piątek, 28 sierpnia 2020

Kampania o Polskę trwa w najlepsze

 Donald Tusk nie tylko rozgrywa opozycję jak chce, ale nawet ma rację, kiedy mówi , że trzeba skakać PiS- owi do gardeł. To oczywiste: ani chwili spokoju, ani jednego dnia odpoczynku dla znienawidzonej władzy. Trzeba nękać za wszystko, manipulować i kłamać, bo inaczej ludzie przysną, zajmą się sobą, a co najgorsze, mogą nawet zauważyć, że w tym reżimie da się żyć. Radyklane skrzydło Zjednoczonej Prawicy myśli chyba podobnie. Nie dać opozycji ani chwili odpoczynku, postawić na konflikt, a przy okazji zebrać punkty u wyborców. Towarzyszy temu przekonanie, że mamy teraz trzy lata przygotowań, reorganizacji, nowych rozdań i gier strategicznych. Że można się na nowo poukładać, zająć nowe, mocniejsze pozycje na szachownicy. To niezwykle naiwne założenie. Kampania o Polskę trwa w najlepsze, do tej pory udało się zaledwie zająć przyczółki, z których można przygotować się do właściwej bitwy o przyszłość kraju. O jaką? Wolną od kompleksów, ambitną, nowoczesną, opartą na narodowej tożsamości, bez której po prostu nas nie będzie.

Spoglądając na sytuację opozycji, eksperci nie mogą się nadziwić, po co tworzyć ruch poza Platformą, pod wodzą człowieka, który jest wiceszefem tej partii. Po co deklarować, że ten ruch nie wystartuje w wyborach, choć lider tego ruchu Rafał Trzaskowski zdobył 10 milionów głosów. Wygląda to na działanie odśrodkowe, mające pogrzebać starą PO, ale czy naprawdę analizowanie tych dziwnych działań opozycji ma jakikolwiek sens? A może po prostu chodzi o to, co dla Donalda Tuska i zachodnich elit jest dziś najważniejsze, skoro nie udaje się pokonać prawicy w demokratycznych wyborach: wywołać chaos. Skłócić wszystkich ze wszystkimi, zablokować jakiekolwiek porozumienie w polskich sprawach i trzymać kciuki za te siły polityczne na prawicy, które chcą obecnie zająć bardziej eksponowane miejsce w obozie władzy. Jeśli polegnie Platforma, będzie Ruch Trzaskowskiego, który albo przekształci się w partię, albo rozleci się po roku. Nie będzie „ruchu Rafała”, to będzie nowa inicjatywa, kolejna rekonstrukcja, do której rekonstruktorów z pewnością nie zabraknie. Bo dopóki jest PiS, wojna trwa, a przeciwnik wydaje się słabnąć pod ciężarem gospodarczych wyzwań i wewnętrznych tarć. Nie jest wcale tak, że władza jaką dziś dysponuje Prawo i Sprawiedliwość zapewnia rządzącym komfort i przewagę nad opozycją. Szturm mediów na PiS nie ustanie ani na moment, każdy błąd będzie traktowany jako niebywały skandal, a zagranica będzie wspierać dekompozycję polityczną wszelkimi dostępnymi metodami.


Dlatego przeświadczenie, że obóz władzy ma teraz przed sobą trzy lata stabilnych rządów jest mrzonką, a przekonanie, że nadszedł właśnie dobry moment do nowego rozdania na szczytach władzy jest głupotą polityczną. Wprost przeciwnie. Nie ma ani jednego dnia na tego typu dywagacje i sny o potędze. Z drugiej strony pójdzie, rozproszony co prawda, ale jeszcze bardziej niebezpieczny atak na PiS. Wezmą w nim udział samorządy dużych miast, ruch LGBT, praktycznie wszystkie liczące się na rynku media, z wyjątkiem telewizji publicznej, dojdą kolejne rezolucje i czarny „pijar” o Polsce , w której rządzi nacjonalistyczny reżim, bezwzględnie niszczący demokrację. Dziś, prawda w polityce i w mediach nie ma już większego znaczenia. Jeden pobity gej w Polsce to więcej niż trzystu gejów pobitych w Berlinie. Udało się już wytworzyć na Zachodzie absurdalną opinię o naszym kraju, jako miejscu torturowania mniejszości seksualnych. Nie ma nawet czasu tych bredni prostować, ponieważ to jest kampania oparta na zbiorowym wysiłku wszystkich tych sił, które decydują po prostu o narracji politycznej nie tylko w Polsce, ale w całej Europie.

Nie jest to jednak powód do histerii po stronie obozu władzy. PiS ma tylko jedno rozsądne wyjście w tym nierównym starciu. Rozmawiać z ludźmi tak, jakby to był środek kampanii wyborczej. A przy tym brać z owoców władzy znacznie mniej niż można, rządzić z pokorą, a nie obrażać się na tych, którzy często słusznie wytykają błędy i zaniechania. Innymi słowy, dziś Prawu i Sprawiedliwości potrzebna jest pokora i pełna mobilizacja do decydującego rozdania, jakie nastąpi za trzy lata. Wcale nie jest tak, że wybory prezydenckie były najważniejsze i przełomowe. Każde następne będą jeszcze ważniejsze i jeszcze bardziej przełomowe, ponieważ każde następne zwycięstwo polskiej racji stanu, polskich spraw nad obcymi, przybliży Polskę do zajęcia w Europie miejsca, o jakim nam się jeszcze kilka lat temu nie śniło.


Skoro w tym zdekonstruowanym świecie nie ma już miejsca na prawdę, to Prawo i Sprawiedliwość musi mieć także swoją własną narrację, o tyle być może skuteczniejszą, bo jednak opartą na realnych osiągnięciach ostatnich pięciu lat. Tyle tylko, że wszystko wokół nas tak bardzo przyspiesza, że za rok nikt już nie będzie o tym pamiętał, albo tylko niewielu. Kampania o Polskę trwa więc w najlepsze, będzie jeszcze bardziej bezwzględna, bo i Zachód, i Platforma mają ten sam cel: zniszczyć PiS, dokonać depolonizacji kraju i rozparcelować wpływy pomiędzy największych graczy. To dla tak zwanych Europejczyków wmarzona przyszłość. Lekko, łatwo i przyjemnie, bez potrzeby rządzenia i odpowiedzialności za losy państwa. Obóz władzy nie ma czasu na rozważania, tarcia i ambicjonalne popisy tych czy innych liderów politycznych. Można rzec, jego problem. Jak tego nie widzi, to kąsanie może się okazać skuteczne. I nie chodzi tu bynajmniej o twitterowe kąsanie Tuska.


sobota, 22 sierpnia 2020

Nowy scenariusz dla Polski

W jakim punkcie jesteśmy? Na granicy dwóch światów – pomiędzy tradycją i wrzaskiem nowej cywilizacji, która burzy stary porządek na Zachodzie. Reakcje bywają skrajne po jednej i po drugiej stronie – nie zmienia to jednak faktu, że hasło LGBT ma być teraz kolejnym batem na „zacofaną” kulturowo Polskę. Jan Peszek* nie jest zacofany, ale jednocześnie jest tak ograniczony intelektualnie, że nie dostrzega - jak zresztą większość zgorzkniałych dziś aktorów – kluczowego momentu w historii państwa, które zaledwie odbiło się od komunistycznych zniszczeń. Tym  niemniej, ma ono jednak już tak duży potencjał gospodarczy i polityczny, że teraz – albo stanie się bardzo znaczącym graczem w Europie, albo zostanie skutecznie skarcone za swoje ambicje, aspiracje i marzenia.
 
Dziś unika się rozpatrywania procesów społecznych z punktu widzenia psychologii, a jednak chyba warto, szczególnie jeśli chodzi o odpowiedź na pytanie, jakie motywacje mają (mogłyby) służyć budowie zamożnej Polski, w której współistniałyby jeszcze dwa światy – ten, który tak imponował nam, gdy wychodziliśmy z komunizmu i ten, który tak agresywnie chce dziś wykorzenić nas z tradycyjnych wartości, nadal bliskich większości Polaków. Wchodzenie w analizę połajanek, wyzwisk, obraźliwych wpisów, gróźb, hejtu -  sączących się permanentnie już od wielu miesięcy, jest najzwyczajniej w świecie bezprzedmiotowe. Ani z jednej, ani z drugiej strony, nie ma dziś żadnej spójnej wizji państwa na najbliższe dekady, wszystko ogranicza się do odpierania ataków lub atakowania. A nawet jeśli zręby tej wizji są obecne w publikacjach osób związanych ze środowiskiem Prawa i Sprawiedliwości, to i tak nie ma na ten temat szerszej dyskusji. Dominuje pyskówka ograniczona do medialnej bańki, w którą próbuje się wciągnąć cały naród, podtrzymując tezę o głębokim podziale Polaków. Z kolei patologiczne zachowanie opozycji w sporze o Polskę, sprowadzające się do negowania każdego ruchu władzy, tylko potwierdza tezę, że Platforma Obywatelska i większość lewicy, w żaden sposób nie reprezentuje interesów naszego państwa, jest raczej schyłkową formą „kompleksu polskiego”, formacją o głębokim poczuciu niższości wobec Zachodu, do tego wypełnioną pychą wobec rządzących i pogardą wobec wyborców PiS.
 
 
Tego głębokiego podziału w obrębie formacji politycznych nie da się złagodzić i nie ma zresztą takiej potrzeby, ponieważ podział ten dla przyszłości Polski nie ma większego znaczenia, a dialog już dawno został zerwany. Jeśli większość klasy politycznej w Polsce zgodzi się co do tego, że mamy wszelkie niezbędne narzędzia do tego, by wyzwolić się ostatecznie z układu jałtańskiego, z bycia gdzieś pomiędzy Niemcami i Rosją, z bezrefleksyjnego trwania jako dopieszczany od czasu do czasu uczeń „wielkich demokracji”, to niezbędna jest do osiągnięcia tego celu jasna motywacja. Nie dla starszego pokolenia, które dziś jest w cieniu gorącej debaty, tylko dla pokolenia ludzi młodych, pomiędzy dwudziestym a czterdziestym rokiem życia, które albo już zostało  zagarnięte przez piewców „kompleksu polskiego”, albo jest poddawane tresurze politycznej poprawności.
 
