sobota, 30 kwietnia 2016

Zamiast opozycji, obóz nienawiści

Z niewiadomych powodów, ciągle jeszcze w przestrzeni publicznej używa się słowa opozycja w odniesieniu do Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej oraz KOD-u. Normalna opozycja, z samego założenia, podważa i krytykuje politykę rządu, ale jednocześnie mówi, jaki ma plan alternatywny dla państwa. Tego podstawowego wymogu nie spełnia ani PO, ani Nowoczesna, KOD na razie zostawmy. Patrząc całkowicie bezstronnie, bez owej mitycznej już pisowskiej zaciekłości, w Polsce nie ma silnej opozycji politycznej, są tylko jakieś lewicowe strzępy i Janusz Korwin - Mikke. Reszta, z wyjątkiem Kukiza, to formujący się z dnia na dzień obóz nienawiści. Sojusz, jaki PO i N zawarła z prywatnymi mediami, nie zajmuje się niczym innym, poza chęcią obrzydzenia wszystkiego, co zaledwie kojarzy się tylko z partią rządzącą.  Obóz ten wspierają jak mogą media niemieckie i kilku zachodnich polityków, z których Martin Schulz - człowiek z wieszakiem aborcyjnym - jest przykładem zupełnie wyjątkowym, no szef Parlamentu Europejskiego jednak, a nie jakaś "Neonówka". 

Ten obóz nienawiści już powoli krzepnie, a absurdalny spęd planowany na 7 maja to będzie coś w rodzaju inicjacji tej ostatniej postkomunistycznej sekty. Właśnie postkomunistycznej, bo cała historia III RP to historia losów postkomunizmu pod sztandarami demokracji ze służbami specjalnymi w tle. To ciągłe powoływanie się na swoje zasługi w walce z reżimem, niektórych liderów dawnej opozycji, jest więcej niż żenujące. Co Wałęsa albo Frasyniuk zrobili, wymiernie, bardzo konkretnie, dla ludzi podziemia zostawionych po 1989 roku samym sobie? Nic. Wtopili się idealnie w ten nowy układ, zakładając, że kapitalizm państwowy i wszechwładna dominacja zagranicznych koncernów, które dominują dziś w Polsce, to koniec historii, a nowe elity będą oświecały niedojrzały naród, że dalej nic już nie ma, że to jest kres naszych aspiracji. Tymczasem historia, jak zwykle zresztą, przypomniała o sobie okrutnie i dziś cały Zachód rozsypuje się w proch, ponieważ bankrutuje oświeceniowa idea postępu, choć nie bankrutują oczywiście liberalne i lewackie siły polityczne, które uparcie dążą do ostatecznego pokonania chrześcijaństwa. Co by nie mówić, Polska się wyłamuje z tego szaleństwa, Polska nie chce niby uchodźców, Polacy chcą żyć nowocześnie i dostatnio, ale nie zamierzają rezygnować z tradycji. Rzecz jasna nie wszyscy.  
   
Mędrcy obozu nienawiści doskonale wiedzą i widzą, że Platforma się nie podniesie, że to jest polityczny bankrut. Nowoczesna, nie tylko z racji Ryszarda Petru, jest jednak niewypałem, a obracający się Kukiz` 15 jeszcze nawet nie wie, dokąd zmierza. Dlatego tak bardzo potrzebne jest nowe spoiwo, nowa struktura, nowa, niekonwencjonalna organizacja. Spoiwem jest nienawiść do Prawa i Sprawiedliwości, wyborców tej partii i do wartości narodowych, które są fundamentem dla całego obozu władzy. Celem jest natomiast jak najbardziej aksamitny zamach stanu, bo jakikolwiek inny jest dziś na szczęście niemożliwy. Nawet przy wsparciu Zachodu. Coś konkretnego ma i pewnie musi się wyłonić po 7 maja, bo inaczej będzie pozamiatane. Rola KOD- u w tym projekcie jest w zasadzie żadna. To tylko porządkowi, nie ma tam tak naprawdę żadnego lidera, żadnej myśli, jest tylko hałas. Po prostu róbmy hałas, to jest jedyne zadanie ludzi Kijowskiego. Chętnych i sfrustrowanych emerytów, "zrozpaczonych" warszawskich inteligentów nie brakuje, ale o zamachu stanu to oni nie mają najmniejszego pojęcia. 

