czwartek, 24 kwietnia 2014

Ciężki stan rządu i Prezydent bez alibi | Blog-n-roll

Ciężki stan rządu i Prezydent bez alibi | Blog-n-roll

Cięzki stan rządu i Prezydent bez alibi


Tego nie da się już ukryć – rząd, w ogóle rządzący III RP, są w ciężkim stanie psychicznym. To jest jawna depresja, może nawet coś gorszego. Na początek wystarczy przyjrzeć się tematowi szeroko już opisywanemu, czyli spotowi z okazji 10- lecia członkostwa Polski w Unii Europejskiej. Kto może być tak naiwny, że wszem i wobec ogłasza, że tandetny i wiejący na odległość amatorszczyzną klip (oczywiście wyborczy) kosztował z emisją ponad siedem  milionów złotych. Kto podsunął Tuskowi taką żabę ropuchę okropną? Bo emisja wiadomo, ale koszt produkcji jest wzięty z Marsa albo z Plutona. Takie – przepraszam telewizyjne badziewie – nawet z pokryciem kosztów praw autorskich do wykorzystania piosenki „Hey Jude” to nie więcej niż 350 000 PLN. A jest prawie milion. Że przepłacono to jasne, ale blisko trzy razy? Czy ludzie od PR z Ujazdowskich sądzą, że wszyscy od produkcji spotów pracują dla PO? Tu już tylko prokuratura może rozstrzygnąć, jak taki przewał był w ogóle możliwy. A dodać wypada, że merytorycznie cała ta minutowa zgryzota filmowa, to coś niepojętego, nawet jak na PO. Nie ma tam nic, co stanowi przekaz promujący Polskę. Jakież małe fiaty, łóżka z ciuchami, giełdy samochodowe i nagle kibice cieszący się nie wiadomo z czego. Z Grzegorza Laty? To świadczy jednoznacznie o rozpadzie psychicznym rządu, lewitowaniu, które jest skutkiem nadmiernego puchnięcia portfeli. To się niestety zdarza, że zbyt dużo fruktów, zamiast do szczęścia, prowadzi do choroby. I jeszcze aksamitny głos premiera, niczym z „Szansy na sukces” (https://www.google.pl/#q=szansa+na+sukces+tusk).


Co ma ckliwa, może i piękna opowieść o cierpiącym, co ma iść do przodu z Unią Europejską? Co to jest za metafora? Może warto byłoby sięgnąć po „Józek nie daruję Ci tej nocy”......zmieniając ewentualnie imię na Donald? To jest jakiś obłęd, kiedy minister Sikorski prawie już wysyła armaty na Rosję, kiedy bez konsultacji z kimkolwiek chce amerykańskich brygad nad Wisłą, a jednocześnie zapowiada udział w debacie o tym, że silne wpływy Rosji na Ukrainie to gwarancja pokoju w Europie. Stąd tylko krok do stwierdzenia, że także silne wpływy Rosji w Polsce to gwarancja pokoju w Europie i na świecie. Z letargu budzi się już nawet spolegliwy zwolennik resetu z Moskwą Barack Obama, który dostrzega, że Rosja jest taka jaka była zawsze: agresywna i ekspansywna. U nas natomiast, albo premier straszy wojną na dzień 1 września tego roku, albo śpiewa, a raczej wyje kawałek, który wył pewnie na studiach i straszył nim dziewczyny. A minister Bieńkowska drży, ma dreszcze, no już brakuje tylko tańców na rurze Nord Stream.


Zapaść ogólna ogarnia nie tylko premiera, ale także Prezydenta Bronisława Komorowskiego. To, co dziś palnął w Łodzi z okazji setnych urodzin Jana Karskiego daje naprawdę mocno do myślenia. Podkreślając wielkie zasługi naszego rodaka dla ujawnienia zbrodni niemieckich na Żydach i Polakach, i wielu innych narodach, powiedział, że jego głos to było oskarżenie ówczesnego świata, który jak wiemy nie bardzo wziął sobie do serca informacje Kuriera z Warszawy, ale też Pan Prezydent dorzucił w jednym zdaniu, że Jan Karski dał nam alibi. Dokładnie tak, dał nam, Polakom, jakieś bliżej nieokreślone alibi (tylko Bronisław Komorowski wie o jakie alibi chodzi). Innymi słowy, tak to przecież trzeba rozumieć, głos Karskiego, jego starania o ujawnienie całej prawdy o zbrodniach niemieckich w Polsce, to alibi dla nas, Polaków, którzy nic nie robiliśmy. Alibi daje się komuś, kto ma coś na sumieniu, kto jest winien, ale unika kary, bo ktoś powiedział, że on nie był na miejscu zbrodni, tylko w kinie, teatrze, w innym mieście. Niepojęte jest, kto napisał ten skandaliczny tekst Prezydentowi, ewentualnie (jeśli głowa państwa mówiła z głowy) jak taką bzdurę można było palnąć. Rozumiecie? Wszyscy jesteśmy winni niemieckich zbrodni, holocaustu, budowy obozów śmierci, ale wielki Polak Jan Karski dał nam alibi na te czasy pogardy. To dyskwalifikacja. Ogólna. Nie pierwsza zresztą i pewnie nie ostatnia. Ciężki jest stan rządu, to jest niemal jak sceny z filmu „Wielkie żarcie”. Wiemy, jak się skończył ten film, i to czeka też ten rząd.                               

środa, 23 kwietnia 2014

Zagadkowa pancerna brzoza, czyli historia bez końca



Po czterech latach od Tragedii Smoleńskiej nadal nie wiemy nic na pewno o przyczynach katastrofy. To wybitne dzieło prokuratury wojskowej i rządu Donalda Tuska, to ich zasługa, bo czemuż mamy obwiniać Rosjan, skoro sam premier oddał śledztwo w ich ręce. Po czterech latach prokuratura ogłasza, że znalazła w brzozie coś, co nie pasuje za nic do elementów skrzydła Tupolewa. To coś to silumin, stop aluminium i krzemu, który na pewno nie jest częścią TU-154M. Pozostałe 11 elementów badanych przez ekspertów są lub mogą być elementami skrzydła rządowego samolotu, ale pewności stuprocentowej też nie ma. Sama prokuratura podkreśla, że siedem próbek to jedynie mogą być elementy samolotu. Tajemniczy silumin stosowany jest w lotnictwie, do budowy cylindrów, a także celowników karabinków snajperskich. Do czego jeszcze, nie wiadomo, bo zastosowanie siluminu ze względu na jego właściwości (lejność, odporność na pęknięcia) jest bardzo szerokie. Nie należy się spodziewać tutaj żadnych sensacji, bo sensacji płynących z prokuratury było już wiele. Istotne jest to, jak psychologicznie ekipa Tuska rozgrywa całe śledztwo w sprawie przyczyn katastrofy.


To jest metoda kroczącego oswajania Polaków z myślą, że to nie był zamach, tylko wypadek, ale tak na pewno to my tego nie wiemy, a właściwie to może nigdy się nie dowiemy, a w końcu dajmy temu spokój, wypadki lotnicze się zdarzają. Z jednej strony padają ciągle zapewnienia, że TU 154M po prostu zszedł za nisko, zahaczył o brzozę i się rozleciał na dziesiątki tysięcy części, na błotnistym podmokłym terenie. Ponad połowa Polaków nie wierzy w ustalenia  prokuratury wojskowej, choć jednocześnie tyleż samo nie wierzy w zamach. To i tak niewiele, biorąc pod uwagę zmasowaną propagandę polityków PO i mediów, że w Smoleńsku zdarzył się jedynie nieszczęśliwy wypadek. Oswaja się więc nas przez cztery lata z myślą, że zamachu nie było, a jednocześnie nie ma ostatecznych dowodów, że było to jedynie tragiczne zdarzenie, na które wpływ miały między innymi złe naprowadzenie Tupolewa przez rosyjskich kontrolerów, fatalna pogoda i ryzykowne zachowanie się polskich pilotów.


Tragiczny 10 kwietnia oddala się z roku na rok, ludzie są zajęci sobą, zmagają się albo z kłopotami, albo z myślą, co by tu jeszcze kupić, żeby było im tak jak na Zachodzie. Rozmontowane więzi społeczne sprzyjają polityce przeciągania śledztwa i znieczuleniu Polaków na największy dramat Polaków po II wojnie światowej. Jak daleko to zaszło, wystarczy wspomnieć, że kłamczyni jest marszałkiem Sejmu RP, że ludzie tacy jak Palikot, który lżył tragicznie zmarłego Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, swobodnie poruszają się po polskiej scenie politycznej, robiąc kolejne wolty jak choćby sprzeciw wobec uchwały sejmowej w sprawie kanonizacji Ojca Świętego Jana Pawła II. W Polsce przechodzi wszystko, każdy przekręt, każde draństwo, każda afera: informatyczna, autostradowa, hazardowa, można mnożyć w nieskończoność. Oto NIK, pod wodzą dawnego lidera PO Krzysztofa Kwiatkowskiego ocenia, że koszty budowy Stadionu Narodowego zostały zawyżone o 460 milionów złotych, ale nic nikt nikomu nie zrobi, choć winę za to ponoszą byli ministrowie sportu z partii Donalda Tuska. Pół miliarda to betka dla beneficjentów III RP.

Ciągnąć wszystko co niewygodne, aferalne, w nieskończoność, tak, by większość Polaków o tym zapomniała, by zachwyciła się spotem PO za ponad siedem milionów złotych, by czarowanie, że jesteśmy już w przedsionku bogatych krajów Zachodu trwało jak bal, by wszyscy tańczyli w rytm speców od PR i marketingu politycznego. Przy okazji śledztwa smoleńskiego i zagadkowej brzozy nasuwa się nieodparcie jedno porównanie z sytuacją za naszą wschodnią granicą. Taktykę kroczącego oswajania Zachodu z aneksją Krymu i parciem na wschodnie granice Ukrainy stosują Rosjanie. Nie było żadnego ataku z ziemi i powietrza, żadnego błyskawicznego wtargnięcia na obce terytorium. Powoli pojawiali się  jacyś dziwni żołnierze, potem referendum, potem przejmowanie administracji i Krym już należy do Kremla. I wszyscy na Zachodzie to przełknęli. W porozumieniu genewskim nie ma ani słowa o zwrocie Krymu Ukrainie. Moskwa skutecznie rozmiękcza Zachód i Amerykę, bez pośpiechu. Krok w tył i dwa kroki do przodu, tak jak dziś, kiedy Ławrow zapowiada na Ukrainie wariant gruziński. Wjedziemy czołgami – powiada, no i pewnie za jakiś czas wjadą, i świat się pogodzi z tym faktem. USA mogą dozbroić naszego sąsiada, mogą udzielić mu pomocy finansowej, Unia może też coś dorzucić, ale nikt nie zdecyduje się na otwarty konflikt zbrojny z Rosją, bo Zachód panicznie boi się wojny, bo ma bardzo dużo do stracenia. 


Choć tak wiele wskazuje, że w Smoleńsku doszło do zamachu, to dopóki w Polsce rządzić będą kłamcy, nic więcej ze strony władców III RP o 10 kwietnia się nie dowiemy. Panuje zmowa milczenia i strach, co się stanie, gdy ta ekipa zostanie odsunięta od władzy. A tymczasem pewnie kolejne kilka miesięcy będziemy karmieni niby informacjami, skąd wziął się silumin na pancernej brzozie.         

wtorek, 22 kwietnia 2014

Tusk to Polska


Nikt tak pięknie nie pisze nowej historii Polski jak historyk z wykształcenia, premier III RP Donald Tusk Hey Jude. Do kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego przyda się wszystko, każdy nowy chwyt, choćby i taki, z którego nie wprost wynika, że 10 lat Polski w Unii Europejskiej to nic innego jak twórcza wirtuozeria Donalda Tuska i jego Platformy Obywatelskiej. I tak rzeczywiście jest. Jeśli spoglądamy wieczorem na nocne kluby, gdzie rozradowana młodzież świętuje kolejny angaż do pracy w korporacji lub w dyskoncie to pamiętajmy o pośle Szejnfeldzie, to jego zasługa i byłego ministra Sławomira Nowaka. Temu ostatniemu zawdzięczamy jeszcze rozkwit salonów jubilerskich. Jeśli jedziesz autostradą, pamiętaj, żeby krzyżyk podczas wyborów postawić na kandydacie PO. To ludzie tej partii kopali i kopali, a potem lali asfalt pod drogi przyszłości, to oni w kaskach, w upale i w znoju wytyczali nowe perspektywy dla Polski, a tylko nasi maruderzy z branży budowlanej bankrutowali jeden po drugim, bo się nie nauczyli tuskowego kapitalizmu. Kiedy patrzycie na Stadion Narodowy i na niewyobrażalny napływ zachodnich gwiazd estrady do Polski, nie możecie zapomnieć, że to była minister sportu Joanna Mucha wytyczyła nowe standardy w biznesie rozrywkowym,  stała się wręcz jego Madonną. Nic co zbudowano w Polsce, nie powstałoby bez ludzi PO. Nawet Bartosz Arłukowicz ma tu wybitne zasługi, choć tekę ministra dzierży w końcu nie tak długo. Wzrost popytu na usługi medyczne pod jego rządami jest tak duży, że emeryci już nie wiedzą nawet, w której kolejce się ustawić. W jednej z nich stało jakiś czas temu kilkaset osób, także przed szpitalem, co pokazuje tylko jak naród chce się leczyć pod rządami Platformy Obywatelskiej. A wcześniej za PiS nie chciał, bał się lekarzy, a teraz już się nie boi i chce się leczyć, i daje temu namacalne dowody.


Co istotne, Donald Tusk dostrzegł i docenił zapał Polaków do pracy oraz nasze bezgraniczne oddanie polityce rządów PO. Spełnił oczekiwania milionów przyszłych emerytów, dając im szansę dłuższej pracy dla Ojczyzny, nawet do śmierci. Jakie to romantyczne: zmarła w miejscu pracy sprzedając klientce odżywkę dla dzieci. Takiego poświęcenia nie ma w całej Europie, jak u nas. Oddaliśmy państwu nawet pieniądze, które zbieraliśmy w Otwartych Funduszach Emerytalnych, bo wiemy, że Donald Tusk to Polska i wie co robi. Gdyby nie ludzie PO w samorządach i urzędach marszałkowskich, w Polsce nadal szalałaby korupcja i nepotyzm. A tak, nawet portier przechodzi żmudną drogę konkursu na swoje odpowiedzialne stanowisko. Nie przeciśnie się żaden kuzyn czy ciotka z PO, nie mówiąc już o żonach czy kochankach. Widać też jak wspaniale rozwijają się w III RP przepiękne galerie handlowe, w których miliony Polaków myślą o naszym premierze, bo to on, bo to za jego czarodziejską niemal ingerencją tryskają fontanny, a ludzie pracy pękają z zachwytu. Przecież to nie przypadek, że w galeriach jest tyle markowych butików. Ktoś pomyśli, że kapitał zachodni tak sobie tu wszedł i już. A to nie jest tak. To tylko i wyłącznie zasługa minister Bieńkowskiej, kobiecie eleganckiej, która z racji sukcesów PO ma nieustające dreszcze. Ciekawe, co kryje się za tymi dreszczami.

