piątek, 30 sierpnia 2013

Utracony Sierpień 80`

To już 33 lata od podpisania pamiętnych porozumień sierpniowych. Warto sobie postawić pytanie, czy kiedykolwiek jeszcze dojdzie do głosu tak wielki duch wolności i solidarności społecznej Polaków. Tym, którzy nie doświadczyli atmosfery tamtych dni, przypomnę tylko jedną scenę. 30 sierpnia 1980 roku, po południu, wracałem z praktyk robotniczych w Poznaniu do Szczecina. Te praktyki to było takie coś, co miało nam, studentom I roku, uświadomić, jak ciężka jest praca robotnika. Dowiedziałem się, że jest ciężka, bo trzy tygodnie przenosiłem i przewoziłem naboje do autosyfonów. Kiedy 30 sierpnia wjeżdżałem pociągiem do Szczecina, nie miałem pojęcia, że podpisano już porozumienie w stoczni. Dopiero na moim osiedlu zobaczyłem jak młodzi chłopcy biegają z dodatkiem specjalnym gazety informującym o końcu strajku.

To było bardzo gorące popołudnie. Ludzie wychodzili z domów, brali gazetę, uśmiechali się do siebie jak nigdy, a niektórzy płakali. Ze szczęścia. W Szczecinie doskonale pamiętano, co działo się 17 grudnia 1970 roku. Pamiętano, jak milicja strzelała z broni automatycznej do tłumu protestujących. To było wielkie uniesienie. Ono zresztą do pewnego momentu narastało. Rok później, w Poznaniu, zorganizowaliśmy już jako NZS, sprzedaż niezależnych wydawnictw w samym centrum miasta, tuż obok Pomnika Ofiar Czerwca 1956 roku. Kolejka liczyła kilkaset osób. Tej atmosfery, tej duchowej odwagi, wolności, wspartej w sposób niezwykły przez Ojca Świętego Jana Pawła II nie da się już nigdy powtórzyć. Można powiedzieć, że tamten Sierpień został bezpowrotnie utracony. Został utracony za sprawą dwóch wydarzeń: stanu wojennego i okrągłego stołu.

Jaruzelski wybił z głowy wielu Polakom marzenie o wolności. Maszyna propagandowa strasząca Związkiem Sowieckim dość skutecznie podziałała na spory odłam naszego społeczeństwa. „Solidarność”, ta niezwykła zdobycz wolnego, polskiego ducha, została zepchnięta z cokołu. Ludzie zaczęli żyć szarością lat osiemdziesiątych i już z tego marazmu się nie wyrwali, nawet po 1989 roku. Czy ktoś pamięta euforię po wyborach 4 czerwca 1989 roku? Zadowolenie, satysfakcja, owszem, ale przecież cały proces dochodzenia do demokracji został jakby załatwiony przez tak zwane elity - komunistyczne i „nasze”. Do tego, wielu ludzi, zasłużonych w walce z Komuną, zostało z tych rozmów wykluczonych. Jeszcze gorsze było to, że część negocjatorów i liderów ze strony solidarnościowej to byli współpracownicy SB. No więc co to był za przełom? Czy to w ogóle był przełom? Sierpień 80`, tamten wielki Sierpień, został bezpowrotnie utracony. Przyczynili się do tego, zupełnie świadomie, ludzie, którzy zbudowali III RP. Wystarczy posłuchać, co mówi o „Solidarności” Lech Wałęsa, sam uwikłany we współpracę z SB. A premier? Co on w ogóle wie o Sierpniu? Czy strajki 1980 roku w ogóle go czegoś nauczyły? Niczego. Przecież brał aktywny udział w łagodnym, ale najprawdziwszym zamachu stanu, w pamiętną noc 4 czerwca 1992 roku.
  
Jeśli protest społeczny zmiecie Platformę Obywatelską z powierzchni ziemi, to nie będzie już tego wielkiego ducha sierpniowego. Polacy są mocno podzieleni, bardzo skutecznie spacyfikowani przez środowiska lewicowe i lewackie, przez oficjalne media. Wydaje się, że musi minąć jeszcze kilka lat, zanim do głosu dojdzie nowe, młode pokolenie Polaków, dla którego ta Polska, jest nie do wytrzymania, dla którego, te twarze cyników i cwaniaków są tak samo wrogie jak twarze Jaruzelskiego i Kiszczaka. W nich jest nadzieja, że duch Sierpnia 80` jeszcze się pojawi i nasza polska normalność, nasza wolność będzie wyżej stała, będzie ponad polskością jako nienormalnością. Nienormalnie to jest właśnie teraz. W III RP.         

czwartek, 29 sierpnia 2013

Gronkiewicz na zawsze, czyli jak wyrolować demokrację

W zasadzie to już jest pewne, bo do tej pory były jednak co do tego pewne wątpliwości. Otóż staliśmy się krajem nienormalnym, krajem absurdu, głupoty, buty i chamstwa. I wszystko to za sprawą jednej, jedynej partii politycznej: Platformy Obywatelskiej. Jak dokonała tego partia będąca głównie zbiorowiskiem cwaniaków i krętaczy? Otóż dokonała tego, właśnie dzięki temu, że jest takim, a nie innym zbiorowiskiem, ludzi zepsutych, bez zasad moralnych, wypranych z myślenia o Polsce, a czasami i wypranych w ogóle z myślenia, reagujących jedynie na słowo kasa. Po prostu – bodziec – reakcja,taki finansowy behawioryzm. Partia ta ustami swojego lidera i jednocześnie premiera doszła do wniosku, że gdyby nawet lud Warszawy zechciał odwołać najbardziej nieudolną kobietę Europy, Hannę Gronkiewicz – Waltz, ze stanowiska prezydenta Warszawy, to i tak rząd PO pozostawi ją u władzy, bo tak chce, bo władzy, jak mówił nie tak dawno Sikorski Radosław, człowiek widmo, nie oddamy. Tak jawnego pogwałcenia wszelkich zasad panujących w demokracji nie było już dawno. I nieważne jest to, że to tylko zapowiedź, Ważne są słowa, które mają służyć jednemu: zniechęceniu mieszkańców stolicy do głosowania w dniu 13 października tego roku. Nie idźcie, w ogóle nie głosujcie, bo to bez sensu, demokracja to my - PO, to ja - premier, a nie wy – zdaje się mówić Donald Tusk. Te wasze głosowanie jest psu na budę.

 Jeśli nawet okaże się, że zgodnie z prawem, odwołany prezydent miasta nie może zostać jego komisarzem, to jakie to, powiedzmy sobie szczerze, ma znaczenie? Tu idzie o to, żeby pokazać, że wszyscy ci, którzy nie kochają Tuska i jego zgrai cwaniaków, są obywatelami drugiej kategorii. Tyrać i żryć, żryć i tyrać – to jest obywatelski program Platformy Obywatelskiej. Widać to jak na dłoni od, co najmniej, trzech lat, widać doskonale, a jednak część Polaków jeszcze ślini się do Tuska. Nic dziwnego. Albo nie muszą tyrać, a mają co żryć, albo mają taką samą zawartość rozumu jak Stefan Niesiołowski, Ten obroniłby nawet tezę, że świnia jest lwem, co to dla niego, w końcu ćwiczy te swoje idiotyzmy już chyba ósmy rok.

Na tę nocną paranoję zarządu PO nakłada się inna zapowiedź. To jest zresztą specjalista od zapowiedzi, nie gorszy od samego premiera. Sławomir Nowak będzie zabierał na trzy miesiące prawo jazdy, za znaczne przekroczenie dozwolonej prędkości, a delikwent będzie miał 24 godziny na powrót do domu. Jak nie zdąży, to się go weźmie na dołek najlepiej, albo w dyby. A samochód – podpowiadam – powinno się skonfiskować i przekazać w darze zaprzyjaźnionym działaczom PO, jak z tymi zegarkami. To jasne, że trzeba karać piratów drogowych, ale w ten sposób? Podam przykład z Niemiec, który przeżyłem na własnej skórze. Pędziłem sobie po autostradzie około 140 km/h. Nagle jest ograniczenie do 80 km/h. Nie zdążyłem zwolnić, a laserowy „pistolet” zaliczył mi przekroczenie prędkości o 50 km/h. Zatrzymała mnie niemiecka policja. Oficer, grzecznie, pokazał mi taryfikator. Wyszło jakieś 200 euro mandatu. Przeszedłem do policyjnego samochodu. Tam czekała młoda policjantka. Sprawdziła moje dane w komputerze. Byłem czysty, więc wręczyła mi upomnienie w wysokości 25 euro (mały kartonik) i powiedziała, że następnym razem zapłacę te 200 euro, albo i więcej. Odjechałem z ulgą, ale i z jasnym przekazem: teraz odpuściliśmy, ale następnym razem koniec żartów, płacisz do bólu. Czy taki Sławomir Nowak, najbardziej nieudolny minister infrastruktury Europy, Azji i Ameryki Południowej pomyślał o takim rozwiązaniu? Prostym i praktycznym? Nie. On bowiem wszędzie widzi morderców drogowych, najchętniej ustawiłby radary co 100 metrów, a sam latałby pewnie nad nimi rządowym samolotem.  W Polsce nic, co dzieje się w polityce, nie jest już poważne, wszystko się spłyca, ośmiesza, albo, jeśli sprawa jest poważna, po prostu przemilcza. To jest efekt rządów Platformy Obywatelskiej, partii grozy i partii absurdu, partii zła i cwaniaków, najgorszego politycznego monstrum, jakie pojawiło się w tej części Europy od kilku wieków.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Czy Berlin to Erika Steinbach?

