wtorek, 31 grudnia 2013

Życzenia dla PO 2014


Donaldowi Tuskowi życzę wspaniałych kiwek, szybkich dryblingów, stu bramek i jeszcze szybszego wywalenia z urzędu premiera.

Stefanowi Niesiołowskiemu życzę tysiąca kolejnych bluzgów, chamskich zachowań, tak, żeby w końcu zaczął sam się obrażać z racji pomieszania zmysłów

Zwolennikom Gender życzę z całego serca, żeby im się własne płcie tak pomieszały, tak zawirowały, tak się poneutralizowały, żeby nie wiedzieli nawet jak do siebie się zwracać: ono, ona, on. Nikt nie będzie widział kim jest. To ważne życzenie.

Radosławowi Sikorskiemu życzę w Nowym Roku stu balkonów z ministrem Ławrowem i ani jednego dnia władzy

Sławomirowi Nowakowi życzę otwarcia nocnego klubu „Gender” i połączenia w czynie społecznym niepołączonych dziś odcinków autostrad razem z minister kłamczuchą Bieńkowską

Kubie Wojewódzkiemu życzę, żeby sam się oblał prawdziwym kwasem siarkowym. Stanie się w końcu prawdziwy i autentyczny.

Tomaszowi Lisowi życzę by został w końcu korespondentem ruchu Gender w USA, a zaoszczędzone w ten sposób pieniądze z jego programu można przeznaczyć na serial telewizyjny o „resortowych dzieciach”

Vincentowi Rostowskiemu można życzyć tylko jednego: zobaczenia świata z innej perspektywy lokalowej

Michałowi Boniemu wszyscy komuniści i Władimir Putin życzą cyfryzacji USA. My postulujemy cyfryzację Moskwy z wyłączeniem tej jednej teczki z guzikami. Nie jesteśmy samobójcami.

Bartoszowi Arłukowiczowi życzę powrotu do SLD. Będzie tam biczowany, torturowany, będzie chodził zakuty w łańcuchy, ale polska służba zdrowia odetchnie

Bartłomiejowi Sienkiewiczowi można życzyć tylko jednego: niech spróbuje zostać kibicem albo kibolem i wybierze się bez obstawy na dowolny mecz ekstraklasy

Joannie Kluzik – Rostkowskiej  niczego nie można życzyć, bo ona i tak za chwilę zmieni partię, poglądy, życie, sukienki i szminki. Jest to więc bezcelowe

Tomaszowi Arabskiemu życzymy zbiorowo udziału w corridzie

Dla Joanny Muchy życzenia są proste: wspólny występ z Madonną na własny koszt

Pozostałym ministrom rządu Donalda Tuska życzymy tego samego, co premierowi: bramek, albo podbojów miłosnych, nowych gier komputerowych, zegarków, nowych tapet w domu i jak najszybszego wywalenia na bruk z zajmowanych stanowisk   




poniedziałek, 30 grudnia 2013

Wykańczanie Polski

Czym nas tam mamiono przed wejściem do Unii? Że będzie dużo papu i nowych dróg, że się ucywilizujemy w końcu, że będziemy w wielkiej rodzinie narodów europejskich, które się połączyły w wielką i śliczną jak Doda organizację. Że będziemy sobie brać pieniądze i budować same cuda. To był rok 2003, trwała kampania. No i czcza gadanina spowodowała, że był aplauz. Polacy masowo poparli dużo papu i dużo dróg. Tak się dziwnie składa, że dziś już – poza nawiedzonymi – nikt nie chwali Unii Europejskiej, nikt. Chwalą tylko ludzie Tuska, że znowu mamy te 300 miliardów złotych. Gdybym miał tyle kasy do dzielenia i takie lepkie ręce jak PO, też bym się cieszył, a nawet skakał do góry jak na trampolinie. Swoją drogą wyobraźcie sobie premiera jak skacze na takiej trampolinie razem z komisarzem UE Januszem Lewandowskim.

Z tego aplauzu nic nie pozostało, ani wśród tak zwanych elit, ani w wśród Polaków. Owszem, jak ktoś podjął unijne środki i zainwestował je w park maszynowy to może jest zadowolony, ale tak ogólnie to widać, że Unia doi słabsze państwa. Przecież oficjalnie wiadomo, że każde niemieckie euro przyznane Polsce, zwraca się z nawiązką, czyli dają na środki unijne, a mają z tego jeszcze zysk. Widać to na przykładzie Grecji. Tam nie chodzi tylko o to, że sobie Grecy lekko żyli i była korupcja. Chodzi oto, że Bruksela i banki o tym wiedziały, ale czekali, żeby ich w którymś momencie po prostu zadusić. Polskę – jeśli wierzyć rządowi (to możliwe?) – chwalą. Chwalą, bo nas doją jak chcą. Nie będą wykańczać naszego królestwa jabłek, bo to nie jest kluczowy obszar gospodarki. Mamy natomiast karnie rezygnować ze wszystkiego, co sobie Niemcy i Bruksela zażyczą. Skandal ze stoczniami jest olbrzymi. Można śmiało założyć, że to był spisek, którego początek datuje się gdzieś na rok 1999. Wtedy to dwóch „ekologów” – polski i niemiecki – na rok zablokowali budowę terminalu paliwowego, należącego do Porta Holding S.A., czyli w skrócie do stoczni w Szczecinie. Stocznia ta wtedy była numerem jeden w Europie i trzecią na świecie. Firma dywersyfikowała swoją działalność na wypadek kryzysu w branży stoczniowej i rozpoczęła budowę bazy paliw koło Świnoujścia za kilkaset milionów złotych. No i pojawili się chłopcy do zadań specjalnych. Byłem wtedy w Rostocku. Niemieckie stocznie albo leżały, albo pełzały. I co dziś mamy? Niemieckie stocznie kwitną, polskich nie ma. Tak się wykańcza Polskę i Polaków, przepraszam, pieprząc coś o tym, że to stary przemysł, który wszędzie upada. Tylko debil może w to uwierzyć. Z biliona euro, jakie Niemcy zarobili w minionej dekadzie na eksporcie, grubo ponad 80% pochodziło z przemysłu maszynowego. Czy Donald Tusk bronił polskich stoczni, albo jego rząd? Było tylko picowanie, że bronimy, no ale takie są przepisy. Hiszpanie czy Francuzi znaleźli inne unijne przepisy i obronili swoje stocznie. Bo tam rządy są rządami tych krajów i reprezentantami ich interesów.


Trwa więc na dobre wykańczanie Polski, polskiej gospodarki, podkreślam polskiej. Wszystko co cenne w „starym przemyśle” zostało już uwalone, utrącone, sprzedane za bezcen. Oczywiście inwestor zawsze deklarował, że on teraz w tę fabrykę obrabiarek w Gostyniu to zainwestuje takie pieniądze, że jego obrabiarki obrobią wszystko. A skończyło się tak, że po prostu obrobił kolejny polski zakład, który wysyłał swoje maszyny do całej Europy. Była taka nieduża fabryka kontenerów „Unikon” w Szczecinie, Wysyłała te swoje kontenery wszędzie, kupowało je nawet NATO. I pojawił się inwestor. No i potem było chyba jeszcze dwóch i dziś oczywiście tej fabryki już nie ma. Taka to jest filozofia Zachodu, że my tu mamy siedzieć w sklepach i kupować ich produkty. Jeść, pracować i jeść. A od reszty się odczepić. Oczywiście, mądry jest kraj, który wpuszcza obcy kapitał tam, gdzie to jest mu na rękę. W przypadku Polski, w której rodzimy przemysł samochodowy padł, japońska czy koreańska fabryka samochodów to rozwiązanie korzystne bo napędza obroty rodzimym kooperantom. Ale to wyjątek. To co było polskie, ale drażniło Zachód, zostało po prostu wykończone, czasami tylko zachodni kapitał przejmuje jakiś zakład i produkuje w nim dalej. Tak jest z branżą cukierniczą. Nie ma więc zachwytów wielkich na Unią Europejską i już nie będzie bo to jest pełzające zombie. Kto się miał w Unii nachapać, ten się nachapał, a kto miał zapłacić haracz i harować na innych, ten dziś ledwo dyszy. Tyle zostało z idei Roberta Schumana, z idei Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali. Naiwni i tak tego nie zrozumieją. Dalej będą się cieszyć drogami i biurowcami, i double espresso.                           