Można mnożyć, można dużo jeszcze pisać o tym, że Polska to Tusk, a Tusk to Polska, że w końcu te dziesięć lat to wielki sukces Platformy Obywatelskiej, jej uczciwych i dzielnych działaczy, którzy nie przepuszczą ani jednego przekrętu, a wszystko Polsce oddadzą. To dlatego Angela Merkel tak się próbuje spoufalić z naszym premierem, a Putin dzwoni do Donalda Tuska i mówi mu,  co jutro zrobi. 10 lat Polski w Unii Europejskiej, z perspektywy spotów PO,  jasno pokazuje, że w tym czasie nie było w Polsce narodu, byli tylko ludzie PO, którzy dzielnie kopali, budowali, tworzyli i teraz nam to wszystko dają w wieczyste użytkowanie. Dziwicie się więc, że Polacy na Wyspach zgrzytają zębami i klną, że wyjechali z Polski?           

niedziela, 20 kwietnia 2014

Polska w bezruchu


Trwa świąteczna przerwa w debacie o sprawach ważnych i kluczowych dla Polski, a te nabrały po aneksji Krymu szczególnego znaczenia. Nic bowiem nie zapowiada na razie rozwiązania węzła gordyjskiego na Ukrainie. Porozumienie genewskie w zasadzie zaakceptowało zajęcie Krymu przez Rosjan, a dyplomatyczne zabiegi mają teraz na celu zatrzymanie Moskwy u granic wschodniej Ukrainy. Polska, sama znajdująca się w politycznym klinczu, jest wystawiona po raz pierwszy od 1989 roku na poważną próbę obrony swojej suwerenności, a także strategicznego wyboru sojuszy politycznych w Europie. Jeśli bowiem doszłoby do zerwania silnych więzi Kremla i Berlina, a wojska rosyjskie ostatecznie doprowadzą siłowo lub „partyzancko” do podziału Ukrainy, to nie będziemy już gdzieś pomiędzy geopolitycznymi strefami wpływów, a wprost znajdziemy się na pierwszej linii frontu. I jeśli nawet przyjadą nad Wisłę dwie brygady amerykańskie, a może jeszcze powstanie stała baza wojsk NATO, to nie będziemy już tak bezpieczni, jak pięć czy dziesięć lat temu, kiedy Europa wydawała się spokojna, a Kreml obliczalny. Putin już zmienił porządek europejski, a sama Unia Europejska jest w fazie chaosu i poszukiwań nowych rozwiązań. Łatwo było budować „twarde jądro” UE, kiedy Rosja spała spokojnie. Nawet Gruzję można było sobie odpuścić, ale Ukraina to już nie to samo. Podczas niedzielnego śniadania zasłyszałem taki dowcip, pewnie już znany powszechnie, ale jakże celny: Z kim graniczy Rosja? Z kim chce.

Rząd Tuska chce usilnie wykazać, jak bardzo troszczy się o bezpieczeństwo Polski, Sikorskiemu pot spływa po czole od aktywności politycznej, ale to wszystko trąca fałszem, jeśli spojrzy się na relacje Warszawy i Moskwy od czasów słynnego spaceru po molo w Sopocie. Oddanie śledztwa smoleńskiego, kłamstwa na temat tej tragedii, nieudolne raporty, ślimacząca się praca prokuratury wojskowej, polityka ustępstw wobec Moskwy, to wszystko razem nie pozwala na zaufanie do tego, co dziś o Rosji mówią Sikorski, Tusk  czy Komorowski. Do tego trzeba dodać brak realnego wpływu Polski na decyzje NATO czy Brukseli. Teoretycznie to my jesteśmy ważni i najbardziej narażeni na konsekwencje dalszej ekspansji Rosji na zachód. Ale najważniejsze rozmowy toczą się bez naszego udziału. Liczą Stany Zjednoczone, Rosja i Niemcy. Unia Europejska jest tu jak kwiatek do kożucha, a co dopiero Polska. Berlin wyraźnie dystansuje się od przesunięcia wojsk NATO na wschód paktu, co jednoznacznie świadczy o tym, że są pisane lub niepisane umowy Zachodu z Rosją co do możliwości rozmieszczenia dużych oddziałów NATO w Polsce.


Jesteśmy wewnętrznie i zewnętrznie w geopolitycznym zawieszeniu, stoimy na korytarzu, podczas gdy w pokojach obok trwa tasowanie kart. Od czasu do czasu kogoś się pośle z Polski na rozmowy, ale realnie nie decydujemy o przyszłym kształcie Europy, a to właśnie dzieje się na naszych oczach. Wewnętrznie mamy silnie podzielone społeczeństwo, które przede wszystkim nie bardzo wie, co dalej z nami. Nie ma bowiem żadnych wizji, jest trwanie z dnia na dzień, które zaszczepiła wielu Polakom Platforma Obywatelska. Tu też mamy pat. Bo do wyborów parlamentarnych jeszcze daleko, a sytuacja wokół Polski wymagałaby jakiejś trwałej konsolidacji w sprawach o strategicznym znaczeniu dla naszego kraju. Tymczasem, niemała część Polaków uważa, że karnawał konsumpcji i lekkiego życia, niemal beztroskiego jeszcze trwa. Karnawał już się skończył, szczególnie dla Polski, ponieważ musimy być realnie przygotowani. militarnie i mentalnie na dużo cięższe czasy. Kto sądzi, że za pół roku, rok, będzie na Ukrainie spokój, a Rosja się cofnie, ten jest w błędzie. 

