środa, 29 marca 2017

Platformie wolno wszystko, Prawu i Sprawiedliwości prawie nic


Platforma, jeszcze wtedy gdy rządziła, mogła być podsłuchiwana przez "kelnerów", co było kompromitacją całkowitą, znacznie większą od tematów zarejestrowanych rozmów. Mogła oficjalnie złożyć swój hołd Berlinowi w prowadzeniu polityki zagranicznej, mogła mieć sto afer i nic. Po przegranych wyborach mogła blokować parlament, łamiąc prawo i regulamin Sejmu, ku radości swojego elektoratu, a teraz może dalej kłamać codziennie w mediach, może też wzywać na pomoc Brukselę, zachęcać do nałożenia na Polskę sankcji i jednocześnie oskarżać rząd o to, że działa na szkodę Polski. I tak długo jeszcze będzie, bo 27 lat prania mózgów zrobiło swoje, a tryumfy święciła i nadal święci tak zwana polityka wstydu i ubogiej brzydkiej panny. Za Platformą stoją wielkie media i zagranica, dlatego oni czują się bezkarni w tym robią i co mówią. Mają świadomość tego, że ich elektorat tak bardzo nienawidzi Prawa i Sprawiedliwości, nienawidzi też wyborców PiS i wprost gardzi nimi, że naprawdę, można wcisnąć swoim każdy, najbardziej podły i durny kit. Można też przekraczać  kolejne granice chamstwa, tak jak uczynił to - nie po raz pierwszy zresztą - były minister Sikorski, obruszony tym, że Marta Kaczyńska skrytykowała w felietonie jego zachowanie podczas zamachu w Londynie: zamiast pomóc rannym, nakręcił krótki filmik i pojechał sobie dalej - on, były korespondent wojenny z Afganistanu, czyli twardziel. Kiedy więc pisze na Twitterze, że Marta Kaczyńska "przytuliła 3 miliony złotych za śmierć rodziców", trwa zrozumiałe  oburzenie, ale i tak nic się w sumie nie dzieje, żaden Grabiec nie wyrazi ubolewania ani Neumann, bo to chamstwo i prostactwo jest częścią strategii walki gangu politycznego z prawicą.


Więcej plujemy, jeszcze więcej zyskujemy, bo nasz elektorat czeka na krew. Przecież mamy tam znajomych, niektórzy z nich są jak wampiry. Po wieczornych "Faktach" ożywają, zaczynają dopiero żyć. Wrogie rządowi media, a jest ich zdecydowana większość, z każdego, najdrobniejszego błędu prawicy, z każdej informacji wyciskają aferę, wytaczają armaty o wyjściu Polski z Unii i NATO, tak jak w przypadku info o ograniczonym udziale naszego kraju w Eurokorpusie. Ci "Europejczycy" z PO, najczęściej w ogóle nie słyszeli i nie wiedzieli nawet, że coś takiego jak Eurokorpus istnieje, że my tam mamy jakiś swój udział, ale od wczoraj trwa jazgot, że my już go opuściliśmy, a mecenas Giertych informuje*, że Polska zrywa współpracę wojskową z Zachodem, dzięki czemu "rośnie emerytura w rublach". Wciskanie Prawa i Sprawiedliwości w objęcia Putina trwa już ponad rok. I nie ma najmniejszego znaczenia, że jest to bzdura, rzadki wymysł chorej głowy, bo elektorat TVN wręcz żąda takich informacji, żywi się nimi bez opamiętania, przy okazji upewniając się, że należy do światłej europejskiej części polskiego społeczeństwa.


Dla Prawa i Sprawiedliwości, ten stan rzeczy, to nie jest wcale jakiś wielki dramat (już bardziej dla niepotrzebnie tak bardzo podzielonej dziś Polski), ale zobowiązuje rządzących do szczególnej uwagi nad każdym swoim krokiem. Nie bojaźliwości, tylko uwagi, precyzji i profesjonalizmu. Przede wszystkim, w komunikowaniu swoich decyzji ludziom, zwracaniu uwagi na słowa a nawet na gesty. Prawo i Sprawiedliwość jest dziś silne swoją polityką wewnętrzną, która przynosi wymierne efekty gospodarcze, jest także silne poparciem większości Polaków. Ale w przeciwieństwie do PO, rząd premier Beaty Szydło nie może sobie pozwolić nawet na ułamek tych błędów jakie popełniała Platforma, nie mówiąc już o jakichś poważnych aferach czy korupcji. Prawo i Sprawiedliwość tworzy regionalny  sojusz w ramach V4, ale ma przeciwko sobie Brukselę, a Niemcy nadal liczą na upadek rządu i wspierają na różne sposoby Platformę. Teraz trwa wściekły atak na ministra Macierewicza, że rozwalił już polską armię, bo większość Polaków, co zrozumiałe, jest bardzo czuła na punkcie bezpieczeństwa. Niestety, większość rodaków jest też czuła ponad miarę na to, co mówi o nas Zachód. Stąd ten zmasowany atak na polską politykę zagraniczną, a personalnie na ministra Witolda Waszczykowskiego, który jest sobie sam winien. Jest szefem MSZ, a szef MSZ zawsze powinien ważyć słowa, więc to jedno słowo "fałszerstwo" to było o to jedno słowo za dużo. Wątpliwości prawne co do "wyboru" Donalda Tuska oczywiście są, ale czy my mamy szansę to teraz zmienić i odkręcić? 


Jeśli więc część publicystów i blogerów zaczyna otwarcie krytykować politykę informacyjną i wizerunkową rządu, to nie jest to "lament rozczarowanych" , jak twierdzą niektórzy, tylko zwrócenie uwagi na to, że PiS oddaje punkty opozycji zupełnie niepotrzebnie, wręcz bezsensownie. I nie ma znaczenia czy to jest tylko chwilowe, czy sondaże kłamią czy nie. Istotny jest profesjonalizm w komunikowaniu się z Polakami i z mediami oraz  SKROMNOSĆ. Czymś najgorszym w polityce jest poczucie pychy, a ono niestety pojawiło się u niektórych po "zwycięstwie sejmowym" z PO i .N. Można się obrażać, że my przecież dobrze zmieniamy Polskę, ale MON od pół roku nie ma polityki informacyjnej. Przekaz płynący do Polaków jest następujący: nie ma helikopterów, bo dla PiS to sprawa dziesięciorzędna, wychodzimy z Eurokorpusu, a znakomici generałowie po West Point rezygnują z pracy w armii. Nie ma reakcji MON? To walimy dalej. A jak już jest reakcja to spóźniona, mało czytelna, nie trafiająca nawet do zwolenników Prawa i Sprawiedliwości. To wyborcy PiS - u alarmują publicystów i blogerów, że źle się dzieje z "propagandą rządu", więc to nie jest tylko jakiś nieistotny grymas zawiedzionych. Prawo i Sprawiedliwość, w przeciwieństwie do swoich poprzedników, w sprawie błędów medialnych, personalnych, jakichkolwiek zresztą, nie może prawie nic. Dziś będzie jeszcze sporo o "strasznym wypadku" ministra Kownackiego, czyli dzień jak co dzień. I taka jest rzeczywistość polityczna w Polsce. Lepiej wziąć sobie do serca ten prosty fakt i robić dalej to co się robi, ale w pełni profesjonalnie.


*http://www.o2.pl/cytat/cytat-6105992888484993s

poniedziałek, 27 marca 2017

Chaos medialny w PiS


To już nie są jakieś domysły tylko przekonanie graniczące wręcz z pewnością, że Prawo i Sprawiedliwość nie prowadzi własnej polityki informacyjnej. Każdy mówi co chce, często byle jak i nic sensownie nie tłumaczy się Polakom, a jak się tłumaczy to strasznie nieudolnie. Jeśli jest sytuacja kryzysowa, a taka była przy wyborze Donalda Tuska na szefa RE, trąbi się o sukcesie, zamiast krótko i na temat: była to porażka, ale innego wyjścia, zgodnego z naszym interesem narodowym nie było. Takie nieudolne zachowanie daje oczywiście wrogom Prawa i Sprawiedliwości nowe narzędzia do walki, i  przy braku  jednolitego, profesjonalnego przekazu medialnego, pozwala opozycji na narzucanie swojej narracji. A ona się radykalnie zmieniła. To już nie jest polemika. Teraz, każdy komunikat PiS, w jakiejkolwiek sprawie jest negowany jako nieprawdziwy, kłamliwy i godzący w polską rację stanu (!). Celem nie jest  utwardzenie swojego elektoratu bo trudno utwardzać zastygły beton, tylko wywołanie chaosu i masowych ulicznych protestów. Spirala nienawiści do PiS rozkręca się na całego, czego trudno nie zauważyć. I nie jest to trudne w realizacji, bo w obozie władzy zapanował medialny chaos.



Jarosław Kaczyński, ale przecież nie tylko on, wie z pewnością, że rząd Prawa i Sprawiedliwości ma przeciwko sobie wielką międzynarodową antypisowską korporację, którą wiele dzieli, ale ma jeden wspólny cel:  jak najszybciej doprowadzić do upadku obecnego rządu. Czego innego po tym fakcie oczekują lewacy, czego innego Niemcy, a jeszcze czego innego politycy PO. Silna Polska w Europie wielu uwiera, jest nie do pomyślenia dla Brukseli, do tego ta katolickość i ten konserwatyzm. Samodzielna i podmiotowa Polska nie jest też na rękę w Moskwie.  Nie ma więc co ukrywać, że nie mamy zbyt wielu sojuszników w  Europie. Ale na szczęście, w demokracji europejskiej jest jeszcze tak, że liczy się głos wyborców. Tak długo, jak PiS będzie miał za sobą większość Polaków, tak długo będzie mógł skutecznie prowadzić politykę zgodną z naszym interesem narodowym, czasami także wbrew woli Berlina czy Brukseli. Dlatego tak ważny jest kontakt z wyborcami, tak ważny jest profesjonalny przekaz medialny skierowany do Polaków. W sytuacji, gdy narasta, i to wyraźnie, atak na PiS, w obozie władzy trwają właśnie jakieś prywatne wojenki, walki o wpływy, a przekaz z tego co robi PiS bywa czasami żałosny. Przyjmijmy, że minister Macierewicz robi porządek w armii, że nic złego tam się nie dzieje, ale opozycja i jej media doprowadziły jednak do absurdu sprawę Misiewicza, sprawę, której nie powinno być po pierwszym salucie skierowanym do niego przez żołnierzy. To, że ona nadal się sączy medialnie, to jest przejaw pychy i braku odpowiedzialności. PiS zalicza naprawdę niewielkie wpadki, jak każda partia, ale mówiąc wprost, nie robi z nimi nic, nie "sprząta" po nich, a niektóre media jeszcze tych wpadek bronią.



