Prezydent Gdańska Aleksandra
Dulkiewicz narzeka na Twitterze, że dostała od rządu za mało płynu
dezynfekującego dla przedszkoli, nawet nie wie jak go rozlać. Dramat. Rafał Trzaskowski
i przedszkola – przepraszam, bez komentarza. Szymon Hołownia wie z kolei, że można
wygrać sfałszowane wybory. Wow! Grupa
emerytów politycznych też bojkotuje wybory prezydenckie, jednym słowem
ugrupowanie szturmowe III RP nie robi nic innego jak rozpaczliwie broni resztek
układu, w którym oni znakomicie SIEBIE zagospodarowali po 1989 roku. Smutne w
tym wszystkim jest to, że jawnej już próbie doprowadzenia do chaosu, nie
wybrania prezydenta, a w konsekwencji do upadku państwa, towarzyszy straszliwa dezercja
intelektualna. Nawet silne wsparcie TVN 24 czy „Gazety Wyborczej” polega
głównie na biadoleniu, przemilczaniu niewygodnych zdarzeń lub siermiężnych
manipulacjach. To jest stosowanie starej zdartej płyty: jeśli tysiąc polityków
i ich ukochanych prawdziwych dziennikarzy tysiąc razy powtórzy kłamstwo, że
tylko stan klęski żywiołowej jest rozsądnym i jedynym wyjściem, by odłożyć wybory
na nie wiadomo kiedy, i oczywiście, a jakże by inaczej, uratować od „zabójczych
kopert” miliony Polaków.
Powoływanie się przy tym,
jako argumentem miażdżącym wybory korespondencyjne, że nie można zmieniać
kodeksu wyborczego na pół roku przed ogłoszeniem daty wyborów, jest tylko zwykłym
prostackim zabiegiem, ponieważ Trybunał Konstytucyjny - ten kierowany przez prof.
Andrzeja Rzeplińskiego - co najmniej trzykrotnie orzekał, że w sytuacji
wyjątkowej, nadzwyczajnej ( a taką jest pandemia) można takiej zmiany dokonać. Nie
ma tu najmniejszego znaczenia, na ile komuś podoba się czy nie podoba rząd
Prawa i Sprawiedliwości, na ile ten czy inny obywatel szczerze nienawidzi
Jarosława Kaczyńskiego czy Andrzeja Dudy. Ta bezczelna gra powodowana jest
tylko i wyłącznie niepohamowaną żądzą (odzyskania) władzy, czyli dokładnie tym,
co publicznie wielu liderów opozycji zarzuca PiS -owi. Nie ma nic dziwnego, że
formacja, która wygrała wybory w sposób w pełni demokratyczny, chce realizować
swój mandat wyborczy i nie zamierza oddawać władzy opozycji wbrew zapisom i terminom ujętym w Konstytucji RP.
Bo po pierwsze, wybory
prezydenckie muszą się odbyć najpóźniej do 23 maja zgodnie z najwyższym aktem
prawnym naszego państwa, a po drugie, nie można wprowadzać stanu klęski
żywiołowej tylko dlatego, żeby Koalicja Obywatelska mogła się ogarnąć i być może wymienić aktualną
(?) kandydatkę na innego lidera, swoją drogą ciekawe w ramach jakiego zapisu prawnego.
Patrząc na codzienne serwisy TVN 24, czytając tytuły Wyborczej czy Newsweeka, przeglądając
wpisy polityków PO, można odnieść wrażenie, że pandemia we Włoszech czy w USA,
w porównaniu z Polską, już w zasadzie została pokonana. W „Faktach”, codziennie
jest mniej więcej tak, że mamy nad Wisłą polityczny i pandemiczny Armagedon, a
wszyscy inni świetnie sobie radzą, wychodzą na prostą i robią tygodniowo
miliony testów. „Jarosław Kaczyński chce władzy, i to na czas nieokreślony” – alarmuje
„Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Komentator FAZ, Reinhard Veser, pisze, że
Polska stoi na drodze do najgłębszego kryzysu od 1989 roku, ale nie z powodu
koronawirusa, tylko za sprawą owej niebywałej żądzy władzy Prawa i Sprawiedliwości.
Jak można więc nazwać
żądzą władzy olbrzymie ustępstwo zdecydowanego lidera notowań Andrzeja Dudy i
całego obozu władzy, by dzięki zmianie Konstytucji RP, odsunąć wybory o dwa
lata i pozbawić możliwości ponownego startu urzędującego prezydenta? Celem
opozycji jest nie tylko niedopuszczenie do wyborów prezydenckich, ale nade
wszystko bezwzględne wykorzystanie kryzysowej sytuacji do rozbicia Zjednoczonej
Prawicy, a potem stworzenie nowej większości w Sejmie i przejęcie władzy. Wtedy
z nowym Marszałkiem Sejmu Polska byłaby najbardziej demokratycznym państwem w
Europie bez głowy państwa. Zachód zamknie oczy na największe bezeceństwa liderów
polskiej opozycji, Zachód pragnie jak najbardziej ugrać coś dla siebie z
kryzysu politycznego w Polsce w czasach zarazy. Głupców i szakali politycznych
mamy u nas niestety w bród, więc ci pierwsi wierzą w brednie o dyktatorskiej władzy,
a ci drudzy chcą ustawić Polskę tak, żeby w zasadzie w ogóle jej nie było, w
myśl zasady: po co nam Centralny Port Komunikacyjny, skoro mamy lotnisko w
Berlinie. To krzywdzące pewnie uproszczenie, ale suma zdarzeń układa się
właśnie w taki ponury scenariusz.