Bogaty Zachód jest tak bogaty, że żadnego karnawału nie musi przerywać, jest już nim nasycony. Kryzys? I owszem, ale to nie są lata trzydzieste ubiegłego stulecia. Manipulują rynki finansowe, nienasycone i tak gigantycznymi zyskami. Co biedniejsi, tak jak Grecy (nie bez własnej winy) padają ich ofiarą. Zamiast dyktatu luf armatnich mamy dyktat ekonomiczny. Polska też zresztą mu podlega, bo warto postawić sobie pytanie, na ile Polska ma jeszcze własną, narodową gospodarkę, tak jak Francuzi czy Niemcy. Zbudowaliśmy sobie coś, co można nazwać „tanim dobrobytem”, bez własnego zaplecza ekonomicznego. Polska znajduje się w swoistym politycznym i geopolitycznym bezruchu. Nie ma i nie widać na razie idei lub siły, którą by Rzeczpospolitą pchnęła do przodu. Być może znowu będzie tak, że to zamęt w Europie pchnie nas - albo ku budowie silnego i niepodległego państwa decydującego o losach Europy – albo zepchnie nas na pozycje zwykłego obserwatora, ekonomicznie uzależnionego całkowicie od Niemiec, bez własnej polityki zagranicznej i bez narodowej gospodarki. Stan zawieszenia jest najgorszy, ale niestety, niektórym jest bardzo na rękę.      


piątek, 18 kwietnia 2014

Rosyjskie karabiny jak broń atomowa


Wyobrażenia o potencjalnej wojnie XXI wieku były dotąd zgoła inne: lasery, celne trafienia precyzyjnych rakiet, cyberataki. Tego doświadczyliśmy w Iraku i na co dzień, kiedy słyszymy o zablokowaniu wirusem komputerowym irańskich instalacji nuklearnych. Tymczasem Rosja cofa nas do czasów z początku XX wieku. Co więcej okazuje się, że wysłanie na teren wroga agentów i żołnierzy w mundurach bez dystynkcji wojskowych daje znakomite efekty. Porozumienie z Genewy już jest wydmuszką. Okazuje się bowiem, że prorosyjscy „bojownicy” idą na Zachód. Zagrożone jest Zaporoże, zagrożone są kolejne ukraińskie miasta. Toczy się wojna bez wojny. Nie ma frontów walki, nie ma bombardowań, więc może nie ma w ogóle wojny? A jednak gołym okiem widać, jak Zachód i NATO utraciły wpływy na Ukrainie, jak bardzo potężny, wydawałoby się sojusz demokratyczny, ustępuje przed antydemokratycznym reżymem. Bojownicy w maskach, zielone ludziki, czyli rosyjscy żołnierze, zdobywają krok po kroku teren obcego, w końcu nie tak słabego państwa. I Putin może spokojnie spać, bo już i tak sporo ugrał.

Błędne jest jednak myślenie, że Moskwa jest gotowa na wojnę z Zachodem,  i z USA. Prawdą jest natomiast, że Putin za nic ma obecną Unię Europejską, bo ta stanowi jedynie biurokratyczną strukturę, a nie silny podmiot w światowej polityce. Kreml liczy się tylko z Ameryką, ale ta z kolei też jest syta i nic jej nie chcę się robić. Na dobrą sprawę kraje demokracji chcą mieć święty spokój, taki jaki trwa już prawie od 70-ciu lat. Do globalnej wojny Rosja nie dąży, bo ona – wbrew pozorom – też jest na swój sposób syta. Utuczona na gazie na pewno nie chce globalnego konfliktu zbrojnego. Bo dziś na tym konflikcie straciłaby i Moskwa, i Berlin, i Waszyngton. Tylko islam może być zainteresowany światową rozróbą, ale jego radykalni liderzy też mierzą swoje siły i na razie wielką islamską rewolucję na chrześcijańskiej europejskiej ziemi traktują jako melodię przyszłości.

To dlatego, między innymi, reakcja Zachodu na działania Rosji jest tak mizerna. Nawet owo porozumienie genewskie jest przejawem słabości Zachodu. Bo i tak, jak będą „zagrożone” interesy mniejszości rosyjskiej na Ukrainie, to Putin, co sam zapowiada, może użyć siły. I to nie muszą być latające nad Kijowem MIG-i 29. Wystarczy kolejna grupa zbuntowanych przeciwko „reżymowi” w Kijowie, zastraszonych, opuszczonych obywateli Ukrainy, którzy chcą powrotu do matki Rosji. Okazało się, w jakże nowoczesnym XXI wieku, że do zwycięstwa nad innym państwem wystarczą karabiny maszynowe i zamaskowani żołnierze. Zachód mógł podjąć wyzwanie Putina, mógł przeciwstawić się agresji na Krym jednoznacznym wezwaniem Rosji do przerwania akcji aneksji Krymu, wprowadzając od razu radykalne sankcje i mógł podjąć działania odstraszające o charakterze militarnym. Ale państwa Unii Europejskiej są tak podzielone, tak syte jednocześnie, że Ukrainę, pod płaszczykiem sankcji, manewrów na Bałtyku i gromkich pohukiwań, gotowe są odpuścić. Pokój ponad wszystko.

Rosja może przestrzegać na początku wczorajszych postanowień z Genewy. Czemu nie? I tak  ma już tak wiele za niewiele, że tylko może sobie pogratulować. Cóż i kogo bowiem wystawiła do aneksji Krymu? Kilka tysięcy chłopców ubranych w mundury ze sklepu? Będą więc czekać, odwlekać, knuć, w czym są przecież świetni. Będą wykorzystywać „pokojowy bezwład” na Zachodnie i w końcu dopną swego. Może to się będzie ładnie nazywało, jako wielki kompromis, jakiś nowy pokój genewski. Fakty mówią same za siebie. Rosja nie chce globalnej wojny, bo jest częścią światowego systemu „pokoju”, ale chce odzyskać tereny dawnego imperium. I tu nie ustąpi. Czy sięga to granic Polski? Oczywiście. Ale na razie, to znaczy w perspektywie kilku lat, o wojnie z Polską Putin nie myśli. Na razie nie myśli. Do zwycięstwa niepotrzebny jest atom, wystarczy mieć gotowe do wystrzału rakiety i karabiny maszynowe. Czyli wojna na bagnety.        

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rosja konsumuje Ukrainę, a Tusk to przerywa.


Jedni tworzą jakąś nawet spójną teorię na temat konfliktu ukraińsko – rosyjskiego, drudzy mają gotowe tezy i pod te tezy dopasowują kolejne wydarzenia, by udowodnić, że jest tak, a nie inaczej. Oczywiście wszyscy razem są przeciwko Rosji i za Ukrainą, i za Unią, i za Światem Zachodnim, i za demokracją w ogóle. Rzecz jasna nie jest to już konflikt ukraińsko – rosyjski, tylko konflikt o charakterze globalnym, a na samej Ukrainie toczy się po prostu wojna. I wszyscy mają rację, że Rosja jest zła, że Krym zabrano bezprawnie, a teraz Rosja chce zabrać wschodnią Ukrainę. USA zorientowały się, co się szykuje, więc jakaś część tortu im się też należy. Polska pod tymi rządami jest jak satelita, który ma krążyć, obserwować i za bardzo się nie wtrącać do wielkiej gry, rzecz nie do pomyślenia przed rokiem 1939 – tym, bo potem to już było tak jak z Ukrainą, tyle, że teraz nikt nie wjechał od Zachodu i Rosjanie sami konsumują kawałek po kawałku swojego sąsiada, brata, który w Dniepropietrowsku ma aż 80% arsenału nuklearnego, z którego korzysta Putin.

Tam nic nie jest proste, a nasze wspaniałe media raczą nas ciągle ulicznymi walkami, bo jest fajne i widowiskowe. To z innej półki, ale tak samą raczą nas ciągle niedowładem organizacyjnym Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej, bo fajnie jest pokazać, jak druty zbrojeniowe wystają z ziemi, niczym po ataku bombowym. Jest więc bombowa informacja dla naszego kochanego widza. O tym, że jest to prężna gospodarka i blisko dwustumilionowy kraj świata ani słowa, bo lepiej masować widza 100 razy chłopakiem wyrywającym coś tam, coś tam jakiejś Pani. Mamy zapewne pomyśleć, że w  Polsce to poszło idealnie. Tyle tylko, że do EURO 2012 zbudowano ledwie połowę planowanych dróg ekspresowych i autostrad. Wracając do Rosji i Ukrainy jest pewien koncept dla naszej polityki wschodniej, który w kieszeni ma nie kto inny jak premier Tusk, wielki znawca wszystkiego. A w zasadzie to ma go na twarzy.

Ze względu na to, że premier w okolicznościach nadzwyczaj dramatycznych dla całej Europy, postanowił dziś cytować sobie kim jest bądź nie jest razem z jego rodziną, to warto sięgnąć po dawną broń Tuska z wyborów parlamentarnych. Ale to na koniec. Zresztą to trochę jest, że redaktor Sobieniowski z TVN 24 nie pobiegł do toalet na Dworcu Centralnym, by pogłębić ten tragiczny materiał o jakieś „obrazki”, bo premier telefonu nie dał nikomu do ręki. A mógł wstać i podejść do dziennikarki (o trzy guziki za dużo) i huknąć: - No i widzi Pani, widzi pani jak u nas jest!  Żle jest proszę Pani, źle jest...” O 19.00 w „Faktach” huk obiektywizmu III RP wkleiłby przebitkę z jakimiś wulgarnymi słowami i już by było wiadomo, kto za tym stoi. Gdyby jeszcze jakaś dzielna reporterka tej samej stacji prawdy złapała przy wejściu do szaletu twarz znanego pisowca, byłby obraz do takiego właśnie szaletu, ale co tam. Nasi wyborcy z PO łyknęliby aluzję jak nic. Rozwodzę się dość chaotycznie nad wszystkim całkiem celowo, bo tak prowadzi się dziś sam Tusk. Córka fajnych ma kolegów i koleżanki swoją drogą, bo chłopaki spod sklepu to nie mają nawet takich butów jak Kasia. Kaleki jakieś chodzące nie mieć takich butów.

