Jest nagląca potrzeba
pojedynczego wielkiego symbolu, który padnie ofiarą przemocy reżimu. Nie
wyszła ulica, pokojowe kodchody wymarły jak te pierwszomajowe, ale
zagranica spisuje się czasami
nieźle – choćby ten niemiecki amok po przemówieniu PBS w Auschwitz i
marginalne artykuliki w mainstreamowej prasie amerykańskiej (MSM) - dają
jednak jakąś nadzieję na sukces. Tego nie można zmarnować. Mamy Lecha
Wałęsę, naszego narodowego bohatera, wystawmy więc starszego Pana,
chorego na serce, a wtedy? Snucie tego, co może się zdarzyć już się
zaczęło. Jeśli reżimowy policjant złapie choćby Wałęsę za klapę
marynarki, na której będzie Matka Boska, to wstrząśnięty będzie cały
świat. A najbardziej Dominika Wielowieyska – pierwsza „siostra” w
„Gazecie Wyborczej”, która zapyta dramatycznie: i co na to Episkopat, co
na to polscy katolicy? To
będzie coś niesamowitego – mówi pewien publicysta „Polityki” w porannym
„grillowaniu” PiS i Trumpa. Wyniesiony Władysław Frasyniuk to jednak za
mało, duża, ale i za mała legenda żeby świat się oburzył, wstrzymał
oddech, zagrzmiał, żeby nałożył na Polskę wszystkie możliwe sankcje,
przykładnie potępił, żeby okazało się, że Białoruś na tle Polski to jest
co najmniej tak demokratyczna jak Francja Macrona. Popchnięty podczas protestu Wałęsa to będzie gwóźdź do trumny PiS – kalkulują piewcy demolki państwa.
Przygotowaniom do
ostatecznej rozprawy z Jarosławem Kaczyńskim towarzyszy wojenny język.
Zniszczyć, zmiażdżyć, wykończyć – takimi łagodnymi określeniami, w
najlepszym razie, opisuje się to, co spotka wkrótce rządzących.
Odstrzelić Macierewicza – dorzuca Tomasz Lis. Oczywiście – trzeba
odstrzelić wszystkich. Nie dosłownie, broń Boże, tu chodzi tylko o
intelektualną metaforę, odstrzelimy ich przy pomocy całego świata,
zabierzemy im Polskę, władzę, wszystko. Protestem. Zrobimy to
szlachetnie. Czy aby na pewno? Musi być potencjalna wielka ofiara,
jedna, taka jak Lech Wałęsa. Czy były współpracownik SB będzie miał
poczucie humoru, jeśli policjant, ewentualnie, zechce go wylegitymować i
zapyta jak się nazywa? TW Bolek jestem – byłoby pysznie. Nie mam nic do
Wałęsy, tylko tyle może, że jeśli ktoś donosił na swoich kolegów może
się zrehabilitować, jeśli tylko tego autentycznie chce, jeśli chce być
uczciwy przede wszystkim wobec samego siebie, mniej już nawet wobec
samych Polaków. Ale Lech o swoich kolegach z „Solidarności” zapomniał, a
nie tak dawno jeszcze sam by ich pałował. Dlatego szturmowcy liczą na
niego, wypełnieni po brzegi cynizmem. Niektórzy
publicyści lewicy pochylają się bowiem z troską nad swoim bohaterem,
nad jego zdrowiem, że może wystarczyłoby, żeby poparł, wezwał do
wykończenia PiS i na tym poprzestał. Ale jednocześnie oczami swojej
wyobraźni widzą co by to było, gdyby jednak Lech stanął, siadł na
Krakowskim Przedmieściu, gdyby go wyniesiono, albo choćby szturchnięto.
Świat zmiażdży wtedy PiS, czyli nacjonalistyczną i ksenofobiczną
prawicę. Oni będą to wszystko śledzić w TVN 24, są sztabem, są dowódcami, generałami wojny z PiS.
Na pierwszym froncie
obywatele Kasprzak i Mazguła, no i sam Lech. W tych jakże pokojowych
rozważaniach, nikt nie zawraca sobie głowy tym, że byłaby to kolejna
próba przerwania legalnej manifestacji i świadome łamanie prawa. Ale to
nie ich państwo, nie ich prawo. Tworzy się narrację, że 10 lipca dojdzie
do próby sił demokratów i patriotów z tyranią. Igraszki wojenne i język
wojenny. Jeden z członków formacji Obywatele RP mówi wprost o
nadchodzącej wojnie domowej. Wszystko jest w sieci, i
dużo więcej, i dużo bardziej ogniście i jednoznacznie. Nie ma powodu ,
dla którego miałbym tu reklamować wezwania do starć ulicznych, do tego,
żeby faktycznie stało się coś złego. O ile pohukiwania wstrząśniętych
sytuacją w Polsce polityków, takich jak posłowie Neumann czy Grabiec, są
już tylko przejawem politycznej agonii PO, o tyle szturmowcy nie
pohukują, oni chcą się rozprawić się z rządem na ulicy, w świetle kamer.
Są przekonani, że ewentualne starcie pogrąży PiS w niebycie. Nic
bardziej mylnego i od razu powiem dlaczego.
Opozycja i rządząca
koalicja prawicowa żyją niestety na co dzień w swoistym Kokonie
Medialnym. Grupuje on wielką armię producentów: newsów, twittów, wpisów,
artykułów, oświadczeń czy konferencji prasowych. Politycy i
dziennikarze – razem tworzą swój własny zamknięty świat. Słusznie
zauważają, że napięcie rośnie, że każdy mocny wist spotyka się z mocną
ripostą, a więc to działa. Ludzie to widzą, ludzie nas słuchają i
czytają, ludzie w końcu przejrzą na oczy i wykopią PiS na śmietnik
historii, tak jak poseł Szczerba uczynił to z Donaldem Trumpem –
zakładają szturmowcy. Nic bardziej mylnego. Wojownicy z GW i z TVN czy z
Krakowskiego Przedmieścia, nie zdają sobie sprawy a tego, że ta niby
wojna toczy się głównie w ich medialnym kokonie, w ich głowach. Odpryski
tej batalii trafiają oczywiście do opinii publicznej, polaryzują ją,
ale większość Polaków żyje na co dzień swoimi zwykłymi troskami,
problemami i radościami. Mieści się w tym oczywiście bieżąca polityka,
nie może być inaczej, ale dorywczo, wpada jednym uchem i drugim wypada.
Coś zostaje, ale wcale nie tak dużo jak myślą mieszkańcy kokonu.
Bezrefleksyjne
obciążanie PiS-u za całe zło tego świata staje się już nużące nawet dla
wyborców PO, tak jak i – warto dodać - ustawiczne wychwalanie rządu za
wszystko co robi, irytuje
wielu jego zwolenników. W Kokonie Medialnym tego się nie dostrzega, tam
trwa nieustająca wymiana ciosów, aż do liczenia przeciwnika na deskach. Z
tą jednak istotną różnicą i korzyścią dla PiS, że rządzącym wcale nie
zależy na tym, żeby przeciwnik, taki właśnie przeciwnik, został
wyniesiony z ringu. To nie jest celem polityki Jarosława Kaczyńskiego.
Prawo i Sprawiedliwość ma na głowie całe państwo. Druga strona ma wolną
rękę, formalnie za nic dziś nie odpowiada - ani za przyszłość Polski ani
za jej wizerunek. Jeśli pomysł blokady z udziałem Lecha Wałęsy zostanie
doprowadzony do skutku, to jego
inicjatorzy srogo się zawiodą. Istnieje wiele sposobów na ominięcie tej
chorej zadymy. Mającej wstrząsnąć Polską, ba, całym cywilizowanym
światem. Cyniczni gracze chcą mieć wielką, pojedynczą ofiarę, gotowi są
nawet poświęcić zdrowie swojego bohatera, byle tylko dopiąć swego. Dla
Wałęsy ta oferta też może się wydawać atrakcyjna. Oto tłamszona przez
reżim wielka postać, znów staje w pełnym blasku na cokole nowej
liberalnej rewolucji, która zmiecie z powierzchni ziemi dyktaturę
plebsu. Plebsu, który dorwał się do władzy, jak to pięknie ujął pewien
profesor. Ani świat, ani Polska nie żyją, Panie i Panowie, waszymi
rozdętymi emocjami, złudzeniami i niespełnionymi marzeniami. PiS będzie
dalej rządził, lepiej lub gorzej (jak na razie całkiem nieźle mu idzie),
a wy – coraz bardziej zgorzkniali - będziecie dalej twierdzić, że
jesteście emanacją lepszej, fajniejszej Polski. Czystą emanacją
demokracji z blokadą myślenia o losach kraju.