czwartek, 30 kwietnia 2020

Bojkot wyborów, bojkot demokracji, bojkot Polski


Prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz narzeka na Twitterze, że dostała od rządu za mało płynu dezynfekującego dla przedszkoli, nawet nie wie jak go rozlać. Dramat. Rafał Trzaskowski i przedszkola – przepraszam, bez komentarza. Szymon Hołownia wie z kolei, że można  wygrać sfałszowane wybory. Wow! Grupa emerytów politycznych też bojkotuje wybory prezydenckie, jednym słowem ugrupowanie szturmowe III RP nie robi nic innego jak rozpaczliwie broni resztek układu, w którym oni znakomicie SIEBIE zagospodarowali po 1989 roku. Smutne w tym wszystkim jest to, że jawnej już próbie doprowadzenia do chaosu, nie wybrania prezydenta, a w konsekwencji do  upadku państwa, towarzyszy straszliwa dezercja intelektualna. Nawet silne wsparcie TVN 24 czy „Gazety Wyborczej” polega głównie na biadoleniu, przemilczaniu niewygodnych zdarzeń lub siermiężnych manipulacjach. To jest stosowanie starej zdartej płyty: jeśli tysiąc polityków i ich ukochanych prawdziwych dziennikarzy tysiąc razy powtórzy kłamstwo, że tylko stan klęski żywiołowej jest rozsądnym i jedynym wyjściem, by odłożyć wybory na nie wiadomo kiedy, i oczywiście, a jakże by inaczej, uratować od „zabójczych kopert” miliony Polaków.



Powoływanie się przy tym, jako argumentem miażdżącym wybory korespondencyjne, że nie można zmieniać kodeksu wyborczego na pół roku przed ogłoszeniem daty wyborów, jest tylko zwykłym prostackim zabiegiem, ponieważ Trybunał Konstytucyjny - ten kierowany przez prof. Andrzeja Rzeplińskiego - co najmniej trzykrotnie orzekał, że w sytuacji wyjątkowej, nadzwyczajnej ( a taką jest pandemia) można takiej zmiany dokonać. Nie ma tu najmniejszego znaczenia, na ile komuś podoba się czy nie podoba rząd Prawa i Sprawiedliwości, na ile ten czy inny obywatel szczerze nienawidzi Jarosława Kaczyńskiego czy Andrzeja Dudy. Ta bezczelna gra powodowana jest tylko i wyłącznie niepohamowaną żądzą (odzyskania) władzy, czyli dokładnie tym, co publicznie wielu liderów opozycji zarzuca PiS -owi. Nie ma nic dziwnego, że formacja, która wygrała wybory w sposób w pełni demokratyczny, chce realizować swój mandat wyborczy i nie zamierza oddawać władzy opozycji wbrew zapisom  i terminom ujętym w Konstytucji RP.



Bo po pierwsze, wybory prezydenckie muszą się odbyć najpóźniej do 23 maja zgodnie z najwyższym aktem prawnym naszego państwa, a po drugie, nie można wprowadzać stanu klęski żywiołowej tylko dlatego, żeby Koalicja Obywatelska  mogła się ogarnąć i być może wymienić aktualną (?) kandydatkę na innego lidera, swoją drogą ciekawe w ramach jakiego zapisu prawnego. Patrząc na codzienne serwisy TVN 24, czytając tytuły Wyborczej czy Newsweeka, przeglądając wpisy polityków PO, można odnieść wrażenie, że pandemia we Włoszech czy w USA, w porównaniu z Polską, już w zasadzie została pokonana. W „Faktach”, codziennie jest mniej więcej tak, że mamy nad Wisłą polityczny i pandemiczny Armagedon, a wszyscy inni świetnie sobie radzą, wychodzą na prostą i robią tygodniowo miliony testów. „Jarosław Kaczyński chce władzy, i to na czas nieokreślony” – alarmuje „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Komentator FAZ, Reinhard Veser, pisze, że Polska stoi na drodze do najgłębszego kryzysu od 1989 roku, ale nie z powodu koronawirusa, tylko za sprawą owej niebywałej żądzy władzy Prawa i Sprawiedliwości.



