe znaczenie dla pokonania obozu władzy. W tym sensie, będą jeszcze ważniejsze, niż debata Kwaśniewski - Wałęsa. Padnie Komorowski, padnie Kopacz i całe PO. To jest jak domino. Po prostu Bronek pociągnie ich na dno, jeśli przegra te wybory.


A na razie, Andrzej Duda może wzywać do dyskusji, może wytaczać największe działa, ale nikt nie rzuci się do walki na argumenty. SKOK-i będą ciągnięte tak długo, jak tylko się da, media będą mówiły o każdym poborowym, który zgłosił się do wojska, o każdej gąsienicy, którą kupiono do czołgu, że to niby oczywiście zasługa PBK, będą chwytały się wszystkiego,  byle tylko nie ruszać tematów naprawdę ważnych dla Polski. Media będą wciskały każdy kit, byle tylko coś się działo, będą łgały jak nigdy dotąd, co już robią dzień w dzień. Nie ma jedynie pomysłu na zniszczenie Dudy, więc sięga się po korzenie narodowościowe jego żony, a jego kontrkandydat wytyka liderowi PiS-u, że zarabia w euro. Mamy wyborczy rynsztok i to jest w rezultacie rynsztok antywyborczy, który wielkimi strumieniami leje się ekranów telewizorów. Do walki z Andrzejem Dudą stanęli wszyscy: PO, stacje telewizyjne i radiowe, wiodące gadzinówki III RP, Dukaczewski, Balcerowicz, Borowski, Giertych, opętani nienawiścią artyści i wszelkiej maści urzędnicy, którzy martwią się o swoje tyłki. Słowo manipulacja to przeszłość. Mamy jawną wojnę o Polskę, o jej przyszłość, o miejsce w Europie. Można się spodziewać jeszcze gorszych rzeczy, łącznie z próbą sfałszowania wyniku wyborów. Cała tak zwana elita III RP nie ma nic do stracenia. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jej los, wygodne i zakłamane życie wisi na włosku. Że konsekwencją zwycięstwa prawicy będą procesy sądowe jej prominentnych polityków. Media zeszły do poziomu rynsztoka. Tworzą fakty z niczego, kłamstwo stało się normą, a nie wyjątkiem. I nic się nie zmieni do końca drugiej tury wyborów. Będą łgać, opluwać, aż do utraty tchu. 1600 000 podpisów - a ich zbieranie jeszcze trwa – to świetny wynik. Ale to jest dopiero początek walki o prawdę w Polsce, prawdy, którą system III RP tępi bezwzględnie.     


      
 
    

poniedziałek, 23 marca 2015

Komorowska Paranoja


Czy on sam wpadł na ten pomysł? To raczej niemożliwe, na taki pomysł mógł wpaść tylko  sztab PBK, wirtuozi kłamstwa i obłudy z partii rządzącej Polską. Już na nic SKOK-i  i podskoki urzędującego prezydenta, więc trzeba sięgnąć po absurd. Nie ma w Polsce żadnej awantury, nie ma nawet silnej polaryzacji pomiędzy wyborcami PO i PiS, choćby z tego powodu, że ci pierwsi, ostatkiem sił jeszcze (także w oparach absurdu) zamierzają głosować na PO i ich Bronka. Prezydent Komorowski ma chyba takie hasło wyborcze: „Wybierz zgodę i bezpieczeństwo”.  I gdy nadchodzi decydujący i najważniejszy czas kampanii, BGK wbrew temu hasłu, dzieli Polskę na racjonalną i radykalną, w domyśle na naszą PO i tę pisowską, rzecz jasna. Tego nie da się wytłumaczyć inaczej, jak tylko totalną desperacją, wielką obawą o to, że jak przerżniemy wybory prezydenckie, to przerżniemy także parlamentarne, czyli przerżniemy naszą władzę w III RP. Czytałem jedynie wyrywki z wypracowania BGK, po cały tekst nie sięgnę, bo nie chcę zapaść w głęboką śpiączkę, tyle się wokół dzieje.

Mamy więc hasło do zgody i nowe otwarcie w kampanii Komorowskiego, które na starcie dzieli Polaków na dwa wrogie obozy. To jest Komorowska Paranoja. To jest jawna kpina z własnego hasła wyborczego, ze swoich wyborców i drwina z milionów Polaków, którzy z pewnością chcą zgody narodowej, ale opartej na prawdzie i szacunku, a nie na kłamstwie, cwaniactwie i obłudzie. BGK mówi o awanturze politycznej, która emanuje z Polski radykalnej, ale nie ma żadnej awantury. Platforma ciągle wmawia Polakom, że krzesło trzymane w ręku to niemal zamach, że okrzyki na wiecu przeciwko prezydentowi to rozróba. I niektórzy kupują te bzdury, choć w każdej ustabilizowanej demokracji zachodniej dochodzi do znacznie poważniejszych wybuchów niezadowolenia. To nic, Komorowski próbuje starego numeru PO, który udał się w 2007 roku Tuskowi. Guzik z tego wyjdzie, bo i tak przy Kopacz i Komorowskim został już tylko najbardziej fanatyczny elektorat PO, gotów znieść wszystko, i ten elektorat nie potrzebuje straszenia Polską radykalną i Kaczyńskim. On boi się jedynie utraty stanowisk i wpływów.       

Artykułu BGK, bardzo „porywającego”, jak wspomniałem,  nie czytałem, ale obejrzałem spot tego wybitnie „ekstrawertycznego” kandydata. I moją uwagę przykuła 26 – ta sekunda dość nudnego w sumie materiału filmowego. Takie ple, ple, ple. W tej właśnie sekundzie widać rozłożone ramiona BGK na tle co najmniej kilkusettysięcznego tłumu. To oni wszyscy przyszli wiwatować na cześć Komorowskiego? To było w Polsce? Może to jakaś czarna wizja Polski 2020? Na szczęście nie. To była tylko wizyta urzędującego prezydenta na Przystanku Woodstock. To nie tłum wiwatował na cześć polskiego i niemieckiego prezydenta, tylko Bronisław Komorowski pozdrawiał młodzież. Niby taki drobny szczegół, ale przekaz dla wyborcy jest jasny: kilkaset tysięcy ludzi szaleje z radości, bo zobaczyło wielkiego rockmana z Krakowskiego Przedmieścia, lidera kapeli „Żyrandol”. Tak właśnie było z tym żyrandolem pięć lat temu. PO postawiła na Bronisława Komorowskiego, bo miał wręczać ordery i nie przeszkadzać w rozkradaniu Polski. Wywiązał się z zadania, to teraz tymi wszystkimi lisowymi i olejnikowymi rękami chcą (bo nie ma innego wyjścia) wepchnąć BGK do Pałacu na drugą kadencję. Bez przekonania, bez zapału, ale co robić? Jak żyć w Polsce, gdy nie będziemy u władzy? To jest właśnie kluczowe „paprykowe” pytanie PO. Budować zgodę przez zaprzeczenie możliwości jakiejkolwiek zgody z blisko połową Polaków. W sumie, jak się temu dobrze przyjrzeć, jak prześledzić słowną wirtuozerię Bronisława Komorowskiego, to  może sam to wymyślił?    

niedziela, 22 marca 2015

Kaczyński i Steinbach sfotografowani!


Ta wieść gruchnęła jak grom z jasnego nieba i zatrzęsła polską prawicą w posadach. Jarosław Kaczyński i Erika Steinbach zostali razem sfotografowani. Co prawda nie patrzą uśmiechnięci do obiektywu, nie uśmiechają się serdecznie, ale są obok siebie i zdjęcie to, co potwierdzają najlepsi eksperci z byłej WSI, nie jest fotomontażem. Kaczyński milczy, Duda unika dziennikarzy, a Steinbach posyła złowrogie i cyniczne uśmiechy do kamery. Redaktor Jakub Sobieniowski nie ma wątpliwości, że jest to największy skandal polityczny dekady, przy którym podsłuchy kelnerów są niewinne jak relacje z imienin cioci.

J.S. o godz. 19.01. w „Faktach”:  - Jarosław Kaczyński nie ma nic do powiedzenia, ale mówią za niego fakty. Kontrowersyjna, żeby nie powiedzieć wybitnie antypolsko nastawiona działaczka niemieckich wypędzonych stoi w odległości 30 –tu centymetrów od lidera PiS-u. Postawmy sobie kluczowe dla sprawy pytanie: Czy Jarosław Kaczyński dobrze zna Erikę Steibach? Odpowiedź może być tylko jedna. Zna i to bardzo dobrze, skoro są razem na zdjęciu. To nie przypadek. Wyszły przy tym inne ciekawe rzeczy. Jeden z przodków Andrzeja Dudy nosił niemieckie nazwisko. Wszystko staje się jasne. Pod płaszczykiem patriotyzmu, Kaczyński skrywa proniemieckie sympatie i to w najgorszym, rewizjonistycznym, steinbachowskim wydaniu!

Tyle relacji redaktora Sobieniowskiego. Nikt z obozu PiS nie chce powiedzieć, gdzie zostało wykonane to kompromitujące zdjęcie. Głosy oburzenia płyną do redakcji TVN i TVP szerokim strumieniem. Stefan Niesiołowski, jeden z najbardziej umiarkowanych polityków PO widzi tylko jedno, jedyne rozwiązanie, czyli Trybunał Stanu dla Kaczyńskiego. Tuż po głównym wydaniu „Wiadomości” TVP, nadredaktor wszystkich podredaktorów Piotr Kraśko zadał miażdżące pytanie Marcinowi Mastalerkowi, rzecznikowi PiS:

P.K. godz. 20.01 w TVP INFO: - I co ma Pan do powiedzenia na to antypolskie zachowanie?   

Niemal wszyscy, najlepsi dziennikarze, od TVN do TOK FM, drążą ten szokujący temat, drążą w imię sprawiedliwości, uczciwości i przyzwoitości, z której znani są od wielu lat. Zdjęcie Kaczyńskiego i Steinbach poruszyło też do bólu Tomasza Lisa. W swoim programie „na żywo” musiał to zrobić, choć było mu ciężko pytać o żenujące zdjęcie kombatanta z AK. Sprawa była tak delikatna, że krótką rozmowę nagrano w ciemnym pokoju, a starszy człowiek, zdruzgotany tym wszystkim siedział tyłem do kamery. Lis, ważąc każde słowo zapytał:

T.S. – godz. 21.49.  :  - Pan...... to przeżył boleśnie......
Kombatant: - Nie chcę już nic nawet mówić.

Tak właśnie jest.  Nikt już nie chce mówić o tym, co zarejestrował bystry i przenikliwy do bólu obiektyw aparatu fotograficznego. Zdecydowany i męski, odpowiedzialny i bystry kandydat PO na Prezydenta RP, Bronisław Komorowski, pytany o tę aferę powiedział jedynie w specjalnym oświadczeniu, że nie zna nikogo, zupełnie nikogo nie zna i nie pozna. Godne podziwu jest to, że urzędujący prezydent nie odniósł się wprost do tak kompromitującej PiS sprawy. Co zrobi Andrzej Duda? Co zrobi prezes PiS? Najtrafniejszej odpowiedzi udzieliła chyba czołowa redaktorka TOK FM Dominika Wielowieyska, która powiedziała, że obaj panowie pogrążyli się na wieki politycznego wygnania.

Tydzień później okazało się, że skandaliczne zdjęcie Kaczyńskiego i Steinbach zostało zrobione przypadkowo w 2008 roku na lotnisku we Frankfurcie na Menem, gdzie Prezes PiS miał przesiadkę na lot do Chicago. Umiarkowany, jak zwykle kompromisowo nastawiony Stefan Niesiołowski, prawdziwy błękitny gołąb z PO, nie ma jednak złudzeń: „- Są na zdjęciu, więc  razem przylecieli i na pewno razem odlecieli”.  Erika Steinbach nic nie komentuje, sprawa jednak nie jest błaha, mówią nadal dziennikarze z najlepszych stajni medialnych III RP. -Podejrzenia zostały – mówi, jak zwykle filozoficznie, Jacek Żakowski.

Zastanówcie się, co zrobiłyby lizusy układu rządzącego, gdyby rzeczywiście takie czy inne zdjęcie z kontrowersyjną osobą i JK trafiło w ich łapy. Jaki jazgot przeszedłby przez wszystkie stacje telewizyjne i radiowe. A wyraz twarzy MO? Terminatorka, żeby tylko. W każdym cywilizowanym kraju, w każdej, choćby minimalnie rzetelnej stacji telewizyjnej, rozniesiono by PBK w drobny pył za wspólne zdjęcie z człowiekiem podejrzanym o wyprowadzenie setek milionów złotych z kasy oszczędnościowej. Nikt jednak niczego nie docieka, bo służby, szczególnie te dawne, na niby emeryturze, są piątą władzą w III RP.   

sobota, 21 marca 2015

Wielka gra pozorów i pozerów


To będzie być może spore uproszczenie, ale pozory, pozerstwo i pozerzy dominują nie tylko w polskiej, ale i w europejskiej rzeczywistości. Angela Merkel usztywnia swoją politykę wobec Moskwy. Mój Boże, jak ona to wytrzymuje, a czytamy o tym sztywnieniu co tydzień. Gdyby tak było, już zamieniłaby się w twardy, antyputinowski betonowy słup. Realnie gra tylko dla Niemiec, co wcale nie dziwi, ale pozornie walczy o interes całej Unii Europejskiej. Jaka jest rola Francji w tym wszystkim, doprawdy nie wiadomo. Hollande wygląda przy kanclerz Niemiec jak jej asystent, ale pozuje na tego drugiego, najważniejszego w UE. Francja (znów tylko pozory) jest potrzebna Niemcom jedynie jako listek figowy, że to niby tak razem z Paryżem dla Ukrainy i pokoju na świecie. Tusk z Brukseli ma o tyle lepiej od Tuska z Warszawy, że teraz nie musi już niczego pozorować, bo wielce pozorowana sama w sobie jest jego obecna wielka misja. Były premier może do woli podkreślać to co chce podkreślić, a i tak nic z tego nie wyjdzie poza kolejnym wstrząsającym newsem w TVN, jak król kieruje Europą. Czy ktoś przebije w końcu myśl redaktora Pałasińskiego, że „Europa myśli Tuskiem”? Wierna uczennica Donalda z Brukseli, nasza żelazna dama z Warszawy, ogłasza za każdym razem po szczycie w Brukseli, że jest sukces. Cyniczni, bo nie do końca przecież durni oficerowie redaktorzy, powtarzają te banialuki sto razy dziennie, żeby zakompleksieni pozerzy, najczęściej wyborcy PO, znowu zagłosowali na pozerów polityków. Gra pozorów idzie na całego. Pakiet klimatyczny i dekarbonizacja - gdybyśmy mieli to wszystko wykonać tak, jak chce Unia Niemiecko – Europejska - rozłożyłyby polską gospodarkę lepiej niż Tsunami. Ale pozornie, to my mamy taką siłę w Brukseli, że na widok Ewy Kopacz inni przywódcy wstrzymują oddech, drżą im ręce, a nogi z trudem utrzymują ich w pionie.


Oczywiście, życie w świecie pozornym, złudnym i nierealnym to specjalność PO. Osiem lat propagandy zrobiło swoje. Zachwyceni wyborcy Tuska nadal klaszczą w dłonie na widok kawałka autostrady, nowej galerii handlowej i Pendolino. No bo przecież oni budują, pną się mury do góry i będzie gaz skroplony w kolejnej dekadzie. Radosław Sikorski, jak zechce zatrzęsie Obamą i Putinem, a Tusk postawi w kącie wszystkich europejskich premierów. Jedno spojrzenie Ewy Kopacz i Iskandery odfruną z powrotem pod Moskwę. W gospodarce mamy cud. Rozłożono na łopatki polski przemysł, polskich banków, poza PKO BP i BGK,  praktycznie nie ma, handel opanowany przez wielkie zachodnie koncerny, a my rośniemy w siłę z dnia na dzień. Możliwe? Jak najbardziej, bo pozornie jest tak jak mówią „Fakty” TVN. Bo pozornie Polska jest bezpieczna, gdyż mamy najlepszych pozerów w Europie. Tak dobrych, że PRL przy tym wysiada. Za Gierka ładowano w nas dość toporną propagandę sukcesu z malowaniem trawy w tle i dlatego odnosiła ona niewielki skutek. Pozerzy z PO mają na tym polu wymierne sukcesy. Nadal blisko jedna trzecia polskich wyborców żyje w tym nierealnym świecie, bo to jest dla nich na dziś, na jutro świat wygodny i w miarę dostatni. Róbcie wszystko, na wszystko wam pozwalam, byleby mi było dobrze – to najważniejsze przesłanie płynące do PO od jej wyborców.


Pozornie, Unia Europejska jeszcze istnieje w takim kształcie jak dekadę temu, pozornie Zachód idzie na zimną wojnę z Putinem, pozornie z głosem Polski jeszcze ktoś się w Europie liczy, ale realnie Unia rozpada się na naszych oczach. W tym politycznym bezwładzie i odrętwieniu znakomicie czują się Niemcy i Rosja. Dla Moskwy nie ma nic piękniejszego niż całkowity rozkład UE. Wreszcie będzie można do woli rozgrywać kolejne europejskie kraje, dzielić i rządzić. Putin nie uprawia polityki pozorów. Używa siły, czasami uników, ale cele, które sobie postawił, na razie realizuje bez większych kłopotów. Tymczasem, jedna piąta Polaków zadeklarowała, że w przypadku wojny opuści Polskę. Czyi to wyborcy? Niestety, na to pytanie w sondażu nie było odpowiedzi. A tak na marginesie ćwiczeń wojskowych pod Warszawą, w Polsce powinno być zainstalowanych na stałe co najmniej kilkanaście baterii rakiet Patriot, by skutecznie bronić nas przed Iskanderami. 

piątek, 20 marca 2015

Mamy paliwo!


Mamy paliwo! –- te słowa, ten stan ducha wprost emanował od dwóch tygodni w oczach najlepszych piór i mikrofonów tyrających w pocie czoła, ta seria newsów waliła nas wprost po oczach i roztrzaskiwała nasze nadzieje na przełom polityczny w Polsce. Od 7 marca, kiedy to najzacniejsze rody artystyczne III RP wsparły  największego artystę polskiej polityki, Bronisława Komorowskiego, wydawało się, że Duda runie na ziemię, będzie czołgał się w nizinnych słupkach sondaży, jednym słowem, że zwycięstwo urzędującego prezydenta, nawet w pierwszej turze to bułka z masłem. Najpierw in vitro, przyjęte w tak liberalnej formie przez Sejm, że nawet w postępowej Europie cmokali na wieści z Polski. I cios za ciosem. Ustawa antyprzemocowa - wiadomo. PiS jest za przemocą wobec kobiet, może nie wprost, ale chroni na pewno tych wszystkich zwyrodnialców. No i „SKOKI”. Afera, której nie ma, ale walić trzeba na oślep, zawsze coś się przyklei, chociaż wiadomo, że prawdziwa afera, z udziałem dawnych oficerów WSI,  jest w SKOK-u Wołomin, za co bynajmniej winy nie ponosi Grzegorz Bierecki. Uruchomiono więc ciężką artylerię w oczekiwaniu na sondaże. Takiego lizusostwa i czarnej propagandy nie notowano w mediach III RP od czasu zabierania babci dowodu osobistego.

Spocony i dumny Sobieniowski, napuszony na Biereckiego Kraśko, można wyliczać bez końca newsy i rozmowy, którym przyświecał jeden cel: powalić Dudę. Co się w takim razie stało, że w kolejnych sondażach Bronisław Komorowski leci na łeb, na szyję w dół? „Ciemny lud” nie kupił bajek emitowanych po godzinie dziewiętnastej. Pomijając to, że Polacy są coraz bardziej odporni na dyrdymały Czerskiej i Wiertniczej, trzeba po prostu zobaczyć ich wielkiego kandydata samego, samego jak palec, bez huku, wiwatów, organizowanych na jego cześć. Wtedy widać jak na dłoni, że on nawet nie ma parcia na tą drugą kadencję. Jak podnosi głos, to niemal się dusi, jak mówi po swojemu, to go nie słychać, a jeśli słychać, to w ogóle nikt nie słucha tego co mówi, bo to jest jak szum letniej wody płynącej z kranu. W tych słowach nie ma ani ducha walki, ani nawet przekonania, że kandydat PO myśli tak jak mówi. Nie chodzi o to, że nie wie, co mówi, tylko o to, że mówi tak, jakbyśmy słuchali głosu z taśmy, a nie żywego człowieka. To jest cała mizeria tej kandydatury na urząd Prezydenta RP.   


Posypała się cała akcja szybkiego zwrotu w poparciu dla Komorowskiego, już wiadomo, że ani in vitro, ani ustawa antyprzemocowa, ani nawet „SKOKI” nie przykryją przykrego dla PO faktu, że ich kandydat jest bez wyrazu, nie porusza Polaków ani swoimi wystąpieniami, ani „bronkobusami”. Wieści dla TVN, TVP i „Gazety Wyborczej” są smutne. Było paliwo, nie ma paliwa. Nie ma już co wkładać do lufy armatniej. Brakuje pocisków. Może niektórzy dziennikarze dadzą się wystrzelić na cześć Bronisława Komorowskiego, z okrzykiem na ustach: głosujcie na PBK, tak jak ja! Nawet tak kochające PO „cebosiaki” zjechały już w najnowszym sondażu poniżej 50% dla urzędującego prezydenta, a TNS Polska daje dziś dwa punkty przewagi PiS nad PO. Co dalej? Potrzebne jest paliwo. Dziennikarze czekają wytrwale w okopach redakcyjnych gabinetów na haki, a i sami też wytrwale ich szukają, bo to przecież nie te dawne czasy PRL-u, gdy trzeba było pisać pod przymusem. Oni sami, bez zachęty, „zadusiliby” PiS i Andrzeja Dudę tymi rękami, z kamiennym wyrazem twarzy. To na pewno nie jest koniec ich paliwa. Będą następne transporty. Trzeba sobie naprawdę zdawać sprawę z tego, że znakomita  większość redakcyjnych lizusów i oficerów, bez paliwa na PiS po prostu wymrze zawodowo. Oni, poza uprawianiem antyprawicowej wścieklizny, nic innego nie potrafią już robić. I w tym miejscu  można podziękować prezydentowi Komorowskiemu. On ich wykończy.