Wracając..... do meritum, z tych analiz nic nie wynika. Pół świata przeciwko Rosji, a ci idą krok po krok do swojego głównego celu: podziału Ukrainy. A jak tu podzielą, to gdzie indziej wejdą i znów będzie bałagan w dyplomacji zachodniej, będą trzymać się za okulary, podbródki, opierać o stoły z pozycji stojącej, no a potem obiad. To już jest porażka Zachodu i USA, a co będzie dalej nie wiadomo. Dzisiejszy pierwszy przejaw militarnej aktywności wojsk ukraińskich nic lub niewiele zmieni. Rosja ma plan na lata, więc jak coś się spóźni o pół roku, to nawet sam plan tego nie zauważy.  No ale dlaczego tak jest? Bo ich agenci są wszędzie, struktury zewnętrzne były budowane jeszcze w XIX wieku, potem bardzo aktywnie je poszerzono po II wojnie światowej. I oni właśnie jako agenci wpływu prowadzą dywersję od wewnątrz. Niektórzy byli „śpiochami” , inni profesorami, artystami, a może i nawet stolarzami.  Skoro Donald Tusk zrobił taką obciachową wrzutę na swojej konferencji, to podrzucam mu kolejną, Niech jedzie do Obamy i powie w blasku kamer, żeby się wszyscy w Europie po prostu uśmiechali. Że śmiech to fajna sprawa i zabawa. Jak się będą śmiać i Ukraińcy i  Rosjanie to się nie pozabijają, a jak dostaną po butelce N2O podtlenku azotu na wdech, to zaśmieje cała Europa, aż spuchnie i będzie wtedy wielkie bęc. Do dzieła Panie Premierze!                     

środa, 2 kwietnia 2014

KOKON


Platforma Obywatelska całkowicie oddzieliła się od rzeczywistości i lewituje. Lewitowanie jest na tyle przyjemne i szeleszczące banknotami i dotacjami, wziątkami, że nikomu ani się śni zobaczyć, co się w ogóle w Polsce dzieje tak naprawdę, na co dzień. Raporty dotyczą już tylko i wyłącznie notowań. Czy PO przed PiS, czy za PiS........   Bo jak wiadomo lewitowanie skończy się mocnym łu-bu-du -bu  tyłkiem o beton, jeśli PiS dojdzie do władzy. Sprzyja ono (do czasu) całkowitemu brakowi poczucia czegokolwiek. Bez zasad, bez moralności, bez przyzwoitości trwa rządzenie w Polsce w najlepsze. Każdy kit Tuska czy Sikorskiego łykają jak mannę z nieba wyborcy PO, ale chyba i nie tylko oni. Premier walnął pięścią Rosji, Sikorski macha Tomahawkiem, wzywa brygady NATO, no już Putin wycofa się pewnie ze strachu za Ural. Nikt specjalnie nie analizuje, w jakiej apatii znajduje się polskie społeczeństwo, bo i po co, skoro prof. Janusz Czapiński twierdzi, że jesteśmy szczęśliwi. Być może część z nas też lewituje razem z Donaldem Tuskiem i Bronisławem Komorowskim. Z nas, w tym sensie, że my to nie tylko my, ale także oni – jedzący premierowi z ręki. Tyle tylko, że nawet oni nie zdają sobie sprawy z tego, że powstał już swoisty kokon, który oddziela szeroko rozumianą władzę od społeczeństwa, nawet tej jego części, która nie ma nic z rządów Tuska, ale sądzi, że nic lepszego już nas nie może spotkać.

Kokon powoduje między innymi, że afera Amber Gold interesuje tylko kilku polityków i dziennikarzy, a w końcu gdzieś tam przemknęło imię i nazwisko syna premiera III RP. Kokon powoduje, że na nikim nie zrobi wielkiego wrażenia informacja „Faktu”, że córka premiera korzysta z darmowych noclegów w rządowej willi przy ulicy Parkowej w Warszawie. To niby taki drobiazg, taki kamyczek, ale jak się to ma do standardów unijnych, za którymi podobno podążamy nie tylko na polu walki o tak zwaną implementację. Jedna Pani Minister z Bawarii zezwoliła swojemu mężowi na podwiezienie ich córki służbowym autem do szkoły, Gdy wyszło to na jaw, podała się do dymisji. Można mnożyć tego typu przykłady ze Szwecji czy z Danii, tylko po co? I tak nic nie dotrze do mózgów PO, że to jest granda, że córce premiera nie wypada co najmniej robić pewnych rzeczy, że skromność i nawet pewna asceza w korzystaniu z przywilejów jest wpisana w rodzinę ważnego polityka. Nie ma żadnych hamulców. Wszystko, co mówią tacy ludzie jak Szejnfeld czy Niesiołowski, świadczy o tym, że żyją w politycznym kokonie. To jest układ zamknięty. Nic ich już nie wzruszy, ani los dzieci niepełnosprawnych, ani umierający za kilkanaście lat z głodu emeryci. Czy nie jest zastanawiające, że ze świecą trzeba by było szukać w Europie Zachodniej protestu rodziców dzieci niepełnosprawnych?