Jak można więc nazwać żądzą władzy olbrzymie ustępstwo zdecydowanego lidera notowań Andrzeja Dudy i całego obozu władzy, by dzięki zmianie Konstytucji RP, odsunąć wybory o dwa lata i pozbawić możliwości ponownego startu urzędującego prezydenta? Celem opozycji jest nie tylko niedopuszczenie do wyborów prezydenckich, ale nade wszystko bezwzględne wykorzystanie kryzysowej sytuacji do rozbicia Zjednoczonej Prawicy, a potem stworzenie nowej większości w Sejmie i przejęcie władzy. Wtedy z nowym Marszałkiem Sejmu Polska byłaby najbardziej demokratycznym państwem w Europie bez głowy państwa. Zachód zamknie oczy na największe bezeceństwa liderów polskiej opozycji, Zachód pragnie jak najbardziej ugrać coś dla siebie z kryzysu politycznego w Polsce w czasach zarazy. Głupców i szakali politycznych mamy u nas niestety w bród, więc ci pierwsi wierzą w brednie o dyktatorskiej władzy, a ci drudzy chcą ustawić Polskę tak, żeby w zasadzie w ogóle jej nie było, w myśl zasady: po co nam Centralny Port Komunikacyjny, skoro mamy lotnisko w Berlinie. To krzywdzące pewnie uproszczenie, ale suma zdarzeń układa się właśnie w taki ponury scenariusz.

niedziela, 26 kwietnia 2020

Przewrót polityczny w czasach pandemii

Przesunięcie wyborów prezydenckich nie jest wcale głównym celem szerokorozumianego Antypisu – od partii opozycyjnych po środowiska prawnicze i dziennikarskie -  skupione głównie wokół zagranicznych koncernów medialnych. Głównym celem jest doprowadzenie państwa do stanu chaosu, na tyle głębokiego, by na gruzach tego co zostanie z Polski, zainstalować ponownie „zmodernizowany” model III RP, daleko bardziej liberalny i postępowy niż ten, który trwał nieprzerwanie przez osiem lat rządów koalicji PO/ PSL. Koszty są tu nieważne, ponieważ mija już 5 lat, odkąd udało się powstrzymać  kolonizowanie Polski i zwyczajne jej okradanie. To dla starych elit III RP jest nie do przyjęcia, to znacznie ważniejsze od tego, czy Andrzej Duda wygra czy przegra. Sił zainteresowanych taką „kontrrewolucją polityczną” jest aż nadto dużo w kraju i poza jego granicami. Mafie vatowskie to jedynie wierzchołek góry lodowej, która chce zmieść z powierzchni ziemi Polskę wychodzącą skutecznie z roli „brzydkiej panny na wydaniu”. Jeżeli to się uda, nie zniknie od razu 500+ czy inne programy socjalne, ale tylko dlatego, żeby uniknąć potencjalnych protestów społecznych. Błyskawicznie jednak, pójdą deklaracje kierowane na Zachód, że Polska  chce być w jądrze Unii Europejskiej, co w rzeczywistości będzie oznaczało złożenie hołdu lennego wobec Niemiec i Francji. Błyskawicznie też zacznie się budowanie nowego społeczeństwa Jasnogrodu, od promocji LGBT po małżeństwa homoseksualne i stosowanie zasady „Polaku radź sobie sam”. Nie bardzo wiadomo jedynie (bo tego dziś nie wie nikt) jak ta Europa będzie wyglądała po koronakryzysie i kiedy w ogóle ten kryzys się skończy.     

Są co prawda i takie opinie, że opozycja wcale nie chce przejąć władzy w czasie pandemii i kryzysu gospodarczego, a jedynie uchronić się przed porażką w wyborach prezydenckich i dlatego robi wszystko, by PiS te wybory przełożył. Ale gdyby chodziło tylko o wybory, nie byłoby tak skoncentrowanej i bezwzględnej kampanii przeciwko PiS.  Tej ogromnej machinie polityczno – medialnej udało się już wywołać u części wyborców (nie tylko swoich) poczucie stanu zagrożenia, niepewności, ryzyka zarażenia się koronawirusem dosłownie zawsze i wszędzie, a nade wszystko wywołano wrażenie, że rząd słabo sobie radzi z COVID-19,  właściwie robi niewiele, a jeśli już to źle, nieudolnie, za późno. Jakby tego było mało, racjonalny przekaz ministra zdrowia czy premiera tonie w powodzi hejtu, kłamstw i manipulacji, a sama koncepcja wyborów  korespondencyjnych – choć najbezpieczniejszych – budzi kontrowersje prawne, co wykorzystało już kilkanaście zbuntowanych samorządów. O Jarosławie Gowinie, który „wyparował” z obozu władzy, nie warto dziś chyba zbyt wiele pisać, bo jako polityk doświadczony, znający od kuchni cele i idee jakie przyświecały rządom Tuska, powinien wiedzieć, że nie o wybory tu chodzi, tylko o wielkie pieniądze i  geopolityczny status Polski w Europie. Koronakryzys stworzył niestety szansę na przewrót, o jakim nikomu się nie śniło jeszcze kilka miesięcy temu. 