Innymi słowy, trzeba szukać pragmatycznego paradygmatu dla kilku milionów Polaków, który przekona ich, że polityka obozu władzy, nawet jeśli niedoskonała, a nawet czasami nieudolna, stawia sobie właśnie taki cel: Polska jako jedno z państw dominujących w Europie, otwarte na nowoczesność, ale broniące polskości jako fundamentu naszego istnienia na mapie świata. W takim położeniu geopolitycznym, jakie zostało nam dane, nie możemy nagle wyrwać się z naszych korzeni i liczyć na to, że przetrwamy w otoczeniu dwóch hegemonów. Silną motywacją dla wielu Polaków jest patriotyzm, odwoływanie się do przeszłości, szukanie w niej natchnienia dla ambitnych wizji. To dziś za mało. Część młodego pokolenia odrzuca tradycję, skupia się na świecie globalnym, religię traktuje jako opresję, a obecny obóz władzy prawie jak ciemiężcę.
 
Jeśli Prawo i Sprawiedliwość chce napisać dobry scenariusz dla Polski, to musi sięgnąć po nowe narzędzia, musi uwzględnić w swoim planie szersze spektrum społeczne niż w 2015 roku. Głównym wrogiem Polski nie jest dziś LGBT (choć oczywiście ta ideologia jest wielkim zagrożeniem), tylko ciągle jeszcze niemal wszechobecne przekonanie, że jesteśmy nadal gdzieś za, że jeszcze nam do kogoś strasznie daleko, że nie możemy się równać z innymi, dużymi państwami Europy. Rzecz w tym, że jest to jeden wielki fałsz wytworzony przez media, które realizują scenariusz obcy Polsce. Pod bardzo wieloma aspektami, życie tu i teraz, jest lepsze i wygodniejsze niż w wielu państwach Zachodu. Trzeba tylko patrzeć całościowo, a nie jedynie przez pryzmat PKB i wysokości zarobków. Co więcej,  pod koniec tej dekady Polska może z powodzeniem znaleźć się w pierwszej trójce najbogatszych państw Unii. To nie są mrzonki, tylko prognozy ekonomiczne, uaktualnione po kilku miesiącach pandemii, która osłabiła wiele gospodarek znacznie mocniej niż Polskę.  
 

Jeśli części młodego pokolenia nie inspiruje już przeszłość, tradycyjny patriotyzm, to zadaniem rządzących dziś Polską jest stworzenie takiej wizji, która przekona je do udziału w projekcie tworzenia zamożnej i nowoczesnej Polski, niezależnie od różnic kulturowych czy politycznych. Do tego niezbędny jest balans pomiędzy owym „starym” i „nowym” światem. Oczywiście tego balansu nie można wypracować ani z PO, ani z Lewicą, ani z potencjalnym ruchem Rafała Trzaskowskiego. Dialog z tymi siłami jest stratą czasu. Właśnie w imię pragmatyzmu, który jest dziś tak potrzebny obozowi władzy. Polityczne wilki mogą dalej tkwić w okopach, ostrzeliwać się na portalach społecznościowych i na wizji, nie ma w tym nic aż tak negatywnego, ale przyszłość Polski wymaga dziś nowego projektu. Jaki to ma być projekt, jakie będą jego filary? To jest ostatni moment, by rozpocząć na ten temat poważną dyskusję.  

czwartek, 6 sierpnia 2020

Opozycja przeciwko Polsce

Trzyletnia batalia wyborcza, ze szczególnym uwzględnieniem zakończonej niedawno kampanii prezydenckiej, to najważniejsze doświadczenie w polskiej polityce po 1989 roku. U jej kresu, uformowała się na dobre i okrzepła formacja polityczna, która występuje przeciwko Polsce, nawet się z tym szczególnie nie kryjąc. Jest przy tym klinicznym przykładem zakompleksienia wobec Zachodu. Niezwykle głębokiego, które objawia się w skrajnej postaci ukrywaniem swojego pochodzenia poza granicami kraju i opluwaniem własnej Ojczyzny gdziekolwiek się da. Ta nowa formacja nie ogranicza się jedynie do Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej (w stanie upadłości). Aspiruje do niej część Lewicy, ale póki co w kontrze, licząc zapewne na to, że zdobędzie monopol na swoją „tęczowość”.


W przypadku PO zdrada państwa wynika z odcięcia się od polskiej państwowości na rzecz oddania obszaru Rzeczpospolitej pod dominację Niemiec, oczywiście pod sztandarami Unii Europejskiej. W tym drugim przypadku, odcięcie się od polskości wynika z pobudek ideologicznych i jest podyktowane dołączeniem do europejskiej rewolucji kulturowej, której celem jest powstanie nowego, globalnego ustroju, potocznie nazywanego demokracją liberalną, a tak naprawdę będącego klasycznym totalitaryzmem. Tyle tylko, że umocowanym na najwyższym poziomie, bo w sferze myśli i wolności słowa. Na Zachodzie ten proces trwa od początku lat dziewięćdziesiątych i dobiega już końca, w Polsce dopiero się rozpoczął. Symbolicznie, „Klątwą” w Teatrze Powszechnym, o czym już chyba zapomnieliśmy. Obydwie te formacje polityczne stanowią śmiertelne zagrożenie dla niepodległości Polski. Dlatego nie będzie trzech lat spokoju, a nade wszystko spokojnych rządów, walka z własnym państwem będzie toczyła się dalej z użyciem wszelkich sił i środków. Nie ma zmiłuj. Odpowiedzią może być jedynie absolutna determinacja wszystkich sił patriotycznych, działanie wspólne, wykluczające osobiste ambicje polityczne. Kluczowa dla przyszłości Polski będzie właśnie ta dekada, to ona zdecyduje o tym , czy zwyciężą polskie sprawy, czy zostaniemy po prostu pokonani.


Nie ma w tej diagnozie żadnej nadinterpretacji. Bojkot zaprzysiężenia prezydenta Andrzeja Dudy nie był przykładem niedojrzałości politycznej, był jak najbardziej wrogim wystąpieniem wobec polskiego państwa. Przyznaniem się, że nie będzie zgody na dialog i merytoryczną dyskusję o Polsce. Niektórzy politycy Prawa i Sprawiedliwości lekceważą ten akt pogardy dla wyborców i dla demokratycznego państwa, ale szybko się przekonają, że machina, której celem jest destrukcja i depolonizacja kraju, dopiero się rozkręca. To, co może zrobić Zjednoczona Prawica i ta część opozycji, która akceptuje plan budowy silnej i zamożnej Polski, to konsekwentne wprowadzenie w życie dalszej modernizacji kraju, wzmocnienie jego bezpieczeństwa militarnego i - jeśli będzie to skuteczne – poszerzanie poprzez dialog swoich wpływów w społeczeństwie. Przekonanie wyborców radykalnej opozycji do Polski łączącej umiejętnie tradycję z nowoczesnością. Innymi słowy, takiej Polski, której fundamentem jest wolność.   


niedziela, 2 sierpnia 2020

Tęczowa barbaryzacja Polski

Pałują we Francji i to na potęgę, pałują w Niemczech i w Hiszpanii, leje się krew, w zamieszkach giną ludzie, ale demokracja zachodnia ma się świetnie. W Polsce, histeria wokół środowiska LGBT przybrała takie rozmiary, jakby gejów i lesbijki masowo bito na ulicach. Jego aktywiści podają przykłady samobójstw z powodu odrzucenia i prześladowań, ale nie podają dowodów na to, że to właśnie owa mityczna homofobia była przyczyną targnięcia się na życie. Zresztą to nie ma żadnego znaczenia, ponieważ sfrustrowane rządami PiS media (a jest ich większość) tylko czekają na okazję do ataku. Na nikim nie robi wrażenia kradzież znicza spod Pomnika Jezusa Chrystusa na Krakowskim Przedmieściu, który postawił tam premier Mateusz Morawiecki po jego profanacji przez aktywistów LGBT. Przenieśli go na most, gdzie miała targnąć się na życie osoba należąca do mniejszości seksualnej. Tworzy się na naszych oczach narrację kraju, w którym opresyjna władza i ciemny lud prześladują środowisko LGBT. A wystarczy tylko zajrzeć do statystyk Berlina z ostatnich lat, by przekonać się, że dzielą nas lata świetlne w liczbie przestępstw wobec mniejszości seksualnych. W 2018 roku, tylko w samym Berlinie odnotowano ich aż 255. W Polsce, według różnych statystyk, bynajmniej nie rządowych (np. OBWE), liczba przestępstw motywowanych nienawiścią do mniejszości seksualnych nie przekroczyła w ostatnich latach stu, choć oczywiście nie powinno być ich wcale. Za to w tegorocznym rankingu Międzynarodowego Stowarzyszenia Lesbijek i Gejów, Biseksualistów i Transseksualistów (ILGA) jesteśmy na samym „dnie” Unii Europejskiej. Po prostu katastrofa.

 

Cóż więc się dzieje w ostatnich dniach, skąd ta niebywała nadaktywność aktywistów LGBT, profanowanie świętych symboli dla Polaków, agresja i degeneracja, której byliśmy świadkami 1 sierpnia na Krakowskim Przedmieściu? Dzieje się tak, ponieważ po pierwsze: Polska jest krajem bezpiecznym i tolerancyjnym dla innych orientacji seksualnych, więc trzeba dowieść, że tak nie jest, trzeba tak długo prowokować, by doszło do odwetu, by mityczny już dzisiaj Zachód (który z dawnym Zachodem nie ma nic wspólnego), znalazł kolejny bat na znienawidzony tam „narodowo – konserwatywny rząd Prawa i Sprawiedliwości”. Dlatego wrzuca się do mediów zachodnich kłamstwo o strefach wolnych od LGBT, a Komisja Europejska ma pretekst do uderzenia w samorządy, które bronią praw rodziny. Po drugie: Polska nie pasuje do świata, który już zaczyna dominować w Holandii czy we Francji, a jest to świat wyrwany z korzeniami z jakiejkolwiek tradycji. Jest to cywilizacja zniewolonych społeczeństw żyjących w błogim przeświadczeniu, że właśnie nadszedł wielki kulturowy przełom, który zajmie miejsce tradycji judeo – grecko – chrześcijańskiej.

 

 

Ale przede wszystkim, Polska stanowi dziś dla piewców neobolszewickiej, czy jak kto woli neomarksistowskiej rewolucji, wielki problem. Jesteśmy nie tylko bastionem tradycji i wolności w skali Europy, ale także jesteśmy piątym największym państwem Unii Europejskiej. Bez przełamania oporu Polski nie da się zbudować wspólnej przestrzeni ideologicznej dla nowego świata, jaki ma powstać z ruin chrześcijaństwa. O tym wszystkim się pisze i rozmawia na zdominowanych przez lewicę uniwersytetach, a ruch LGBT jest jedynie narzędziem do zmiany obyczajów, kultury, całego naszego codziennego życia. We Francji będą nadal pałować, szarpać sędziów, w Niemczech będą bić gejów, ale to Polska jest teraz na celowniku, choćby dlatego, że swój kres ma już chyba walka o „wolne sądy”, więc teraz "prześladowania" LGBT mogą posłużyć w walce o praworządność. Gra o polskie dusze (dosłownie) toczy się zresztą od 1989 roku i nie ma potrzeby tu szerzej opisywać na czym ona polega. Jeśli czegoś nie da się odebrać Polakom, to trzeba udowodnić, że było zupełnie inaczej: nie byliśmy ofiarami tylko katami, jeśli Powstanie Warszawskie jest wielkim tryumfem wolności i wiary w niepodległą Polskę, to trzeba próbować zawłaszczyć jego symbole, albo w bezsilności profanując je.  

 

To jest początek, a skoro tak, to jest czas na to, by postawić tamę barbaryzacji naszego kraju. Nowoczesność i otwartość jest w Polsce znakomicie rozumiana i obecna, doprawdy, nie trzeba tu nic lub niewiele zmieniać. Zagrożona jest najważniejsza wartość: wolność. Musimy jej bronić, a kluczową rolę do odegrania ma edukacja młodego pokolenia. Nie ma żadnych przeszkód, by uczniowie ostatnich klas szkoły podstawowej mieli przez semestr lub dwa obowiązkowy przedmiot „Powstanie Warszawskie”. Bo to jest wiedza o wolności i polskości. W wymiarze narodowym i uniwersalnym. Ale nie mniej ważna staje się dziś edukacja ekonomiczna i zrozumienie współczesnego świata, który w epoce smartfonów, został zdominowany przez siewców barbaryzacji życia. Odciąć od korzeni, od tożsamości – to nie jest coś co nas czeka, tylko coś, co się dzieje już, tu i teraz.

sobota, 1 sierpnia 2020

Polska kotwica wolności

Przypadkowa Polska istnieje na co dzień, każdego dnia, odcięta od korzeni, zachwycona wyzwoleniem od nieznośnej ciężkości narodowego bytu. Wszystko co polskie i biało – czerwone irytuje i wymaga nowoczesnej dekonstrukcji. Tęczowy orzeł, tęczowy znak Polski Walczącej, to wszystko nie jest tylko prowokacją, ale nade wszystko świadomym działaniem zniszczenia fundamentów wolności, najcenniejszej dla nas wartości. Za wolność Polacy ginęli, ale walcząc o wolność również zwyciężali. W czasach komunizmu, który był dla większości społeczeństwa nieznośną „koniecznością”, i w czasach, gdy tak wielu Polaków pamiętało jeszcze II Rzeczpospolitą, wolność, wbrew obiegowym opiniom o zniewoleniu całych narodów Europy Środkowej, była w nas obecna, doświadczaliśmy jej w sobie samych. Wtedy, gdy powstawała „Solidarność” i wtedy, gdy po chwilowym zwątpieniu, powstawał ruch podziemny w stanie wojennym. Wtedy też wydawało się, a może nawet byliśmy tego pewni, że chcemy by było tak jak na Zachodzie, słusznie sądząc, że w Paryżu czy Londynie wolność jest fundamentem, na którym zbudowana jest zachodnia demokracja. Dziś jednak z tego dawnego Zachodu niewiele już pozostało. Strzępy wolności, strzępy tradycji.




W Polsce, po 1989 roku, nie było wielkiego wybuchu wolności, można mówić co najwyżej o chwilowym entuzjazmie, że w końcu ten wymarzony Zachód do nas zawitał. Pierwsze lata to dramat milionów ludzi, którzy zamiast zyskać, stracili niemal wszystko. Ale wtedy Zachód oddychał jeszcze wolnością, tak jak my dziś jeszcze nią oddychamy, jeszcze ją mamy, choć jest ona znowu zagrożona jak nigdy wcześniej. Bez jednego wystrzału, bez ofiar. Paradoksalnie, to Polska jest dziś bastionem wolności, a Zachód światem niemal zniewolonym. Oczywiście, dostatnim, bogatym, z niebywałą wręcz różnorodnością, ale w ramach jednej nowomowy, jednej ideologii, która ten dawny „wolny świat” kontroluje. Na razie, Polska dość skutecznie broni się przed nacierającym nowym totalitaryzmem, który jest przeciwieństwem wolności i wrogiem polskości. Przełom 2015 roku, poza konsekwencjami politycznymi, miał jeszcze o wiele ważniejsze konsekwencje kulturowe. Udało się bowiem powstrzymać oddanie naszego państwa w ręce tak zwanej demokracji liberalnej, która z ideą wolności nie ma nic wspólnego.




W dniu 76. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego nie warto zgłębiać współczesnego dramatu Polski, jakim jest konsekwentne dążenie części opozycji do tego, by Polska stała się krajem przypadkowym w środku Europy, tęczowym, bez właściwości, odciętym od chrześcijańskich korzeni, w pełni dyspozycyjnym wobec zachodnich elit, jeszcze jednym miejscem na mapie Europy, w którym będzie się dobijać wolność, w imię mitycznej demokracji liberalnej. Wielu Polaków święcie wierzy w to, że to jest właśnie ów wymarzony Zachód, a część z nich odnosi się z pogardą do świata, bez którego nigdy by nie było zwycięskiej Bitwy Warszawskiej i nigdy by nie było wielkiego zrywu bohaterskiej Warszawy. Mamy więc jeszcze kotwicę wolności w kotwicy Polski Walczącej, w niemitycznej, ale prawdziwej polskości, więc agresorom nie będzie łatwo odebrać nam wolność, która, tak jak dziś, zachwyca i daje nam siłę.

piątek, 26 czerwca 2020

Globalny spór o Polskę

Na ostatni dzień kampanii prezydenckiej kandydat Rafał Trzaskowski „rzucił” do obiegu swój program wyborczy. Zrobił to tylko po to, żeby o nim mówić, mówić cokolwiek, bo przecież on nie ma żadnego znaczenia. Stworzono go tylko po to, żeby prowokował, żeby wytykać błędy, które się w nim znalazły. Owszem, prymat Europy nad Polską w relacjach z USA, oddaje myślenie i wizję nowego imperium europejskiego ze stolicą w Berlinie, ale na dziś, idea ta, wydaje się mało realna. Nawet wtedy, gdyby Donald Trump przegrał listopadowe wybory prezydenckie w USA. Nie warto jednak dłużej pochylać się nad wizją Polski Trzaskowskiego, bo sam kandydat takiej wizji w ogóle nie ma, nie po to został wystawiony do tych wyborów, by miał cokolwiek realizować w swoim imieniu lub w imieniu swojego ugrupowania. Do chwili ewentualnego odzyskania pełni władzy, zwycięzca obozu zagranicy, ma jedynie dalej generować w Polsce chaos i konflikt wokół tych wszystkich spraw, które owej zagranicy służą.
Często zadawano sobie pytanie, dlaczego Platforma Obywatelska nie miała w zasadzie żadnej wizji Niepodległej, nie kreowała samodzielnej polityki zagranicznej, a jedynie powoływała się na mit europejskości, wspólnej Europy, a tu na miejscu prowadziła politykę wyprzedaży i przyzwolenia na okradanie państwa. Program PO był i jest poza granicami Polski. I to nie jest program, który ma służyć Polsce. To jest przekazanie losów polskiego państwa szeroko rozumianej zagranicy w zamian za „święty spokój” i profity dla tak zwanych elit. Oczywiście z wydatną pomocą całej machiny medialnej, która ma urabiać tak zwane masy społeczne, że to jest nasza wizja, nasze polskie interesy w Europie i nic innego, lepszego przydarzyć się nam nie może przez najbliższe sto lat. Tymczasem, mamy do czynienia z jednym wielkim oszustwem, z kontynuacją PRL-u w nowej, aksamitnej, jakże europejskiej odsłonie. Cała kampania Rafała Trzaskowskiego była jedną wielką bezprogramową agresją skierowaną do wyborców Prawa i Sprawiedliwości, którą co jakiś czas „przykrywały” wzniosłe hasła o wspólnocie.
Oceniajmy uczciwie rządy PiS i prezydenturę Andrzeja Dudy, wytykajmy niespełnione obietnicy, wskazujmy pożądane zmiany, ale zauważmy jednak, że na ten moment jest to przede wszystkim globalny spór o miejsce Polski w Europie, o jej siłę, potencjał gospodarczy, o jej wielkość i realną niepodległość. O Polskę nie jakąś tam, tylko o Polskę, która będzie miała wpływ na architekturę Europy, bez głosu i wiedzy której, nie będą podejmowane kluczowe decyzje. Że to jest taki właśnie spór, świadczy ta wszechobecna kpina i agresja związana z wizytą Andrzeja Dudy w Waszyngtonie. Ona nie była spektakularna, nawet nie ustalono, ilu żołnierzy amerykańskich trafi dodatkowo do Polski, choć będzie z pewnością ich więcej niż tysiąc. Ta wizyta była jasnym i klarownym przekazem USA skierowanym do Moskwy i Berlina, że Stany Zjednoczone nie godzą się na realizację planu wielkiej euroazjatyckiej wspólnoty pod przywództwem Niemiec i Rosji. Ewentualne zwycięstwo Trzaskowskiego, byłoby krokiem milowym dla planów Zachodu wobec Polski. I to jest w wielkim skrócie i uproszczeniu globalna gra, która rozgrywa się teraz na naszych oczach, a jej wynik zależy w ogromnym stopniu od nas, wyborców.

piątek, 19 czerwca 2020

Spór o Polskę zastąpiła wspólnota nienawiści

Jacek Żakowski popełnił tekst*, w którym rozpisuje się o „zdziczeniu polskiego państwa” za czasów prezydentury Andrzeja Dudy, między innymi tak: „a największym z tych problemów jest dzikość. Narastająca. Przygniatająca. Niszcząca. Degenerująca. Ciekaw jestem, czy Andrzej Duda widzi, jak dramatycznie zdziczał przez pięć lat sprawowania urzędu i jak bardzo za jego prezydentury zdziczało polskie państwo.”
Można byłoby spuentować słowa publicysty - nie mów o sobie w drugiej (trzeciej) osobie, ale przecież do ludzi tego pokroju, o tak wyjątkowej pogardzie do wyborców PiS, Moherów, Ciemnogrodu, nie dotrze już nic. Nie ma zresztą żadnej granicy nienawiści, której nie przekroczyłby z dumą tak zwany Salon. „Zadzwoń do brata” – to zawołanie do Jarosława Kaczyńskiego doskonale opisuje stan umysłów, nie tylko polityków opozycji, ale całego „betonu” III RP, który nadal rości sobie prawo do wyznaczania standardów życia politycznego w Polsce, nie wspominając już o dążeniu za wszelką cenę do odzyskania władzy. Ponoć nienawiść rodzi się często z bezsilności, ale to chyba nie jest ten przypadek. Skala pogardy do wyborców PiS, jaka w tej kampanii przetacza się przez sieć, i którą słychać i widać w wystąpieniach polityków opozycji, ma dziś wymiar powszechny i patologiczny, wręcz nieodwracalny. W spotach (póki co anonimowych), które trafiły do Internetu, odczłowiecza się część polskiego społeczeństwa. To nie jest karykatura, to jest tylko skryte nieudolnie wezwanie do unicestwienia.**
W tym samym czasie, kandydat Koalicji Obywatelskiej Rafał Trzaskowski, w tym samym przemówieniu, mówi kilka razy „mamy dość” i jednocześnie, kilka razy zapewnia wszystkich, że chce budować wspólnotę. Przekaz jest całkowicie sprzeczny i absurdalny, ale jego wyborcy są już tak zafiksowani na punkcie obozu władzy, że trafia do ich umysłów i jedno i drugie. Tak rodzi się chęć odwetu, przepełniona absolutnym poczuciem wyższości wobec wszystkich tych, którzy myślą inaczej. Nie są tu potrzebne żadne uniwersyteckie badania, by dostrzec, że wyborcy Platformy szczerze nienawidzą wyborców PiS -u. Z drugiej strony jest to co najwyżej złość, niechęć i powtarzające się pytanie: dlaczego oni tak nas nienawidzą?
Odpowiedź wydaje się być banalnie prosta. Tak zwane elity III RP, trawione od zawsze kompleksem niższości wobec Zachodu oraz poczuciem pychy wobec tych, których po 1989 roku bezlitośnie wykorzystano lub zepchnięto na margines   życia społecznego, utwierdziły część społeczeństwa w bezgranicznym przekonaniu, że należy ona do innego, lepszego, europejskiego świata wartości. Inni, kultywujący tradycję, pachną przecież tylko „naftaliną”. To nie jest jedynie poczucie wyższości, to jest obrzydzenie do innych, inaczej myślących ludzi, i teraz właśnie to obrzydzenie jest wyrażane explicite, bez niedomówień. Wyborcy Prawa i Sprawiedliwości są niedorozwinięci, gdyż mają „za małe lub za duże ciałko migdałowate w mózgu” – tak mówi prof. Magdalena Środa.
Oczywiście wcale nie jest tak, że miliony Polaków żyją w nieustającej wojnie, że miliony wyborców Platformy są niemal żądni krwi. Ale dziś nie mówi się już o możliwym kompromisie z obozem władzy, ale o jego zniszczeniu. Jeśli Andrzej Duda wygra wybory, jeśli nawet PiS wygra kolejne wybory parlamentarne, i jeśli nawet Polska gospodarczo mocno przyspieszy po pandemii, obóz Antypisu z całym zapleczem medialnym, nie odpuści. Odpuszczą może starzy i znudzeni walką z PiS, owe „tłuste koty”, a stery przejmą jeszcze bardziej cyniczni i bezwzględni gracze młodszego pokolenia, do tego wszystkiego toporni w myśleniu o Polsce i współczesnej Europie. Wsparci przez zagranicę będą tak długo żyć z nienawiści, jak długo ta nienawiść będzie fundamentem sporu z resztą społeczeństwa. Pokonanie tej nienawiści, ale nie samych podziałów, jest dziś jednym z najważniejszych wyzwań, przed jakimi stanie nowo wybrany Prezydent RP.
*https://wyborcza.pl/7,75968,26041677,czy-prezydent-widzi-jak-za-jego-prezydentury-zdziczalo-polskie.html
**https://www.youtube.com/watch?v=KOWjUjRQyJs 

czwartek, 28 maja 2020

Po kampanii strachu, kampania destrukcji

Zlikwidujemy to, czego wcześniej nie udało nam się zlikwidować.  Zlikwidujemy kopalnie, zlikwidujemy PiS, zlikwidujemy przekop Mierzei Wiślanej, sprywatyzujemy KGHM Polska Miedź i PKN Orlen (tylko trzeba odwagi – pisze na TT polityk PO), zlikwidujemy TVP,  zlikwidujemy wszystko co nie nasze, albo zabierzemy wszystko, żeby było nasze. A żeby tak było, zlikwidujemy CBA, a to czego nie zlikwidujemy, oddamy w dobre ręce, nasze lub obce, i wtedy zbudujemy taką Polskę, której tak naprawdę już nie będzie, ale nasi Polacy, nie tamci Polacy, będą „w tym kraju” szczęśliwi. Żeby nie było, że to jest jakaś przerysowana czarna wizja, to takie, i podobne im postulaty, stanowią dziś oficjalny przekaz liderów Platformy Obywatelskiej. Oceńmy realnie. Partia, która głosiłaby bliźniacze pomysły w Niemczech czy we Francji, zostałaby w miesiąc  wyrzucona na śmietnik historii. W Polsce ma jednak swoich zaciekłych zwolenników, gotowych uwierzyć w największy absurd,  jeśli tylko ów absurd stoi w opozycji do partii rządzącej. Trochę to porażające, ale skoro jedna trzecia Narodu uważa, że to jest dobra koncepcja, to nie można się obrażać. Wolność i demokracja. 
Kampanię prezydencką można śmiało podzielić na dwa zasadnicze etapy. Najpierw była kampania oparta na strachu. Zabójcze koperty, widmo dyktatury, ustawione wybory, sfałszują, Duda wygra w I turze, bo tylko szaleńcy z PiS będą dotykać zarażonych kart wyborczych, więc my do tego nie dopuścimy. Udało się. Rewolta samorządów, panika i destrukcja w Senacie uratowała PO przed klęską, którą, żeby było jeszcze bardziej paranoicznie, od początku sama sobie reżyserowała, lekceważąc własną kandydatką na Prezydenta. Drugi etap, a więc wszystko to co dzieje się po 10 maja, to kampania destrukcji – prowadzonej na wielu poziomach, która zaczęła się od nagłego zwrotu: idziemy na wybory! Ale tak było tylko przez tydzień, bo przecież Platformie wcale nie chodzi o zwycięstwo wyborcze, choć może niektórym politykom tej formacji wydaje się, że uczestniczą w jakimś wyścigu wyborczym. Media i politycy zajmują się woltami w Senacie, sprzecznymi komunikatami, nielegalną zbiórką podpisów (kto robi sobie takie „jaja”, jeśli chce na serio wygrać wybory), przeciąganiem prac nad ustawą, a tymczasem nie taki jest przecież cel kampanii destrukcji. O co chodzi opozycji? – słusznie pyta jeden z liderów PiS. No na pewno nie chodzi jej o zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego. Chodzi tylko i wyłącznie o chaos w państwie, o zniszczenie jego demokratycznych struktur, choćby poprzez niewybranie w konstytucyjnym terminie głowy państwa.  
Mariusz Janicki, z tygodnika „Polityka”, sam się dziwi co się dzieje z Koalicją Obywatelską, i szerzej z opozycją, i pisze o drugiej blokadzie wyborów, ostrzegając, że ona działa przecież na niekorzyść opozycji. Ale w tejże opozycji nikt ważny się tym nie przejmuje, ponieważ wajcha została przestawiona, a cel został jasno wytyczony:   pęd ku destrukcji, a nie ku zwycięstwu wyborczemu. W tym ogromnym zamieszaniu nieźle już się pogubił Władysław Kosiniak – Kamysz, który teraz goni wynik Małgorzaty Kidawy – Błońskiej. Ale przecież w tym absurdalnym świecie i to się może jeszcze zdarzyć, że w końcu odpadnie Trzaskowski, a jego miejsce zajmie lider PSL. Właśnie o to chodzi Platformie i siłom niekoniecznie wewnętrznym, by powstał wielki zamęt, by było sto interpretacji konstytucyjnego terminu wyborów, by trwał nieprzerwanie wielki szum medialny, by zwykły wyborca miał tych wyborów serdecznie dość, by uwierzył wreszcie, że to PiS prowadzi Polskę do ruiny i dyktatury.  
To wydaje się jednak (oby) dziś zadaniem niewykonalnym, bo pojawiło się coś takiego, co można już chyba nazwać, wyczekiwanym przez dekady,  pragmatycznym myśleniem Polaków, choć nie pozbawionym romantycznej tradycji. Świadomością, że nawet jak PiS jest dla części wyborców taki straszny, to przecież w Polsce nie jest strasznie, co więcej, jest dziś znacznie mniej strasznie niż na Zachodzie. A nawet jeszcze więcej, że Polska jest już tym dawnym, starym, dobrym Zachodem na poziomie ekonomicznym i społecznym. Bo przecież tego Zachodu, za którym podążaliśmy już nie ma, on teraz jest u nas, dopiero co zawitał. I dlatego coraz częściej, tak wyborców PiS jak i PO, irytują te wszystkie zachwyty, że ktoś nas gdzieś pochwalił. Albo jęki, że zganił. To jest kluczowy dorobek Polski i Polaków po trzydziestu latach III RP, że zaczynamy czuć się w pełni wartościowym narodem o wielkich możliwościach i dużych aspiracjach. To właśnie najbardziej niepokoi wszystkich tych, którzy chcieliby utrzymać stary porządek, w którym jest „ciemny lud” i oświecona elita, zupełnie tak, jak to działo się blisko dwieście lat temu.  
Orze się więc codziennie i niemiłosiernie, w takich mediach jak TVN 24, świadomość Polaków, że Zachód już nie może znieść tej pisowskiej dyktatury, wbija się do głów, że nic nie działa, że wszyscy już pięknie pokonali pandemię tylko nie my, że wszędzie płyną do firm miliardy euro tylko nie w Polsce, że ciągle łamana jest Konstytucja, że wybory prezydenckie tylko wtedy będą konstytucyjne, jeśli zarządzi je mecenas Mikołaj Małecki. To jest realizowana z premedytacją kampania destrukcji państwa, żeby można było w miejsce takiej Polski jaką dziś mamy, już zasobnej i stabilnej, mieć Polskę słabą, rządzoną w interesie obcych państw i zepsutych elit, a nie w interesie Polaków. Można pomstować do woli, że to teoria spiskowa, że to absurd, że opozycja chce mieć swojego prezydenta. Jeśli tak, to dlaczego realizuje ona scenariusze, które nie mają nic wspólnego z kampanią zwycięstwa, za to znakomicie wpisuje się w kampanię, której celem jest doprowadzenie do upadku demokratycznego państwa.      

piątek, 8 maja 2020

Zarząd Operacyjny Opozycji

Wściekłość Włodzimierza Czarzastego jest absolutnie zrozumiała. Borys Budka spartolił robotę i Jarosław Gowin nie został Marszałkiem Sejmu. Gra o „zatrzymanie państwa” i pozbawienie PiS władzy (z pominięciem wyborów) trwa jednak dalej. I bynajmniej nie Platforma, nie Lewica, i nie PSL zarządzają tym projektem, tylko Zarząd Operacyjny Opozycji mieszczący się przy ulicy Wiertniczej 166 w Warszawie. Rola Czerskiej w tej grze jest dziś znikoma. KACZYŃSKI Z GOWINEM „PRZEKŁADAJĄ” WYBORY PREZYDENCKIE – CHAOS WYBORCZY TRWA – to aktualny pasek TVN 24, w którym serwuje się oczywiście zwykłe kłamstwo, ponieważ porozumienie Gowin – Kaczyński, w istocie, pozwala na wyjście z impasu, który po części wynika z pandemii, a także z postawy opozycji, która wcześniej odrzuciła kompromis wyborów za dwa lata. Od dwóch dni TVN 24 – poza standardowym zestawem, że rząd z niczym sobie nie radzi – trąbi o chaosie prawnym, politycznym, konstytucyjnym, że nic nie wiadomo, a jedyne co wiadomo, to bezsporny fakt, że wyborów prezydenckich Sąd Najwyższy nie może unieważnić, bo nie ma do tego kompetencji, gdyż artykuł 129 Konstytucji RP mówi jasno, że „ważność WYBORU prezydenta stwierdza Sąd Najwyższy”.  

A przecież – podkreślają prawnicy z TVN 24 – wyboru prezydenta w niedzielę nie będzie, więc nie można unieważnić czegoś, co się nie odbyło. Czyli SN nie ma kompetencji do unieważnienia wyborów prezydenckich, bo ma tylko kompetencje do unieważnienia samego aktu wyborczego, w którym głosujemy na poszczególnych kandydatów. Można z rezerwą odnosić się do takiej właśnie interpretacji Konstytucji i Kodeksu Wyborczego, ale to jest główny przekaz opozycyjnej stacji, który ma podtrzymać konfrontacyjny kurs opozycji. Wprawdzie Sędzia SN Wiesław Kozielewicz, były szef PKW, „wskazuje, że głosowanie to tylko element wyborów i SN ma obowiązek zająć się ich kontrolą” („Rzeczpospolita”, 08.05.20.), ale po co nam pluralizm opinii, ekspertyz, skoro trzeba doprowadzić do „zatrzymania państwa”. Wielu obserwatorów słusznie zadaje jednak pytanie, po co opozycji władza w tak krytycznym momencie, skoro rząd PiS stoi przed wielkim kryzysem gospodarczym.  

Dość łatwo to wyjaśnić. Zarządowi z Wiertniczej nie chodzi o to, by rządziła PO czy KO czy Bóg wie co innego, tylko o to, żeby nie rządził PiS i nie ma tu znaczenia,  w jakich okolicznościach się to stanie i za jaką cenę. Nie jest też wcale jasne (przynajmniej na dziś), czy obecny obóz władzy nie zyska jeszcze na owym kryzysie, jeśli pandemia ustąpi w najbliższych kilku tygodniach. Prognoza spadku PKB dla Polski o 4,3% jest najniższa w UE, a inne prognozy wskazują, że w 2021 roku osiągniemy już 4,1% wzrostu gospodarczego, czyli w 2022 roku wyjdziemy na prostą. Byłoby idealnie, gdyby w takim scenariuszu rządziła opcja brukselsko – niemiecka, a nie polska, i przypisała sobie sukces. Ale to tylko przypuszczenie, nic pewnego.   

Nie ma cienia przesady w twierdzeniu, że to Zarząd Operacyjny Opozycji wyznacza cele i kierunki działania, i czyni to już (często z powodzeniem) od niemal dwóch dekad. TVN 24 zarządza bowiem myśleniem milionów Polaków, którzy zostali tak uformowani, że nawet do głowy im nie przyjdzie, że świat wokół jest trochę inny niż ten – emanujący z pasków Wiertniczej. Wszystkie  badania potwierdzają, że widz TVP nie jest zamknięty w świecie serwisów TVP INFO. Korzysta z wielu źródeł informacji. Widz „Faktów” żyje w medialnej bańce. Mamy więc dziś chaos, dwóch Jarosławów wbrew Konstytucji zmienia porządek prawny i zarządza wybory, a samych wyborów nie da się unieważnić. Stały bywalec TVN 24, mec. Mikołaj Małecki, w jednym z wpisów stwierdza między innymi: „nie ma żadnej możliwości zmiany terminu wyborów przez Marszałka. Jeśli nie będzie ich 10 maja, to już nigdy w ogóle ich nie będzie. Dojdzie do likwidacji funkcji prezydenta w Polsce, po upływie kadencji PAD.” Oczywiście, do znudzenia, w ślad za politykami KO, powtarza się „zdartą płytę”, że jedynym wyjściem jest wprowadzenie stanu klęski żywiołowej.  

Można by przez następne dziesięć stron wyliczać manipulacje i kłamstwa Zarządu Operacyjnego, ale nie o to tu chodzi. Mamy wolność mediów, dziś każde z nich uczestniczy w jakiejś narracji politycznej, świętych nie ma, ale narracja wymierzona w stabilność i ciągłość władzy państwowej nie jest ani zabawna, ani akceptowalna. Ktoś powie zapewne, że tak duży wpływ TVN 24 na wybory polityczne Polaków to jednak gruba przesada. Bynajmniej. To politycy opozycji są dziś jedynie „marionetkami” w rękach Zarządu. Bez pasa transmisyjnego, jakim nadal jest tradycyjna telewizja w Polsce, nie byliby w stanie niemal nic osiągnąć. Rośnie co prawda rola i siła mediów społecznościowych, co skutecznie wykorzystał już Szymon Hołownia, ale dla opozycji, nadal, największą siłę rażenia ma TVN. I nie chodzi tu o to, że konsekwentnie, od 2005 roku, PiS jest w tej stacji pod ciągłym ostrzałem, bo to jest święte prawo demokracji i wolności mediów. Chodzi o to, że w sytuacji koronakryzysu, gdy ważą się autentycznie losy Polski na kolejne dekady, Zarząd Operacyjny działa tak, jakby chciał właśnie „zatrzymać państwo”. Nie zamierzam obrażać polityków opozycji, choćby dlatego, że niektórych z nich cenię, ale często przypominają oni jedynie owych „żołnierzy” z „Państwa” Platona, posłusznie wykonujących rozkazy „mędrców”. Hannah Arendt trafnie wskazała, że między innymi w tym dziele wielkiego filozofa powinniśmy szukać „korzeni totalitaryzmu”.  

czwartek, 30 kwietnia 2020

Bojkot wyborów, bojkot demokracji, bojkot Polski


Prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz narzeka na Twitterze, że dostała od rządu za mało płynu dezynfekującego dla przedszkoli, nawet nie wie jak go rozlać. Dramat. Rafał Trzaskowski i przedszkola – przepraszam, bez komentarza. Szymon Hołownia wie z kolei, że można  wygrać sfałszowane wybory. Wow! Grupa emerytów politycznych też bojkotuje wybory prezydenckie, jednym słowem ugrupowanie szturmowe III RP nie robi nic innego jak rozpaczliwie broni resztek układu, w którym oni znakomicie SIEBIE zagospodarowali po 1989 roku. Smutne w tym wszystkim jest to, że jawnej już próbie doprowadzenia do chaosu, nie wybrania prezydenta, a w konsekwencji do  upadku państwa, towarzyszy straszliwa dezercja intelektualna. Nawet silne wsparcie TVN 24 czy „Gazety Wyborczej” polega głównie na biadoleniu, przemilczaniu niewygodnych zdarzeń lub siermiężnych manipulacjach. To jest stosowanie starej zdartej płyty: jeśli tysiąc polityków i ich ukochanych prawdziwych dziennikarzy tysiąc razy powtórzy kłamstwo, że tylko stan klęski żywiołowej jest rozsądnym i jedynym wyjściem, by odłożyć wybory na nie wiadomo kiedy, i oczywiście, a jakże by inaczej, uratować od „zabójczych kopert” miliony Polaków.



Powoływanie się przy tym, jako argumentem miażdżącym wybory korespondencyjne, że nie można zmieniać kodeksu wyborczego na pół roku przed ogłoszeniem daty wyborów, jest tylko zwykłym prostackim zabiegiem, ponieważ Trybunał Konstytucyjny - ten kierowany przez prof. Andrzeja Rzeplińskiego - co najmniej trzykrotnie orzekał, że w sytuacji wyjątkowej, nadzwyczajnej ( a taką jest pandemia) można takiej zmiany dokonać. Nie ma tu najmniejszego znaczenia, na ile komuś podoba się czy nie podoba rząd Prawa i Sprawiedliwości, na ile ten czy inny obywatel szczerze nienawidzi Jarosława Kaczyńskiego czy Andrzeja Dudy. Ta bezczelna gra powodowana jest tylko i wyłącznie niepohamowaną żądzą (odzyskania) władzy, czyli dokładnie tym, co publicznie wielu liderów opozycji zarzuca PiS -owi. Nie ma nic dziwnego, że formacja, która wygrała wybory w sposób w pełni demokratyczny, chce realizować swój mandat wyborczy i nie zamierza oddawać władzy opozycji wbrew zapisom  i terminom ujętym w Konstytucji RP.



Bo po pierwsze, wybory prezydenckie muszą się odbyć najpóźniej do 23 maja zgodnie z najwyższym aktem prawnym naszego państwa, a po drugie, nie można wprowadzać stanu klęski żywiołowej tylko dlatego, żeby Koalicja Obywatelska  mogła się ogarnąć i być może wymienić aktualną (?) kandydatkę na innego lidera, swoją drogą ciekawe w ramach jakiego zapisu prawnego. Patrząc na codzienne serwisy TVN 24, czytając tytuły Wyborczej czy Newsweeka, przeglądając wpisy polityków PO, można odnieść wrażenie, że pandemia we Włoszech czy w USA, w porównaniu z Polską, już w zasadzie została pokonana. W „Faktach”, codziennie jest mniej więcej tak, że mamy nad Wisłą polityczny i pandemiczny Armagedon, a wszyscy inni świetnie sobie radzą, wychodzą na prostą i robią tygodniowo miliony testów. „Jarosław Kaczyński chce władzy, i to na czas nieokreślony” – alarmuje „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Komentator FAZ, Reinhard Veser, pisze, że Polska stoi na drodze do najgłębszego kryzysu od 1989 roku, ale nie z powodu koronawirusa, tylko za sprawą owej niebywałej żądzy władzy Prawa i Sprawiedliwości.



Jak można więc nazwać żądzą władzy olbrzymie ustępstwo zdecydowanego lidera notowań Andrzeja Dudy i całego obozu władzy, by dzięki zmianie Konstytucji RP, odsunąć wybory o dwa lata i pozbawić możliwości ponownego startu urzędującego prezydenta? Celem opozycji jest nie tylko niedopuszczenie do wyborów prezydenckich, ale nade wszystko bezwzględne wykorzystanie kryzysowej sytuacji do rozbicia Zjednoczonej Prawicy, a potem stworzenie nowej większości w Sejmie i przejęcie władzy. Wtedy z nowym Marszałkiem Sejmu Polska byłaby najbardziej demokratycznym państwem w Europie bez głowy państwa. Zachód zamknie oczy na największe bezeceństwa liderów polskiej opozycji, Zachód pragnie jak najbardziej ugrać coś dla siebie z kryzysu politycznego w Polsce w czasach zarazy. Głupców i szakali politycznych mamy u nas niestety w bród, więc ci pierwsi wierzą w brednie o dyktatorskiej władzy, a ci drudzy chcą ustawić Polskę tak, żeby w zasadzie w ogóle jej nie było, w myśl zasady: po co nam Centralny Port Komunikacyjny, skoro mamy lotnisko w Berlinie. To krzywdzące pewnie uproszczenie, ale suma zdarzeń układa się właśnie w taki ponury scenariusz.

niedziela, 26 kwietnia 2020

Przewrót polityczny w czasach pandemii

Przesunięcie wyborów prezydenckich nie jest wcale głównym celem szerokorozumianego Antypisu – od partii opozycyjnych po środowiska prawnicze i dziennikarskie -  skupione głównie wokół zagranicznych koncernów medialnych. Głównym celem jest doprowadzenie państwa do stanu chaosu, na tyle głębokiego, by na gruzach tego co zostanie z Polski, zainstalować ponownie „zmodernizowany” model III RP, daleko bardziej liberalny i postępowy niż ten, który trwał nieprzerwanie przez osiem lat rządów koalicji PO/ PSL. Koszty są tu nieważne, ponieważ mija już 5 lat, odkąd udało się powstrzymać  kolonizowanie Polski i zwyczajne jej okradanie. To dla starych elit III RP jest nie do przyjęcia, to znacznie ważniejsze od tego, czy Andrzej Duda wygra czy przegra. Sił zainteresowanych taką „kontrrewolucją polityczną” jest aż nadto dużo w kraju i poza jego granicami. Mafie vatowskie to jedynie wierzchołek góry lodowej, która chce zmieść z powierzchni ziemi Polskę wychodzącą skutecznie z roli „brzydkiej panny na wydaniu”. Jeżeli to się uda, nie zniknie od razu 500+ czy inne programy socjalne, ale tylko dlatego, żeby uniknąć potencjalnych protestów społecznych. Błyskawicznie jednak, pójdą deklaracje kierowane na Zachód, że Polska  chce być w jądrze Unii Europejskiej, co w rzeczywistości będzie oznaczało złożenie hołdu lennego wobec Niemiec i Francji. Błyskawicznie też zacznie się budowanie nowego społeczeństwa Jasnogrodu, od promocji LGBT po małżeństwa homoseksualne i stosowanie zasady „Polaku radź sobie sam”. Nie bardzo wiadomo jedynie (bo tego dziś nie wie nikt) jak ta Europa będzie wyglądała po koronakryzysie i kiedy w ogóle ten kryzys się skończy.     

Są co prawda i takie opinie, że opozycja wcale nie chce przejąć władzy w czasie pandemii i kryzysu gospodarczego, a jedynie uchronić się przed porażką w wyborach prezydenckich i dlatego robi wszystko, by PiS te wybory przełożył. Ale gdyby chodziło tylko o wybory, nie byłoby tak skoncentrowanej i bezwzględnej kampanii przeciwko PiS.  Tej ogromnej machinie polityczno – medialnej udało się już wywołać u części wyborców (nie tylko swoich) poczucie stanu zagrożenia, niepewności, ryzyka zarażenia się koronawirusem dosłownie zawsze i wszędzie, a nade wszystko wywołano wrażenie, że rząd słabo sobie radzi z COVID-19,  właściwie robi niewiele, a jeśli już to źle, nieudolnie, za późno. Jakby tego było mało, racjonalny przekaz ministra zdrowia czy premiera tonie w powodzi hejtu, kłamstw i manipulacji, a sama koncepcja wyborów  korespondencyjnych – choć najbezpieczniejszych – budzi kontrowersje prawne, co wykorzystało już kilkanaście zbuntowanych samorządów. O Jarosławie Gowinie, który „wyparował” z obozu władzy, nie warto dziś chyba zbyt wiele pisać, bo jako polityk doświadczony, znający od kuchni cele i idee jakie przyświecały rządom Tuska, powinien wiedzieć, że nie o wybory tu chodzi, tylko o wielkie pieniądze i  geopolityczny status Polski w Europie. Koronakryzys stworzył niestety szansę na przewrót, o jakim nikomu się nie śniło jeszcze kilka miesięcy temu. 

Pozostaje już tylko pytanie, jak uniknąć recydywy III RP w najgorszym możliwym wydaniu. Prawdą jest, że każda forma wyborów w czasie pandemii rodzi jakieś ryzyko zakażenia, minimalne co prawda, ale nikt nie może go wykluczyć. Mamy też rekomendację ministra Łukasza Szumowskiego, że wybory tradycyjne mogłyby się odbyć dopiero za dwa lata. Otóż trzeba się zastanowić całkiem poważnie nad tym, czy jedynym wyjściem nie jest jednak przeprowadzenie wyborów prezydenckich w lokalach wyborczych z dopuszczeniem głosowania korespondencyjnego dla seniorów i osób przebywających w kwarantannie. To nie jest bynajmniej jakiś głos odosobniony, takich opinii jest coraz więcej, ponieważ już teraz wiadomo, że z pandemii nie wyjdziemy ani w sierpniu, ani jesienią tego roku. Po prostu musimy wybrać prezydenta w takich a nie innych warunkach, zapewniając głosującym maksymalne bezpieczeństwo sanitarne. Dziś takie wybory miały miejsce, choć oczywiście na nieporównywalnie mniejszą skalę. Jeśli jednak robimy zakupy, wychodzimy na spacery, do pracy, dotykamy klamek, owoców, przesyłek, to rodzi się pytanie, dlaczego głosowanie tradycyjne miałoby się skończyć gwałtownym wzrostem zachorowań.  

Dwudniowe głosowanie, według podziału czasowego na ulice, nie jest zbyt skomplikowane i możliwe do przeprowadzenie w ostatnim możliwym terminie czyli do 23 maja. Pozostanie to zapewne jedynie mrzonką, być może jest to rzeczywiście groźne dla naszego zdrowia, ale jaka jest zasadnicza różnica pomiędzy odbiorem od listonosza przesyłki, a potem wrzuceniem jej do skrzynki, a złożeniem podpisu w lokalu wyborczym w maseczce i w rękawiczkach, mając dodatkowo do dyspozycji płyn dezynfekujący? Oczywiście, gdyby tak się stało, Koalicja Obywatelska będzie mówiła o wysyłaniu Polaków na śmierć i znowu o przełożeniu. Ale nic innego nie spotka już obozu władzy. Będzie permanentny atak. Każdy ruch będzie śmiercionośny i nielegalny. Chyba to widać. PiS musi zdecydować jak wyjść z tego kryzysu, a żadna wersja nie wydaje się do końca dobra. Można sobie natomiast wyobrazić, jak po „strasznych rządach prawicy w czasie epidemii, nieudolnej walce z wirusem, niewyobrażalnej żądzy utrzymania władzy”, zwycięska opozycja zatriumfuje po gwałtownym odbiciu się polskiej gospodarki i jak zwycięską walkę z pandemią przypisze sobie samej. Nie takie rzeczy robi się dzisiaj za pomocą nowoczesnej propagandy.        

piątek, 24 kwietnia 2020

Kontrofensywa PO, czyli histeryczna narracja całą dobę

Wicepremier Jadwiga Emilewicz przyznaje, że jest kłopot z przeprowadzeniem wyborów prezydenckich w trybie konstytucyjnym, ponieważ część samorządów nie chce wydać spisów wyborców. Mniej więcej w tym samym czasie trzech posłów PO szukało w KPRM decyzji premiera w sprawie organizacji wyborów korespondencyjnych. Jednocześnie, już 18 dzień Marszałek Tomasz Grodzki blokuje rozpatrzenie ustawy o tychże wyborach, co samo w sobie jest  działaniem godzącym w podstawowe interesy państwa, do których z pewnością należy ciągłość władzy jego konstytucyjnych organów, czyli kwestia wyboru Prezydenta RP w terminie przewidzianym przez Konstytucję RP. Całe to zamieszanie jest niespotykane na skalę światową, ponieważ – używając modnych dziś terminów wirusowych –  część polityków opozycji została zainfekowana groźnymi patogenami politycznymi. Źródłem tej infekcji są głównie takie media jak GW  czy TVN 24 (a nie sami politycy), które od rana do wieczora prowadzą ożywioną transmisję poziomą patogenów zawartych w swoich przekazach. Głównym celem jest wywołanie  (zgodnie z życzeniem opozycji) całkowitego chaosu w dobie pandemii. To z kolei ma oczywiście doprowadzić do upadku rządu i zablokowania przeprowadzenia wyborów prezydenckich w maju tego roku.  

Histeria jest wręcz niebywała. Tylko Marszałek Tomasz Grodzki mógł użyć sformułowania „zabójcza koperta” i dlatego zapewne wygłosi dziś orędzie, żeby uzmysłowić jak ta koperta może zabijać wyborców, którzy jednak zechcą głosować korespondencyjnie. Rzeczywiście, PiS ma olbrzymi problem z organizacją wyborów prezydenckich, ponieważ nikt chyba nie przewidział, że opozycja może w destrukcji państwa posunąć się tak daleko. Nawet wtedy, gdy codziennie umiera kilkadziesiąt osób, jej czołowi politycy dzień w dzień negują wszystkie działania rządu, histeryzują w sprawie głosowania korespondencyjnego, a media sterują całą tą groźną narracją licząc na to, że reżim w końcu upadnie. Nienawiść jest tak wielka po stronie opozycji i opozycyjnych dziennikarzy, że nawet nie warto próbować nawiązania jakiegokolwiek dialogu. Odpowiedzią jest hejt i manipulacja. Platforma Obywatelska, przy gigantycznym wsparciu stacji TVN 24 przystąpiła do kontrofensywy opartej tym razem na buncie samorządów. Oczywiście, dziennikarze nadal straszą „dotykaniem wielu milionów kart” przez „miliony rąk”. Do tego wszystkiego, Pan Andrzej obawia się wysokiej kary za nieposiadanie skrzynki pocztowej, ale Pan Andrzej już zaczął robić tę skrzynkę – informuje wspomniana stacja. Do tego wszystkiego, red. Joanna Pieńkowska twierdzi, że wybory korespondencyjne w Wielkiej Brytanii nie będą mogły zostać przeprowadzone. Dramat narasta z godziny na godzinę.  

Jakby tego było mało, z obozu władzy „wyparował” już Jarosław Gowin, który szuka dla siebie nowego miejsca w polskiej polityce właśnie teraz, gdy trwa epidemia, a opozycja dzięki niej chce sięgnąć po władzę. To się dla byłego już wicepremiera skończy fatalnie, niezależnie od tego, kto w tej wojnie nerwów zwycięży. I teraz chyba najważniejsze, co przychodzi na myśl, gdy obserwuje się te patogenne zachowania, niespotykane w żadnym innym kraju Zachodu. Cały ten radykalizm opozycji, ta niebywała nagonka w mediach, stosowanie manipulacji, ma sprowokować PiS do radykalnych działań. Na tyle radykalnych, by wywołać bunt. Architektom tej politycznej ofensywy naprawdę marzy się  Majdan, a już na pewno totalny chaos konstytucyjny i prawny, który ma skompromitować rząd Mateusza Morawieckiego i przyczynić się do porażki Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich. A wyborcy PO, Lewicy czy PSL są absolutnie przekonani, że to PiS w tej batalii jest nieugięty i nakręca konflikt. III RP w pigułce. Może warto jeszcze dodać tylko, że w Senacie już kombinują, by nie przekazywać od razu uchwały w sprawie odrzucenia ustawy o wyborach korespondencyjnych Sejmowi. Trzeba jedynie wyinterpretować odpowiednio słowo "niezwłocznie". To będzie wyjątkowy maj.

środa, 22 kwietnia 2020

Wściekły wirus polityczny

„Paryż wściekły  na Polskę!” – piszą wszędzie, a więc tak kończy się dla nas igranie z wyborami. Chyba już nie otworzą u nas swoich wielkich marketów spożywczych Francuzi i wszyscy pójdziemy na bruk, i tylko handel z łóżek pozostanie nam po pandemii. „Jestem wściekły” – powiada także w TVN 24 Jarosław Gowin, więc Monika Olejnik – w trosce o rozpędzenie Zjednoczonej Prawicy – życzy liderowi Porozumienia zdrowia. Zdrowy Gowin stał się dla opozycji niemal tak ważny jak sam zdrowy Donald Tusk, może nawet szykują już dla niego fotel Marszałka Sejmu. Wściekła jest „Gazeta Wyborcza” i tym razem to już nie na żarty, skoro ostrym  piórem Marka Beylina wzywa opozycję, by po prostu nie uznała wyborów, niezależnie od tego, kto je wygra. Platforma  jednak już teraz wie, że  wybory wygra na pewno Andrzej Duda, więc nadal domaga się ich odsunięcia co najmniej o rok, w czym wspierają ją inni kandydaci, choć Szymon Hołownia powiada, że on chyba zasiądzie do stołu z oszustami i zagra z nimi. Skoro Andrzej Duda wygra jednak już w pierwszej turze, bo wiadomo, że zabiorą wnuczkowi pakiet wyborczy, to pozostaje chyba tylko Majdan, na co wskazuje Marek Beylin, a wcześniej Leszek Jażdżewski.  

Cała ta wściekłość wynika oczywiście, tylko i wyłącznie, z troski o zdrowie Polaków, ale jeszcze bardziej niż o zdrowie, wynika z najgłębszej troski o przyszłość polskiej demokracji. A więc jednak stratować  i nie uznawać wyniku wyborów, bo sfałszują, ale po co stawać do walki, skoro wynik jest przesądzony, bo go sfałszują, nie bardzo już wiadomo, chyba że jednak (patrz punkt 6 planu Giertycha) jakimś cudem wygra Małgorzata Kidawa – Błońska, wtedy jednak można byłoby uznać ten wynik, ale czy można byłoby go uznać, gdyby do drugiej tury przeszedł Kosiniak – Kamysz, a nie liderka PO, to co wtedy zrobić? Uznać czy Majdan?  

Nadzieja w Jarosławie Gowinie, który zapewnił przed spragnioną dobrych nowin widownią TVN 24, że wierzy w wierność i lojalność swoich kilkunastu szabel, co jednak nie do końca zabrzmiało wiarygodnie, więc do 7 maja nerwy i wściekłość będą narastały, ale wybuchu chyba jeszcze nie będzie. Jest więc czas, by miażdżyć nieudolną walkę rządu z koronawirusem, bo ta idzie jak po grudzie. Może tu się da zatrzymać szaleństwo obozu władzy, na froncie medialnym, który jest tak zmobilizowany jakby za dzień lub dwa miał runąć cały kraj. Rzut oka na „Fakty” i człowiek czuje się wręcz przytłoczony pasmem nieszczęść i klęsk jakie na każdym kroku ponosi ta władza. Dumny Zachód dzielnie walczy, a Polska robi tak mało testów, a do tego zgonów jest relatywnie mało, więc nic już się tutaj nie zgadza, chyba że rząd jakieś zgony ukrywa, bo przecież Zachód ma ich tak dużo, więc nie może tak być, że w Polsce jest inaczej. Miliony zarażonych chodzą ulicami bez testów - wniosek jest prosty i straszny, a rząd poluzował obostrzenia.   

Paranoja podpowiada coraz to nowe narracje i przekazy dnia, więc rzucono się na druk kart do głosowania, bo po co te karty, skoro  nic jeszcze nie wiadomo, choć wiadomo, że zgodnie z Konstytucją wybory mają się odbyć 10 maja, a sam druk kart wyborczych jest tylko czynnością techniczną i przecież nie grozi zamachem stanu tak długo jak te karty leżą niezdezynfekowane w magazynach. Karty zdezynfekowane, gotowe do użycia, są już zbrodnią na polskiej demokracji, bo będą przecież narzędziem wyborczego fałszerstwa. Dobrze, że w tym politycznym obłędzie przytomność umysłu zachowuje Małgorzata Kidawa – Błońska, która tym razem, podczas internetowej debaty o klimacie, w obliczu klęski suszy i braku zbiorników retencyjnych, przypomina rządzącym: „….stara prawda głosi, że tam gdzie spada śnieg czy deszcz, ta woda powinna  tam zostawać”.  Nie ma wątpliwości, że to PiS pędzi tę wodę wprost do Bałtyku.  

poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Opamiętanie się opozycji bardzo pożądane | Blog-n-roll

Opamiętanie się opozycji bardzo pożądane | Blog-n-roll

Opamiętanie się opozycji bardzo pożądane

Na razie, czy to Francja, Włochy, Niemcy, czy Hiszpania, społeczeństwa są w miarę zdyscyplinowane, nawet jeśli początkowo lekceważyły zarazę. Polacy od momentu wprowadzenia obostrzeń zachowują się racjonalnie, ale sytuacja Polski jest o wiele trudniejsza, niż bogatych państw Zachodu z kilku zasadniczych powodów. Szczyt epidemii jest jeszcze przed nami, więc obecna histeria opozycji to zaledwie początek tego, co nas czeka. Nie ma żadnych wątpliwości, że czas pandemii to idealna okazja dla sił destrukcyjnych czy populistycznych do działań na rzecz wywołania paniki, chaosu, osłabienia instytucji danego państwa po to, by doprowadzić albo do zmiany władzy, albo do jego upadku, choćby gospodarczego. Nie ma tu przesady, bo skala kryzysu już teraz bije na głowę te z 1929 i 2008 roku. Polska ma na swoim terytorium lidera takich działań i jest to oczywiście Platforma Obywatelska.  

Mając fatalnego, jak się okazało, kandydata na prezydenta, czując nieuchronną katastrofę, PO dąży za wszelką cenę do zmiany terminu wyborów. Wszyscy wiedzą, że nie ma tu żadnej troski o zdrowie Polaków, poza troską o własny byt polityczny. W żadnym innym kraju Unii Europejskiej nie ma tak destrukcyjnej siły politycznej jak tzw. totalni. Nie ma już większego znaczenia, jak będziemy wybierać Prezydenta RP, czy w maju, czy jesienią, czy Bóg wie kiedy. Problemem jest grożący nam chaos prawny, polityczny, konstytucyjny, który wydaje się być dla opozycji kołem ratunkowym. Proces ten wspierają i będą wspierać wszystkie antypisowskie media, czyli ich większość. Owszem, PiS się potyka o Jarosława Gowina, ale doprawdy, dziś kryzys w Polsce wchodzi w fazę groźną dla bezpieczeństwa naszego kraju. Liderzy PO, ich doradcy i przyjaciele z Zachodu, doskonale wiedzą, że takie zachowanie w czasie epidemii jest niedopuszczalne, wiedzą także, że Konstytucja jednoznacznie zobowiązuje do wyboru Prezydenta RP w terminie i nie ma tu prostych sposobów na odłożenie ich w czasie na nie wiadomo kiedy. Stan klęski żywiołowej z kolei, poza kosztami ekonomicznymi, niesie za sobą dużo większe ograniczenie swobód obywatelskich, niż te, których doświadczamy od kilku tygodni.  

Nie ma sensu oskarżać całej opozycji o to, że chce doprowadzić do paniki i rozruchów społecznych, nawet w czasie epidemii. Nie jest aż tak źle, ale jej liderzy doskonale też wiedzą o tym, że wybory prezydenckie powinniśmy mieć jak najszybciej za sobą, bo cały wysiłek musi być skierowany na walkę z zarazą i ratowanie polskiej gospodarki. PiS może być oczywiście pod politycznym obstrzałem opozycji za wszystko, co z jej punktu widzenia nie udaje się dobrze robić rządowi Morawieckiego w walce z wirusem, czy w sprawie pomocy dla przedsiębiorców. Ale w obliczu tego co nas czeka za kilka miesięcy i wydaje się nieuchronne, opozycja nie ma prawa destabilizować państwa i działać na rzecz wywołania ogólnej paniki. Godzina po godzinie, od wielu dni słyszymy o powszechnych testach (absurd), o zajmowaniu się wyborami a nie epidemią (robi to właśnie PO), czy o powszechnym bankructwie polskiego biznesu, co jest histerią. Część firm upadnie i jest to nieuchronne, inne będą przez długie miesiące dochodzić do siebie. Ale tak się stanie wtedy, jeśli kryzys pandemii nie potrwa dłużej niż trzy miesiące. Na tyle dziś zabezpieczone są finanse państwa, dalej jest już tylko drukowanie pieniędzy, albo – co może dać gospodarce oddech – pożyczka narodowa polegająca na sprzedaży obligacji skarbowych Polakom na pięć, a najlepiej na dziesięć lat. Czy opozycja to poprze? Mamy zgromadzone co najmniej 2 biliony oszczędności, a niezbędną dodatkową porcję tlenu dla naszej gospodarki można oszacować na około 100 – 150 miliardów złotych, przy założeniu, że jesienią gospodarka zacznie budzić się do życia. To jest koło ratunkowe dla gospodarki i wydaje się, że rząd może po taką pożyczkę sięgnąć, ale nie wtedy, gdy neguje się jego wszystkie działania. Może nie zgoda narodowa, ale potrzebny jest przynajmniej rozejm, bo i tak ostatecznie, opozycja na tym kryzysie nie skorzysta, nikt nie skorzysta, nie będzie wygranych.   

Być może polscy politycy, w tym także niektórzy z obozu władzy, nie widzą widma globalnej katastrofy, może wierzą w ustanie pandemii za kilka miesięcy. Ale dziś nic na to  nie wskazuje. Nie ma  na to wystarczających przesłanek, więc trzeba się szykować na najgorsze, a liczyć na najlepsze. Jesteśmy jako globalna społeczność wyłączeni z normalnego życia, przecież to się dzieje! Jedni mniej, drudzy więcej. Gospodarka w zawieszeniu, a COVID- 19 nadal jest w natarciu, nie wycofuje się z areny. Będzie szczepionka, ale do tego czasu i tak straty będą tak ogromne, że przemeblują nasz świat jak nigdy dotąd. Oczywiście, dziś tego nie widać, są to być może nawet tylko hipotezy, ale one mogą szybko zamienić się w rzeczywistość.  

Do tej pory Polska naprawdę radzi sobie dość dobrze z epidemią i daje w tarczy antykryzysowej na ten moment tyle, ile może wyłożyć na stół bez groźby bankructwa państwa. Przecież po drugiej stronie sceny politycznej nie siedzą sami idioci i doskonale o tym wiedzą, co więcej, wiedzą także, że ten rząd działa na pełnych obrotach, a termin wyborów prezydenckich nie może być rozgrywany tylko dlatego, że Małgorzata Kidawa – Błońska przegrała je, zanim odbyła się pierwsza tura.  

Niestety, opozycja nazywana totalną, idzie świadomie na rozpętanie politycznego piekła, w momencie, gdy piekło i tak już czai się za rogiem. Polska nie jest tak bogatym państwem jak Niemcy, czy choćby Włochy. Nie mamy tyle rezerw kapitałowych, jak bogaty Zachód. Patrząc na to, co się dzieje dziś w Sejmie, na lawinę oskarżeń, że rząd nic nie robi, że nic nie ma na walkę z wirusem, no i że PiS walczy teraz tylko o władzę, a nie z koronawirusem, jedynym wyjściem dla obozu władzy wydaje się zachowanie zimnej krwi, niepoddawanie się histerii kreowanej przez media i determinacja, by dalej skutecznie walczyć z epidemią i elastycznie reagować nowymi pakietami antykryzysowymi wspierającymi gospodarkę. Obym się mylił, ale już teraz toczy się globalna walka o przetrwanie, choć nadal wielu udaje, że to tylko taki kolejny, choć trochę większy od innych kryzys. Królowa Elżbieta II przywołała w swoim orędziu rok 1940 - czas totalnej wojny. Nieprzypadkowo i zapewne z pełną świadomością, że to co nas być może czeka, może być w skutkach tragiczne dla całego świata.