Kluczową rolę w budowaniu atmosfery nienawiści, wojny z rządem i prezydentem odgrywają prywatne media. Ich nazwy są dobrze znane, więc szkoda czasu na wyliczankę. Ale liderem tej wielkiej krucjaty przeciwko PiS i znacznej części naszego społeczeństwa jest bez wątpienia stacja TVN. Od 15 do 20 minut, "Fakty" o 19.00., każdego dnia, od wielu tygodni, zajmują się tylko i wyłącznie praniem mózgów swoich widzów. Chodzi o to, żeby oni w ogóle nie myśleli, tylko żeby nienawidzili. Nie tylko Jarosława Kaczyńskiego.To byłoby zbyt piękne. Czy robią to świadomie czy nie, im chodzi o to, żeby oni nienawidzili nas, dużej części narodu polskiego, a także naszych poglądów i naszych tradycji. Tak jakby na serio wzięli słowa Tuska, że "polskość to nienormalność". I wszystko dzieje się to w sytuacji, gdy naprawdę i nasza polskość jest zagrożona i nasza Polska jest zagrożona. Zresztą poczucia bezpieczeństwa nie ma już dziś w całej Europie. 

Nienawiść jest na razie jedynym spoiwem, poza oczywistą chęcią odzyskania władzy. Trzeba więc jeszcze do tego dorobić jakąś ideologię. Dotąd była to obrona demokracji i TK, ale za kilka miesięcy tematu nie będzie. Są tylko dwa wyjścia: albo wielka prowokacja, niekonieczne od wewnątrz, albo wygenerowanie nowej formacji politycznej potrafiącej zmierzyć się z Jarosławem Kaczyńskim. Słuchając rozpaczliwych dyskusji w obozie nienawiści na ten temat, to widać na razie jedynie bezradność.Dlatego być może, tak stanowczo, Jarosław Kaczyński domaga się szybszego tempa zmian. W końcu, nawet niedowiarkowie, jakaś ich część, przekonają się, że to jest dobra zmiana także dla nich, jeśli tylko wyjrzą poza czubek własnego nosa.  

piątek, 29 kwietnia 2016

Ideolodzy KOD odzyskują państwo

Przesunąć, wykosić, ukręcić łeb, załatwić kogoś- to Grzegorz Schetyna. Zamknąć się w kuchni i ugotować zupę - to Ewa Kopacz. Zarechotać i zakpić - to Adam Szejnfeld. Niszczenie wszystkiego przez PiS i brutalny zamach - to już artysta Borys Budka, a jest jeszcze roztargniony narcyz Ryszard Petru. Programu dla Polski nie mają, bo go nigdy nie było. Jest tylko przemożna chęć dokonania zamachu stanu, czyli odzyskania państwa przez tak zwane elity zrodzone z bólu po PRL-u. Przygotowania trwają pełną parą. Podobno nie ma już biletów na pociągi z Krakowa do Warszawy na 7 maja. Wieje więc optymizmem, ale przecież wiadomo, że kolejny marsz wstrząśniętych niewiele zmieni, że nie obali się nim tej znienawidzonej władzy. Ale trzeba mieć wizję, trzeba natchnąć ludzi, by poszli o krok dalej. Jak? Tego właśnie nie wiadomo. I dlatego, już kilka miesięcy temu, powołano przy KC pion ideologiczny, który wytyczy cele, nada tej walce o wszystko jakiś rys intelektualny.