Zastanawiam się czasami jaki to rodzaj patriotyzmu siedzi w głowach takich polityków, jak Sikorski czy Tusk, albo Rostowski. To jest taki dziwny rodzaj patriotyzmu, że cokolwiek przychylnego powiedzą na nasz temat Niemcy, staje się to od razu powodem mózgowej euforii establishmentu III RP, a jeśli cokolwiek powiedzą złego, to zapada kurtyna milczenia, chyba że to złe to będzie coś na temat PiS -u, albo o polskich faszystach. Wtedy  „Wyborcza” sieje zamęt na całą Polskę, że już nawet Niemcy dostrzegają u nas faszyzm, a oni są przecież  wyczuleni, więc wiedzą co mówią. To, że oni wiedzą, co mówią, to pewne. Rzadko się zdarza, by do mediów niemieckich trafił jakiś nieprzemyślany głos. To jest nadal republika porządku i dyscypliny. Nie ma więc żadnego przypadku, zbiegu okoliczności, gdy Erika Steinbach mówi cokolwiek  na temat Polski. To nie jest żadna polityczna ekstrema, tylko samo serce niemieckiej polityki wschodniej. Tak się bowiem dziwnie składa, że kanclerz Merkel nie ma żadnej wizji polityki wobec Polski, poza uprzejmościami wymienianymi z premierem Tuskiem. Zresztą czasami kończą się one tym, że nasi politycy w Brukseli wyglądają jak słupy stojące za drzwiami głównych obrad UE. Potem słyszymy, że nic się nie stało, bo nasz głos został gdzieś przekazany  i tak dalej. W Polsce nie odbył się jeszcze ani jeden poważny szczyt polityczny. Pomińmy tu Prezydencję w UE, bo to z klucza, czy szczyt klimatyczny w Poznaniu, bo to bez większego znaczenia dla losów naszej planety i samej ekologii również.


Mamy więc oto taką dziwną sytuację, że po upadku komunizmu i wielkim pojednaniu w Krzyżowej, Erika Steinbach, całkiem swobodnie, oskarża Polskę o zbyt słabą promocję języka niemieckiego na obszarach zamieszkałych przez mniejszość niemiecką, i w ogóle o to, że ona ma za mało wsparcia ze strony polskiej. Jej ostatnia wypowiedź podczas Dnia Stron Ojczystych w Berlinie wzbudziła oczywiście aplauz gości zgromadzonych na sali. W Polsce została odnotowana krótko, bez komentarzy, no bo przecież to tylko niemiecka ekstrema, margines polityczny. Rzecz w tym, że to kanclerz Angela Merkel musi liczyć się z Eriką Steinbach, a nie Steinbach z  Angelą Merkel. Niemcy, co prawda, szykują się do jesiennych wyborów parlamentarnych, ale nic nie usprawiedliwia bezczelnych wypowiedzi, jak najbardziej oficjalnych polityków RFN. Już nawet nie trzeba chyba nikomu specjalnie tłumaczyć, że takie wypowiedzi z kręgów bliskich kanclerz Merkel znakomicie rozgrzewają chłopców z NPD.


U nas jest nie do pomyślenia, żeby któryś z wiodących polityków PO ujął się za mniejszością polska a Niemczech. Zresztą w myśl prawa niemieckiego takiej mniejszości w ogóle nie ma. Jugendamt ma „piękne” tradycje rodem z faszystowskich Niemiec i niewiele się do dziś zmieniło. „...Jugendamt odebrał rodzicom z Polski sześciotygodniowe niemowlę, rodzice koczują w samochodzie w oczekiwaniu na orzeczenie sądu opiekuńczego” –czytamy raz po raz w w relacjach o działalności tej znienawidzonej przez Polaków, i nie tylko Polaków instytucji. Czy ktoś sobie wyobraża podobne działania polskich władz na Opolszczyźnie? Czy Niemcom już się przewróciło w głowach, czy dopiero się przewraca? Trudno już nawet zliczyć procesy sądowe o odzyskanie przez Polaków odebranych im dzieci. Nasi rodacy w Niemczech nie mają praktycznie żadnych praw, charakterystycznych dla mniejszości narodowej, a deklaracje Niemców z 2011 roku o większym zaangażowaniu w możliwość nauki języka polskiego pozostały na papierze. Po wypowiedzi Steinbach, ani Radosław Sikorski, ani Donald Tusk, ani w ogóle MSZ, nawet się nie zająknęli na ten temat, mało tego, szef MSZ potwierdził ostatnio, że stosunki polsko – niemieckie są świetne. Ewidentna asymetria w relacjach polsko – niemieckich nikomu z polskiego rządu nie przeszkadza. Zresztą tę asymetrię mamy także w relacjach z Kijowem i z Wilnem. O Rosji szkoda nawet mówić.
 

Trzeba postawić pytanie, dokąd Niemcy prowadzi Erika Steinbach. Na pewno nie do dobrosąsiedzkich i równoprawnych stosunków z Polską. Czasami słyszymy, jakie to  przełomowe, że niemieccy żołnierze ćwiczą z polskimi, że dawni mieszkańcy Ziem Zachodnich odnawiają zabytki. Wszystko to pięknie, ale jeśli kurs polityki niemieckiej ulegnie zmianie, to Niemcy przyjmą go jak zwykle karnie i bez dyskusji. Tak jak dziś w przygranicznym Schwedt, możemy co krok zobaczyć napisy w języku polskim, tak za jakiż czas możemy być tam znowu niechcianymi gośćmi. Sam fakt, że Erika Steinbach pozwala sobie na tego typu uwagi, na ewidentne pouczenia i na jawne żądanie jeszcze większych praw dla mniejszości niemieckiej w Polsce, już jest kuriozalne w obliczu tego, jakie prawa mają dziś Polacy w Niemczech. Berlin robi z nami świetne interesy, to znaczy znakomicie na nas zarabia, choćby poprzez unijne inwestycje w Polsce. Natomiast wszędzie tam, gdzie gra toczy się o nasz interes  narodowy, sromotnie przegrywamy, od Nord Streamu po Muzeum Wypędzonych, i w ogóle szeroko rozumianą politykę historyczną, w której są już tylko źli naziści i źli Polacy. Niemców tam nie  ma, bo Niemcy narodzili się dopiero po II Wojnie Światowej.  Tak to właśnie Niemcy, głosem Eriki Steinbach, prowadzą sobie swobodnie swoją grę wobec Polski, bez najmniejszego oporu Warszawy. Nie ma żadnych złudzeń. Za kilka lat żądania wobec Polski pójdą jeszcze dalej, o ile nie zastopują ich zmiany polityczne w Polsce. Trzeba skończyć, raz na zawsze, z chodzeniem do niemieckich kanclerzy na ugiętych nogach. Bo w końcu będzie tak, że w sprawach dotyczących współpracy z Polską, prezydenci innych państw będą dzwonili do Berlina, a nie do Warszawy. 
 

sobota, 24 sierpnia 2013

Gowin&Gowin

Długo myślałem nad tytułem tej notki i wyszło mi tak jak powyżej. Analizowanie wyniku wyborów na przewodniczącego PO już się dokonało na tak wielu poziomach, w tak wielu odsłonach, że nie pamiętam, czy z taką uwagą analizowano kiedykolwiek wyniki wyborów parlamentarnych. I to nie jest bynajmniej kwestia braku tematów z powodu lata i wakacji, właśnie mamy już od kilku dni uelastyczniony czas pracy. Byłoby więc o czym pisać, ale jakie to nudne. Snuć natomiast kolejne interpretacje, co zrobi teraz Gowin, a co z Gowinem zrobi Tusk, jest przecież przyjemnie i ciekawie. Odpowiedź, całkiem racjonalną, dał Stefan Niesiołowski. - Poczekamy, bo teraz byłoby to niezręczne, a potem go wyrzucimy – tak mniej więcej brzmiały słowa posła Stefana. Szczere chyba. Jego zdaniem Gowin niszczy Platformę, a to już chyba zbrodnia największa. To tak, jakby ktoś chciał podpalić mennicę. Co więcej, trzeba to powiedzieć otwarcie, takiej zbrodni nie dokonuje na PO nawet Jarosław Kaczyński. PiS krytykuje bezlitośnie PO, ale czy ktoś powiedział, że niszczy partię „lepszych obywateli”? Niektóre media pompują niesamowicie temat wyborów w PO, jakby chodziło o lot na Marsa, albo Plutona, i trzeba się zastanowić po co, skoro Jarosław Gowin nie jest tych mediów ulubieńcem.

