niedziela, 30 czerwca 2013

Zaciśnięta pięść kłamcy

Piotr Duda nazwał Donalda Tuska tchórzem i kłamcą. Można było jeszcze kilkanaście godzin temu powiedzieć, no dobrze, może nie tak ostro, może nie jest aż takim kłamcą, by o tym głośno mówić. Ale premier jest w opałach, jest w politycznej agonii. Donald Tusk nie zna już żadnych politycznych granic przyzwoitości. Chodzi po grobie ś.p. Lecha Kaczyńskiego i profanuje go. Polityk może odwoływać się do słów zmarłych w dobrej sprawie, w imię prawdy. Donald Tusk odwołał się do słów nieżyjącego Prezydenta, tonąc w morzu kłamstw. Mówi, że on nigdy by sobie nie pozwolił na gest wobec Angeli Merkel, który kosztowałby Polskę sześćdziesiąt czy osiemdziesiąt miliardów złotych, nawiązując do słów ś.p. Lecha Kaczyńskiego o solidarnej polityce w sprawach klimatu. 

I co zrobić z tym okrutnym kłamstwem, skoro powieliły je już wszystkie media? Chodzi tu oczywiście o pakiet klimatyczny. Ś.p. Lech Kaczyński zakończył o nim rozmowy w 2008 roku, ustalając, że rokiem bazowym, czyli tym od którego liczony jest spadek emisji CO2, będzie rok 1990. Polska od tego momentu dokonała olbrzymiego postępu w redukcji CO2, więc nie było żadnym zagrożeniem dla Polski wyrażenie zgody na takie ustalenia w Brukseli. W tamtym momencie zostawaliśmy jeszcze z nadwyżką emisji, którą mogliśmy nawet handlować z innymi krajami, pisano o tym wszędzie! Rok później Donald Tusk zgadza się na rok bazowy 2005 i mamy gotowy dramat dla naszych finansów publicznych i dla polskiej energetyki. Gest Lecha Kaczyńskiego był tylko gestem, podpis Tuska może nas właśnie kosztować owe 80 miliardów złotych. Donald Tusk wykorzystuje zawiłości tego tematu. Jest kłamcą w tej sprawie, o innych nie wspomnę. Kłamcą okrutnym, bo chodzącym po grobie zmarłego Prezydenta RP, zmarłego w takich , a nie innych okolicznościach. To już nie jest skandal, to już jest Prokuratura.
  
Skoro Donald Tusk potrafi tak kłamać, to niech nie mówi Polakom, bo przecież nie tylko swoim wyznawcom z partii, że jego zaciśnięta pięść nie jest przeciwko nikomu skierowana. Tak po prostu sobie ją zacisnął i trzyma dłoń w tym ułożeniu. Oczywiście rozprostuje ją flakowato, gdy pojedzie do Berlina lub do Brukseli. Tam jego dłoń będzie jak rączka uległej panienki. Pięść jest dla Polaków. Z psychologicznego punktu widzenia, dobór słów w wystąpieniu Donalda Tuska świadczy o jego ciężkim rozstroju nerwowym. W sukurs idzie mu Radek Sikorski, który powiada, a jakże, że władzy nigdy nie oddamy. Niech Donald Tusk uważa na swoją zaciśniętą pięść, bo już paru przywódców komunistycznych odchodziło w mało pokojowych sytuacjach, niech nie straszy, bo wahadło już się przechyliło w drugą stronę i nie wróci tam, gdzie była fajna Polska jego i Tomasza Lisa.

Niech rozprostuje dłoń, bo ze strony społecznej nikt nie szykuje się do wojny, ani do bicia. Każdy będzie uczciwie osądzony zgodnie z prawem. A to, co uczynił wczoraj i dziś Donald Tusk, próbując obarczyć nieżyjącego Prezydenta RP odpowiedzialnością za fatalny dla Polski pakiet klimatyczny, woła o pomstę do nieba, nawet i pomimo tego, że już dobrze wiemy, kim jest naprawdę Donald Tusk. Smutny będzie jego koniec, ale to dla Polaków żadne zmartwienie. Smutne jest to, jak roztrwonił polskie możliwości i polskie aspiracje, jak rozmontował polskie państwo, w którym jeszcze tylko podsłuchy dobrze działają.         

sobota, 29 czerwca 2013

Najważniejszy przekaz dnia

Morze miałkich, nieważnych lub po prostu głupich komentarzy przewinęło się dziś przez wszystkie oficjalne media na temat wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego. Nie wiem, czy oni w ogóle słuchali tego, o czym mówił prezes PiS, może słyszeli to, co i tak zawsze muszą powiedzieć? Że hasłowo, że nic nowego. Przecierałem oczy ze zdumienia, mimo wszystko, bo jeśli nawet ktoś bardzo nienawidzi PiS i prezesa, to nie widzieć kalibru dzisiejszego wystąpienia jest objawem tępoty, ale przejawem codziennej pracy w roli propagandzisty Tuska. Najważniejszy przekaz dnia wręcz sam się narzuca: Jarosław Kaczyński jest gotów wziąć odpowiedzialność za Polskę, innymi słowy, jest gotów ponownie zostać premierem i razem z Prawem i Sprawiedliwością objąć rządy w Polsce. Po wielu, bardzo wielu miesiącach wyczekiwania, snucia domysłów na prawicy, że może Prezes PiS wcale nie chce przejąć rządów w tak trudnych czasach, w Polsce, którą Platforma od strony sprawności państwa po prostu zrujnowała. I oto, słyszymy dziś, jak Jarosław Kaczyński mówi wprost o przejęciu władzy. Był jakiś ważniejszy dzisiaj przekaz dnia? Było jego interesujące uzupełnienie, ale o tym później.

Zamierzałem z uwagą wysłuchać obydwu wystąpień, i Kaczyńskiego, i Tuska. Wysłuchałem tylko pierwszego. Dlaczego? Po tym, co powiedział przywódca PiS-u, oglądanie podsumowań Tuska byłoby stratą czasu. Jarosław Kaczyński, podkreślam to z naciskiem, przedstawił dziś w Sosnowcu całościową wizję rozwoju Polski na co najmniej dekadę. Czasami tylko hasłowo, ale były to same konkrety, a nie puste słowa. Od likwidacji gimnazjów po jasną politykę energetyczną państwa. I jeszcze jedno. Mówił bardzo dużo o wolności, o wolności, która dziś jest zagrożona. Tu nie chodzi o wolność słowa, choć medialna dominacja układu III RP jest aż nadto widoczna, ale chodzi o wszechobecną już kontrolę państwa nad obywatelami. Mamy więc za sobą jedno z najważniejszych wystąpień prezesa PiS w ostatnich latach, bo wiemy, jaką Polskę chce budować. Nie dla siebie, nie dla PiS, nie dla Śląska (lukrowanie Ślązaków w Chorzowie), tylko dla Polski. Warto to powtórzyć: dla Polski. Można się z tą wizją nie zgadzać, ale jest to WIZJA. To jest coś, czego nigdy, przenigdy nie miał ani sam Tusk, ani jego formacja polityczna. Radziłbym dobrze przeanalizować, jaka Polska wyłania się z przemówienia Jarosława Kaczyńskiego, bo jest to naprawdę Polska dla wszystkich, nie jest zamknięta dla jakichś swoich, jest to Polska otwarta, dumna i bezpieczna. Taka Polska, w której wyborcy PO będą czuli się lepiej nawet, niż w „swojej” Polsce Tuska. Taka była ranga wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego na IV Kongresie PiS.