niedziela, 29 grudnia 2013

Wielcy, ale po śmierci

Jest tak z nami, Polakami jakoś tak dziwnie, że jak umiera wielki Polak, wielki kompozytor Wojciech Kilar, to wszyscy o Nim mówią, wszyscy wyliczają filmy z Jego muzyką, mówią jaki był wspaniały, ubolewają z powodu odejścia wielkiego Polaka. Wojciech Kilar nie musiał jeździć do Hollywood, Hollywood przyjeżdżał do niego. A co się działo wokół tego wybitnego kompozytora i pianisty przez ostatnie, powiedzmy 20 lat tego pokracznego tworu, jakim jest III RP. Ktoś zauważył z tak zwanych elit Wojciecha Kilara? A może odwiedził go Donald Tusk? Można się zżymać na Amerykę i na Obamę, ale tam prezydenci od czasu odwiedzają wielkie sławy, szczególnie te w podeszłym wieku i to dla władzy jest wielki zaszczyt, a nie dla sław. Robią to marketingowo, ale robią. Co robi premier? Gra w gałę, albo ścina głowy w partii. Którzy dziennikarze zrobili jakiś ciekawy dokument o kompozytorze w ostatnich latach? Otóż jest tak, że te polityczno – dziennikarskie elity III P uwielbiają tandetę. Zegarek za dziesięć tysięcy i loża w klubie to szczyt marzeń. Jest tak, że ludzie z PO są w ogóle niedouczeni, choć pozowali od początku, na oświeconą cześć narodu. Nie wykorzystuję tu śmierci Wojciecha Kilara do niecnych politycznych celów. Staram się dowieść, że Polska Tuska nie szanuje i docenia wybitnych umysłów, a jak przyjeżdża wybitny naukowiec, to robi z niego donosiciela. To jest zgraja tandeciarzy. Są tandetni. Owszem, czasami kogoś wychwala ale to musi być osoba, która wiernie służy III RP, tak jak Władysłąw Bartoszewski.

Czy Komorowski pojechał do Pendereckiego, a czy Tusk wychylił głowę poza boisko, by spotkać się z Mikołajem Góreckim. To właśnie pokazuje jak oni myślą, jakie to są głowy. Nie inaczej jest w gospodarce. Mamy wielu, może nie wielkich przedsiębiorców, którzy produkują na najwyższym światowym poziomie. Nie wychylają się, żeby ich skarbówka nie wyrżnęła. Ktoś o nich mówi? Nie. Jak za komuny stoją w szeregu minister Bieńkowska z obstawą i czekają z nożycami, żeby przeciąć taśmę. Chcę powiedzieć, że moim zdaniem o wiele ważniejsza jest wizyta o producenta narzędzi medycznych czy choćby oprogramowania, niż w fabryce samochodów. Ci ludzie trzymają się z daleka od polityki, bo wiedzą, że jak znajdą się w obozie przeciwnym, to się ich wykończy. Bo tu nie ma zmiłuj się. A już przechlapane, jak umiera ktoś wybitny, kto wspierał PiS. Jest do kogo jeździć, warto o robić, bo to jest dobry przykład dla Polaków. Pod tym względem jesteśmy na szarym w końcu w Europie. Króluje tandeta. Przyleci Madonna to jest frajda. A wielcy śpiewacy operowi, którzy grają główne role w Metropolitan Opera? Może by się jeden z drugim wybrał do Nowego Jorku. Bo oklaskuje ich prawdziwy wielki świat, docenia ich. Nie, dopiero jak ktoś umrze, to usłyszymy, jacy byli wielcy jacy wspaniali. Zgroza.     

sobota, 28 grudnia 2013

Rok dobrych i złych wariatów


Rok 2014, jak powiedział jeden ważny wróżbita, ma być rokiem „dobrych i złych wariatów”. Ci dobrzy będą wypierać skostniałych polityków bez wizji, bo oni wizje będą mieli, pojawią się nowe idee i nowe technologie, nowe trendy w sztuce. Tak myślę, oby nie tylko faceci leżący nago na krzyżu. Ale to zły wariat. Tych w Nowym Roku też nie zabraknie. Będzie więc ciekawie. Ma być pewien wzrost w gospodarce światowej, ale potem już ma nastąpić wielki krach. Czy to możliwe? Trzeba pamiętać, że kryzys, który się zaczął we wrześniu 2008 roku został zgaszony olbrzymim pompowaniem pieniędzy w obieg, manipulacjami księgowych, jednym słowem, ta nadmuchana światowa gospodarka to wielki balon, który wystarczy przekłuć igłą i zostanie tylko porwana guma. Dzieje się tak, bo nic oryginalnego nie wymyślono. Stosuje się stare metody, ale system jest już tak niewydolny, że zachowuje się jak stara zużyta lokomotywa. Dolary lecą do pieca, para bucha, a ona nie jedzie. To, że w Europie żyje się nadal dość wygodnie nic nie znaczy. Zresztą to są pozory.

Nawet Niemcy biednieją, choć wzbogaciło się państwo, głównie dzięki euro. Pięć lat temu na Święta Bożego Narodzenia dekorowano w domach okna, Niemcy kupowali dużo nowych samochodów, jeździli masowo do ciepłych krajów. Dziś tego na taką skalę już nie ma. Jest po prostu skromnie. O Grekach, Portugalczykach czy Hiszpanach, nawet nie ma co wspominać.
Poddajemy się jednak widokom zatłoczonych kawiarni i ekskluzywnych sklepów. Ale system, nazwijmy go tutaj ogólnie, kapitalistycznym, albo liberalno  – socjaldemokratycznym jest niewydolny. „Trzecia droga” Blaira też nie wyszła. Idzie więc przełom, bo ten kapitalizm, który znamy, ciągle unowocześniany i reformowany jest po prostu stary i schorowany. Trzeba nowych idei, ale tu czekamy na „dobrych wariatów”.   

Czy tacy pojawią się w Polsce, w polskiej polityce. Raczej wątpię. U nas panuje idiotyczny wręcz już, duszący inicjatywę i gospodarkę etatyzm. Wzrost zawdzięczamy funduszom z UE, niczemu i nikomu więcej. Rząd Tuska na tle Europy to jeden wielki dramat. Owszem ten rząd znakomicie pompuje na różne sposoby kasę dla siebie, dla swoich popleczników. Ta whisky oskarżonego o łapówki urzędnika w aferze informatycznej pita ze Sławomirem Nowakiem mówi sama za siebie. Tak, to jest jedna skorumpowana drużyna. Czy ktoś kiedyś policzy ile pieniędzy wyciekło „na zewnątrz” przy budowie autostrad? Bo wyciekło, to jasne. Nie mamy więc na razie w polityce „dobrych wariatów” z wizją, pomysłami, nowymi ideami ekonomicznymi. Bo ich właściwie nie ma też na świecie. Tkwimy po uszy w etatyzmie, niczym Wielka Brytania z lat siedemdziesiątych. O „złych wariatach” nie ma co pisać, bo tych nie brakuje, jest wręcz ich wysyp.

Czeka nas przełom i ja myślę, że oni, czyli wielka finansjera już o tym wiedzą, wie o tym i Merkel i Obama. Nie trzeba tu być profesorem ekonomii, by to zauważyć. Świat potrzebuje nowych idei w ekonomii, w życiu społecznym, bo się dusi i zwija, Europa demograficznie wymiera, choć laicka Francja ma największą dzietność w Europie. Ale oni zawsze spadają na cztery łapy. Polska jest nadal na dorobku, znowu popłyną miliardy euro z Brukseli, więc Tusk może na tej brukselskiej łajbie dać sobie radę nawet z wyborami parlamentarnymi. A jeśli do władzy dojdzie PiS, to musi mieć 40 %  poparcia. Pewnie skusi PSL i może „Polskę Razem” do koalicji, ale musi mieć bardzo dobry wynik. Ma rację Igor Janke, kiedy pisze o Roku Leszka Millera. To jest polityk niedoceniany, potrafiący lawirować, prowadzić dalog. Ponad rok temu, robiłem pewną analizę i wyszło z niej 16-17% poparcia dla SLD pod koniec 2013 roku. Niewielki błąd, bo jest nawet trochę wyższe. Powiedziałbym bym tak, Miller nie jest dobrym wariatem, ale też nie jest złym tak jak Palikot, czy próżny Kalisz. Byłoby dobrze, gdyby wyłoniła się partia młodych ludzi, „dobrych wariatów”, która poszłaby z PiS-em po władzę. Ale ja już trzeci raz o tym piszę i nic się nie dzieje...... A to jest dość prosty zabieg organizacyjno – marketingowy, bo niezadowolenie młodych jest ogromne.  Może Jarosław Kaczyński doceni taką nową samodzielną siłę ludzi wściekłych na Tuska i ona powstanie, cóż zobaczymy.       

piątek, 20 grudnia 2013

Wajda bez żelaza


Film o Wałęsie („Bolku”) nie znalazł się w dziewiątce nominowanych do Oscara dla najlepszego filmu zagranicznego – tak głoszą media. A może nie? Może Związek Płotów i Tyczkarzy da mu medal za skok. To jest jakaś aberracja historyczna, żeby kręcić cokolwiek o kimś, kto jest tak mocno uwikłany we współpracę z tajnymi komunistycznymi służbami. Żaden Nobel i przepraszam, pierdy o Areopagu Unii Europejskiej nic tu nie dadzą. Wałęsa odegrał ważną rolę, jako stabilizator systemu PRL, a nie jako jego odnowiciel. To człowiek, który już nic nie znaczy w naszej historii, a co dopiero na Zachodzie. I jeszcze Nobel: orgazm, święto, szał, że to dla Nas. Bujdy. Lider chował sztandar „S” już w 1989 roku, wzywał, by zwinąć flagi związkowe. Czy agent, czy nie, to żaden bohater. Bohaterem jest dla mnie młody człowiek, który na ulicach Nowej Huty poddał się, a w zasadzie stanął naprzeciw tym zbrodniarzom z PZPR, w dużej budzie MO która Go rozjechała na śmierć. Gdzie są te świnie systemu? Może ktoś je wskaże Panu Wajdzie? Jak można być tak zepsutym, żeby kręcić taki gniot? I jeszcze Więckiewicz, niezły aktor, dał się złapać. Wstyd. Tu już o nic nie chodzi. Bo Wajda i tak ma swoje pięć minut w historii kina. Choćby „Ziemia Obiecana”. Pomijając wydźwięk filmu, to  jedno z najlepszych dzieł sztuki filmowej lat siedemdziesiątych, nakręcone w ciągu 40 dni! Co się w ogóle porobiło z tymi starymi „zjadaczami”  kultury? Służą tej władzy III RP, jak wierne psy. Kiedy Wajda nakręcił „Ziemię Obiecaną”, katowano nas w liceum filmem „Dersu Uzała” Kurosawy, jakiś koszmar ZSRR,  przerost formy nad treścią, no i dostał tego Oscara.


Nie ma żadnego żalu po tym gniocie, po fatalnym scenariuszu Janusza Głowackiego, to jest film tylko do pieca. Nikt „Człowieka z nadziei” albo z kniei, nie będzie nigdy oglądał. Wajda mógł mieć kaprys, bo już ma Oscara za całokształt. Ale efekt jest dramatyczno – komediowy.
Nikt w tym filmie nie jest autentyczny. Co innego „Człowiek z marmuru” – socjalistyczny film, ale miał trochę prawdy w sobie. To wszystko potwierdza tylko jedno: nikt nie chce słuchać baśni o Wałęsie. Dla Zachodu, wbrew tubom III RP, jest „Bolkiem”. Gdybyż on sam się wyspowiadał, ale z niego taki katolik, jak z pumy żyrafa. Jednym słowem, zamiast pokazać wielki ruch 1980 w Polsce, pokazano jedynie jednego słabego człowieka.       

Wajchowy Wajda


Film o Wałęsie („Bolku”) nie znalazł się w dziewiątce nominowanych do Oscara dla najlepszego filmu zagranicznego – tak głoszą media. A może nie? Może Związek Płotów i Tyczkarzy da mu medal za skok. To jest jakaś aberracja historyczna, żeby kręcić cokolwiek o kimś, kto jest tak mocno uwikłany we współpracę z tajnymi komunistycznymi służbami. Żaden Nobel i przepraszam, pierdy o Areopagu Unii Europejskiej nic tu nie dadzą. Wałęsa odegrał ważną rolę, jako stabilizator systemu PRL, a nie jako jego odnowiciel. To człowiek, który już nic nie znaczy w naszej historii, a co dopiero na Zachodzie. I jeszcze Nobel: orgazm, święto, szał, że to dla Nas. Bujdy. Lider chował sztandar „S” już w 1989 roku, wzywał, by zwinąć flagi związkowe. Czy agent, czy nie, to żaden bohater. Bohaterem jest dla mnie młody człowiek, który na ulicach Nowej Huty poddał się, a w zasadzie stanął naprzeciw tym zbrodniarzom z PZPR, w dużej budzie MO która Go rozjechała na śmierć. Gdzie są te świnie systemu? Może ktoś je wskaże Panu Wajdzie? Jak można być tak zepsutym, żeby kręcić taki gniot? I jeszcze Więckiewicz, niezły aktor, dał się złapać. Wstyd. Tu już o nic nie chodzi. Bo Wajda i tak ma swoje pięć minut w historii kina. Choćby „Ziemia Obiecana”. Pomijając wydźwięk filmu, to  jedno z najlepszych dzieł sztuki filmowej lat siedemdziesiątych, nakręcone w ciągu 40 dni! Co się w ogóle porobiło z tymi starymi „zjadaczami”  kultury? Służą tej władzy III RP, jak wierne psy. Kiedy Wajda nakręcił „Ziemię Obiecaną”, katowano nas w liceum filmem „Dersu Uzała” Kurosawy, jakiś koszmar ZSRR,  przerost formy nad treścią, no i dostał tego Oscara.


Nie ma żadnego żalu po tym gniocie, po fatalnym scenariuszu Janusza Głowackiego, to jest film tylko do pieca. Nikt „Człowieka z nadziei” albo z kniei, nie będzie nigdy oglądał. Wajda mógł mieć kaprys, bo już ma Oscara za całokształt. Ale efekt jest dramatyczno – komediowy.
Nikt w tym filmie nie jest autentyczny. Co innego „Człowiek z marmuru” – socjalistyczny film, ale miał trochę prawdy w sobie. To wszystko potwierdza tylko jedno: nikt nie chce słuchać baśni o Wałęsie. Dla Zachodu, wbrew tubom III RP, jest „Bolkiem”. Gdybyż on sam się wyspowiadał, ale z niego taki katolik, jak z pumy żyrafa. Jednym słowem, zamiast pokazać wielki ruch 1980 w Polsce, pokazano jedynie jednego słabego człowieka.        

Polski chaos


Idiotyzm III RP sięga zenitu. Jest medialna dyskusja lepienia pierogów przez kobiety jako wyraz seksizmu. Świetnie! Bijemy USA. Tam, swego czasu, były zajęcia dla kobiet studentek z masturbacji, na których wstęp był wzbroniony dla płci męskiej. No i jeden taki student, co się przebrał za Grodzką, wpadł i został relegowany z uczelni. Ale to było trzydzieści lat temu. Moim, jakże skromnym zdaniem, ruch przeciwko homofobii  powinien objąć króliki i niedźwiedzie. Tam też jest homofobia. Znam królika co wypominał innemu królikowi, że jest gejem, bo jadł dziwną czerwoną gejowską kapustę. Ten w złości, zamiast jeść polską katolicką kapustę, zaczął jeść włoską rucolę. Ale ta już też nie jest włoska, bo ona jest z polskiej sieci handlowej. Rucola jest dobra, jak ją sobie sam wyhodujesz. Tak jak ze wszystkim.

Po co o tej rucoli? Bo Polska jest w totalnym chaosie. Po kolei. Minister lekarz tak chrzani służbę zdrowia, że tylko naloty niemieckich myśliwców  pokonałyby standardy tego Bartosza Arłukowicza.  Premier bredzi już od kilku lat, teraz chwyta się grafenu, na który ciągle brakowało środków z budżetu. Mało tego, podobno Merkel coś obiecuje Tuskowi w Brukseli, bo jest Jej pupilem. No to jest cios, może ktoś raczy zauważyć. Jaki Pupil? To jest kompromitacja Polski, nawet jeśli tylko są to przecieki niemieckiego dziennika „Der Spiegel”. Nie chodzi o seksizm. Niech ktoś sobie wyobrazi, że jakiś Niemiec promuje Polaka przed II wojną światową. Nawet by nie śmiał. To byłoby niepojęte, jak w Alternatywach 4. A tu orgazm medialny od rana. Janina Paradowska już szaleje, że Tusk na takim stołku, tylko czekać aż Graś wyskoczy z portek dozorcy Niemca.

Tymczasem szef  MSZ, Radosław Sikorski, mówi po rozmowach z Ławrowem, że nie jest źle.  A co on może mówić, jak traktują go jak lokaja Moskwy  i to piątego rzutu. Sikorski ! Tak zakrzyczę, bo mam do tego prawo, oddawaj TU-154! Bo Cię pogonimy ..... Ta nasza Polska nigdy jeszcze nie leżała tak jak dziś, i przed Moskwą, i przed Brukselą. W końcu się obudzimy, jak na Ukrainie, i pogonimy ich. Jak może polski minister spraw zagranicznych być tak miękki jak stara zmokła dykta? I chodzi  po salonach  i mówi, że jest lepiej niż w mediach. Ale media są jego. To co by było gdyby nie były jego? I jest jeszcze premier, zupełnie nieodpowiedzialny za losy państwa. A jedynie za stołki. Swój stołek i kolegów To jest Polska 2013.


To, że GW kibicuje takiej chaotycznej i dyskusyjnej Polsce, to nic dziwnego. Dyskurs i walka jak za Trockiego  to dla nich podstawa. Każdy pracownik Agory ma chodzić z odważnikiem PiS do pracy, z garbem. I ma myśleć w nocy, czy Jarosław Kaczyński ma grzechy. Oczywiście ma, i to liczne, ale ile grzechów jest w GW względem Polski? Chaos jest totalny. Grają w nim, i Jacek Kurski,  i europoseł Kowal. Po co grają? Po co marudzą? Po co w ogóle tworzą chore organizmy polityczne, typu coś razem? Powinni wrócić do PIS,  bo walka idzie o Polskę, a nie tylko o stołki, A oni się mnożą jak  króliki. Bo każdy chce mieć kapustę z Brukseli. Na lewicy to samo. Chaos jest ogólny: polski, europejski, światowy. Wielu bzdur nie wymówiłby bohater z ciepłowni w „Piłkarskim pokerze”. Polska jest dziś sama, to pewne. Niech tu minister Radek zajmie stanowisko. Można mnożyć, tylko po co ? I Europa, i Polska są w politycznym  chaosie.  No to Putin zwycięża, a Merkel rozdaje stołki dla Polaków. To jest po prostu szał.

środa, 18 grudnia 2013

Nic po myśli Polski



Śmiem twierdzić, że miniony weekend miał znaczenie historyczne dla Polski. I dla Ukrainy również, i dla Europy także. Dziś rano na Majdanie było kilkadziesiąt osób. Spontaniczna reakcja Ukraińców na wycofanie się z podpisania umowy o stowarzyszeniu z UE, powoli wygasa. Przywódcy opozycyjni wzywają, by nie wygaszać protestu, by Majdan był ciągle żywy, ale ich apele mogą już niewiele dać, bo w społeczeństwie ukraińskim narasta świadomość, że prezydent Janukowycz sprzedał ich kraj Moskwie. I co ważniejsze, opozycja nie ma jednego wyrazistego lidera. Jeszcze gorzej, bo wśród elit Kijowa czy Lwowa pojawiają się także opinie, że Unia Europejska to nie jest ta Unia, do której chcieli kiedyś przystąpić. Dla Polski to bardzo złe wieści. Nie ma bowiem wątpliwości, że naszego wschodniego sąsiada przeciągnięto wyraźnie w stronę Moskwy, co oznacza poszerzenie wpływów Rosji i jej wyraźne parcie na zachód, na odbudowę swojego dawnego imperium. Cokolwiek jest lub nie jest zapisane w umowie Putin – Janukowycz, żegnamy na razie Ukrainę z orbity Zachodu, do którego dążyła. Nawet jeśli wybory wygra opozycja, nie zmieni radykalnie kursu, bo 15 miliardów dolarów trzeba zwrócić, bo trzeba będzie na przykład zrekompensować podwyżkę cen gazu przez Rosję, co uczyni wtedy na pewno. Dziś po obniżce jest to 260 dolarów za 1000 metrów sześciennych, ale może być znowu 400 dolarów.

Co więcej reakcja Zachodu na porozumienie Kijowa i Moskwy jest w zasadzie żadna. Tak, jakby nic się nie stało. Tymczasem Putin wyciągnął Brukseli wielki europejski kraj, wielki rynek zbytu, liczący 45 milionów mieszkańców. Choć można mieć wiele zastrzeżeń do Unii, która dziś służy głównie podziałowi pieniędzy i promowaniu poprawności politycznej, to Ukraina w UE byłaby bliższa Zachodowi, mniej zależna od Rosji, innymi słowy, rosyjskie wpływy strategiczne w Europie zostałyby ukrócone. Dla Polski to zła wiadomość, ponieważ budowanie długofalowej strategicznej współpracy z naszym wschodnim sąsiadem ma kapitalne znaczenie dla przyszłości całej Europy Środkowo- Wschodniej.

Dziwnym zbiegiem okoliczności na kilka dni przed szczytem Putin – Janukowycz, niemiecki „Bild” informuje o rozmieszczeniu nowych rakiet Iskander – M w Obwodzie Kaliningradzkim. Że inne Iskandery już tam są to było jasne, ale te są nowocześniejsze, mogą przenosić głowice nuklearne i dolecą praktycznie do południowych granic Polski. Nic takiego strasznego się nie stało, ale gdyby tak Moskwa coś zamontowała na Kubie, dopiero by się działo. Tu tymczasem mamy wręcz banalną i „letnią” reakcję naczelnego dowódcy wojsk NATO w Europie. Generał Philip Breedlove raczył jedynie wyrazić w Berlinie zaniepokojenie i dodać, że trzeba to zrozumieć i lepiej komunikować się z Rosją, bo samoloty natowskie i rosyjskie blisko siebie na co dzień latają. Może był jakiś nowy reset? Może Rosja znowu coś dostała od Obamy w zamian za coś?

NATO jako gwarant naszego bezpieczeństwa wojskowego staje się fikcją. Rosja nie wkroczy do Polski, ale trzyma nas już w swojej strefie wpływów. To, że jesteśmy w NATO nie ma aż takiego znaczenia. Za wschodnią granicą mamy teraz wielki rosyjski pas wpływów: od Białorusi po Ukrainę, no i jest Obwód Kaliningradzki. Może warto przypomnieć, że w ramach „Trójkąta Kaliningradzkiego” (Polska – Niemcy- Rosja) są (były?) plany budowy wspólnej jednostki wojskowej. To jest jakieś wyjście, bo Iskanderów chyba w nas nie odpalą, ale o podmiotowości Polski w Europie możemy wtedy zapomnieć. Taki to był nieszczęśliwy weekend dla Polski, który jak to zwykle bywa u nas, nie został praktycznie przez nikogo z rządu  solidnie skomentowany. Reakcja polskiego MSZ to kalka reakcji Zachodu. Czyli w sumie nic. Nie jesteśmy dla USA sojusznikiem, tak jak nie jesteśmy nim dla Niemiec czy Francji. Potrzebują nas do swoich geopolitycznych rozgrywek i na tym się kończy nasza rola.