Pozostaje już tylko pytanie, jak uniknąć recydywy III RP w najgorszym możliwym wydaniu. Prawdą jest, że każda forma wyborów w czasie pandemii rodzi jakieś ryzyko zakażenia, minimalne co prawda, ale nikt nie może go wykluczyć. Mamy też rekomendację ministra Łukasza Szumowskiego, że wybory tradycyjne mogłyby się odbyć dopiero za dwa lata. Otóż trzeba się zastanowić całkiem poważnie nad tym, czy jedynym wyjściem nie jest jednak przeprowadzenie wyborów prezydenckich w lokalach wyborczych z dopuszczeniem głosowania korespondencyjnego dla seniorów i osób przebywających w kwarantannie. To nie jest bynajmniej jakiś głos odosobniony, takich opinii jest coraz więcej, ponieważ już teraz wiadomo, że z pandemii nie wyjdziemy ani w sierpniu, ani jesienią tego roku. Po prostu musimy wybrać prezydenta w takich a nie innych warunkach, zapewniając głosującym maksymalne bezpieczeństwo sanitarne. Dziś takie wybory miały miejsce, choć oczywiście na nieporównywalnie mniejszą skalę. Jeśli jednak robimy zakupy, wychodzimy na spacery, do pracy, dotykamy klamek, owoców, przesyłek, to rodzi się pytanie, dlaczego głosowanie tradycyjne miałoby się skończyć gwałtownym wzrostem zachorowań.  

Dwudniowe głosowanie, według podziału czasowego na ulice, nie jest zbyt skomplikowane i możliwe do przeprowadzenie w ostatnim możliwym terminie czyli do 23 maja. Pozostanie to zapewne jedynie mrzonką, być może jest to rzeczywiście groźne dla naszego zdrowia, ale jaka jest zasadnicza różnica pomiędzy odbiorem od listonosza przesyłki, a potem wrzuceniem jej do skrzynki, a złożeniem podpisu w lokalu wyborczym w maseczce i w rękawiczkach, mając dodatkowo do dyspozycji płyn dezynfekujący? Oczywiście, gdyby tak się stało, Koalicja Obywatelska będzie mówiła o wysyłaniu Polaków na śmierć i znowu o przełożeniu. Ale nic innego nie spotka już obozu władzy. Będzie permanentny atak. Każdy ruch będzie śmiercionośny i nielegalny. Chyba to widać. PiS musi zdecydować jak wyjść z tego kryzysu, a żadna wersja nie wydaje się do końca dobra. Można sobie natomiast wyobrazić, jak po „strasznych rządach prawicy w czasie epidemii, nieudolnej walce z wirusem, niewyobrażalnej żądzy utrzymania władzy”, zwycięska opozycja zatriumfuje po gwałtownym odbiciu się polskiej gospodarki i jak zwycięską walkę z pandemią przypisze sobie samej. Nie takie rzeczy robi się dzisiaj za pomocą nowoczesnej propagandy.        

piątek, 24 kwietnia 2020

Kontrofensywa PO, czyli histeryczna narracja całą dobę

Wicepremier Jadwiga Emilewicz przyznaje, że jest kłopot z przeprowadzeniem wyborów prezydenckich w trybie konstytucyjnym, ponieważ część samorządów nie chce wydać spisów wyborców. Mniej więcej w tym samym czasie trzech posłów PO szukało w KPRM decyzji premiera w sprawie organizacji wyborów korespondencyjnych. Jednocześnie, już 18 dzień Marszałek Tomasz Grodzki blokuje rozpatrzenie ustawy o tychże wyborach, co samo w sobie jest  działaniem godzącym w podstawowe interesy państwa, do których z pewnością należy ciągłość władzy jego konstytucyjnych organów, czyli kwestia wyboru Prezydenta RP w terminie przewidzianym przez Konstytucję RP. Całe to zamieszanie jest niespotykane na skalę światową, ponieważ – używając modnych dziś terminów wirusowych –  część polityków opozycji została zainfekowana groźnymi patogenami politycznymi. Źródłem tej infekcji są głównie takie media jak GW  czy TVN 24 (a nie sami politycy), które od rana do wieczora prowadzą ożywioną transmisję poziomą patogenów zawartych w swoich przekazach. Głównym celem jest wywołanie  (zgodnie z życzeniem opozycji) całkowitego chaosu w dobie pandemii. To z kolei ma oczywiście doprowadzić do upadku rządu i zablokowania przeprowadzenia wyborów prezydenckich w maju tego roku.  