Może Gowin wie, a może nie wie, ale jedynym skutkiem jego niezłego wyniku wyborczego (niezłego, a nie znakomitego, znakomity wynik to byłoby 50% +1) może być osłabienie obecnej pozycji PiS-u, Na to grają oficjalne media, nagłaśniając akcje wyborcze byłego ministra sprawiedliwości, a nie z zachwytu dla niego i nie z powodu braku innych tematów. W sukurs Gowinowi idą niektórzy blogerzy, widząc chyba przed swoimi oczami wielkich Republikanów z Jarosławem Gowinem i Przemysławem Wiplerem na czele. Jest jasne, że szkód wielkich konserwatysta z Krakowa Tuskowi nie zrobi. Sam premier wie przecież, że jego czas dobiega końca, że w ogóle dobiega  końca czas Platformy Obywatelskiej.

I służby, i biznesowy establishment z chęcią postawiliby na nowego konia, ale konia nie ma i tu jest chyba problem. Oczywiście różne szkapy z chęcią zajęłyby miejsce Tuska, ale szkap nikt nie chce. Jeśli już, to musi być ktoś, kto pociągnie wóz pod górę. A teraz przecież, wóz gna w dół, woźnicy nie ma, a konie są coraz bardziej przerażone. Szuka się więc różnych wyjść. Posłużenie się Gowinem do osłabienia Jarosława Kaczyńskiego to gra prosta i nie wymagająca wielu zabiegów, bo sam obiekt zachowuje się zgodnie z oczekiwaniami. Pozuje na jedynego sprawiedliwego w PO, a jednocześnie mruga do elektoratu, że jakby co, to on może wyjść i zrobić nową wielką partię prawicową.

To oczywiście szkodzi PiS-owi, choć może tego nie widać. Lider konserwatystów prowadzi dziwną grę, bo nic z tej gry dobrego nie wyjdzie, ani dla niego, ani dla prawicy. Pytanie więc, po co ta jego heca z odnową PO? Oczywiście, służby rządu PO nie śpią, i z pewnością szykują mniej lub bardziej finezyjną prowokację, żeby osłabić PiS. To może być 11 Listopada, ale to może być każdy inny dzień. Nagle Bartłomiej Sienkiewicz, człowiek posiadający monopol na przemoc w Polsce, wyciągnie coś, takie coś, że wszyscy padną z wrażenia, a media już dalej pociągną temat. Na razie na fali jest jeszcze spółka Gowin &Gowin,        

czwartek, 22 sierpnia 2013

Wakacyjny Festiwal Gowinowski

Okrągły miesiąc, a może i więcej, wieczorne dzienniki zaczynały się mniej więcej tak: „....ta, ta, tam, witam Państwa, Jarosław Gowin był i powiedział, a Donald Tusk mu odpowiedział....., ta, tam ” I tak w kółko, codziennie. Nie wiem, co takiego ważnego było w debacie tych dwóch polityków PO, że przykuwało to uwagę nie tylko mediów oficjalnych, ale i blogsfery. Czy doprawdy „pojedynek” Tuska z Gowinem ma jakiekolwiek znaczenie dla polskiej polityki, poza oczywistą promocją samego byłego ministra sprawiedliwości? Nie mam nic przeciwko Panu Gowinowi, niech się promuje, niech buduje swoją mityczną, nową siłę polityczną, ale żeby zajmowało się tym trudnym procesem pół kraju?

- A co Pan sądzi o szansach Gowina? – pytali namolnie wszystkich dziennikarze. A co można sądzić, skoro wiadomo, że to nie są żadne demokratyczne wybory, bo niech by tak się odważyli stanąć wszyscy okoniem, dopiero poleciałyby głowy, jedna po drugiej. I toczyłyby się po warszawskim, poznańskim czy każdym innym bruku. Co to w ogóle znaczy, że Jarosław Gowin wzywa swoich partyjnych działaczy do powrotu do korzeni, do programu, od którego PO zaczynała? Przepraszam, ale czy ten człowiek jest dzieckiem? Przecież nie jest, a przynajmniej nie wygląda na nie. Platforma Obywatelska od dawna jest tylko i wyłącznie partią władzy, do tego jeszcze realizującą różne interesy z siłami zewnętrznymi. Nie realizuje nic, co zwiększałoby siłę Polski.

Jarosław Gowin miał swój czas. Mógł pokazać, że jest poważnym i odpowiedzialnym politykiem. To był czas Smoleńska, zaraz po 10 kwietnia 2010 roku. Naprawdę, wystarczyło kilka, kilkanaście dni, by z pełnym przekonaniem opuścić PO, partię, która jest odpowiedzialna za Smoleńsk, za to, że dziś nadal nic nie wiemy, a z opracowań niezależnych możemy jedynie wnioskować, że był to zamach. Zresztą, jeśli ktoś obserwuje na poważnie politykę, ten wie, że tu nie ma miejsca na żaden przypadek, na tragiczny zbieg okoliczności. Prezydent Lech Kaczyński, choć tak wulgarnie traktowany przez politycznych karłów od Palikota i Tuska, był wielką przeszkodą w rosyjskiej polityce. Moskwa ma tu, nad Wisłą, swoich sojuszników, szczególnie od gazowych interesów, więc po prostu Lech Kaczyński stał Putinowi na drodze. Teraz, o czym mało się mówi trwa na dobre dopinanie nowego polsko- rosyjskiego układu. Ale to przecież nie o Gowinie.
 
W każdym razie znany konserwatysta z PO mógł wtedy odejść z honorem z tej partii. Powinien to zrobić. Jego walka z Tuskiem to walka wirtualna. Nie wiem, jakie znaczenie ma to, czy zdobędzie on 10 czy 20 procent głosów. No, a gdyby wygrał, to co? Odnowi Platformę? Trzymajcie mnie, ale jak można odnowić taką zgniliznę polityczną. To tylko autopromocja, nic więcej, zupełnie jak przed prawdziwym filmem. Gowin w tym prawdziwym filmie nie gra. Mógłby grać, gdyby stało za nim 90 posłów z jego partii. Ale czy to byłoby dobre dla polskiej polityki? Dopiero byłoby zamieszanie, targi, a może z PIS-em, a może obalimy Kaczyńskiego, etc. A obóz władzy rósłby w siłę, Nie, nie ma na to zgody. Platforma ma zniknąć z polskiej sceny politycznej jako licząca się siła polityczna. Zresztą jak się dobrze rozliczy wszystkie jej przekręty, sama się rozwiąże. Mieliśmy więc Wakacyjny Festiwal Gowinowski i do tego, jak zwykle, lekkie i wytworne wypowiedzi prezydenta Bronisława Komorowskigo. One zawsze fajnie się wpisują w klimat plaży i lata. Szkoda, że lato u nas nie trwa okrągły rok. Wtedy prezydent miałby sto procent zaufania społecznego, a może nawet i o jeden procent więcej. Jutro będzie się działo. Hanna Gronkiewicz – Waltz pojedzie metrem. Metro ogłosiło czwarty stopień zagrożenia. Wiadomo, co się dzieje, jak HGW gdzieś się pojawi....   

wtorek, 20 sierpnia 2013

Brutalny Donald

Objawił się znowu i nadszedł Donald Brutalny. Premier zapowiedział straszne rzeczy, które spotkają teraz krewkich kibiców (kiboli), drży już cały kraj, a media ścigają się w pokazywaniu marsowego oblicza premiera. Nawet Putin tak nie wygląda. Nie będzie łatwo. Biedni ci cherlawi Meksykanie z pięknej fregaty, a jaki wstyd na cały świat. Wszyscy, doprawdy wszyscy dziś o tym piszą. Zajścia w Kairze spadły na drugi plan. Szczęście, że to byli  Meksykanie, a nie inna nacja. Mówiąc całkiem poważnie, nie wiem jak tam było na tej plaży, a czyny przestępcze się po prostu karze i nie ma co dłużej na ten temat deliberować. Na podstawie dostępnych relacji można jednak wnioskować, że przynajmniej jeden marynarz z Meksyku powinien siedzieć na dołku, chyba, że w ręku trzymał paróweczkę, a nie nóż. Sroży się więc nasz premier na "stadionowych bandytów", podczas gdy gdzie indziej brutalność wychodzi mu świetnie i czasami po cichu.