Jeśli dodamy do tego dalsze rozbrajanie służby zdrowia przez ministra Arłukowicza oraz zabetonowanie się premiera Donalda Tuska na stanowisku szefa PO i wykończenie wewnętrznej opozycji, to nic nie poszło po myśli Polski w tych ostatnich dniach.      

poniedziałek, 16 grudnia 2013

POlska rządzi światem


Czy możliwe jest, żeby Polska rządziła całą naszą planetą, z wyjątkiem być może Moskwy? Kiedy słucha się i czyta tego co komunikują nam media III RP, jest to plan całkiem realny. Ileż to miesięcy rozprawiano, jak Donald Tusk obejmie stanowisko przewodniczącego Komisji Europejskiej. W niektórych tytułach to była tylko kwestia czasu, coś wręcz pewnego. Oczywiście nijak się to ma do realnego udziału polskich urzędników w strukturach Unii, który jest po prostu więcej niż marny. Jakże różne stanowiska miał objąć Aleksander Kwaśniewski. I szef NATO, i ONZ i nic. Ale może ktoś nam po prostu źle życzy, na przykład Moskwa. Ona blokuje swoimi mackami wszystkie co ciekawsze stołki na świecie. Trzeba coś z tym zrobić. Można na przykład wysłać do Władimira Putina Stefana Niesiołowskiego, żeby na niego nakrzyczał.  Żywiołowy człowiek z PO nie jest co prawda rusofobem, ale jak mu każą to będzie ciął jęzorem na Rosję jak nic. W nagrodę mógłby zostać na przykład przewodniczącym Parlamentu Europejskiego.


Jakaż odmiana w porównaniu z Jerzym Buzkiem. Oczywiście Tusk do Brukseli jest nadal aktualne. Nie wiadomo jaki stołek, ale niech jedzie. To wszystko tak szczodrze w ramach abolicji. Jest do ustalenia, rzecz jasna, kto jest sprawcą zbrodni smoleńskiej, ale wypada sądzić, z dużą dozą prawdopodobieństwa, że oni sami się zajmą sobą. Może dlatego w oczach premiera przynajmniej przez kilka miesięcy był obecny jedynie strach, taki najprawdziwszy strach. Ostatnio ustąpił, ale nie wiemy dlaczego. Jak wiadomo, w systemie sowieckim – a taki panuje w strukturach władzy III RP – żadne kwity i ustalenia nie mają większego znaczenia. Niejeden sądził w stalinowskiej Rosji, że jak Jagoda coś obiecał, to głowa uratowana. Nie mieć żadnej gwarancji czegokolwiek, poza śmiercią, to największa gwarancja komunistycznego systemu. Aż w końcu i Jagodę wycięli, nawet ze zdjęć.

W każdym razie możemy rządzić światem, choć dystansuje się od tego szef MSZ Radek Sikorski. Z ubolewaniem trzeba przyjąć fakt, że właśnie w „Fakcie” oświadczył, że nie zamierza się ubiegać o stanowisko szefa ONZ. A byłby komplet. Dwa stołki w Brukseli, ONZ, coś jeszcze? Może kanclerz Niemiec? Ta bufonada rodem z PO i lewicy jest porażająca. Bo w gruncie rzeczy, nikt za bardzo nie liczy się z tworem zwanym III RP. Bo oni doskonale wiedzą, dzięki swoim służbom, co zostało tu ukartowane. Kolejny szemrany układ polityczny, dzięki któremu przedłużono życie Komuny. Czy ona ma oczy „Trybuny Ludu”  czy „Gazety Wyborczej” to już jest naprawdę bez znaczenia. Żadnego ważnego stanowiska w świecie Polska nie dostanie, bo tam nie jest traktowana do końca jako silny, samodzielny byt polityczny. Wszystkie cmoki Niemiec do nas były czysto instrumentalne, służyły jedynie całkowitemu oczyszczeniu  się ze zgliszcz, jakie tu zostawili. Zaraz potem zaczęła się ich nowa polityka historyczna. I tak to się dzieje, bez naszego udziału. Czekam więc, kto z PO jeszcze z czegoś zrezygnuje, ku rozpaczy rodaków. Póki co oświadczam, że nie zamierzam jednak – po dłuższym namyśle – kandydować na urząd prezydenta .....hm.....no niech będzie Czech. W końcu to kraj Szwejka.         

sobota, 14 grudnia 2013

Tusk - premier dwuwalcowy


Donald Tusk ma w sobie dwa walce, jest więc premierem dwuwalcowym. Dowiódł tego na dzisiejszej Konwencji Platformy Obywatelskiej. Doskonale wręcz zwalcował Grzegorza Schetynę - swego czasu siejącego zniszczenie niczym transformers – zostawiając go na złomowisku robotów. Drugą zasługą Donalda Tuska jest zwalcowanie polskiej gospodarki. Jeśli ktoś wystawi armaty o zagranicznych inwestycjach i coś na kształt autostrad, o wieżowcach w Warszawie jest bezrozumny jak walec, który służy do walcowania. Nie ma bowiem po sześciu latach tak naprawdę polskiej gospodarki, poza wąskim już sektorem energetycznym. Skoro udało się dziś premierowi zwalcować Grzegorza Schetynę to jest to jasność najjaśniejsza, że więcej grzechów ma do niedawna dolnośląski baron PO, niż sam Tusk. Bo przecież nie jest tak, że dziennikarze wiedzą co chcą. Dziennikarze wiedzą z reguły to, co muszą wiedzieć, czyli to, co im poda tak zwana klasa polityczna. A co dopiero społeczeństwo? Ono dostaje z kolei przetrawione info jeszcze przez media, co w Polsce oznacza generalnie informacyjną masakrę. Kto ma więcej haków ten zwycięża. Są tylko dwie opcje: albo Grzegorz Schetyna kocha PO i uznał, że ma więcej haków na premiera, ale dla dobra partii i państwa odpuszcza i poczeka na zemstę „nocnych noży”, typu „Kill Bill 2”, albo ma ich po prostu mniej i musi siedzieć cicho, jak „Cichoszka” – to taka moja własna nowa kategoria polityczna. Trochę „cichoszek” jest u nas, na przykład mój ulubieniec mec. Roman Giertych. Trzeciego wariantu w tej sprawie nie ma. Ciekawe natomiast jest to jak Donald Tusk tak świetnie sobie radzi z wewnętrzną opozycją, po prostu jak „Egzekutor”.

Pomyślmy przez chwilę, co by było, gdyby premier tak sobie radził z reformą finansów publicznych. Już dziś bylibyśmy Niemcami i Szwajcarią Europy. Rzecz w tym, że na polu polityki gospodarczej czy społecznej Donald Tusk też walcuje, ale nas, walcuje po prostu Polaków.  Walcuje od sześciu lat. Pewnie premier, z całym szacunkiem, nie dożyje roku 2060 w Polsce, kiedy emerytura pozwoli przeciętnemu Polakowi jedynie na w miarę spokojny dojazd karawanem na cmentarz. Będzie jeszcze oczywiście kwestia opłaty za pochówek. To wcale nie jest taka odległa przyszłość. Analizy ekonomistów i tych bardziej pro, i tych z prawej strony są bezlitosne. Będziemy bezbronni jak Naród po tych ruchach tuskowego walca. To jest jednak pewien dysonans poznawczy. Człowiek, który z wprawą „Killera”, „morduje” swoich politycznych  przeciwników wszelkimi sposobami, od noży po arszenik, nie wie kompletnie, jak zreformować państwo. Tu właśnie świetnie działa drugi walec Tuska, który doskonale walcuje Polskę, pod wieloma zresztą względami. 

Ten zachwyt, ile się udało zbudować dróg, te trzęsące się panienki z TVN 24, że A-2 jest przejezdna do Warszawy! No prawie jak na koncercie U2. Przecież to nawet nie jest ś.p. Mrożek, to jest już Beckett. Przechlapano, zwalcowno w Polsce miliardy złotych nie wiadomo gdzie i nie wiadomo dla kogo na budowę dróg, czego efektem jest bankructwo polskich firm budowlanych. Przecież ten sam awans przeszli Hiszpanie, którzy dziś jakością i długością autostrad i kolei wysokich prędkości konkurują z Niemcami i z Francją, a ich firmy budują drogi w całej Europie. Jakie aktywa ma tu Tusk? Żadnych. Zwalcował temat do zera. Jesteśmy zwalcowani przez PO, tak jak Grzegorz Schetyna, więc jest to  jedyny dzień solidarności z Grzegorzem Schetyną. Najfajniejsi są jednak wyborcy rządu Tuska. Oni też są zwalcowani. Ale co tam!  Wstaje taki jeden z drugim i mówi: wcale nie jestem płaski, wcale nie jestem płaski. Jasne, tylko pokaż trzeci wymiar.           

czwartek, 12 grudnia 2013

13 grudnia, czyli zabijanie wolności Polaków


Stan wojenny to ofiary, terror i upodlenie, śmierć wielu niewinnych ludzi. Ten zbrodniczy system, a był zbrodniczy, bo był i Stalin, i Grudzień 70`, i 13 Grudnia,  nie przewidział do końca jednego: Sierpień 80`. To musiał być szok. Agenci byli rozstawieni, a ludzie garnęli się do „Solidarności” i garnęli, i garnęli, aż wyszło dziesięć milionów. I był wielki, naprawdę wielki entuzjazm. Dlaczego te służalcze media tak mało o nim mówią? Bo te nie ich bajka, nie ich narracja. Stół, stół, stół, to jest początek Niepodległej.

