Wyobraźmy sobie przez moment, że Donald
Tusk, będąc już premierem wszedł w posiadanie tajemnej wiedzy, że tylko
z Niemcami powinien iść przez życie, biorąc przy okazji pod pachę całą
Polskę z jej obywatelami. Wyobraźmy sobie dodatkowo, że Angela Merkel
zaprosiła go do podziemi Reichstagu i tam - w całkowitej izolacji od
świata i satelitarnych szpiegów NSA – powiedziała mu w absolutnej
tajemnicy, coś w rodzaju siódmego wtajemniczenia, że Niemcy budują IV
Rzeszą i daje mu życiową szansę, by Polska znalazła się w jej granicach,
tym bardziej, że już po trosze jest, no i będzie blisko stołu kanclerz,
nie tak jak Grecy, którzy będą jedynie ze stołu sprzątać. W zamian
oczekuje tylko jednego: pokory.
I wyobraźmy sobie wreszcie, a to już
jest banalnie proste, że premier się zgadza, wyobraża sobie wielką
Polskę, taką Polskę, która nie będzie nienormalnością. Ale czas płynie i
do Polski przyjeżdża Putin. Chodzą sobie po molo w Sopocie, ruskie
zagłuszarki z Kaliningradu ich chronią przed Amerykańcami, no i Donald
Tusk dowiaduje się od władcy Kremla, że ma życiową szansę wziąć udział w
budowie nowej Europy, już bez jankesów i tchórzliwego jak zawsze
Paryża, za to z Rosją, która za pysk będzie już wkrótce trzymać cały
Zachód swoimi kocówkami gazowych rurociągów. Tusk chodzi w te i we w te,
kalkuluje, czasu nie ma, a jeszcze dowiaduje się, że jego rywal
Bronisław Komorowski jest już od dawna w tę koncepcję zaangażowany.
Władimir Putin oczekuje jednego - pokory. Na koniec dodaje, że rozumie
przez to również wsparcie w osłabieniu pozycji urzędującego prezydenta,
który chce budować jakąś śmieszną wspólnotę państw Europy Środkowej.
Donald Tusk waha się przez chwilę, ale
się godzi, sądząc, że pokorne cielę dwie matki ssie. Nikogo nie
informuje o ustaleniach rozmów z Merkel i Putinem, zaczyna to rozgrywać.
Czuje wiatr w plecach i widzi Polskę ssącą i wschód, i zachód. Tego
jeszcze przecież nie było w historii Europy, a jest w końcu historykiem.
Kiedy dochodzi do Katastrofy Smoleńskiej, jest lekko skonsternowany.
Był pokorny przez ostatnie miesiące, ale nie sądził, że pójdzie to tak
daleko. Władca Kremla przytula go i uspokaja, tak musiało być bracie
Tusku, idziemy razem po całą Europę, ale jak trzeba będzie znajdziemy
zamachowców. Tusk doskonale zrozumiał to ostrzeżenie, pamiętając kogo
Sowieci wskazali jako sprawców Zbrodni Katyńskiej.
Poczuł wtedy po raz pierwszy, że coś
jest nie tak, że gdzieś zawiodły jego służby – cywilne i wojskowe, o ile
one w ogóle są pod jego kontrolą. Kanclerz Niemiec uspokajała premiera,
obiecuje mu stanowisko głównego komisarza IV Rzeszy, no i kilka synekur
dla jego przyjaciół, jak dojdzie już do finału operacji demontażu Unii
Europejskiej. Tematu Smoleńska starannie unika, mówiąc Tuskowi, by
zaufał Moskwie, bo ta ma wobec Polski jak najlepsze plany, a Ameryka i
tak odpływa z Europy do Azji. Duma zaczęła rozpierać Tuska i Arabskiego -
najbardziej zaufanego człowieka premiera w rządzie. Na żadnym forum
partyjnym nikt tego do końca nie powiedział głośno, ale pierwszy dał
jasno do zrozumienia, że ma błogosławieństwo Berlina i Moskwy, że teraz
to mogą robić w Polsce wszystko.
I tak to w zasadzie toczyło się przez
jakieś dwa lata. Parabanki okradały klientów, państwo cudownie się
rozkładało, a ludzie Platformy rośli w siłę. Media błogosławiły ten stan
upojenia się władzą razem z Władzą. I nagle, jakiś zgrzyt, coś pęka,
wypływają zdjęcia wskazujące na wybuch na pokładzie samolotu TU – 154.
Merkel staje się chłodna i mówi premierowi, że ma teraz dużo pracy i
kłopotów z Grecją. W otoczeniu Tuska coraz częściej słychać, że wieje
zimnem i z Berlina, i z Moskwy. Mało, że dopuszcza się nawet wariant
powrotu Jarosława Kaczyńskiego do władzy, bo Rosja i Niemcy już dłużej
nie mogą patrzeć na nieudolność polskiego rządu, a Smoleńsk sprawia
jednak za dużo kłopotów i trzeba to jakoś w końcu wyjaśnić. No, a poza
tym. te amerykańskie i chińskie, o zgrozo, satelity. No i wyobraźmy
sobie przez moment, a jest to możliwe, że Donald Tusk zdaje sobie
sprawę, że tym razem to jemu grozi nocna zmiana, że on, po prostu,
odwalił za Berlin i za Moskwę czarną robotę w Polsce. Gdyby kiedyś nie
powiedział „Polska to nienormalność”, to może wybraliby kogoś innego.
Tak zupełnie na marginesie, to sondaże wyraźnie już wskazują, że Polacy
nie chcą tego premiera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz