niedziela, 18 lipca 2021

Nowa wizja wywrócenia Polski

 Reporterka „Faktów” biegała dziś ze swoim smartfonem wśród polityczek PO by oceniły „zbrodnię” marszałek Sejmu Elżbiety Witek, której dokonała na wiecu z mieszkańcami. Jak to bardzo jest już przewidywalne, co zrobi ta stacja, gdy Twitter podniesie larum na PiS. Jak bardzo przykleiła się do opozycji i to nie są bynajmniej słowa krytyki. Wolno im. Ale to nie są żadne „wolne media”.

Rysuje się natomiast szerszy obraz skutków powrotu Donalda Tuska do Polski, powstaje wręcz panorama zdarzeń i możliwych scenariuszy na przyszłość. Wypłakuje się już na łamach gazety Robert Biedroń, że Rafał Trzaskowski został bardzo źle potraktowany przez byłego premiera, a co poniektórzy wpływowi politycy PO widzą jednak w Trzaskowskim swojego lidera a nie w Tusku, co zakończy się pewnie ich „uciszeniem”. Już jutro p.o. szefa Platformy przedstawi kolejną odsłonę swojej „wizji” Polski na drodze do „załatwienia” rządów Prawa i Sprawiedliwości. Używa takich określeń, bo jego wyborcom nic tak się nie marzy jak „załatwienie” PiS – przed czasem, nie poprzez demokratyczne wybory, tylko poprzez wywołanie awantury społecznej, totalnego konfliktu. Co więcej, ci wyborcy chętnie przyjmą z powrotem politykę nic nie robienia, dziurawego administrowania i „serdecznego” uścisku Berlina. Trzy dekady trwała obróbka ich umysłów, by wpoić im, że wszystko co polskie jest gorsze, że duma to nacjonalizm, że wstyd jest uczuciem, od którego trzeba zacząć wychodzenie z ciemnogrodzkiej pieczary. Donald Tusk nie musi właściwie nic mówić, co łączyłoby się z wizją przyszłych rządów. Chce zniszczyć PiS i to jest zarówno jego cel osobisty jak i wyznaczony mu zapewne przez liberalny Zachód.

Może więc do woli epatować wyborców Złem, które sieje po kraju PiS, może brutalnie usuwać lub uciszać polityków stojących ma na drodze z własnego obozu politycznego, bo tego chce jego lud. Nie ma tu miejsca na program, tak jak nie było go zresztą po 2007 roku, poza mglistą wersją europejskiej, nowoczesnej Polski. Nic się za tym nie kryło, poza dezercją w polityce zagranicznej i wyprzedażą majątku narodowego obcemu kapitałowi, często wbrew jakiejkolwiek logice. Agresja – to jest dziś program byłego premiera dla Polski. Jeśli uda się dzięki niej odsunąć PiS od władzy, główna przeszkoda do wywrócenia Polski zostanie pokonana. W tej sytuacji, jakiekolwiek dalsze targi w Zjednoczonej Prawicy są samobójcze. Donald Tusk doskonale czuje nastroje swoich wyborców, którzy szczerze nienawidzą rządów Prawa i Sprawiedliwości oraz ich zwolenników. W przeciwieństwie do części polityków PO, a także PSL czy Lewicy chce budować całą politykę na wrogości i nienawiści, a nie na demokracji. Nie ma miejsca na żadne kompromisy. Przyszłość samej Platformy nie jest mu obojętna, ale samo jej wzmocnienie ma służyć jedynie wywróceniu kraju. Na gruzach obecnego porządku przyjdzie czas na ustalenie podziału łupów. Taka to jest mniej więcej wizja Polski Donalda Tuska. Niestety, całkiem realna, jeśli po drugiej stronie nie będzie autentycznej mobilizacji i odpuszczenia sobie jakichkolwiek własnych ambicji przynajmniej do wyborów parlamentarnych. Bruksela i Berlin czekają z upragnieniem na polityczny chaos w Polsce, na zmianę władzy, bo coraz bogatsza Polska ma się czym dzielić. A najlepiej, gdyby dzielono stamtąd, a nie z Warszawy. Nie ma zmiłuj się obozie władzy, to jest wojna.