Histeria jest wręcz niebywała. Tylko Marszałek Tomasz Grodzki mógł użyć sformułowania „zabójcza koperta” i dlatego zapewne wygłosi dziś orędzie, żeby uzmysłowić jak ta koperta może zabijać wyborców, którzy jednak zechcą głosować korespondencyjnie. Rzeczywiście, PiS ma olbrzymi problem z organizacją wyborów prezydenckich, ponieważ nikt chyba nie przewidział, że opozycja może w destrukcji państwa posunąć się tak daleko. Nawet wtedy, gdy codziennie umiera kilkadziesiąt osób, jej czołowi politycy dzień w dzień negują wszystkie działania rządu, histeryzują w sprawie głosowania korespondencyjnego, a media sterują całą tą groźną narracją licząc na to, że reżim w końcu upadnie. Nienawiść jest tak wielka po stronie opozycji i opozycyjnych dziennikarzy, że nawet nie warto próbować nawiązania jakiegokolwiek dialogu. Odpowiedzią jest hejt i manipulacja. Platforma Obywatelska, przy gigantycznym wsparciu stacji TVN 24 przystąpiła do kontrofensywy opartej tym razem na buncie samorządów. Oczywiście, dziennikarze nadal straszą „dotykaniem wielu milionów kart” przez „miliony rąk”. Do tego wszystkiego, Pan Andrzej obawia się wysokiej kary za nieposiadanie skrzynki pocztowej, ale Pan Andrzej już zaczął robić tę skrzynkę – informuje wspomniana stacja. Do tego wszystkiego, red. Joanna Pieńkowska twierdzi, że wybory korespondencyjne w Wielkiej Brytanii nie będą mogły zostać przeprowadzone. Dramat narasta z godziny na godzinę.  

Jakby tego było mało, z obozu władzy „wyparował” już Jarosław Gowin, który szuka dla siebie nowego miejsca w polskiej polityce właśnie teraz, gdy trwa epidemia, a opozycja dzięki niej chce sięgnąć po władzę. To się dla byłego już wicepremiera skończy fatalnie, niezależnie od tego, kto w tej wojnie nerwów zwycięży. I teraz chyba najważniejsze, co przychodzi na myśl, gdy obserwuje się te patogenne zachowania, niespotykane w żadnym innym kraju Zachodu. Cały ten radykalizm opozycji, ta niebywała nagonka w mediach, stosowanie manipulacji, ma sprowokować PiS do radykalnych działań. Na tyle radykalnych, by wywołać bunt. Architektom tej politycznej ofensywy naprawdę marzy się  Majdan, a już na pewno totalny chaos konstytucyjny i prawny, który ma skompromitować rząd Mateusza Morawieckiego i przyczynić się do porażki Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich. A wyborcy PO, Lewicy czy PSL są absolutnie przekonani, że to PiS w tej batalii jest nieugięty i nakręca konflikt. III RP w pigułce. Może warto jeszcze dodać tylko, że w Senacie już kombinują, by nie przekazywać od razu uchwały w sprawie odrzucenia ustawy o wyborach korespondencyjnych Sejmowi. Trzeba jedynie wyinterpretować odpowiednio słowo "niezwłocznie". To będzie wyjątkowy maj.

środa, 22 kwietnia 2020

Wściekły wirus polityczny

„Paryż wściekły  na Polskę!” – piszą wszędzie, a więc tak kończy się dla nas igranie z wyborami. Chyba już nie otworzą u nas swoich wielkich marketów spożywczych Francuzi i wszyscy pójdziemy na bruk, i tylko handel z łóżek pozostanie nam po pandemii. „Jestem wściekły” – powiada także w TVN 24 Jarosław Gowin, więc Monika Olejnik – w trosce o rozpędzenie Zjednoczonej Prawicy – życzy liderowi Porozumienia zdrowia. Zdrowy Gowin stał się dla opozycji niemal tak ważny jak sam zdrowy Donald Tusk, może nawet szykują już dla niego fotel Marszałka Sejmu. Wściekła jest „Gazeta Wyborcza” i tym razem to już nie na żarty, skoro ostrym  piórem Marka Beylina wzywa opozycję, by po prostu nie uznała wyborów, niezależnie od tego, kto je wygra. Platforma  jednak już teraz wie, że  wybory wygra na pewno Andrzej Duda, więc nadal domaga się ich odsunięcia co najmniej o rok, w czym wspierają ją inni kandydaci, choć Szymon Hołownia powiada, że on chyba zasiądzie do stołu z oszustami i zagra z nimi. Skoro Andrzej Duda wygra jednak już w pierwszej turze, bo wiadomo, że zabiorą wnuczkowi pakiet wyborczy, to pozostaje chyba tylko Majdan, na co wskazuje Marek Beylin, a wcześniej Leszek Jażdżewski.  

