piątek, 14 maja 2021

Borys wychodzi, Szymon wchodzi

 Gdyby łazik Perseverance, z jakichś bliżej nieznanych nikomu powodów, nagle zawiódł i przestał prowadzić swoją arcyważną misję marsjańską, jest jeden człowiek, który by temu zaradził, więcej, on by powiedział stąd, z Warszawy lub z Płocka, co się łazikowi stało, i co trzeba zrobić, żeby znowu działał. Ten lider mówi nam od wielu tygodni: - My wiemy jak! Fenomen tego człowieka, bo przecież nie jego ruchu (ruch taki sobie jak wiele innych) zdumiewa i rodzi poważne obawy o stan umysłów części polskich wyborców. Nie jest to ocena pozbawiona pewnych racjonalnych podstaw, pomijając oczywisty fakt, że część z nich, zwanych kiedyś lemingami, straciła po prostu wiarę w to, że to Platforma obali PiS, i - co całkowicie zrozumiałe - ujrzała swojego wybawcę w Szymonie Hołowni. Postaci, która co kilka dni lub co kilkadziesiąt godzin siada przed monitorem i uprawia słowotok-bełkot składający się z wszystkich niemal popularnych narracji, miłych dla ucha całego szerokiego centrum i lewego skrzydła także jak najbardziej. Bo to jest trochę tak z Szymonem Hołownią, że on, niczym komiwojażer puka do naszych drzwi i dziś mówi, że ma właśnie do sprzedania Biblię, a już następnego dnia wpada, dajmy na to, z „dziełem” „Epizody wojny rewolucyjnej” Ernesto Che Guevary i gotów jest przekonywać nas, że autor też wiedział „jak”. Nie ma rzeczy niemożliwych dla nowego lidera politycznego. Jako komiwojażer przyniesie nam zawsze wprost pod drzwi dobrą nowinę, podsunie rozwiązanie na likwidację mrówek w kuchni i naprawę marsjańskiego łazika. Jak to jest możliwe w Polsce – 30 lat po Stanie Tymińskim, doprawdy trudno pojąć. Ale pewne jest, że Szymon wchodzi, a Borys już wychodzi.


Bo właśnie Borys Budka, walcząc na lewo i prawo, ogniem i mieczem, by nikt nie wychodził, by już tylko tych kilku prawych brakowało do magicznej liczby 276, jednocześnie wystawia za drzwi dwóch, bynajmniej nie anonimowych posłów, sam zbliżając się nieuchronnie do tego, że w końcu to jego wystawią za drzwi. Borys Budka - samobójca polityczny, tak to wygląda z perspektyw dzisiejszego popołudnia. Jeśli wyrzucenie z Platformy Ireneusza Rasia i Pawła Zalewskiego miało „przykryć” prezentację „Nowego Ładu” Prawa i Sprawiedliwości, to cena jest dość wysoka, a to zapewne tylko przedsmak tego co nas czeka, skoro właśnie inny lider PO rozpoczął w Opolu biesiadowanie na skrzynkach i nie są to bynajmniej narady pracowników sadu przed zbiorem jabłek. Borys Budka idzie jak burza, co więcej, to szybkie cięcie konserwatywnego skrzydła w partii, zamiast wystraszyć innych buntowników, może jedynie przyspieszyć dekonstrukcję największej partii opozycyjnej w polskim parlamencie. Borys Budka wychodzi z wielkiej polityki, choć tak bardzo chce być w niej wielkim aktorem, głównym rozgrywającym. Zdezorientowanym mieszkańcom Wilanowa pozostaje dzisiaj tylko siąść po północy w restauracyjnych ogródkach i podjąć życiową decyzję: Szymon albo Rafał. Rafał oczywiście pokona Szymona, ponieważ on z kolei jest uosobieniem ideału wyborców PO. Im mniej zajmuje się Warszawą, a właściwie to przecież wcale, tym bardziej jest idealny. Im więcej i częściej mówi „to rząd”, „obalić PiS”, „natychmiast”, tym większe budzi zaufanie i aplauz. Pomysłu na Polskę i rządzenie nie ma, ale przecież Platforma w tej konwencji rządziła osiem lat i było całkiem fajnie, Była wtedy fajna Polska, co zauważył Tomasz Lis. Tylko romantyczna Monika Olejnik martwi się jeszcze na serio na łamach „Wyborczej”, co to się dzieje z tą Platformą. A nic takiego: - Zmiany, zmiany, zmiany – jak mówił Dydała do Krzakoskiego w „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”.


sobota, 8 maja 2021

Niewielkie smutki Borysa Budki

 Problemem Borysa Budki jest to, że zupełnie, ale to zupełnie, nie dostrzega swojej tragikomicznej sytuacji, w jakiej się znalazł ostatecznie po wtorkowym głosowaniu w Sejmie. Bo ta sytuacja była tragikomiczna już wcześniej, ale nie na tak dużą skalę. Nie jest to tylko efekt przysłowiowej „bańki”, w której dziś funkcjonują i politycy, i większość mediów, ba, znajduje się w niej nawet niemała cześć wyborców, zarówno tych od PiS i tych od PO. Dlatego można rzec, że niewielkie są smutki Borysa Budki, ponieważ nie będąc ani strategiem, ani wybitnym myślicielem politycznym, uważa najpewniej, że to co się wokół niego dzieje od kilku dni jest tylko chwilowym regresem, niewielką, wewnętrzną depresją działaczy jego partii. Borys Budka nie jest ogrywany tylko przez PiS, on jest cały czas ogrywany zarówno przez Rafała Trzaskowskiego, jaki i przez Grzegorza Schetynę. Mówiąc wprost, nikt tam nie traktuje już obecnego szefa poważnie. W tym sensie, nawet szkoda człowieka, że cały czas wydaje mu się, że czymś steruje, a tymczasem to nim sterują, z różnych zresztą stron sceny politycznej. Politycy Platformy chodzą po studiach telewizyjnych i zapewniają, że linia partii jest słuszna, tymczasem wiedzą doskonale, że PO czeka przebudowa i to na wielką skalę.

Gdyby było naprawdę inaczej, Koalicja Obywatelska od czasu przegranych wyborów prezydenckich zrobiłaby choć jeden krok w kierunku uporządkowania swoich szeregów, wytyczenia sobie jakichkolwiek celów ideowych, politycznych, oczywiście poza obaleniem rządu. Postąpiłaby w ten sposób każda racjonalna partia, a przecież PO nie jest zgrupowaniem wariatów. Tymczasem, powstał ruch „Wspólna Polska” Rafała Trzaskowskiego, w sukurs idzie mu projekt „Campus Polska Przyszłości”, i to wszystko ma niby działać na rzecz jedności Platformy? Także spotkania Trzaskowski – Biedroń? Głosowanie (w praktyce) przeciw ratyfikacji Funduszu Odbudowy?


Wygląda to trochę tak, jakby ktoś skutecznie dążył do tego, by toczący się jeszcze całkiem nieźle po drodze samochód, rozebrać na części i to w trakcie jego jazdy. Demontaż już się rozpoczął, ponieważ PO nie spełniła oczekiwań nie tyle swoich wyborców, co swoich przeróżnych mocodawców, zarówno tych wewnętrznych jak i zewnętrznych. Przesadą jest twierdzenie, że Platforma za chwilę się rozsypie, że wszyscy pójdą do Hołowni, albo do nowej formacji Trzaskowskiego. To jest duża organizacja, z szerokimi kadrami i co najmniej wątpliwe są zachwyty i strzelające korki od szampana po prawej stronie. W gruncie rzeczy, dla obozu władzy najlepszy jest ten permanentny marazm w Koalicji Obywatelskiej, przepychanki i wzajemne podgryzanie się liderów. Tym bardziej, że Lewica zrobiła krok w bok i nie jest wykluczone, że w jakiejś części jest skłonna na kolejne rundy rozmów z PiS. To się może nie podobać twardemu elektoratowi Prawa i Sprawiedliwości (także Lewicy), ale patrząc realnie na ruchy odśrodkowe w Zjednoczonej Prawicy, o wiele ważniejsze jest w tym momencie stabilizowanie sytuacji politycznej w Polsce i powrót do szybkiego wzrostu gospodarczego. Bo trzeba gonić, trzeba nadal gonić najbogatsze kraje Zachodu i to wcale nie po to, by je tylko dogonić, ale po to, by w efekcie, pod koniec tej dekady, realnie współdecydować o losach Unii Europejskiej i Europy, być po prostu ważnym partnerem do rozmów, takim, bez udziału którego nie podejmuje się ważnych decyzji. I doprowadzić do sytuacji, w której Berlin i Paryż, ale także Moskwa, nie będą rozgrywały meczu na naszym terenie, bez naszego udziału. Wystarczy już tego – można powiedzieć. Pojawiła się naprawdę realna szansa na to, żeby ograniczyć wpływ sił zewnętrznych na polską rzeczywistość.


Można wątpić, żeby Borys Budka miał tego świadomość, ale taką świadomość mają Rafał Trzaskowski i Donald Tusk. Mają ją też wszyscy ci na Zachodzie, którym do uprawianej od dekad gry geopolitycznej, Polska jest zupełnie niepotrzebna, wprost przeciwnie, przeszkadza im w budowaniu nowej Europy. Jakiej? Tu już są różnice zdań: od rosyjsko – niemieckiego duopolu po mityczną federalizację Unii czy wreszcie jeszcze szerszy projekt „zjednoczonej” Europy od Uralu po Madryt. Jeśli PiS, a w zasadzie Jarosław Kaczyński dał sygnał, że możemy wziąć udział w tej grze na jeszcze bardziej zintegrowaną Europę, to można chyba założyć, że stało się tak, ponieważ mamy szansę być w tym nowym układzie politycznym i instytucjonalnym istotnym graczem, a nie dlatego, żeby oddawać jeszcze więcej swojej suwerenności i ryzykować spłacanie długów za innych. Być może właśnie dlatego Lewica zasiadła do stołu, bo ten ruch może zaprocentować nie tylko w kontekście wyborów parlamentarnych.

Tym wszystkim kłótniom i nieporozumieniom z ostatnich dni i tygodni, trochę z boku przygląda się Ruch 2050 Szymona Hołowni, który lawiruje, kombinuje, uśmiecha się do każdego, kogo spotka na drodze, no może z wyjątkiem Konfederacji. I niestety, jest to kolejna mutacja, kolejna poczwara polityczna III RP, która chciałaby kontynuować kurs Donalda Tuska, podjęty w 2007 roku, oprawiony jedynie w zielone ramy chwytające młody elektorat. Przez to właśnie ruch ten, o ile utrzyma swoje wysokie dziś notowania, jest o wiele groźniejszy dla Polski niż Platforma Obywatelska. Stąd i i nie tylko stąd, naprawdę, niewielkie są smutki nie tylko Borysa Budki, ale całej PO.