Mam inną teorię na ten temat. Co prawda po sierpniu 1980 roku państwo było komunistyczne, ale zaistniał jeden fenomen: Naród był Niepodległy i Wolny. Tak się czuł, ten kto to pamięta. To był szok dla tej zgrai tępych esbeków i aparatczyków z PZPR. To prosta konsekwencja wizyty Ojca Świętego Jana Pawła II w Polsce w czerwcu 1979 roku. Jego wiara, Jego siła ducha tchnęła w Polaków taką energię życia, aktywności, pędu do wolności, że mógłby to tylko zatrzymać atak atomowy.  Stąd potem sowiecka zemsta i zamach 13 maja na Ojcu Świętym. Tego służby nie przewidziały, ani te nasze, marne jak nic, ani sowieckie. Stan ducha Polaków pomiędzy sierpniem 1980 a wiosną 1981 roku jest nie do opisania. To znaczy jest, ale nie za bardzo chce się go opisywać, może poza IPN- em.

A to był czas, gdy ludzie w Polsce chodzili radośni i uśmiechnięci, choć było bardzo chudo, a nie tak jak dziś, gdy nuworysze lemingowaci zachodniej mody chodzą z tak zaciśniętymi gębami, że gęby gombrowiczowskie to nic. Naród był wolny w sensie duchowym, to był taki nasz codzienny Majdan bez barykad. Ludzie stali setkami metrów po masło i setkami metrów po bibułę. Pamiętam lato 1981 roku, wakacje, a pod Wydziałem Prawa UAM w Poznaniu po nasze uniwersyteckie skromne wydawnictwa drukowane na powielaczu Gestetner stały, dosłownie, tysiące ludzi. Byliśmy w szoku. I tę wolność Polaków zabił zbrodniczy reżim Jaruzelskiego 13 Grudnia 1981 roku. I to zabicie wolności honoruje, nie kto inny, tylko Adam Michnik. Kim on jest? Bo kluczem do wolności naszego Narodu nie jest żaden 4 czerwca podsunięty Polakom jak baton czekoladopodobny. Kluczem do wolności po 1945 roku w Polsce jest właśnie Sierpień 80`. Trudno się dziwić, że bohater skoków o tyczce i przez płoty tak szybko kazał zwijać sztandary „S” po1989 roku. Bo to nie były do końca jego sztandary. No mówmy szczerze, ile wolności jest w Lechu Wałęsie?

Wojciech Jaruzelski popełnił okrutną zbrodnię na Polakach: zabił w nich to silne pragnienie wolności! A Adam Michnik to legitymizuje honorując go uściskiem dłoni. Bo w III RP nie chodzi o wolność Polaków, tylko o wolność elit, zupełnie tak jak za Komuny. Wolność do dowolnego dysponowania tym, co my wypracujemy. Te, pożal się Boże, postsowieckie elity rodem z Berezy i z Moskwy, ustanowiły w Polsce monopol na wolność. My mieliśmy ją praktycznie od Sierpnia 80` do wydarzeń bydgoskich w 1981 roku. Potem już agenci w „S”, wszelkie służby i media, zaczęły akcję stanu wojennego. Polski Naród tak wykańczano psychicznie, tak straszono radziecką interwencją, żeby wyjazd czołgów na ulice przyjął z ulgą. To jest zbrodnia okrutna na duchu naszego Narodu. I za to powinna być kulka w łeb, tak jak na wojnie, skoro oni wypowiedzieli nam wojnę. Była też to największa zdrada Polaków. Jeśli Adam Michnik i jego elity sądzą inaczej, niech pokażą kiedy Polacy tak płakali z radości na ulicach Szczecina i Gdańska, kiedy podpisywano Porozumienia Sierpniowe. W Polsce 13 grudnia 1981 roku zabito Wolność Polaków. Co gorsza do dziś jej nie odzyskaliśmy. Gdybyśmy ją odzyskali cała ta skorumpowana do cna elita PO gniłaby w więzieniach. Dzisiejszy marazm, otępienie Polaków to w dużej mierze wynik stanu wojennego. Jaruzelski do śmierci powinien siedzieć za kratami, a chodzi po salonach III RP. Bo to są te same salony i te same postsowieckie garnitury z szaf ich ojców stalinowców. Patrząc na 13 grudnia 1981 roku, patrzmy też na ten dzień, jako czas zabijania naszego entuzjazmu i wolności. Nikogo już pewnie za to nie ukażemy, ale możemy wskazywać na zdrajców naszej polskiej wolności.  

środa, 11 grudnia 2013

My i Ukraina


Nie, tu nie chodzi o nasze poparcie dla Ukrainy, dla protestujących, chodzi o nas, o Polskę. Tam postawili się Prezydentowi i są już informacje, że Janukowycz praktycznie nie rządzi krajem, tylko dwóch prorosyjskich oligarchów. Stracił kontrolę. Opozycja zapewne wygra swoją bitwę o inną Ukrainę. Zrobili to, potrafią się zmobilizować. Co dzieje się z nami. Polacy jako czujni obywatele, jako obrońcy racji Narodu są w większości martwi. Nie mają nawet pojęcia o co toczy się gra. Kim jest Tusk, kim jest Komorowski, o czym mówią media im służące. Większości Polaków wydaje się, że może jest źle, ale to nasza Niepodległa. Nic bardziej mylnego. Najpierw larwa starego systemu i służb wylazła z PRL-u, a potem się rozejrzała i zaczęła żreć nasze państwo wszędzie tam, gdzie mogła. Dziś to jest dorodny, ideowo bezkształtny dziwoląg o nazwie III RP. Teraz czasami zjada nawet sam siebie, bo skończyły się złote czasy prywatyzacji, pada ZUS i w ogóle pada to państwo. Teraz dziwoląg spokojnie zje samego Tuska, bo zmienia się geopolityka i w ogóle Europa. Za tym wszystkim stoją Niemcy i Rosja, i to nie jest żadna tajemnica dla zachodnich tygodników, tylko w TVN 24 będą mówić, że to brednie. Ale oni są w końcu na służbie, więc można im to wybaczyć.

 
To jest coś na kształt ruchów tektonicznych. Ukraina się przesunie na Zachód, to Polska na wschód. A może się Ukrainę podzieli? Pół roku temu pisałem o niemieckim urzędniku, który powiedział mi, że polski premier już się nie liczy w Berlinie w ogóle. Może być tak jeszcze, że Moskwa wrobi go w Smoleńsk. Umoczy go i nikt nie będzie płakał. Rośnie pozycja prezydenta Komorowskiego, a wokół niego krążą już nowe partie w formie jabłka. Krążą nie po to by mu zrobić krzywdę, tylko po to by krążyć i czekać na swój moment. To nie są spiski, tylko rządy możnych tego świata. Dostajemy tu na polskiej ziemi pewne przywileje, ale nie wolno nam przekroczyć granic ustalonych przez nich. Zakupy owszem, kultura pod kontrolą też, co tam jeszcze chcecie, wolne media? Tak one muszą być tak wolne jak wolna jest Polska. I powstał ten twór III RP, który zżera nasze oszczędności, i pracuje dla wielkich, nie dla Polski, tylko dla Rosji, Niemiec, międzynarodowego kapitału.