Czasami bywa i tak, że polityki informacyjnej rządu, jego decyzji broni na przykład w "Wiadomościach", zresztą celnie, redaktor Ewa Bugała, co nie jest niczym nagannym, bo ten rząd działa w interesie Polski a nie w interesie Brukseli. Na pierwszym miejscu stawia nasz interes narodowy, więc media publiczne mogą, a nawet powinny wspierać takie działania, bo to jest Telewizja Polska. Rzecz w tym, żeby to robić profesjonalnie. Nie jest tak, ale to odrębny i duży temat na osobny tekst. Póki co, chaos medialny trwa, dziś z ministrem Waszczykowskim w roli głównej. Nikt rozsądny nie postuluje, żeby istniały, tak jak w PO, przekazy dnia. Chodzi o to, żeby w ogóle istniały jakieś spójne, proste i zrozumiałe dla Polaków informacje o tym, co robi rząd i dlaczego to robi. Tego ostatnio niestety nie ma.

sobota, 25 marca 2017

Buźka, graba, piękna sprawa, brawo Warszawa

Dwa wielkie szczyty nabrały dziś tempa i mocy, między innymi  dzięki żółtej marynarce Pani Premier. Szczyty oczywiście w Rzymie i w Warszawie. Refleksja szambo mediów jest mniej więcej taka, że ten żółty kolor marynarki nie pasował, że Beata Szydło użyła go tylko po to, aby być widoczną na unijnej focie - rzecz jasna cały wysyp memów o ubiorze premier, czyli kultura Europejczyków. Ale co by było, gdyby była ubrana dziś na czarno? To wszystko działo się oczywiście w Rzymie na Kapitolu, nieopodal ruin Forum Romanum, które powinny być pewnym memento dla sytych i zadowolonych "kotów" z Brukseli. Jeśli ktoś poświęcił wczoraj swój cenny czas na oglądanie interesującego wystąpienia papieża Franciszka, który, jak zwykle, tak ułożył swój tekst, że każdy w nim mógł znaleźć coś dla siebie, ten musiał zauważyć, patrząc na zebranych, jaki luz panuje wśród elit Europy.

Jedna pannica była wpatrzona w komórkę, inny ważny dygnitarz (może jakiś premier) dłubał cały czas w telefonie, a  szef szefów Juncker siedział potwornie skręcony na krześle, jakby był w konwulsjach. Specjalnego skupienia na twarzy słuchających raczej nie było widać. Ale dziś w szefów rządów wstąpił prawdziwy wigor. Z jakichś nieznanych nam bliżej powodów, niektórzy z premierów biegli - do stolika z piórem i deklaracją - za stołem prezydialnym i tamtędy też wracali na swoje krzesło, kiedy już złożyli pod dokumentem swój podpis. W drodze powrotnej była rąsia, rąsia, rąsia z władcami kontynentu Juncknerem i Tuskiem, a właściwie to pełna sztama, choć bez walenia po głowie. Poza papieżem Franciszkiem nikt nie wydał z siebie choćby jednej głębszej refleksji, same frazesy, pustosłowie i nieodparte dla obserwatorów wrażenie ulgi, że Brytyjczyków nie ma już wśród nas. Kto jak nie Juncker popędzał Londyn, żeby się szybciej z Unii wynosili?

Warszawa dorównała dziś Rzymowi, dzięki szczytowi Doroty Wellman i Krystyny Jandy z udziałem świata mediów i polityki oraz apolitycznego tłumu rozradowanych obywateli. Pierwsze szacunki mówią o kilku tysiącach manifestantów, ale wszyscy czekają na dane z Warszawskiego Ratusza. Jest moc - podkreślał Jarosław Kurski z GW - co było widać, kiedy Wielka Radość dobijała do Placu Zamkowego. Szła, śpiewała, karciła kogo trzeba, i zapewne mobilizuje się już na przewrót majowy. Gdyby jednak tak zupełnie poważnie zapytać się: Co dziś właściwie ma świętować Europa? Kilkadziesiąt lat spokoju na kontynencie to na pewno, ale z przypomnieniem, że stało się to za sprawą zniewolenia wschodniej części Europy przez Sowietów. Opuszczenie Unii przez Wielką Brytanię nie jest najwyraźniej szokiem dla Brukseli ani nawet wielką stratą. Łatwiej teraz dyscyplinować na przykład Polskę, żeby w końcu przywróciła u siebie demokratyczne rządy, łatwiej doprowadzić do pełnej federalizacji. 

Patrząc na rzymską celebrę, to można mówić jedynie o takim weekendowym zawieszeniu broni. Decyzje o wrzuceniu piątego biegu już zapadły, więc będą kolejne groźby pod adresem Polski i tych krajów, które nie godzą się na podział Europy na lepszych i gorszych. Właściwie to był tylko jeden niewielki zgrzyt i to w Warszawie, a nie w Rzymie. W "Marszu dla Europy" nie widziano przyszłego premiera Grzegorza Schetyny, był za to wyraźnie ożywiony Ryszard Petru. Lider Nowoczesnej jednak nie odpuszcza, jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. Komu zatem przeszkadza Grzegorz Schetyna, kto go marginalizuje? Uważni obserwatorzy nie mają wątpliwości, że do wielkiego powrotu szykuje się obecny dziś na marszu Bronisław Komorowski. Zjednoczy opozycję i poprowadzi ją do kolejnego zwycięstwa, takiego samego jak w 2015 roku.

czwartek, 23 marca 2017

Bez PO atak Brukseli na Polskę byłby niemożliwy

Platformie Obywatelskiej wydaje się, że wstaje z kolan, że jeszcze miesiąc, góra dwa, i PiS zacznie wreszcie dołować, pruć się jak stary moherowy sweter. To przekonanie czerpie jak zwykle ze swojej buty, arogancji i zwykłego chamstwa, które stało się częścią politycznej narracji tej partii. Cała retoryka histerycznej opozycji oparta jest na inwektywach, kłamstwach i manipulacjach. Nie ma w niej żadnej programowej alternatywy dla rządu Prawa i Sprawiedliwości,  poza nienawiścią do obozu władzy, którą z poświęceniem i bolszewickim zaangażowaniem transmitują do „lepszych Polaków” skundlone media. W efekcie, mamy w Polsce całkiem pokaźną grupę wyborców, którzy szczerze nienawidzą Polaków „żrących na kanapie chipsy i  pijących wódę, posiadających 15 -letniego Golfa i bojących się śmierci z rąk Muzułmanów”* – jak to celnie ujął politolog… Marek Migalski. Do tego ta rozwydrzona dzieciarnia nad morzem, która żre z kolei śmierdzące frytki i ryby za 500+ i nie daje odpocząć bankietowym gwiazdom. Te konwulsje, objawiające się niebywałym wręcz chamstwem, mają w końcu doprowadzić do tego, że ten nieznośny PiS pęknie, padnie, może kogoś zamknie, bo bez paliwa, opartego zresztą na szambie, opozycja zacznie w końcu zdychać i emigrować z kraju.


Ostatnie dni to kwintesencja tych konwulsji i pomieszania zmysłów. Sytuacja w kraju jest dramatyczna: nie ma demokracji, mordują drzewa, nie ma armii, niszczą sądy, votum nieufności, a Telewizja Polska jest gorsza niż w stanie wojennym. Jednym słowem całkowity dramat. A z drugiej strony, w tych tak dramatycznych przecież okolicznościach, w zasadzie tragicznych, uchachani jak nigdy – była premier Kopacz i „przyszły” premier Schetyna – kopią jakieś dołki pod drzewka, stoją z tymi łopatami, szczerzą się do kamer, bo coś fajnego im w końcu wyszło. Wyszło średnio na jeża, ukazuje to natomiast ponury stan czołowych mózgów opozycji. Kiedy do Londynu udaje się Jarosław Kaczyński, co nie jest niczym nienaturalnym w polityce europejskiej, znowu króluje nieskrywana nienawiść do PiS. Żaden z polityków opozycji nawet nie zająknął się na temat celu tej wizyty, tylko z niej szydził lub ją obśmiewał. Potem, już po zamachu, kolejny wylew szamba  i drwin w sieci i w oficjalnych wypowiedziach. „Że też nie ustrzelili tego kurdupla” – to jeden z delikatniejszych komentarzy jakie znalazłem na bolszewickich portalach. Ten sojusz zdrady wobec własnego kraju, bo tak trzeba nazywać to po imieniu, skupiający opozycję i media w Polsce, trwa także dzięki wsparciu Zachodu, ale to nie Frans Timmermans i nie Bruksela go stworzyły, oni tylko korzystają z jego owoców.


Niebywałe ataki na Polskę, trwające od jesieni 2015 roku, na ten duży, wielce spokojny i bezpieczny kraj w Europie, od którego standardów wolności słowa mogliby się spokojnie uczyć Niemcy i Francuzi, nie byłby nigdy możliwy na taką skalę, gdyby nie gigantyczne wsparcie Platformy i Nowoczesnej, gdyby nie całkowite otumanienie części ich elektoratu, który zasysa codziennie brednie Kierwińskiego i Petru. Żadna duża partia w państwach UE nie działa wspólnie z obcymi rządami czy biurokracją brukselską na szkodę własnego kraju. To jest nie do pomyślenia. Ktokolwiek chciałby wejść z butami w sprawy niemieckie  z zewnątrz, zostałby pogoniony i przez SPD i przez CDU, podobnie jest we Francji, w każdym innym zachodnim kraju. Trzeba o tym mówić otwarcie: liderzy opozycji to ludzie skundleni i zakompleksieni, podobnie jak znaczna część ich wyborców, szczególnie tych „wielkomiejskich”. Jakie siano trzeba mieć w głowie, żeby na cztery dni przed szczytem w Rzymie, w sytuacji gdy sypie się UE, machać tymi łopatami?



Prawda jest taka, że PO nie interesuje ani ten szczyt, ani prawdziwy powód wyjazdu JK do Londynu, ani los Polaków. Celem jest chaos, rozruchy i sankcje dla Polski, bo to otwiera drogę powrotu do władzy, a zagranicy do wprowadzenia tu z powrotem swoich porządków. Dlatego, pomimo kolejnego krwawego zamachu,  liderzy PO i .N nadal chętnie przyjmowaliby muzułmańskich uchodźców i dziękują (!) niemieckim koncernom, że uratowały nasze media, że tu są i nas edukują! I wszystko byłoby właściwie w porządku, gdyby nie owo narastające  powoływanie się przez PO na polską rację stanu. Właśnie to jest najobrzydliwsze. Może część z nich nie wie, może część z nich to tylko zwykli agenci wpływu, ale tak czy inaczej, zupełnie świadomie realizują politykę na rzecz osłabienia Polski i w konsekwencji  doprowadzenia do ponownej utraty niepodległości, tym razem cichej i płynnej, niemal niezauważalnej, ochoczo wspieranej przez wyborców wkurzonych na letnich smakoszy frytek z 500+.

*https://twitter.com/search?q=marek%20migalski&src=typd

wtorek, 21 marca 2017

Nieustające utwardzanie elektoratów TVN i TVP

Stacje telewizyjne - bo o nich tu będzie mowa, a głównie o "Wiadomościach" TVP (19.30) i "Faktach" TVN (19.00) - cieszą się niezmiernie z rekordów oglądalności swoich sztandarowych programów rozrywkowych, informacyjnych, transmisji z imprez czy hitów serialowych. 5 milionów widzów to już jest autentyczny powód do dumy, a 10 milionów to szał, który rzadko się zdarza. Tymczasem, codziennie, dwa główne programy informacyjne TVN i TVP gromadzą w Polsce przed telewizorami średnio 7 milionów widzów, dzieląc się ostatnio nimi mniej więcej po równo. Z badań socjologicznych wynika jednoznacznie, że ponad 80% wyborców PiS ogląda tylko "Wiadomości", a jeszcze więcej wyborców PO i .N ogląda jedynie "Fakty". "Wydarzenia" Polsatu gromadzą bardziej zróżnicowaną politycznie widownię. Wydawałoby się, że elektoraty są już tak utwardzone, że można byłoby choć trochę odpuścić, starać się sięgnąć po widzów z innej opcji politycznej. Odarty z władzy politycznej mainstream, o "Wiadomościach " wyraża się wręcz z obrzydzeniem, twierdząc, że jest to bastion pisowskiej propagandy, podobnie zresztą jak całe TVP INFO. 

"Wiadomości" rzeczywiście wspierają politykę rządu, co samo w sobie nie jest niczym nagannym ani specjalnie rzadkim w telewizjach publicznych na Zachodzie, od BBC po ZDF. Jednak w przeciwieństwie do "Faktów" poruszają one szeroko, na zupełnie przyzwoitym poziomie tematykę  międzynarodową, prezentują też sukcesy rządu Beaty Szydło, czego w TVN po prostu nie ma. Ekipa z Wiertniczej jest tak zajęta obrzydzaniem rządów PiS, że na szerszy serwis zagraniczny nie ma już czasu, a osiągnięcia rządu po prostu się pomija albo lekceważy. Dzięki temu, 3,5 miliona widzów, z dnia na dzień, jeszcze bardziej nienawidzi Jarosława Kaczyńskiego i rządu PiS, a widzowie TVP utwierdzani są z kolei w przekonaniu, że totalna opozycja za swój jedyny cel ma obalenie obecnej władzy, co jest zresztą prawdą, bo żadnego programu dla Polski dotąd nie przedstawiła. To, co obydwu dziennikom wychodzi podobnie i z reguły profesjonalnie, do tego ponad podziałami to tak zwane "human story", czyli tematy, w których reporterzy zachęcają na przykład widzów do pomocy chorym dzieciom czy komunikują o udanych, unikalnych operacjach medycznych. 

Elektorat TVN oburza się, że "Wiadomości" są takie jakie są, że to przecież telewizja publiczna i powinien być pluralizm, ale jak dziennik TVP nie różnił się w antypisowskiej propagandzie od "Faktów", pluralizm był całkowity. O manipulacjach redaktorów TVN nie ma sensu pisać, bo to jest temat na doktorat, ale bez wątpienia, flagowy okręt informacyjny z Wiertniczej pełni olbrzymią rolę w cementowaniu elektoratu totalnej opozycji. Wystarczy obejrzeć "Fakty" i następnego dnia spotkać się ze znajomym "antypisiorem", żeby usłyszeć całe zdania i relacje, słowo w słowo, żywcem zaczerpnięte od redaktorów Skórzyńskiego czy Sobieniowskiego. To standard. Co gorsza, wśród elektoratu TVN rośnie ostatnio agresja i tak niepojęte zaślepienie, że próba dialogu kończy się już na starcie fiaskiem. Nie jest to żadna wojna polsko - polska, tylko świadoma realizacja części planu doprowadzenia do tego, żeby było jak było. Bo było fajnie.

Od razu pojawi się zarzut, że "Wiadomości" TVP robią to samo, że nie da się ich oglądać. Rzecz w tym, że flagowy okręt informacyjny TVP to dziś jedyny okręt prorządowy, otoczony przez całą armadę mediów liberalnych i lewicowych, zwalczających PiS 24h. Były i będą potknięcia w "Wiadomościach", będą czasami mocne tezy przeciwko opozycji, ale w przeciwieństwie do konkurencji, widz może się z nich znacznie więcej dowiedzieć o tym, co dzieje się na świecie, choćby u naszych sąsiadów. Kto ogląda obydwa programy, bez zacietrzewienia, ten potwierdzi, że tak jest. Prawdą jest też, że "Wiadomości", tak jak "Fakty" cementują dwa odmienne i przeciwstawne sobie elektoraty polityczne. I tak długo jeszcze zapewne będzie, choć warto postawić pytanie, czy to utwardzanie elektoratów ma trwać bez końca. "Fakty" TVN, kiedy wyjątkowo w niedzielę odpuszczają sobie szczucie na PiS, stają się informacyjną wydmuszką, wieje nudą, a konkurencja z Powstańców i tak musi codziennie prostować absurdalne zarzuty. Do tego PiS ma przeciwko sobie największe portale internetowe (Onet.pl, wp.pl), ich własne telewizje mające już swoje pasma na multipleksach oraz prasę codzienną i zagraniczną. Takie są realia i aż dziw bierze, że ludzie związani z prawicą nie zajęli się zaraz po wyborach, na serio, budową dużej komercyjnej stacji telewizyjnej czy choćby portalu informacyjnego na skalę Onetu.

Jakiś ruch, w stronę inną niż "nasza", ktoś w końcu powinien wykonać. Elektoraty PiS, PO i .N są już tak utwardzone, tak przekonane do tego, kto ma rację w sporze o sytuację w Polsce, że może nadszedł czas otwarcia się flagowych programów informacyjnych na widzów o innej wrażliwości politycznej. Otóż nic  z tego nie będzie. To serial bez końca. Widzowie "Faktów" nie potrzebują już "Wiadomości", nawet gdyby te zaczęły poważnie krytykować rząd, a widzowie 19.30. mają tak naprawdę tylko 19.30. Jedynie sieć nie została jeszcze zawłaszczona przez liberałów i lewaków, i to jest jedyne pole do szybkiej, czasami nawet bardzo ostrej wymiany poglądów pomiędzy dwoma wrogimi sobie obozami, na dość równych prawach. Jakie to ma skutki? 7 milionów widzów to poważna widownia, żadne inne media nie gromadzą codziennie tylu odbiorców co "Wiadomości" i "Fakty". Będą więc dalej utwardzać swoje elektoraty, aż w końcu to pęknie, czyli albo pęknie opozycja albo rząd. Linia TVN oczywiście i tak się nie zmieni, bo PiS to samo zło. Teraz, przez wiele dni, będziemy słyszeć o zemście na Tusku. A to dopiero początek zarzutów dla byłego premiera.    

sobota, 18 marca 2017

Polskość to niemieckość

Tytuł, tylko bardzo luźno nawiązuje do "słynnych" słów młodego Donalda Tuska, ale na tym koniec analogii i nie o to w gruncie rzeczy chodzi. Mamy bowiem obecnie do czynienia z otwartą próbą złamania naszej tożsamości narodowej, a przynajmniej jej całkowitej relatywizacji, tak dalekiej, by w końcu słowo polskość już nie wiadomo co tak naprawdę znaczyło. Niemieckie i zachodnie elity patrzą na Polskę jak skansen kulturowy, który zupełnie nie pasuje do wizji Europy Angeli Merkel. Gospodarczo pniemy się w górę, ale ta polskość, w wydaniu Jarosława Kaczyńskiego i jego partii jest nie do zniesienia. W polityce, polskość oznacza, w pewnym uproszczeniu, dbałość o polskie, narodowe interesy, o naszą kulturę i tradycję, o nasz język. Ta polskość jest wpisana w rodzimy kod kulturowy i na pozór nikomu to nie przeszkadza. Nikt oczywiście nie ma monopolu na polskość, ale jej definiowanie na nowo, jej demontowanie jako spójnego dotąd zbioru pewnych wartości trwa już ponad ćwierć wieku, w swojej nowej i dużo groźniejszej, postkomunistycznej odsłonie.    



Teraz jednak, kiedy mniej lub bardziej poważne próby odsunięcia PiS od władzy spełzły na niczym, zarówno Zachód jak i wewnętrzna opozycja, prowadzą już otwartą wojnę z naszym tradycyjnym rozumieniem polskości i polskich interesów. "Wybór" Tuska, wbrew stanowisku polskiego rządu był ukoronowaniem tych działań.To jest taki swoisty polityczny gender. Polskość można obrabiać i na nowo definiować, już nie w kategoriach sporu pomiędzy prawicą i lewicą, tylko formułować ją na zupełnie nowych fundamentach. Media niemieckie w Polsce ogrywają w tej walce ważną rolę, ale przecież nie działają same. Co więcej, tworzą spójny sojusz z dużymi stacjami telewizyjnymi, prasą i z tak zwaną totalną opozycją polityczną. Dlatego tak ważna jest obrona polskości, by na końcu nie okazało się, że polskość została zastąpiona płynnie i niemal niezauważalnie w niemieckość (europejskość), tak płynnie, że obecni wyborcy PO czy Nowoczesnej będą święcie przekonani, że niemieckość to jest jednak polskość, tylko taka lepsza i ciekawsza, bliższa Zachodowi, wyzbyta nacjonalizmu i tej nieznośnej katolickości naszego społeczeństwa.



Tak jak w świecie gender, płeć to jednostkowy akt wyboru kulturowego, a nie determinizmu biologicznego, tak w świecie polityki, polskość nie jest już ustalonym kanonem wartości, przypisanych od wieków narodowi polskiemu, tylko pojęciem całkowicie płynnym, które w imię ściśle określonych interesów politycznych i ideologicznych (zagranicznych), trzeba na nowo zdefiniować. I to robią media prywatne w Polsce i działające w naszym kraju zachodnie koncerny medialne, głównie niemieckie. Trzeba Polaków reedukować, trzeba im tłumaczyć, że europejskość, w naszym oczywiście, niemieckim rozumieniu, jest ważniejsza od zachowania polskości i dbałości o polskie interesy. To, że w gębach polityków, którzy przez osiem lat realizowali scenariusz niemiecki dla Polski, jest tyle frazesów o naszej racji stanu, o tym, jak to PiS działał w Brukseli na szkodę Polski, to nie tylko nie dziwi, ale jest być może buntem autentycznym, ponieważ oni zupełnie inaczej pojmują polskość. Dla nich, od fazy nienormalności przeszła ona w fazę mitycznej europejskości. I to w przypadku dużych państw Unii Europejskiej jest absolutny ewenement. Niemcy, tak jak od wieków, dbają tylko i wyłącznie o swoje, niemieckie interesy, a Francuzi o francuskie.



Platforma, Nowoczesna, środowiska dziennikarskie skupione wokół Agory czy TVN dbają o interesy niemieckie w Polsce, nazywane przez nich europejskimi, a europejskie stoją oczywiście wyżej od polskich, bo polskie z kolei to jest ta nieznośna tradycja i religia, co nie przystaje do zlaicyzowanej Europy. Nie jest oczywiście prawdą twierdzenie, ze PiS to Polska, i nikt tak nie twierdzi, ale prawdą jest, że Prawo i Sprawiedliwość działa na rzecz obrony polskich interesów w Europie, broni ich także w kraju. Jednocześnie, PiS, tak jak większość społeczeństwa akceptuje, co zrozumiałe, wiele europejskich wartości takich jak wolny handel, swobodny przepływ ludzi, demokracja czy wolność. Co więcej, jesteśmy europejskimi liderami w realizacji tych idei. Problem tylko w tym, że tak kurczowo trzymamy się naszej tradycji, że PiS broni polskich interesów. Nie o taką Polskę chodzi zachodnim elitom, silną i podmiotową, kreującą przyszłość Europy. List szefa Ringier Axel Springer Marka Dekana i przeprosiny Towarzystwa Dziennikarskiego skierowane do Niemców, mogą oburzać, ale wcale nie dziwią. Polskość, rozumiana jako dbałość o nasze, narodowe interesy, jest dla wielu nie do przyjęcia. A ten tupet jest całkowicie zrozumiały, ponieważ wyborcy PO i.N zostali już odpowiednio "przerobieni". Dla większości z nich europejskość w wydaniu niemieckim to po prostu polskość. I nadziei na zmianę tego nowego stanu świadomości elektoratu TVN, póki co, nie ma. 

czwartek, 16 marca 2017

Znamy kandydata PO na premiera!

To wszystko dzieje się już od kilku miesięcy, a nie od kilku dni. PO doskonale wie, że PiS się kończy, a Nowoczesna zamieni się wkrótce w plankton, nawet jeśli dziś jest jeszcze silna i sprawna jak jednostka GROM. Od samego początku, zaraz po tym jak padł TK, naturalnym kandydatem opozycji na premiera był świetny strateg i mistrz gier politycznych Grzegorz Schetyna, ale nie chciał zapewne przegrać sejmowego głosowania, więc zaczęto szukać kogoś, kto wyrasta ponad nasze prowincjonalne podwórko, kogoś kto wyprowadzi w końcu polskość z Polski, która to polskość niszczy europejskość i nowoczesne myślenie oraz  cofa nas bezlitośnie do średniowiecza. Która, pamiętajmy o tym, pogrążyła młodego Tuska w poczuciu nienormalności. Niektórzy sądzą, że to votum jest przecież i tak bez sensu, bo PiS ma większość w Sejmie, ale Misiek Kamiński wie co mówi, a mówi, że kilku posłom Kaczyńskiego mogą się jednak zachwiać ręce, więc jakiś ferment już jest. Ale gdyby nawet opozycja europejska miała przegrać to głosowanie nad konstruktywnym votum nieufności dla rządu, to poseł Mężydło z PO stawia sprawę jasno w jednym z wywiadów: – Rozstrzygnie ulica!



Ale nie wychodzą, te tłuste koty warszawskie. Dlatego musi być zapalnik – człowiek zjawisko, terminator, mistrz elit, którego samo pojawienie się w stolicy, już samo jego nazwisko głośno wypowiedziane, wstrząśnie dogłębnie Jarosławem Kaczyńskim, a toporny elektorat prawicy wbije sam siebie w ziemię. Nikt w obozie protestu nie miał ani przez moment wątpliwości, że takim taranem na PiS może być tylko i wyłącznie Frans Timmermans, pierwszy wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej  – wielki przyjaciel Polski i człowiek żywo interesujący się naszym krajem, a co chyba najistotniejsze – w tej dramatycznej sytuacji demontażu demokracji – chcący nam pomóc. Nazwisko Holendra już dawno wypłynęłoby do mediów, ale on jest także patriotą swojego ojczystego kraju. Sprawę trzymano więc w tajemnicy aż do wyniku wyborów parlamentarnych w Holandii, czyli do dzisiaj. Teraz już wiadomo, że faszyzująca prawica legła w gruzach, że Niderlandy dały przykład jak zwyciężać mamy z Trumpem. Spokojny o przyszłość ojczyzny Timmerams, podjął więc decyzję, że zgadza się zostać premierem Polski. Podobno Juncker mało mu nie urwał głowy z radości, tak się na nim zawiesił. Głosowanie w Sejmie nie ma już większego znaczenia, bo i tak o wszystkim rozstrzygnie ulica, zaraz na początku maja.



Tego ciosu PiS się nie spodziewał.  Timmermans świetnie zna sprawy polskiego Trybunału, zamachu na sądownictwo, dyktatu prawicowych mediów, a przede wszystkim permanentnego strachu ludzi przed narastającym nacjonalizmem i nienawiścią motłochu, który głosował na PiS. „Wyprowadzić polskość z Polski!” – takie hasło widnieje na jednym z kolorowych transparentów, który przygotowują już młode holenderskie wolontariuszki z ruchu ekologicznego „Bliżej trawy”. Jest optymizm, ale są też wyzwania: będzie atak, że to Holender.  -I świetnie, i super, o to właśnie chodzi! – mówi Renata Kil z PO. – Jesteśmy w Unii jak rodzina, przecież taki Martin Schulz też świetnie by się sprawdził jako szef naszego MON, bo jest znanym zwolennikiem rozwiązań siłowych – dodaje. Frans Timmermans odbył już wszystkie najważniejsze spotkania polityczne z liderami opozycji i ma ich pełne poparcie. – Timmermans jest jak strzelec wyborowy z GROM-u, a my takiego strzelca potrzebujemy  – mówi Ryszard Petru. Konsternacji w Brukseli nie ma, kto chciał ten wiedział, że wybór Tuska był tylko przygrywką do ciosu, jaki teraz PO zada schodzącemu ze sceny politycznej rządowi PiS. Nacisk będzie wielki, szacuje się, że w Warszawie wyjdzie w pierwszy weekend maja około 3 milionów ludzi popierających nowego premiera Timmermansa. Bruksela nie będzie miała wyjścia. Jeśli PiS nie poda się wtedy sam do dymisji i nie odda dobrowolnie władzy Platformie, Komisja Europejska wprowadzi blokadę ekonomiczną i morską Polski, zawiesi wszelkie loty i nałoży na nas wszystkie możliwe embarga. Jeszcze chwila cierpliwości, PO zwoła konferencję prasową i wszystko oficjalnie ogłosi.

wtorek, 14 marca 2017

Wojna informacyjna z PiS na całego, więc co na to PiS?

Media elektroniczne i drukowane w Polsce, z powodzeniem wyręczają Władimira Putina w prowadzeniu wojny informacyjnej z Polską, o sojuszu z medialnym lewactwem na Zachodzie już nie wspominając. Co prawda, Angela Merkel nie chce oddać władzy swoim rodzimym lewakom czy tak zwanym populistom z AfD, ale w sprawie Polski panuje pełna, twarda jak jądro, zgoda z Moskwą: osłabić, obrzydzić i odsunąć PiS od władzy i zainstalować tu ekipę a`la Tusk, wygodną dla wszystkich. Trzeba tylko przekonać wyborców totalnej opozycji, że rządy Kaczyńskiego prowadzą do klęski Polski na arenie międzynarodowej, że to totalny obciach, poruta, skandal, że Europa jest w szoku, że nie poparli Tuska, że Marine Le Pen, w tajemnicy, debatowała już z JK o wyjściu z UE w 2018 roku, a wszystko to działo się całkiem niedawno gdzieś nad Zalewem Zegrzyńskim. Może takie info puści „Rzeczpospolita”, która pozwala sobie na publikowanie kłamstwa, które potem tak pięknie buduje politykom PO narrację do kolejnego wściekłego ataku na PiS. Zresztą mamy ciąg dalszy w „Rzepie” pod tytułem prezydent Andrzej Duda w londyńskiej taksówce*.



Mamy ciąg dalszy, czyli sondaż IBRiS dla Onetu,  z którego wynika, że ponad połowa Polaków chce dymisji rządu Beaty Szydło, a PO zdecydowanie lepiej reprezentuje Polskę za granicą niż PiS**. Ta obłędna propaganda, po szczycie w Brukseli, działa skutecznie i nie ma co się na to obrażać, tylko odpowiednio reagować. Niestety, PiS dał sobie narzucić tę absurdalną narrację o totalnej porażce, klęsce, zdradzie stanu (!) i wyjściu Polski z UE, które oczywiście od dawna planuje. Jarosław Kaczyński może do woli temu zaprzeczać, a mityczny Polexit i tak będzie krążył w sferze publicznej jako realna groźba, wręcz już podjęta decyzja. Były ambasador RP w USA, Ryszard Schnepf, twierdzi wprost, że Polska w 2020 roku będzie już poza Unią Europejską***. Jest to otwarta wojna informacyjna z polskim rządem, w której używa się tylko i wyłącznie manipulacji oraz kłamstw w celu osiągnięcia celu politycznego, którym jest upadek rządów Prawa i Sprawiedliwości. Ktoś powie, że to nic nowego, że ta wojna propagandowa trwa od zwycięskich wyborów prawicy, ale teraz, kiedy udało się przepchnąć Donalda Tuska wbrew stanowisku Polski (!), cały aparat medialny i polityczny przeciwny budowaniu podmiotowej pozycji naszego kraju w UE, nabrał najwyraźniej wiatru w żagle i wyciąga co się tylko da, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, czy dane zdarzenie miało w ogóle miejsce, jak w przypadku londyńskiej wizyty Andrzeja Dudy.


Być może Jarosław Kaczyński jest zdania, że niech się tam znowu wystrzelają do woli, bo w końcu i tak niczego innego nie można się spodziewać po TVN czy GW, ale tym razem, przeciwnikom PiS, chodzi o dokonanie  trwałego, niekorzystnego przechyłu w poparciu dla rządu Beaty Szydło, który zaowocuje długim trendem spadkowym w sondażach. Sondaże to nie wybory, ale często nakręcają koniunkturę dla jednych lub drugich partii politycznych, niezależnie od faktów, sukcesów czy porażek. Prawo i Sprawiedliwość ma już za sobą realizację większości  obietnic wyborczych, Polacy przyjęli to z zadowoleniem, więc teraz potrzebna jest nowa polityka informacyjna rządu, nowe cele i pozytywne dla większości Polaków decyzje , które zderzą się, chcąc nie chcąc, z wyjątkową agresją medialną i polityczną drugiej strony.  Jeśli PiS ogarnie medialnie i politycznie tę kolejną odsłonę walki o przyszłość Polski to wygra, jeśli będzie tkwił tylko w tym, co już osiągnął będzie miał kłopoty. Jak wiadomo, ulica średnio wychodzi, ale zagranica nas wsparła –  myśli PO, więc może teraz właśnie uda się wywrócić rząd, który  przeszkadza i nam, i Niemcom, i Rosji, i wszystkim wizjonerom nowoczesnej europejskiej bolszewii.


PiS w ostatnich dniach wydaje się być informacyjnie bezradny na ten frontalny atak i broni się przed absurdalnymi zarzutami wasali o zdradzie stanu (!). Histeria jest totalna. Być może, zamiast mówić o zwycięstwie w Brukseli, lepiej było przyznać od razu, że ta konieczna porażka była nieunikniona, jeśli chcieliśmy zachować naszą podmiotowość w Europie, że nie wolno było popierać polityka, który działał na szkodę Polski i to od dawna, nawet jeśli połowa badanych CBOS (52%) popierała Tuska na szefa RE, a druga połowa (48%) była przeciw. Wbrew rechotowi tak zwanych publicystów i histerii Neumannów, Prawo i Sprawiedliwość ma nadal spore aktywa, których nie wykorzystuje. Głównym jest stan gospodarki, sytuacja na rynku pracy, spadające bezrobocie i ogólny wzrost znaczenia Polski na arenie międzynarodowej, co jest faktem i tendencją trwałą, niezależnie od wpadki z Tuskiem. Na Zachodzie temat Tuska jest już martwy, u nas „królem Europy” grzeje się nadal cała opozycja. PiS ma odpowiednie środki, by to, co jest racją Polski, co jest pozytywne w jego polityce dla większości Polaków, odpowiednio wyeksponować, innymi słowy, nie tylko odbijanie wściekłych ataków, ale także jak najbardziej pozytywna narracja oparta tylko i wyłącznie na faktach. Jest ich sporo, tylko trzeba po nie sięgnąć i profesjonalnie je przekazać opinii publicznej. Nowy przekaz medialny jest niezbędny, skoro druga strona prowadzi wojnę informacyjną. I trzeba to zrobić od razu, dla dobra wszystkich, nawet tych, którzy dali się opętać propagandzie o klęsce Polski.


*http://niezalezna.pl/95358-kolejna-kompromitacja-rzeczpospolitej-znow-naklamali-w-artykule-i-jak
**http://wiadomosci.onet.pl/kraj/sondaz-ibris-dla-onetu-polacy-krytyczni-wobec-polityki-zagranicznej-rzadu/7r3z07w
*** http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,21493609,schnepf-komentuje-dzialania-pis-w-ue-w-2020-roku-polska-bedzie.html#BoxNewsLink&a=66&c=61

poniedziałek, 13 marca 2017

Jest wizja Polski w Europie, czas ją realizować

Polska, za rządów PO i podrządów PSL, nigdy nie była w żadnym „twardym jądrze” Unii Europejskiej, choć takie jądro oczywiście istnieje, w zasadzie od momentu wprowadzenia euro, które przypieczętowało dominację ekonomiczną Niemiec w Europie. Prędkości zawsze były różne i do tego bardzo względne, bo Włochy są w tej niby pierwszej prędkości i są oczywiście bogatsze od Polski, ale ich zadłużenie względem PKB wynosi ponad 120% (u nas około 50%) i jest bliskie katastrofy fiskalnej. W liczbach, słoneczna Italia ma zadłużenie na poziomie ponad 2 bilionów euro, czyli około 8, 6 biliona złotych. Nasz dług publiczny oscyluje wokół biliona złotych, nominalnie jest osiem razy mniejszy od włoskiego i w każdym raporcie jesteśmy zaliczani do najzdrowszych gospodarek Europy, plasując się na szóstym miejscu w Europie. Ale najważniejsze jest to, że Polsce nie grozi obecnie nagły wstrząs gospodarczy, a Włochom, Hiszpanii czy Grecji jak najbardziej. Jeśli nawet Bruksela pójdzie na noże z Polską i na przykład uchwali oddzielny budżet dla strefy euro, to ewentualne skutki negatywne takiej decyzji mogą nastąpić w Polsce po 2020 roku, ale nie wcześniej i niekoniecznie. Nie bardzo wiadomo, co w praktyce miałby oznaczać taki podział – dwa różne budżety UE? Krótko mówiąc, to jest zwykły pic, a prawdziwe zagrożenie kryje się w strategii usuwania z Unii Europejskiej wszystkich tych państw, które nie chcą przyjąć obłędnej ideologicznie i politycznie wizji Europy federalistycznej, jednoznacznie liberalnej i antynarodowej, rządzonej przez ,a nie przez rządy narodowe kooperujące ze sobą w ramach UE. To dlatego Wielka Brytania opuszcza Unię.

Nie możemy być  w „twardym jądrze” UE, bo nie mamy euro i nie jesteśmy jeszcze na tyle silni gospodarczo, by do tego klubu przystępować. Niestety, nikt tego w mediach publicznych nie tłumaczy, a w prywatnych trwa szał, że to skandal, że Polski nie zaproszono do Wersalu. A po co? Kiedy rządziła PO, a trwało to  osiem lat, nigdzie, na żadne poważne fora, owego jądra UE, nas nie zapraszano. Tusk i jego ministrowie siedzieli za drzwiami obrad, a Trójkąt Weimarski był dekoracyjny i teoretyczny jak polskie państwo, natomiast Grupę Wyszehradzką lekceważono. Nie ma żadnej potrzeby – nawet tej stricte ekonomicznej – gonić za euro i pędzić do „twardego jądra” UE, bo nikt tam Polski nie chce, nawet gdyby w Warszawie był rząd złożony z samych Tusków, nawet 27. Jesteśmy skazani na długoterminowe dochodzenie do poziomu życia jaki osiągnął Zachód i jak na razie modernizujemy nasze państwo i nasze codzienne  życie zupełnie przyzwoicie. Donald Tusk jest natomiast symbolem i przywódcą opcji, w której poddajemy się wizji jednego państwa europejskiego, w którym będziemy dojeni gospodarczo przez następną dekadę, ale i klepani codziennie za to, że przestaliśmy być krnąbrni i nacjonalistyczni. Wtedy „Klątwę” zaczną wystawiać na akademiach szkolnych jako dowód naszego oddania dla idei wolności i tolerancji.



Wydaje się, że o tych sprawach trzeba mówić Polakom dużo więcej, w sposób prosty i przejrzysty, a nie tylko straszyć niemiecką dominacją. Wszyscy to widzą i wiedzą, że ona trwa, nawet z poziomu mieszkańca Wolsztyna. Trwa dziś w najlepsze walka o to, czy będziemy się rozwijać według naszych standardów kulturowych i naszej wizji gospodarczej, naszego interesu narodowego, wykorzystując racjonalnie wszystkie mechanizmy, jakie daje jeszcze bycie w UE, czy też pozwolimy silnym państwom UE zepchnąć Polskę do narożnika i  całkowicie podporządkować ją brukselskiej centrali. Platforma Obywatelska i Donald Tusk, zupełnie świadomie realizowali przez całe osiem lat politykę proniemiecką, uznając, że tak naprawdę nie potrzebujemy w zasadzie, ani silnego państwa, ani własnej polityki zagranicznej, bo Niemcy nas wszędzie elegancko poprowadzą, otworzą drzwi do „jądra”, a my (PO) będziemy konsumować owoce tej europejskiej idylli. Sikorski w Berlinie wręcz wzywał Niemcy, by w końcu chwyciły w swoje ręce stery całej Europy.


Teraz, już po wyborze Donalda Tuska, PiS poddaje się niestety skandalicznej narracji Platformy, a w każdym razie nie reaguje na nią, że oto premier Beata Szydło i jej rząd działali w Brukseli przeciwko Polsce, przeciwko polskiej racji stanu. Partia zewnętrzna, a taką właśnie od dekady jest PO, partia donosząca na Polskę i działająca na szkodę polskiego rządu, kibicująca sankcjom przeciwko własnemu krajowi, oddająca śledztwo smoleńskie Rosji, sięga po słownik, który doskonale opisuje jej działania i działania Tuska jako szefa Rady Europejskiej. Trwa to już kilka dni i PiS w sumie nic nie robi. Nie ma żadnego przekazu, ani w sprawie zdrady polskiego państwa przez Tuska poprzez wystąpienie przeciwko niemu (a zrobił to!), ani w sprawie kolejnej fali bełkotu, która wylewa się z ust Neumanna i jemu podobnych. Mamy dwie wizje Polski, ale jedna z nich sprowadza nas do roli wasala i nie ma nic wspólnego z interesem Polski. Wyborcy PO, elektorat TVN – im to zupełnie nie przeszkadza, tak może być, tak jest nawet fajnie. Wezwali Tuska do prokuratury…., a to oczywiście mściwi nacjonaliści. Swoją drogą, twardy kurs na PO jest wręcz konieczny, bo zaczynają traktować PiS jak zgiętą wierzbę. Były obietnice rozliczenia afer, więc wyborcy czekają, cierpliwie.

sobota, 11 marca 2017

Wirus Tuska dotarł do Polski

Czy naprawdę wydarzyło się coś arcyważnego 10 marca w Brukseli? Czy dowiedzieliśmy się czegoś nowego o Donaldzie Tusku, albo o  demo - liberalnych elitach, których znakiem rozpoznawczym są te słodkie buziaki oraz ogarniająca ich pycha totalnej władzy nad Europą? To wszystko było jasne na długo przed tym szczytem, a fakt, że Donald Tusk nigdy nie był tak naprawdę polskim kandydatem, ani też nie był premierem pilnującym polskich spraw, to przecież też o tym wiedzieliśmy, tak jak i o tym, że Platforma Obywatelska jest partia zewnętrzną, która byt i przyszłość Polski opiera na karnym posłuszeństwie dominującym w Europie Niemcom. Żeby jeszcze za coś, za jakieś konkretne profity dla kraju. Ale nie, oni dają się .......... (wpiszcie co chcecie) za friko, za jednego Tuska na fotelu średnio ważnym, za to niewdzięcznym, bo ktoś będzie musiał teraz pełnić rolę żandarma w sprawie relokacji imigrantów i to będzie nikt inny jak były premier z Polski. On nie ma już nic do stracenia, o kasę głowa go nie boli, o żadnej prezydenturze w Polsce nie marzy - z tym żyrandolem był naprawdę szczery - a jeśli czegoś w ogóle się boi, to być może dopadnięcia przez polski wymiar sprawiedliwości. A tak poza tym, ten facet jest strasznie zestresowany i zastraszony, co było widać, i przed, i po jego ponownym "wyborze" - cudzysłów jest tu niezbędny.

Bezrefleksyjne są te majaczenia o porażce premier Beaty Szydło, MSZ, w ogóle całego PiS, tak samo jak bezkresna jest dziś głupota opozycji, wiwatującej na cześć faktu, że udało się wyizolować Polskę na posiedzeniu Rady Europejskiej, przy okazji łamiąc reguły zapisane w traktatach. Ale to przecież też nic nowego, elity brukselskie działają tak na co dzień. Junckera - Merkel i Hollande - wymyślili w pół godziny w zaciszu gabinetu. Radość PO z każdego najmniejszego błędu PiS, z każdego potknięcia, wywołuje u Schetyny czy Halickiego natychmiastowe szczytowanie, medialne wampiry obrabiają każde słowo, dłubią w nim tak długo, aż wyjdzie z niego straszny PiS. Nowe jedynie jest to, że PO i jej ulica weszły na wyższy poziom schamienia i wulgarności, nowe jest to, że opozycja już otwarcie występuje przeciwko naszym, polskim racjom, bo do tej pory się jeszcze trochę z tym krygowała. Że nie donosi, że Europa martwi się o Polskę i inne brednie na użytek elektoratu TVN.  Teraz już można rzucać w modlących się różnymi przedmiotami, a dziennikarkę z wrogiej opcji atakować fizycznie na ulicy, tak jak to działo się wczoraj na Krakowskim Przedmieściu. Wirus Tuska dotarł do Polski, i oczywiście, nie po raz pierwszy, stawiane jest pytanie o zdradę naszych, polskich interesów. A kiedy to Tusk realizował polskie interesy? Kiedy i w jakiej sprawie robiła to na forum Unii rządząca przez osiem lat Platforma Obywatelska? Wszystkich niepokornych, propaństwowych polityków Platformy, Tusk z niej wyrzucił.


Platformie w ogóle niepotrzebne jest państwo, ona potrzebuje go jedynie jako dekoracji i narzędzia do czerpania profitów z władzy. Tak było przez wszystkie lata rządów Tuska i Kopacz. I nieważne są, a przynajmniej drugorzędne, jakiekolwiek nasze polskie racje, nasz status w Europie. Układamy się tak, żeby nas klepali, żeby nasz zakompleksiony "europejski" elektorat wył z radości, kiedy Tusk staje ponownie na czele Rady Europejskiej i kiedy gani się polski rząd, że nie chce poprzeć Polaka, którego z Polską wiąże już dzisiaj tylko polski paszport. Tusk wygrał i Tusk przegrał, jeśli naprawdę śnił mu się powrót do Polski, ale mu się nie śnił, bo świadomie wybrał grę przeciwko polskiemu rządowi. Na jego "wyborze" nie kończy się gra i walka o polskie racje w Unii Europejskiej, tylko dopiero się zaczyna, i nie jest teraz trudniej niż było, bo wizja federalistycznej Europy, bez narodów i tradycyjnych chrześcijańskich wartości nie jest nowa, tak jak niczym nowym nie jest niezwykle silna, dominująca pozycja Niemiec.


Czy to będzie nadal Angela Merkel czy też Martin Schulz, będą się układać z Jarosławem Kaczyńskim i z polskim rządem, bo integracja gospodarcza zaszła zbyt daleko, bo mamy ze sobą poważne interesy. Nie upadnie też Grupa Wyszehradzka. Lament części prawicowych komentatorów, że trzeba teraz wstrząsnąć Prawem i Sprawiedliwością, rozliczyć, zdymisjonować, można tłumaczyć jedynie emocjami. Z jakichś powodów, to nie koło "fanatyków" PiS, tylko poważne i opiniotwórcze instytucje na świecie umieściły Jarosława Kaczyńskiego w gronie polityków, którzy zdecydują o przyszłości Europy. Więcej cierpliwości i zwykłej pokory. Szczepionka polskości nadal działa, wirus Tuska nie jest zbyt groźny, trzeba jedynie wszystko lepiej i jeszcze mądrzej organizować wewnątrz kraju, bo tu jest klucz do naszego sukcesu, a nie w Brukseli.  

czwartek, 9 marca 2017

Kaczyński kontra Merkel

Może nie należy personalizować sporu o stanowisko Przewodniczącego RE, ale w ostatnich godzinach to jednak jest spór Berlina i Warszawy o nasze, polskie miejsce w Unii Europejskiej, a Tusk, chcąc nie chcąc, jest tylko taką piłką w grze, co zapewne wcale mu nie przeszkadza, ponieważ bycie "Prezydentem Europy" bardzo mu pasuje. Jeśli spojrzymy na ten wielki polityczny teatr bez emocji, to PiS mógł sobie odpuścić sprawę wyboru pupila Merkel, wstrzymać się od głosu, być przeciw, a własnemu elektoratowi wyjaśnić, że zablokowanie parcia Niemiec, które trzymają na krótkiej smyczy wiele krajów, nie jest dziś możliwe. No, a poza tym te niejasne procedury wyboru i zakulisowe ustalenia. Można było i tak, ale Polska po PO musiała w końcu rozpocząć prowadzenie polityki europejskiej służącej naszemu krajowi. Stąd zapewne ubiegłoroczna, lipcowa rozmowa Kaczyńskiego i Merkel w Poczdamie, stąd też wystawienie własnej kandydatury na stanowisko Przewodniczącego Rady Europejskiej i pominięcie Tuska, którego - nawet przy najlepszej woli, miłosierdziu i odpuszczeniu win - rząd Beaty Szydło poprzeć nie mógł. Jest przy tym naprawdę mało istotne, czy jest on kandydatem niemieckim, brukselskim czy maltańskim (najpewniej), jest po prostu osobą, która od dawna nie gra o nasze interesy, na długo jeszcze przed wyjazdem z Polski. Jedna tylko sprawa likwidacji polskich stoczni skreśla go z listy polskich polityków i nie trzeba nawet odwoływać się do Smoleńska.