Brutalnością w XXI wieku jest zmuszanie ludzi, by pracowali do końca życia. Tak nawet nie było za czasów Zoli. Brutalnością jest to, że ten rząd swoją polityką po prostu przegonił z Polski dwa miliony młodych ludzi, młodych Polaków, najczęściej tych wykształconych, dynamicznych, zaradnych. To jest brutalność wyjątkowa, dość bezgłośna, bo mówi się o emigracji, o tym, że Polacy pracują w londyńskim City, i jakie to piękne. Pracują dla Brytanii, to pewne, szkoda, że tworzą polskiego City, takiego na miarę Europy Środkowo - Wschodniej. Może srogi dziś premier się z tym nie zgodzi, ale brutalne jest to,  że w liczącym się podobno kraju Unii Europejskiej, setki tysięcy dzieci jest niedożywionych, po prostu niedożywionych, przychodzą do szkoły głodne. Brutalnością jest odbieranie ludziom nadziei na lepszą przyszłość, sprowadzanie ich jedynie do roli taniej siły roboczej. Tu premier z partii "obywatelskiej" jest naprawdę brutalny i bezlitosny, a jego kompan, minister finansów to mistrz brutalności. Brutalne, a jakże, jest osłabianie obronności państwa. Brutalne jest to, że jedna trzecia Polaków żyje na granicy ubóstwa po ponad dwudziestu latach transformacji. Brutalność temu rządowi wychodzi jak żadnemu. Jeszcze można byłoby wspomnieć o 11 Listopada, bo przecież to tylko nasze Święto Niepodległości. Tę brutalność spotka kara, tak jak każdą, prędzej czy później. A dziś media upajają  się srogim premierem. Żałosne.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Jadą czołgi na hipermarkety

Nasz uczciwy rząd P. Obywatelskiej ma nie lada kłopot, bo słupki w budżecie się rozjechały i jest dziura, dość spora i ministrowie muszą chodzić do głównego fryzjera na strzyżenie, a główny fryzjer do mistrza strzyżenia Vincenta Rostowskiego. Na dziurkę w budżecie zawsze jest sposób. Nie tak dawno przecież zaczęto sięgać do 40 miliardów złotych zgromadzonych w  Funduszu Rezerwy Demograficznej, no i dziurki  się zatyka. Genialny jest Rostowski w zapychaniu dziur budżetowych. Ale teraz sprawa się rypła i nawet te głupie osiem miliardów złotych z ministerstw to nie lada kłopot. Poza jednym: Ministerstwem Obrony Narodowej. Liczbę wszyscy już znają, to 3 miliardy złotych, które miały iść na modernizacje armii. Rostowski to na pewno jest pacyfista, a premier chyba nie, bo bardzo ubolewa. Oni sobie robią z nas kpiny, jaja i jak to mówi młodzież dymają nas równe sześć lat.



Jeśli chcą szukać kasy na łatanie swojej głupoty i indolencji, to można śmiało wskazać  źródło gigantycznej forsy. Są to hipermarkety. Szacunkowo tylko grupa samych rekinów osiąga co roku przychód w wysokości ok. 120 miliardów złotych. Powtarzam, rekinów. Urzędnicy ministerialni bredzą, że oni płacą jakieś podatki. Jeden z nich podał nawet liczbę czterech miliardów złotych. Można policzyć w takim razie, ile wywożą za granicę. Oczywiście tępo mówiący z rządu twierdzą,że nie wywożą. Taka ciekawostka z rankingu 500 "Polityki". Jeśli chcemy znaleźć  tam wielkie sieci handlowe, a jest ich w pierwszej 40 - ce od metra, to wystarczy oczami spokojnie wejść w słupek zyski, bo tam zawsze jest brak danych (http://www.lista500.polityka.pl/rankings/show.)To jest bandytyzm, a nie wolna gospodarka. W żadnym kraju europejskim wielkie sieci nie mają takich przywilejów. Można się zapytać kto, kiedy, z kim zawarł ten układ, że choćby się waliło, paliło, to handlowych gigantów nie można ruszyć. Żyjemy w patologicznym państwie opakowanym w TVN i kolorowe sklepy.  To jest kwintesencja III RP.  Dziwnym trafem ten patologiczny hipermarketowy układ rozwalił na Węgrzech Viktor Orban i sieci dalej działają! Przecież i tak wywiozły już za granicę górę pieniędzy. To ile wywiozły  z Polski? To ile czołgów, rakiet można byłoby kupić, ile szpitali zbudować wielcy fryzjerzy III RP?



Ambasada Polski w Lizbonie sama, z pełną radością, podała, że "Biedronka" należąca do Jeronimo Martins generuje 66,5 % przychodów całej grupy. W drugim kwartale tego roku grupa osiągnęła zysk w wysokości 89 mln euro, czyli 400 milionów złotych. Nie ma tu czasu i sensu na dalsze wyliczenia. Wiadomo powszechnie, że wielkie sieci nie wykazują zysku, więc płacą śladowe podatki w Polsce. Wiadomo, że w Europie Zachodniej, przecież droższej do diabła,płacą do  kasy różnych państw dużo więcej. Jest więc giga przekręt od dobrych 15 -17 lat. Jeśli PiS rozwali ten układ, to do budżetu wpłynie co najmniej 7-8 miliardów złotych rocznie  więcej od zagranicznych sieci. I tyle na ten temat. Na czołgi i rakiety będzie, na służbę zdrowia,a fani galerii handlowych niech się nie martwią, będzie tak jak teraz. Cen też nie podwyższą,bo klienci odejdą do rodzimego handlu, a sklepiki osiedlowe zamienią  się w "Żuczki".I zamiast grupy Jeronimo, będzie grupa Janki i Franki. To jest, naprawdę wierzcie mi, czarna rozpacz, ta III RP. Ale dobrze. Trudno. Stało się. Możemy jednak to nasze państwo naprawić. Wtedy nikt nie będzie zmniejszał obronności Polski jak Londyńczyk.Jak oni wszyscy razem. Jak jedna cwana drużyna im. Adama Szejnfelda.  

sobota, 17 sierpnia 2013

Rostowski nie jest żadnym kozłem (ofiarnym)

Człowiek, który w ciągu sześciu lat zadłużył Polskę na blisko 500 miliardów złotych, tak, że razem mamy już ponad bilon długu, to nie jest żaden kozioł ofiarny, tylko dobry wykonawca poleceń rynków finansowych. Jest tam nie tylko Soros, MFW, to siatka powiązań, które chce się bogacić kosztem biedniejszych. I robi to w dobrze pojętym własnym interesie. W końcu kilkaset miliardów z tego długu jesteśmy winni zagranicznym instytucjom finansowym. Węgry się postawiły MFW i UE,  i od razu jest huk w światowych mediach. Że są totalitarne, faszystowskie i antysemickie. Skąd my to znamy, tylko na niższym poziomie? Rostowski jest wręcz beneficjentem i takim lokalnym liderem finansowym. Jestem pewien, że po ewentualnym odwołaniu go dostanie dziesięć razy  lepiej płatną posadę. W nagrodę za Polskę. Rostowski nie bronił polskich finansów, bo nie taka była tu jego rola. Odwalił robotę i może sobie pójść gdzie chce. Obrażał opozycję, tworzył wirtualne budżety, potem ciął prawdziwą kasę kosztem polskiej gospodarki i polskiego społeczeństwa. Jestem całkowicie przekonany, że ma nas wszystkich gdzieś, co widać, słychać i czuć. No naprawdę wystarczy na niego spojrzeć. Bez urazy. Przecież za wszystko ostatecznie odpowiada premier, to jest  prawdziwy kozioł ofiarny takiej ewentualnej decyzji i  pewnie nawet o tym wie. Bo co takiego on będzie robił w porównaniu do Rostowskiego. Minister finansów, poza zwiększeniem długu o pół biliona rozjechał jeszcze różne branże. Wymienię tu tylko jedną; MON.  Wszyscy pamiętają te deklaracje z 2007 roku o modernizacji naszej armii, o zwiększeniu wydatków na nią. PR wychodził nieźle, ale w latach 2008 - 2013 obcięto w budżecie wojsku 10 miliardów złotych.

