Łzy napływają do oczu, gdy Małgorzata Kidawa – Błońska apeluje
we wpisie na Twitterze do rządu: Bądźcie ludźmi!* Nie można wątpić w to, że
troska o to, by ukraińskie dzieci nie usłyszały jutro syren w 12. Rocznicę Tragedii
Smoleńskiej, jest szczera i płynie prosto z serc polityków Platformy
Obywatelskiej i powiązanych z nią prezydentów miast. Zawsze tacy byli. Ich głos
oburzenia, kiedy oddawano mocz na znicze lub gdy pospiesznie usuwały je służby podległe
Hannie Gronkiewicz – Waltz był słyszalny niemal w całej Europie, a Donald Tusk,
ówczesny premier, nie krył oczywiście swojego wzburzenia. Co więcej, ta pamięć o
katastrofie, pamięć o jej ofiarach jest i dziś imponująca. Kiedy Arkadiusz
Szczurek biegał po Pomniku Ofiar Tragedii Smoleńskiej, niemal cała partia Tuska
zażądała jego surowego ukarania, bo przecież 10 kwietnia zginęli ich przyjaciele,
partyjni kamraci. Jeszcze większy polityczny tumult w opozycji nastąpił zaledwie
dwa tygodnie temu, gdy owemu Szczurkowi wyrokiem Sądu Okręgowego w Warszawie przyznano
4 tysiące zadośćuczynienia. Tak nie może być! – mówili prominentni politycy PO.
Hańba!
Można do woli gromadzić przykłady empatii liderów Platformy,
jak choćby „słynna” rozmowa Donalda Tuska z rodzinami smoleńskimi, można
przywoływać pamiętne, sejmowe wystąpienie Ewy Kopacz, ale przecież nie chodzi w
tym momencie o kolejną próbę rozliczenia tamtego obozu władzy za bezdyskusyjną kapitulację
przed Kremlem. Czas na to przyjdzie, nieuchronnie. Gdyby rzeczywiście, tak jak
powyżej, zachowali się politycy opozycji w obliczu Tragedii Smoleńskiej, to dziś
ich troska o spokój uchodźców wojennych i apel o wycofanie się z uruchomienia
syren w godzinę naszej tragedii narodowej, zabrzmiałby być może bardziej autentycznie. Rzecz w tym,
że jeśli Polska jest dla kogoś nieznośnym obciążeniem, nigdy nie stanie po
stronie prawdy, ani w sprawie 10 kwietnia, ani w żadnej innej decydującej o suwerenności
czy bezpieczeństwie państwa. Można oczywiście mieć pewne wątpliwości, co do
użycia syren, które dla kilkuset tysięcy ukraińskich dzieci są złowrogim
sygnałem nadchodzących bombardowań, ale znikają, gdy poprzedza je rzetelna
informacja, że są wyrazem naszego hołdu dla największej tragedii narodowej po
II wojnie światowej. Tragedii, w której wiele poszlak, ale i zdroworozsądkowego
oglądu samej katastrofy, jednoznacznie wskazuje na zamach. Zamach na rosyjskiej
ziemi, pod rządami tego samego Putina, który dziś jest odpowiedzialny za
zbrodnie na Ukraińcach. Za gwałty, grabieże, mordowanie dla przyjemności niewinnych
ludzi, tylko po to, by strach zabił wiarę w zwycięstwo, w ogóle chyba wiarę w
człowieczeństwo.
Można potraktować tę niebywałą histerię opozycji wzruszeniem
ramion, bo to w gruncie rzeczy nic nowego, dzień jak co dzień. Każda okazja do generowania
nienawiści jest dobra, a że wykorzystuje się do tego przy okazji traumatyczne
przeżycia dzieci, nie ma żadnego znaczenia. Oświecana przez trzy dekady lepsza
cześć społeczeństwa, nazywająca się sama „gorszym sortem” przyjmuje takie akcje
z aplauzem. Bo to jest ta sama „elita”, dokładnie ta sama, która fetowała
Tragedię Smoleńską na Krakowskim Przedmieściu „zimnym Lechem”. Chorzy ludzie,
chorzy przez tę nie ich Polskę, którą tak skutecznie im obrzydzano w III RP, że
w końcu, w obliczu realnego zagrożenia wojną z Rosją, dostali teraz niebywałego
wprost rozdwojenia jaźni. Tylko PiS trzyma ich przy życiu i wyznacza im
kierunek walki. A syreny – te jutrzejsze – symbolicznie – są z pewnością nie
tylko wyrazem pamięci o naszej tragedii.