Zgłoszenie Jacka Saryusz - Wolskiego nie jest kaprysem, nie jest jakąś chwilową zagrywką, tylko decyzją PiS o twardym wejściu w kształtowanie wewnętrznej polityki Unii Europejskiej z pozycji partnera a nie petenta. Na razie wychodzi na to, że ani Berlin, ani Bruksela takiej myśli nie dopuszczają w ogóle do siebie, a forsowaniem Tuska chcą upokorzyć Warszawę, wiedząc doskonale, że każdy inny kandydat byłby mniej toksyczny dla Polski, nie mówiąc już o własnym. To zmusiło rząd Beaty Szydło do zajęcia bardzo sztywnego stanowiska, łącznie z możliwością unieważnienia przez Polskę konkluzji obecnego szczytu RE. Sprawa jest tak poważna, i dla Polski, i dla przyszłości Unii, że PiS jest gotów ponieść nawet straty wizerunkowe i dać chorej opozycji krajowej pretekst do kolejnego medialnego szału. Kaczyński i Merkel musieli w lipcu ubiegłego roku ustalić pewne ramy współpracy i wyznaczyć sobie granice, których ani Polska, ani Niemcy, nie będą wobec siebie przekraczać na forum europejskim. Inaczej by się w ogóle nie spotykali i nie kontynuowali dialogu w tym roku, w Warszawie. Jeśli jednak Angela Merkel mówi dziś w Bundestagu o wyborze Donalda Tuska w trybie dokonanym, to znaczy, że nastąpiła jednak zmiana stanowiska Niemiec wobec Polski rządzonej przez Prawo i Sprawiedliwość, zmiana niekorzystna. Bo co tak naprawdę miałyby stracić Niemcy, gdyby zawarły kompromis, gdyby wycofały Tuska i dały mu inny wygodny fotel, jakie aktywa by stracili?


Może warto o to pytać. Dlatego, nie sam Donald Tusk jest tu głównym problemem, tylko przyszły kształt Unii Europejskiej i miejsca Polski w Europie, a także relacji Warszawy z Berlinem. Pewne też jest, że i jedna, i druga strona, mają swoje plany B i kolejne. Prawdą jest także i to, że Polska w tym starciu jest w o wiele trudniejszej sytuacji, jednak owo wyłożenie wersalskich kart na stół nastąpiłoby prędzej czy później. Deklaracja czwórki doskonale wpisuje się w scenariusz budowania małej, bogatej Unii na warunkach niemieckich, tyle tylko, że ta mała Unia nie ma już nic wspólnego nawet z Unią Lizbońską. W ostatnich godzinach coraz częściej pada słowo blef. Że blefuje Merkel, że blefuje minister Waszczykowski, że kluczowe rozmowy jeszcze przed nami. To, co jednak jest pewne i poza wszelką dyskusją, to brak woli kompromisu ze strony Niemiec, od których zależy dziś w głównej mierze nie tylko wybór tego czy innego kandydata na stanowisko szefa Rady Europejskiej, ale także przyszły kształt Unii Europejskiej.


Zgoda Berlina na innego kandydata niż Donald Tusk, nie byłaby jakimś istotnym kosztem wizerunkowym, nie zaszkodziłaby także samej kanclerz w jesiennych wyborach. Ten upór, ta próba postawienia polskiego rządu pod ścianą, jest przede wszystkim kolejnym dowodem na to, że nadchodzi kres takiej Unii jaką dziś znamy. Decyzja, zapewne, zapadła już nieodwołalnie. Oczywiście, za ewentualny ostry konflikt, Niemcy będą obwiniać Polskę i rząd Beaty Szydło. No i tylko w Polsce, jak w żadnym innym kraju, nasi sąsiedzi liczyć na to, że w ich działaniach gremialnie wesprze ich cała totalna opozycja, pełna frazesów o polskiej racji stanu. Trudno o optymizm przed tą, krytyczną ponoć, godziną 16.00. Aż wierzyć nie chce, że Angela Merkel nie zdaje sobie sprawy z tego, jak fatalne będą skutki wyboru Tuska dla przyszłości całej Unii Europejskiej. No i oczywiście jest jeszcze kluczowe pytanie, jakie karty w grze ma Jarosław Kaczyński. Wydaje się, że on też dobrze przygotował się do kluczowej batalii o przyszłość Unii Europejskiej. 

środa, 8 marca 2017

Spokojny i pewny siebie Jarosław Kaczyński. Nie o Tuska tu chodzi.

Może będzie to trącało psychologizmem, ale właśnie ów spokój Prezesa PiS, umiar w ocenach i jego pewność siebie powinny dawać do myślenia chorej opozycji, która ustami Sławomira Neumanna twierdzi, że wystawienie przez Polski rząd Jacka Saryusz - Wolskiego to zdrada stanu. Gdyby to było tylko zwykłe pomieszanie zmysłów, pół biedy, ale to jest, niestety, część opracowanego na chłodno planu, żeby totalna opozycja doprowadziła w Polsce do totalnego chaosu. Do tego ma jeszcze za sobą totalny elektorat TVN, teraz już tak bredzący, że jakiekolwiek próby rozmowy, czy nawet wymiany zdań z tymi opętanymi wyborcami stały się beznadziejne. Pełna radykalizacja. Ten spokój Jarosława Kaczyńskiego wynika między innymi z tego, że tak naprawdę wystawienie Jacka Saryusz - Wolskiego na Szefa RE nie było i nie jest tak naprawdę związane z utrąceniem Donalda Tuska, który dobrze już o tym wie, że nie ma czego szukać w Polsce. Chłodne reakcje Zachodu, wahania w Grupie Wyszehradzkiej, były od początku wkalkulowane w ten projekt. Także i to, że zamiast Tuska może to być na przykład jakiś europejski socjalista lub premier Irlandii. I tak każdy byłby lepszy od człowieka wrogo nastawionego do Polski. Rzeczywiście jest tak, że szanse jedynego polskiego kandydata na to stanowisko są niewielkie, ale na pewno niezerowe. I sam Saryusz- Wolski też to wszystko doskonale wie, więc jeśli zgodził się kandydować to jest w tym zrozumiały, głębszy sens.

Ruch Prawa i Sprawiedliwości i Jarosława Kaczyńskiego postawił Unię Europejską, a konkretniej tak zwane jej pulsujące jądro przed konkretnym wyborem: albo zaczniecie rozmawiać z Polską jak równy z równym i zaczniemy w końcu prowadzić dialog na temat niezbędnych zmian w UE, albo Waszym prawdziwym celem jest demontaż integracji europejskiej. Jeśli rzeczywiście kilka tygodni temu - tak jak w wywiadzie dla TVP mówił Kaczyński - Niemcy stwierdzili, że nie będą protestować, jeśli Polska sprzeciwi się kandydaturze Donalda Tuska, to najwyraźniej Angela Merkel zmieniła zdanie. Ale do końca tego nie wiemy. Wiemy natomiast co będą oznaczały ewentualne decyzje podjęte na jutrzejszym szczycie w Brukseli. Są trzy podstawowe warianty: Przeforsowanie Donalda Tuska wbrew Polsce, wybór teraz lub później kogoś trzeciego i wreszcie wybór na Szefa RE Saryusz- Wolskiego. Pierwszy wariant będzie w zgodzie z tak zwaną Deklaracją Wersalską, która była tylko przyklepaniem tego, co i tak dzieje od kilku lat, a więc destrukcji Unii prowadzonej pod hasłem jeszcze większej integracji. Gdyby przewodniczącym RE został jednak Enda Kenny, premier Irlandii, układ sił by się nie zmienił, Polska dalej byłaby kąsana przez Timmermansa, ale Kenny nie trąbiłby na pewno w Warszawie o nowej dyktaturze. Trzeci wariant, na dziś mało prawdopodobny, to jednak przełamanie się Niemiec i zgoda na wybór Saryusz - Wolskiego. To mógłby być przełomowy moment dla całej Unii. Taka decyzja oznaczałaby, że Angela Merkel chce, by Polska miała wytrawnego polityka w Brukseli, który byłby pomostem pomiędzy ową Czwórką Wersalską a Polską. Bo, niestety, widać wyraźnie, że z jakichś samobójczych powodów, stara Unia chce jej rozpadu i rozdania kart na nowych warunkach. W tej układance pewien komfort mają jedynie Niemcy, którzy w końcu wrócą do marki i wyjdą na swoje. Cóż to bowiem za giganci i dowódcy Europy zebrali się w Wersalu- chodzi o Włochy i Hiszpanię - którym bardzo realnie zagraża wariant grecki. 

Niemcy mogą liczyć na Polskę w bardzo wielu sprawach i o tym na pewno mówił Angeli Merkel Jarosław Kaczyński. Nie jesteśmy jeszcze potęgą ekonomiczną, ale mamy takie perspektywy, mamy na tle Zachodu, bardzo ustabilizowaną sytuację społeczną i gospodarczą, i jesteśmy krajem bezpiecznym. Skąd zatem ten zwrot? Jarosław Kaczyński mówił w TVP,  że nie wie. Między bajki można włożyć te kompletne bzdury jaki to Tusk jest super dla całego świata zachodniego. Takie "super!" to Panie mówią pięciolatkom w przedszkolu, ja ładnie wytną drzewko z kolorowego papieru. Nie o Tuska rzecz się toczy, a Prezes PiS mija go bokiem i nie ma na jego punkcie żadnej obsesji. W tej poważnej rozgrywce, były premier z PO, jest tylko narzędziem w rękach Niemiec i sztandarem chorej opozycji, która sądzi (bo tylko w takich kategoriach jest w stanie myśleć), że PiS się przewróci na Tusku, skompromituje, a oni oczywiście zatryumfują w końcu i powrócą do władzy. Pewność siebie, jaką okazuje Jarosław Kaczyński wynika, jak sądzę, z faktu, że jasno i bez emocji postawił Zachód przed konkretnym wyborem: Albo uznajecie Polskę za partnera, albo chcecie nas sobie podporządkować, na co my się nie godzimy. Jeśli na jutrzejszym szczycie dojdzie do reelekcji Donalda Tuska wbrew Polsce, która ma swojego i jedynego polskiego kandydata, to nie PiS się ośmieszy i skompromituje tylko Zachód. Swoją drogą, tak na marginesie tej rozwojowej sprawy, Jacek Saryusz - Wolski ma zapewnione miejsce w polskiej polityce i niech PO się boi, gdyby jego kandydaturę odrzucono. Nie lubię nadużywać słów o mistrzowskich posunięciach Prezesa, ale Jarosław Kaczyński wykonał bardzo celny i mądry ruch.

