Ale news! Premier nie może żyć w jednym
państwie z Jarosławem Kaczyńskim. To wiemy już od dawna, nie wiemy
jedynie co zrobiłby sam ze sobą, gdyby Jarosław Kaczyński z jakiegoś
powodu opuścił Polskę. O tym, że doszło do wybuchu, wiemy od dłuższego
czasu, a Konferencja Smoleńska postawiła w tej sprawie prawdziwą kropkę
nad i. Prokurator Szeląg niczemu tak naprawdę nie zaprzeczył, ale
premier uznał za stosowne mówić o antypaństwowych działaniach opozycji,
po czym dociskany skrył się za Grasiem, a Graś skrył się za własnym,
chamskim zachowaniem wobec dziennikarza. Cała ta operacja „Trotyl”,
jeśli byłaby rzeczywiście inspirowaną przez rząd prowokacją, nie ma
większego sensu, bo co niby miał osiągnąć dzięki niej Donald Tusk, poza
podgrzaniem atmosfery w Polsce, która i tak już jest napięta,
bynajmniej nie z powodu samego Smoleńska? Jeśli zależy mu na tym, to
tylko w kontekście Święta Niepodległości, bo nie ma raczej innych
logicznych powodów. Widać inne rzeczy. Mieliśmy nerwową reakcję
prokuratury, znerwicowani są też liderzy PO, tak jakby nie wiedzieli,
czy jutro wzejdzie słońce. Do tego wszystkiego, widać coś jeszcze, o
czym chciałem pisać dziś rano: Donald Tusk przestał dbać o PR, zupełnie
tak, jakby słupki poparcia dla niego i rządu nie miały już żadnego
znaczenia. Są tego efekty. Tylko 1% Polaków popiera zdecydowana rząd
Donalda Tuska. To jest już wynik gorszy od ekip Buzka i Millera, a
wydawało się, że gorzej być nie może.
Ten wyjątkowy brak dbałości o poparcie
społeczne może wynikać z trzech różnych powodów. Po pierwsze, Donald
Tusk i tak planuje jakieś przesilenie, na przykład po burzliwych
obchodach Święta Niepodległości i jest mu teraz wszystko jedno, co
dzieje się ze słupkami poparcia. Po drugie, zdaje sobie sprawę z tego,
że los jego ekipy został już przesądzony, że to tylko kwestia czasu,
jak opuści Aleje Ujazdowskie. I wreszcie może być tak, że jest po prostu
bezradny, że nie panuje już nad sytuacją, a tak zwane domknięcie układu
politycznego stało się tylko mrzonką. To, co dzieje się w ostatnich
dniach i tygodniach w Polsce dowodzi , że tego rządu w zasadzie już nie
ma, to znaczy może on formalnie i jest, ale wszyscy sobie wokół tańczą,
jakby go w ogóle nie było. Zachowanie się samego premiera podczas
konferencji prasowej jest tego najlepszym dowodem. Nerwy na twarzy,
wymuszony uśmiech, rozbiegane oczy, zresztą niby dlaczego miałoby być
inaczej. Prawda o 10 kwietnia wychodzi na jaw, a to dopiero początek.
Przecież premier wie, że nie ucieknie od odpowiedzialności, zarówno on,
jak i całe jego otoczenie. Z czego więc ma się cieszyć? Z czego ma się
cieszyć jego partia, która przejdzie do historii jako ugrupowanie, które
kryło prawdę o zamachu. Na tej podstawie zresztą, PO kwalifikuje się do
delegalizacji. Ale może będzie to zbędne, może sama się rozpadnie, gdy
tylko zapadną pierwsze wyroki w sprawie Zamachu Smoleńskiego. Zgoda,
podchodźmy do 10/4 bez emocji, z rozwagą, ale poza dzisiejszym artykułem
w „Rzeczpospolitej”, jak najbardziej rzetelnym, mamy „samobójczą”
śmierć chor. Remigiusza Musia, prywatną ekspertyzę świadczącą o
obecności materiałów wybuchowych na ubraniu jednej z ofiar katastrofy,
oraz zgodną opinię kilkudziesięciu naukowców z Polski i zagranicy, że
ich badania przemawiają za wybuchem na pokładzie TU – 154 M. Jeśli więc
Donald Tusk nie może już z Jarosławem Kaczyńskim żyć w jednym państwie,
niech pokaże na koniec choć jeden przekonujący dowód, że nie było
żadnego zamachu, chociaż tyle, ale z jednym wyjątkiem: już nic na temat
brzozy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz