czwartek, 31 stycznia 2013

Terlikowski na ratunek III RP

Można ten rząd już spuścić, spłukać medialnie bez najmniejszego problemu. Ktoś musiałby tylko nacisnąć guzik, albo pociągnąć za symboliczny sznurek. To jest pod pewnym względem fenomenalna ekipa: walą się mury, a oni siedzą w fotelach, palą cygara i snują rozważania o przyszłości. Kiedy ktoś podchodzi z boku z karteczką, że tu się sypie, tam coś zabierają, ludzie premiera mówią: - Spokojnie! Teraz zajmujemy się związkami partnerskimi. Trudno w to w ogóle uwierzyć, jakim cudem udało się znowu poruszyć temat Anny Grodzkiej. Abstrahując już, od mało ciekawej męskiej przeszłości posłanki, jakie to ma w ogóle znaczenie, kto tam w tym Sejmie będzie wicemarszałkiem z Ruchu Palikota? Jakie? I telewizje, i blogsfera podjęły dumnie ten temat, trwa spór, podsycana jest atmosfera sporu ideologicznego, a jego wcale nie ma. Większości ludzi w Polsce jest dokładnie obojętne, kto będzie mówił: za głosowało 231 posłów..... Redaktor Tomasz Terlikowski boleje nad tym, że genetyczny mężczyzna zostanie już jako kobieta będzie pełnić tak wysoką funkcję w państwie, że to będzie cyrk, że autorytet Sejmu ucierpi. Terlikowski jest jednym z wielu nieszczęśliwych dzieci III RP.  Ma szlachetne serce, ale jest wyjątkowo naiwny, sądząc, że ten Sejm ma jakiś autorytet, a to państwo, poza policją i szpiclami, jeszcze istnieje. On wierzy w tę Polskę, jak wielu innych prawicowych publicystów, wierzy w to, że da się tu żyć.

No i niech nawet Platforma zagłosuje przeciwko Grodzkiej. No i K. Będkowski, a teraz już A. Grodzka nie zostanie wicemarszałkiem. Będzie inaczej? III RP się naprawi, PO okaże się rozważna i romantyczna?  Te publicystyczne modły o naprawę III RP stają się coraz bardziej irytujące, bo tu przecież gołym okiem widać, że nie ma co naprawiać. Trudno zrozumieć, dlaczego II Komuna stanowi nadal takie wielkie dobro dla niektórych publicystów, że chcą ją ratować. Dzieje się to w momencie, gdy nawet, jak najbardziej, lewicowy amerykański dziennik „The New York Times”, pisze o rosnącej w Europie Środkowej i Wschodniej fali antykomunizmu. Dostrzega, że mieszkańcy dawnego bloku komunistycznego chcą znać prawdę o swojej historii, a jak o historii, to i o ludziach dawnego systemu. Można pójść zresztą znacznie dalej w rozważaniach, niż czyni to amerykański dziennik. Lewacki model społeczeństwa, z taką determinacją budowany przez dekady na Zachodzie, a u nas, od narodzin III RP, wcale nie święci tryumfów.

Ludzie w całej Europie odwracają się gremialnie od postmoderny i lewicowych proroków. Jaką niby siłę rażenia ma dziś Czerska albo Krytyka Polityczna? Kto słucha dziś Adama Michnika? Chyba właśnie tylko prawicowi publicyści i gwardziści z TVN –u. No i garstka nawiedzonych widzów dzwoniących do „Szkła kontaktowego”. Zróbcie rewolucję w Polsce, pozamykajcie złodziei, a przekonacie się, jak duża część młodych i wykształconych poprze  taki ruch modernizacji Polski. Niechęć do Tuska dotarła już do sytych. A wśród nich, nie wszyscy są tak zwanymi lemingami i ślepymi wielbicielami PO. Donald Tusk wisi na nitce, ale na nitce wiszą, być może poza Niemcami, rządy niemal wszystkich krajów Unii Europejskiej. Mówiąc najkrócej: Rok 1984  Orwella dobiega końca. Lewacki eksperyment w Europie się nie udał. Nadchodzi czas moralnej kontrrewolucji, powrotu do tradycyjnych wartości, do przestrzegania zasad, hasło „róbta co chceta” idzie do lamusa. A to jest przecież motto III RP.  Z uporem maniaka będę powtarzał, wracajmy do Polski, nie ratujmy III RP.  

środa, 30 stycznia 2013

"Kręcenie dróg" za 16 miliardów złotych

Eeeeeeeee.....taaaammm......!!! - powiedzą znawcy tematu tacy, jak Halicki, Olszewski (PO, PO), Lis, i inni. Przecież tygrys nie może być zły, tygrys skacze i kocha Puchatka. Komisja Europejska podaje, że nie chodzi już o zamrożenie 3,5 miliarda złotych na budowę polskich dróg, tylko o cztery miliardy euro, czyli szesnaście miliardów złotych. Nie jest to jeszcze zabranie, tylko zamrożenie kasy na autostrady. Rano na FB napisałem, że to początek autostradowej Amber Gold. 16 zamrożonych miliardów złotych to jest już jakaś porządna kwota, która zatrzęsie porządnie rynkiem budowlanym w Polsce i całą gospodarką. Niejaki kolega redaktor Morozowski zauważył (jakże przytomnie), że takie wstrzymywanie, zamrożenie, to w Europie standard, ale nie pokusił się o to, by podać podobne przykłady z ostatnich lat. Szukajcie więc. Jeśli jakaś firma budowlana nie padła przed EURO 2012 to padnie teraz. Za tą zmową, czyli po prostu niewątpliwie gigantyczną aferą korupcyjną kryje się mnóstwo pieniędzy, które trafiły do prywatnych kieszeni, bo inaczej kilkanaście firm, koncernów nie dogadałoby się i nie byłoby zmowy. Piękna minister Elżbieta Bieńkowska, ta, która kłamała jak najęta jesienią 2011 roku, że na EURO będzie gotowych 95% dróg, mówiła dziś, że nasze procedury są bez zarzutu. Najfajniejszy był w „Faktach” jakiś długowłosy rockman, który zapewniał z kolei, że to jest w ogóle nic – ta blokada środków – że wszystko idzie pełną parą, że wykonawcom będą wypłacane pieniądze na bieżąco, albo nawet przed czasem. Dzięki odpowiedniej funkcji w mojej kablówce, cofnąłem „Fakty” i okazało się, że „rockman” to Magdalena Jaworska – wicedyrektor GDDKiA. Kto przeczytał tę wizytówkę podczas emisji materiału, ma niezły refleks. Jeśli „ona” była kobietą, to ja już nic nie rozumiem i niech oni już uchwalą związki partnerskie i wszelkie inne związki, jak komu się chce i z kim się chce. Gość od napisów w reżyserce „Faktów” ma poczucie humoru. Tak czy inaczej, lider jakiejś „kapeli” powiedział tym wszystkim przedsiębiorcom, że kasę dostaną, nawet przed czasem, nie ma problemu! I co? Nie wierzycie? Może Kazimierz Marcinkiewicz - co stracił ostatnio pracę i zna ludzi od dróg - założy naprawdę jakąś kapelę autostradową z tym gościem z "Faktów", na przykład o nazwie „Zmowa”. Kupię ich debiutancką płytę i przyjedziemy na koncert „Zmowy” trochę „powalcować” ich razem z chłopakami od budowy, a nie od "kręcenia"  dróg. To będzie teraz modne określenie "kręcenie dróg", zamiast "kręcenia lodów".

wtorek, 29 stycznia 2013

Gramy w balona


Znowu dzisiaj grałem z moją siedmioletnią córką balonem. To było naprawdę ekscytujące wydarzenie - pełne śmiechu, zwrotów akcji, wpadek, tryumfów, potknięć, zaskakujących zagrań, i w związku z tym, naszło mnie po przegranym meczu takie nieodparte wrażenie, że my, tak na co dzień, gramy takim balonem w balona. Przerzucamy go z rąk do rąk, byle nie spadł na ziemię, byle nie zobaczyć, jak jest naprawdę. Oszukujemy się, że gramy o jakiś wynik, a wyniku żadnego nie ma, bo i sama gra jest trefna, mało znacząca. Może ciekawa, gdy ja gram z córką, ale w polityce? Balon fruwa, ludzie się przyglądają, cieszą się, gdy ktoś wyrżnie w pogoni za nim o krzesło, kibicują swoim, żeby go złapali, ale najważniejsze jest to, żeby nie dotknął ziemi. Wiadomo, strata punktu, chwila ciszy, refleksja: po co my w to gramy. Był na rynku jeden tygodnik opozycji, który miał z „ogonami” jakieś ćwierć miliona czytelników. Może nie walczył z systemem III RP, ale mierzył się z jej egzekutywą. W sposób do dziś niejasny, został wykopany z podium i dziś mamy aż trzy tygodniki opozycyjne, nasze, nie nasze, cholera wie czyje. 

Piński jest zły, Lisicki to już nie ten Lisicki, albo właśnie zawsze ten, a Karnowscy wiadomo, dołki pod Lisickim kopią od dawna. Do tego zniknął „Nowy Ekran” i od razu można sobie poczytać, jak tam mieszało towarzystwo z WSI. A ja nie mam żadnych gwarancji, że gdzie indziej nie miesza inne towarzystwo, może też z WSI, albo inne, przewerbowane po 1989 roku do nowych służb. Czytałem wpisy w NE i dawne „Uważam Rze”. Kupiłem pierwszy numer „Do rzeczy” i to jest coś zupełnie innego, niż tamten, dobrze redagowany „Tygodnik Lisickiego”. No cóż, mamy pluralizm. Może powstanie w końcu jakiś antysystemowy tygodnik, który zaproponuje czytelnikom ideę wyjścia z III RP, a nie jej ciągłego naprawiania, modernizowania i odnawiania. Byłoby miło pisać do niego. Ale takiej gazety nie ma. Gramy więc dalej w balona. W papierowej  prasie prawicowych polemik tak bardzo nie widać, ale w blogsferze aż huczy. Kto kogo wygryzł, kto marnie pisze, kto się pod kogo podszywa, a ja w pociągu rozmawiam z wykształconym facetem, który nawet nie zauważył, że tam przyszedł jakiś Piński i jest inna redakcja. Jego to nie obchodzi. Ma dość Tuska, a tam piszą co tydzień, że też mają go dość i piszą nawet, co zrobić, żeby on już sobie poszedł w jakąś niepolską normalność. Kto jest bardziej normalny w tym wszystkim? Ten facet czy naparzający się publicyści chcący zawładnąć zbiorową świadomością i „naszymi”?

Kto to są ci nasi? Ci, co chcą się dorwać do władzy i zabrać Tuskowi to, co on nam zabrał, czy ci, co chcą zmienić Polskę, wyrwać ją z korzeniami z kilkudziesięciu lat trwania w komunie, w oparach systemu i ludzi, którzy niewiele mają wspólnego z polskością, w ogóle z jej zrozumieniem. Przyszli razem z sowieckimi bagnetami, z Różą w głowie i nie chcą wyjść  naszej Polski. A przed wojną ich prawie nie było, taki tylko, co najwyżej, polityczny plankton. Za to my gramy dalej w balona. Prawica też gra, też go odbija, udając, że walka trwa, toczy się na wielu poziomach, zdobywamy przyczółki, będzie lepiej, będzie inaczej. Z boku, jednak, widać bardzo dobrze, że towarzysze starzy i młodzi, konfidenci i agenci służb różnych rechoczą na widok tego balonowego meczu, który toczymy, Nam się wydaje, że to mecz z nimi, a my bardziej gramy ze sobą.

Dzieje się tak, ponieważ część opozycji, także uznanych publicystów trzyma się wbrew deklaracjom, układu III RP, choć mówi, że z nim walczy. Trzyma się też, co nie jest tajemnicą, układów biznesowych, bo dom, bo kredyt, bo auto. Dobrze to słychać w Warszawie, kiedy rozmawia się z ludźmi z tak zwanego środowiska dziennikarskiego, Padają kwoty i nazwiska. W stanie wojennym nie kalkulowano, tylko zapieprz..... To taka jedna, zasadnicza różnica w postawach. Tamtych ludzi nie ma dziś w pierwszym, ani nawet w drugim obiegu. Żyją w biedzie, albo na jakichś swoich polskich, pojedynczych archipelagach.         
Oni jednak nie grają w balona. Oni w ogóle nie myśleli, dokonując swoich politycznych wyborów, czy będą mieli na chleb. O nich się dziś nie mówi. A to oni drukowali bibułę, w oparach farb, w ukryciu. Zamiast grać w balona, Panowie, zacznijcie grać o Polskę, bez kalkulacji i bez honorarium.     

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Wielki dysonans III RP


Pamiętacie premiera Tuska, jak w 2011 roku zapowiadał w Wilnie, że zadba o Polaków mieszkających na Litwie, że sprawa ustawy oświatowej dyskryminującej polską młodzież zostanie wyjaśniona? - „Jesteście od lat, od dziesiątek lat, a można nawet powiedzieć od setek lat, największym darem dla polskości, będąc wiernymi polskiemu językowi, polskiej tradycji, polskim obyczajom, niezależnie od tego, jakie burze nad waszymi domami, waszymi głowami się przetaczały”-  tak pięknie wtedy mówił premier. I tak jest ze wszystkim u Donalda Tuska. W zasadzie mógłby swobodnie powiedzieć, że bierze pełną odpowiedzialność za to, że asteroid pędzący podobno do Ziemi na pewno nie uderzy około 15 lutego br. w nasz „sfrustrowany” glob. Biorąc pod uwagę wiarygodność premiera z PO, dopiero zasiałby totalny chaos na całym świecie.

Oczami wyobraźni można zobaczyć te paniczne wystąpienia Baracka Obamy i Angeli Merkel. Byłby to jednak, z drugiej strony, jakiś fajny sposób Tuska na to, by w końcu zaznaczyć swój realny wpływ na losy Europy i świata. Opustoszały Nowy Jork, bo przecież wiadomo, że wszystko co leci w naszym kierunku, na pewno uderzy najpierw w NYC. Inaczej nie byłoby połowy filmów katastroficznych. To tylko podpowiedź dla premiera, żeby mu pomóc. Powracając do Litwy, to właśnie będą - w rejonie solecznickim - zdejmować napisy z nazwami ulic w języku polskim, zgodnie z wyrokiem litewskiego sądu. To taki symboliczny wręcz przejaw naszych świetnych notowań i wpływów  w Europie. Nie chodzi bynajmniej o to, że  mała Litwa gra Polsce na nosie już  od kilku lat, tylko o to, że w ogóle dochodzi do takiej sytuacji. Byłoby to nie do pomyślenia, gdybyśmy w tej Europie cokolwiek znaczyli, gdybyśmy prowadzili poważną politykę.

I tu jest ten wielki dysonans III RP. Z jednej strony, ta wręcz niebywała buta wobec  rodaków, ten pokaz siły czy chamstwo takich ludzi jak Halicki, który grzebie w tragedii rodzinnej Marty Kaczyńskiej, jak carski oficer bagnetem w poszukiwaniu ukrywających się powstańców (właściwie to nie ma nawet odpowiednich słów i porównań dla tego typa), a z drugiej ta niemoc. Niemoc w Unii Europejskiej, w relacjach dwustronnych i wielostronnych, a za oceanem jeszcze coś więcej, po prostu dyplomatyczny niebyt. Nikt nas o nic nie pyta, a jak pyta to tylko dla jaj. – Pytałaś się Tuska? – zastanawia się prezydent Francji. –Tak, pytałam o godzinę – odpowiada Merkel. Takie są te nasze relacje z Unią. – Przywiozłeś kasę dla Grecji? – pytają i klepią jak głupków, i pozdrawiają, że jesteśmy tacy solidarni. Polska dziś, przepraszam za brzydkie porównanie, może sobie dłubać w nosie i słuchać co mówią inni. 

Doprawdy, już łatwiej mówić o jakimś sukcesie w budowie dróg donikąd, bo choć donikąd to jednak gdzieś prowadzą, niż o sukcesach polskiej dyplomacji. Jeśli na chłodno przyjrzymy się temu, co wyprawia MSZ pod wodzą Sikorskiego  wobec białoruskich opozycjonistów, to przecież jest to sabotaż, zdrada naszych strategicznych interesów w Europie i działanie na szkodę Białorusinów oraz tamtejszej Polonii. Za to w Polsce, władza się puszy codziennie, grzmi, poucza, kpi, naigrywa się z nas, tępi opozycję, demonstruje siłę, wsadza za nic, a winnych nie wsadza, wywyższa debili i tępi patriotów. To są fakty i to są fakty niepodważalne. A skoro to są fakty niepodważalne, to jak mamy nazwać rządy III RP, jak nazwać jej elity, które powstańców styczniowych nazywają terrorystami? No bo przecież Czerska to elita elit tej III RP. Jak to pogodzić psychologicznie i jakie wnioski wyciągnąć z tego? Kim oni są? U siebie – bezczelni, aroganccy i wręcz chamscy, a tam, w Brukseli, w Berlinie, kulający się po dywanach możnych, wystawiający tylko pokornie swoje główki do pogłaskania przez Merkel. Tak zachowują się tylko ludzie zakompleksieni, bez honoru, bez zasad, w gruncie rzeczy słabi, bez pomysłu na Polskę, bez pomysłu nawet na siebie samych. Bezosobowi, bez charyzmy, bez kręgosłupa. Zmutowani komuniści i zmutowani opozycjoniści, cwaniacy i gangsterzy, sprzedajni dziennikarze i głupkowaci celebryci. Jednym słowem, elita do koryta.   

niedziela, 27 stycznia 2013

Szczytowanie układu III RP

Trzydziestoletni, niespełna, urzędnik przyjmuje mnie w gabinecie. Uważa sam siebie za osobę decyzyjną, a więc taką, co wiele może. Wiele może w zakresie wyznaczonym mu przez dyktat ustanowiony wiele lat temu. Za oknem piękny renesansowy rynek, a w gabinecie  dobrze zachowane pozostałości XVI- wiecznych fresków. Europa pełną gębą. Młody funkcjonariusz jest z wyglądu trochę taki, jak czekiści, tyle, że zamiast czerwonej gwiazdy ma wybitą na czole nijakość. No i ubrany jest w markowy garnitur. Trafiamy z moim gościem zza oceanu w sprawie ważnego projektu medialnego. Gość przeleciał ocean, poświęca swój cenny czas dla projektu, który ma pokazać, że Polska to nie są promowane przez Obamę „polskie obozy zagłady”. Patrzę i zastanawiam się, jakim cudem III RP wyhodowała takie – przepraszam za słowo – bakterie. Na początek standard: facet nie wie, o czym ma z nami rozmawiać! Ktoś mu nie przekazał, nie dotarły kwity. O czym ma być to cholerne spotkanie? - czytamy z jego twarzy. No cóż, bywa i tak, ale łaskawca posłucha, z czym przychodzimy. Mija góra dziesięć minut i zaczyna się „dramat”. Jacyś wścibscy dziennikarze doczepili się do raportu na temat miejskiej władzy.


Gospodarz, zupełnie na luzie, bez stresu, mówi nam, żebyśmy dalej mówili, o co nam chodzi, a on będzie czytał ten raport, gadał z podwładnymi przez telefon, no i oczywiście wysłucha gościa zza oceanu. To się działo naprawdę, to nie był żart. Po około dwudziestu minutach stwierdziłem, że ja też sobie w takim razie trochę podzwonię w swoich sprawach, urzędnik w swoich, po prostu podzwonimy sobie razem z jego pokoju w świat, czyli będzie światowo. Mój gość, a w sumie to przecież i gość władz tego miasta, był trochę zdziwiony, gdyż jego zdaniem takie rzeczy widział tylko w serialu Monty Pythona, tymczasem tutaj jest ‘pajton” „na żywo”.  Kończymy po około godzinie tę rozmowę, gospodarz przeprasza i obiecuje nieduże wsparcie dla projektu. Czyli sukces, po prostu sukces. Mój gość nie mógł przez pół dnia dojść do siebie po tym wydarzeniu. Złość mieszała się z nerwowym śmiechem, chęć interwencji gdzieś wyżej z bezradnością. A więc i jego pokonał nasz dzielny system III RP. 

Dla równowagi, bez kryptoreklamy politycznej, dodam, że prezydent dużego miasta w Polsce zachował się z pełną klasą i kulturą. Ale tu nie chodzi o to, że są dobre przykłady, tylko o to, że jest tak dużo złych. Tu nie chodzi o to, że mojego gościa i sam projekt traktowano czasami przychylnie, z uznaniem. Problem zasadniczy to ustalenie, w jaki sposób III RP wyhodowała całe to nowe pokolenie, dla którego jedynym zmartwieniem są spadające notowania partii rządzącej. Prezes spółdzielni z serialu „Alternatywy 4”, na tle urzędnika X, tak go nazwijmy, to po prostu „socjalistycznym patriotą”, jeśli cokolwiek to znaczy. Tamten, dawny układ kojarzy się z piaskownicą, kreskówką, no bo z dzisiejszej perspektywy, patrząc na epokę Gierka, patologiczną jak najbardziej  - kawa ziarnista  spod lady, albo mały fiat na talon – jaki to hit? - No, Grzegorz -  jak mawia moja przyjaciółka – no nie wygłupiaj się, no proszę Cię! Układ rządzący obecnie Polską, można powiedzieć, wreszcie dojrzał i okrzepł, głupi zachodni kapitalizm ucywilizował na swój sposób i uczynił go narzędziem do załatwiania swoich prywatnych interesów. Nie jesteś swój, to jesteś, wiadomo kto.


To zasada III RP. Ludzie pełniący funkcje na szczytach władzy zobaczyli, że oni, tak jak sprytni gangsterzy na początku lat dziewięćdziesiątych, też mogą robić szemrane interesy, opływać w luksusy i to bez ryzyka, że ktoś im zrobi krzywdę – jakiś prokurator, opozycja, albo dziennikarz śledczy. Pod jednym wszakże warunkiem: nie wolno wyjść poza szereg, nie można podważać reguł gry, trzeba być posłusznym, a czasami nawet trzeba udawać idiotę, co niektórym przychodzi zresztą łatwo, bez wysiłku. Zamiast KC PZPR wielkie banki po premierostwie, zamiast Fiata 126p, wielkie przetargi, fabryki za symboliczna złotówkę, zamiast SB, korporacje i ABW, które i tak śledzą każdy Twój ruch. Przesłucha Cię psycholog w firmie, wyda opinię, że jesteś za mało energetyczny i do widzenia, wilczy bilet. To, co wyprawia na co dzień prokuratura, ciągnąc sobie latami błahe sprawy, niszcząc kariery i życie tysięcy ludzi, o czym czytamy niemal codziennie, to po prostu standard. Skala patologii jest tak duża, że to patologia jest normą, a bycie normalnym i uczciwym stało się patologią, frajerstwem, obciachem. Można powiedzieć, że w końcu doszliśmy do celu. Odwróciły się bieguny norm, zwyczajów, zachowań, zasad. To jest coś, co napawa mnie optymizmem, no bo to już jest chyba kres tych zmian. Za moment system zacznie zjadać swoich ludzi, bo nie swoich już dawno zjadł.

piątek, 25 stycznia 2013

Czas wracać do Polski

Ukazał się ważny tekst blogera Tad9 (http://perlyprzedwieprze.salon24.pl/481556,nie-wstydz-sie-swojego-komucha), w którym autor w sposób wyczerpujący opisuje przemiany kulturowe w Polsce ostatnich kilkudziesięciu lat, kładąc nacisk na rolę komunistycznych i stalinowskich elit w tych przemianach, na ich przywódczą rolę, na swoisty kulturowy monopol w sprawie tego, co dla Polski jest dobre, a co nie. Dotyka też drażliwej, dla tych elit, kwestii zaglądania do korzeni rodzinnych. Znakomicie Tad9 to robi i nic więcej nie trzeba dodawać, trzeba ten tekst przeczytać. Autor rozważa też, bardzo dobry pomysł, by przyjrzeć się bliżej hipotekom domów i mieszkań różnych komunistycznych aparatczyków i ich potomków, ponieważ poniemieckość warszawskich kamienic czy willi na Mokotowie jest co najmniej dyskusyjna, tak samo jak polskość kamienic, dajmy na to w Berlinie. Wniosek, jaki mi się nasuwa osobiście z tekstu, to głębokie przeświadczenie, że w jakiś sposób przegoniono nas z Polski. Nie dokonali tego Niemcy, ale udało się to działaczom komunistycznej sekty z KPP. To fakt historyczny, a nie jakieś niesprawdzone wyobrażenia i domysły. W 1981 roku prof. Leszek Nowak z UAM, wcześniej zdeklarowany marksista, dowodził, że socjalizm to najwyższe stadium ucisku, to najbardziej totalitarna forma ustroju państwowego, co wyłożył bardzo logicznie w swojej teorii trójpanów, wskazując, że w rękach komunistycznej władzy skupione są wszystkie najważniejsze jej atrybuty: środki przymusu, środki produkcji oraz sfera totalitarnej dominacji nad umysłami ludzkimi, która w kapitalizmie jest wolna od dyktatu jednej opcji politycznej.



Sięgamy więc sedna tego, co dzieje się w Polsce obecnie i o czym pisałem już wielokrotnie, że system postalinowski w Polsce trwa nadal, a zmianie uległa jedynie jego formuła. System ten oparty na owej mniejszości kulturowej - niezwiązanej z polska tradycją, katolicyzmem, polską kulturą – najzwyczajniej w świecie adoptował wolny rynek (o ile wolnym można go w ogóle nazwać) do swoich potrzeb. Kapitalizm w Polsce został użyty w sposób świadomy i wręcz bezwzględny do jeszcze większej dominacji trójpanów nad narodem, nad polskim społeczeństwem. Teoria nie- marksowskiego materializmu historycznego nieżyjącego już prof. Nowaka, nawet jeśli z materializmem tym się nie zgadzamy, jest jak najbardziej aktualna. W tym sensie, że trójpanowie, to nikt inny jak „grupa trzymająca władzę”. Gdy wprowadzono stan wojenny w Polsce, prof. Nowaka internowano i więziono w Gębarzewie, a potem wyrzucono z pracy. Piszę o tym, bo znałem go osobiście, przeprowadziłem z nim wiele prywatnych rozmów, ceniłem go, choć nie zgadzałem się z podstawami, na których budował swój system filozoficzny. Był groźny dla systemu, więc zrobiono wszystko, by zepchnąć go na margines życia naukowego w Polsce. W zamian mamy właśnie takich „naukowców”, jak Jan Gross, którzy Polaków, wydziedziczonych kulturowo z ich własnej tradycji, obyczajów, oskarżają o zabór mienia pożydowskiego. Mamy więc dalej ten sam system, ale nie ten sam, tych samych ludzi, choć nie tych samych, bo przecież Jarosław Kuźniar czy Monika Olejnik, nikomu paznokci nie wyrywają, nikogo nie przesłuchują, choć chwilami, oglądając wywiady Pani Redaktor, można odnieść wrażenie, że wywiad pomylił jej się z przesłuchaniem w stylu stalinowskim, przepraszam, ale takie to jest tulejowskie skojarzenie.



Przegoniono nas z Polski, choć w tej Polsce mieszkamy. Urobiono nas po 1989 roku, wmawiając, że mamy wolność i demokracją, gdy tymczasem klasa trójpanów, rządząca nieprzerwanie krajem od zakończenia II Wojny Światowej, zajęła się umocnieniem swojej władzy nad Polakami. Wszędzie tam, gdzie tradycja i wartości narodowe są silne, poststalinowski model kulturowy, nie osiągnął jeszcze całkowitej dominacji, ale, jak nigdy wcześniej po wojnie, mamy trwały, ponad dwudziestoletni okres umacniania się poststalinowskiej narracji i mówiąc językiem prof. Nowaka , umacniania się w Polsce, władzy trójpanów. Wniosek nasuwa się tylko jeden: czas powrócić do Polski i czas przywrócić tradycyjny i historyczny porządek. Jego widoczne ślady, można dostrzec na rynku w Lublinie i w Krakowie, na Wawelu, a także w Warszawie, która od samego początku jest stolicą „grupy trzymającej władzę”. Czas powrócić do siebie, co oznacza rzeczywiście pewien rodzaj rewolucji, choć byłoby chyba słuszniej nazwać powrotem do naszego polskiego kodu kulturowego. Czas wracać koleżanki i koledzy komuniści tam, skąd przyszliście. Patrząc na młodych ludzi, obserwując społeczne nastroje, powracający patriotyzm, nasz powrót do Polski może nastąpić szybciej, niż Wam się zdaje. Nie trzeba będzie już nawet zaglądać do tych hipotek.....

środa, 23 stycznia 2013

Cztery tysiące kilometrów naszej Polski

Tylko prawdziwy Pisowiec może być optymistyczny. Dostrzega Polskę w budowie, a nawet Polskę już zbudowaną. To Donald Tusk zatracił swój życiowy optymizm, ten swój zapał, by wszystkim żyło się lepiej, a najlepiej jego ludziom. To Sławomir Nowak przypomina dziś wysuszona śliwkę, a premier markotnego dziadka na ławce, który przegrał z kolegami partię szachów. Tak to właśnie wygląda. W nas jest optymizm, perspektywa, pozytywne wibracje, a oni, psychicznie dogorywają, tracą wigor, o ile w ogóle go mieli. Jedynie rodzimi celebryci mają nieustający bal, sądząc w sposób całkowicie nieuprawniony, że ich piosenki zna cały świat, a dziewczyny z „Lejdis” pożąda całe Los Angeles. Kogo my mamy w tym rządzie, czy Sejmie? W szczególności mam tu na myśli garnizon PO. Marszałek Ewa Kopacz jest tak rozdygotana, że każdy szmer budzi jej strach, czy aby przypadkiem, Prawda nie dobija się znowu do jej drzwi. Minister Boni dawno już przekroczył granice galaktycznego absurdu. Mógłby z powodzeniem polecieć w kosmos i tam w innych konstelacjach walczyć z nienawiścią. Lucas to kupi, a Maciek Stuhr, który wie wszystko, zagra młodego Cedyna, który uwolni swoją planetę od latających drzwi.

Ciekawostką Trzeciej RP jest to, że zmierzch systemu najpóźniej zauważają znani artyści. Im się zawsze wydaje, że partia jest wieczna i zawsze jest z narodem. Nieważne, czy jest to PZPR czy PO. Ta sama mentalność, te same gesty, do końca, do ostatniego tchnienia. Tylko podziwiać. Na swój sposób jest to również rodzaj specyficznego optymizmu, ale nie wynika on z oceny rzeczywistości, tylko z przeświadczenia o swojej boskości i nieomylności. Porozmawiajcie sobie z nimi, oni tak o sobie myślą. Prawdziwa wiara w ducha i niezłomność naszego narodu, optymizm w myśleniu i działaniu jest domeną ludzi prawych, prawej strony. Trzeba bowiem odróżniać optymizm od debilizmu. Cieszenie się z tego, że my jesteśmy w układzie, że nasza mafia to jedna wielka rodzina, to jest czysty debilizm, niezrozumienie tego, czym jest i czym może być życie wolne od zdrady dawnych ideałów, wolne od skundlenia, od zakłamania, kłaniania się w pas największym politycznym gangsterom. Uwolnienie się od tego daje dopiero prawdziwą pogodę ducha. Debilistyczna radość ludzi systemu nie ma nic wspólnego z optymizmem, jest to najbardziej skrajna forma zniewolenia duszy polegająca na przekonaniu, że chore poczucie władzy nad ciemnym ludem, wykorzystywanie go, okradanie go każdego dnia, to postęp, to zielona wyspa. Wszyscy ci uśmiechnięci szyderczo władcy, choć tacy ponoć szczęśliwi, nie wiedzieć czemu, wyglądają jak zużyte opony samochodowe.


Piszę o tym wszystkim, po przejechaniu w ostatnich dziesięciu dniach blisko czterech tysięcy kilometrów po Polsce. Polsce różnej: zadbanej i rozpadającej się, jak droga biegnąca przez Włocławek, po kraju, w którym autostrada A-1 przypomina wiejską drogę, a droga lokalna przypomina jeden pas autostrady. Po Polsce, w której lubelska starówka, w pięknej, zimowej aurze, jawi się wręcz bajkowo, ale gdzieś zaraz dalej widać umarłe miasteczka z oddziałem banku i salonem telefonii komórkowej. W tej totalnej politycznej zawiei, dostrzec można wielu ludzi, którzy, niezależnie od chorego systemu, w którym żyją, działają pozytywnie, tworzą coś dla siebie i od siebie. Szukałem wśród nich moich modernistów* i ich znalazłem. Są naprawdę. Nie są zarażeni, ani sowieckim myśleniem, ani bezmyślnym chłonięciem telewizyjnej papki. Żyją z uśmiechem na twarzy, a jedyne, co powstrzymuje ich od większego otwarcia na politykę, jest niechęć do niej. Są to z reguły ludzie prawi i zaradni, czasami głosujący, czasami w ogóle zdystansowani do jakichkolwiek wyborów politycznych. To jest poważna siła ludzi myślących pozytywnie, których Platforma, a nawet cały ten system III RP nie jest w stanie niczym przekupić. Stanowią potencjał dla ruchu obywatelskiego, który mógłby skończyć kilkudziesięcioletnie panowanie komuny i lewactwa w Polsce. Dotarcie do tych kilku milionów ludzi byłoby przełomem. Jeśli PiS chce przełomu, to ma szansę tego dokonać razem z nimi.          
* http://benevolus.salon24.pl/476735,modernisci-i-nowa-polska          

sobota, 19 stycznia 2013

Histerycy III RP, czyli co boli Stuhra

Adam Michnik drwi z prawicy, że ta dostrzega w polityce rządu działania prowadzące do eksterminacji narodu. No oczywiście, nikt tak dosłownie eksterminacji narodu nie dokonuje. Wystarczy przecież prowadzić taką politykę, dzięki której zostanie nas tutaj, nad Wisłą, Odrą i Bugiem, jakieś 25 milionów za dwadzieścia lat. Wtedy dadzą nam kawałek ziemi wielkości Królestwa Kongresowego, a i Warszawa nabierze znowu bardziej sowieckiego kolorytu. Będzie spokojniej i luźniej, swojsko, jak za starych dobrych, stalinowskich czasów. Trudno zrozumieć, jak ludzie podobno wykształceni, wierzą w jakieś nawrócenie się Moskwy na drogę pojednania. Jak można sądzić, że po zaborach, po roku 1920, po 17 września, po zaginięciu lub wymordowaniu w syberyjskich łagrach blisko miliona Polaków, po latach katowania i mordowania przez oficerów NKWD i komunistów z KPP polskich patriotów, że po tym wszystkim, Moskwa się zmieniła, że już nie jest potworem i agresorem. Tych kilkuset dziennikarzy zamordowanych w Rosji to ryzyko zawodowe, naprawdę? Donald Tusk i prof. Nałęcz, historycy z wykształcenia, w to wierzą? Wierzą w pojednanie?
  
Kreml jest jak najbardziej zainteresowany tym, by Polaków było coraz mniej, bo przecież nie zastosują tu metod z lat trzydziestych ubiegłego stulecia i nie zagłodzą nas. Nic się nie zmieniło w relacjach Polski z Sowietami od końca lat czterdziestych do dzisiaj. Króluje serwilizm i strach. Trwa polityczne przyziemienie, nie ruszać się, nie oddychać, bo Putin zrobi z nas miazgę. Mija 150 lat od wybuchu Powstania Styczniowego. Nic z tego nie wynika dla tych, pożal się Boże elit, zero refleksji? Można podać wrogowi dłoń, można z nim negocjować, ale trzeba robić swoje, trzeba dbać o naród, trzeba być uczciwym Polakiem, trzeba słowo Polska cenić tak samo jak słowo rodzina, jak własna rodzina. Z polskością premier miał kłopoty już w młodości, jakoś go uwierała w głowę, natomiast ze słowiańskością kłopoty ma obecnie (albo od dawna) sam Jerzy Stuhr, o czym mówi „Gazecie Wyborczej”. W co go uwiera słowiańskość, dokładnie nie wiemy, ale nie jest to sprawa błaha, skoro tak źle się z nią czuje. „W Słowianach jest troszkę histerii. Mamy tendencje do egzaltacji, nie lubię w sobie tych słowiańskich cech” – mówi aktor, czyli w III RP ktoś na miarę Platona, co najmniej. To jest górna półka, bez żartów. Janusz Palikot jako Herbert Marcuse, Kazimierz Kutz jako Jean- Paul Sartre, tylko Stefana Niesiołowskiego nie da się nijak do nikogo przyporządkować. Cóż, będzie ikoną intelektu dla następnych pokoleń.

Jerzy Stuhr mówi o naszej histerii, ale takiej troszkę, nie na całego. Troszkę histerii wokół Smoleńska, troszkę histerii wokół Tulei, tacy już jesteśmy, mali histerycy, niegroźni, bo tylko troszkę. No i ta egzaltacja do tego. My i histeria? Dwa dni po wprowadzeniu stanu wojennego pełną parą pracowały podziemne drukarnie, wydawano biuletyny informacyjne, a dwa tygodnie później były już podziemne znaczki. Górnicy z kopalni „Wujek” też ulegli histerii? A te pokojowe manifestacje to też była histeria, a ksiądz Popiełuszko? Pan Aktor chrzani. Histeria i serwilizm to cechy główne całej tej politycznej postsowieckiej formacji, która rządzi Polską. Polityka Jagiellońska to dla niej utopia. Serwilizm i histeria to twórczy realizm. Ciszej o Smoleńsku, nic nie robić, nie drażnić Moskwy. Jerzy Stuhr może spać spokojnie, on się już wyzbył słowiańskiej histerii, jest pogodzony, pokora wobec systemu III RP to cnota. 

Histeria i serwilizm Jaruzelskiego wobec Rosji doprowadziły do zbrodni przeciwko narodowi polskiemu. Wszyscy ci komuniści, lewacy, polityczne lemingi z PO trzęsą się na samą myśl, że coś mogłoby się zdarzyć w Polsce bez Rosji, albo bez Niemiec. To jest ta ich geopolityka, sięgająca horyzontami umysłowymi zwykłego koryta. Lewacy to jest właśnie ta prawdziwa histeria, tak dotkliwie miażdżąca ich procesy myślowe, tak dobitnie wyrażona przecież po słowach sędziego Tulei. Strach, że Warszawa będzie w końcu od nich wolna, że będzie dumna. Strach w oczach, skundlenie, cztery łapy na ziemi i pokora, to jest credo tego systemu. Przecież tam w Moskwie mają komplet teczek, bez wyrwanych kartek, to musi boleć, z tym trzeba żyć. I to rodzi naprawdę histerię, obawę i nadzieję, żeby nic się w Polsce tak naprawdę nie zmieniło, poza jednym: żebyśmy my się zmienili, żebyśmy uznali tę duchową niewolę elit III RP.      


piątek, 18 stycznia 2013

Nadal wszystko stoi na głowie

Tytuł nie jest tu oczywiście żadnym odkryciem, ale można odnieść czasami wrażenie, że dla niektórych wybitnych przedstawicieli prawicowej opozycji w Polsce, jesteśmy usadowieni w pozycji lekko wygiętej, albo wręcz zbliżonej do wyprostowanej, gdy tymczasem chodzimy w III RP już od dłuższego czasu po suficie. Niektórym nawet ten spacer wokół żyrandola całkiem odpowiada. Odpowiada do tego stopnia, że gotowi są ręczyć głową za to, że chodzą po podłodze, co prawda zabłoconej, ale takiej, którą da się spokojnie posprzątać. Otóż, posprzątać tego, bez postawienia naszych polskich spraw na nogi, się nie da, a to oznacza likwidację systemu i III RP. Wybór zatem jest dość prosty, tylko trzeba zauważyć tę alternatywę i na coś się w końcu zdecydować..



Zupełnie niepojętym jest to, że wokół odszkodowania dla Zbigniewa Romaszewskiego toczy się w ogóle jakaś dyskusja, że trwa tu z jednej strony atak, a z drugiej obrona opozycjonisty przed różnymi „bolkami”. O tym, że w Polsce jest jak najbardziej nienormalnie, świadczy fakt, że „bolki” mają się dobrze i pouczają innych, co jest właściwe, a co nie jest właściwe. Nie ma przy tym kompletnie żadnego znaczenia, kto i dlaczego mówił swego czasu „My, naród...” . Żadne zasługi, medale, stawianie się generałowi nie wymażą podłości, obelg, chamstwa i zdrady wobec kolegów. Spokojnie, Panie Senatorze Romaszewski, władza „bolków” nie jest wieczna, sowiecka narracja III RP również. Bo to jest zmutowana, przygotowana na zachodnią modłę sowiecka zaprawa medialna złożona z tych samych stalinowskich cegieł układanych ku chwale Stalina. Niewiele się doprawdy zmieniło. Śmiem twierdzić, że gdyby w 1954 roku istniał już Internet i Facebook, to i tak mniej chamstwa, szczególnie tego wyrafinowanego oraz pomyj wylewałoby się z sieci, niż teraz.



Bolesna strata, jakiej doznaliśmy po śmierci ś.p. Jadwigi Kaczyńskiej, jest na razie zbyt blisko nas, to dopiero zaledwie chwila, która upłynęła od momentu śmierci Matki Prezydenta i Premiera. Zaczynają sobie - z tej bolesnej dla nas wszystkich straty – szydzić jedynie drobne lemingowe prostaczki na portalach, bezduszne głupki nafaszerowane bełkotem „Gazety Wyborczej” i TVN 24. Ale poczekajmy tydzień, dwa, miesiąc, a niechybnie, po którejś mocniejszej wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, odezwie się jakieś bolkowe albo palikotowe stworzenie i powie, że prezes PiS -u wykorzystuje śmierć swojej matki do walki politycznej. To są właśnie strażnicy moralności III RP: bolki, zdrajcy, głupki, pożyteczni idioci, cynicy i polityczni gangsterzy. To oni nami rządzą, żeby nie było żadnych wątpliwości. A nad nimi są jeszcze sternicy systemu, specjaliści od kontrolowanych wybuchów społecznych i tak zwanej wajchy. Będę się upierał już do końca swoich dni, że jedynym wyjściem z pozycji  chodzenia po suficie jest wyjście poza III RP, poza ten chory i niszczący nas wszystkich system. To nie jest już kwestia życia w oparach absurdu, tylko kwestia moralnego mordu na wartościach, o które walczyły setki tysięcy, jeśli nie miliony Polaków. Wszystkie te autorytety i ikony III RP, mogą spokojnie trafić na śmietnik historii, a my i tak przetrwamy ze swoim umiłowaniem wolności. Żadne sowieckie gęby, choćby nie wiem jak przemalowane i przefarbowane, tej naszej wolności nie wybiją nam nigdy z głowy.

sobota, 12 stycznia 2013

Narodziny Janiny Paradowskiej

Oczy strzeliste, spojrzenie bystre, ciało sprężone, myśli skłębione. Cała w sobie, pełna poświęcenia, chce tylko jednego: PiS- u zgniecenia. To nie są słowa anonimowego poety o najwybitniejszej polskiej, żyjącej jeszcze dziennikarce, Janinie Paradowskiej, to są słowa płynące z serca o Katarzynie Kolendzie – Zaleskiej. Ona wznosi się już na te wyżyny medialne, wchodzi na Olimp, na którym królowała dotąd, niepodzielnie, baronowa Paradowska. Prof. Józef Czapiński, taki psycholog, mówi do Pani Redaktor, zanim ta zaczęła rozmowę o orkiestrze Owsiaka, że będzie to dysputa do jednej bramki. Ło Matko! Nawet dyżurny komentator spraw społecznych uśmiechniętych lemingów zauważył, że w studiu nie ma nikogo, kto miałby jakieś swoje „ale” do Owsiaka. No, ale dobra, po co drażnić ludzi. Warto obserwować karierę popularnej Kasi, bo to jest absolutne objawienie po stronie mainstreamu, to są narodziny nowej Janiny Paradowskiej. Jak one to zrobiły, nie wiadomo. Można jedynie przypuszczać, że kiedy redaktor Kolenda przeszła już do pracy w jedynie słusznej stacji telewizyjnej, wtedy Pani Janina przyniosła jej w probówce (jak w serialu „Spadkobiercy”), jakąś niewielką porcję swoich małych neuronów napakowanych zdrowym genetycznie materiałem z lat czterdziestych i pięćdziesiątych. To tylko skojarzenie, oczywiście, żeby nikt nie sądził, że to coś więcej. Tak, jak u Tulei. Na przykład: mam skojarzenie, że on jest podobny do mordercy z Auschwitz. Nic więcej, tylko tak, żeby było zgodnie z wykładnią prawa, zrozumiałe dla wszystkich. No więc, rodzi się nam nowa Paradowska i jest pięknie, i jest fajnie Panie Tomku, tak jak Pan lubi.
Katarzyna Kolenda - Zaleska zasłużyła sobie na przekazanie bezcennych „neuronków” Janiny Paradowskiej, jak mało kto z mainstreamu dziennikarskiego. Przede wszystkim, za swój obiektywizm. Ponad rok temu, w wywiadzie dla „Wirtualnych Mediów”, powiedziała: „W dziennikarstwie politycznym irytuje mnie absolutna jednostronność, niczym nie wytłumaczalna agresja i mało elegancka złośliwość”. Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości, dlaczego mamy do czynienia z narodzinami nowej Paradowskiej? Pani Katarzyna, jak sama mówi, nauczyła się dziennikarstwa z podręczników BBC, bo nie było wzorców. „Nadal obowiązują nas elementarne w dziennikarstwie zasady - w tym ta, że trzeba przedstawiać zawsze racje wszystkich stron sporu. Teraz to oczywistość, na początku lat 90-tych trzeba było podręczników pisanych dla nas przez dziennikarzy BBC, żeby zrozumieć, o co chodzi. Wcześniej była tylko komunistyczna propaganda i pisma podziemne, które siłą rzeczy były głosem opozycji” –mówiła KK-Z portalowi WM. Co ona miała na myśli z tą opozycją, z tą „siłą rzeczy”, co jej nie pasowało? Że niby korzystanie z bibuły byłoby jednostronne? Dziwne.... O tym, że mamy narodziny nowej gwiazdy o najwyższym stopniu świecenia przekonał mnie dzisiejszy wywiad sympatycznej redaktor z posłem Adamem Hofmanem z PiS-u, w mateczniku prawdy, czyli w TVN 24. W pewnym momencie tej rozmowy, nowa redaktor Paradowska – w kontekście sprawy z Sanoka – powiedziała, że nawet amerykańskim antyterrorystom coś czasami nie wychodzi. To jest genialne, to przesądziło o tym, że mam pewność co do neuronowej transakcji z Panią Janiną. To jest w ogóle temat na nowy podręcznik dziennikarstwa. Stadiony bankrutują – w Portugalii też się to zdarzyło. Kolejki do lekarzy – w Bangladeszu w ogóle nie ma lekarzy. Korupcja w Polsce? W Nigerii jest dużo gorzej. Niech redaktor Kolenda zajmie miejsce Janiny Paradowskiej. Należy się jej, a MO, bądźmy szczerzy, jest jednak trochę za agresywna czasami, ma inną ciepłotę ciała. Pani Katarzyna jest za to ciepła i przyjazna. Głupia Rada Etyki Mediów uznała rok temu, że ona „naruszyła zasady obiektywizmu oraz pierwszeństwa dobra odbiorcy” w wywiadzie z jednym takim detektywem. Włosy rwać, jak się słyszy takich etyków od mediów. Ktoś zapyta o to, a co z Panią Janiną? Nie martwmy się na zapas.  Pani Janina założy dziennikarski bank genów, a jej piękną inicjatywę wesprze za rok sam Jurek Owsiak.               

Ludzie Koryta i Ludzie Wartości

Co to jest za magnes, który przyciąga czasami zupełnie rozsądnie myślących ludzi do Platformy Obywatelskiej? Co trzyma cały ten elektorat przy najbardziej antyspołecznej partii rządzącej kiedykolwiek Polską, partii, która tak zwane masy społeczne traktuje jak zwierzynę, by tylko przywołać tu fotoradary. I co, w przeciwieństwie do tuskoludu, przyciąga jedną trzecią Polaków do Prawa i Sprawiedliwości? Najprostsza odpowiedź, prawdziwa - choć niepełna, w odniesieniu do PO - jest taka, że ludzi przyciąga koryto. Elektorat PiS-u w PiS- e, na koryto, przynajmniej na razie, liczyć nie może. Tu, przeważają pewne idee, postulaty, wartości. Innymi słowy, nieco uogólniając, ludzie idą za Platformą jak za wielkim korytem, a za Prawem i Sprawiedliwością idą dlatego, bo bliskie są im pewne wartości, ogólnie uznawane zresztą w Polsce jako ważne: państwo, sprawiedliwość, uczciwość, patriotyzm, wolność. Oczywiście, partia Tuska z tymi wartościami nie ma nic wspólnego, choć w imię takich wartości powoływano ją do życia. Jednak od momentu przejęcia władzy, PO realizuje w praktyce program zwalczania wolności, uczciwości, sprawiedliwości. Gdzieniegdzie udało się nawet Tuskowi zrealizować go w całości. Państwo zostało rozłożone i już w zasadzie nie działa. Dywagacje o uczciwości w ogóle pomińmy, bo ta cecha u wielu działaczy PO budzi wręcz obrzydzenie.

Koryto jest symbolem, jest magnesem, który przyciąga elektorat lemingów, kryptolemingów oraz złodziei, aferzystów, cwaniaków, kombinatorów, oraz głupków. Głupków można oczywiście znaleźć wśród zwolenników każdej formacji politycznej, ale liczba głupków w elektoracie PO jest imponująca. Są to osobnicy już tak politycznie zaprogramowani, że zmiana programu spowodowałaby u nich gigantyczną awarię umysłową, rozstrój nerwowy, ucieczkę ostatnich neuronów, depresję, katatonię, oraz trwały, dożywotni wytrzeszcz oczu. Kiedy już przyssani do koryta zwolennicy Tuska zobaczą, jak jest naprawdę (o ile zobaczą), zapadną na ten super wytrzeszcz, a my ich z łatwością rozpoznamy na ulicy. Gałki oczne będą wystawały circa dwa centymetry do przodu. Dzięki temu, w Polsce będą kręcone wszystkie filmy o kosmitach i już dziś zapisujemy Tuskowi to na plus jego rządów.

Jest oczywiście w korytowym elektoracie jakaś część ludzi, którzy są świadomi degrengolady całego państwa, ale nie ruszą palcem, by cokolwiek zmienić. Dzięki temu, że są przy korycie, albo znają ludzi, którzy w tym korycie wręcz siedzą dniami i nocami (są tacy), wykorzystują ich do załatwiania swoich prywatnych interesów, oddając w zamian głos na partię władzy. Grupą nieliczną, i jakoś tam wartościową, są zwolennicy systemu, którzy nie chcą nic od Tuska, ale głosują na Tuska. Tak sobie dłubią tam to swoje życie na co dzień, sądząc, że Jarosław Kaczyński, gdyby przyszedł, to by im wszystko zabrał, wszystko im popsuł w domu i nie byłoby prądu, a świat by się śmiał. Świat by się śmiał. Byłoby strasznie.

Koryto w Polsce było magnesem od początku PRL-u. Kiedyś jednak koryto miało kształt Fiata 126 p, a dziś ma kształt służbowego mercedesa i miesięcznej pensji w wysokości od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych. Magnes przyciąga jak nigdy. Tym większe uznanie – bo przecież wszyscy jesteśmy grzesznikami – należy się tym milionom ludzi, dla których świat wartości ma jeszcze jakieś znaczenie, dla których uczciwość w codziennym życiu jest czymś naturalnym i niepodważalnym. Ludzie koryta dominują dziś w Polsce, zawarli niepisany układ z systemem. Nie ma żadnych szans na ich powrót do normalnego, uczciwego życia. To stracone pokolenie i trzeba mieć tego świadomość. Trzeba w wolnej Polsce odciąć ich od jakiegokolwiek wpływu na losy państwa. Są to ludzie nieuleczalnie chorzy na życie w świecie układu, korupcji i złodziejstwa. Oczyszczenie państwa z obecności takich ludzi w życiu publicznym jest patriotycznym obowiązkiem. W tym kontekście, IV RP była tylko wielce łagodną próbą naprawy państwa. Dziś jest o wiele gorzej, dlatego powracając  do idei modernistów*, ludzi gotowych do budowania wielkiej Polski, wolnych od systemu, potrzebujemy wręcz wstrząsu w świadomości Polaków, by dokonać przełomu w historii Polski. Nie da się już pogodzić tych dwóch światów. I nie wolno tego robić, bo to jest wielka utopia, szkodliwa dla wolnej, nowej  Polski.        



   

czwartek, 10 stycznia 2013

Owsiak i Stalin. Czy Premier jest już gotowy?

W niedzielę będzie znowu wielki szoł, więc akcję „tulejka” trzeba jakoś wyciszyć, na razie przynajmniej, bo na scenę wchodzi Jurek. Wiadomo, co się będzie działo na portalach. Znowu dobierzemy mu się trochę do skóry, ale on ma takie wsparcie, że i tak spłynie to po nim podobnie jak po całym wsiowym mainstreamie. Bo to jest taki wsiowy mainstream, przy którym Heniek spod sklepu Pani Zosi to jest Platon. On widzi bowiem rzeczywistość taką, jaką ona w Polsce naprawdę jest, on tak jak Platon wie, jak wygląda świat poza pieczarą. Odpuszczą więc, ochłoną z tej swojej jak najbardziej stalinowskiej ekstazy, w jaką wpadli tydzień temu. Taki redaktor Morozowski to powinien wisieć na billboardach w całej Polsce: „Towarzysz Morozowski. 800% normy dla chwały Stalina!”. Albo: „„Gazeta Wyborcza” podjęła rewolucyjne zobowiązanie napisania kolejnych trzystu artykułów o CBA, potępiając jego zbrodnicze metody. To wspaniałe zobowiązanie wytworzyło braterskie współzawodnictwo bohaterskich dziennikarzy. Monika Olejnik powiedziała, że w tym roku co najmniej 100 razy obnaży kontrrewolucyjne i agenturalne związki PiS – u , a także nie dopuści do głosu na antenie żadnego polityka z partii Kaczyńskiego do głosu” – donosi dziennik „Boninews”. Nie jest może tak? Jest może inaczej? Przecież monopol władzy zupełnie przewrócił im w głowie, upojenie sięga zenitu, wpadli już w nałóg. Jak to się skończy? Albo wykitują od tych stachanowskich zobowiązań medialnych, albo będziemy mieli jeszcze większy cyrk. 

Przecież ten system cudownie się rozwijał przez lata, dojrzewał, zarzucał swoje sieci na kolejne sfery życia społecznego, dotąd jakoś tam jeszcze autonomiczne. Terror kulturowy, bo z takim mamy dziś realnie do czynienia w Polsce, właśnie wszedł w fazę swojej pełni, widać go w całej okazałości. Gdzie się nie obejrzysz, są już gotowe nowe wzorce postępowania. Autonomiczna pozostaje jeszcze w jakimś stopniu rodzina, tu mamy jeszcze coś do powiedzenia. Realnego wpływu na władzę, Polacy, nie mają dziś żadnego. Gigantyczne afery i przekręty, w jaki uwikłani są ludzie III RP, pozostają nierozstrzygnięte. Władza oligarchów jest realna, władza służb jest realna, władza obcych państw w Polsce jest realna. Demokracja, zresztą nie tylko u nas, jest natomiast złudzeniem. Oczywiście, raz na jakiś czas rzuci się kogoś na pożarcie. Jak władza uzna, że Owsiak nie jest już trendy, to go odstrzelą. Wystarczy przyjrzeć się dobrze samej jego fundacji i uzyskać odpowiedź na pytanie, co dzieje się z odsetkami (niemałymi), które pochodzą z wpłat podczas szoł. Mało się o tym mówi, bo i po co, ale w TVP (może i teraz) cała ta styczniowa akcja sprowadzała się głównie do tego, kto lepiej wypadnie, kto miał lepsze wejście, kto lepiej puścił światełko do nieba, kto się ciekawiej wydarł do kamery, kto miał fajniejszy pisk. Co to ma wspólnego z akcją charytatywną? Nie wiem, ale z prawdziwym dniem świra na pewno dużo.

No bo, jak jakaś koleżanka redaktorka weszła na wizję normalnie ubrana i powiedziała, bez należnego entuzjazmu: - No, piękna akcja, cieszymy się, że pomagamy dzieciom - to były w redakcji jęki, po prostu obciach. Ale jak ktoś wszedł „na żywo” i pierwsze co zrobił, to wydarł się, ile sił tylko w płucach: „Jeeeee!!! Jurrrreeeek!!! Łołłołłołł..!!! Maaamyyy!!!! Sto.............(tu cisza) , nieee!!!!!!!!!! Mamy już dwieście (tu znowu wymowna cisza) .........nie Waaaaaarszaaawaaa!!!!! Mamy już trzysta tysięcy złotych..!!!!!!!!” – to wtedy było git.  To   w redakcji (ach) padały słowa: No..., ekstra! Mocne, dobre, lepiej niż Wrocław, i te czerwone włosy! Ten mainstreamowy świryzm właśnie wszedł w fazę dojrzałą. Przy braku demokracji, wolnych mediów, wszechobecnej władzy służb, grupy trzymającej władzę, można odstawić dowolny numer, na zamówienie. Można sprowokować opozycję, a jak ona da się sprowokować, wtedy oni jeszcze ostrzej, tak jak z Tuleją. Narodziła się „tulejowszczyzna”. To termin oznaczający przypisanie pewnej potwornej, budzącej powszechne oburzenie, społeczne cechy, idei, wartości, którą się posiada bądź wyznaje, innym ludziom. Tulejowszczyzna to dojrzała forma wsiowej agitki, wsiowego mainstreamu. System dociska i żąda ofiar. Czy Pan Premier jest już gotowy?

wtorek, 8 stycznia 2013

TVN, dajcie im choć jeden dzień wytchnienia!

Matka Madzi wychodzi w końcu powoli na prowadzenie przed sędziego Tuleję, dodajmy, już namaszczonego przez stację TVN nowym bohaterem III RP, człowiekiem odważnym i wspaniałym. Wyobraźmy sobie, jak mógł wczoraj wyglądać koniec dnia w stacji Waltera: przybijanie piątki, klepnięcie po plecach, chłopaki dobra robota, Gośka tak trzymaj, ciągnijcie temat dalej, jak się da coś jeszcze wycisnąć z Tulei. Wiadomo oczywiście, że już się nie da, bo ciągnąc dalej serię kłamstw o działaniach CBA, w końcu wyjdzie na jaw to, że wszystko było dokładnie nie tak, jak stacja trąbi od kilku dni. Sprawa więc przyschnie, jak dziesiątki podobnych zdarzeń. Doktor G. został uratowany, a przy okazji, napluto na CBA, ile się tylko dało, no i lata 2005-2007 - to bezcenne - były wedle tej tulejowskiej narracji, latami stalinowskimi. Niektórzy martwią się, zupełnie niesłusznie, że nikt nie będzie pamiętał o tym, co wyprawiał doktor G., tylko o tym, jak torturowano w nocy biednych „świadków”. A czego, przepraszam, spodziewano się po Monice Olejnik? Że napluje na doktora G.? To przecież tak, jakby napluła do własnej zupy. Oni nakręcili histerię, no ty my też z grubej rury, co samokrytycznie przyznaję. Chyba jednak szkoda czasu na Tuleję, choć z drugiej strony brednie mediów trzeba prostować.

Skala zidiocenia jest już jednak tak daleko posunięta, że kto miał zidiocieć od oglądania TVN 24 albo czytania „Wyborczej” ten zidiociał zupełnie i nic mu już nie pomoże. Tylko pasją takich redaktorów, jak Małgorzata Telmińska czy Monika Olejnik, można tłumaczyć ten nadmiar tulejowszczyzny w telewizji. Towarzystwo ma już tak wyprane mózgi, że dajcie im spokój, dajcie im pożyć, dajcie im choć jeden dzień oddechu, chwilę wytchnienia dla resztek wolnych neuronów. Niech coś sami sobie ułożą w głowach na wieczór, choć jedna, własna myśl, niech się tam urodzi. Nie musi być jakoś specjalnie oryginalne. Może być coś z nowego programu Sekielskiego, że do Sejmu łatwo jest wnieść bombę. Przy okazji, co dalej z zamachowcem, czy Brunon też stosował gdzieś stalinowskie metody?

Za kilka tygodni powróci na całego matka Madzi, rozpocznie się proces poszlakowy, znowu będzie drastycznie, znowu ktoś zada pytanie, czy była przygotowana do macierzyństwa, ktoś inny rozczuli się nad nią, a może nawet dopisze jakiś nieznany, ciekawy wątek z jej życia. Dziennikarze już pracują nad sprawą. Nie tylko z TVN -u. Moim zdaniem, nie trzeba już bardziej ogłupiać ludzi, miętosić tego swojego elektoratu, on już jest jak w serialu „na dobre i na złe”. Będzie posłuszny, on wie, że CBA to samo zło, że Kaczyński nie ma prawa jazdy, że IV RP to system zbrodniczy, że w Smoleńsku się urwało i rąbnęło. Stąd taki apel do mainstreamu: wyluzujcie! Oni naprawdę dadzą sobie radę bez was. Pójdą z Wami, bo nie mają gdzie pójść. Będą wierni do końca tej gry. Są częścią Systemu, są jego masą, masą, która nie ma żadnych znamion masy krytycznej. Możecie spokojnie dalej opowiadać o nierobach w Grecji i o asteroidzie, co pędzi w stronę Ziemi. Rozluźnić mięśnie, mniej agresji, swobodne ułożenie ciała w fotelu, uśmiech do kamery i pogodna wizja!. System się już sam kręci. Jesteście w zasadzie w nim zbędni. Matka Madzi ma lepszą narrację.  

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Nieprawda! Nieprawda! Nieprawda!


Tak sobie pomyślałem przed godziną dwudziestą jeszcze, co zrobiłaby stacja TVN 24 i w ogóle system, gdyby to oni wpadali na trop tortur stosowanych w więzieniu  Guantanamo przez ludzi takiego amerykańskiego Mariusza Kamińskiego? To pierwsze pytanie. Drugie, jakie nasuwa się po fali nienawiści rozpętanej przeciwko „stalinowskim” metodom CBA, to czy chodzi tu tylko o obronę doktora G., czy też o coś więcej. Odpowiedź na pierwsze pytanie jest banalnie prosta. Redaktor Knapik osobiście rozstrzelałby agentów CIA oraz zaatakował oddział amerykańskich komandosów z główki. Kalisz uniósłby się z radości nad ziemię i gadałaby trzy dni i trzy noce o zbrodni, a  Janusz Palikot przyniósłby do studia odrąbaną rękę jako symbol zamachu stanu, wojny, krwawej jatki. To byłoby trzęsienie ziemi, Armagedon, wojna. Czy zdajecie sobie sprawę, co by się działo za oceanem, gdyby tam w mediach pracowała Monika Olejnik? Afera „Watergate” to byłby pryszcz, można jedynie domyślać się, że amerykański Ziobro dostałby od Pani Redaktor szpilką w zęby. 

A teraz realia. Oto ona, w całej okazałości, w odpowiedzi na argumenty Jacka Kurskiego dotyczące dr G. w „Kropce nad i”: Nieprawda!, Nieprawda!, Nieprawda!, Nieprawda! To najnowszy sposób polemiki. Polecam. Nie wiem doprawdy, jak można nie widzieć jeszcze tego, że system i media III RP przyjęły jak najbardziej neostalinowską narrację, tyle, że we współczesnym wydaniu, a ponadto stosują też niektóre ówczesne praktyki. Mało tego, dziennikarze udoskonalają metody propagandy lat 50- tych i w ogóle wielkie dokonania epoki im. Jakuba Bermana. Z tłuczonych cały dzień relacji  red. Małgorzaty Telmińskiej (TVN 24) wyłania się obraz zbrodniczych wręcz działań CBA, o winach doktora G. Nie dowiadujemy się nic lub prawie nic. To nie jest jakaś lekko przekłamana relacja z procesu, tylko zwykła kłamliwa propaganda, przy której, zdjęcia zziębniętych żołnierzy grzejących się przy koksownikach są szczytem dziennikarskiego obiektywizmu. W tym, co się dzieje obecnie w Polsce nie chodzi o to, że stosuje się podtapianie i wyrywanie paznokci, choć ludzie masowo sami się zabijają i wieszają. Nie przypominam sobie, by wcześniej, nawet „gierkowskie” media z takim niekłamanym i niebywałym zaangażowaniem ideowym, prawdziwie zetempowskim, szczuły tak ludzi przeciwko opozycji. Przypomnijmy to straszne, „mocne” określenie: element antysocjalistyczny. Co to jest w porównaniu z językiem Palikota? Gdzie tu  agresja? Co to za propaganda?


A jaki model państwa wyłania się z rządów Platformy i Donalda Tuska? Pogarda dla ludzi o innych przekonaniach, walka z religią i wiarą na niespotykaną dotąd skalę, powszechna inwigilacja obywateli, traktowanie opozycji jako wrogów państwa i demokracji (dawniej socjalizmu), straszenie ludzi utratą pracy, etaty tylko dla synów i cór rewolucji, oraz typowo sekciarskie rządzenie od szczebla gminy, aż po najwyższe urzędy w państwie. To jest prawdziwa III RP. W nagonce na CBA nie chodzi tylko o wybielenie win doktora G. Nie jest on przecież jakimś filarem systemu, bez przesady. Gra toczy się o coś innego. To nie my, to oni są stalinistami. To CBA jest jak UB, a Kaczyński co najmniej jak Gomułka. To szerszy zamysł, by całą spuściznę swoich dawnych patronów, ojców i ciotek rewolucji, przerzucić na drugą stronę. Jest to w gruncie rzeczy jakiś rozpaczliwy wręcz akt desperacji ludzi systemu. Ten system nie tyle się domyka, wypełnia, co zamyka. Nie poszerza swoich wpływów, tylko broni już samej twierdzy. Wygląda to trochę tak, jakby obóz III RP szykował się do wojny obronnej. To dobrze, niech się szykuje. To co dzieje się w ostatnich dniach i godzinach, to raczej objawy paraliżu, a nie siły mainstreamu. Liczmy się z tym oczywiście, że jutro znowu usłyszymy: nieprawda, nieprawda, nieprawda.

niedziela, 6 stycznia 2013

Tuleya, Heyah, na każdy dzień tygodnia coś

Na duchu trzeba podtrzymywać, jest to działanie ze wszech miar słuszne, ale oczywiście nie może zastąpić samej walki z systemem. To prosty i skuteczny PR, który jest nam naprawdę potrzebny, bo druga strona robi dosłownie wszystko, by nas pognębić, złamać, zniechęcić do jakichkolwiek działań. Zajmij się sobą! – tak mówią codziennie media i politycy do milionów Polaków. Buduj dalej zgniliznę! – tego już nie mówią, ale przecież hasło to w sposób ukryty trafia do milionów ludzi w Polsce, którzy widzą, że państwo przestało działać, że korupcja i układy to zwyczaj, standardy życia codziennego, a nie coś budzącego sprzeciw. Cwaniacy i konformiści korzystają do woli z dobrodziejstw III RP, która nagradza właśnie taki typ ludzi. Kiedy przyjdzie nowy Pan, oddadzą mu pokłony, byle dalej można było grabić, kombinować, załatwić posadę dla swoich dzieci i mieć święty spokój, Jeśli ktoś jest mało zaradny – nie tak jak Kulczyk - może jeszcze zapłacić swojemu (to słowo w tym przypadku jest zasadne) państwu podatki, wtedy od razu jest patriotą. Rozkład Polski jest już tak bardzo widoczny, że bywa nawet bolesny chwilami dla funkcjonariuszy systemu. No to się nie powinno zdarzyć – słyszmy czasami. Premier jest czymś zdziwiony, minister zaskoczony, jak to możliwie. Zgnilizna nie oszczędza żadnej instytucji, w tym sądów.

Sędzia Igor Tuleya pokazał jedynie, jak daleko to zaszło. Prawnik, do tego z doświadczeniem, wie na pewno, jak kończyły się procesy stalinowskie, jak strzelano po nich w tył głowy, jak skazywano na śmierć, a nie na rok czy dwa w zawieszeniu, na podstawie fałszywych oskarżeń, jak podtapiano „podejrzanych”, wyrywano im paznokcie, by wymusić przyznanie się do winy. Trzeba postawić pytanie, czy to jest „tylko” zgnilizna III RP, czy też coś znacznie groźniejszego. Jeśli sędzia ten sam z siebie, na oczach kamer i pewnie setek tysięcy widzów odważył się mówić takie brednie, to albo jest idiotą, albo z premedytacją chciał wywołać właśnie taki efekt: skandal. Bo jest to niebywały skandal, porównywać działania CBA w sprawie doktora G., skazanego przecież za łapówkarstwo, do zbrodni stalinowskich, do morderców polskiej elity wojskowej. Ale przeszło to jakoś, więcej poszło sobie spokojnie. Trochę cytatów oburzonej opozycji i profesor Andrzej Zoll na deser, że on rozumie sędziego Tuleyę, rozumie, że tak się zachował. To już jest koniec. Jak to w ogóle opisać normalnym językiem?

System III RP, który korzysta wprost z neostalinowskiej filozofii - z tego bałwochwalstwa, poddaństwa, służalstwa, spontanicznego uwielbienia dla przywódców systemu, powszechnej inwigilacji - a nade wszystko, który szerzy pogardę do innych ludzi i sieje strach wśród ludzi, ten System ustami swojego sędziego mówi o tym, że stalinizm to CBA. Co więcej, sami neostaliniści mówią nam, że oni są Polską. No i, zauważmy, mają posłuch. Maja poparcie społeczne. Właśnie w zamian za to przyzwolenie, na rozbiór dobra wspólnego, na nie wtrącanie się sprawy rządu, rządzenia. Stąd milionom Polaków nadal wystarcza papka z „Faktów”, w których sto orszaków, jakie przeszły dziś ulicami polskich miast w Święto Trzech Króli, to temat na koniec serwisu (g. 19.17), przed tak zwanym „michałem”, podany w formie 0,40` i ograniczający się głównie do słów „przeszły kozy, osły, dzieci się poprzebierały”, czyli takie niedzielne jaja ciemnogrodu. Jak się potem oskarża takiego dziennikarza czy publicystę, że jest antypolski czy antynarodowy, to on się oburza i straszy sądami, a w tych sądach nawet wygrywa. Tymczasem, widać, że to są już mózgi wyprane z polskości. To jest pełna zgnilizna moralna i umysłowa. W tym sensie, media III RP są dużo bardziej niebezpieczne i zdegenerowane, niż te z epoki lat 70 –tych. Nawet TVP stanu wojennego to tylko marna, prymitywna machina propagandowa, na tle dokonań takich tuzów dziennikarstwa jak Kuźniar, Lis czy Gugała, no a dziś błysnęła jeszcze inteligencją Hołdysa jakaś polsatowska redaktor. Na duchu trzeba podnosić, to prawda, ale trzeba pamiętać o tym, że czekanie na wstrząs, przełom, skończy się w końcu tym, że zgnilizna tego systemu w końcu i nas dopadnie.  Ona przede wszystkim zabija wolność.           

sobota, 5 stycznia 2013

Moderniści i Zmiana Systemu, czyli koniec III RP

Bloger Kamil Sasal postawił w tytule swojej notki (http://schumi.salon24.pl/476954,pawel-kowal-jesli-on-tak-mowi-to-kto-obali-iii-rp ) dobre pytanie: Kto obali III RP? Odpowiedź właściwa to: uczciwi ludzie, wrażliwi, odporni na ideologiczne neony świecące nad Wisła od ponad 20 lat, nie godzący się na zło, zdeterminowani, kochający Polskę i wolność. Postawa Pawła Kowala (PJN), który dopuszcza obalenie III RP, wcale nie dziwi. To jeden z polityków, który widzi szerzej, więcej, przede wszystkim więcej, niż widzi polityczna Warszawa. Do polityki najwyraźniej wraca Jan Maria Rokita, choć mówi, że nie wraca, a prof. Jadwiga Staniszkis słusznie zauważa, że Donalda Tuska już nie ma. W realnej polityce go nie ma. Jest ktoś, kto się tak nazywa i pojawia przed kamerami, ale nie ma to większego znaczenia, poza tym, że zużywa się w tym celu taśmę BETACAM SP, albo pamięć twardych dysków kamer. Do tego Adam Michnik niemal namaszcza na fajnego endeka Romana Giertycha, co tylko świadczy, że ma jednak czasami fajne i śmieszne pomysły. Problem w tym, że cała ta elita czy nie elita III RP, to okazy polityki muzealnej, niezdolne do wytworzenia żadnej wartości dodanej znaczącej cokolwiek dla przyszłości Polski. Dla jej dalszych losów. Te elity i tak już mieszają tylko w kotle od dobrych pięciu lat sądząc, nie bez racji, że jak coś w końcu walnie, to wstawi się nową ekipę, czyli nastąpi tak zwane przestawienie wajchy.

Pewien wyjątek w tym układzie stanowi sam Jarosław Kaczyński, który – w to nie wątpię- chce obalenia III RP, a nie nowego rozdania. Bo już nie wiem, czy aby na pewno obalenia III RP chce cały PiS i cała prawica. To symptomatyczne, że o potencjalnym obaleniu obecnego układu politycznego mówi umiarkowany przecież Paweł Kowal, a nie któryś z bardziej radykalnych polityków. Stawiając pytanie, kto obali III RP, trzeba jeszcze zapytać po co? Bo dla samego obalenia to bez sensu. Samo obalenie skończy się tym, że zaprawione w bojach z Polakami obecne elity, mające potężne wpływy w mediach, biznesie, w służbach ochłoną szybko po ich obaleniu, przegrupują się i wrócą z nowym liderem do władzy. Nie od razu, za trzy, cztery lata. Jak postąpiono z rządem Jana Olszewskiego? Wypadałoby o tym pamiętać. Jeśli więc mowa o obaleniu III RP, to tylko i wyłącznie po to, by dokonać zmiany całego systemu, by budować Nową Polskę. Tylko taka, radykalna zmiana polityczna, niszcząca – i to bez zmiłuj się – stary neostalinowski i postkomunistyczny układ w Polsce (nazywany też okrągłym stołem), może zapoczątkować nowy etap w dziejach Polski. I musi być to zmiana oparta na wartościach, na ideach, a nie tylko na zamianie stołków. Polska wymaga nade wszystko odbudowy moralnej, odbudowy instytucji państwa, w zasadzie ich tworzenia od podstaw.


Pokusiłem się o przedstawienie zarysu ruchu, który może być siłą sprawczą takich poważnych przemian (http://benevolus.salon24.pl/476735,modernisci-i-nowa-polska), nazywając go Ruchem Modernistów, żeby była jasność, ludzi modernizujących Polskę od podstaw, ludzi uczciwych, zdeterminowanych zmienić cały system, a nie tylko władzę. Ponieważ temat ten, a w zasadzie projekt polityczny zamierzam rozwijać, będąc przekonany o jego wartości, dodam jedynie, że Obóz Patriotyczny (Prawo i Sprawiedliwość, Ruch Narodowy), jak najbardziej byłyby częścią takiej szerokiej formuły ideowej, co więcej byłyby jego siłą napędową. To, by nie było żadnych wątpliwości, oznacza przywódczą rolę Jarosława Kaczyńskiego, jeśli zechce oczywiście podjąć się takiej misji. Dodam również, że idea Ruchu Modernistów, to nie jest idea o zacięciu ideologicznym, tylko pragmatycznym, ponieważ jest w niej miejsce dla wszystkich, którzy chcą obalenia nawet nie tyle skorumpowanej i zdechłej politycznie III RP, tylko chcą obalenia całego systemu. Pragnę też zauważyć, że tym razem, to Polska może być w awangardzie przemian mających wpływ na losy całej Europy. System będzie bowiem padła także na zachód od Ody. Jest niewydolny i nie ma żadnych wartości. Jest czystym relatywizmem. Moderniści są siłą do budowania, w oparciu o kilka prostych zasad, które towarzyszą cywilizacji chrześcijańskiej od jej zarania. Zachęcam ewentualnie do przeczytania notki. A na pytanie postawione na początku jeszcze raz odpowiem: najlepiej, gdyby III RP obalił Ruch Modernistów. To ostatnia szansa włączenia uczciwych i patriotycznych Polaków, stojących dziś z boku, w jakikolwiek projekt polityczny. 

piątek, 4 stycznia 2013

Moderniści i Nowa Polska

Blisko rok temu napisałem, że powstanie w Polsce duża partia prawicowa o szerszej formule ideowej, niż Prawo i Sprawiedliwość, ale być może nadal pod przywództwem Jarosława Kaczyńskiego, lidera, który póki co, nie ma swojego następcy. Od tamtej pory, co jakiś czas siadam do notki, by napisać o Ruchu Modernistów, w ogóle o polskich modernistach, jako o formacji politycznej, która będzie zdolna do starcia w pył ideologię i cały system III RP, odcięcia się od mniej lub bardziej jawnego tępienia przez blisko 70 lat rozwoju własnej, silnej państwowości, opartej na naszych tradycjach i naszych narodowych wartościach. Moderniści – to dla mnie słowo klucz, niekoniecznie nazwa, które jest w stanie opisać formację, składającą się z wielu ludzi, z różnych stron obecnej barykady, aczkolwiek zbudowanej w oparciu o obóz stricte patriotyczny. Moderniści to ludzie polityki i biznesu, kultury i nauki, to w ogóle pracujący i uczący się Polacy, którzy chcą w oparciu o wspólne wartości budować Nową Polskę, nie IV RP, ponieważ ta, choć z ambitnym programem naprawy państwa, nie zamykała do końca komunistycznego, postkomunistycznego i neostalinowskiego rozdziału historii Polski. Moderniści są po to między innymi, by raz na zawsze usunąć na margines życia politycznego ludzi, którzy od lat działają wbrew narodowym interesom Polski, służą obcym siłom i obcym interesom. Moderniści są po to, by budować Polskę odwołującą się do tradycji jagiellońskiej, taką, która za kilkadziesiąt lat odzyska swoje historyczne terytorium i wpływy, oraz będzie stanowiła porządek w przyszłej Europie, a nie będzie ofiarą tego porządku, z czym mamy do czynienia obecnie.

Ruch Modernistów wyznaje kilka wspólnych najważniejszych wartości: silne państwo, tradycyjna rodzina, naród, nowoczesna gospodarka, nowoczesne myślenie o Polsce – ustanowienie rozwoju edukacji i nauki jako głównego priorytetu rozwoju państwa, zdecydowane odrzucenie całej spuścizny ideologicznej III RP, w tym niezwykle szkodliwego opartego na starych stalinowskich wzorcach sekciarskiego myślenia i działania w przestrzeni publicznej, po prostu likwidacja systemu. Moderna Polska, Nowa Polska, to państwo, które ma łączyć wszystkie najlepsze tradycje polskie, polskość samą w sobie z nowoczesnym światem, przy czym, co niezwykle istotne, ten nowoczesny świat, ma służyć nam, a nie my jemu. Już dawno zrozumieli to Chińczycy, którym nowoczesność służy, a nie jest ich tyranem. Co więcej, Moderniści to ludzie, którzy będą w stanie oprzeć się wszechobecnemu relatywizmowi i politycznej poprawności, którzy – przykładowo – skutecznie zaszczepią w młodym pokoleniu takie wartości, jak tradycyjna rodzina. Z perspektywy ostatnich dwóch wieków dostrzegamy przecież, że to tradycyjna rodzina jest jak najbardziej zawsze nowoczesna, tak jak zawsze będzie nowoczesne silne państwo. Nowoczesność, w imię której burzy się tradycyjny porządek społeczny, niszczy państwa i narody na rzecz utopijnej wspólnoty ponadnarodowej, sztucznie budowanej w imię wielkich interesów finansowych i korporacyjnych lub mocarstwowych, nie jest nowoczesnością, jest starą lewacką ideologią z początków XX wieku, która, przechodząc różne mutacje, zdaje się święcić obecnie tryumfy w Europie Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych Baracka Obamy.

Modernistów musi połączyć jedna zasadnicza wartość: pierwszeństwo wspólnoty ponad własne egoistyczne interesy. Innymi słowy, to taka Polska, w której osiągając wyskoki status materialny, myślimy także o państwie, o tych, którzy potrzebują pomocy i wsparcia, bo wiemy, że ta pomoc przyniesie korzyść następnym pokoleniom, działamy na rzecz wspólnoty.  Przykład Andrzeja Czerneckiego, który przekazał przed śmiercią czterysta milionów złotych na edukację dzieci i młodzieży z obszarów wiejskich jest symbolem takiego modernistycznego myślenia. Cała filozofia III RP jest oparta na starych schematach politycznych, na liberalizmie pojmowanym jako rozkradanie państwa, na neostalinowskim myśleniu, czyli knuciu przeciwko inaczej myślącym i na pogardzie wobec innych ludzi. Rządy Platformy Obywatelskiej i Donalda Tuska są kulminacją tej filozofii. To nie ulega żadnej wątpliwości. Media III RP przyjęły tu rolę jej strażnika, większą, niż wojsko, policja i służby specjalne.

Po tamtej stronie barykady są oczywiście ludzie myślący z nadzieją o przyszłej, silnej Polsce, i tym ludziom trzeba dać szansę pokazania, że chcą radykalnej, podkreślam, radykalnej zmiany politycznej w Polsce. Złodziejstwo, cwaniactwo, korupcja, pogarda dla innych, chwytanie się w polityce międzynarodowej za wszelką cenę silniejszych sąsiadów dla załatwienia własnych partykularnych interesów, to w Nowej Polsce rzecz nie do pomyślenia. To oznacza, że niektórzy, być może, będą skłonni opuścić taką Polskę, bo to będzie Polska, a nie byt polityczny, w którym orędzie do narodu jest wygłaszane bez hymnu i flagi narodowej. Komu się hymn i flaga nie podoba, niech szuka innej Ojczyzny. To zarys, i nawet jeśli wyda się on czytającym nieco mglisty, będę go rozwijał, ponieważ jestem przekonany, że taka wizja  łączy nas, Polaków, w pewną nową, narodową zbiorowość, która będzie tworzyć Nową Polskę. Ruch Modernistów może przełamać podziały, które niszczą siłę Polaków. Tragedia Smoleńska nie jest częścią projektu Ruchu Modernistów. To już inne spojrzenie na przyszłość Polski, już bez tej wielkiej traumy, ale z wielką, nieustającą pamięcią o 10 kwietnia 2010 roku.  
Smoleńsk, Prawda o Smoleńsku, to ostatni rozdział historii III RP.                   

czwartek, 3 stycznia 2013

Kiszka i pasztetowa, czyli dziurawy materac

Czy ja jestem podobny do Bronisława Komorowskiego? Hm...odpowiedź na tak postawione pytanie wydaje się być prosta i nie podlegająca żadnej dyskusji: każdy chciałby być podobny do Prezydenta swojego państwa. – Popatrz Zośka! Komorowski jedzie tramwajem! – usłyszałbym za sobą, gdybym był podobny do gospodarza naszej III RP. Ale nie jestem, niestety, tak jak wielu innych nie jest. Albo, czy ktoś chciałby być tak rycerski z wyglądu jak Daniel Olbrychski? No przecież każdy by chciał, bez złośliwości, bo Pan Daniel jako Kmicic był oficer niczego sobie, jak mówiły sąsiadki z mojej wiekowej kamienicy. A jednak dziś, nie słychać nic o tym, powszechna tęsknota bycia podobnym do wielkich gwiazd polityki czy dużego ekranu, jest gdzieś skrywana, chowana pewnie po laptopach, po jakichś zakamarkach dziewczęcych pokoi, które tylko wieczorem, gdy rodzice już śpią, sięgają po najnowszy numer „Newsweeka” i rozpalone do białości, z wypiekami na twarzy czytają ostatni wywiad Tomasza Lisa z głową państwa i myślą o jego pulsujących wąsach, prezydenta oczywiście, nie redaktora, bo ten ich nie ma. Tak to chyba jest, bo przecież nie wierzę, żeby tak nie było. Zawsze tak było. To niemożliwe, natura ludzka jest niezmienna.

Pod koniec lat sześćdziesiątych, chłopcy i dziewczęta z II c, tacy jak ja, wykupywali w kiosku „Ruchu” małe lusterka, żeby nie tylko latem puszczać z nich „zajączki”, ale także po to, by na odwrocie zobaczyć zdjęcia Gregory Pecka, albo Sophie Loren. Był po prostu lepszy klimat dla gwiazd. Do tak popularnego znowu od wczoraj Edwarda Gierka, większego zaciągu chęci bycia podobnym do niego lub bycia takim jak on, co prawda nie było, ale szacun klasy robotniczej na początku swoich rządów miał. Dziewczęta w szkole, bez taryfy ulgowej dla chłopaków, mówiły wprost że z Delonem od razu pojechałyby nad morze, albo z Klenczonem na Mazury. A teraz? Kiszka i pasztetowa, nic więcej. Jest problem i to wcale nie taki błahy. Utożsamianie się z wielkim politykiem, autorytetem, chęć dorównania mu, kiedy już dorosnę, daje moc wielkiej, pozytywnej energii. Tymczasem, co my mamy dziś w Polsce? Ikona autorytetów III RP, Władysław Bartoszewski, jest już człowiekiem sędziwym, tymczasem wiadomo przecież nie od dziś, że gwiazda polityki musi być dość młoda, tak jak dajmy na to Obama, na przykład. Być jak Obama, to na pewno jest marzenie wielu amerykańskich chłopców. O kim ma marzyć dziś kilkunastoletnia dziewczyna, kto z ludzi polityki, ma być dla niej jak Ojciec, jak drogowskaz? Waldemar Pawlak odszedł, jak kończy Leszek Miller nie wiadomo, więc może Janusz Palikot? Gdyby budził aplauz młodych kobiet i w ogóle młodzieży obojga płci, to i dziś wpłacaliby ze swoich skromnych stypendiów na jego rzecz - po dziesięć, piętnaście, dwadzieścia tysięcy złotych, a przecież już nie wpłacają.


Zniknął gdzieś energetyzm Donalda Tuska, który budził przecież niemały aplauz kobiet biznesu i młodych nauczycielek z wielkich miast. Zgasł, oklapł, premier wygląda dziś jak dziurawy materac. I tu nie chodzi o sam wygląd, bo przecież można się zapytać: a Kaczyński? Cóż, sęk w tym, że z niego promieniuje ostatnio dziwny spokój, pewność siebie. Klasa rządząca natomiast jest rozdygotana, nawet sam Radek T. Zupełnie przegapił swoją szansę Roman Giertych. Przecież jego kultowe spojrzenie rozrywało swego czasu serce każdej młodej damy. Do tego mecenas, myśliciel, młody i wysoki, miał wszystkie atuty, by zostać liderem, autorytetem, ikoną polityki na dekadę, albo i dwie. Chyba, że panuje jakaś społeczna psychoza krycia się ze swoimi tęsknotami i marzeniami. Jestem bowiem przekonany, że wszystkie młode Polki chciałyby być tak bystre jak Hanna Gronkiewicz –Waltz, czy tak nowoczesne jak Anna Grodzka. Podobnie, jak trzydzieści lat temu, chodzi o pewien duchowy ideał, o intelekt, a nie tylko o piękne kształty Loren. Moje pokolenie marzyło o tym, by pisać tak znakomite powieści jak Heller, Barth, czy Witkacy, teraz młode kobiety pragną choć przez moment doznać tego samego olśnienia, jakiego na co dzień doznaje Prezydent Warszawy. Tak musi być, tak na pewno jest. Hanna, mówiąc metaforycznie oczywiście, wisi na każdej domowej makatce. Kiedy niebywałe wręcz zmęczenie nachodzi studentkę I roku matematyki, wtedy na pewno spogląda w mądre oczy Hanny. A kiedy już je widzi, to z błyskiem we własnych oczach, zaczyna wreszcie miażdżyć nierozmiażdżone do tej pory całki, jedna po drugiej. Zacznijcie w końcu mówić ludzie o swoich wielkich autorytetach w III RP, bo Ona się skończy i niczego już się nie dowiemy. 

środa, 2 stycznia 2013

Kolorowe bagno systemu

Artyści są dziś jak żołnierze w koszarach, zawsze gotowi do walki. III RP będzie do końca „wyciągać” ich z teatralnych i kabaretowych koszar, z planów filmowych, by ratowali d*** temu systemowi. Tu mały wtręt. Obecny SLD, czyli postkomuniści (nie poststaliniści), chce roku Edwarda Gierka. W takim razie, może poststaliniści i ich spadkobiercy zażyczą sobie roku Bieruta lub Bermana. Ktoś z „pijarowców” szepnął zapewne Leszkowi Millerowi, że można na tym pojechać w rankingach, no i jest temat. Swoją drogą, to co Edwardowi Gierkowi można osobiście zapisać na plus samo się broni. System wtedy był bardziej samodzielny politycznie i aż tak wielkiego poświęcenia od ludzi sztuki dla siebie nie potrzebował. Wielcy aktorzy pomachali rękami władzy ludowej na trybunie, kilku weszło do Sejmu głosić pochwałę socjalizmu, kilku dostało ordery, ale tego rewolucyjnego wręcz, typowo stalinowskiego zaangażowania nie było. Uprzedzając krytykę, że to nadużycie, używać słowa „stalinowskiego”, wyjaśniam, że tylko wtedy i tylko teraz zdarzają się wśród artystów tak ciężkie przypadki wręcz uwielbienia dla władzy i systemu, rodem z lat pięćdziesiątych. Dziś wielu ludzi kultury macha Donaldowi Tuskowi codziennie, machaniem zaczyna każdy dzień swojego celebryckiego życia, machaniem kończy, choć pochodów pierwszomajowych już nie ma.



Artyści (nie wszyscy oczywiście) będą machać aż do upadku systemu, będą robić to, bo to jest biznes, to jest interes i niezła kasa. Młoda dziennikarka, na co dzień obcująca z tymi wszystkimi wielkimi gwiazdami, opowiada mi o tym, ze kultura jest całkowicie upolityczniona i przesiąknięta biznesem, szemranymi układami, i że ją to wprost przeraża. A to przecież działa tak już długie lata, nasiliło się natomiast w sposób niewyobrażalny za rządów Tuska. Jacyś twórcy od banalnych komedyjek dla lemingów, typu Andrzej Saramonowicz,  będą pluć na Kaczyńskiego i Polaków, będą obrażać starszych, modlących się ludzi, będą znieważać symbole religijne i Kościół, będą drwić z Katastrofy Smoleńskiej i nawoływać do przerobienia wraku TU –154 M na widelce i nożyki do golenia. Tak zwani ludzie kultury i sztuki będą zachowywali się coraz bardziej podle, bo walka klasowa na poziomie kulturowym za rządów PO zaostrza się niebywale. Różni artyści będą więc coraz bardziej unurzani w kolorowym bagnie III RP, ale ponieważ jest ono kolorowe i się świeci wieczorem, będą mówili, że żyją w fajnej Polsce.



Jak nie Kondrat to Wojewódzki, jak nie Wojewódzki to Hołdys, jak nie on to Olbrychski. Tak to się kręci, artyści w służbie partii to przecież nic nowego w Polsce. Oni sami uważają, być może słusznie, że jak system się w końcu zawali, to przecież oni znów będą tylko aktorami, a nie „Lisusami”. Znów będą tylko grać na scenie, dla ludzi, no może z wyjątkiem winiarza. Jeśli Jakub Berman został po latach człowiekiem o skomplikowanej naturze, o dramatycznych osobistych losach, to dlaczego taki aktor, co nie był przecież zbrodniarzem, ma znowu nie zasiąść na artystycznym Olimpie. Oni zresztą już teraz zrobili z siebie nietykalne bóstwa, coś na kształt politycznej ikony Władysława Bartoszewskiego. Nie wolno, nie można pisnąć złego słowa, bo jest obraza boska. A system od razu cię ukamieniuje. Nasi artyści są jeszcze lepiej umocowani i powiązani z systemem, niż aktorska kasta lewaków z Hollywood. III RP żywi ich jeszcze lepiej niż Edward Gierek. Najlepsze są wynurzenia niektórych artystów, jak ciężko im się żyje. Temu brakuje na sushi, tamtej na kreację od Zienia, po prostu bieda, bieda i nędza. Ona już nie ma na weekend w SPA, po prostu szok.



Artyści mają w Polsce swoją dodatkową ważną misję: obrona III RP. Dziś do walki ruszył Stanisław Tym, sprawdzony zawodnik. Ulubieniec mainstreamu, a w czasach Gierka, taki mały rewizjonista. Stanisław Tym próbuje prostować Kościół w felietonie na łamach „Polityki”, w reakcji na słowa, które podczas paserki w Gdańsku wypowiedział Arcybiskup Sławoj Leszek Głódź: „Świat pełza w zaprzaństwie i samobójstwie duchowym”. Sama prawda. Satyryk przyrównuję sytuację Kościoła w Polsce do sytuacji władzy w PRL-u, czyli do komunistów, którzy zwalczali wiarę, w czym nie do końca się nie myli, bo Kościół dziś jest podzielony i część hierarchów, zupełnie otwarcie broni polityki Platformy, jeśli nie publicznie, to w prywatnych dysputach, albo mówiąc wprost stoi po stronie władzy. Tymowi chodzi oczywiście o inny Kościół, ten nieposłuszny systemowi. A mi z kolei nie chodzi w sumie o sam felieton Tyma, bo cóż znaczy kilka zdań w tygodniku opinii. Chodzi o jego namolne powielanie na wielu portalach, czyli o ten rezonans, jaki on dalej wywołuje. Tak to działa od lat. Rano, krótka niewinna wypowiedź dla TVN 24, a wieczorem huczy już cały mainstream, cała Polska. Kondrat w Onecie i na całym świecie.... Gdyby to było przynajmniej coś odkrywczego, niebanalnego, ale to są ciągle te same zdarte płyty. Tak jak u Tyma, który użala się nad obywatelami „niewłaściwej” płci i zaglądaniu pod kołdrę. Ci natomiast, czyli ludzie o innej orientacji seksualnej (znam co najmniej kilku), mają dokładnie w czterech literach użalanie się artystów i satyryków oraz innych lewaków na ich ciężki los. Żyją w swoich związkach jak inni ludzie, mają gdzieś kolorowe, nadymane parady i lewaków też mają gdzieś jak najbardziej. Ciekawe kogo w tym tygodniu spuszczą jeszcze ze smyczy, bo ławka chętnych do szczekania coraz krótsza. Nic dziwnego, szkapina Tuska jest wychudzona, już ledwo lezie. No, a przed chwilą dosłownie (krótko po 18 –tej) rezygnuje ze stanowiska szef ABW Krzysztof Bondaryk. Przegrupowanie?

wtorek, 1 stycznia 2013

Złośliwe bakterie zaatakują cały rząd

Hordy kretynów wałęsające się wczoraj już od rana po wielu miastach z petardami, to my, tak ogólnie my, nie jakieś tam lemingi czy mohery. Głupio zaczynać tak notkę noworoczną, ale może wreszcie poza waleniem w najbardziej beznadziejny rząd, jaki nad Wisłą kiedykolwiek panował, może poza rozprawianiem, co by było gdyby, zaczniemy także rozliczać w tym nowym roku trochę sami siebie. Nie w całości i nie od razu, bo z kolei bez uprzedniego, skrupulatnego rozliczenia wielopokoleniowej grupki poststalinistów i postkomunistów, w ogóle nic nowego nie stworzymy, tylko będziemy tak leżeć plackiem w tej III RP i czekać na jakieś zbawienie lub wybawienie. Nic takiego się nie zdarzy. Sami, sami, tylko sami możemy zmienić świat wokół siebie. Także wprowadzić nowe obyczaje w Sylwestra, bo wszędzie, po demolce, której dokonał Tusk, jest coś do zrobienia, do naprawienia. Tej nocy zmarła pięcioletnia dziewczynka uderzona w głowę plastikowym odłamkiem petardy. Bawiła się wśród dorosłych. Tragedia, ślepy los, to się zdarza. Stąd właśnie taki, a nie inny początek notki. Ta jedna niepotrzebna śmierć boli mnie na tyle, że kompletnie nie interesują mnie te wszystkie tłumy kołysające się w Warszawie czy we Wrocławiu. Widziałem nie raz przygotowania do detonacji fajerwerków i jak ktoś chce i wie jak to zrobić, to można uniknąć nieszczęścia.


Co roku to samo: poodrywane ręce, palce, pokaleczone głowy, a czasami śmierć. Zwierząt też szkoda, bo niby dlaczego mają cały wieczór, skamlące, leżeć pod stołem. Sylwester, jak niemal wszystko w Polsce, został spłycony właśnie do kołysania się przy tępych rytmach i do rzucania petard. A gdzie jest policja, gdzie są chłopaki od kopa w głowę, co tak dzielnie tłumią zamieszki, kiedy obchodzimy polskie święto narodowe? Policja jest, pilnuje kołysania, a nie porządku. Ponieważ zerknąłem po północy, co też tam Prezydent Waltz z Polsatem wykombinowali w Warszawie, to stwierdzam, że było to Pobłocie Małe, z zastrzeżeniem, że wieś Pobłocie Małe robi naprawdę dużo lepsze wrażenie. Za to wręcz cudowne wrażenie robią, chyba nie tylko na mnie, słowa Wielkiej Prezydent Waltz: „.....Żeby ten rok 2013 był lepszy, niż ten, który właśnie mija”. Jak ona to wykombinowała, były konsultacje z Igorem Ostachowiczem, a może i z samym Miśkiem Kamińskim? To był szok. Po raz pierwszy HGW powiedziała w życiu coś, co może się naprawdę spełnić, co ma w sobie pierwiastek prawdy. Chyba każdy przyzna, że słowa prawdy w ustach słynnej Hanny to coś absolutnie mega kosmicznego, to hit tego sylwestrowego wieczoru, a może nawet hicior. No bo, co miałoby się jeszcze zdarzyć w Polsce, żeby rok 2013 był gorszy od minionego. Bądźmy optymistami w końcu. W sytuacji, gdy już wszystko praktycznie zostało równo schrzanione, trudno coś schrzanić jeszcze.


Pojawi się więc być może taka oto refleksja w rządzie, że trzeba się podać do dymisji, albo coś w stylu - wajcha i tak dalej - bo nie ma już nic do rozwalenia, wszystkie inwestycje zostały albo rozwalone, albo schrzanione. Można nas co prawda dalej pacyfikować, totalną penalizacją kierowców przekraczających prędkość (pomysł Herr Nowaka), ale jest jeszcze coś takiego jak masa krytyczna w narodzie. A masy krytycznej nie zniesie nawet zwykły leming. Myślę, że to będzie jednak dla tej władzy bardzo śmieszny rok. Dla nas za to lepszy, bo potwór jest zmęczony i pomysłów już nie ma na to, jak by tu Polaków jeszcze mocniej przydusić do ziemi. Ostatnim hitem tej polityki – w sferze, nazwijmy to „kultury” – było „Pokłosie”. To będzie zabawny rok dla Tuska, pod każdym względem, to będzie dla mainstreamu rok spijania śmietanki, zbierania owoców swoich rządów. Być może nawet tą śmietanką się udławią. Trupów w szafie nikt już nawet nie liczy. Wyjdą jeszcze z zakamarków różne gospodarcze i polityczne złośliwe bakterie i będą zjadać ten rząd, razem z tym jego mainstreamem. Bakterie są wredne i nie będą z nimi negocjować, tylko będą ich zżerać, kawałek po kawałku. Trzymam kciuki za bakterie i z nas. Damy radę.