Do boju (może być że ostatniego) stanęli tak wybitni ideolodzy - bo przecież już nie dziennikarze - jak Tomasz Lis, Jacek Żakowski, Tomasz Wołek czy Wiesław Władyka. Tworzą oni nieformalny komitet centralny KOD. Bo sam Kijowski, nawet z Dorotą Warakomską całego planu nie opracują. Pion ideologiczny ma pełne poparcie TVN, "Faktu" , GW, TOK FM oraz niezliczonej armii ośrodków medialnych na Zachodzie. One wspierają opozycję i całkiem serio traktowany zamach stanu w Polsce jak mogą - razem Schulzem, Komisja Wenecką, PE i G. Verhofstadtem.  Ale gotowej instrukcji na odzyskanie państwa to oni nie mają. Ta wymieniona powyżej czwórka, to prawdziwa szpica III RP, bez najmniejszego cienia ironii. Oni serio myślą o tym, jak ten zamach stanu przeprowadzić, dlatego ich dyskusje to prawdziwa intelektualna uczta. Przede wszystkim kadry. 






Liderzy polityczni opozycji są w sprawie odzyskania koryta bezradni, wręcz beznadziejni, bez żadnego konceptu. Nie było i nie ma ani jednej propozycji skierowanej choćby i do własnego elektoratu, poza hasłem zniszczenia lub "rozstrzelania PiS-u". Pion ideologiczny buntu "elit" się nie da i słusznie zauważa, że w końcu te marsze się znudzą, PiS przetrwa nawałnicę, a w grudniu z rąk wypadnie najważniejsze narzędzie rozróby służące do demontażu demokracji, czyli sam jej "strażnik"  - Trybunał Konstytucyjny. Czwórka bezkompromisowych mędrców zgadza się z tym, że w tej trudnej, dla elit III RP, sytuacji, trzeba najpierw "ujawnić obywatelom co jest demokracja". To już pachnie jakąś katastrofą. Po pierwsze, wynika z tego, że demokracja jest ukryta w głowach Lisa, Wielowieyskiej i Pochanke, i z jakichś powodów, do tej pory, nie chcieli ujawnić obywatelom czym ta demokracja w ogóle jest. W sumie to straszna wiadomość. Ale jak Ideolodzy ujawnią, co to jest demokracja, to wtedy zamach stanu na demokrację się uda. To jest proste i genialne, a wniosek jak najbardziej logiczny, bo jak można obalić demokrację, uprzednio nie wiedząc, co mamy do diabła obalać?! A bydło się panoszy jak nigdy, by użyć określenia nieżyjącego już autorytetu.


Ideolog Lis, subtelny inteligent od  "morderców cywili", przekonuje kolegów i słuchaczy TOK FM, że trzeba znaleźć bardziej dotkliwe dla władzy sposoby protestu. Barykady, blokady, Haubice, nie wiadomo. Nie ujawnił jakie to sposoby, bo to ma być oczywiście tajna broń Antypisu. Ale ważna jest stała gotowość do walki ze złem. To już jest coś. Bycie w ciągłej gotowości to połowa sukcesu. To, co powinno napawać optymizmem z radiowych narad ideologów elitarnej szpicy KOD, to fakt, że nie są wolni od słów samokrytyki. Żakowski na przykład powiada, "że ta tkanka społeczna (KOD) musi przybrać jakąś formę intelektualną, bo dziś jest jeszcze pulpetowata". On to powiedział! Więcej, stwierdził, że "dziś jesteśmy jeszcze w fazie motłochu", to znaczy oni, nie PiS. To już jest jednak chyba lekka przesada. Pulpetowatość widać, ale po to jest chyba codzienna porcja nienawiści, żeby w końcu ta elitarna tkanka z marnego pulpeta przekształciła się w mięsistego kotleta. Na razie, chyba wszyscy czekamy w wielkim napięciu na ujawnienie społeczeństwu co to jest demokracja. - Borys, Ty bądź w gotowości!  