To, co przeraża, to fakt, że tak wielu Polaków je tę papkę podawaną im przez Kuźniara. On się prosi codziennie o to, żeby go wyróżnić. To, mówiąc obrazowo jest tak, że niemieckie wilki i rosyjskie niedźwiedzie grasują po Polsce, a my mamy tylko pracować, pracować, pracować, a potem umrzeć. Gdyby nie letarg Polaków, Tuska w ogóle by nie było jako premiera, albo by go przymknęli po Smoleńsku. Cokolwiek tam się stało, to w takiej sytuacji jest proces, a tu nic, kolega został nawet ambasadorem w Hiszpanii. Jest więc problem, bo sam PiS nie przejdzie przez tę rzekę zła i zdrady narodowej. Nie widać prawdziwych sojuszników. Mógł być nim Naród. Ale nadal sobie w znakomitej większości śpi i nic robi. Jedyny moment w naszej nowoczesnej historii, czyli „Solidarności” 10 – ciu milionów ludzi został po prostu przez komunistów zamordowany. To tak jakby zamordować wolność.     

Szukajcie Smakusia

Kieszenie prawie puste, a Polacy nadal zajadają Mc coś, Big coś tam, co wypycha ich, ale nie kieszenie tylko brzuchy. Druga grupa to restauracje middle class, ale ceny są higher, higher. Dwie osoby wchodzą i wychodzą i  w ich kieszeni nie ma 60 zł - 80 zł. Dalej to już wiadomo co jest; ciekły azot  i jacyś alchemicy, no i jeszcze jest fruwająca Magdalena Gessler. Jak ona robi to? To wymaga końskiej siły, tak jeździć i jeździć, i jeszcze rugać wszystkich, nic tylko Nobel z fizyki. Ale wracamy do tematu. Zachęcam, proszę, jedzmy w tanich polskich restauracjach czy barach „domowych”. Bo zjemy obiad za 11-13 złotych bez problemu, a mamy coraz chudsze portfele. To nawet taniej niż w Mc coś tam, może niewiele, tylko nie liczmy zestawów chudych jak skoczek Partyka.

Miasta nie podam, dalej już podaję. Stołuję się od niedawna w Barze „Smakuś”. Nazwa nie zachwyca, wystrój też – coś taki kwiatowo – postmodernistyczny, ale jest czysto i swojsko. Klimat tworzą ludzie. Przecież wiecie, jak jest w tych knajpach średnich cen. Nie będę Wam opisywał smaku dań, tylko to, jacy ludzie tam pracują. Zespół liczy może z sześć osób, ale tam jest atmosfera jak z brukselskiej starówki. Zapał – Szał. Obsługująca młoda kobieta z chęcią włożyłaby mi do ust każdego ziemniaka, tak jest uprzejma. Obserwuje, że wszyscy, którzy tam przychodzą dobrze się znają, a pod lokal podjeżdżają mercedesy „Pięćsetki”. Wpada gość, płaci 80 złotych i wynosi wielką torbę jedzenia. I potem następna klientka, zapakowana jak trzeba, wynosi torbę obiadów. Nie ma tego nadęcia w tym lokalu.

Nie piszę tego, by walczyć z restauracjami. Jadłem już w bardzo wielu, w różnych krajach. I niektóre trzymają poziom, ale chodzi tu o ceny. Tu dygresja. W latach osiemdziesiątych uwielbialiśmy jeść i balować w poznańskiej restauracji „Smakosz”, wtedy szanowanej. Czasami kultowy i łysy kelner Pan Jacek podchodził do nas, schylał się i szeptem mówił: -Dziś nic nie jedzcie, tylko piwo i orzeszki! I odchodził jak James Bond na zaplecze. A ludzie się zajadali i mówili, jakie smaczne, jakie wyborne, ubaw dobry. Dziś jest inaczej, ale ceny w knajpach są wysokie w stosunku do naszych zarobków. Jadłem pizzę w restauracji John`s Pizza NYC w Greenwich Village. I guzik prawda, że to najlepsza pizza na świecie. Najlepszą zjadłem w greckiej knajpie w Toronto i sami Amerykanie mówili mi, że Grecy robią świetną pizzę. U nas wszyscy robią schabowego, ale ten w „Smakusiu” był wyborny podany na   wielkim talerzu, z tak pyszną zupą gulaszową, gdzie mięso gęsto pływało, że byłem zdumiony. Może i są bary i tak zwane domowe, ale wystarczy wejść raz i nigdy tam już nie wrócić. Rok temu odciągnąłem moją ośmioletnią córkę od Mc coś tam i zaciągnąłem do restauracji „Mors”. Są codziennie góra cztery dania, ale ich jedzenie jest wyborne. Stołują się ekonomiści i prawnicy. W córce w końcu obudziły kubki smakowe.

Apeluję, poszukajcie w  swojej okolicy takiej domowej restauracji. I jedzcie tam, bo jest zdrowo, czasami wręcz pysznie, nie „rezerwy” z soboty, tylko robi się dziś i na dziś. Wspieracie tym samym nasz mały biznes, a odbieracie kasę mocarnym tego świata i naszym cwaniakom. Dam taki przykładam na koniec. W zajeździe koło Włocławka siedzimy w trójkę i zamówiliśmy zupy. Ceny te same, chyba po dyszce. Oni dostali w małych naczyńkach rosół chyba z wróbla, ohyda, ja wielki talerz żurku. Tak się u nas czasami jeszcze robi biznes. Możecie się domyślać, co czuli moi  przyjaciele, widząc mój żurek. No, nie powiem, był smaczny, o czym ich poinformowałem. Byli przygnębieni, ale tylko do wyjścia. 

Zapraszam tam cały nasz rząd i Platformę Obywatelską. Smacznego!                                  

wtorek, 10 grudnia 2013

Rozbijany Majdan

Rozbijany Majdan to już rzeczywistość. W momencie pisania tego tekstu, około w pół do trzeciej w nocy, milicji i oddziałom specjalnym udało się rozbić barykadę i odepchnąć protestujących na Placu Niepodległości w Kijowie od siedziby Głównych Związków Zawodowych oraz od dzielny rządowej. Wybrano wariant siłowy, a jaki wariant miałby wybrać Wiktor Janukowycz? Podobno nie użyto pałek, to teraz, ale potem? Trwa ten pozorny taniec wokół Ukrainy w Europie, taniec poparcia dla europejskich aspiracji naszego sąsiada. Bełkot polityczny i banał polityczny nie zna granic. A prawda jest taka, że jakaś niewidzialna ręka nie dopuszcza do poważnych sankcji czy decyzji politycznych wobec obecnych władz Ukrainy. 

Może to jest niewidzialna ręka Rosji, a może nawet USA. Ale tych rąk jest więcej. Tak naprawdę prawdziwe wejście Ukrainy do Europy, do struktur UE, nie jest na rękę żadnemu z dużych państw poza Polską, o ile udałoby się dokonać przełomu w pojednaniu naszych narodów, czyli wyznań win i potępieniu zbrodni wojennych. Mało to realne, ale gdyby tak się stało, Rosja miałaby potężną unię dwóch państw, z którą Niemcy musieliby bardzo, ale to bardzo  liczyć. A tak mogą do woli traktować nasz kraj jako jej sojusznika, ale prawdę mówiąc, takiego sojusznika, co może sobie pogadać, pogadać i tyle.

W ogóle sprawą Ukrainy mało kto się interesuje, tak na poważnie. Gdyby Majdan był na Potsdamer Platz w Berlinie, dziennikarze byliby tak podnieceni, że przenosiliby się z miejsca na miejsce metr nad ziemią, a może i dwa. Można powiedzieć, że w Europie panuje pełny chaos, każdy coś mówi „fajnego’ o pięknym proteście, o proeuropejskich aspiracjach Ukraińców, a tak naprawdę niewiele się dzieje. Ważniejsze jest kiwnięcie głową Obamy od całej Ukrainy. A przecież jest to ważny, niemal strategiczny partner w Europie. Szczególnie dla Polski. Dziś w Europie jedynym silnym politykiem jest Władimir Putin. Być może Kanclerz Merkel zasługuje na miano silnego, ale ta Jej siła wynika z siły Niemiec. Nie wiadomo, czy wali się ukraińska rewolucja wolnościowa, ale wali się na pewno Europa znana nam z lat, gdy do UE wstępowała Polska.           

środa, 27 listopada 2013

Skorumpowani.... i rządzą



Media i tak zwanego głównego, ściekowego nurtu jak i media prawicowe, opisują kolejne afery wokół rządu Tuska, bo przecież nie można oddzielić tych afer od premiera. Skorumpowani urzędnicy GUS, MSZ, MSW i wielu innych, biorący wielomilionowe łapówki nie pochodzą z planety Kominowo, tylko z sitwy PO. Czy związani legitymacją partyjną, czy nie, wszyscy oni pracują dla Tuska, nie zapominając oczywiście o tym, żeby się zabezpieczyć finansowo na przyszłość. Te wszystkie sensacje są guzik warte, choć budzą emocje, bo krążą setki milionów złotych. Jak zepsuta jest Polska przez PO, to najlepszym przykładem są tu biesiady byłego ministra Nowaka w kumplami z CAM Media, w loży, za którą „ktoś” płacił w weekend nawet sto tysięcy złotych. Zadam tu proste pytanie: Czy w Polsce pracują jeszcze jacyś dziennikarze? Żeby nie deliberować, to wyobraźcie sobie, że wysoki urzędnik w Waszyngtonie baluje sobie (nie na swój koszt) z jakąś prywatną firmą. Po pierwsze, taki balujący urzędnik w USA nie jest w ogóle możliwy, bo tam nie ma takich idiotów, którzy podłożyliby się podczas pierwszych baletów w ekskluzywnym klubie fotoreporterom. Tam taki idiota zostałby od razu przez media skasowany. W Polsce, tylko dlatego, że prokuratura zaczęła swoje gry, facet schodzi ze stołka za zegarek. To jest śmiech, to jest granda, to jest dzicz. Żyjemy w korupcyjnej dziczy, wszyscy wszystkich kryją. Kochanka ważnej osobistości z firmy CAM Media odpowiada za decyzje przetargowe. Minister siedzi nocami w ekskluzywnym klubie, co samo w sobie nie przystoi urzędnikowi tak wysokiej rangi. Przepraszam, ale to jest burdel, nie państwo.      

I dziś dowiadujemy się, że do dymisji podał się premier Łotwy razem z całym rządem w związku z tragedią, jaka wydarzyła się w Rydze (zginęły 54 osoby). To co powinien zrobić Tusk 10 kwietnia? Powinien sobie palnąć w głowę, sam, nie z woli seryjnego samobójcy, powinien ustąpić z całym rządem.  A co robi? Puszcza jakieś „żółwiki” z Putinem,  wysyła Arabskiego do Hiszpanii, kłamie o Smoleńsku on i cała jego ekipa od metra w głąb, co więcej, nie reaguje na kłamstwa Anodiny.  I nic się nie dzieje. Największe stacje telewizyjne plują na ludzi szukających prawdy o Smoleńsku, w Polsce, która jest ponoć państwem demokratycznym. Afera informatyczna, a teraz także afera wojskowa, to dopiero początek całkowitego upadku PO i rządu Tuska. Będzie trzęsienie ziemi, ono jest nieodwracalne, ale dla nas, dla Polaków, i tych za i tych przeciw, ważne jest to, co pozostanie po tym czyszczeniu. Ono będzie, a nasili się, kiedy opozycja będzie miała dostęp do dokumentów. Najważniejsze jest, co stanie się z Polską po tej korupcyjnej dekadzie. Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, niech się zastanowi, czy będąc uczciwym ministrem, uczciwym człowiekiem, siedziałby z nocnym klubie za kilkadziesiąt tysięcy złotych, wyłożonych przez kolegów. Niech sobie Nowak weźmie te zegarki i niech słucha sobie ich tykania w słusznym miejscu.  

wtorek, 26 listopada 2013

Świnoujście dla Niemiec



W cieniu „cofki” Ukrainy, w cieniu Schetyny, co już jest tylko szeregowym działaczem PO, w tym cieniu dzieją się różne rzeczy, na które nikt nie zwraca uwagi. Na przykład Świnoujście. Rok po roku staje się niemieckim miastem w Polsce. Winy za to nie ponosi ani prezydent miasta, ani jego mieszkańcy. Po prostu to się dzieje. Niemcy wchłaniają Świnoujście i nie będzie to ostatecznie jakieś zbrojne przejęcie. Świnoujście pozostanie w granicach Polski, ale kulturowo i gospodarczo przestanie być związane z Polską. Będzie związane z Niemcami, zresztą już jest. Jak rozumiem, to jest jedno z osiągnięć polityki regionalnej Elżbiety Bieńkowskiej i rządu Donalda Tuska.  

Tak naprawdę nie ma już żadnego polskiego Świnoujścia, choć ma polskie władze i jest w naszych granicach, no i mieszkają w nim Polacy. Jest wiele spółek, które wykupiły ośrodki wczasowe, pensjonaty, jest dużo firm, które wybudowały apartamenty na dobrym, europejskim poziomie, ale wszyscy wiedzą, że za tymi „biznesami” stoją Niemcy.  Zresztą ten sam mechanizm stosują niemieckie firmy przy zakupie gruntów rolnych. Oni mają plan odzyskania tych ziem i krok po kroku wprowadzają go w życie. Dziwić się temu nie można, ponieważ Pomorze Zachodnie na przestrzeni wieków było i nasze, i ich. Problem polega na tym, że my nic nie robimy dla obrony tej części Polski. Terminal LNG to bodaj jedyna inwestycja w ostatnich dwudziestu latach, która w jakiś sposób cementuje naszą obecność na tym bardzo ważnym obszarze naszej Ojczyzny.

Platforma Obywatelska na szczęście nie rządzi w Świnoujściu, bo pewnie już by je całkowicie sprzedała sąsiadom, rządzi natomiast miastem prezydent z SLD. I to jest długa prezydentura. Nie będę jej oceniał, bo to nie jest temat tej notki, ale byłby on bardzo rad, gdyby znalazły się środki unijne na most lub na tunel łączące miasto z Polską. Mało kto wie, naprawdę mało kto wie, że Świnoujście niemal w całości jest położone na wyspie Uznam, która z kolei  też niemal w całości należy do Niemiec. Polskie miasto z Polską ma jedynie połączenie promowe. Miał być tunel, miał być most, było to ujęte w programie rządowym PiS, ale nadeszły inne czasy i nic nie ma. Jest za to kolej niemiecka, która dociera do centrum Świnoujścia. PKP kończy swój bieg po drugiej stronie rzeki  Świny na wyspie Wolin. Można powiedzieć, że Świnoujście jest integralnie połączone z Niemcami, ale nie z Polską.  Jak można spokojnie na to patrzeć, jeśli jest się Polakiem?  Nie narodowcem, nie pisowcem, tylko po prostu Polakiem. Oni realizują swój plan, a my nie robimy nic. Jest Festiwal „Cooltury” w Świnoujściu, jest wiele innych imprez promujących coś więcej, niż zespoły disco  polo, ale nasi sąsiedzi mają określone cele, liczone w perspektywie dwustu lat, o czym był łaskaw kiedyś powiedzieć mnie potomek wielkiego pomorskiego rodu  Von Krockow.        

Jeśli ktoś sądzi, że to przesada, że Europa się integruje, że łączą się regiony różnych państw i miłość między narodami rośnie na drożdżach, to jest w błędzie. Nic z tego, to się rozpada i dzieli na naszych oczach. Skoro straciliśmy na jakiś czas nasze Kresy, to dbajmy  o to, co odzyskaliśmy. Tymczasem, jestem w Świnoujściu, w miniony weekend, i widzę same niemieckie menu wystawione przed restauracjami, a gdzieś na odwrocie, schowane nasze polskie. Spacerują praktycznie sami Niemcy. W folderach widzę reklamę występów niemieckich kabaretów dla niemieckich emerytów. Niech występują, ale gdzie są nasi, polscy emeryci. Co zafundowała im Polska Tuska i Rostowskiego, który razem z premierem kwalifikują się pod sąd powszechny. Niestety, i prawica i lewa strona, karmią nas bzdurami, co żona Tuska powiedziała. Że płacze, że bez sensu, jej mąż. A co to mnie obchodzi? Dla mnie Tusk może wyć dniami i nocami, byleby dbał o Polskę. I on, i jego partia, tę moją Polskę niszczy z dnia na dzień, niszczy ludzi, nagradza lokajów i głupków, grabi Ją rękami swoich kumpli. Bo przecież, bądźmy poważni, afera informatyczna to tylko namiastka innych, o wiele grubszych afer. Chodziłem więc w weekend po Świnoujściu, po promenadzie i byłem w Niemczech, nie w Polsce. To tak tytułem uzupełnienia, jak ważne było kolejne wyznanie Pani Tusk.