piątek, 9 lipca 2021

Worek kłamstw Donalda Tuska

 Wpadł i wypadł, ale udziela wywiadu skarbnicy prawdy i mówi, że chce przywrócić w Polsce przyzwoitość. Osobliwe, jeśli weźmie się pod uwagę sytuację, w której rugał niepokorne rodziny ofiar Tragedii Smoleńskiej. Przykładów przyzwoitości Donalda Tuska można by podać całe mnóstwo, ale ta cała sytuacja z jego „powrotem” do polskiej polityki już stała się farsą. Bo też od samego początku była to zamierzona farsa, oparta na prymitywnych wistach, prowokowaniu, pohukiwaniu na swoich i PiS, teatralnych gestach i gestykulacji z mównicy, która powinna bardzo źle kojarzyć się wszystkim ludziom „miłującym” demokrację. Tusk przywiózł worek kłamstw o współczesnej Polsce i także o dokonaniach swojego rządu, a wszystko tylko po to, by sprowokować drugą stronę do frontalnego ataku. Do tego wszystkiego – nie wiedzieć czemu – funkcjonuje w rodzimej polityce przekonanie, że jest zawodnikiem wagi ciężkiej, że tylko on może zachwiać władzą PiS lub wręcz ją obalić, bo obalenie a nie wyborcze zwycięstwo to jest to, co demokraci z PO lubią najbardziej.


Pierwsza odsłona jest za nami i widać już teraz, że ta prosta konstrukcja oparta na frontalnym ataku i prowokacji nie bardzo byłemu premierowi wyszła. Można wręcz powiedzieć, że poza hukiem niemal we wszystkich mediach, odzew na Tuska był słaby, dużo poniżej oczekiwań. Nie ma w tym nic dziwnego, bo życie publiczne w Polsce nie koncentruje się wokół twardej polityki. Tylko za sprawą mediów i portali społecznościowych polityczny kocioł cały czas wrze, cokolwiek by się nie działo. Jak się nic nie dzieje, to kolejny, absurdalny wpis Klaudii Jachiry staje się wiodącym tematem wtorkowego czy środowego popołudnia. W czwartek już nikt o nim nie pamięta. Oczywiście, Donald Tusk nie da o sobie zapomnieć i ma zapewne przygotowane kolejne odsłony swojej wojny z Polską.


A moment, w którym to wszystko się dzieje, jest kluczowy i to z kilku powodów. Po pierwsze wali się na naszych oczach cała architektura Unii Europejskiej, tym razem już bez możliwości jakiegoś resetu, powrotu do zasad, które były przestrzegane jeszcze dekadę temu. Po drugie, Polska rzeczywiście znalazła się w trudnym położeniu geopolitycznym po zwycięstwie Bidena i po obraniu ostrego kursu przez Berlin wobec Warszawy. To nas osłabia, ale z drugiej strony mamy przed sobą co najmniej pięć lat wysokiego wzrostu gospodarczego, który przełoży się na awans Polski do największych potęg gospodarczych Europy. Byłoby wielką naiwnością sądzić, że Zachód kibicuje nam, by tak się właśnie stało. A już na pewno nie pod rządami narodowo – konserwatywnymi, jak mawiają przyjaźni nam niemieccy dziennikarze.


Może być więc tak, że poza ratowaniem PO przed samounicestwieniem, Donald Tusk – kiedy uporządkuje już do końca własne podwórko – zajmie się na poważnie destrukcją i niczym więcej. I nie warto nawet pytać, czy to jest obliczone na zablokowanie środków z Funduszu Odbudowy czy tylko na obalanie rządów PiS. Tak czy inaczej, destrukcja jest tu celem samym w sobie, bo podporządkowanie sobie przez Donalda Tuska Platformy jest dla niego jak widać dziecinną igraszką: pochowani, wystraszeni, zamieszczający pochwalne wpisy na rzecz wodza jak za Bieruta – dosłownie paraliż. Destrukcja państwa, a potem dopiero zgarnięcie całej puli - tak to wygląda z perspektywy dotychczasowych działań Donalda Tuska. Warto więc myśleć o tym, jak te działania zatrzymać, jak się im przeciwstawić, bo to jest nowa sytuacja, z jaką nie mieliśmy jeszcze do czynienia po 1989 roku. Destruktor nie jest zawodnikiem wagi ciężkiej, jest po prostu destruktorem i zwykłym szkodnikiem. A że przy okazji rozum odebrało wielu dziennikarzom i politykom, to już temat na odrębne rozważania.

sobota, 3 lipca 2021

Misja ratunkowa Tuska

 