czwartek, 28 kwietnia 2016

Robienie kretyna na czarno i na biało

Beata Szydło po 6 minutach wyszła z siedziby PiS przy Nowogrodzkiej - donosi "Fakt". Kubeł zimnej wody po ujawnieniu słuchowiska Graś- Kulczyk wystarczył, żeby teraz ludzie "Faktu" nie odstępowali Pani Premier na krok, w trosce o jak najlepszy jej wizerunek. Kiedyś to były jednak dobre czasy, czyli w latach 2005 - 2007. Co najwyżej filmowano buty Jarosława Kaczyńskiego i straszono IV RP. Teraz każdego dnia, od rana do wieczora, trwa nieustający przekaz o niszczeniu wymiaru sprawiedliwości, o brutalnym zgwałceniu Konstytucji RP, o katastrofie wizerunkowej Polski, rychłym upadku złotego i trwającej już dyktaturze. Rozpoczęły się działania, tym razem jawnej, agentury niemieckiej w Polsce, opłacanej przez niemieckie koncerny medialne, a nienawiść do PiS jest większa od nienawiści do zwykłych morderców. TVN i koncern Agora S.A. traktują swoich odbiorców jak zwykłych kretynów, czy słusznie, to się dopiero okaże.

Na razie, przynosi to taki efekt, że jakakolwiek rozmowa na argumenty z wyborcą Platformy nie ma najmniejszego sensu. On po prostu pokochał Polskę, w której prezes dużej spółki Skarbu Państwa co miesiąc wydaje 50 tysięcy złotych na cele reprezentacyjne i nikt nie ma nawet wglądu w te rachunki, w których widnieje na przykład zakup zegarka za trzydzieści tysięcy złotych. To jest jego Polska, właśnie dojna. Ponieważ często i gęsto, sam trochę doił swój kraj jako beneficjent niebywałych wręcz cudownych zmian Tuska, zderzenie się z partią, które chce silnego i sprawnego państwa, staje się dla niego śmiertelnym zagrożeniem. On uznał, że polskość i patriotyzm, polskie koncerny i kopalnie, polska tradycja są mu do niczego niepotrzebne, to jest zwykły złom i w ogóle wstyd, bo w tym polskim kotle mieszają się tylko antysemityzm z faszyzmem oraz zacofanie z jak najgorzej pojętą wiochą. Owszem, może i mamy się czym  pochwalić, ale tylko wtedy, jeśli pochwali to najpierw Zachód. Brednie, kłamstwa, manipulacje, obelgi płynące z medialnych kołchozów chłonie jako prawdy objawione. Zero refleksji. A jeśli już czasami, coś tam mu nie pasuje do końca, to stosuje metodę wyparcia. Wszystko co czarne, było za rządów PO białe, a wszystko co białe (ewentualnie!) za rządów PiS i tak jest czarne. Jarosław Kaczyński wypowiedział więc dawno temu prorocze słowa, nie mylił się. Tak chcą nam urządzić Polskę kłamcy i manipulatorzy.       


To nie jest surowa ocena, ani przejaw niechęci do wyborców PO, czy szerzej mówiąc, zadowolonych do bólu i do łez radości z III RP. Niezależnie od tego, czy jest to nauczycielka czy profesor uniwersytetu, stopień wchłaniania tej prymitywnej propagandy jest wręcz niebywały. Hejt z Internetu trafił do codziennego katalogu wyzwisk dużej grupy Polaków kierowanych do Prezydenta, Premier i Jarosława Kaczyńskiego, i jest nawet bardziej zaciekły od tego w sieci, wystarczy rozpocząć rozmowę. Żyć, żyć, pięknie lekko żyć jak za Tuska. Bo było wygodnie, bo Polska była w budowie, a teraz jest na skraju rozpadu i wojny domowej. To jest jawna, psychiczna masakra części społeczeństwa realizowana przez  zdegenerowane media, która to część już nie zobaczy chyba jak jest naprawdę. Nawet nie pomyśli, że ten PiS może jednak coś dobrego robi, bo przecież nikt nie oczekuje od wyborców Platformy powszechnego aplauzu dla Kaczyńskiego. Trwa już kilka dobre kilka lat, ale teraz na wielką skalą, robienie kretynów z ludzi jednak myślących, żyjących wśród nas, którzy mają za 10 dni wyjść na ulicę i obalić PiS. Bo inaczej się nie da. 



Czas działa wybitnie na niekorzyść KOD, Komisji Europejskiej, Niemiec i PO i N. Trzeba się spieszyć, bo będzie za późno. Wyborcy PiS-u też reagują czasami emocjonalnie, ale czy można inaczej, skoro sąsiad widzi tylko kawałki najdroższych w Europie autostrad, ale nie pyta swojej partii, gdzie zniknęło przy ich budowie 20 miliardów złotych? Co ci odpowiedzą Pisowcu? No może tak i było, ale trzeba to sprawdzić, wiele jednak zrobiono, a teraz co? Wymachujemy szabelką i będzie w końcu wojna z Rosją. I Ty Pisowcu już nie wiesz tak jak oni, czy my w końcu razem z Putinem, sojusznikiem Kaczyńskiego, będziemy szli na Niemcy, czy z Niemcami i Rosją zaatakujemy sami siebie. Robienie wody z mózgu to za mało powiedziane.       

środa, 27 kwietnia 2016

Luciani Luciano z rodu Veneziano

Komisja Wenecka znowu w Polsce. Na lotnisku delegację powitali byli prezydenci, byli ministrowie, byli opozycjoniści oraz ci, co byli. Luciani Luciano z rodu Veneziano (LLV), szef zespołu interwencyjnego komisji powiedział, że od 7 lutego tego roku z troską patrzy na to, jak w Polsce działa policja, kiedy nowa ustawa weszła w życie. - Jesteśmy dumni, ale też jesteśmy zastraszani - powiedziała młoda mieszkanka Warszawy Patrycja Fejs, walcząca jeszcze w latach pięćdziesiątych ze zbrojnym podziemiem. Elita Polski razem z delegacją udała się następnie na rozmowy do Pałacyku Sobańskich, by odczarować to miejsce i wyrazić jednocześnie protest przeciwko podsłuchom. 

-Dochodzą do Wenecji i do Strasburga niepokojące informacje o skali inwigilacji w Internecie przez służby policyjne nacjonalistycznego rządu w Warszawie. By nie być gołosłownym, powiem, że ze skargą zwrócił się do nas Remigiusz C., który chciał kupić w sieci azotan amonu i trochę innych wybuchowych nawozów sztucznych. Transakcję zablokowała polska ABW. Tymczasem, okazało się, że jest to rolnik spod Sierpca.., jednocześnie aktywny działacz KOD i PO, co chyba jednoznacznie wskazuje na kontekst polityczny i prześladowanie opozycji- mówił LLV.  Nie chcę przesądzać naszej opinii o nowej ustawie policyjnej, ale to co się dzieje budzi grozę, szczególnie we Włoszech, kraju wolnym zawsze od zamachów, inwigilacji, faszyzmu, mafii, lewicowego terroryzmu i korupcji! - zakończył swoje wystąpienie sędzia Luciano Luciani. Gromkie brawa, ale i westchnienie ulgi rozległo się po sali. - Cieszymy się - mówiła przedstawicielka organizacji broniących praw człowieka w Polsce i na Kubie. Łamiącym głosem dodała: - Jak mam cokolwiek napisać w sieci, jeśli ciągle jestem przez nich podglądana? Jak? - pytanie zawisło w powietrzu, ale ściągnął je na ziemię szybkim ruchem dłoni Mateusz Kijowski. Oklaski. 
     
Trzeba odnotować, że delegacja Komisji Weneckiej odmówiła specjalnej ochrony ze strony pisowskiej policji, obawiając się, że jej rozmowy z opozycją będą cały czas nagrywane. Bezpieczeństwo, wybitnym gościom zapewniła Straż Obywatelska "Wicher Wolności". Z pałacyku komisja pojechała do Hanny Gronkiewicz - Waltz, która w ostatnich dniach szczególnie odczuła agresję ze strony służb specjalnych. LLV był zdumiony obecnością CBA w warszawskim ratuszu. - Nic nie chcę przesądzać, ale to wygląda mi na prowokację - mówił Luciano. Obok płakała młoda urzędniczka Klaudia Homarek z referatu nieruchomości. - Miałam rezerwację na wakacje do Włoch i mi ją skasowali! - żaliła się wybitnym sędziom. Sędzia Klaus Raugendorf zareagował ostro: - W Niemczech, kraju, w którym nigdy nie było i nie ma zamachów, faszyzmu, napaści na obcokrajowców, lewicowego terroryzmu, antysemityzmu, w którym nie było polskich obozów koncentracyjnych, gwałtów na kobietach ani żadnych w ogóle nacisków na cokolwiek, otóż u nas jest to nie do pomyślenia!!! Do nas każdy może przyjechać sobie z azotanem amonu, bo wszyscy uchodźcy chcą uprawiać fachowo niemiecką ziemię i uczciwie pracować! - podkreślił Raugendorf. Były oklaski, a Prezydent Warszawy wręczyła gościom listę polskich antysemitów. - Nie chcemy przesądzać sprawy - mówił norweski sędzia Jorgen Gunst, ale w naszym kraju, w którym nigdy nie było ...... - zawiesił głos i nie musiał dokończyć zdania. - Jest to wszystko nie do pomyślenia Panie Sędzio, wiemy - dodała dumnie, inteligentnie HGW i wręczyła mu listę 795  tysięcy najbardziej zajadłych polskich antysemitów. To pionierskie dzieło - dodał Paweł Wroński z "Gazety Wyborczej".


Pięcioosobowa delegacja udała się następnie do Miejskiej Biblioteki Publicznej, żeby zapoznać się z tym, co dzieje się w polskim Internecie. Przeglądanie portali prawicowych trwało ponad trzy godziny. To, co ujrzeli nasi dziennikarze po wyjściu z biblioteki, było, można powiedzieć, wstrząsające! Luciano miał zakrytą twarz, być może krył łzy, być może wściekłość. Raugendorf, jak to Niemiec, wyszedł do dziennikarzy i wyraził się precyzyjnie: - To bolesne, to bardzo bolesne, ale, niestety, nie możemy zamknąć tego faszystowskiego ścieku, zdelegalizować tego wszystkiego, bo działają zgodnie z prawem, niestety, z polskim pisowskim prawem. Ja? Rozumiemy się? - Ja, ja - odpowiedział Tytus Kita z Newsweeka. Teraz delegacja pięciu sędziów je kolację wydaną przez byłych prezydentów. Zachowano szczególne środki ostrożności. Telefony zostawiono u szatniarza, a elity i goście siedzą przy stole w specjalnej szklanej klatce. Nie wiadomo czy dojdzie do spotkania z przedstawicielami polskiego rządu, ale nawet jeśli tak, to, bądźmy szczerzy, nie mają już nic na swoją obronę. Przy okazji informujemy, że Dział Manifestacji PO wstrzymał sprzedaż pochodni na 7 maja, po jasnej wypowiedzi Grzegorza Schetyny, że ulica nie musi oznaczać pochodni.


