czwartek, 31 marca 2016

Kontrolowany amok opozycji

Żaden kompromis w sprawie Trybunału Konstytucyjnego nie jest możliwy, bo żadnego kompromisu nie chcą: KOD, Wyborcza, TVN, PO, TOK FM, "Fakt", Nowoczesna, PSL (chyba), wolni lewacy i lewaczki, artyści od buczenia i rechotania, prezes Rzepliński oraz Włodzimierz Cimoszewicz i Borys Budka - to kawałek długiej listy. Byłby prawdziwy szok, gdyby  dziś lub za kilka dni, w wyniku spotkania w Sejmie, ogłoszono jakikolwiek krok do przodu. Trybunał to ostatnie paliwo, na którym "jedzie" jeszcze opozycja i zachodnie media, które tak jak Agnieszka Holland też chcą, żeby w Polsce było tak jak było. Zabrać im TK to jak zabrać tlen ratujący życie. Tlenu jest coraz mniej, temat się ograł do bólu, więc Teletubisie z TVN i GW cieszą się z "afrontu" jaki spotkał Andrzeja Dudę. Nie jest ważne to, że żadnego afrontu nie było, że o wiele groźniejsza dla Polski jest polityka międzynarodowa Baracka Obamy, w której, od wielu już lat,  Polski po prostu nie ma. Taktyczne ruchy z brygadą amerykańską nie zmienią układu sił w środkowej Europie. Kilkaset kilometrów od granic NATO trwa agresja Rosji, która wypowiedziała wojnę Ukrainie, choć formalnie tego nie zrobiła. Dziś, na nikim ten temat nie robi już wrażenia, po prostu coś tam dzieje się na wschodzie, choć apetyt na Ukrainę ma nie tylko Moskwa.



Nasze rodzime Teletubisie, te bezstresowe wytwory masowej wyobraźni, wcale nie skretyniały jak sądzą niektórzy. Wiercenie dziury w głowie, manipulacja, okłamywanie widzów i czytelników, a tak w skrócie po prostu zwykłe wciskanie kitu to ich specjalność doskonalona przez ćwierć wieku. Jaka bowiem aura panuje nad Polską i wokół niej? Nie ma nic ważniejszego niż Trybunał, niż fatalny stan polskiej demokracji, fatalne rządy, fatalny prezydent i okropny wstyd przed całym cywilizowanym światem. Niestety, temu terrorowi medialnemu ulegliśmy po części wszyscy. Piszemy o TK, kpimy z bredni o wizycie PAD w Waszyngtonie, przypominamy o kradzieży pieniędzy z OFE, ale chcąc nie chcąc, toczymy jakiś bezsensowny spór także z Polakami, którzy kupili ten kit, którzy mają już tak sprane mózgi, że nie pomogą im nawet elektrowstrząsy i wieloletnia terapia. To co się dzieje po tak zwanej drugiej stronie barykady, to nie jest nawet Nowa Targowica, tylko coś znacznie gorszego. Nie czas tu na analizę historyczną, wystarczy powiedzieć, że wtedy celem było ułożenie się z wielkimi mocarstwami kosztem niepodległej Rzeczpospolitej, a dziś to jest także walka z tradycją chrześcijańską, polskością i niesłychana (bo wtedy nie było to możliwe) nagonka medialna na rząd i Prezydenta RP. Nie skretynieli, nie zgłupieli. Tusk spotka się z Obamą (na ogólnej kolacji), Duda nie, Kijowski jedzie na Kapitol, ma ważniejszych rozmówców od Prezydenta RP, potem  ten kit znika, ale "wiara" się ładuje, cieszy, nienawiść do Kaczora rośnie.



Trudno posądzać Artura Balazsa, byłego ministra w rządzie AWS, że łączą go jakieś szczególne więzy z PiS, ale tak jak niektórzy rozsądni ludzie, nie wolni od krytyki Prawa i Sprawiedliwości, powiedział dziś w Polskim Radiu Szczecin, że do tej pory nie było ani jednej propozycji kompromisu ze strony opozycji, a ze strony rządu było ich kilka. Bo bez emocji, myśląc tylko logicznie a nie politycznie, tak właśnie mają się rzeczy. To wszystko co się dzieje wokół nas to jest coś gorszego od Targowicy, choćby dlatego, że udało się dosłownie "wyhodować" całe pokolenie ludzi, dla których nie ma przeszłości, nie ma polskości, nie ma tradycji, nie ma religii, a ich codzienną Biblią jest "Gazeta Wyborcza". 



Czy to wtorek czy środa pół numeru o PiS, o Kaczyńskim i putinizacji Polski. Jak za czasów KC PZPR, wydaje się odpowiednią dyspozycję i już po godzinie jest przekaz dnia, wszystkie redakcje "żeby było tak jak było" serwują ten sam temat, to samo kłamstwo, ten sam kit. Jeśli nawet jazgot wokół TK ucichnie, to zaraz  po 1 kwietnia będzie kilka dni o paraliżu związanym z programem 500+, potem ciąg dalszy kto przyjedzie, a kto nie na szczyt NATO, potem TK, jednym słowem 1200 dni szalejącej Targowicy. Pewnie da się to wytrzymać, pewnie Polska od tego nie padnie. To zaszło tak daleko, że nawet wcisnęliby do Polski bez kontroli potencjalnych terrorystów, a potem oskarżyli rząd, że to jego wina. To co naprawdę cieszy w tym kontrolowanym amoku opozycji politycznej i medialnej to fakt, że poziom tych relacji filmowych, paszkwili, komentarzy leci na łeb, na szyję i niebawem tego kitu nie kupią już nawet jednokomórkowce.

środa, 30 marca 2016

Bronx, Szariat i duch pruski

Mieszkańcy Brukseli, Paryża czy Berlina powoli oswajają się z sytuacją, że ich życie nie będzie już takie jak było: pogodne, dostatnie, a przede wszystkim wielobarwne i radosne i co najwyżej narażone na zaczepki faszystowskich bojówek, które przegoni jak zawsze skutecznie policja. Lewaccy publicyści studzą te nieuzasadnione ich zdaniem niepokoje i poczucie zagrożenia kolejnymi zamachami, twierdząc zgodnie na podstawie poważnych badań, że ono jest aż 80 razy mniejsze niż uderzenie w Ziemię meteoru. Problem tylko w tym, że najprawdopodobniej po takim uderzeniu nikt już nie prowadziłby kolejnych statystyk, wszystko byłoby w sensie dosłownym pozamiatane. Winą za falę imigrantów, która zalała zachodnią Europę obwiniana jest personalnie kanclerz Niemiec Angela Merkel, która zaprosiła do siebie, czyli właściwie do Europy, wszystkich mieszkańców Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu, którym nie podoba się życie w ich krajach. W tej wielkiej ludzkiej masie znaleźli się także uciekinierzy z Syrii, ale już nie wiadomo czy są oni jeszcze uchodźcami czy już imigrantami. Wszakże ruszają na Lesbos z Turcji, a w Turcji na razie żadnej wojny nie ma. Zdecydowana większość wyznawców islamu przybywających do niewiernych chce po prostu wygodnego życia, sowitych zasiłków, meczetów i przekazania im kolejnych dzielnic wielkich europejskich miast do zasiedlenia, co zresztą dzieje się już od dawna. To wszystko już wiemy, ale nadal bez odpowiedzi pozostaje pytanie, dlaczego Niemcy, świadomi wszystkich tych zagrożeń to robią, czy zdają sobie sprawę z tego co ich czeka, co stanie się z całym Zachodem?


Stwierdzenie, że zaproszenie wystosowane przez Merkel to świadoma polityka mająca na celu zapełnienie rynku pracy i powstrzymanie zapaści demograficznej w Niemczech, to byłoby może sensowne, gdyby dla tego miliona ludzi przygotowano odpowiednie warunki do minimalnej integracji i gdyby oni chcieli się integrować i pracować. Że nie chcą  i jednego i drugiego, Niemcy wiedzą o tym od co najmniej 20 lat. Zakładali być może -słusznie albo i niesłusznie - że  ich państwo jest nadal silne i sprawne, w siła niemieckości pokona prędzej czy później opór islamu. Ale silne państwo niemieckie jest już tylko mitem, choć i tak na tle Francji czy Belgii nadal za takie uchodzi. Zresztą, nawet Turcy, w trzecim już pokoleniu mają swoje własne enklawy. W niemieckich elitach nadal jednak panuje przekonanie, że kolejny milion uchodźców da się jakoś upchnąć, a jak nie chcą się z nami integrować, to my, Niemcy, będziemy wspaniałomyślnie integrować się z nimi, spełniając ich żądania. Prowadzi to wprost do tego, że za 15 - 20 lat możemy sąsiadować z krajem muzułmańskim. Wtedy znikną nawet islamskie getta, a prawo Szariatu będzie obowiązywać od Sprewy po Ren. Ta wizja jest jak najbardziej wspierana przez wszelkiej maści lewaków, postmarksistów, postmodernistów i liberałów, bo w końcu rozprawią się oni ostatecznie z chrześcijaństwem i nacjonalizmem, a niestety, to się jeszcze im nie udało do końca.

 
Często powiada się, że Ameryka zrobiła olbrzymie postępy w walce z segregacją rasową. Zauważmy więc, że Afroamerykanów i Latynosów z białą społecznością łączą jednak pewne wspólne wartości i tradycje. A mimo to, biali i kolorowi, bez żadnego przymusu, zamykają się w swoich gettach. Byłem swego czasu gościem w dwóch dużych osiedlach domów jednorodzinnych w stanie Connecticut, w których mieszkało kilkaset rodzin. Wśród nich były zaledwie cztery rodziny Afroamerykanów, reszta to biali. I tak jest tam w XXI wieku, i nie chodzi tu tylko o nowojorski Bronx. Jedni mają swoje dzielnice i drudzy mają swoje dzielnice. Spotkanie w West Hartford (tak zwanej białej dzielnicy) przedstawiciela innej rasy niż biała graniczyło z cudem, chyba że był to policjant w radiowozie. Amerykanie będą nadal tak żyć i niewiele się zmieni, prędzej już biedni zbuntują się przeciwko bogatym.

W Europie Zachodniej całkiem prawdopodobna jest natomiast pełna islamizacja łącznie z wprowadzeniem Szariatu, wyższych podatków dla niewiernych, o losie białych kobiet lepiej nawet nie wspominać. I warto się zastanowić, co się dzieje z tak zwanym duchem pruskim, który jest przecież nadal obecny w niemieckiej mentalności, szczególnie we wschodnich landach. Nie jest wcale wykluczone, że on się znowu odrodzi, że pragnienie porządku i siły, zbierze takie owoce jak po 1933 roku, choć nie narodzi się teraz nowy Hitler. Kto ma wątpliwości, niech dotrze w wyniku wyborów parlamentarnych w Niemczech z 1938 roku i przekona się, że największy tryumf NSDAP odniosła na wschodzie kraju. Nie nawiązuję tu do owego zapomnianego dziś pruskiego ducha, by nim straszyć albo wprost odwrotnie traktować go jako ratunek dla bytu Niemców. Niezwykle trafnie i krótko opisał ich, tuż przed śmiercią, Stefan Kisielewski, twierdząc, że Niemcy to wspaniały naród, tylko czasami im............   Tu użył bardzo soczystego słowa, ale nietrudno się domyślić jakiego. I o tym, co powiedział Kisiel, też warto pamiętać.    

wtorek, 29 marca 2016

Przeżyjemy i Obamę

Smutek ogarnął Polaków wielki, bo prezydent Obama nie spotka się z prezydentem Dudą. Dla przeciwników PiS to pewien kłopot, bo cieszą się jak Teletubisie, że rozmowy nie będzie, bo przecież wiadomo,że sprawa Trybunału w Polsce oburza dwóch albo trzech Amerykanów. A jednocześnie z troską myślą o tym, jak traci na tym wszystkim Polska. Ten dualizm myślenia i dwulicowość to normalka po stronie PO i KOD-u. Gdyby Obama spotkał się z Prezydentem RP byłoby znacznie gorzej dla obrońców TK, ale na pewno szukaliby odpowiedniego przecinka w wystąpieniu Baracka twierdząc, że to ten kluczowy przecinek protestu USA przeciwko autorytarnym (w najlepszym razie) rządom PiS w Polsce. A tak przecinka nie ma, nie ma domysłów, czarne jest czarne, a białe jest białe: Barack Obama olewa Polskę. No może niecałą, to niemożliwe, ale na pewno olewa PiS i na szczyt NATO Barack być może też nie przyleci. Zresztą co dziś wiadomo na pewno? Prawie nic. Zapomina się oczywiście, że największy afront w minionej dekadzie wobec USA wykonał Donald Tusk, który skutecznie zniechęcił Amerykanów do budowy w Polsce tarczy antyrakietowej. PiS chce baz NATO, chce wzmocnienia obecności armii USA w naszym kraju w jakikolwiek sposób. Z Obamą nie ma jednak o czym rozmawiać, bo polityka tego prezydenta wobec Polski jest żadna, a w skali globalnej nijaka i do tego bardzo defensywna wobec Rosji, najgorsza jaką Ameryka ma od dziesięcioleci.     

Dlatego trzeba nawet z pewną ulgą przyjąć informację, że spotkania Obama - Duda nie będzie, bo merytorycznie to strata czasu. Jego wynik byłby z góry przesądzony. Kilka ciepłych słów o Polsce, wzmocnimy NATO, wschodnią flankę sojuszu i być może słówko o tym, że patrzymy z troską na sprawy dotyczące naszego ważnego polskiego sojusznika, ale to są sprawy wewnętrzne Polski, więc ogólnie jest dobrze czyli nijak. Bo relacje USA- Polska są nijakie od wielu lat, nie tylko dlatego, że polityka amerykańska przesunęła się w stronę Pacyfiku. Świat niedemokratyczny, tak to nazwijmy, ma dziś jednego przywódcę: Putina. Ten niby nasz, troszczący się o Polskę świat demokracji i powszechnej sytości, nie ma nawet na pokładzie dobrego bosmana, nie mówiąc już o kapitanie. Barack Obama jest niezwykle słabym prezydentem, słabszego trudno wskazać w ostatnich 50 latach, niezależnie od sympatii politycznych. Reset z Moskwą - porażka, Syria - porażka, Ukraina i sam Krym - porażka. Obama to prezydent porażki, a nie sukcesu, globalnej porażki politycznej. 

Jeśli z jakichś nieznanych nam do końca powodów nie przewiduje rozmowy z prezydentem państwa sąsiadującego z Ukrainą i Rosją, walczącego razem z Amerykanami w Iraku i w Afganistanie, państwa, które udostępniło w dobrej wierze swoje terytorium CIA, to brak rozmowy z polskim prezydentem, świadczy to tylko i wyłącznie o lekceważeniu Polski przez obecną administrację, a nie o trosce, jaką budzi u niej sprawa TK.  Jak Stany Zjednoczone mają we świecie poważne interesy, to brak demokracji im nie przeszkadza, a co dopiero przepychanki sfrustrowanych prawników. Brak tego spotkania oczywiście razi, a nawet zdumiewa, ale tylko wtedy jeśli tkwi się w błędnym przekonaniu, że Polska ma dla USA ma istotne znaczenie militarne i polityczne w centrum Europy. Nie ma i na razie mieć nie będzie. Ameryka nie będzie nas ratować przed Rosją, gdyby doszło co do czego. Gdyby tak miało być, w Polsce stacjonowałby już wojska amerykańskie i baterie Patriot - uzbrojone. Gdyby można było jakoś spuentować politykę USA i UE wobec Rosji i terroryzmu, wobec  ISIS i Asada to jest to polityka dezercji. Nie jesteśmy w tym wszystkim jako naród i państwo bezbronni, ale też mamy dziś o wiele trudniejszą sytuację geopolityczną niż 10 lat temu. Przynajmniej mamy jasność co do Obamy, że nie tylko nic nie zrobił dla bezpieczeństwa Polski, ale daje też do zrozumienia, że ono go specjalnie nie obchodzi.

piątek, 25 marca 2016

Bruksela jak Reichstag (1933)

Tylko najtęższy umysł może sięgnąć po takie porównanie, nie dane nam, oj nie dane, sięgać tych wyżyn intelektu. Niech pozostanie zagadką, kto jest autorem tego porównania, ale ta wybitna dziennikarska postać z pewnością zdobi Salon III RP, dla ułatwienia dodam, że pierwsze słowa nazwiska mogą się kojarzyć z papugą lub młodym człowiekiem pobierającym nauki, na przykład w Krakowie. Redaktor porównał zamachy w Brukseli do podpalenia w 1933 roku Reichstagu w kontekście, w którym mógł to zrobić tylko wobec jednej osoby w Polsce, a nawet na całym świecie, a więc wobec Jarosława Kaczyńskiego. Tylko on jawi się dziś podkodowanym nienawiścią do PiS z kimś, kto mógłby powtórzyć na wielką  skalę tryumf faszyzmu. Najpierw w Polsce, a potem pewnie rozlałby się na biedne Niemcy i wymordował wszystkich muzułmanów, oczywiście na początek. Są więc zamachy w Brukseli okazją do tego, by wykorzystać je do kolejnej odsłony zamachu na demokrację, tym razem w sposób skryty, poprzez apel o zaprzestanie ostrej walki politycznej, który wygłosił Jarosław Kaczyński i poprzez przyjęcie ustawy antyterrorystycznej, która uruchomi serię aresztowań działaczy KOD-u. Wszystko to redaktorowi kojarzy się jota w jotę z tym, co zrobił Adolf Hitler po podpaleniu w nocy z 27 na 28 lutego 1933 roku gmachu Reichstagu: rozwiązanie  parlamentu, rozprawa z opozycją i dekrety.

Zresztą inny znany redaktor, nazwisko dziś celowo pomijam, uznał propozycję Kaczyńskiego za idiotyczną. Pewne jest jednak to, że pełzający faszyzm to jest to, co Prezes PiS lubi najbardziej i co wprowadza z dnia na dzień w życie, a w każdym razie i on i PiS, weszli już na drogę do faszyzmu. Poeta Adam Zagajewski zauważył dziś jednak - i to jest dobra wiadomość dla Polaków, a szczególnie dla KOD-u - że liderzy Prawa i Sprawiedliwości nie są na pewno nazistami, ale też nie są faszystami, tylko - jak już wspomniałem - są na drodze do faszyzmu. Poeta, który już podzielił się swoimi troskami z niemiecką prasą, nie wyjaśnił jednak czytelnikom "Gazety Wyborczej" jak daleko PiS zaszedł. Sądząc po tym, co powiedział redaktor z TOK FM, to jest już taki czas  jak po spaleniu owego Reichstagu, czekają więc nas dekrety i rozprawa z KOD- em. Obserwując zachowania niektórych liderów tego "apartyjnego" ruchu, odnoszę wrażenie, że bardzo by chcieli, żeby ktoś się z nimi chciał rozprawić. Ale nikt nie chce. Pewnie to cisza przed burzą. 

A jeśli już mowa  o samym zagrożeniu terrorystycznym dla Polski, to w oczach dziennikarskich "tokarzy"  jego w zasadzie nie ma, bo prawdopodobieństwo zamachu terrorystycznego jest 80 razy mniejsze od uderzenia w Ziemię meteoru. Już nie mówiąc o tym, że o wiele łatwiej potknąć się nieszczęśliwie pod prysznicem i zejść śmiertelnie niż trafić na prawdziwego zamachowca, tak nas uspokajają ludzie naprawdę mądrzy, powołując się nawet na samego Baracka Obamę. Wyżej już nie można, to prawda. Apel Jarosława Kaczyńskiego, co zupełnie zrozumiałe w polityce, ma oczywiście także na celu wyciszenie sporu o Trybunał Konstytucyjny, ale niedostrzeganie tego, jak realne jest dziś zagrożenie atakiem terrorystycznym także w Polsce, jak agresywna jest polityka Rosji, jak korzysta na tym chaosie, jak naprawdę dzieli się na nowo nasz kontynent, tak więc to niedostrzeganie niebezpieczeństw i używanie mocnych słów i porównań doskonale wpisuje się w narrację wszystkich tych, którym Polska zawsze przeszkadzała, przeszkadza i będzie przeszkadzać. I bez żadnych złudzeń: ta narracja się nie zmieni tak długo, jak nie będzie tak jak było. A nie będzie.            

czwartek, 24 marca 2016

Europa na skraju katastrofy

Być może 22 marca 2016 roku jest dniem przełomowym, przynajmniej w zrozumieniu przez przywódców państw unijnych, że cała konstrukcja Unii Europejskiej, oparta na wielkiej "otwartości" wobec innych kultur i religii legła w gruzach, a to co czeka kontynent - już i teraz - to islamizacja i totalny chaos oraz rosnący z dnia na dzień strach przed kolejnymi zamachami. I wojna światowa nie doprowadziła do nowego podziału świata i Europy, a jedynie była korektą procesu, który zaczął się jeszcze w 1871 roku, po wojnie Prus z Francją. Nowy podział nastąpił dopiero w Jałcie, umocnił Amerykę i Sowietów, a Niemcy zostały po zwycięstwie wtopione w nowy europejski projekt pod nazwą Europejska Wspólnota Węgla i Stali (EWG, UE). Polska, dosłownie,  została oddana Stalinowi. Europa Zachodnia, dzięki współpracy państw, wolnej wymianie handlowej odbudowała swoje gospodarki, a Niemcy stały się światową potęgą gospodarczą. Do tego nowego podziału świata wprowadzono istotną korektę w 1989 roku. Polska zyskała szansę budowy samodzielnego i niepodległego państwa, sprzymierzonego, tak jak przed 1939 rokiem, z Zachodem. Ale w wymiarze globalnym stało się coś znacznie ważniejszego. Podzielone Niemcy zwolniono z politycznego uścisku, w jakim były trzymane przez 45 lat. Dziś Berlin przewodzi politycznie całej zachodniej Europie, choć działają (chyba na niby) struktury unijne.



Retoryka o wspólnym europejskim domu to tylko ornamentyka, pod którą kryje się próba nowego podziału kontynentu z Niemcami i Rosją w rolach głównych. Problem tylko w tym, że ta wielka polityka otwartości na inne kultury i religie, konsekwentna sekularyzacja całej przestrzeni publicznej, doprowadziły w końcu do tego, że dziś mamy do czynienia z islamizacją Zachodu. Realną, trwającą i narastającą z miesiąca na miesiąc. Można powiedzieć, że historia znowu dała znać o sobie, pokonując ideologię, w oparciu o którą budowano dobrobyt i nowe społeczeństwo, pozbawione chrześcijańskich wartości. Zastąpiono je - upraszczając oczywiście - polityczną poprawnością, dekonstrukcją kulturową, łamaniem wszelkich tabu. Zachód stał się wyspą dobrobytu, ale duchowo został totalnie wypalony, słaby jak nigdy, wręcz płaczliwy w obliczu masowych zbrodni islamskiego terroryzmu. Także w sferze tak zwanej wysokiej kultury. Żeby sięgnąć do wielkich dzieł filmowych czy teatralnych trzeba cofnąć się do lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia.



 Zachód zajmował się świątecznymi kartkami ze słowem "Christmas", które razi uczucia muzułmanów i nie tylko ich, czy zakazem stawiania świątecznych choinek we francuskich miastach. W końcu rozpoczęła się (nieuchronna zresztą) wielka wędrówka ludów i nagle okazało się, że nic nie wyszło z projektu pokojowych, wielokulturowych społeczeństw. One jeszcze istnieją, ale tę duchową pustkę wypełnia teraz strach i bezradność. Europa naprawdę stoi na skraju katastrofy, nie tylko jej zachodnia część. Polska też jest zagrożona, choć w innym sensie, bo jest położona najbliżej agresywnej Rosji.  Wbrew "dobrotliwym" intelektualistom, islam to nie tylko religia ale państwo, w którym rządzą prawa Szariatu. Bez niepotrzebnej wyliczanki można powiedzieć, że Szariat łamie wszystkie prawa demokratycznych państw Europy i wszystkie wartości chrześcijańskie. Jest ono zresztą stosowane lokalnie w Niemczech, Danii czy w Szwecji, także wobec kobiet, traktowanych jak niewolnice. Nikt się tym nie przejmuje, mało kto pisze o tym, co się dzieje w islamskich dzielnicach. Islam zastosował w Europie zachodniej strategię Hidżry,  dawniej rozumianej jako ucieczkę proroka Mahometa z Mekki do Medyny w 622 r. n.e. Dziś jest to strategia ofensywna polegająca na zajmowaniu terenu wroga przez jego zasiedlenie., a potem przejmowanie władzy na tych terenach przez islam. Dżihad to tylko jeden z elementów walki z niewiernymi.


Polska, na tle świata zachodniego, jest zupełnym wyjątkiem. Duże państwo w centrum Europy, bez islamu, bez znaczących mniejszości narodowych, a te które są raczej bez problemu przyjmują nasze obyczaje. Do tego jest coś, co szczególnie martwi, jak sądzę, tak zwany Salon, czyli nasza polska tożsamość. Nie wchodząc teraz w szczegóły, ona stoi kością w gardle lewakom i innym fajnym Polakom od zawsze, także po 1989 roku. Musi ich boleć, i to okrutnie, niebywały wręcz renesans tradycji narodowych, pamięci o Żołnierzach Niezłomnych, którzy walczyli ze stalinowcami i komunistami o niepodległą Polskę. To co wyszło na Zachodzie, nie do końca udało się w Polsce - nie wykorzeniono nas z wartości chrześcijańskich, z katolicyzmu, w ogóle z duchowości, nie zastąpiono tych wszystkich cennych wartości kulturowym marksizmem, postmoderną i polityczną poprawnością.  Kulturowych małp i pajaców u nas nie brakuje, to prawda, zresztą niech tworzą swoje dzieła, jeśli mają swoich odbiorców.

Można powiedzieć, że kulturowy marksizm, walka z religią pod hasłami tolerancji, to budowanie nowego typu społeczeństwa bez przeszłości spotkało się w pewnym momencie z islamem jako agresorem, przyjmując go do Europy jako wzbogacenie tej nowej, europejskiej tożsamości. To duże uproszczenie, bo przyczyn islamizacji kontynentu jest więcej, ale liczą się podstawowe fakty. Liczy się to, jak żyją dziś na co dzień Francuzi czy Belgowie, jak będą żyć za rok. Będą żyć w strachu, albo w zastraszeniu. Liczy się to jak zachowa się Ameryka. Dziś widać jak na dłoni, że nie zamierza tym razem umierać za Europę. Ważne jest zagrożenie płynące z Rosji, która ewidentnie korzysta na chaosie wywołanym przez islamizację i akty terroru. I oczywiście, liczy się nasza przyszłość w Europie. Tam, gdzie możemy pomóc w zatrzymaniu fali imigrantów, powinniśmy pomagać, ale jednocześnie powinniśmy chronić nasze terytorium przed chaosem i skutkami obłędnej wizji Europy bez sacrum i bez przeszłości.

wtorek, 22 marca 2016

Bezradna Ameryka, bezradna Bruksela

Liczba zabitych i rannych w zamachach, do jakich doszło dziś w Brukseli nie jest jeszcze do końca znana, ale rozmiary tragedii każdego muszą przerazić. I po raz enty trzeba postawić pytanie, dlaczego eskalacja terroru w Europie nie ma końca, dlaczego ciągle giną niewinni ludzie. Może Europa jest zbyt słaba, może zbyt otwarta, a może to wszystko wina kanclerz Merkel. A może to, a może tamto słyszymy od kilku lat. Okazuje się, że kilkuset dobrze wyszkolonych terrorystów i kilkanaście tysięcy sił zbrojnych tak zwanego Państwa Islamskiego może z powodzeniem terroryzować cały świat, więcej, może tworzyć nowe komórki swojego terytorium, tak jak to się dzieje obecnie w Libii.

Z jakiegoś powodu, niewielka organizacja zbrojna, mająca przeciwko sobie amerykańskie lotniskowce, samoloty F-16, tajne służby, satelity, drony i w sumie miliony żołnierzy rozlokowanych na całym świecie jest niezniszczalna, jest w zasadzie nie do pokonania. Nie bardzo wiadomo, dlaczego USA nie zdecydowały jednak o interwencji zbrojnej na Bliskim Wschodzie i to co najmniej dwa lata temu. Strach przed Rosją, przed światem arabskim? Rosjanie, przynajmniej oficjalnie, nikogo nie pytali się o zgodę, kiedy wysyłali żołnierzy do Syrii i nikt nie podnosił larum, gdy bombardowali syryjską opozycję, w tym obiekty cywilne takie jak szkoły. Walczyli z Państwem Islamskim, tylko bomby spadały gdzie indziej. Jeśli chcemy znaleźć przyczynę tego potwornego już chaosu w dzisiejszym świecie, to trzeba patrzeć na Amerykę Baracka Obamy. Właśnie na niego i tylko na niego.

Eksperci międzynarodowi, dalecy od sympatii republikańskich, dość zgodnie uważają, że Barack Obama w polityce międzynarodowej nie odnotował przez dwie kadencje praktycznie ani jednego sukcesu, a to co robił sprzyjało jedynie wzrostowi chaosu na Bliskim Wschodzie, a w konsekwencji powstaniu gigantycznej fali migracyjnej, która ruszyła do Europy. A ten marsz dopiero się zaczął. Fatalny w skutkach dla Europy reset USA z Rosją, który Moskwa uznała po prostu jako sygnał, że Europa jest ich i co najwyżej jeszcze Niemców. Wyraźne schłodzenie relacji z Polską, spowodowane nie tylko afrontem PO w sprawie budowy tarczy antyrakietowej. Gdzie się nie obejrzeć, rola Stanów Zjednoczonych jako państwa sprzeciwu wobec autorytarnych i totalitarnych reżimów na świecie, spadła za prezydentury Obamy do minimum. NATO stało się w tym czasie mocno niewydolną strukturą wojskową, bardziej stowarzyszeniem dowódców, niż siłą militarną. Wystarczy przypomnieć bezradność NATO, gdy padał reżim Kadafiego.

To zrozumiałe, że trudno jest walczyć z terrorystami samobójcami, z ludźmi związanymi religijnym fanatyzmem, ale też trudno zrozumieć, co przez ostatnie lata robiły te wszystkie think - tanki? Zagrożenie islamizacją Europy nie tyle jest realne, tylko ta islamizacja już trwa. Ona trafiła na bardzo podatny grunt wypalonej kulturowo zachodniej Europy. Postmodernizm nie wzbudza już entuzjazmu, wszystkie inności kulturowe i seksualne też już się zużyły medialnie i politycznie. Mówiąc wprost, nie ma się "o co oprzeć", Europejczycy nie mają punktu odniesienia. Przecież powtarzano nieustannie, że nie ma Boga, nie ma autorytetów, nie ma nawet jakiegoś jednego kanonu wartości. Można powiedzieć, że jest pięknie, bo w tej naszej Europie jest tak różnorodnie. A różnorodnie to bardzo demokratycznie i poprawnie.

Wywodzący się z amerykańskich uniwersytetów political correctness znakomicie, wręcz cudownie przyjął się w "wygłodzonej" kulturowo Europie. Każdy nowy muzułmanin za rogiem, w mojej kamienicy, w sklepie, to wzbogacenie świata, to jeszcze więcej otwartości i życia w cudownej postnowoczesnej rzeczywistości. Dziś już jest za późno. Dziś już, bez bardzo radykalnych kroków, Zachód nie zatrzyma islamizacji Europy, a Stany Zjednoczone dosłownie "rozmemłane" i rozbrojone przez Obamę, nie będą umierały za Europę.  Wystarczy spojrzeć na kuriozalną, a nie historyczną wizytę Prezydenta USA na Kubie. Żadnych wymiernych korzyści dla Amerykanów, punkty zbiera z niej tylko kubański reżim. Fatalny czas dla Europy być może dopiero się zaczyna.

poniedziałek, 21 marca 2016

Żre koryto, zeżrem KOD

KOD zeżre Prezydenta protestami, KOD rży z Prezydenta, że żarł w kamienicy Kodziary, KOD jest żrący dla PiS-u niczym antybakteryjny detergent, miażdżący i porażający, za koryto karzący i codziennie Wyborczą czytający, a dzięki temu znowu jest na PiS i Dudę godzinami rżący, siedząc przy własnym korycie ziemniary z obierkami memlający. Życzenie śmierci PAD nie było ostatnim słowem KOD-u, teraz ten dyskurs przenosi się na wyższy poziom językowy, widziany z okien kamienicy przy Krakowskim Rynku. Akcja pani KK od koryta wywołała taki entuzjazm żrącej garściami elity III RP, jakby dołożyła Prezydentowi RP jakimś kijem. Bo w gruncie rzeczy przecież o to tutaj chodzi: nie tylko obrazić, ale przyłożyć, pogonić gościa z PiS-u, a także przyłożyć restauracji, co dała żreć Andrzejowi Dudzie i jeść (to jasne, tak, tak) amerykańskim senatorom od wywiadu. A może nie? Może oni też żarli z kukiełowego koryta?

-Jestem z Ciebie dumna, jesteś wielka Kasiu, wpisujecie się na stronie PAD - czytamy na FB, jednym słowem aplauz i trans. Lepiej byśmy sami tego nie wymyślili, zdaje się mówić chór entuzjastów rynsztoka. Rynsztok staje się dla nich miejscem, w którym czują się najlepiej, zresztą poza rynsztokowym językiem i lekturą "Gazety Wyborczej" niewiele fajnych rzeczy w tym katolickim kraju, gdzie żrą żarcie z koryta, już dla tych elit z KOD-u  pozostało.  Jak to było w starym skeczu? -Nio, nio, nio, pyszna kawka, nio, nio..... - ktoś jeszcze chyba pamięta. Tu nio, nio, nio pyszna kawka, a tam na dole żre marionetka Kaczora, z naszego kodowskiego koryta. Kijowski i jego elita chcą czegoś mocnego, chcą jakiegoś gwałtu z drugiej strony, będą więc prowokować, szydzić, kpić, bo takie jest teraz zapotrzebowanie.  Przyłożyć Polsce z każdej strony, obić kraj jak burą sukę, skoro nie jest nasz, choć nadal te zmurszałe intelektualnie elity mają jeszcze olbrzymie wpływy.

KOD domaga się od Ciemnogrodu, żeby go zeżarł. Ale do tego nie ma chętnych. Jeść coś tak podłego, obślizgłego? Tego nie ma dziś w jadłospisie nawet najbardziej zapyziałego baru, bo nawet takich barów już chyba w Polsce nie ma. Jeśli więc zeżrem jakoś ten KOD, bo on chce być zeżarty wręcz żywcem, to może niech doda sobie jakieś przyprawy, ozdobi się sałatą, rukolą, bo tego nie da się przełknąć. To, co wydawało się wręcz niegodne elit III RP, stało się na naszych oczach zwykłą, szarą codziennością. Płyną w rynsztoku, chlapią na boki i nawet nie udają, że błoto jest ich naturalnym środowiskiem przyrodniczym. Idzie wiosna radosna, rynsztok w słońcu ma przecież w końcu jakiś urok. A może wtedy ktoś zeżre KOD.

sobota, 19 marca 2016

Sprawdzają "Wiadomości" TVP, a ja "Fakty"

Eksperci prześwietlają "Widomości" TVP1. "-- Wobec ogólnej atmosfery krytycyzmu wokół zmian programowych w TVP, a zwłaszcza w programach informacyjnych, mamy przeanalizować, jak wygląda aktualna linia programowa TVP" * - informuje Onet.pl.  Anonimowy rozmówca zastrzega, że jak ktoś im skoczy po tym raporcie do gardeł, to najpierw będzie musiał się zapoznać ze szczegółowym raportem. Czekam i tonę w emocjach, ponieważ najwięcej zastrzeżeń można mieć moim zdaniem do warsztatu dziennikarskiego a nie do linii programowej. Tytuł w ogóle jest mylący, za co z góry przepraszam, ale ja też sprawdziłem, jak przedstawiono jedną informację w trzech głównych dzienników informacyjnych ("Wiadomości", Wydarzenia" "Fakty"), a konkretnie dotyczącą uroczystości otwarcia Muzeum Polaków Ratujących Żydów im. Rodziny Ulmów na Podkarpaciu. To było w czwartek, ale tu nie chodzi, że było, minęło, a życie płynie dalej. Tu chodzi o to, jak ten temat relacjonowały największe stacje. Zostawmy na boku TVN24, TVP INFO, bo średnia oglądalność wynosi tu między 110 a 140 tysięcy widzów. Średnia oglądalność "Wydarzeń" , "Wiadomości", "Faktów" to łącznie ponad 10 milionów widzów co wieczór. Z tych dzienników Polacy czerpią informacje o Polsce i świecie.


Uroczystość w Markowej to nie była zwykła celebra i lokalne wydarzenie, to było coś więcej niż wydarzenie ogólnopolskie. Otwarto pierwsze w Polsce i w ogóle na świecie muzeum poświęcone Polakom, którzy w czasie II wojny światowej z narażeniem własnego życia i życia swoich bliskich ratowali Żydów. Józef i Wiktoria Ulmowie mieli sześcioro dzieci. Mieszkali w niewielkim domu w Markowej i ukrywali w nim ośmioro Żydów. 24 marca 1944 roku Niemcy rozstrzelali Żydów i całą polską rodzinę, w tym maleńkie dzieci. Takie było niemieckie prawo w okupowanej Polsce i tylko w Polsce. Za pomoc Żydom kara śmierci. Mimo to, już po tym wstrząsającym wydarzeniu, osiem polskich rodzin, dalej, z narażeniem życia, ukrywało Żydów aż do końca wojny. Uratowali 21 osób. Muzeum w Markowej zostało poświęcone nie tylko Polakom ratującym Żydów, którzy stracili życie, ale także wszystkim ofiarom Holokaustu, a także tym wszystkim Polakom, którzy ratowali Żydów i przeżyli wojnę. Prezydent Andrzej Duda powiedział, że potrzebowaliśmy takiego pomnika, że to wielkie miejsce dla Rzeczypospolitej Polskiej. Naczelny Rabin Polski Michael Schudrich podkreślił, że musimy być razem, że jesteśmy tu razem i modlimy się razem, mając na myśli narody żydowski i polski. Psalmy ze Starego Testamentu wykonał Stanisław Soyka z chórem Cracow Singers. To było bez wątpienia niezwykłe i doniosłe wydarzenie nie tylko dla Polaków i Żydów. 


Ta notka o Markowej i tak by zostałaby napisana, ale nabrała po informacji o sprawdzaniu "Wiadomości" nowego kontekstu, bo ja też dokładnie sprawdziłem, jak pokazano tę uroczystość w głównych dziennikach. Najłatwiej rozpocząć  właśnie od "Wiadomości", gdzie było to temat numer jeden, informacja dnia. Sprawnie zrealizowany, widz dowiedział się, kim byli Ulmowie, że najmłodsze z ich sześciorga zamordowanych przez Niemców dzieci miało 1,5 roku, a najstarsze osiem lat. Patrząc zupełnie bezstronnie, biorąc pod uwagę szczyt w Brukseli, skarżypytów z PO i wiele innych wydarzeń, to był temat dnia.


Obejrzałem wcześniej "Fakty TV" o godz. 19.00. Czekałem i było tak: Tusk- Bruksela, TK, Macierewicz 1 audyt w MON (króciutko), uchodźcy, Macierewicz 2- po raz trzeci ta sama wypowiedź z TV "Trwam" i dopiero gdzieś daleko uroczystość z Markowej, w "porywach" 45 sekund materiału filmowego z nieporadną sklejką dwóch, trzech zdań Andrzeja Dudy. I warsztatowo i merytorycznie to była katastrofa. A przecież "Fakty" lubią fakty (?).  Jest też taki dziennik "Fakt", którego właścicielem jest niemiecki koncern. Szukam informacji o Markowej, nie ma nic. "Wydarzenia" Polsatu umieściły otwarcie muzeum  na siódmym miejscu. Tusk, Macierewicz, Bruksela, apteka i broń w Gdyni, potem Rodzina Ulmów, unikalne muzeum, ważne historyczne wydarzenie dla Polaków i dla Polski, którą nieustannie próbuje się oskarżać na Zachodzie o udział w Holokauście. Moim zdaniem TVN w ogóle powinien pominąć w swoich "Faktach" wydarzenie w Markowej, bo tym co pokazał, jaką przyjął w tym przypadku "linię programową", obraził i Żydów i Polaków, i pamięć o rodzinie Ulmów. Ale oni są komercyjni, prywatni i mogą kpić sobie z  Polski i z własnych widzów do woli. Żeby było "zabawnie", na koniec tego wydania "Faktów" "wrzucono" temat o słoniu Tembo, co to sobie wylazł z cyrku, żeby coś zjeść w pobliskim warzywniaku. Skromnie licząc, 2 minuty 30 sekund o słoniu. Dziękuję TVN.    

*http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/eksperci-przeswietlaja-wiadomosci-tvp1/6rhxq4

Oni się czegoś boją


Z góry uprzedzam, że ta refleksja wynika wprost z wpojonych mi przez PiS teorii spiskowych, politycznych aberracji, smoleńskich niedorzeczności oraz narastających przez osiem lat frustracji i antymainstreamowych obsesji. To musiało się więc tak skończyć. Obserwuję, w oparciu o dokonania niemieckiej szkoły Gestaltpsychologie (psychologia postaci) zachowanie polityków PO, a w szczególności ich twarze, gesty, grymasy, oczy (!), mimikę, tembr głosu. I dochodzę do jednoznacznego wniosku, że całkiem od niedawna oni się czegoś boją. Kiedy oglądam Grzegorza Schetynę, nie jest przecież ważne co on do nas mówi, bo wiemy, że to co mówi dziś, powtórzy jutro i pojutrze. O wiele ważniejsze jest to, jak mówi. W jego głosie nie ma najmniejszej pewności, co wypowiadanych słów, choć stara się jak może. Chwilami wydaje się, że udusi na oczach widzów własnymi słowami. W jego oczach widać strach, niepewność, smutek, ale to nie PiS jest przyczyną tego niepokojącego stanu.


Podobnie były minister Tomasz Siemoniak. Był rześki, ofensywny, chciał być nawet przewodniczącym PO. Tymczasem od kilku dni jest wyraźnie spięty, oczy nieruchome jak w transie, bez tego mainstreamowego blasku, a głos jak ze studni, mało radosny, choć walczy o demokrację. Może ten audyt w MON? Podobnie poseł Andrzej Halicki. To już nie jest ten sam Halicki - luzak, jajcarz i ekstrawertyk. W tym, co mówi i jak mówi wyczuwa się introwertyczne przygnębienie, jest wyciszony, jakby schowany za podwójną gardą. Nie mógłby zagrać roli DiCaprio w "Titanicu", nie przekonałby Kate Winslet, że warto umrzeć z miłości w lodowatym oceanie. To by nie przeszło. Są jednak wyjątki. Niektórych stany lękowe omijają. One dotyczą tych polityków Platformy Obywatelskiej, którzy, albo żyją w swoim własnym - zamkniętym, przytulnym i cichym świecie, albo tych, dla których rzeczywistość nie ma żadnego znaczenia, ponieważ uważają, że są bytami kosmicznymi, nieskończonymi  i wiecznie młodymi.



Do tych pierwszych - tu brak zaskoczenia - należy Stefan Niesiołowski. Zacięte usta, błysk w oczach, a wiara w to co mówi jest tak samo poruszająca i zachwyca nas jak rok czy pięć lat temu. Do drugiej kategorii wypada zaliczyć europosła PO Adama Szejnfelda. Gdyby nawet Titanic zatonął z całą PO na pokładzie, on, z tym swoim rozbrajającym i empatycznym uśmiechem powiedziałby, że zrobi się mały lifting i wszyscy wypłyną znowu na powierzchnię. Jest jeszcze trzecia kategoria wśród polityków opozycji, ale ona całkowicie wymyka się Gestaltpsychologie. To stara berlińska szkoła psychologii z początku ubiegłego stulecia, więc jej twórcy nie przewidzieli, że mogą się pojawić zupełnie nowe i niezbadane dotąd obiekty jak Ryszard Petru czy Kamila Gasiuk - Pihowicz. Przez to są zupełnie wyjątkowi. Mają błysk w oczach, sam tembr głosu budzi w szeregach pisowskiego reżimu paniczny strach. Dziwię się, że nie dołączył do nich Borys Budka. Marnuje się w PO, a ma tyle zapału.


Jakie z tego płyną wnioski? Być może politycy Nowoczesnej nie mają się czego bać, a PO jednak coś złego przeczuwa. Więzienia? Aresztowania? Niekoniecznie. To jest raczej pewien rodzaj heideggerowskiej trwogi, coś nienazwanego, strach przed czymś nieokreślonym, przynajmniej tak to wygląda. Ale każdy uważny obserwator zauważy, że ich agresja jest "pusta", nie ma w niej żadnej treści, choć nieustannie wartościują w okrutny sposób każdy czyn PiS-u. Być może odpowiedź zna Jarosław Kaczyński. Platforma sama nam nie powie, co się stało. Ktoś, kto w ogóle choć trochę serio potraktuje tę moją niedorzeczną refleksję, zapyta się pewnie i całkiem słusznie, co w takim razie można powiedzieć o Komitecie Obrony Demokracji i jego zwolennikach, którzy radośnie i przebojowo walczą o postęp. Podczas każdego protestu wyrabiają 500% normy. Zawsze jest ich pięć razy więcej niż jest. Mnożą się w trakcie marszu, więc zapaść demograficzna nam nie grozi.


Pozostaje jednak pytanie, skąd się u nich bierze to olbrzymie poczucie pewności, ten speed. Oni po prostu poczuli się niedawno narodem, co wszem i wobec ogłosili.  Tak jak w całej powojennej historii Polski, zawsze wychodzili z opresji, zawsze wyprzedzali historię, można powiedzieć, że ona zostawała za nimi daleko w tyle. Mają więc świadomość, że jest się czego bać, że ujrzą niedługo światło dzienne ponure tematy, ale jednocześnie mają także głębokie przekonanie, że i tym razem uciekną historii, że wyjdą z tego cało. Bo rację ma Donald Tusk, ten jeden jedyny raz, że Polska znajduje się na zakręcie. I wie też, że jak Polska pokona ten zakręt, to nic już nie będzie takie samo jak było. Ale Tuska ten problem jakby nie dotyczy. On już dawno zszedł z Titanica.    

czwartek, 17 marca 2016

Marsz Tryliona


Tylko marzyciele mogą sądzić, że kiedykolwiek za rządów Prawa i Sprawiedliwości, usłyszą choć jedno dobre zdanie o TVP.  Najmniejsze próby zrównoważenia opinii, za i przeciw rządowi, będą  i tak traktowane zawsze jako zamach na demokrację, dziennikarską rzetelność lub za czystkę, tak jak ostatnie zwolnienia w TVP INFO. To jest i będzie telewizja pisowska, tak długo jak będzie rządził PiS. I nic się nie zmieni. Można powiedzieć, że Jacek Kurski stoi na straconej pozycji, chyba że szefem TAI zostanie Tomasz Lis, a TVP INFO Jacek Żakowski. Natomiast do prowadzenia "Wiadomości" ściągną Justynę Pochanke z TVN razem z peletonem jej reporterów. W kalendarzu opozycji na najbliższe tygodnie sprawa zawłaszczenia mediów będzie się przewijała co kilka dni, bo zawsze ktoś wypowie zdanie lub choćby jedno słowo, które porazi "obrońców" wolnych mediów, dla których inwigilacja niemal całego zespołu dziennikarzy "Rzeczpospolitej" za czasów rządów PO/PSL po prostu miała chyba charakter zwykłej ciekawości służb, czy oni, ci dziennikarze są cali i zdrowi. W końcu chodzi o bezpieczeństwo. TVP to nie jest oczywiście ten sam kaliber co Trybunał Konstytucyjny. 






Nie można jednak codziennie mówić o bohaterskiej postawie sędziego Rzeplińskiego, który jest gotowy dosłownie na wszystko. Pod koniec marca Prezydent Andrzej Duda weźmie udział w IV Szczycie Bezpieczeństwa Nuklearnego w USA. Podobno jest tak, że strona polska zabiegała o to, by doszło podczas niego do spotkania Andrzeja Dudy z Barackiem Obamą, ale jak informuje już Eugeniusz Smolar, raczej do niego nie dojdzie i to mam być jasny sygnał ochłodzenia stosunków z Polską, którego główną przyczyną jest bez dwóch zdań sprawa Trybunału. Izolacja Polski stanie się wtedy faktem, koronnym dowodem na to, że największy sojusznik na świecie myśli tak samo jak KOD i PO. Będzie wielkie larum, a jeśli nawet prezydenci Polski i USA uścisną sobie kurtuazyjnie dłonie, to tym gorzej dla PAD, bo z innymi to jednak Obama długo i serdecznie rozmawiał. Gdyby jednak doszło do takiego spotkania, zawsze znajdzie się urywek wypowiedzi jakiegoś komentatora, że prezydent USA z troską mówił o sytuacji demokracji w Polsce. A jeśli mówił z troską to myśli tak w domyśle opozycji  jak KOD i PO. W sobotę Andrzej Duda spotka się z amerykańskimi senatorami w Krakowie. Jeśli padnie choć jedno słowo o stanie demokracji w Polsce, od razu jest temat i narracja trwa.  






Niezwykle pięknie o tym, co grozi Polsce, napisał dziś Ryszard Petru, znów zresztą po raz enty coś tam przekręcając, tym razem w tytule swojej notki opublikowanej w portalu Tomasza Lisa: zamiast Houston w tytule notki było napisane przez jakiś czas Huston, więc wredną pisowską sieć zalały propozycje do #Miasta Petru*. Osobiście głosuję na "Rowerdam". Jeśli to ma być lider opozycji to bardzo fajnie, takich nam właśnie trzeba, oczywiście koniecznie z "myszką agresorką" u boku. Pisze więc Petru z troską o tym, jak zareaguje na rządy PiS-u świat: "...Naszym przyjaciołom na świecie będzie smutno". Oto diagnoza mistrza. Spuszczą powieki, popłyną łzy, opustoszeje Aspen. To jednak nie koniec, bo jest jeszcze przepiękna metafora z tym Houston, warto ją zacytować w całości: 





"Houston, we have a problem" padło, gdy Apollo 13 był 328 000 km od Ziemi. Na szczęście Polska jest dużo bliżej powierzchni, chociaż faktycznie emocję szybują w kosmos. Do samego końca nie było wiadomo, czy załoga wróci szczęśliwie na Ziemię. Tylko dzięki temu, że ratujący nie zaczęli od oskarżania się nawzajem kto jest bardziej winny, a wzięli się solidnie do pracy, udało się uniknąć katastrofy. Pamiętajmy o tym dzisiaj."                         






Robi wrażenie, a autor dość dawno poszybował w kosmos i nie łudźmy się, nikt bezpiecznie nie sprowadzi go już na ziemię. Realiści z PO szybują jedynie do Brukseli, a ich medialne wsparcie do zachodnich gazet. Bo gdyby tak nawet coś z tym Trybunałem dało się zrobić, to przed nami jest przecież cała seria różnych innych zdarzeń, ustaw i dokumentów oraz kolejnych czystek. Komisja Wenecka zajmie się w maju ustawą "inwigilacyjną", ta mądra i wspaniała komisja co to nie zajęła się od lat ponad dwoma milionami podsłuchów w Polsce. Ta sama, która z pewnością nawet nie piśnie słowa o łamaniu wolności prasy w Turcji, a z Rosją to w ogóle jest inna sprawa. Tam stan demokracji wyznacza sam Putin, a Putin jest z kolei sam w sobie emanacją demokracji, o czym wie każdy mądry "Wenecjanin". 







No i te marsze. I ta ziemia. Spadną jej ceny, które szybowały w ostatnich latach w kosmos, a ludzie "słupy" do zakupu ziemi zostaną bez pracy. Ale marsze to jest priorytet KOD-u i całej opozycji. Każdy liczy od 50 do 100 tysięcy uczestników, w policji jest taki bałagan, że nawet nie potrafią tego liczyć. Nie wiem, może niech TVP INFO poda w sobotę, że w kolejnym pochodzie skrzywdzonych przez PiS wzięło udział pół miliona. A co nam to szkodzi? Wystarczyłoby iść chodnikami zamiast ulicą. Początek w Wilanowie a koniec w Łomiankach. Czy my musimy im naprawdę podpowiadać, jak to pięknie można zrobić. O "Marszu Miliona", zapowiadanym na 10 kwietnia, w tym miejscu nawet nie wypada po prostu pisać. Ale warto rozważyć co proponuje główny "terminator" marszów Tomasz Lis. Jeden termin zasugerował, ale ze znakiem zapytania, czyli 8 maja. Może być? Moim zdaniem fajny termin, w Moskwie też coś będzie się działo, a poza tym to Dzień Zwycięstwa. Najlepszy byłby jednak zdaniem doradcy 3 maja, ale kręgi opozycyjne słusznie się martwią, że przecież wszyscy (czyli oni) gdzieś wyjadą. 







Jest rozwiązanie, które podsuwam, bo naprawdę walka KOD-U o "wolną Polskę" to racja stanu. Wystarczy się umówić, mamy w końcu świat globalny i smartfony, że tym razem KOD przeprowadzi wielki Światowy Marsz Obrony Demokracji przez Internet. W południe wszyscy wymienią się "selfikami" z miejsc tam gdzie są i będzie Marsz Tryliona. Krótka fota na Teneryfie z barmanem i towarzystwem przy barze, kawiarnia w Paryżu, ZOO w Berlinie, kafejka z "trawką" w Amsterdamie, ulica w Barcelonie, tam będą tłumy.  Wszędzie nie tylko Polacy, ale także  Niemcy, Holendrzy, Amerykanie, Hiszpanie, Azjaci i uchodźcy. Czy trzeba czegoś więcej?  Nikt tego nie policzy, nawet warszawski magistrat, przesyłamy, linkujemy, szalejemy. Tak więc wszystkie smartfony na pokład i akcja.                         
                   
*http://niezalezna.pl/77785-miastapetru-internet-smieje-sie-z-kolejnej-zenujacej-wpadki 

środa, 16 marca 2016

"Zapis" na Prezydenta RP

Ten "zapis" to nie jest oczywiście poważny problem i nie dla wszystkich, bo jedynie dla widzów "Faktów" TVN, tych najważniejszych "faktów" o godz. 19.00. Sprawdzałem tylko kilka ostatnich dni. Były w tym czasie mniej lub bardziej doniosłe wydarzenia, w których udział wziął Prezydent RP Andrzej Duda. "Fakty" najczęściej pomijały w swoich informacjach to, gdzie i z kim spotyka nasza głowa państwa, można nawet powiedzieć, że tak jak w czasach PRL-u, czyli w czasach komunistycznej cenzury zastosowały swoisty "zapis" na Andrzeja Dudę. Czy była to wizyta na Słowacji, czy spotkanie z przedstawicielami państw Międzymorza, czy zakończona właśnie oficjalna wizyta w Czechach, mogliśmy jedynie usłyszeć wyrwane wypowiedzi PAD z konferencji prasowych, oczywiście o Trybunale Konstytucyjnym. Gdzie to było, nie wiadomo. Widz TVN-u nie dowiedział się, o czym Prezydent Polski rozmawiał z Prezydentem Słowacji, nie usłyszał słów Prezydenta Czech M. Zemana o poparciu jego kraju w sporze Polski z Komisją Europejską i Komisją Wenecką. Jeśli jednak Andrzej Duda potknął się na śliskiej posadzce w Chinach to ubaw jest wielki i przekaz dla widza PO i Nowoczesnej z pewnością niezwykle atrakcyjny. 


Osiągnięciem w szerzeniu prawdy o katastrofalnych dla Polski rządach PiS -u, jest "wystawienie" cichaczem sitka w Urzędzie Rady Ministrów i nagranie ministra Antoniego Macierewicza. A jak już sił i wiary w walkę rewolucyjną z reżimem nie starcza, to przez dwa dni widzowie "Faktów" mogli oglądać najdłuższe w historii tej stacji relacje z Telewizji "Trwam". Betonowy elektorat PO kupuje i tak w ciemno ten informacyjny muł. Pomija się także całkowicie, albo mówi o nich zdawkowo, ważne wydarzenia religijne, z wyjątkiem, gdy jakiś ksiądz zostanie oskarżony o pedofilię. Generalnie, konstrukcja "Faktów" od momentu wybuchu histerii w obozie III RP wokół Trybunału Konstytucyjnego, jest prosta jak konstrukcja cepa. Niemal codziennie mamy najpierw cztery, albo i pięć informacji pod rząd "miażdżących" PiS z każdej strony. Nawet za czasów PRL-u nie było takiej "jazdy". Potem ludzie "faktów" pokazują swoim widzom, że są blisko ludzi i by ocieplić wizerunek, pojawia się "human story" o dziecku potrzebującym pomocy. To oczywiście jest chwalebne samo w sobie i jestem tak jak każdy za, ale to "human story",  po fali jadu w kierunku PiS, ma nie tylko znaczenie czysto informacyjne. Na koniec trafia się niemal zawsze jakiś "Michał" z podtekstem politycznym. Choćby ten o szkolnej toalecie, w której ktoś napisał coś brzydkiego, podobno o naszym prezydencie. Władysław Frasyniuk, tak jak słynny Lucuś w opowiadaniu Mrożka, bohatersko mówi, że to się już, to brzydkie słowo,  do PAD przyklei. Taka to "elita".

  
Można na to wszystko, co wyprawiają redaktorzy TVN machnąć ręką, w końcu Antypis ma teraz telewizję z prawdziwego zdarzenia, która podniosła nawet w górę swoje antypisowskie standardy. Mają prawo w ogóle nie uznawać, że Prezydent RP robi cokolwiek, że odbywa ważne dla kraju podróże zagraniczne. Można sprowadzić prezydenturę Andrzeja Dudy do tego, że będzie pokazywany jedynie na nartach (czekamy na letni patent). Ciągle gdzieś zjeżdża i wypoczywa, i nic nie robi dla Polski, a jak już coś mówi, to tylko strasznie po pisowsku. W sumie widz "Faktów" nabiera przekonania, że Prezydent RP w ogóle nie urzęduje, ciągle zjeżdża, do tego nie dowie się nawet z jakiej to okazji zjeżdża - choćby ostatni Memoriał Marii Kaczyńskiej. TVN w sowim sztandarowym programie informacyjnym nie tylko manipuluje swoimi widzami, ale także zupełnie świadomie i z premedytacją ich dezinformuje, sądząc zapewne, że to się przysłuży wzrostowi poparcia dla PO I Nowoczesnej. Efekty tych ambitnych działań znamy z ostatniego sondażu TNS Polska: PiS - 38% poparcia, a PO i Nowoczesna mogą liczyć razem na poparcie 25% respondentów.  Może więc warto kibicować "Faktom", trzymajcie tę linię propagandy, bo jest bardzo skuteczna. Niechęć do Prezydenta Andrzeja Dudy jest tu jak najbardziej zrozumiała. To bezsilność Wiertniczej wobec człowieka, z którego Polacy mogą być naprawdę dumni, który co krok nie popełnia mniej lub bardziej śmiesznych gaf, który tam gdzie się pojawia, wzbudza szacunek i sympatię, od Londynu po Chiny. Oczywiście także dzięki Pierwszej Damie.      

wtorek, 15 marca 2016

Jarosław Kaczyński i polityczna pustynia

Pierwsze reakcje opozycji po wywiadach, jakich Jarosław Kaczyński udzielił TV Trwam i TVP INFO można skomentować krótko: nic nie zrozumieli, albo wszystko zrozumieli i dlatego udają, że nic się nie stało, że dalej można grać Polską w Brukseli, co zresztą dzieje się od wielu tygodni i chyba ma tylko jeden cel: doprowadzić do sytuacji, w której ich wyborcy uznają wezwania do ukarania Polski sankcjami za coś zupełnie normalnego. Na tym odcinku PO, KOD i Nowoczesna odnoszą sukcesy. Szaleństwo Petru czy Niesiołowskiego udziela się ich zwolennikom, co każdy może sobie sprawdzić, jeśli tylko wejdzie w interakcję z twardym wyborcą PO. Tymczasem największym problemem opozycji jest jeden przerażający dla niej fakt: nie mają nic do zaproponowania Polsce poza eskalowaniem kolejnych konfliktów. Tak naprawdę, pozostały im problemy polskich klaczy z Janowa Podlaskiego, bo jak podały "Fakty" TVN  - w Zatoce Perskiej czekają na nie ogiery szejka, no i jest jeszcze sprawa kornika drukarza. Z tym kornikiem sprawa jest grubsza, ale zostawiam ją na weekend. To jest tak totalna pustka ideowa i programowa (która zresztą trwała całe osiem lat), że trudno podać jedną konkretną i konstruktywną myśl Schetyny czy Petru w naszych polskich sprawach.

Prezes Prawa i Sprawiedliwości wyznaczył moim zdaniem całej opozycji granice, których ona nie powinna przekroczyć, a jeśli już to zrobiła, to daje jej czas na opamiętanie.  Tą granicą jest suwerenność Polski. Ani Komisja Wenecka, ani Komisja Europejska nie mają prawa łamać ładu konstytucyjnego w Polsce i kwestionować wyniku demokratycznych wyborów. A czynią to poprzez swoje jednostronne decyzje, opinie, jawną niechęć czy nawet wrogość okazywaną nowemu rządowi w Warszawie. To, że w naszym kraju, być może poza częścią SLD, niemal cała opozycja wywodząca się z mainstreamu III RP, nawołuje do piętnowania Polski, karania nas sankcjami, do wychodzenia na ulice i straszy nas rozlewem krwi, świadczy o tym, że nie stoi dziś po stronie Polski. Że znalazła się tak naprawdę w jakimś niebycie politycznym i tylko spór o Trybunał Konstytucyjny utrzymuje ją  jeszcze przy życiu, a kroplówkę podają jej codziennie "Fakty" TVN o godz. 19.00.  Być może źle interpretuję słowa Jarosława Kaczyńskiego, ale moim zdaniem, dał wszystkim do  zrozumienia (nie tylko swoim wyborcom) , że stoi tam gdzie stoi Polska. Innymi słowy, chce pokazać, że w pewnym sensie jego partia nie jest jakąś wartością absolutną, nieomylnym ciałem politycznym. Taką wartością dla Jarosława Kaczyńskiego jest suwerenność Polski.


Prezes PiS zdaje sobie sprawę z tego, że jego ugrupowanie stać na skuteczną walkę polityczną z opozycją, że może ją spokojnie pokonać za trzy i pół roku w wyborach parlamentarnych. Nikt chyba nie zwrócił uwagi na to, gdy Jarosław Kaczyński mówił w TVP INFO o Platformie sprzed 2005 roku. Chciałoby się rzec, że zachęcił ją by powróciła do swoich korzeni. A one były konserwatywno - liberalne. Wtedy PO miała przynajmniej jakiś program gospodarczy, z którym można było się zgadzać, albo nie zgadzać. Dziś PO nie ma nic do powiedzenia. Nie ma żadnego alternatywnego programu. Sączy jad, krzyczy, rzuca obelgi, kłamie na każdym kroku i w rezultacie pozostaje jej tylko drwina. Oni tak mogą długo, miesiącami i latami, ale to jest działanie na szkodę Polski. Dlatego, byłoby to nawet bardzo pożądane, żeby formacje takie jak PO i Nowoczesna w ogóle przestały istnieć, wypaliły się same do końca. I one to robią! Codziennie. Jeśli wyborcy Schetyny czy Petru, choćby ich niewielka część,  oprzytomnieją, rozpoczną się nowe podchody pod beneficjentów III RP. Niech trwają, może wyłoni się w końcu jakaś obliczalna siła polityczna, z którą można się spierać, ale w ramach suwerennej Polski.


Nie wiem nawet gdzie stoi dziś PO, Nowoczesna czy KOD. Na pewno nie tam, gdzie stoi Polska. Jarosław Kaczyński i PiS wcale nie zawłaszcza Polski, bo zresztą nie może i nie chce tego zrobić. Jesteśmy narodem zróżnicowanym politycznie, demokratycznym i nikt tego nie zmieni. Nie udało się to, pomimo trwającej przez ćwierć wieku indoktrynacji, w której było już blisko do realizacji hasła "Demokracja to tylko my!" Prezes PiS pokazuje jedynie, że poza sporem politycznym, dialogiem z Komisją Europejską, są sprawy, które powinny nas łączyć bez względu na podziały. Niech w takim razie liderzy PO i Nowoczesnej sami się określą, gdzie oni właściwie dziś stoją. Do czego jeszcze się posuną, do jakich czynów  wezwą, by złamać porządek demokratyczny w Polsce.  Nie przepadam za łatwymi hasłami, ale to jedno narzuca się samo: "Całe zło to PO".


Pomimo tego, Kaczyński mówi do nich mniej więcej tak: zastanówcie się, opamiętajcie, kompromis w sprawie Trybunału Konstytucyjnego jest możliwy. Kiedy Stefan Niesiołowski zabiera głos, to z tak zwanej naszej strony nikogo to już specjalnie nie wzrusza, bo wiadomo przecież, że to człowiek szalony. Zastanawiam się, co zrobiłaby Angela Merkel z takim szaleńcem w swoich chadeckich szeregach, gdyby wzywał Europę i świat do wykończenia Niemiec. Panie i Panowie z PO! Jesteście  polityczną pustynią. Do tego jeszcze ta nieznośna fatamorgana, która Was prześladuje, że oaza jest blisko. Nie ma już dla Was żadnej oazy. Po prostu przeproście Polaków za wszystko, a będzie Wam to kiedyś wynagrodzone, choć nie jest to takie pewne. Jak prawie nic w tym świecie. 

poniedziałek, 14 marca 2016

Zanim powstanie Komisja Islamska

To prawda, że dziś swoje opinie na temat stanu demokracji w różnych krajach wydaje między innymi Komisja Wenecka, ale jej losy, wcale w nieodległej przyszłości, mogą zostać przesądzone. Przemiana geopolityczna, cywilizacyjna i kulturowa stała się faktem, a to dopiero początek fatalnych zmian dla Europy . W tym chaosie, pewnego znaczenia nabrały też wydarzenia w Polsce związane ze sporem wokół Trybunału Konstytucyjnego. Wiemy na pewno, że Trybunał może orzekać w oparciu o Konstytucję RP, ale mówi ona także o tym, że skład TK to 15 sędziów, a tylu nie orzekało przecież 9 marca br. Wiemy także, że TK nie zakwestionował uchwał podjętych w nowej kadencji Sejmu, powołujących pięciu nowych sędziów, ale trzech z nich nie zostało dopuszczonych do orzekania. Wiemy dużo więcej, ale jakie to ma znaczenie? Opozycja w Polsce i siły polityczne nieprzychylne naszemu krajowi na Zachodzie, prowadzą razem (niewykluczone, ze w porozumieniu)  jak najbardziej przejrzystą kampanię oszczerstw i pomówień pod adresem Prawa i Sprawiedliwości. Do tego utarło się przekonanie, jeszcze z czasów rządów Tuska, że po brukselskich salonach powinniśmy poruszać się bezszelestnie i tylko korytarzami wyznaczonymi przez Angelę Merkel czy na przykład Komisję Wenecką. 

Blisko trzysta lat temu, po Wojnie Północnej, stosowano wobec I Rzeczypospolitej podobne zabiegi. Dziwny kraj, ksenofobiczny, nie potrafiący się sam rządzić, tak nas wtedy widziano na Zachodzie.  Paszkwile na zamówienie carycy Katarzyny II pisał sam Wolter. Służyło to jednemu celowi wielkich mocarstw: doprowadzeniu do rozbiorów Polski. Nie trzeba wcale snuć teorii spiskowych, by postawić jak najbardziej uzasadnioną tezę, że od tamtego czasu w polityce Niemiec i Rosji niewiele się zmieniło. Nie jesteśmy już co prawda europejską potęgą, nie obronimy kontynentu przed islamem jak Sobieski, ale nadal stanowimy przeszkodę, gdy do głosu dochodzą mocarstwowe aspiracje Niemiec i Rosji. To z Niemiec płyną przecież głosy o konieczności przeniesienia szczytu NATO z Polski do krajów bałtyckich, bo trwa u nas zamach stanu na demokrację. Powtórzę. To są uzupełniające się działania KOD-u, PO, Nowoczesnej i lewackiego mainstreamu oraz politycznej i medialnej histerii Zachodu prowadzące wprost do destabilizacji naszego państwa i zablokowania obozu władzy. Swoje trzy grosze dorzucają do tego niektórzy politycy amerykańscy, którzy albo nie rozumieją tego, co dzieje się w Polsce i w Europie, albo  całkiem świadomie przystają na osłabienie Polski i całego kontynentu. Czyli jednak spisek, powiedzą od razu lewacy.    


Publicyści i politycy z rodzimego podwórka wykrzykują już niemal każdego dnia, że Jarosław Kaczyński jest tam, gdzie Łukaszenka i Putin. Otóż, Kaczyńskiego i PiS od Putina dzielą lata świetlne i to w każdym wymiarze, natomiast KOD,  środowisko GW  i Platforma stoją tam, gdzie stali siedem lat temu Tusk i Putin, czyli na sopockim molo. Molo jest piękne, ale stało się ono symbolem zwrotu w polityce Polski wobec Moskwy, a Smoleńsk tylko potwierdził nasze najgorsze przypuszczenia: bezradność i podporządkowanie się interesom Rosji.   Tak jak w czasach saskich, tak i teraz, próbuje się doprowadzić poprzez histerię wokół Trybunału Konstytucyjnego do chaosu prawnego i politycznego poprzez podporządkowanie Sejmu i Prezydenta RP władzy TK, który rości już sobie pretensje do stanowienia prawa w Polsce. Jeśli w tych olbrzymich emocjach padają takie słowa jak nowa Targowica, to nie są one wynikiem snucia spisku wokół Polski, tylko przejawem troski o naszą niepodległość.   


Tymczasem, problemem numer jeden Europy i całego świata jest dziś trwająca już islamizacja naszego kontynentu i terroryzm. Wczoraj w Ankarze zginęło w zamachu 37 osób, ponad sto jest rannych, do tego 16 ofiar śmiertelnych w zamachu na Wybrzeżu Kości Słoniowej, a migranci chcą iść dalej, i tylko do Niemiec albo do Szwecji. Nieliczni decydują się na granicy z Macedonią, by zatrzymać się w obozach na terenie Grecji. Polityka Angeli Merkel wydaje się być zgubna nie tylko dla niej i dla chadecji, ale dla całych Niemiec, dla całej Europy. Zresztą, o tym codziennie mówią światowe media, a nie o marszach KOD-u.  Migranci, czy jak kto woli wyznawcy islamu, uważają nas, Europejczyków, za niewiernych i nie jest doprawdy istotne jak duży procent tej islamskiej fali to tylko matki z dziećmi. Nie one decydują o tym, jaki jest cel tego wielkiego chaosu. Albo nawrócenie, albo śmierć i pełne podporządkowanie się wyznawcom Allaha, tak jak dzieje się to w Syrii, Iraku czy w Nigerii. Nic się nie zmieniło od wieków i się nie zmieni. Jeśli więc sugeruję w tytule tej notki, że zamiast Komisji Weneckiej możemy mieć do czynienia w nieodległej przyszłości z Komisją Islamską, to nie jest to tylko political fiction. W postępującym rozkładzie Unii Europejskiej, w trwającym chaosie politycznym, nie brakuje  też poważnych sił na Zachodzie zainteresowanych destabilizacją sytuacji w Polsce i oskarżeniem o to oczywiście Prawa i Sprawiedliwości. 



Nie mam żadnych wątpliwości, że zdają sobie z tego sprawę i Jarosław Kaczyński i prezydent Andrzej Duda, ale także wiedzą o tym elity byłego obozu władzy. Niech każdy więc sobie  odpowie sam na pytanie, jak rozumieć działania opozycji i działających na jej rzecz mediów.  Jeśli za kilka tygodni ruszy nowa fala imigrantów (a ruszy na pewno),  sprawa "polskich problemów" z Trybunałem Konstytucyjnym mocno przyschnie, niezależnie od tego, jak wielkie siły protestu zgromadzi KOD. Poza tym, chyba pozostały jeszcze resztki rozsądku w środowisku prawniczym, o czym może świadczyć ostatnia propozycja prof. Zolla, który nie tak dawno bez pardonu atakował obecny rząd. Jeśli nawet uda się osiągnąć porozumienie w sprawie Trybunału Konstytucyjnego, to polityka naciskania Polski od wewnątrz i z zewnątrz wcale się nie skończy.  To jest bowiem dobry czas dla tych, którzy poprzez swoją potęgę gospodarczą czy militarną chcą  dokonać  nowego podziału Europy. Rosja zresztą już zaczęła to robić otwarcie.  Ale ani Rosja, ani same Niemcy, nie uporają się z narastającą islamizacją Europy. Drzwi do hipotetycznej, na szczęście, Komisji Islamskiej zostały już dawno otwarte i doprawdy nie wiadomo, dlaczego Zachód chce kulturowej samozagłady.  

piątek, 11 marca 2016

PASAŻER RP: Akt oralny w TOK FM

PASAŻER RP: Akt oralny w TOK FM: Wiesław Władyka (l.69), stały gość piątkowego Poranka Radia TOK FM, profesor historii na Uniwersytecie Warszawskim, literaturoznawca i publ...

Akt oralny w TOK FM

Wiesław Władyka (l.69), stały gość piątkowego Poranka Radia TOK FM, profesor historii na Uniwersytecie Warszawskim, literaturoznawca i publicysta tygodnika "Polityka" nazwał dziś ostatnie wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego i Andrzeja Dudy aktem oralnym. Jak wiadomo samo słowo "oralny" oznacza ustne przekazywanie informacji. Ale akt oralny już się fajnie kojarzy, więc Żakowski, Lis i Wołek wydobyli z siebie cichy rechot. Utrzymując zbliżony poziom dyskursu można śmiało powiedzieć, że zdanie byłego już ministra, znane nam z podsłuchów w "Sowie" - "Ch... , d....i kamieni kupa"  - było niczym innym jak akt analny. 

Słuchacze dowiedzieli się również, że w opozycji dominują teraz dwie tradycje rodem z XIX wieku: powstańcza reprezentowana i niepodległościowa reprezentowana przez KOD, oraz rewolucyjna reprezentowana przez partię "Razem". Idąc tym tropem, wiemy już, że oni walczą z caratem. PiS to zaborca, Jarosław Kaczyński to car zasiadający na Kremlu. Jak by tego było mało, to zdaniem Tomasza Wołka trwa już bezkrwawa wojna domowa. No i coś trzeba z tym zrobić, bo jak mamy obalić demokratycznie wybrane władze - to pytanie stawia sam Tomasz Lis. Jak zwykle bystry Tomasz Wołek, że można by na przykład powołać jakiś nowy komitet przy Lechu Wałęsie. Kompani ze studia nie podchwycili jednak tego  pomysłu, a szkoda! To jest pomysł wręcz fantastyczny,ale i zrozumiały. Bełkot i pokrętne tłumaczenia Wałęsy idealnie pasują do akcji "obrońców" Trybunału Konstytucyjnego. 

Jest w publicystach obradujących w TOK FM wiele optymizmu. Przyznają, że stracili naród i biało- czerwoną flagę, ale teraz właśnie odzyskują te wielkie wartości, w domyśle pewnie, dla siebie. Mówią zresztą wprost, że będą bronić niepodległości, że trzeba być razem przeciwko PiS i nie licytować się w organizowaniu manifestacji. Tomasz Lis zadaje kolegom fundamentalne pytanie: "Chłopaki, co będzie dalej?" I już wiadomo, że "werdykt Komisji Weneckiej określi miejsce Polski w Europie". Lis idzie jutro z KOD -em, Żakowski obiecał, że ugotuje zupę dla protestujących pod Urzędem Rady Ministrów. Nie wiadomo, co uczyni Wiesław Władyka, może jakiś spontaniczny akt? W końcu wszyscy się zgodzili z Tomaszem Lisem, żeby rządy Prawa i Sprawiedliwości jeszcze trochę potrwały, bo dzięki temu, dopiero teraz (?!) powstaje w Polsce prawdziwe społeczeństwo obywatelskie. Z jednej strony bezradni,  z drugiej pewni zwycięstwa. Jedno jest pewne, jak mawiają początkujący reporterzy telewizyjni, zupy jutro nie zabraknie, a antypisowkiego paliwa mają w sobie więcej niż płocka rafineria.  

czwartek, 10 marca 2016

Demolują państwo, a Lech swoje

Po tym co wyprawia Trybunał Konstytucyjny w Polsce, nie ma sensu zaprzeczać, że narodziła nam się nowa władza stojąca ponad Prezydentem, rządem RP, Sejmem i Senatem, a nawet ponad Konstytucją RP, skoro prezes Rzepliński i jego sędziowie są głusi na zapis konstytucyjny, że Trybunał składa się z 15 sędziów. Platforma oraz jej mutanci nie mają już nic poza TK, TVN i GW, oraz częścią środowiska prawniczego i indywidualnie samym Maciejem Stuhrem. Z kolei wymiar sprawiedliwości jest w permanentnym kryzysie od wielu lat, a opinie Polaków na temat działania sądów są druzgocące. Ale to nic, samopoczucie korporacji prawniczej jest zgoła odmienne. Być może umknęło to uwadze widzów, ale wczoraj rzecznik Krajowej Rady Sądowniczej sędzia Waldemar Żurek w odpowiedzi na pytanie dziennikarza TVP INFO, kto rządzi w takim razie w Polsce, odpowiedział, cytuję: "W Polsce rządzi prawo".    


Abstrakcyjne prawo, interpretowane w kontekście sporu o Trybunał na tysiąc sposobów stało się dla części środowiska sędziowskiego i konstytucjonalistów bytem absolutnym i idealnym. Skoro już nie wyrocznie Adama Michnika mają decydować o tym, jak urządzić Polskę, to teraz zdecyduje o tym sędzia Rzepliński. Pół biedy, a właściwie super, jak ma takich zwolenników jak Ryszard Petru, ale w ślad za tym pełzającym zamachem na najważniejsze instytucje państwa ustawiła się cała rzesza obrońców Trybunału Konstytucyjnego, od KOD-u przez PO, część mediów po Komisję Wenecką. Tak po prostu, wypowiedziano wojnę polskiemu państwu, a nie Prawu i Sprawiedliwości. Parlament i urząd Prezydenta RP to najważniejsze instytucje w państwie. Działania TK paraliżują prace Sejmu, Rządu RP i Prezydenta, bo "w Polsce rządzi prawo". Od wczoraj?  A prawo to prof. Andrzej Rzepliński, to jego sędziowie. 


Teraz przyjdzie czas na to, jak to wszystko przełożyć na język potoczny, wyjaśnić na przykład co to jest "pętla logiczna" wokół TK, przekonać wyborców, że mamy w Polsce zamach konstytucyjny. Już się do tego właściwi ludzie zabrali, nie tylko na miejscu. Albo wyborcy PO czy Nowoczesnej, choć w części,  przejrzą w końcu na oczy i zobaczą, że trwa w najlepsze rozbiór polskiego państwa polegający na paraliżu jego instytucji ustawodawczych i wykonawczych, albo ten rozbiór Polski poprą. Nie zostało tu nic napisane ponad miarę. Cel jest jasny: rząd ma nie rządzić, nie będzie żadnej naprawy państwa, a Bruksela tak przyciśnie PiS, że ten pęknie. Towarzyszy temu całkowite odwrócenie pojęć, we wszystkim. Destruktorzy są  obrońcami demokracji,  wyalienowani od rzeczywistości sędziowie TK są wyroczniami, a polityczna demolka Polski nazywana jest troską o wolność i przestrzeganie prawa. Rzeczywiście, trzeba do tej histerii podchodzić spokojnie, ale stanowczo. Kompromisu z PO czy Nowoczesną nie będzie, bo on by zakończył w ogóle sens istnienia tych partii.  Nie pójdą na to.

W zalewie setek słów i paragrafów o tym, co jest konstytucyjne, a co nie, umyka nam sprawa TW Bolka. Temat lekko się wypalił, no bo jak długo można komentować wpisy Lecha Wałęsy? Skoro jednak jest  tyle emocji wokół nas, to warto może w całości zacytować nowy wpis LW, żeby rozładować te trybunalskie emocje, to naprawdę świetnie działa i od razu jest efekt.            

   
*"Kolejny raz Oświadczam papiery wydalone od niby Kiszczaka przez IPN , To papiery sfałszowane , podrobione .W roku 1970 bez mojej zgody wpisano mnie na TW , przypuszczano że się złamię , że się zgodzę , a oni brali i będą długo brać na mnie i za mnie pieniądze , pisząc niby relacje z moich spotkań , których nie było ,albo pisząc za mnie przez Siebie podobnym charakterem pisma .Wykorzystano też od ręczne moje pisma z rewizji i innych miejscach złożone .Tak się działo do 1980 r Po sierpniu 1980 r .Warszawa zażądała te teczki szybko się zorientowano że to lipa że nieprawda .Powołano w tedy Biuro studiów i skorygowano te teczki czyniąc je bardziej wiarygodnymi .Jednak obawa że to fachowcy odkryją , zostawiono co niektóre , ale ksero .Oryginały podróbek zastały zabrane przez Kiszczaka .Dlatego nie szantażował mnie tym , bo On i ja wiedzieliśmy że to podróbki .To miało tylko być wypuszczane dla niekorzystnego społeczne odbioru Wałęsy . Ujawnienie tych dokumentów miało być ogłoszone 5 lat po mojej śmierci , tylko dlatego by nie można było udowodnić tej prowokacji . Taka na skróty jest prawda ,mam nadzieję że Polski aparat , albo sądy , rozpracują i udowodnią prawdę tej prowokacji ,. jeśli nie odwołam się do przyjaciół z zagranicy , by to uczynić . Lech Wałęsa" 

  • https://www.facebook.com/lechwalesa/

PASAŻER RP: Jawnie przeciwko Polsce

PASAŻER RP: Jawnie przeciwko Polsce: I Prezydent RP Andrzej Duda i rząd Beaty Szydło, i wreszcie cały obóz rządzący uważali najwyraźniej dotąd, że są jakieś granice w walce pol...

Jawnie przeciwko Polsce

I Prezydent RP Andrzej Duda i rząd Beaty Szydło, i wreszcie cały obóz rządzący uważali najwyraźniej dotąd, że są jakieś granice w walce politycznej czy w przestrzeni publicznej, których druga strona nie przekroczy. Otóż takich granic nie ma i czasami trąbimy wręcz o tym w sieci - nie od dziś i nie od wczoraj. "Jesteśmy na granicy obłędu" - trafnie zauważa posłanka PiS Małgorzata Wasserman komentując przeciek projektu dzisiejszego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Ten obłęd można nazwać po imieniu: Jawne działanie na szkodę Polski, na wszelkie możliwe sposoby, bez żadnych zahamowań, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz kraju. I to jest nasza polska rzeczywistość po 25 października 2015 roku. To jest jawnie wypowiedziana wojna przeciwko budowaniu Polski suwerennej, podmiotowej, demokratycznej, przeciwko naprawie państwa, które Platforma Obywatelska demolowała przez osiem lat i to jest jej jedyny autorski sukces.

Cóż nam dziś opowiada zacietrzewiony chyba jak nikt inny poseł Borys Budka o zarzucie, że projekt orzeczenia TK krąży wśród establishmentu III RP?  Że to oszczerstwo i kłamstwo. I na tym koniec. I tak jak jest za każdym razem. Skoro zarzuty, jakie pojawiły się na portalu wpolityce.pl są kłamstwem, należy niezwłocznie wystąpić na drogę sądową. Dziwiono się, po co wyciągnięto z ław sejmowych nikomu nieznanego Borysa Budkę latem ubiegłego roku. Teraz już wiemy. Inwektywy, drwiny z wypadku Prezydenta RP, nazywanie Żołnierzy Niezłomnych leśnymi bandami, "heroiczna" obrona donosiciela SB przez KOD i PO, zachęcanie obcych państw do nakładania kar na Polskę, montowanie poza granicami kraju medialnych ataków nafaszerowanych manipulacją i stekiem kłamstw to jest rzeczywiście już obłęd, bo granica obłędu została już dawno przekroczona. 

Problem w tym, że główni narratorzy i aktorzy tego obłędu nie postradali wcale zmysłów, wiedzą co czynią i robią to z pełną premedytacją. Przelała się fala oburzenia wyczynem Macieja Stuhra podczas gali Orłów 2016 z pytaniem, gdzie są granice? Nie ma ich. W tej swoistej kulturze pogardy i nienawiści do Polski i samej polskości, tkwimy od zarania III RP. W ostatniej dekadzie wytworzył się dobrze zorganizowany obóz Pół - Polaków, ludzi negujących naszą tradycję, naszych bohaterów, nasze wartości, zanurzonych bez reszty w politycznej poprawności i prostacko rozumianej europejskości. Zamiast dumy z Polski, pokora i wstyd, w tym za Holokaust (!), zamiast polskości, nieustanne pranie mózgu, że ta polskość jest taka staromodna i nacjonalistyczna.  Zerwą szczyt NATO, zabiorą fundusze unijne, nie wpuszczą nas na salony, jeśli my, Pół - Polacy, nie będziemy rządzić w "tym kraju". Bo to nie ma być tak naprawdę Polska, choć Polacy, jak tylko będą posłuszni, mogą sobie w niej mieszkać. To jest ta "szczodra" oferta dla naszego narodu. I nic więcej. 

A dziś, po kilkudniowej całej serii obrzydliwych żartów, wojowniczych wystąpień, kompromitacji Trybunału Konstytucyjnego, szydzenia z Żołnierzy Niezłomnych,  obóz rządzący chyba już wie, że establishment III RP wypowiedział Polakom wojnę. Polakom, nie Prawu i Sprawiedliwości. Nieprzypadkowe, jak sądzę, było wczoraj tak wyraziste wystąpienie Prezydenta Andrzeja Dudy i twarde stanowisko premier Beaty Szydło. Jeśli wyborcom PO wydaje się, że chodzi tylko o złamanie PiS-u, rozwalenie prezydentury, to tkwią tak jak ich liderzy w obłędzie. Z tą różnicą, że większość z nich nie zdaje sobie sprawy z tego, że dalekosiężnym celem jest likwidacja naszego niepodległego bytu państwowego. Nadal chcą głosować na PO? O Nowoczesnej, typowych mutantach po PO, szkoda nawet wspominać, a ich wyborcy , no cóż.... albo sami przejrzą na oczy, albo życie w nowoczesnym kołchozie to szczyt ich marzeń. Po raz setny więc warto powtórzyć, ani kroku w tył, dla dobra Polski.  A Trybunał Konstytucyjny, wczoraj o 13.00. ostatecznie się skompromitował.