Sytuacja nie do pozazdroszczenia, gdy wchodzi się na mównicę i trzeba porwać tłumy, wyzwolić energię, przykryć czapką Rafała Trzaskowskiego, wyrwać Szymonowi Hołowni elektorat i odmłodzić się jeszcze samemu o jakieś dwadzieścia lat. To musiał dziś zrobić Donald Tusk i co by nie mówić prawie tego dokonał. Ale za jaką cenę? Język PO i tak na co dzień jest pełen nienawiści do wszystkich, którzy głosują na PiS, nie wspominając już o politykach partii rządzącej, bo to przecież standard od 2005 roku. Donald Tusk, chcąc nie chcąc, musiał pójść o krok dalej, a nawet dwa, musiał udowodnić, że jego bezwzględność, nienawiść i pogarda do PiS i jego wyborców weszła na dużo wyższy poziom. Niczym Che Guevera, pokazał, że można być jeszcze bardziej brutalnym dla przeciwnika, że trzeba go po prostu zlikwidować. Użył  sformułowania, że trzeba ich załatwić. To język z filmów akcji i nie chodzi tu o demokratyczne wybory, tylko o dintojrę. Trzeba przyznać, że w tej roli Donald Tusk wypadł naprawdę bardzo wiarygodnie. Albo taki jest, albo tylko dobrze odegrał rolę, którą mu wyznaczono.   

 

Nie ma sensu powtarzać i tym samym nagłaśniać ekstremalnego języka pogardy i nienawiści byłego premiera, który sam ma w tej materii niebywały dorobek. Faktem natomiast jest, że w obliczu wystąpienia Donalda Tuska bledną inwektywy Borysa Budki, a likwidacja TVP INFO Rafała Trzaskowskiego to niegroźne pieszczoty w porównaniu z wojną jaką zapowiedział tak zasłużony dla Niemiec polityk. Bo tu chyba jest pełna zgoda, że bardziej dla Niemiec, niż dla Polski. Ale kluczowe jest pytanie, po co i dlaczego Donald Tusk zrobił coś, przed czym wzbraniał się z tysiąc razy, bo przecież byłby obciążeniem dla opozycji. Dziś już nie jest. Dziś zepchnął do narożnika Rafała Trzaskowskiego, choć zapewne  przydzielono mu już tekę po ewentualnym zwycięstwie wyborczym. Z przymrużeniem oka należy traktować póki co te wszystkie straszne podziały w PO, choć prezydentowi Warszawy podcięto skrzydła.

 

Donald Tusk objął stanowisko p.o. szefa partii w starych dekoracjach, które właśnie teraz chcieli zburzyć „młodzi” platformersi, w perspektywie dostrzegając jeszcze potencjalny sojusz z ruchem Hołowni. Są tylko dwie opcje dotyczące tego „powrotu”. Jedna wiąże się ze zmianami politycznymi w Europie, a już szczególnie w Niemczech. Po jesiennych wyborach nie będzie już Angeli Merkel, a w nowym rozdaniu politycznym istotną rolę będą odgrywali zapewne Zieloni. Wyprzedzając te zdarzenia, Tusk już dziś lamentował na temat polityki klimatycznej i to była jedyna jako tako merytoryczna część jego wystąpienia. Być może przypadek, ale to nie było przypadkowe wystąpienie, w żadnym razie. Poza tym, wizja Europy z pozycji Niemiec czy Francji wyklucza Polskę rządzoną przez PiS. Może Donald Tusk musiał po prostu „wrócić”.

 

Ale jest jeszcze druga, bardziej banalna opcja, bez jakiejś większej, przemyślanej  strategii. To po prostu doprowadzenie do chaosu politycznego w Polsce, tak dużego, by na gruzach obecnego porządku politycznego wprowadzić prawdziwy zamordyzm po „europejsku”. Z odwetem i z gigantycznym skokiem na kasę. Skokiem od wewnątrz i z zewnątrz. Choćby wyprzedaniem polskich gigantów energetycznych, choćby błyskawiczną likwidacją energetyki węglowej, by w to miejsce weszła „zielona energia” z Niemiec. „Załatwienie” PiS nie jest celem samym w sobie, to tylko droga do celu, jakim jest pacyfikacja Polski jako samodzielnego bytu gospodarczego i politycznego. W żadnym innym przypadku nie wysłano by Donalda Tuska z misją ratunkową do Polski, w żadnym innym przypadku Donald Tusk nie wróciłby tak po prostu na fotel szefa PO. Może to jest prawdziwą przyczyną tego, że dostaje, jak mówi,  furii. Inna sprawa, że ta jego furia staje się dziś bardziej groteskowa niż złowroga.