W kokonie oczywiście, w jego wnętrzu, jak najbardziej szczęśliwe są media III RP. Skundlone, służalcze, prykające jedynie od czasu do czasu jakimś tematem lekko antyrządowym dla świętego spokoju. Podszczypiemy lekko Tuska, ale owieczkę złożymy w ofierze – tę zasadę, całkiem oficjalnie, wyznają i TVN, i Polsat, i TVP. Pomijam tu tygodniki i rozgłośnie radiowe typu TOK FM. Wszystko gra. My jesteśmy nad, a reszta jest pod nami. I trwa to tak już siedem lat. Po prostu kokon. W dawnych czasach nazywało się to oderwaniem partii od mas (ludowych).  Teraz jest to zjawisko brania dopóki można brać. I rząd – całkiem słusznie – uważa, że brać można do bólu, bo Polacy  przyjęli ten scenariusz upodlenia. Kokon działa sprawnie, nawet w obliczu Smoleńska. Bo jak można być tak niedorozwiniętym, by sądzić, że to tylko wypadek. A zamknięta w uwielbieniu władza III RP sądzi, że agenci wpływu, że Moskwa i Berlin ich ochronią. Nie wiadomo, bo nic w te naszej części Europy nie wiadomo.                            

wtorek, 1 kwietnia 2014

Wiemy jak jest


O Ukrainie, Rosja i Stany Zjednoczone dyskutują i prawdopodobnie decydują, poza jej plecami. Mówi się o jej federalizacji i cokolwiek miałoby to znaczyć jest to kapitulacja USA. Wiemy jak jest i nic się nie dzieje. Dokonuje się grabież naszych przyszłych emerytur, trwa mocno dziwne i absurdalne zachęcanie rządu, że jak przeniosę się do ZUS, to będzie patriotycznie. Granie Tuska Ukrainą, tego samego Tuska, który wepchnął śledztwo smoleńskie w ręce Rosjan, przynosi wzrost poparcia dla PO, tak jakby walczył z Moskwą na bagnety. Tymczasem zagrożenie granic Polski w perspektywie najbliższych pięciu, sześciu lat jest jak najbardziej realne. Rosja rozgrywa na razie swoją partię szachów z USA i UE jak chce i nawet dzisiejsza zapowiedź wzmocnienia obecności wojsk NATO w Polsce nie może być powodem do spokoju. Co prawda, sami niewiele możemy zrobić, by bronić niepodległości Ukrainy, ale i sama Ukraina wikła się coraz bardziej w wewnętrzne konflikty, a sytuacja w Kijowie jest niezwykle napięta. Cokolwiek by nie mówić o prawej stronie Majdanu, spacerujący po ulicach młodzi ludzie z bronią maszynową to nie jest normalne w demokratycznym państwie. Pewne jest też, że Putin wykorzysta te ukraińskie niepokoje.

Mamy dziś splot wielu wydarzeń w Polsce i wokół Polski, które dają mocno do myślenia o nas samych. O ile mówi się otwarcie o potrzebie wzmocnienia sił zbrojnych, o tyle o Polakach można powiedzieć, że zostali „rozbrojeni” przez PO, przez cały mainstream III RP.
Numer wycięty przez Tuska z emeryturami odbiłby się we Francji czy w Hiszpanii wielkim masowym protestem, w Polsce wystarczyło tylko na demonstrację „Solidarności” pod Sejmem. Jest to o tyle niepojęte, że dotyczy to jak najbardziej możliwości przeżycia – z dnia na dzień. Nigdy jeszcze tak nie żyliśmy tylko chwilą, momentem, jakimś zakupem, tym, co pojutrze. Zero horyzontów, zero myślenia, co czeka nasze dzieci za dwadzieścia czy trzydzieści lat, co w ogóle czeka Polskę, zadłużoną po uszy, w dużej mierze wysprzedaną ze wszystkiego co miała cennego, albo wręcz świadomie pozbawioną własnego przemysłu maszynowego, poprzez kolejne bankructwa zachodnich spółek, które przejęły państwowy majątek. Po ćwierćwieczu mamy społeczeństwo zamknięte w sobie, wystraszone, niezdolne do tego, by walczyć o swoje prawa. Polacy są zanurzeni w bezwładzie. Dlatego też, tak alarmujące informacje o zagrożeniu naszego bezpieczeństwa, nie robią większego wrażenia na Kowalskim. Kowalski, albo uważa, że nigdy tu nie wejdą, bo NATO, bo F-16 i Tusk da radę (naprawdę!), albo jest mu zwyczajnie wszystko jedno, bo liczy się tylko „ja”. Ja i moja lodówka. Żeby było śmieszniej polska lodówka jest droższa od niemieckiej, kraju znacznie bogatszego od Polski.

Wiemy jak jest, a nic nie wiemy, albo nie chcemy wiedzieć. Niemcy mogą spać spokojnie, Francuzi też, ale Polacy stają w obliczu zmiany układu sił w Europie Środkowej, zmiany, która nie niesie dla nas nic dobrego. Do tego wszystkiego, gdzieś wyparowały ze świadomości społecznej wszystkie grzechy rządu Tuska i PO. A Monika Olejnik tłucze dziś dalej wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego o prognozie pogody. Może więc nie warto walczyć o zmiany w Polsce, bo my sami ich nie chcemy. Jest jak jest i byle do jutra, byle mi było dobrze, a inni się nie liczą. Słyszę radykalne głosy  Polaków mieszkających za granicą, że Polski w pewnym sensie nie ma, że to, co chciały dotąd wziąć Niemcy to wzięły, a mogą wziąć więcej. Że nie mamy już nic własnego poza armią i lasami. Może przesada, może nie jest tak źle, ale skoro wiemy jak jest, to dlaczego milczymy? Nie wszyscy, ale milczenie i uległość dominuje, nie tylko w kwestii emerytur, praktycznie w każdej sprawie, która bezpośrednio uderza w nasze polskie interesy.