W dominie jest prosta zasada: żeby zrobić ruch do przodu
trzeba dopasować liczbę oczek ze swojej puli do liczby oczek widniejących na
układanym „tasiemcu”. W konflikcie, a teraz już w otwartej wojnie, jaka ma
miejsce w Europie, a nie na antypodach naszego kontynentu, od początku swoje
domino z perfekcją układają tylko Rosjanie, im wszystko pasuje, cztery do
czterech, sześć do sześciu, tasiemiec rosyjski zżera Ukrainę z dnia na dzień i
ośmiesza, upokarza tak zwany Zachód i królestwo Zachodu, czyli USA. Dezerter
Barack Obama, choć ma w swoim zestawie odpowiednie liczby oczek udaje, że nic
mu nie pasuje, a Angela Merkel raz coś dołoży, a raz nie dołoży, tak by bilans
starań o jakikolwiek rozsądny kompromis na Ukrainie wyszedł na zero. Kocham
francuski impresjonizm, a nawet postmodernistę Joana F. Loytarda za wywołanie
dekonstrukcji, chyba tylko po to, żeby dowiedzieć się na początku XXI wieku, że człowiek bez wiary, bez Boga,
bez idei ogólnych głupieje. Hollande w rozmowach z Putinem, jako polityk, nie
istnieje.
Niestety, narody Europy Zachodniej żyją nadal w stadium
postmodernistycznych zgliszczy. Kafejka w kościele, krzyż na szyi geja, złudny
obraz cywilizacji posthistorycznej nadal tam dominuje. Dla Franza, Louisa,
Ukraina jest mgławicą Andromedy, a nie realnie istniejącym krajem w Europie.
Przyczepiony do Merkel Hollande, podpowiada kanclerz: - Tu masz pięć do pięciu,
zobacz! - Cicho bądź! - odpowiada mu Merkel niczym Pani Sułkowa. No cóż....,
premier Ewa Kopacz może się nawet pytała, czy może popatrzeć na rozgrywkę, ale
co usłyszała ona i Sikorski, domyślamy się aż za dobrze. Ciągnąc już temat
domina, choć sprawa jest śmiertelnie poważna, można powiedzieć, że najlepiej ma
prezydent Bronisław Komorowski. Gra sobie w domino z profesorem Nałęczem i
wszystko mu się zgadza. No może czasami pojawi się jakaś wątpliwość, niejasność
zapanuje w głowie prezydenta, ale zaraz sobie przypomni, że ma NATO, a nasz
szpic numer jeden, czyli Donald Tusk, już on tam rozgrywa w Brukseli wszystkich
zawodników jednym strzałem z lewej nogi.
Realia na dziś, bo nie wiadomo co
będzie jutro są takie, że nie ma granicy rosyjsko - – ukraińskiej, jest ona
tylko na mapie, a i CNN miewa nawet kłopoty właśnie z tą na mapie. Choć jest
tak zwany Mińsk 2, czyli dajemy wam wschodnią Ukrainę po dobroci po raz drugi,
nikt nie zaprzecza i nikt się nie burzy, że po tych „normandzkich modłach” na
teren Ukrainy wjechało w ciągu ostatnich dni dwadzieścia czołgów i dziesięć
samobieżnych wyrzutni rakietowych, czyli regularne jednostki armii rosyjskiej.
Amerykanie, macie jeszcze Echelona i satelity? Nikt oficjalnie nie powie, że
Niemcy i Francja oddały Ukrainę Rosji, ale to zrobiły. Mistrz liberałów z
Waszyngtonu, prezydent największego mocarstwa, zachowuje się niczym
premier Kopacz –- zamknął się w Białym
Domu i udaje, że nic mu do tego europejskiego domina. Dlatego właśnie, przy
takiej postawie Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych, nic nie układa się po
naszej, zachodniej, a także polskiej racji stanu. W tej grze, Putin nie
oszukuje Merkel ani Obamy, bo oni doskonale wiedzą, jakie są jego strategiczne
cele. To Merkel i Obama oszukują świat, że robią cokolwiek dla Ukrainy. Nie
robią nic realnego, patrzą ze spokojem, jak Moskwa podmienia liczbę oczek, by
nic nie pasowało Ukrainie. Realia są takie, że
NATO gada, Merkel gada, Waszyngton tylko duka, a Kijów jest sam.
Strach przed utratą dobrobytu i
świętego spokoju jest tak wielki, że –- proszę mi wierzyć - na ołtarzu tego błogiego spokoju można
złożyć nie tylko Ukrainę. I możni tego świata to akceptują. Gdyby było inaczej,
gdyby Putin obawiał się reakcji USA i UE, gdyby się obawiał NATO (to
chyba żart), rozgrywałby spokojnie swoją światową politykę w
granicach już istniejących. Jeśli można jednak bezkarnie drwić z Brukseli i
Waszyngtonu, i przy okazji spełniać wielkomocarstwowe
marzenia Rosjan, to bierzemy więcej, ile się da. Nie można dziś przesądzić do
końca reakcji Moskwy, co by się stało, gdyby do Kijowa trafiła amerykańska czy
polska broń. Strach jest już tak wielki, że nikt nawet poważnie nie rozważa tej
opcji. Problem Ukrainy ma jednakże charakter globalny i nie da się go rozwiązać
przy użyciu wariantu normandzkiego i tym podobnych dyplomatycznych dziwolągów.
Rosyjsko - ukraińskie domino to nie
jest koniec gry. Putin już się zastanawia, kto następny, i wcale nie zamierza
pytać się o to, czy kolejny przeciwnik chce do niej przystąpić. Nie wie tylko,
albo nie chce wiedzieć o tym, że takim tasiemcem z domina można się w końcu
udławić.