Cała ta wściekłość wynika oczywiście, tylko i wyłącznie, z troski o zdrowie Polaków, ale jeszcze bardziej niż o zdrowie, wynika z najgłębszej troski o przyszłość polskiej demokracji. A więc jednak stratować  i nie uznawać wyniku wyborów, bo sfałszują, ale po co stawać do walki, skoro wynik jest przesądzony, bo go sfałszują, nie bardzo już wiadomo, chyba że jednak (patrz punkt 6 planu Giertycha) jakimś cudem wygra Małgorzata Kidawa – Błońska, wtedy jednak można byłoby uznać ten wynik, ale czy można byłoby go uznać, gdyby do drugiej tury przeszedł Kosiniak – Kamysz, a nie liderka PO, to co wtedy zrobić? Uznać czy Majdan?  

Nadzieja w Jarosławie Gowinie, który zapewnił przed spragnioną dobrych nowin widownią TVN 24, że wierzy w wierność i lojalność swoich kilkunastu szabel, co jednak nie do końca zabrzmiało wiarygodnie, więc do 7 maja nerwy i wściekłość będą narastały, ale wybuchu chyba jeszcze nie będzie. Jest więc czas, by miażdżyć nieudolną walkę rządu z koronawirusem, bo ta idzie jak po grudzie. Może tu się da zatrzymać szaleństwo obozu władzy, na froncie medialnym, który jest tak zmobilizowany jakby za dzień lub dwa miał runąć cały kraj. Rzut oka na „Fakty” i człowiek czuje się wręcz przytłoczony pasmem nieszczęść i klęsk jakie na każdym kroku ponosi ta władza. Dumny Zachód dzielnie walczy, a Polska robi tak mało testów, a do tego zgonów jest relatywnie mało, więc nic już się tutaj nie zgadza, chyba że rząd jakieś zgony ukrywa, bo przecież Zachód ma ich tak dużo, więc nie może tak być, że w Polsce jest inaczej. Miliony zarażonych chodzą ulicami bez testów - wniosek jest prosty i straszny, a rząd poluzował obostrzenia.   

Paranoja podpowiada coraz to nowe narracje i przekazy dnia, więc rzucono się na druk kart do głosowania, bo po co te karty, skoro  nic jeszcze nie wiadomo, choć wiadomo, że zgodnie z Konstytucją wybory mają się odbyć 10 maja, a sam druk kart wyborczych jest tylko czynnością techniczną i przecież nie grozi zamachem stanu tak długo jak te karty leżą niezdezynfekowane w magazynach. Karty zdezynfekowane, gotowe do użycia, są już zbrodnią na polskiej demokracji, bo będą przecież narzędziem wyborczego fałszerstwa. Dobrze, że w tym politycznym obłędzie przytomność umysłu zachowuje Małgorzata Kidawa – Błońska, która tym razem, podczas internetowej debaty o klimacie, w obliczu klęski suszy i braku zbiorników retencyjnych, przypomina rządzącym: „….stara prawda głosi, że tam gdzie spada śnieg czy deszcz, ta woda powinna  tam zostawać”.  Nie ma wątpliwości, że to PiS pędzi tę wodę wprost do Bałtyku.  

poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Opamiętanie się opozycji bardzo pożądane | Blog-n-roll

Opamiętanie się opozycji bardzo pożądane | Blog-n-roll

Opamiętanie się opozycji bardzo pożądane

Na razie, czy to Francja, Włochy, Niemcy, czy Hiszpania, społeczeństwa są w miarę zdyscyplinowane, nawet jeśli początkowo lekceważyły zarazę. Polacy od momentu wprowadzenia obostrzeń zachowują się racjonalnie, ale sytuacja Polski jest o wiele trudniejsza, niż bogatych państw Zachodu z kilku zasadniczych powodów. Szczyt epidemii jest jeszcze przed nami, więc obecna histeria opozycji to zaledwie początek tego, co nas czeka. Nie ma żadnych wątpliwości, że czas pandemii to idealna okazja dla sił destrukcyjnych czy populistycznych do działań na rzecz wywołania paniki, chaosu, osłabienia instytucji danego państwa po to, by doprowadzić albo do zmiany władzy, albo do jego upadku, choćby gospodarczego. Nie ma tu przesady, bo skala kryzysu już teraz bije na głowę te z 1929 i 2008 roku. Polska ma na swoim terytorium lidera takich działań i jest to oczywiście Platforma Obywatelska.  

Mając fatalnego, jak się okazało, kandydata na prezydenta, czując nieuchronną katastrofę, PO dąży za wszelką cenę do zmiany terminu wyborów. Wszyscy wiedzą, że nie ma tu żadnej troski o zdrowie Polaków, poza troską o własny byt polityczny. W żadnym innym kraju Unii Europejskiej nie ma tak destrukcyjnej siły politycznej jak tzw. totalni. Nie ma już większego znaczenia, jak będziemy wybierać Prezydenta RP, czy w maju, czy jesienią, czy Bóg wie kiedy. Problemem jest grożący nam chaos prawny, polityczny, konstytucyjny, który wydaje się być dla opozycji kołem ratunkowym. Proces ten wspierają i będą wspierać wszystkie antypisowskie media, czyli ich większość. Owszem, PiS się potyka o Jarosława Gowina, ale doprawdy, dziś kryzys w Polsce wchodzi w fazę groźną dla bezpieczeństwa naszego kraju. Liderzy PO, ich doradcy i przyjaciele z Zachodu, doskonale wiedzą, że takie zachowanie w czasie epidemii jest niedopuszczalne, wiedzą także, że Konstytucja jednoznacznie zobowiązuje do wyboru Prezydenta RP w terminie i nie ma tu prostych sposobów na odłożenie ich w czasie na nie wiadomo kiedy. Stan klęski żywiołowej z kolei, poza kosztami ekonomicznymi, niesie za sobą dużo większe ograniczenie swobód obywatelskich, niż te, których doświadczamy od kilku tygodni.  

Nie ma sensu oskarżać całej opozycji o to, że chce doprowadzić do paniki i rozruchów społecznych, nawet w czasie epidemii. Nie jest aż tak źle, ale jej liderzy doskonale też wiedzą o tym, że wybory prezydenckie powinniśmy mieć jak najszybciej za sobą, bo cały wysiłek musi być skierowany na walkę z zarazą i ratowanie polskiej gospodarki. PiS może być oczywiście pod politycznym obstrzałem opozycji za wszystko, co z jej punktu widzenia nie udaje się dobrze robić rządowi Morawieckiego w walce z wirusem, czy w sprawie pomocy dla przedsiębiorców. Ale w obliczu tego co nas czeka za kilka miesięcy i wydaje się nieuchronne, opozycja nie ma prawa destabilizować państwa i działać na rzecz wywołania ogólnej paniki. Godzina po godzinie, od wielu dni słyszymy o powszechnych testach (absurd), o zajmowaniu się wyborami a nie epidemią (robi to właśnie PO), czy o powszechnym bankructwie polskiego biznesu, co jest histerią. Część firm upadnie i jest to nieuchronne, inne będą przez długie miesiące dochodzić do siebie. Ale tak się stanie wtedy, jeśli kryzys pandemii nie potrwa dłużej niż trzy miesiące. Na tyle dziś zabezpieczone są finanse państwa, dalej jest już tylko drukowanie pieniędzy, albo – co może dać gospodarce oddech – pożyczka narodowa polegająca na sprzedaży obligacji skarbowych Polakom na pięć, a najlepiej na dziesięć lat. Czy opozycja to poprze? Mamy zgromadzone co najmniej 2 biliony oszczędności, a niezbędną dodatkową porcję tlenu dla naszej gospodarki można oszacować na około 100 – 150 miliardów złotych, przy założeniu, że jesienią gospodarka zacznie budzić się do życia. To jest koło ratunkowe dla gospodarki i wydaje się, że rząd może po taką pożyczkę sięgnąć, ale nie wtedy, gdy neguje się jego wszystkie działania. Może nie zgoda narodowa, ale potrzebny jest przynajmniej rozejm, bo i tak ostatecznie, opozycja na tym kryzysie nie skorzysta, nikt nie skorzysta, nie będzie wygranych.   

Być może polscy politycy, w tym także niektórzy z obozu władzy, nie widzą widma globalnej katastrofy, może wierzą w ustanie pandemii za kilka miesięcy. Ale dziś nic na to  nie wskazuje. Nie ma  na to wystarczających przesłanek, więc trzeba się szykować na najgorsze, a liczyć na najlepsze. Jesteśmy jako globalna społeczność wyłączeni z normalnego życia, przecież to się dzieje! Jedni mniej, drudzy więcej. Gospodarka w zawieszeniu, a COVID- 19 nadal jest w natarciu, nie wycofuje się z areny. Będzie szczepionka, ale do tego czasu i tak straty będą tak ogromne, że przemeblują nasz świat jak nigdy dotąd. Oczywiście, dziś tego nie widać, są to być może nawet tylko hipotezy, ale one mogą szybko zamienić się w rzeczywistość.  

Do tej pory Polska naprawdę radzi sobie dość dobrze z epidemią i daje w tarczy antykryzysowej na ten moment tyle, ile może wyłożyć na stół bez groźby bankructwa państwa. Przecież po drugiej stronie sceny politycznej nie siedzą sami idioci i doskonale o tym wiedzą, co więcej, wiedzą także, że ten rząd działa na pełnych obrotach, a termin wyborów prezydenckich nie może być rozgrywany tylko dlatego, że Małgorzata Kidawa – Błońska przegrała je, zanim odbyła się pierwsza tura.  

Niestety, opozycja nazywana totalną, idzie świadomie na rozpętanie politycznego piekła, w momencie, gdy piekło i tak już czai się za rogiem. Polska nie jest tak bogatym państwem jak Niemcy, czy choćby Włochy. Nie mamy tyle rezerw kapitałowych, jak bogaty Zachód. Patrząc na to, co się dzieje dziś w Sejmie, na lawinę oskarżeń, że rząd nic nie robi, że nic nie ma na walkę z wirusem, no i że PiS walczy teraz tylko o władzę, a nie z koronawirusem, jedynym wyjściem dla obozu władzy wydaje się zachowanie zimnej krwi, niepoddawanie się histerii kreowanej przez media i determinacja, by dalej skutecznie walczyć z epidemią i elastycznie reagować nowymi pakietami antykryzysowymi wspierającymi gospodarkę. Obym się mylił, ale już teraz toczy się globalna walka o przetrwanie, choć nadal wielu udaje, że to tylko taki kolejny, choć trochę większy od innych kryzys. Królowa Elżbieta II przywołała w swoim orędziu rok 1940 - czas totalnej wojny. Nieprzypadkowo i zapewne z pełną świadomością, że to co nas być może czeka, może być w skutkach tragiczne dla całego świata.

środa, 1 kwietnia 2020

To już ostatnie dni na kompromis koronapolityczny

Gdybym chciał opisać otaczającą nas rzeczywistość polityczną w czasach zarazy, poddając się choć trochę emocjom, teksty schodziłyby dwa razy dziennie jak nic. Ale nie warto. Pisać o Platformie Obywatelskiej po prostu się nie da, bo cisną się na usta same słowa niecenzuralne, pisać o Zjednoczonej Prawicy też nie jest łatwo, bo coraz częściej „emitowane” są sprzeczne przekazy, nie tylko w sprawie wyborów. Do tego jeszcze mamy całe pokolenie „delikatnych”, którzy utyskują na tak straszne rzeczy, jak problemy, które stwarzają rękawiczki podczas zakupów. Realnie, mamy problem kilku milionów Polek i Polaków, którzy mogą stracić pracę i kilkuset tysięcy firm, które mogą zbankrutować. I kilkunastu tysięcy, którzy mogą jeszcze zachorować na COVID -19, i niestety nawet umrzeć. Oczywiście, w tej realnej, ponurej dziś rzeczywistości, jest mnóstwo lamentu i krzyku na zły PiS i zły rząd, bo część biznesu przyzwyczaiła się do tego, że kasa musi zawsze być. Na szczęście, tacy przedsiębiorcy stanowią zdecydowaną mniejszość, choć oczywiście problem bankructw jest realny i już namacalny.  

Jeszcze dotkliwiej odczuwamy skutki społeczne i zdrowotne epidemii, z której „darwiniści” się wyśmiewają, a co bardziej ograniczeni politycy opozycji upatrują w fatalnych jej skutkach szansy na przejęcie władzy. Tymczasem, to co się dzieje wokół nas nie minie jak grypa lub migrena i nie skończy się jak kryzys 2008 roku. Nie wyjdziemy z domów ani w kwietniu, ani w maju. Epidemia nie skończy się jak gwałtowna burza, tylko będzie nas i całą gospodarkę jeszcze długo nękać. Można powtarzać bez końca, że COVID- 19 to tylko taka gorsza wersja grypy, że powinniśmy nabrać stadnej odporności na nową zarazę, ale to nie zmienia faktu, że gospodarka  światowa stoi w miejscu, a właściwie już się cofa w rozwoju. Do tego wszystkiego jesteśmy zamknięci w czterech ścianach w całym cywilizowanym świecie, i to będzie miało długotrwałe skutki społeczne, trudne dziś nawet do przewidzenia. 