źródło: TVP, TVP INFO, "Głos Szczeciński" (07.03. br.)

poniedziałek, 6 marca 2017

Jacek Saryusz - Wolski sprawdza Brukselę

Kotłowanie wokół drugiej części kadencji szefa Rady Europejskiej trwa w najlepsze i doprawdy sam fakt czy Donald Tusk dostanie swój upragniony fotel czy nie, nie ma większego znaczenia, poza oczywistą oczywistością, że jego ponowny wybór będzie skutkował dalszymi negatywnymi skutkami dla relacji Brukseli z Polską, czego dowodzić chyba nie trzeba. Jak wiadomo, szanse Jacka Saryusz- Wolskiego są niewielkie, ale sam fakt jego zgłoszenia przez Polskę jest istotny, ponieważ kryje się za nim pytanie o to, czy w tak zwanym jądrze Unii jest wola przeprowadzenia jakichkolwiek rozsądnych zmian, które doprowadzą do wyjścia z kryzysu całej Unii Europejskiej. Teraz wiemy już, że Jacek Saryusz - Wolski zrezygnował z  członkostwa w Europejskiej Partii Ludowej i to jest postawa klarowna i zrozumiała - nie ma sensu tkwić we frakcji, która w żaden sposób nie podejmowała i nie podejmuje wyzwań stojących przed Europą i w której zasiadają europosłowie PO, którzy swojego niedawnego lidera nazywają zdrajcą. Kluczowe pytanie jest takie, jak zachowa się w tej nowej sytuacji kanclerz Angela Merkel. Tusk jest dla niej wygodny, jest jej faworytem, ale czy warto "umierać" za Tuska? Jeśli nawet stara Unia przesądzi, że były premier z Polski, ale już nie polski kandydat, zostanie przepchnięty na drugą część kadencji, to stanie się jasne, że Bruksela nie chce żadnych poważnych reform, żadnych zmian. Bo wybór Saryusz - Wolskiego byłby dowodem otwarcia na dialog, nie tylko z Polską, ale także z innymi państwami tak zwanej nowej Unii.



Kuriozalne są te płytkie komentarze byle opozycji, że kandydat polskiego rządu zdradził, że może był ważny i kompetentny, ale teraz to tylko myśli o swojej karierze i stał się marionetką Kaczyńskiego. To oczywiście bzdury. Ruch Saryusz - Wolskiego wydaje się być głęboko przemyślany i kryją się za nim lata doświadczeń z obcowania z europejskimi elitami rodem z PO. To, czego rzeczywiście mogą się obawiać niedawni koledzy naszego kandydata (tak, naszego i jedynego polskiego kandydata), to z pewnością jego niezwykła wiedza o kuchni brukselskiej i tym, co działo się i dzieje za zamkniętymi drzwiami. Nie chodzi o jakieś sensacyjne newsy o kolejnych zdradach Tuska, tylko o to, jak funkcjonuje cała Unia Europejska, jakie są prawdziwe cele Paryża czy Berlina. Już jakby zapomniano, że wyjściu Wielkiej Brytanii z UE po cichu kibicowano i w Niemczech i we Francji, że nawet Juncker popędzał Brytyjczyków, żeby się uwijali z tym swoim exitem. Bo celem owego unijnego jądra od dawna jest jedno państwo Europa, a unia wolnych narodów. Angole by na to nie poszli, wiec dobrze, że ich nie ma. Teraz za to jest problem z Polską i on nie jest wcale błahy. Nie brakuje bowiem w Brukseli zwolenników wypchnięcia Polski z UE, ale oczywiście w ten sposób, by wyszło na to, że to wina Jarosława Kaczyńskiego. A jeśli chodzi o samego Donalda Tuska, to mamy prawdziwy "demokratyczny cyrk", bo nie wiadomo naprawdę czyim jest kandydatem, które państwo formalnie go zgłasza, bo tak powinno być. Zaczyna się więc kluczenie, że on na razie jest Szefem RE, więc teraz to tak tylko wystarczy mu tę kadencję przedłużyć, no a poza tym popiera go 27 państw, choć dowodów na to nie ma. Oto prawdziwa, postnowoczesna demokracja europejska w stylu socjalistycznego wicie - rozumicie.




Nie ma co gdybać, jak zachowa się Angela Merkel, musi brać pod uwagę zbliżające się wybory, rozważa też pewnie co zrobić z Donaldem Tuskiem, gdyby jednak nie przeszedł. Tak czy inaczej, sił dążących do rozbicia Unii Europejskiej, w kształcie jaki miała jeszcze do niedawna, jest dużo więcej niż zwolenników reform i Europy Narodów. Martin Schulz kanclerzem - to jest bardzo realne. Nowym Prezydentem Francji socjalista Emmanuel Macron - też spore szanse.  No i wtedy się dopiero zacznie. Jeśli Polska właśnie teraz nie będzie twardo wyrażała swojego stanowiska, jeśli nie będzie  odporna na ciągłe pohukiwania Timmermansa i Schulza, to być może, ale tylko być może, uda się proces destrukcji Unii Europejskiej zatrzymać. Cokolwiek się stanie, Niemcy wyjdą z tego cało i powrócą do marki, reszta kontynentu będzie długo lizać rany. W interesie Niemiec są jak najlepsze relacje z Polską, jeśli chcą utrzymać swoje wpływy w Europie Środkowej. Ale jeśli zechcą "umierać" za Tuska, to świadczyć to będzie o tym, że Angela Merkel też nie chce żadnych poważnych zmian w Unii Europejskiej. Jacek Saryusz - Wolski to było nasze jedyne, polskie i propaństwowe wyjście, inaczej być nie mogło. W ten sposób Polska mówi sprawdzam i pyta Unię, jakie są wasze prawdziwe cele.        
   

czwartek, 2 marca 2017

U progu wojny kulturowej o Polskę

Niewyobrażalne staje się wyobrażalne. czyli mamy nowy rozdział w walce z polskością, tradycją narodową. naszymi symbolami i z religią katolicką. "Klątwa" nie jest incydentem, tak jak nie są incydentami "czarne marsze", ataki na Żołnierzy Wyklętych czy trwające już ćwierć wieku terroryzowanie Polaków tezą, że my ciągle musimy się czegoś wstydzić, że ta nasza polskość jest taka zaściankowa i nacjonalistyczna, a teraz to już nawet faszystowska. Nic z planów, podjętych jeszcze przez stalinowskich morderców nie uległo zmianie. Ich celem było zniszczenie polskości i tradycji, i całkowite zniewolenie Polaków - wtedy przy pomocy terroru i morderstw, teraz przy pomocy mediów i polityki. Nie udało się wybić całej inteligencji do 1945 roku, więc wybijano ją przez następne 10 lat. Potomkowie dawnych oprawców - w drugim i trzecim pokoleniu - ich liczni wychowankowie zachłyśnięci antypolskością, wcale nie zamierzają składać broni. Wręcz przeciwnie, należy się spodziewać kolejnych prowokacji politycznych, na jeszcze większą skalę niż chłam z Teatru Powszechnego w Warszawie.   


Skoro nie możemy już mordować nieposłusznych Polaków, będziemy prowadzić wojnę z ich kulturą i tradycją, bo przecież  ta wojna ma swoje wymierne sukcesy na Zachodzie, w postaci politycznej poprawności. Uformowały się dwa bastiony tej nowej wojny kulturowej z Polską: TVN i GW. One wiodą prym w planie stworzenia nowego Polaka. I czy nam się to podoba czy nie, mają na tym polu swoje sukcesy. Lemingi już nie są lemingami. To dziś "stworzenia" agresywne, zaciekłe i zablokowane na jakiekolwiek racjonalne argumenty, że nie ma żadnej, ale to żadnej nadziei na wybudzenie ich z tego amoku, jeśli ten medialny obłęd "Faktów" będzie trwał dalej. Gdyby media nienawidzące wolnej Polski i wolnych Polaków wyzbyły się czarnej propagandy i nienawiści, gdyby przestały kłamać i manipulować swoim elektoratem, dość szybko straciłyby jego większość. Podsycanie nienawiści do PiS i do wyborców prawicy leży w interesie tej nowej, kulturowej wojny z Polską. To nie są słowa na wyrost, to po prostu się dzieje na naszych oczach. Rola Platformy w tym lewackim planie czy Nowoczesnej to rola "pożytecznych idiotów" albo najemników, dla których nie są ważne poglądy tylko pieniądze i władza. Nie jest przypadkiem,  że PO nie miała żadnego programu dla Polski. Program dla Polski mają Soros i Michnik, a nie Borys Budka i Donald Tusk. To zwykli platońscy żołnierze z jego słynnego "Państwa".             
          

W tej wojnie o rządy nad Polakami, nad ich myśleniem o kraju, a w tle także nad ponownym podporządkowaniem Polski albo Niemcom, albo mitycznemu tworowi nowej antychrześcijańskiej Europy, rząd PiS i jego wyborcy wcale nie stoją na straconej pozycji, zmienia się bowiem nastawienie wielu narodów naszego kontynentu do tej chorej idei jednego państwa, bez narodów i bez tradycji. Nie ma spokoju, żeby tak porządnie zabrać się za Polskę, a poza tym nie ma na razie takiej większości politycznej, która za pieniądze i przywileje, doprowadziłaby w końcu do stworzenia nowego Polaka, wolnego od polskości, od religii, od przywiązania do tradycji, Polaka, który będzie z pokorą opluwał Żołnierzy Wyklętych, który będzie mówił o polskich obozach zagłady i weźmie w końcu pełną odpowiedzialność  za Holokaust i wszystkie nieszczęścia tego świata. Tak wygląda, oczywiście w dużym uproszczeniu, współczesny plan dla Polski, stworzony jeszcze w czasach stalinowskich pod przykrywką komunizmu. Polityczna poprawność jest zaprzeczeniem demokracji i wolności, więc jest totalitarna, jej idee są bardzo bliskie środowisku GW, a poza tym, tu chodzi o wielki europejski projekt polityczny, w którym jednostka będzie żyła w przeświadczeniu, że jest absolutnie wolna, a tymczasem, w rzeczywistości, będzie całkowicie zniewolona. To będzie "zniewolony umysł" w zupełnie nowym wydaniu. Politycznie to PiS jest nadal na górce, ale w walce o polskość, o nasze narodowe wartości, to dopiero początek wojny z wrogiem przebiegłym i bezwzględnym.