To przykre, ale te wielkie instytucje mówią takim krajom jak Polska, Węgry czy Grecja mniej więcej tak: Wy tu sobie róbcie te waszą politykę, wybierajcie się, ale od dużej kasy i władzą nad nią to jesteśmy my. Warto byłoby policzyć, ile państwa Europy Środkowej pożyczyły w ostatnich latach od zagranicznych banków. Oczywiście, minister finansów ma dbać o  publiczne pieniądze. Nawet jak kraj ma duży wzrost gospodarczy, jego obowiązkiem jest trzymać budżet w ryzach, bo wtedy się więcej odłoży w danym roku i tym samym można jeszcze więcej wydać w następnym roku na rozwój gospodarki. Ale, czy  Vincent Rostowski w ogóle coś takiego robił? On nic nie odłożył, tylko zabrał. Zabierał z werwą i pewnie Donald Tusk nie miał nic gadania. Ale żarty się skończyły. Za chwilę PiS będzie miał 50% poparcia, zaprotestuje "Solidarność", czyli robi się gorąco. Tęgie głowy od finansów świata myślą zapewne kogo tu wyrzucić i wrzucić. To jest zresztą bardzo ciekawe, kto będzie następcą Rostowskiego. Ale mało ważne. Bo ekipa Tuska  i sama partia "obywatelska" jest już  na politycznym aucie. Teraz mogą grać w gałę do woli. Ale Rostowski z nimi nie zagra. Będzie grał w pieniądz. Duży.          

piątek, 16 sierpnia 2013

Kotlety całe, posiekane i zdychające, czyli wybory

Dobrze jest napisać wyrazisty scenariusz wydarzeń w Polsce, ale nie ma dziś mądrych, jak to wszystko się dalej potoczy. Jak sondaże dobre, to nie kłamią, jak niedobre to kłamią i już. PiS w ostatnim osiągnął rekord, czyli sondaż jest dobry i ja się z tym oczywiście zgadzam, bo to jest całkiem realne poparcie, a być może Jarosław Kaczyński ma jeszcze lepszy wynik. Blogerzy się dziwią i słusznie, że PO powinna być już w strefie jednocyfrowej. Pamiętajmy jednak o dwóch rzeczach. Po pierwsze, to ona, choć zdychająca nadal rządzi, tragicznie, bo niszczy Polskę, ale rządzi i ma sporo beneficjentów wśród wyborców. Są ślepi? Nie, oni dorobili się dzięki Tuskowi.



Po drugie, powstała niemała w Polsce szara strefa, w której są SLD, PSL, Ruch Palikota, Solidarna Polska. Balansują między pięć, a trzynaście procent (SLD) poparcia. Lewica jest rozczłonkowana, jak posiekany kotlet, do tego nieświeży.Wszyscy oni chcą zassać elektorat PO, ale na razie nie widać efektów. PiS zyskuje tak dużo, bo wkurzyli się również ci wyborcy,którzy w ogóle nie głosują i na pewno pozyskano też miękki elektorat Platformy. Na durniów i to formatu Babiej Góry wyszli tacy fachowcy od polityki jak Roman Giertych, chyba że czeka nas zagrywka z budową nowej partii, która ma pójść szybką drogą Palikota. Mamy jeszcze protesty i "Solidarność", i nie bardzo wiadomo, z kim trzyma Andrzej Duda, poza trzymaniem się ze związkowcami. Moim zdaniem wybór jest prosty. Jarosław Kaczyński musi wykonać jeszcze dwa, trzy manewry i Tusk zniknie, może w Brukseli, a może bliżej jakichś krat. Przewrót a`la Duda, to nie jest dobra prognoza dla Polski.Będzie jeszcze Marsz Niepodległości i prawdę mówiąc, kompletnie mnie nie obchodzi szczyt eko -histeryczny. To jest piękny Dzień Polski i Polaków, niech Pan Tusk zabierze wszystkich na stadion do Gdańska i da zarobić swoim. Przełom jest nieunikniony, bo prawdę o Rostowskim i rządach Tuska znają już niemal wszyscy Polacy.


Wiedzą, że każdy dzień ich rządów to kolejne miliardy strat i chudsze portfele. Spotykam wielu ludzi, którzy mówią bez ogródek, że nie mogą już patrzeć na ich mordy. Nie będę upiększał, bo mówią jeszcze gorzej. To musi upaść, a wariant przewrotu pałacowego z udziałem służb specjalnych wcale nie jest taki realny. Z kolei Gowin buduje sobie nową twarz, ale niech się wytłumaczy najpierw z tej starej, czysto peowskiej. Jak PiS dojdzie do 48 -49 procent, to rząd PO może szykować dla siebie polityczną trumnę. I niech Pan Rostowski zostanie w Polsce i pokaże rozliczenia, a potem my go rozliczymy.  No i nigdy nie zapominajmy o pozytywnej roli Kościoła w Polsce i jego sile, a ta ostatnio mocno rośnie, mocne są też wystąpienia biskupów. Ile rośnie? Nie wiem, bo tu nie ma sondaży. Tu jest wiara.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Utarło się mówić o Polsce, że.....

Inspirujący jest bardzo król elegancji Władysław Bartoszewski, to niezwykle ciekawy przypadek dla każdego psychoanalityka w Nowym Jorku. No, bo co się utarło mówić o Polsce? Że Polska, to jest taka uboga panna na wydaniu, czyli, krótko mówiąc - w kontekście, na który wskazywał Mistrz Motłoch - to dla Niemców, był ponad dwadzieścia lat temu, taki mezalians z tą Polską, co się wydawała, czyli Helmut Kohl tulił Mazowieckiego z litości. Przyjął do rodziny Europy, pannę ubogą, być może niedomytą, w ogóle brzydką, tyle, że mającą jakieś aktywa. Aktywa już zostały skonsumowane, albo przejęto nad nimi kontrolę, więc panna już nie ma swojego posagu, a jako żona się zestarzała. No to nie jest już taka fajna, jak wtedy w 1991 roku. Dobrze, że nasz Radek Sikorski ma tę ikrę w sobie, że widzi więcej, że już namaszczył Niemców na hegemona Europy. Ciekawe, jak on to zrobił, syn z ziemi ubogiej panny, co zdecydował o losach świata. Ale ma być o tym, co się utarło mówić i sądzić o Polsce, czyli, nie co myślą o nas na Zachodzie (a nic nie myślą), tylko jaki przekaz serwuje nam propaganda III RP.

Władysław Bartoszewski dał tu podstawy, zbudował fundamenty pod samobiczowanie się Polaków jako nacji, która dostępiła po 1989 roku jakichś zaszczytów. Wmawiano nam wtedy, że pochodzimy z ustroju siermiężnego, że myślimy jak Lenin na „dierewni lietom”, że w ogóle ci Niemcy, to tak się biją w pierś, że i my się powinniśmy bić w tę pierś tak jak oni. Wmówiono naszemu narodowi, który walczył na wszystkich frontach II Wojny Światowej, który bronił Londynu, który pokonał sowiecką zarazę w 1920 roku, największą wtedy armię świata, który proporcjonalnie poniósł w II wojnie największe straty w ludziach i największe straty materialne, wmówiono nam, że jesteśmy jakoś tam gorsi od tego Zachodu, co było zresztą niezwykle łatwe. Puste półki, miesięczne pensje po 20 dolarów, ogólna mizeria. Zachód to wykorzystał, a Niemcy aż do bólu. Albo sami, albo przez podstawione przez siebie spółki holenderskie lub włoskie, Niemcy kupowali padające polskie zakłady i doprowadzali je do likwidacji. Polski przemysł maszynowy „dzięki” temu nie istnieje. Istnieje za to niemiecki przemysł maszynowy. Z ponad biliona euro, jakie Niemcy uzyskali z eksportu w minionej dekadzie, ponad 80 % to wpływy z eksportu maszyn. I co na to Tusk? Prowokator i kłamca.

Może dla oficjalnych publicystów jest to trudne do wyrażenia, ale moim zdaniem on już oficjalnie wypowiedział wojnę Polsce i Polakom, nie kryje się z tym, wcale, bo ma tę swoją „nienormalność”. Sam sytuuje się jako nasz wróg, razem ze swoim rządem. Nie wiem, jak można mieć tu jeszcze złudzenia. Ale niektórzy je mają, nienawiść do Jarosława Kaczyńskiego zżera im mózgi jak kwas siarkowy. Tuskowi wydaje się, że jest Polakiem. Ale Polak nie zgadza się na jakieś durne (naprawdę, ogólnie durne!) szczyty anarchistów i lewaków w dniu swojego Święta Niepodległości. A on - sam czy nie sam - zgodził się zakłócić swoje własne narodowe święto. Pytanie, czy dla niego to jest w ogóle jego święto. Niech się wypowie ten premier, szef partii prywaty i nieudolności. No, pomyślcie sami, fani PO, kto się zgadza na takie coś, na zadymę, gdy Nasz, Twój naród, ma swoje święto? Jak długo Wasze mózgi, przepraszam, będą się smażyły jeszcze na tuskowej patelni głupoty?

Wmówiono Polakom, że to taki kraj, który jest ogólnie upadły, ale teraz, dzięki UE, może się w końcu pod dyktando Brukseli cywilizować. Jeśli mówi tak aparatczyk PO, to pół biedy, ale jak mówi to stary „eseldowiec” Miller, który był w kwaterze głównej CIA, to ręce opadają. Wmówiono nam po 1989 roku, że ratowaliśmy Żydów, ale za słabo, za kiepsko, że jesteśmy, tak, jak Niemcy, odpowiedzialni za Holokaust. I to też przyjęto, jako oficjalną wykładnię, czego dowodem jest skandal z Jedwabnem. Tyle tylko, że na Zachodzie, Jedwabne to już nie był i nie jest incydent (o ile był), tylko zaczęto trąbić, że Polacy masowo mordowali Żydów. Dwóch, stu, trzystu? Jaka różnica? I o tym piszą na co dzień faszystowskie, w swojej spuściźnie, niemieckie dzienniki. I o tym piszą żydowscy dziennikarze „NYT”, którzy często w ogóle są na tym świecie tylko dlatego, że kiedyś, pięćset lat temu, ich przodków przyjęła I Rzeczpospolita.

Jeśli teraz, nie powiemy temu nachalnemu i zaplanowanemu draństwu stop, jeśli pozwolimy na to, żeby Francuzi coś nam wytykali odnośnie Żydów, sami pakując ich do wagonów zagłady, i trzęsąc portkami do końca wojny, to urobią nas na Zachodzie i tu, w Polsce, za sprawą „nienormalnych” polskością, na jakiś dziwny rodzaj nacji drugiej lub trzeciej kategorii. Rzecz w tym, że wcale nie jest odległy czas kiedy to my im damy w tyłek. To trzeba zrobić. Dlaczego? Bo inaczej zrobią z nas, Polaków, lud tubylczy. Czy to jest za słaby argument? Dla mutantów z PO na pewno jest za słaby. Albo podniesiemy głowę do góry, teraz, za miesiąc, może za rok, albo nam tę polską głowę odetną. Nie ma żartów, bo gra się toczy o całą Europę, a jeśli o Europę, to i o cały świat.

sobota, 3 sierpnia 2013

Chcę spokojnie z biało - czerwoną przejść przez Warszawę



Pod pewnymi względami mamy już całkowicie dziadowski kraj. Za to dziadostwo odpowiada w Polsce jeden człowiek, dziadowski  premier,  który nie powinien dostąpić tu żadnych, ale to żadnych zaszczytów. To  Pan Donald Tusk. Przeglądam zapis z Powązek, tuż przed godziną „W”, w dniu 1 sierpnia 2013 roku. Idą Bartoszewski, Komorowski, w tle słychać przez chwilę oklaski pod adresem Prezydenta (chyba), zaraz potem gwizdy. Ale one też zaraz milkną. Nic dziwnego. Po co gwizdać? Na kogo? Kto nas reprezentuje? Czekoladowy Prezydent, premier, który na sopockim molo, 1 września rozmawia po niemiecku z rosyjskim prezydentem, to są nasze standardy, to jest chleb powszedni tej władzy.  Obejrzyjcie sobie ten fragment z Powązek:

I zastanówcie się, gdzie w Europie, i nie tylko w Europie, lider opozycji parlamentarnej, były premier rządu RP, człowiek dawnej antykomunistycznej opozycji, byłby blokowany w dostępie do pomnika, poświęconego pamięci bohaterów walk o niepodległość. Gdzie to jest możliwe? To jest możliwe w centrum Europy, w stolicy państwa rządzonej przez Hannę Gronkiewicz – Waltz.  Były premier stoi zablokowany przez osiłków od HGW. Zresztą problemem było także złożenie kwiatów na Woli, a na Powązkach grupa kombatantów AK nie mogła dostać się do  grobów bohaterów z batalionu „Parasol”. Kim Pan jest Panie Tusk? Pan jest komunistą w najgorszym wydaniu. Pan odpowiada, jako premier, za tę hańbę  w tej współczesnej godzinie „W” naszych bohaterów, ale to nie są Pana bohaterowie, najwyraźniej. Odpowiada Pan za to razem ze swoim Sekretarzem Stanu Władysławem Bartoszewskim, który śmie mówić o Polakach „bydło” i „motłoch”. Ale jak tu się dziwić temu człowiekowi, skoro jego serce biło mocniej podczas okupacji do okupantów niż do rodaków, skoro to Polaków bardziej się bał i raczył się dzielić tą refleksją po wojnie z Niemcami. Proste pytanie: dlaczego powstaniec hańbi nas?

Może to zabrzmi na wyrost. Mamy do czynienia w Polsce z realnym złem w polityce, skierowanym przeciwko Polsce. To zło pochodzi od tego rządu. Tego zła nie przykryje już żaden PR. Zresztą sam rząd już nie dba o przykrycie czegokolwiek. Zachowuje się tak, jakby wszystko było już i tak pozamiatane, jeśli chodzi o przyszłość Polski. Emanacją tego zła jest sam premier. Co mu przeszkadza pójść dziś do ludzi? Przywitać się, porozmawiać z urlopowiczami, rolnikami oszukanymi przez państwo i PSL, studentami. Odpowiedź jest prosta. Jest tam postrzegany jako oszust. Czy to to się bierze, nawet tak w codziennym życiu, z próżni, znikąd? Dziś przecież słyszymy, jak premier mówi, że datę szczytu klimatycznego ustalono pięć lat temu. A z dostępnych źródeł już wiadomo, że były dwa terminy zaproponowane przez ONZ. Ten listopadowy, w dniu naszego Święta Niepodległości wybrał, na początku tego roku, nie kto inny, tylko specjalista od mokrej roboty z watahami, Radek Sikorski.

Jest to bardzo przykre, że kłamstwo jest stale używanym narzędziem polityki tego rządu. To jest w ogóle żenujące, to nawet mdli. Ta władza, momentami, zachowuje się gorzej od dawnych aparatczyków z PRL –u. Zresztą, co to były za afery? Fiat 126 P puszczony bokiem, a tu bokiem puszcza się całą Polskę! Może jednak ktoś wyjaśni z Niemcami, po wygranych wyborach parlamentarnych przez PiS, sprawę agenta „Oscara”?

Skąd tyle kłamstwa w tym rządzie? Tyle tupetu? Sądzą, że są nieusuwalni, że władzy nigdy nie oddadzą? Już tu byli tacy nad Wisłą, Panie Sikorski. Wpuszczacie do Polski, w dniu Święta Niepodległości tysiące ludzi, nastawionych na przemoc i zadymę. Kto Wam narzucił tę datę? ONZ? Jesteście kłamcami, notorycznymi. A ponad wszystko, nic, nic a nic, nie obchodzi mnie żaden Wasz szczyt. 11 Listopada, tak jak 4 lipca dla Amerykanów, jest naszym narodowym świętem. Rzecznik policji już obiecuje, że się wzmocni. Otóż, g…… mnie obchodzi Wasze policyjne wzmocnienie. To jest dzień dla Polaków, dla Ojczyzny, dla świętowania naszej Niepodległości, Wy polityczne i ludzkie matoły. Nie chcę w tym dniu żadnych odczytów. Ani klimatycznych, ani energetycznych, ani kosmicznych. Chcę 11 Listopada spokojnie przejść ulicami Warszawy z biało – czerwoną flagą.

piątek, 2 sierpnia 2013

Wiszący na drzewach 11 Listopada

Mamy kolejną, nawet nie wiem już którą (tysiąc dwunastą?) prowokację łupieżców Polski, bo tak mi wychodzi z rachunków, co do słowa łupieżcy. Dostaliśmy z UE grubo ponad czterysta miliardów złotych, a dług nam wzrósł dwukrotnie w ciągu ostatnich sześciu lat, z pół biliona do okrągłego biliona złotych. A mówimy tu tylko o długu państwa. Ktoś musiał tę kasę przynajmniej w części skonsumować. Ta kolejna prowokacja, to oczywiście szczyt klimatyczny ONZ, czyli zjazd wszystkich mniej i bardziej nawiedzonych ekologów i polityków z całego świata na nasze Święto Niepodległości. To mniej więcej tak, jakby Obama na swoje Święto Niepodległości, 4 lipca,  zaprosił uzbrojone grupy Talibów oplecionych ładunkami wybuchowymi. Dobrze, że to szaleństwo dostrzegła „Gazeta Polska Codziennie” i Jarosław Kaczyński. Źle, że znowu PiS, w osobie posła Jacka Sasina, daje się wpuszczać w maliny, w jakieś chore dyskusje w TVN 24. Chore do tego stopnia, że sam Sasin zaczyna mówić o jakichś prawicowych chuliganach. Przepraszam, ale upał padł mu na głowę? Redaktor Knapik, w każdym razie bardzo się ucieszył z tych słów. Tu nie ma pola do żadnej dyskusji, bo to jest świadome działanie na szkodę państwa, czyli rzecz nadaje się do prokuratury. Albo Tusk przesunie datę szczytu ONZ ze względu ma zagrożenie bezpieczeństwa państwa, albo weźmie odpowiedzialność za to, co może się w Polsce wydarzyć 11 Listopada tego roku.