Nie chodzi o głoszenie Apokalipsy, bo w pewnym sensie ona ma miejsce, jeśli patrzy się chłodnym okiem na wymarłe miasta, na wystraszonych ludzi, na bezradność instytucji państwowych w wielu krajach świata. Dlatego, w obliczu naprawdę generalnej zmiany geopolitycznej i gospodarczej na świecie, wszystkie apele, wpisy Małgorzaty Kidawy – Błońskiej czy Borysa Budki, są nie tylko marne czy śmieszne, są po prostu beznadziejnym przykładem stanu umysłu największej partii opozycyjnej w Polsce. Polska noblistka Olga Tokarczuk nie jest moją idolką, ale z tezami, refleksjami zawartymi w artykule opublikowanym dziś w FAZ* można przynajmniej polemizować, dyskutować. Z politykami, negującymi wszystkie działania państwa nie ma o czym rozmawiać, należy ich po prostu ignorować. To naturalne, że PiS broni ciągłości sprawowanej władzy, że chce reelekcji Andrzeja Dudy. Czy 10 maja w powszechnym głosowaniu korespondencyjnym? Być może, ale prawdziwym testem dla antypaństwowej opozycji, byłaby zgoda na zmianę Konstytucji i przeniesienie wyborów na wiosnę 2021 roku. To uczciwy kompromis. Ale jak można wierzyć w kompromis, jeśli „demokratyczna” opozycja co godzinę żąda wprowadzenia stanu klęski żywiołowej, czyli radykalnego ograniczenia praw obywatelskich i funkcjonowania instytucji demokratycznych. I gdyby nawet PiS na to poszedł, to co dalej, jeśli po 30  dniach, nie będzie szansy na to, by przeprowadzić „normalne” wybory za 90 dni? Kolejny stan? Wojenny tym razem?  

Ludzie uwięzieni w swoich domach dostrzegają dopiero teraz, że żyli często w bańkach medialnych, politycznych, kulturowych, przekonani albo o swoim cierpieniu, albo o swojej wyjątkowości. W świecie tak zwanych elit III RP nic się nie zmieniło nawet w kwarantannie. Bluzg i pogarda dominują jak za zwykłych czasów. Może rzeczywiście przyda się co niektórym „kara” Matki Ziemi, ale w to miejsce każdy może sobie wpisać to co uważa za przyczynę tej katastrofy. Być może to jest „model matematyczny”, pewna reguła, która zaczyna działać w taki czy w inny sposób, jeśli szaleństwo cywilizacji śmierci zaczyna dominować nad cywilizacją życia. Na analizy przyjdzie czas, można i teraz analizować, a nawet można bez pudła powiedzieć, że cały Zachód czeka głęboka recesja, w tym (może w mniejszym stopniu) Polskę. Nie da się już tego cofnąć, a teorie o szybkim odbiciu są jak na razie zbyt optymistyczne. Cześć firm upadnie, część ludzi straci swoje majątki i pracę.  

Szkoda, że w Polsce nie ma dla ekipy Morawieckiego odpowiedniego partnera do dialogu, który polemizowałby, pokazywał inne ścieżki wyjścia z kryzysu, ale niestety, to co prezentuje niemal cała opozycja w tych dramatycznych chwilach, to jest masakra. Gdyby była dobra wola, realna troska o państwo, to już dawno zniknęłyby te kompromitujące wpisy o ukrywaniu liczby ofiar i braku jakiejkolwiek pomocy rządu dla pracowników i biznesu. PiS ma trudny wybór, bo wybory prezydenckie przeprowadzone w terminie (niezależnie od ich wyniku) stabilizują sytuację polityczną, wiemy z kim i o co dalej gramy, na jakich warunkach. Z drugiej strony, ludzie patrzą na puste kieszenie, na zamknięte firmy, na puste ulice i maski przechodniów przemykających po chodnikach. 

Tak się dość szczęśliwie składa, że Polska ma szansę przejść przez apogeum kryzysu mniej poturbowana od innych, więc będzie to sukces rządu i sukces służby zdrowia, sukces Polaków. Beton opozycyjny nic tu nie ugra, więc może warto jeszcze negocjować, jak uniknąć rożnych stanów wyjątkowych, które wcale nie rozwiązują problemu wyborów prezydenckich, natomiast są tylko kołem ratunkowym dla opozycji, żeby przegrupować siły i czekać na korona -klęskę Prawa i Sprawiedliwości.  

*https://www.faz.net/aktuell/feuilleton/buecher/autoren/reihe-mein-fenster-zur-welt-jetzt-kommen-neue-zeiten-16703455.html