A konwencja PO? Jedynym ciekawym akcentem było tam wystąpienie Jarosława Gowina. Niedawny minister wylał kubeł zimnej wody na roześmiane buźki delegatów. Była to właściwie niekończąca się krytyka własnego rządu. To było ciekawe uzupełnienie wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego. No i mieliśmy jeszcze cwany ruch Grzegorza Schetyny, który widzi, że wódz sam odejdzie, więc nie stratuje do walki o przywództwo Po. Poczeka i znajdzie sobie jakieś nowe miejsce w polityce. Tyle tylko i aż tyle warto napisać o konwencji PO, bo tam już, poza konsumpcją władzy, nic się dzieje.   

czwartek, 27 czerwca 2013

Chłopaki już wyszli



Wyszli na wolność. Wypuścili na wolność terrorystów. Jesteśmy najdziwniejszym i najpiękniejszym krajem na świecie. Po co  ci Talibowie siedzą w Afganistanie i Pakistanie. Wpadajcie do nas. Naprawdę, Mrożek wychodzi na ponuraka przy Tusku i jego ekipie, a jego teatr przy tatrze Tuska to nie teatr absurdu tylko teatr do bólu realistyczny, niemal jak prawda czasu, prawda ekranu. Amerykanie budują Guantanamo dla terrorystów, a my mówimy im: idźcie sobie bracia do domu, to chyba nie wy. Kogo więc namierzyło co najmniej trzystu analityków i super speców z ABW i CBŚ? Prokuratura w Katowicach daje do zrozumienia, że trzeba szukać dalej, że to nie ci. Ale jak to możliwe, że to nie ci, skoro wszystko szło po nitce do kłębka, czyli do właściwego adresu IP. Dwa dni temu pisałem, że uwierzę w cokolwiek z tej rządowej hucpy (ulubione określenie ministra Sienkiewicza),  jak ci złapani pójdą siedzieć na sześć lat każdy do więzienia, co zapowiadał zresztą premier, z miną, która przypominała mi miny Klausa Kinskiego z filmów Herzoga.
"Do tej pory zgromadzony w sprawie materiał dowodowy nie dał podstaw do przedstawienia zarzutów 2 zatrzymanym osobom. Trwają intensywne działania prokuratury i policji zmierzające do ustalenia sprawcy, bądź też sprawców tych karygodnych czynów" – czytamy na stronach katowickiej prokuratury. O co tu chodzi? A może miało dojść do puczu wojskowego, albo przewrotu politycznego? Ale kto miałby stać za tą misterną prowokacją? Jakie siły? Przecież idiotyzmem, od samego początku było sądzić, że tak złowrogie maile, grożące prawie, że wojną, leżały sobie całą noc na skrzynkach pocztowych i żaden oficer naszych dzielnych służb tego nie zauważył. Jeszcze ważniejsze jest pytanie, kto teraz poleci za tę kompromitację. W końcu kilku ekspertów mówiło wprost, że był atak terrorystyczny. Ciekawe na kogo? Chyba na rząd Tuska, sądząc po tym, co się stało z dwójką zatrzymanych Talibów. Talibowie poszli do domu, a policja i prokuratura mają puste ręce. Nic nie mają. Minister Sienkiewicz powinien się już razem z szefem ABW pakować. Im się już wszystko pomieszało, to już nie jest teatr absurdu, tylko wręcz teatr eksperymentalny. Zatrzymajmy kogoś z Chrzanowa i dajmy na to z Zawiercia, i sprawdźmy, jak to ma się do faktów. No i wyszło, że nijak się ma. Chłopaki poszli do domu. A tam ciepła kolacja, radość, jeszcze mecz Radwańskiej obejrzą. Jak ci z Guantanamo się o tym dowiedzą, to zejdą bez żadnych tortur.          

Tylko jedno pytanie

W sprawie Smoleńska nic już nie powinno dziwić. To są ponad trzy lata działań mających na celu jedno: nic nie wyjaśnić. Ale podczas dzisiejszej konferencji pomyślałem sobie, że jest coś co powinno szokować i to szokować każdego. Zakładamy, że za stołem siedzą polscy prokuratorzy, a po drugiej stronie stoją polscy dziennikarze. Rzecz dotyczy katastrofy polskiego samolotu z polskim prezydentem i blisko setką osób należących do naszej elity politycznej i wojskowej. I podczas konferencji prasowej mamy do czynienia z sytuacją, w której nie ma współpracy i dialogu pomiędzy prokuraturą i mediami, co byłoby naturalne, a jest jedynie, jak zwykle, niebywała agresja prokuratorów, czasami wręcz nienawiść wobec polskich dziennikarzy, tak, jak by to były media z wrogiego kraju, jak tu przyszli jacyś agenci i prowokatorzy obcego państwa. To jest już poziom wysokiej paranoi.
Szef Okręgowej Prokuratury Wojskowej płk. Ireneusz Szeląg odpowiadał na pytania dziennikarzy tak (poza TVN) jakby chciał – przepraszam za określenie – jakby szykował się do bójki. Jak można odsyłać do kontaktów z mediami kogoś, kto tak nie cierpi mediów domagających się wiedzy, po prostu zwykłej wiedzy o przyczynach katastrofy? Jak to jest, że w sprawie największej tragedii narodowej po II wojnie światowej, polski prokurator jest zawsze wściekły, kiedy słyszy dociekliwe pytanie? I czym pachnie nakaz zadawania przez jedną redakcję tylko jednego pytania? To już nie jest nawet zwyczaj rosyjski, tylko północnokoreański. Dziennikarze mają swoje wątpliwości: czy były prowadzone badania na obecność materiałów powybuchowych? Nie ma odpowiedzi. Czy był przesunięty statecznik samolotu, jeszcze w trakcie szukania ciał? Nie ma odpowiedzi. Można odnieść jednoznaczne wrażenie, że prokuratura broni pewnej ogólnej tezy, co do przyczyn katastrofy i każdy kto pyta o coś, co jest niezgodne z tą tezą, to wróg! Jestem pewien, że prokuratura wojskowa wszystko dobrze ustali, tak, że będzie miało to sens, ba, będzie to nawet logiczne. Ale prawdy o Smoleńsku nie poznamy. Jeszcze nie teraz.   

środa, 26 czerwca 2013

Katastrofa TVN

Jest taki amerykański serial „Newsromm”. W pierwszym odcinku, główny bohaterWill McAvoy, wskutek poufnych, choć nie pewnych do końca, informacji o prawdziwych przyczynach katastrofy platformy wiertniczej w Zatoce Meksykańskiej, podejmuje natychmiastową decyzję, że wszystko spada! Do wiadomości pozostały najwyżej  trzy godziny, a nie ma nic. Oglądamy tu niemal dokumentalny zapis tego, jak pracuje amerykańska telewizja. Efekt antenowy był piorunujący: 30 minut znakomitych INFORMACJI o jednej z największych katastrof ekologicznych na świecie. No i tylko ich kanał miał te newsy. Naprawdę dech zapiera, jeśli ktoś wie jak to wygląda w TVP czy w TVN.
Wróciły „Aniołki” Kaczyńskiego. Tylko raz (od siebie) używam tu słowa „Aniołki”. Bo jest to banalne, bo są to atrakcyjne i inteligentne młode kobiety, które już są w polityce. To banalizowanie ich kolejnej obecności na scenie jest idiotyczne, ale i celowe. A czemu nie „cukiereczki” Kaczyńskiego, albo „bombonierki”, w nawiązaniu do wczorajszego teatru absurdu? Andrzej Morozowski z TVN 24, dżentelmen, przy którym Bond to cham i polski faszysta, zaprosił do studia Annę Szmidt. Jak podpisano gościa? Anna Schmidt, „Aniołek” Kaczyńskiego. Po prostu ręce opadają, ale przecież TVN 24 inny już nie będzie! Idąc tym tropem, sugeruję redaktorom TVN 24 inne telewizyjne wizytówki w ich amatorskiej stacji: Hanna Gronkiewicz – Waltz, Bufetowa albo Bronisław Komorowski, Gajowy. Idźcie do przodu TVN 24, lewą, lewą! Bo Morozowski potrafi nawet biec tylko na lewej nodze. Jaki był jego plan? Ośmieszyć swojego gościa, zmiażdżyć go na antenie i na koniec wbić w ziemię. Kwintesencja dziennikarstwa TVN. Chwilami wyglądał jak Monika Olejnik. A jaki był efekt?
Morozowski wyszedł na prostaka, to mu wychodzi. Atakował, cytował coś, co Pani Anna napisała dwa lata temu i buch łbem o stół prowadzącego. I o zamachu smoleńskim prowokacyjne pytanie i gleba. A młoda polityk miała przecież debiut w studiu TVN 24. „Redaktor” wyglądał tak, jak belfer, który chce uwalić mądrzejszego od siebie studenta. Dla mnie, byłego dziennikarza, to jest Katastrofa TVN. Ten przypadek był szczególnie rażący, bo dziennikarz potraktował młodą kobietę tak, jakby zdefraudowała 2 razy po sześć milionów, czyli dwa koncerty Madonny z Muchą. Powiem tak: było to zdarzenie obrzydliwe, ale Pani Anna Szmidt była znakomita. Warto zapamiętać tę młodą osobę.
Oczywiście, nic nie wyjaśniono z wczorajszej paranoi z ewakuacją prawie 3000 ludzi. Maile przyszły krótko po północy. A pierwsze zgłoszenie na policję było około siódmej rano. To co jest? Całe ABW śpi? Cała policja śpi? Przecież śledzą nasze komputery. Co za pech z tymi mailami.
       

wtorek, 25 czerwca 2013

Straszne rażenie Tuska



Poza czasami głębokiego stalinizmu (pozdrowienia dla Profesora), to tylko Wojciech Jaruzelski miał klawe życie. W straszeniu Polaków. Był ZSRR, było ZOMO, ludowe wojsko, SB, które topiło ludzi, albo wywoziło do lasu, no i były jeszcze słynne Terenowe Grupy Operacyjne. Gdzieś tak od listopada 1981  łaziły po miastach i „pomagały” ludziom. Był cały arsenał środków odstraszania. Stały Skoty, milicyjne „budy”, stali też milicjanci. Budy były naprawdę groźne, bo jak ktoś znalazł się w ich zasięgu i nie spodobał się kierowcy, to został po prostu przejechany. No i nie było sieci, a w telefonie było słychać „rozmowa kontrolowana”, więc nikt nie odważały się  nawet powiedzieć słowa „precz”.
A jaką sytuację w kwestii odstraszaniu ma rząd Tuska? Kiepską. Ma za to groźną sieć, jest złowrogi Internet, gdzie panoszą się antypaństwowe siły. Premier sobie może postraszyć nas Grasiem, to znaczy jego spojrzeniem, ale tak poza tym to kicha. Jak zobaczę na piśmie te sześcioletnie, albo ośmioletnie  wyroki  dla cyberbandytów, a potem ich wykonanie, to może w cokolwiek uwierzę. Ale to też będzie paranoja, bo charakter tych maili, sposób ich napisania wskazywał na fałszywkę. Jest w policji psycholog od takich tekstów?

O wiele bardziej prawdopodobne jest to, że przechwycono wcześniej informację o takim planie, ponieważ inwigilacja Polaków, także młodych jest już powszechna, i w sieci, i na ulicy. A to była niezwykle cenna informacja dla PO, dla całego rządu. Wręcz prawdziwa bomba, a nie taka jak z maili. Mając taki hit, można pokazać siłę III RP, powiedzmy sobie szczerze, całą siłę. Nie ewakuowano sześciu szpitali, dlaczego? Pacjenci byli z PIS-u? Bomby nie dałoby się ukryć, bo pacjentów pilnowała ABW? Ale od razu jest lepiej w całym kraju. Tak energetycznego, euforycznego wręcz Tuska nikt nie widział od roku, nawet jak haratał na boisku. Dla mnie bomba, ale jakby to jakieś ANIMO to byli młodzi Talibowie, którym pochrzaniły się kraje, gdzie miały te maile się pojawić to wszystko odszczekam. Rażenie było perfekcyjne, zabrakło mi tylko na ulicach Terenowych Grup Operacyjnych w mundurach, uspokajających rozdygotanych przechodniów spokojnym zdaniem premiera, że nastąpi ochrona cyberprzestrzeni.  

piątek, 21 czerwca 2013

Nowe otwarcie dla naszej RP

Obejrzałem dzisiaj rozmowę redaktora Piaseckiego z Czesławem Bieleckim, politykiem i architektem. No i była miazga,  i tego redaktora, i Pani HGW. Nie chce mi się już pisać „Prezydent Warszawy”, bo to jednak obciach. Nie mieszkam  w Stolicy, ale tak jak Bielecki uważam, że wielka dziura w sercu Warszawy na Placu Defilad po sześciu latach rządów tej Pani to obciach na cały świat.
Ale chciałbym po dłuższej przerwie w „blogowaniu” napisać o czymś innym. To Nie moja to wina, naprawdę, czasami jakieś „niewielkie dziadostwo” cię dopada i wtedy wiele spraw ma znacznie mniejsze znaczenie, a życie nabiera innego sensu.. To żadne wyznanie, przepraszam. To uczciwość wobec tych kilkuset czytelników, których szanuję ponad wszystko. Wtedy jest inna perspektywa, inne widzenia świata. Chyba się zgodzicie…….ale do rzecxzy.
Chodzi już o bilans nie tylko tych rządów – Boże jakże marnych i dramatycznych - ale chodzi o bilans całej tej III RP, nie tyle nieszczęsnej, bo jednak tu żyjemy, ale po prostu marnej. Bilans jest dramatyczny, mimo budowy paciorkowych odcinków autostrad. Jedyne, co naprawdę cieszy, to POLSKA ENERGIA i POLSKI INTELEKT. Jak ktoś wątpi, w to co piszę, niech sobie pojedzie nie tylko do Londynu. Straciliśmy, przez kretyńską politykę tego rządu, lekko licząc około miliona młodych, mądrych Polaków. To wystarcza już, by ich zwalić ze stołków. I liczę na Młodych, że ich pogonimy. W tej zamulonej materii medialnej nie widzimy wielkiej ENERGII polskich firm, a to jest skarb narodowy, i tych milionów ludzi pracujących w hipermarketach. To też jest skarb narodowy,, bo to są pszczoły, tylko po co nam tyle „pszczół”, skoro są pszczoły prawdziwe.

Ale bilans jest bardziej dramatyczny. W ciągu 24 lat rozmontowano całą infrastrukturę techniczną kraju. Nie mamy torów i nie mam kolei, a pociągi jeżdżą generalnie wolniej, niż przed wojną. Została rozwalana polska edukacja przez jakąś wariatkę, i jeśli wariatka chce się o to słowo procesować,  to proszę bardzo, ujawnię swoje dane. Polska zachowuje się wobec sąsiadów jak zając. Jak coś się dzieje, to hyc ucieka przez miedzę, jak w komedii z Kobielą, chyba pamiętacie.. Wszystkie sukcesy autostradowe to bujda – padły firmy budowalne. Nawet we włoskiej mafii tak by nie poszło. Jak ktoś chce bronić HGW, to sorry Gregory. Stadiony, no pięknie, są, ale budowały je samorządy, nie rząd. No i znowu afera korupcyjna z 6 milionami w tle. Proste pytanie Panie Tusk: Jaki Pan Ma duży sukces? Nic, nic. Nie mam nic, bo nie mam nic. To., co jest w Polsce, to wielkie zachodnie koncerny inwestujące w Polsce. I to jest ten bilans. Rozwalony system emerytalny, więzi społeczne, skłócenie Polaków, koszmarny system prawa pracy. Niech nikt się nie dziwi, że przewodniczący Duda wyjdzie ona ulicę. Kryzys tej Europy jest już powszechny. U Wyspiańskiego były o Chińczykach, ale dziś tylko Niemcy trzymają się mocno. A Polska? Polska nie ma polityki!!! Ani europejskiej, ani wewnętrznej. Degrengolada tego systemu jest oczywista i Tusk szuka ucieczki. Ale dokąd On może uciec?  Na boisko?

Tu nie chodzi o myślenie negatywne. Tu chodzi o myślenie o państwie.  Tu – w Europie – okazuje się, że państwo jest najważniejsze. Ktoś to rozumie to z „artystów” polskiej polityki?. Nie jestem tu krakowskim „mędrkiem” (tak mówił  kiedyś o mnie Ojciec mojej Narzeczonej). Myślę sobie tylko, że jak coś chcecie, to zróbcie to. Porównajcie sobie mobilność Brazylijczyków do polskiej. Nie chodzi o wielki bunt, tylko o normalność. I chodzi o to, by nie traktowano Ruchu Narodowego, jak złej Panny. Są ważni dla Polski, tak samo jak PiS. Jest tylko jedno pytanie, a właściwie wezwanie: Przyciągnięcie młodych ludzi! ONI CHCĄ NIEPODLEGŁOŚCI, A NIE TEGO DZIADOSTWA z tym Prezydentem od śpiewania  piosenki Ho, ho, ho”. To jest za duży kraj na małe tematy i na tak małych ludzi.   
   
    
     

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Polska u progu wolności

Polska scena polityczna zaczyna się skręcać w konwulsjach. Pochodną tego jest skręcanie się Donalda Tuska, który zaczyna przypominać gościa, który został przefiltrowany przez pralkę „Franię”. Kocioł, w którym gotowano wciąż te same potrawy, już nikomu nie smakuje. Wywar pozostał tylko jeden: PiS. No i salon ma problem. Z całej plejady różnych partii politycznych, żadna nie znaczy dziś w Polsce tyle, ile trzy czy pięć lat temu. To ponura rzeczywistość polityczna, przyznajmy: Jarosław Kaczyński, a potem długo, długo nic. Można rzec, że prezes PiS ma komfortową sytuację. Spokojnie, bez krzyku, haseł, wielkich wezwań, może przejąć władzę w Polsce. I pewnie ją przejmie. Nie jest dynamicznym, młodym liderem tak jak poseł Wipler (ten żart musiał tu mieć miejsce, przepraszam), ma natomiast autorytet i zaufanie społeczne, coś, czego nie zdobywa się w pięć minut, ani podczas dziesięciu wejść na antenę, tej czy innej „tiwi”. A jednak sytuacja PiS-u wcale nie jest taka komfortowa. Jest bowiem coś więcej, niż tylko oczekiwanie zmiany władzy w Polsce. Jest oczekiwanie wolności, tej na miarę XXI wieku, ale korzeniami tkwiącej gdzieś w Sierpniu 1980 roku. Tego najbardziej boi się tak zwany salon III RP. To dlatego też, uprzedzając być może Kongres Ruchu Narodowego, główny publicysta salonu, redaktor Michnik straszy swoich czytelników faszyzmem. A czym on może dzisiaj jeszcze straszyć? Nie ma czym, to też jest szerszy problem lewicy i lewactwa w Polsce.

Wracając do owego kotła, to jest tak, jakby Michnik chciał poprawić smak swojej zupy, wrzucając tam stary sowiecki kalosz. Nie ma i nie będzie już prostego odwoływania się do spuścizny II RP, w tym także do ideologii KPP, bo Czerska musiałaby dziś strzelać w tył głowy i całkiem oficjalnie współpracować z Putinem.  W powietrzu unosi się kolejny przełom, i - co budzi nadzieję - tak zwane służby postsowieckie nie bardzo mają patent na to, jak teraz tym pokierować, bo nie ma już „Bolka” i tak wszechpotężnej lewicy laickiej, skłonnej przecież przed Sierpniem 80` do finlandyzacji Polski. Nie bardzo jest jak i z kim. Ostał się co prawda Pałac Prezydencki, ale paradoksalnie, budzi on zaufanie nie tej Polski, na której zawsze zależało PO i Adamowi Michnikowi. Tak zwani młodzi wykształceni to nie jest elektorat prezydenta erudyty. Salon bardzo długo cieszył się, że ambitni, mobilni, albo po prostu zaradni opuszczają Polskę. O ile łatwiej jest sterować ludzkimi masami, które uwierzyły w tak zwany okrągły stół. A o ile trudniej jest wciskać kit tym, którzy urodzili się w latach osiemdziesiątych i widzą przekręt na przekręcie, już na etapie rekrutacji do jakiejkolwiek pracy.

 Okazało się też, że gdzieś na obrzeżach tak zwanej oficjalnej kultury ludzie mający po dwadzieścia, dwadzieścia jeden lat, śpiewają o Ojczyźnie. Może profesor Czapliński to wyjaśni, skąd się bierze ta narodowa „zaraza”. Jest to, wyjaśniam głupkom, naturalna dla naszego Narodu potrzeba wolności. Ona jest ponad stuleciami, ponad podziałami. Różnie sobie radziliśmy z ową wolnością. Ale dziś, to nie jest chaotyczny ruch. Młodzi ludzie, którzy jeszcze nie wyjechali i nie chcą wyjeżdżać mają dosyć III RP, dosyć tych paskudnych politycznych mord, które codziennie mówią to samo: jest coraz lepiej, mosty gotowe, drogi przejezdne, biurowce wysokie i druga linia metra. Kim właściwie jest, w tym kontekście, Hanna Gronkiewicz – Waltz? Czy tylko nieudacznikiem  (nieudacznicą) ? Nie, to jest szerszy problem władzy w III RP.  Stolicą państwa rządzi osoba, której miejsce można lokować gdzieś na obrzeżach marnej restauracji, a nie magistratu Warszawy.

To wszystko wychodzi teraz na wierzch, bo wyjść musiało.  Lewacy sieją panikę, bo Kongres Ruchu Narodowego mówi o tym, że „nasza armia przywróci porządek”. Ale co w tym złowrogiego, skoro Polska nie ma dziś armii, a to co ma, to może odstraszyć jedynie księstwo Monako? Tak nisko właśnie jako państwo upadliśmy. Dla Czerskiej to nie jest problem, bo państwo w ogóle im się źle kojarzy. Tymczasem, gdzieś podskórnie, widać jak na dłoni, że nowe, młode pokolenie Polaków, choć zdominowane przez sieć i nowy świat, czuje to, co czuli ich dziadowie i pradziadowie:  miłość do Polski. Dlatego Prawo i Sprawiedliwość, jeśli chce objąć ster nadchodzącego przełomu, powinno otworzyć się na młode pokolenie, nie plakatami, tylko rozmowami! Programowo, personalnie, ideowo. To jest polityczny dynamit, który wysadzi III RP. Bez wojny, bez krwi, ale będzie bolało, oj bardzo, to wykluczenie sowietyzmu i lewactwa z polskiej historii. To będzie bardzo kanciasty stół Panie Redaktorze.            

niedziela, 9 czerwca 2013

Taka historia

Pomiędzy 1939 a 1945 rokiem w Europie nie było Niemców, byli jedynie naziści i polskie obozy śmierci, w których polskimi zapewne rękami mordowano setki tysięcy Żydów, można powiedzieć, że właściwie to naziści chcieli już odpuścić z tym cyklonem, ale zapał Polaków był tak wielki, że poszli im na rękę. Polski antysemityzm nasilił się w okresie stalinowskim, kiedy  dzielne zastępy komunistów były skrycie mordowane przez bandy akowskie. Jakże słusznie, w takim razie, we współczesnym niemieckim serialu zwraca się uwagę na bandytyzm polskiego podziemia. Może nie wszyscy Polacy wydawali Żydów podczas wojny, ale na pewno większość. Tymczasem w bohaterskiej Francji podziemni żołnierze niszczyli nazistowskie dywizje, nieprzerwanie aż do 1945 roku, co zauważył polski prezydent Bronisław Komorowski, mówiąc o braterstwie broni Francuzów i Polaków. To chlubny wyjątek, bo tak poza tym, polscy piloci wojskowi nie potrafią w ogóle latać samolotami i do tego są pijani. To dlatego 10 kwietnia 2010 roku TU-154 M roztrzaskał się tak fatalnie w Smoleńsku. Gdyby to był inny, rosyjski albo niemiecki pilot, Tupolew może by pękł na pół. A wtedy wielu pasażerów by ocalało. Ale pod polskim dowództwem, musiał się rozlecieć na setki tysięcy części. Tak to już jest z Polakami, że nic nie potrafią. Naziści chodzili po miastach, a Polacy biegali za nimi i krzyczeli: -Mam Żyda! Tak właśnie było. Nawet nazista by tak nie postąpił. W ogóle to ci naziści byli fajnie ubrani i mieli dobre intencje, tylko Hitler namieszał, bo go sprowokowała Polska.

A dziś, tej Polsce, wszyscy uchylają nieba, dają żyć Polakom. Mają swoje sklepy, walutę, pracę i własną telewizję, a i tak niektórzy chodzą niezadowoleni. Rosja daje gaz, Niemcy budują drogi i w ogóle wszystko tym Polakom budują, a ci niewdzięcznicy mówią o kondominium. Tylko Sikorski właściwie rozumie intencje Berlina. No i Tusk też rozumie jak jest. On wie, że to jest ogólna nienormalność i trzeba coś zrobić z tą zaściankową polskością. Ona uwiera już całą Europę. Francuzi, którzy tak dzielnie walczyli z okupantem przez cały okres wojny nie mogą pojąć jak to jest z krajem nad Wisłą. Wojnę przespali, pozakładali obozy dla Żydów i tylko żarli rąbankę ze szmuglu. A teraz chcą tej swojej polskości. Berlin też z pobłażaniem na to wszystko patrzy i jeszcze nawet swoich tragicznie utraconych ziem nie zabrał. Daje wolną rękę swoim obywatelom, niech walczą o majątki, na których siedzą teraz polscy chłopi. Do tego wszystkiego, co celnie zauważa główny polski publicysta, w Polsce odradza się faszyzm, obrzydliwy faszyzm, który już dawno pokonano na całym Zachodzie, a szczególnie w Niemczech, kraju, który tak nieszczęśliwie został wciągnięty w wojnę, której nie chciał żaden uczciwy Niemiec. Dziwią się różne francuskie i brytyjskie gazety, jak to jest, że w III RP szaleje faszyzm i antysemityzm. Nie ma już litości dla Polaków. Nacjonalizm zżera im umysły, chodzą po tych miasteczkach i szukają jakiegoś obcego, żeby go zbić. To smutne, bo jest garstka nowoczesnych Polaków na czele z głównym publicystą, która brzydzi się taką Polską, w której żyją Polacy i myśli intensywnie jak to zmienić, jak zrobić Polskę nie Polską. Jak już się to uda zrobić, uwierzcie, będą na pewno znowu nazistowskie obozy śmierci, a Hollywood nakręci fajny film o bohaterskim żołnierzu AK.

sobota, 8 czerwca 2013

Telewizyjna masakra

Ilekroć coś dzieje się wokół Telewizji Polskiej, zaraz pojawia się cały chór publicystów, blogerów, różnej maści polityków, żeby TVP sprywatyzować  albo po prostu zakopać, zaorać, rozparcelować, bo jest beznadziejna.  Beznadziejne to jest takie myślenie. W gruncie rzeczy działanie na szkodę Telewizji Polskiej to nic innego jak sabotaż, działanie na szkodę naszego państwa. Każdy zachodnioeuropejski kraj dba o swoje media publiczne, ponieważ są one ostoją kultury narodowej, wartości charakterystycznych dla Niemców, Francuzów czy Anglików. Pierwszym sabotażystą III RP w sprawie TVP jest oczywiście Donald Tusk, dla przypomnienia premier. Otóż premier, a nie kto inny, wezwał do zrujnowania finansów mediów publicznych. A to są media polskie, też dla przypomnienia. Czasami Kwiatkowskiego, innym razem pampersów, jeszcze innym razem pisowskie. Ale nasze. Ich obowiązkiem, misją jest promowanie wartości integralnie związanych z naszym narodem. Jest promowanie Polski i Polaków, obrona kultury narodowej. Niestety, rzeczowej dyskusji o roli TVP w dobie Internetu i kanałów tematycznych, nie ma od lat. I już nie będzie…..


Młodsze pokolenie w ogóle nie widzi problemu, bo publicznej nie ogląda. Abonament uważa zaś, tak jak premier, za haracz. Po co, do jasnej cholery, płacą więc ten haracz inne narody europejskie? Jesteśmy w jakiejś awangardzie? Cwani geszefciarze podpuszczają tłum i mówią, że trzeba to sprywatyzować. Ta śpiewka ma co najmniej 18 lat, bo już za prezesa Miazka dzielono po nazwiskach, kto weźmie ten czy inny ośrodek regionalny telewizji. Trwa to z przerwami do dziś. Ponieważ nikt oficjalnie nic nie wziął, okrada się media publiczne pod płaszczykiem produkcji zewnętrznej. Niejeden etatowy kierownik produkcji z Woronicza ma trzy, cztery firmy zewnętrzne, które robią prawdziwą kasę. Zarabia miesięcznie od 50 do 100 tysięcy złotych. I szafa gra. To jest zjawisko ciągnące się od końca lat 90 –tych. Teraz bocznymi drzwiami znowu się prywatyzuje TVP. Nie wiedzieć czemu, wyprowadza się ludzi z telewizji na zewnątrz do prywatnej spółki, która ma płacić dziennikarzom czy montażystom pensje. Wokół tego biznesu kręci się już sławna firma Work Service, byłego senatora  PO Tomasza Misiaka. Lody, znowu są do kręcenia lody. Dla PO, dla tej obywatelskiej partii, która pracuje dla Polski, co zauważył znowu jej lider Donald Tusk. A to on jest sprawcą obecnej katastrofy finansowej TVP. Do tego, na czele telewizji stoi prezes likwidator czyli Juliusz Braun, człowiek wybitnie nieudolny w zarządzaniu czymkolwiek, chyba nawet samym sobą, za to maczający palce w projekcie ustawie o radiofonii i telewizji w 2002 roku, kiedy to już prawie „przewalono” prywatyzację „Dwójki”.


Przypomnę wszystkim ochoczo walącym w TVP, że w przeciwieństwie do TVN czy Polsatu, jest to telewizja polska. Należy do Skarbu Państwa. Płaciły na nią i na jej rozwój, na potężna infrastrukturę,  miliony Polaków przez dziesiątki lat, ale Donald Tusk „nakazał”, by nie płacić. W 2001 roku wpływy z abonamentu RTV wynosiły ok. 900 milionów złotych, dziś nie sięgają nawet dwustu milionów. Juliusz Braun nie ma żadnego pomysłu na TVP, bo nie ma nawet pomysłu na samego siebie, a gdyby miał to już by go wylali. Bo idea jest prosta jak budowa cepa: wziąć, sprywatyzować, zarobić kasę, podzielić się z kim trzeba i żyć jak pączek w maśle. TVN nadaje po polsku tak jak Polsat, ale obie te stacje nie mają obowiązku szczególnej dbałości o wartości narodowe, o naszą kulturę i tradycję. Seriale TVN-u mogą równie dobrze dziać się w londyńskim City czy na przedmieściach Paryża. Nie ma tam nic z polskiej kultury, jest tylko papka. Ale im tak wolno, nic nam do tego, nie ma co się o to pieklić, to komercja, ich biznes. W sporze o TVP chodzi tylko i wyłącznie o rozwalenie POSLKIEJ telewizji. To skandal, ale on, prawdę mówiąc, mało kogo już interesuje. Przypomnijmy. Tomasz Lis ma w TVP 2 prosty program, prosty jak drut, ale realizuje go jego firma zewnętrzna, biorąc za to grube, grubsze nawet niż na zachodzie, pieniądze. Dlaczego? Co jest tak unikalnego w tej produkcji ja i cztery fotele, że nie może tego zrobić zespół TVP?  To, co się dzieje, to jest stan  agonii polskich mediów publicznych. A większość stoi z boku, przygląda się i jeszcze popędza: -Tu jeszcze, tu coś jeszcze nadają, sprzedać to!  
    
   

piątek, 7 czerwca 2013

Jeszcze PiS nie zginął

Tytuł tego tekstu nie jest ani nadużyciem, ani nieporozumieniem. Nie jest nadużyciem, ponieważ Prawo i Sprawiedliwość broni niepodległości Polski w Europie, jej  podmiotowości. Jak nazwać tych polityków, którzy sprzyjają przejęciu Azotów faktycznie przez Rosję i całkowitemu uzależnieniu naszego kraju od wschodniego sąsiada? Tytuł nie jest też nieporozumieniem, bo wprawdzie  w sondażach PiS zwycięża, ale jednocześnie wokół partii i Jarosława Kaczyńskiego rozpoczął się prawdziwy sabat czarownic. Nie słyszałem, by z prawej strony ktokolwiek mówił o usunięciu Donalda Tuska z funkcji szefa PO i wstawieniu tam dajmy na to Grzegorza Schetyny, bo ten bardziej pasowałby PiS. Aleksander Smolar pozwolił sobie jednak na stwierdzenie o usunięciu Jarosława Kaczyńskiego. On, Europejczyk, salonowiec, intelektualista, posługuje się językiem talibów. Co jest? Wymsknęło  mu się? A może jednak jest to jakiś znak, cel, który mają osiągnąć politycy prawicy przeciwni dominacji Jarosława Kaczyńskiego. W tym sabacie bierze udział Leszek Miller, człowiek wydawałoby się przytomny, jeśli chodzi o tak zwane państwowe pryncypia. Niestety, Miller gra tak, jak każe salon, czyli akcja ma charakter powszechny, trwa pełna mobilizacja. Szef SLD opowiada kompletne bzdury o podziale  Polski na zaściankową (PiS) i postępową (SLD i PO). Wraca do programu Tuska z 2007 roku, który podzielił w sumie Polaków na ciemnych i światłych. Ruch Millera jest tym bardziej chory, że on właśnie w tej Polsce „zaściankowej” ma jeszcze resztki poparcia.

Prawo i Sprawiedliwość stanowi dla elit III RP śmiertelne zagrożenie, tak jak była nim dla komunistów siła ruchu „Solidarności”. Nie siła paktującego Wałęsy, tylko ludzi Solidarności, tych, których przegoniono z Polski, tych, którzy dziś cierpią na choroby układu oddechowego, bo całymi latami drukowali bibułę. To jest „Solidarność”, a nie Lech Wałęsa. On jest beneficjentem tego systemu, systemu III RP, i to on bałwochwalczo i z pychą na okrągło opowiada, jak obalił komunizm. Śmieszne i tragiczne jednocześnie, bo przecież komunizm w Polsce i w całym bloku radzieckim obalił się sam, zdając sobie sprawę, że wyścig z Ameryką jest drogą donikąd, a także wiedząc, że na Zachodzie, a także w krajach bloku, na „wielki przełom” czekają  całe zastępy wszelkich odmian lewactwa, pragnącego zrealizować koncept laickiej i postępowej Europy. Jak im to wyszło, widać już teraz. Sromotna porażka tej idei powoduje, że lewacy przytulają się albo do Moskwy, albo do Berlina. Jak zawsze zresztą. Pospiesznie przepycha się jeszcze śluby homoseksualne, co w końcu skończy się terrorem postępu wobec tradycji. Albo skończy się też buntem tradycji przeciwko lewactwu. I oby tak się stało. Bo salon europejski nie ustąpi.

Najlepiej właśnie widać to teraz w Polsce. Prawo i Sprawiedliwość rośnie w siłę, ma wpływy, ma struktury, ma wyborców. Wcale nie zaściankowych, całkiem nowoczesnych, ale żyjących w zgodzie z tradycją, w zgodzie z Polską. To burzy przyszły porządek europejski, nie pozwala spać Aleksandrowi Smolarowi całymi nocami. My żyjemy w zgodzie z Polską, oni żyją w zgodzie z lewacką utopią, w której Polski, już od czasów Róży Luksemburg, w ogóle nie ma na mapie Europy. Trzeba więc bronić Prawa i Sprawiedliwości jak niepodległości. Nie można dać się podzielić  ani zwieść wyjściom na zewnątrz partii w niby szlachetnych to celach. Nie ma takich celów. Nie ma miejsca dla Wiplerów. Prawo i Sprawiedliwość musi obecnie tworzyć monolit, skałę nie do ruszenia. Bo nie mówi się o usunięciu szefa partii przypadkowo. Jeśli PiS będzie chciał otworzyć się bardziej na wielkomiejski elektorat, nie będą do tego potrzebne struktury Gowina czy Wiplera. To zupełnie chory koncept. W trudnych chwilach trzeba zaufać przywódcy  ugrupowania. A nie mieszać i tworzyć dziwne odnogi. Tak długo jak PiS będzie jeden, z tym samym od lat liderem, tak długo lewacki sabat będzie bezskuteczny.                               

czwartek, 6 czerwca 2013

Agenci Jarosława Kacczyńskiego

Poseł Wipler to najprawdopodobniej ostatnia wielka szarża Kaczyńskiego przed totalnym przejęciem władzy, już niemal absolutnym. Szacuje się, że opozycja w Sejmie RP będzie miała co najwyżej dwudziestoprocentowe poparcie. Zawsze pytano, jak pamiętamy, o tak zwanego kreta u Pisowczyków. Tak to właśnie obmyślił JK. Niech pytają o kreta. W tej sprytnej grze udział brało nawet kilku znanych reporterów ulubionej stacji PiS, czyli TVN 24. To zadaje kłam opiniom, że na Wiertniczej nie lubią PiS-u. Ależ skąd! Tam nawet, codziennie rano, w kafejce, wszyscy piją „Pisowiankę”, ulubioną wodę mineralną Jarosława Kaczyńskiego. Niegazowaną. Sobieniowski wypija dwa litry.

Agentura JK jest niezwykle rozległa i sięga daleko poza granice kraju, ale o tym później. Do Wiplera, najbardziej popularnym agentem JK był popularny Zioberek, czyli Ziobro Zbyszek, razem z żoną i z dzieciątkiem. To był prawdziwy majstersztyk JK, że właśnie w tym szczególnym dniu, Zbigniew Ziobro razem z Patrycją i z maleńkim synkiem wychodził i z PiS-u i ze szpitala. Kurski Jacek lepiej by tego nie wymyślił. Agentura Ziobry i Kurskiego działa bez zarzutu. W zasadzie wszystko, co było jakoś tam prawicowe, i było poza PiS –em, zostało wyczyszczone przez agenturę do zera. Nie ma nic, tylko JK. Napracowali się co prawda dwaj liderzy z Solidarnej Polski co niemiara, nachodzili się do TVN 24 tyle, że nie było nigdy wiadomo, czy wchodzą tam, czy wychodzą stamtąd. Dodatkowo Ziobro wkradł się sprytnie w łaski Pałacu Komorowskiego i nasłuchuje (już mam problemy z ortografią…), co też Mistrz knuje przeciwko Alejom Ujazdowskim. Że knuje, wiadomo, a Ziobro wie co, więc wie też i Kaczyński.

Równie znakomite, albo, użyjmy lepiej słowa fajne, było posunięcie z zastępem drużynowym europosła Marka Migalskiego. „Pejoteny” (pejoten – w wolnym tłumaczeniu znaczy polityczny elektron) krążą sobie od ponad roku po Polsce, jako wolne elektrony i gadają, cokolwiek, byle było widać, że żyją. Do kamery, gadają, do człowieka jednego tez gadają, napiszą bloga, a potem znikają. Pejoteny, zgodnie z instrukcją wymiotły na amen cały środek sceny politycznej w Polsce.  Jest on tak dokładnie zamieciony i wymieciony, że nie ma już nic do zamiatania. Można co najwyżej siąść samemu, albo, we dwóch, z Pawłem Poncyljuszem na ławce i powiedzieć:  „ - Marek, odwaliliśmy dla Polski kawał dobrej roboty i nadal  rośniemy w siłę, jutro przyjdzie jeszcze ktoś”.  Kiedy ci z Platformy  patrzą na nich myślą sobie, całkiem słusznie zresztą, trzymajmy się razem, bo rozwala nas na miazgę.

Problemem dla Jarosława Kaczyńskiego była przez długi czas lewica, ale i tu znalazł wyjście. Zagrał tak, że będą pisać o tej historii i za sto lat. Jest bowiem tak, że największym i najważniejszym agentem JK jest sam Leszek Miller, szef SLD, były premier. Nie jest to taki typowy agent na usługach, który odbiera instrukcje ukryte w sejmowym bufecie, jest to agent wpływu najwyższej próby.  Leszek Miller, otarł się kiedyś o moskiewskie pieniądze, ale potem, jako jedyny polski polityk wysokiej rangi spędził całkiem sporo czasu w  Langley, głównej siedzibie CIA. Tam został skutecznie „przewerbowany” najpierw na stronę zachodnią, a potem, już po konsultacjach z JK, jako supertajny agent przyszłego prezesa PiS. Rozmawiałem z Leszkiem Millerem krótko po jego powrocie Z USA w 1996 roku (autentyczne) i wtedy ówczesny szef MSWiA mówił już jak republikanin. Co oni mu tam zrobili w tej Wirginii, nie wiem, ale mówił, że może być co najwyżej 8-10 regionów w Polsce, w ogóle mówił do rzeczy. Otóż Leszek Miller dostał kilka miesięcy temu szczególne zadanie. Zadanie to już praktycznie wykonał.

Mianowicie, Donald Tusk, człowiek który za słowo liberalizm wszedłby na najwyższy komin w Unii Europejskiej, ogłasza, że jest trochę socjaldemokratą. Co się stało, pytają się zgodnie publicyści, kazali mu na Czerskiej czy jak?  Otóż nie. To Leszek Miller rozmiękczył Tuska tak jak chciał, rozrobił go, rozprowadził, wymieszał, wykręcił, jak najlepsi spece z Moskwy albo z Langley. Wymazał z mózgu Tuska słowo liberalizm, wyjął mu je jednym wprawnym ruchem ręki jak Lecter i nasączył prawą i lewą półkulę socjaldemokracją, lewicą, feminizmem, lewactwem i partnerstwem. W ten sposób, sam, może za kilka miesięcy być partia środka, partia centrum, gotową do współpracy z PiS. Tak to wygląda naprawdę, a mówimy tylko o wycinku pisowskiej agentury, jednej z lepszych agentur w Europie. O tym się prawie głośno nie mówi, ale do strefy wpływów JK zalicza się tez samego Putina. Dowodów na to nie ma, ale przesłanki jak najbardziej. To Putin trzyma Tuska w szachu już ponad dwa lata, przez lider PO stracił cały swój wspaniały impet rządzenia, zapał do reform, a nawet chęć do gry w piłkę. Takiej agentury jak Jarosław Kaczyński nie w Polsce nikt. Jak myślicie, czyj jest Jarosław Gowin? Cieszmy się więc, że Donald Tusk został właśnie socjaldemokratą, koniec już bliski.


środa, 5 czerwca 2013

Statyści i daty

Przyglądam się tym wszystkim twarzom i postaciom, z których większość stała na zdjęciu obok Lecha Wałęsy w 1989 roku. I przychodzi mi na myśl jedno słowo: masakra. Polityczna masakra. Przecież Polska głosowała na nich, a dziś pozostał już tylko teatr. Kiedy ogląda się sznur tych ludzi w Pałacu Prezydenckim 24 lata później, 4 czerwca 2013 roku, tylko jedno przychodzi na myśl – upadek. Ludzie czystej władzy, żadnych poważnych idei, które rodziły się w Sierpniu 1980 roku, po prostu polityczna dekoracja, za którą kryją się prawdziwi mocodawcy. Surowy to może pogląd, ale to statyści. Polska żyje bez realnej, widzialnej władzy. Bez wizji na przyszłość. Platforma i Tusk całkiem oficjalnie postawili sobie za cel, by nic ciekawego dla Polski nie zrobić, by to był kraj bez właściwości, jakiś taki niby europejski, taki jak nam powiedzą na Zachodzie. Jakaś myśl odśrodkowa? Żadnej. Niech ktoś wskaże choć jedną oryginalną myśl kogokolwiek z tej postępowej ekipy poszukiwaczy kasy. Oni sami w nic już nie wierzą, ale nam każą za to wierzyć we wszystko, co im ślina na język przyniesie.

Prezydent III RP nawołuje do tego, by się cieszyć i radować. Kto się nie raduje, ten nie jest wolny. Jakby tego było mało, dorzuca tezę o zagrożeniu interwencją radziecką w 1989 roku. Że palnie zawsze coś ni z gruchy niż pietruchy, to jedno jest w jego mowach pewne i najbardziej w sumie zrozumiałe. Donald Tusk też staje się już tylko polityczną dekoracją, bez większego wpływu na cokolwiek. Można się domyślać, ze przydałby mu się teraz do władzy ożywczy Leszek Miller. To wszystko razem oznacza – na nasze szczęście, miejmy nadzieję – schyłek całej tej okrągłostołowej formacji politycznej. Zaraz usłyszę, że był tam i Jarosław Kaczyński. Był, wielu było, ale jest jedna zasadnicza różnica pomiędzy statystami i JK: on ma wizję Polski, on bardzo szybko odszedł od tego stołu zmowy, a oni nie mają nic do powiedzenia, wchodzą tylko na wizje, by nas ciągle mamić i oszukiwać. To jest fundamentalna różnica.


Nie mamy żadnej daty po 1945 roku, z której moglibyśmy tak do końca się cieszyć, poza datą wyboru Karola Wojtyły na Papieża. Ale to sprawy boskie. Ta data jest czysta, piękna, niesamowita. Każda inna data ma jakąś skazę. Być może jeszcze sam koniec strajków w 1980 roku zasługuje na wielkie polskie święto. Nie interesują mnie tutaj polityczne rachuby, mega skale, tylko sami ludzie, ich zachowanie. A właśnie wtedy ludzie płakali ze szczęścia, że robotnicy dogadali się z władzą, że tym razem nikt do nas nie strzelał. Widziałem to sam na własne oczy, na ulicach Szczecina 30 sierpnia 1980 roku. To było wręcz coś wstrząsającego, bo nigdy potem nie czułem w tych napotykanych przez siebie osobach tak wielkiej fali wolności. A przecież z kart historii wiemy, jak dużo było i wtedy manipulacji, jak bardzo władza chciała kontrolować przez agentów SB ten wybuch radości i pozytywnych emocji. Nie udało się. Był wybuch wolności. Dziś niewiele się o tym mówi, pomija się wręcz tamto zwycięstwo, a ono było największe, bo prawie nasze.  Bo to było zwycięstwo "Solidarności".


Oficerowi medialni dociskają dziś prawicę, czy ona się cieszy z tego 4 czerwca 1989 roku. No i jak zwykle, nawet poważni politycy prawicowi czy publicyści dają się kręcić tym oficerom jak bączki. Że owszem, to było ważne, to był przełom. Mówią te bzdury, bo też chcą być trochę tacy poprawni politycznie. No bo obalono komunizm. Problem w tym Panowie i Panie, że wtedy nic nie obalono. I do dziś nie obalono. To jest dopiero do obalenia. I to jak najszybciej, bo zniknie państwo. Dlatego nie mamy jeszcze takiej wielkiej daty zwycięstwa, jak 11 listopada czy Bitwa Warszawska. Musimy na datę zwycięstwa zapracować i to bardzo ciężko. Okrągły stół i 4 czerwca 1989 roku, utorowały wręcz drogę do kontynuacji władzy tych samych ludzi, co w PRL, tylko pod innymi sztandarami: wolny rynek, demokracja, prywatyzacja. Szanujmy więc Sierpień 1980, szanujmy tamtą naszą prawdziwą wolność, naszą siłę. Wtedy tamta władza bała się nas, a my się chyba niczego nie baliśmy, my o niewolniczej naturze, jak to lubi mówić jeden publicysta prawicowy. A kogo dziś boi się władza? Merkel i Putina, nie Polaków. I trzeba to zmienić.

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Wipleryzm i Polska

Wipler się poświęca. Rozprowadzi prawe skrzydło rozpadającej się PO, zawrze sojusz z Gowinem, no i Kaczyński będzie miał wolnorynkowe zaplecze polityczne, tak trochę z boku, ale za to wykształceni z młodych miast idąc za Wiplerem, pójdą tak naprawdę za PiS- em. Genialne posunięcie Prezesa, na pewno je ustalił z Przemysławem. Może być i tak, że to zdrajca, człowiek z chorymi ambicjami politycznymi, że ma nawet plan obalenia JK. A przecież Kaczyńskiego nie da się obalić, dopóki żyje. To akurat prawda. No i jest jeszcze podskórnie podawana wersja, że to ktoś w rodzaju agenta wpływu, który się teraz właśnie ujawnił, bo PiS zagraża Układowi. Nie, nie dam się wciągnąć w wipleryzm, bo nawet nie wiem, o co w tym wszystkim chodzi, nie bywam na prawicowych spędach towarzyskich i programowych, więc nie wiem, dlaczego wczoraj powstał wipleryzm.
Co to jest wipleryzm? To nadmiar dyskusji na prawicy nad zdarzeniem na to nie zasługującym. W końcu sam bohater opublikował swój manifest, powiedział, o co mu chodzi. Swoją drogą, niejeden bloger może sobie każdego dnia napisać taki manifest, ale co dalej? Dziwi mnie w tekście posła Wiplera, między innymi, taki mały fragment:
„Polska polityka jest u progu wielkich zmian. Po wielu spotkaniach z Polakami w całym kraju zostałem przekonany, że powinienem wziąć istotny udział w tych zmianach.”

Przepraszam bardzo, ale co poseł Przemysław Wipler robił do tej pory w PiS, w Fundacji Republikańskiej? Gdzie on był, na Wyspach Hula - Gula? Co to za dziwne pokolenie młodych polityków wyrosło nam, i po prawej, i po lewej stronie. Wchodząc do Sejmu, będąc jednym z liderów PiS-u, z natury rzeczy bierze udział w różnych – dużych i małych zmianach, jeśli oczywiście chce. Ale, jak rozumiem te słowa, to dla niego już za mało, jest mu za ciasno. Po spotkaniach z Polakami uznaje, że teraz musi wziąć w końcu sprawy w swoje ręce. I wychodzi z PiS. Jaki jest sens tych słów? Chyba taki: w PiS nie ma atmosfery do realizacji takich wielkich zmian, w PiS człowiek się dusi, jak twierdzi Dorn. Krótko mówiąc, istotny udział w wielkich zmianach jakie nadchodzą, możliwy jest już tylko poza PiS –em. To szalenie ciekawy koncept. Ale nic z niego nie wynika. Nie znamy nawet choć pięciu ludzi wielkiego przełomu Wiplera, a on chce dokonać przełomu.

Oczywiście, pewnie cały PiS zgodziłby się z przesłaniem manifestu, bo diagnoza stanu państwa jest w nim poprawna, ale znowu dziwi tu jedno: ani razu nie pada nazwa partii rządzącej. Przypadek? Być może. Nie mowy o głównym i jedynym winowajcy fatalnej kondycji finansów publicznych, emigracji młodych zdolnych ludzi za granicę czy sprawcy dramatu w służbie zdrowia i edukacji. Nie ma ani razu z nazwy mowy o PO!

Nie zgadzam się na wipleryzm, bo niczego nie wnosi do naszej dyskusji o Polsce. Nie zgadzam się z twierdzeniem, że Jarosław Kaczyński jest zbyt mało liberalny, bo to bzdura w świetle rządów Zyty Gilowskiej w MF. To wszystko bujda z chrzanem. A tak poza tym, to może zatrzymajmy się na chwilę i zapytajmy, o co teraz chodzi nam u schyłku rządów Platformy i Tuska? Czy o całkowity demontaż III RP, jej wszechogarniającego systemu i budowę nowego demokratycznego państwa od podstaw, czy też tylko o samo zwycięstwo wyborcze? O co chodzi Wiplerowi? PiS potrzebuje paliwa politycznego i programowego, by przyciągnąć do siebie część rozczarowanego elektoratu PO i ludzi w ogóle dotąd nie chodzących na wybory. Żeby tak się stało, muszą uwierzyć w to, że będzie to nowa, uczciwa Polska, a nie kolejna mutacja III RP. Pójdę dalej, jak wyślemy na emigrację albo za kraty pasożytniczą klasę panującą obecnie w Polsce i pokażemy, że to jest dobre miejsce na ziemi, to być może milion Polaków wróci z powrotem do Ojczyzny. Nie wipleryzm, tylko rozprawa z III RP. W III RP nie da się już nic zbudować. Nie buduje się domu na bagnie.