Pomyślcie sami, proszę, co za debil zgodził się na te datę. Już oczywiście słyszymy, że Polska nie miała wpływu na termin konferencji. To jest robienie z ludzi kretynów. Żadne ONZ nie ma prawa narzucać terminu swojej imprezy gospodarzowi, jeśli wie, że grozi to poważnymi rozruchami i zagrożeniem bezpieczeństwa uczestników tej debaty. Jak to mamy zatem rozumieć, że ONZ jest za tym, by była wielka moc adrenaliny, by były regularne bitwy? Pamiętajmy, kto tworzy radykalne grupy ekologiczne, kim są alterglobaliści. To emanacja światowego lewactwa i różnej maści anarchistów, gotowych w każdej chwili do walki i użycia przemocy. Wystarczy im krótka komenda, na przykład, Seweryna Blumsztajna, że za rogiem stoją polscy faszyści, a rzucą się tam trzy razy szybciej, niż najlepsze oddziały prewencji czy policyjni kibole w kominiarkach. To mistrzowie rozróby przyjadą do Polski, a nie dzieci zielone kwiaty. Pewnie pojawi się też wśród nich szef frakcji Zielonych w PE  Daniel Cohn – Bendit, znany miłośnik małych dziewczynek i chłopców.

Rzeczywiście, 11 Listopada  tego roku, to może być wyjątkowa Lewacka Kolorowa Podległa. Dobrze, ze szef PiS ostro dziś się wypowiedział na temat tej prowokacji rządu Tuska, bo to jest jawne wypowiedzenie wojny nie tylko prawicy, ale także wszystkim tym, którzy mają już dość złodziejskich rządów PO. Jak ktoś ma łagodniejszą nazwę, to poproszę. To jest wypowiedzenie wojny narodowi w dniu jego Święta. Nie ma tu żadnych tłumaczeń, że nic się nie stanie. Nie zaprasza się na Święto Niepodległości ekologicznych Talibów. Ale co tu się dziwić, jak dla tego człowieka nasza polskość to nienormalność. Dziwnym trafem, nie protestuje ani policja, ani ABW.  Im to też jest na rękę? Do tego rząd wywala na ten jałowy spęd dyskutantów ponad sto milionów złotych, dla jasności, z budżetu Ministerstwa Ochrony Środowiska. O tyle mniej będzie pieniędzy na ekologię. Z tej kwoty 26 „baniek” dostanie NCS, operator Stadionu Narodowego za wynajem obiektu. Łapać się za głowę? Nie. Niech ekonomiści, eksperci policzą, skąd ta bizantyjska kwota? Ciąg dalszy historii muzycznej Mucha&Madonna?  Niech ktoś to policzy, dlaczego jeden dzień wynajmu stadionu kosztuje dwa miliony złotych.

Mamy szykowaną, całkiem świadomie wielką zadymę na 11 Listopada. Ciekawe, co za rok zorganizuje Tusk w Warszawie. Światowy Zjazd Islamistów, a może Światowe Forum Polakożerców? No niech się premier wypowie, co ma w planach. Będą oczywiście za moment apele o spokój, zapewnienia, że nic się nie stanie, że liczą na odpowiedzialność PIS-u, że cały świat na nas patrzy. Otóż, osobiście to ja  chrzanię ten cały świat, bo ten świat ma nas głęboko gdzieś i nasze problemy. Głęboko gdzieś ma nas także rząd, skoro zaprasza na Święto Niepodległości ekologicznych Talibów do Polski. Robią to po to, by wywołać chaos, napięcie, rozróby, być może krwawe starcia, a potem obciążyć wszystkim, jak co roku, prawicę, a nade wszystko PiS.

Chodzi o to, żeby pokrzywdzonymi byli wiszący na drzewach i spacerujący z żabami pod mostem, żeby nasze święto zeszło na drugi, trzeci plan. Zalecam wszystkim wiszącym na dębach, żeby tu w ogóle się nie pojawiali, bo nikt ich tu nie chce, poza rodzimym lewactwem. To oni zablokowali budowę wielu dróg w Polsce i doprowadzili do upadku Stoczni Szczecińskiej Porta Holding S.A w 2002 roku. Trzech ekologów (Polacy i Niemcy) na dwa lata zablokowało w polskim sądzie budowę terminalu paliwowego w Świnoujściu, na który holding wyłożył kilkaset milionów złotych. W efekcie padł cały holding i stocznia, która już nigdy nie odzyskała utraconej pozycji. Niemieckie łapska już wtedy szykowały grunt dla swoich stoczni w Rostocku.  To są właśnie ekolodzy w akcji. Sowicie nagradzani za swoje zadymy przez rządy i światowe koncerny.  Niech Donald Tusk zrobi sobie ten szczyt klimatyczny ONZ w Borach Tucholskich, z dala od ludzi, na łonie natury. Wyjdzie taniej i będzie pięknie, zielono, będzie pachniało lasem, borem, leśną zwierzyną, która może przyłączy się do tej debaty. Jelenie na pewno. Na nie można zawsze liczyć. I niech PiS przestanie już dialogować z PO, o czymkolwiek. Oni już mają lufy wycelowane w opozycję, tylko czekają na komendę. Trzeba budować okopy, Pośle Sasin.

Nie potrzebujemy III RP

Nie potrzebujemy w Polsce ludzi, którzy czynili wszystko do tej pory, by ta Polska, nie była Polską z naszych marzeń, by nie była Polską niepodległą i wolną. Przyglądałem się owym elitom państwa, które powstało po 1989 roku, jak 1 sierpnia 2013 roku, ze strachem w oczach, zdenerwowaniem, wręcz obco, czuli się na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie w godzinie „W”. Jak ze strachu przed Warszawiakami, składali wieńce w obstawie Powstańców. Jakie to żenujące. Widziałem, jak jeden z powstańców, bojący się bardziej Polaków niż Niemców, nie śpiewał hymnu narodowego, tylko miał zaciśnięte usta. Ale może tak właśnie przeżywa nasz hymn. Wybija właśnie godzina „W” dla odchodzących elit tego państwa, które nazywamy Trzecią RP, choć jest to przecież nadużycie. Już właściwsze byłoby nazwanie tego tworu okrągłostołowego II Komuną. Bo  przy tym stole pierwsze skrzypce grali komuniści i lewacy. Nie potrzebujemy ludzi, którzy najpierw mówili nam, że walczą z Komuną, a potem z tą Komuną paktują, biesiadują i widzą w jej elitach ludzi honoru. Ci ludzie honoru służyli w KBW i w Informacji Wojskowej, byli na usługach Sowietów, mają krew na swoich rękach. Poznań 1956, Grudzień 1970, 16 grudnia 1982, cały stan wojenny i sto tysięcy ofiar terroru stalinowskiego. Z tymi ludźmi ma się za pan brat Adam Michnik.

Nie potrzebujemy w Polsce ani Adama Michnika, ani „Gazety Wyborczej”, bo to w ogóle jest koniec tej komunistycznej, postsowieckiej i lewackiej idylli, która trwa tu na naszych ziemiach praktycznie  od 1939 roku, od pamiętnego 17 września. Komunizm „wymiera” na szczęście biologicznie, ale nie ma potrzeby dalszego czekania na oswobodzenie Polski z postsowieckich służb, jawnych i ukrytych  agentów Moskwy i Berlina, oraz tych wszystkich zgiętych i przygarbionych polityków, którzy, bez naszej zgody, uznali hegemonię Niemiec w Europie, czy polską odpowiedzialność za Jedwabne, gdzie nie dokonano nawet ekshumacji ofiar mordu. To są politycy, którzy po 10 kwietnia 2010 roku okryli się hańbą i do dziś żyją w kłamstwie, tak jak Marszałek Sejmu. Którzy bez naszej zgody, bez powodu, ze strachu, a może i ze zmowy, oddali śledztwo największej polskiej katastrofy  w dziejach, Sowietom, naszym wrogom, którzy do dziś nie rozliczyli się ze swoich zbrodni przeciwko narodowi polskiemu. Zasługą owych postkomunistycznych elit III RP jest całkowite fiasko budowanego wcześniej sojuszu wojskowego z USA i wyłączenie Polski z jakichkolwiek gwarancji bezpieczeństwa. Bo chyba nikt nie wątpi w to, jak „dzielnie” zachowa się NATO, gdyby jakaś wroga armia stanęła u naszych granic.


