Mówi się, że maski opadły, tak jakby one właśnie teraz
opadały, a nie opadły wtedy, gdy Rafał Trzaskowski pomagał pisać rezolucję
przeciwko Polsce. Po prostu szkoda czasu na kolejne oskarżenia o zdradę,
nazywanie tego wszystkiego Targowicą, choćby dlatego, że tamta Targowica była –
jeśli można je porównywać – wykształconą elitą, a ta jest zaledwie zbiorem
postkomunistów, TW i cwanych beneficjentów upadłej III RP. Bo ona jest upadła i
to, o co można mieć wielkie pretensje do Prawa i Sprawiedliwości, to brak wizji
odbudowy państwa skorumpowanego, słabego, pędzącego w pokłonach na każde
kiwnięcie Zachodu. Mamy łatanie, skromne łatanie i można to nawet zrozumieć w
sytuacji, gdy zewsząd prowadzone są nieustające ataki na rząd. O wiele
smutniejsze, od rzeczywiście haniebnych słów Janusza Lewandowskiego podczas
debaty w Strasburgu jest fakt, że dla jednej czwartej Polaków, ta narracja jest
przykładem troski o polskie sprawy. Inna rzecz, że dla tych wyborców polskie
sprawy to hipermarkety czynne w każdą niedzielę i telewizyjna uczta o 19.00. w
TVN. Do tego ten niebywały wręcz kompleks i wstyd przed Europą, ta wielka
niewiara we własne siły, ta potrzeba kogoś zewnątrz, kto sterowałby polskim
bałaganem, kto pochwaliłby Warszawę, że
jest już tak liberalna już Paryż. Nie
ma już co łączyć, bo to nie jest żaden rów, który można zasypać, tylko to są
dwa różne światy. Nie ma też polski rząd czasu na kolejne rozmowy z Brukselą.
Ten czas dla Brukseli się skończył. Uzurpator z Holandii, kompletnie
niezorientowany w polskich sprawach, nie może prowadzić dialogu z poważnym i
dużym państwem w Europie.
Ukłony dla Brukseli już się skończyły, taryfa ulgowa dla
zwykłych zdrajców także. Nie ma o czym z nimi rozmawiać, nie ma nawet sensu
unosić się emocjami, bo wtedy tacy politycy jak Borys Budka czy Sławomir
Neumann zacierają ręce z radości. To jest wreszcie taki moment, w którym całą
totalną opozycję należy obejść szerokim łukiem. I niech Jarosław Kaczyński i
rząd Mateusza Morawieckiego znajdą patent, jak to zrobić. Rok czasu stracony na
jałowe polemiki, ustępstwa i kompromisy. W przekonaniu, że i tu w Polsce, i tam
w Brukseli, rozmawiamy racjonalnie, że
na końcu tego sporu jest porozumienie. Platforma i Nowoczesna są pewne tego, że
w końcu PiS pęknie, że zagranica zmusi rząd do kapitulacji, albo – co byłoby
wręcz fenomenalne - skłoni obóz władzy
do zastanowienia się, jaki sens ma bycie w organizacji, która przybrała formę
totalitarną wyznającą jedynie słuszną ideologię kulturowego marksizmu. Przecież
to doskonale widać! CDU nie ma już nic wspólnego z chadecją, a niemiecki sąd za
okrutną zbrodnię wydaje wyrok roku warsztatów terapeutycznych dla sprawcy.
Jeśli to nie jest upadek demokracji, sprawiedliwości i cywilizacji, to co nim
jest lub co nim będzie?
W tym kontekście „wycie” opozycji w sprawie 3 lipca i
przejścia na emeryturę części sędziów Sądu Najwyższego jest błahostką. Co
więcej, otwiera to wreszcie drogę do
wnikliwego zbadania choćby tej jednej skandalicznej sprawy przedawnienia
przestępstw vatowskich po 5 latach i orzekania kar za wyłudzenia podatku VAT
tylko z kodeksu karno – skarbowego. To znakomicie ośmieliło mafię do przekrętów
na kwotę co najmniej 120 miliardów
złotych, pieniędzy, które powinny się znaleźć w budżecie i służyć potrzebom wszystkich Polaków. Dlaczego 120 miliardów?
Bo mowa jest o kwocie, którą polskie państwo mogło realnie uchronić przed
zwykłym złodziejstwem. Bez takich a nie innych orzeczeń Sądu Najwyższego w
sprawie VAT-u, nie byłoby tych gigantycznych strat finansowych w naszym
budżecie. I jeszcze jedna kwestia, która irytuje, tym razem w opowieściach
polityków z obozu władzy. Kiedy pyta się ich o apele płynące z Polski do
Brukseli, by ta najzwyczajniej w świecie ubezwłasnowolniła polskie państwo,
odpowiadają, że takie jest wilcze prawo opozycji. Rzecz w tym, że to nie jest
już żadna opozycja, bo opozycja w demokratycznym kraju nie domaga się od
zagranicy interwencji w sprawach, które powinna sama rozstrzygać w debacie
parlamentarnej i publicznej – tu, na miejscu. Nie ma już o czym rozmawiać, ani
z Brukselą, ani z Grzegorzem Schetyną czy Katarzyną Lubnauer. Jeśli nie
ochłoną, jeśli nie uznają porządku demokratycznego, który w porównaniu z
Zachodem jest u nas w jak najlepszej kondycji, niech toczą dalej spory z
Timmermansem, jak tu się dobrać do Polski, żeby ta była taka jak do 2015 roku.
Nie chodzi bynajmniej o wojnę, tylko o realizm polityczny, powagę i
odpowiedzialność za losy miliony Polaków. Wilczym prawem obozu władzy jest
bronić interesów własnego kraju. Nawet za cenę braku jakiegokolwiek porozumienia
z Zachodem, jeśli ten dąży w tej chwili otwarcie do przejęcia kontroli nad
niepodległym państwem.