Jesteśmy dziś sami w Europie, zupełnie tak, jak w 1939 roku, sami pomiędzy dwoma mocarstwami, które niby na nas nie czyhają, ale mają nas w ręku, od gospodarki po szeroko rozumianą politykę. Do tego, militarnie jesteśmy jeszcze dużo słabsi, niż wtedy nad Bzurą czy Wizną. Skonstruowany wokół środowiska „Gazety Wyborczej” aparat propagandowy  zdołał przez te długie lata wyprać dokumentnie mózgi wielu naszym rodakom (co ich nie rozgrzesza), przekonać ich, że żyją w państwie wolnym, niepodległym i demokratycznym, pod rządami najlepszymi na świecie, o ile są to rządy ludzi Unii Wolności albo Platformy Obywatelskiej. Wmówiono tym Polakom, że wolność, to pełne półki sklepowe i trzy stacje telewizyjne, nadające ten sam polityczny taniec poprawności politycznej. Że wolność, to ciepła woda w kranie, prąd i McDonald za rogiem. I wielu w to uwierzyło, tym bardziej, że wygodnie było im żyć w takiej błogiej nieświadomości, bez odpowiedzialności za kraj.

Ale zbliża się godzina przesilenia narodowego. Z roku na rok, coraz więcej Polaków, często bardzo młodych, widzi to jedno wielkie oszustwo elit III RP. I gdzieś w głębi swoich serc przygotowuje się do tego przesilenia narodowego. To nie będą bynajmniej powstańcze barykady, nikt nie chwyci za broń. To będzie przesilenie duchowe,  które jest nieuchronne, bo tak wykpiwana przez lewaków dusza polska, jest namacalna, ona istnieje, żyje, trwa bez końca. To przesilenie przegna po prostu z Polski zdrajców i pachołków obcych mocarstw, odsunie od władzy wykonawców wizji Polski bez Polski. Ten moment niedługo nadejdzie. Dlatego jest tyle strachu i nienawiści w obozie władzy. Ale trzeba w końcu raz na zawsze skończyć z Komuną w Polsce, obojętnie pod jakim szyldem ona tu występuje.

Nie potrzebujemy w naszym państwie premiera, dla którego polskość to nienormalność, ani ministra który składa w Berlinie hołdy Niemcom. Chciałbym bardzo, aby nasz minister w tym Berlinie zażądał od Niemców setek miliardów dolarów zadośćuczynienia, bo nie naprawienia krzywd, za zniszczenie Warszawy, za zniszczenie naszego kraju, naszych dóbr kultury, naszych świętości. Co niby temu miałoby przeszkodzić? Unia Europejska? Sojusze? Oni są nam to do dziś winni. Różnica pomiędzy Polakami a skundlonymi polega na tym, że my prosto stoimy, a oni leżą lub pełzają w Moskwie albo w Berlinie. Tylko radykalny zwrot w naszej polityce zagranicznej,  tylko nasza siła ducha i nasza jedność, mogą zmienić los Polski. Mamy w Europie misję i ta misja nie ma nic wspólnego z mesjanizmem. Jest to misja budowy przeciwwagi dla dominacji Rosji i Niemiec na naszym kontynencie. Jeśli tego nie zrobimy, znikniemy.  Najpierw jednak, musimy ostatecznie wyzwolić się z postkomunizmu i poststalinizmu. Trzeba też pomóc niektórym rodakom wyjść z tego skundlenia i kompleksów, w które wpędziła ich „Gazeta Wyborcza”. W tym mieści się także kompleksowe rozliczenie okresu stalinowskiego i wykluczenie ubeckiego lobby z życia publicznego oraz osądzenie winnych zapaści państwa przed Trybunałem Stanu.

Co to w ogóle jest za kraj, którego Prezydent maszeruje sobie z czekoladowym orłem? Co jest za państwo, którego minister finansów jest obywatelem obcego kraju, najbardziej chciwego na świecie, minister, który w ciągu kilku lat „dołożył” do naszego długu 500 miliardów złotych? I co to jest za premier nienormalnie czujący się z polskością i główny kombatant, który boi się Polaków, bo to motłoch. Tak właśnie te elity III RP nas widzą: Polacy to dla nich motłoch i nienormalność. To watahy, które trzeba dorżnąć. Skąd oni się w ogóle wzięli? . Co to jest za jakaś dzika elita? Kto ich tu w ogóle wpuścił, do naszego kraju? Mniej więcej wiemy, kiedy się to zaczęło….. Jakim prawem przypinają sobie nawzajem ordery za lata walki z reżimem komunistycznym, który teraz hołubią?  Walka z komuną to były setki, tysiące zwykłych cichych, odważnych ludzi: kolporterów, publicystów podziemnych, grafików, drukarzy i tysiące ludzi, którzy z troski o Polskę, dawali świadectwo swojej odwagi manifestując przeciwko dyktaturze Jaruzelskiego.

Oni są ważni, ci bezimienni i opuszczeni, a nawet wykluczeni z nowej rzeczywistości. A nie kanapowi liderzy, którzy za naszymi plecami dogadywali się po cichu z reżimem, już od połowy lat osiemdziesiątych. No więc dość tych ludzi już obok nas, dość ich władzy.  Nie wyrzucamy ich, nie wyganiamy, mamy ich po prostu dość. Nie ja, nie kilku czy nawet kilkunastu blogerów. Mają ich dość budzący się do życia w wolności Polacy. I to będzie narastać teraz z miesiąca na miesiąc, i tego procesu nic i nikt nie zatrzyma,  żadna ABW, czy inne służby, żadna policja, żadne armatki wodne. Radziłbym stanąć już teraz tym wszystkim służbom po stronie Polaków.

Nie potrzebujemy w Polsce postubeckich klanów rodzinnych, które zawłaszczyły media, które rozpanoszyły się w sądownictwie, we wszystkich kluczowych dziedzinach życia. Nie potrzebujemy dziennikarzy, szczujących przeciwko patriotom, przeciwko zbuntowanej wobec systemu młodzieży. Nie potrzebujemy Platformy Obywatelskiej, bo jest to partia, którą w znakomitej większości tworzą ludzie chcący się dzięki niej obłowić kosztem innych obywateli.

Czeka nas co najmniej ćwierćwiecze budowy nowych struktur państwa polskiego, takiego państwa z którego będziemy po prostu dumni. Z silną armią, z nowym systemem edukacji, z silną, własną gospodarką i mądrą, dalekowzroczną polityką zagraniczną. Nikomu nie zabraniamy przyłączyć się do tego dzieła, po odbyciu kary, po wzięciu odpowiedzialności na siebie za straty poniesione przez Polskę i Polaków. Tym, którzy uważają, że już rozegrali Polaków, że nasza droga wiedzie poprzez zaparcie się naszej polskości i tradycji, mówimy wprost: wyjeżdżajcie stąd, bo dla Was Polska to nienormalność, żyjcie więc w normalności, która Wam odpowiada. Nie premier będzie wysyłał lidera opozycji za granicę, bo to nie on narzekał na polskość. Dla nas polskość to miłość, to prawda, to honor i godność.

Napiszemy więc jeszcze raz naszą historię od nowa i opowiemy ją światu, bo to jest możliwe, bo to jest nasz zbiorowy obowiązek wobec żołnierzy września, pomordowanych na Wschodzie, Powstańców Warszawy i tych dziesiątek tysięcy Polaków zakatowanych przez funkcjonariuszy UB. Będziemy grzebać w Waszych życiorysach, by nie było złudzeń, kto jest kim, by dzieci ubeków nie były sędziami w wolnym państwie, by ludzie wychowani przez esbeckich oprawców nie mówili nam z ekranu, co jest, a co nie jest prawdą. Będziemy mówić o Polsce od nowa, będziemy mówić prawdę, aż ona „przekłuje” uszy wybielonym ze zbrodni Niemcom, aż zapadnie się pod ziemię ich Muzeum Wypędzonych, bo tam jest jego miejsce wśród prochów pomordowanych Polaków, Rosjan, Żydów. Niech to ich muzeum na wieki czuje ten proch, tę niemiecką zbrodnię. Dokonamy tego, jeśli będziemy silni duchowo, jeśli zorganizujemy i zbudujemy nowe państwo. Bo dziś tylko mocni i silni, pewni siebie i dobrze zorganizowani, mówią prawdę światu o sobie, a ten świat tę prawdę respektuje i honoruje. Potrzebujemy prawdy i wolności, i jesteśmy coraz bliżej osiągnięcia tych celów.