"Gazeta Obywatelska"         

wtorek, 26 kwietnia 2016

Manifest Mędrców Okrągłego Stołu

Jeśli tajna instrukcja doprowadzenia do upadku rządów Prawa i Sprawiedliwości, poprzez obywatelskie nieposłuszeństwo (ulica, KOD), oraz jeszcze większy nacisk obcych państw na Polskę jest publikowana jako list otwarty do Polaków i obywateli całego świata, to trzeba się zastanowić dlaczego? Z jakiego powodu? Przecież nie publikuje się wezwania do rozpoczęcia wojny domowej, z użyciem i wsparciem sił zewnętrznych, w normalnych cywilizowanych krajach, a jeśli nawet od 25 października 2015 roku już takim krajem nie jesteśmy przez ten straszny PiS, to przynajmniej nie powinni tego robić najbardziej demokratyczni obywatele III RP, jej prawdziwi mędrcy, mędrcy okrągłego stołu, żyjący i myślący.  Nie wprost, ale poprzez "aksamitną" retorykę, wzywają opozycję, NATO ("struktury euroatlantyckie") oraz Unię Europejską do wytrwałej walki z postępującą w Polsce dyktaturą, co prawda wybraną przez Polaków, ale mającą tylko niewielką większość w Sejmie - jak zauważają strażnicy demokracji, a może raczej należałoby ich nazwać pancernikami upadłego systemu, albo pancernikami III RP. Bo ten system rządów, opartych na teoretycznym państwie i dobrobycie dla wybranych, odchodzi powoli w przeszłość, a powinien odchodzić znacznie szybciej, co otwarcie dał ostatnio do zrozumienia Jarosław Kaczyński.

List podpisany przez trzech byłych prezydentów, byłego premiera, byłych ministrów oraz opozycjonistów jest utkany z mało groźnych słów, przynajmniej niegroźnie na pozór brzmiących, ale symbolicznie to jest coś, co można tylko nazwać odłączeniem się tych ludzi od Polski; będącej w bardzo dobrej kondycji gospodarczej, z rządem, który słucha wreszcie społeczeństwa. Dlatego zresztą, między innymi,  PiS wygrał wybory.  Dziesięć autorytetów i pancerników III RP zrobiło coś, co wcześniej nie padało tak oficjalnie z ust polityków opozycji: oni podziękowali Zachodowi za troskę o los demokracji w Polsce, podczas gdy tak naprawdę, podziękowali za jawne wtrącanie się w wewnętrzne sprawy Polski, groźby i naciski na rząd w Warszawie czy niewybredne epitety niemieckiej prasy. Co myślą dziś Czesi i Węgrzy o tych, co dziękowali u nich za interwencję zbrojną Sowietów, co my mamy myśleć o tym liście? Bo on jest jawnym zerwaniem więzów z Polską jako Polską, a nie jakimś rodzajem troski czy obawy przed skutkami rządów Prawa i Sprawiedliwości, ten tekst w swojej wymowie idzie znacznie dalej, podważa demokratyczne wybory, mówi się w nim wprost, że należy przywrócić demokrację, czyli teraz jej nie ma. 

Czegoś tak kuriozalnego i w sumie groźnego, ale raczej o marnych skutkach politycznych, dawno i w Polsce i w Europie nie było. Można zrozumieć, że Paweł Graś biegnie do kanclerz Merkel, żeby zmieniła mu naczelnego "Faktu", ale tu w końcu przemówiły byłe głowy naszego odrodzonego państwa. No i mamy zapowiedź kryterium ulicznego, bo tak się przecież kończy obywatelskie nieposłuszeństwo. Tajna instrukcja obalenia PiS-u została  ogłoszona dlatego, że zdaniem mędrców, Zachód pójdzie bardzo daleko w powstrzymywaniu w Polsce "faszyzmu", że szykowane są kolejne prowokacje, które mają wywołać silny odwet ze strony radykalnych ugrupowań narodowych, choć najlepszy byłby zapewne atak sił Obrony Terytorialnej na KOD. Im się to marzy. Ani jednego słowa o jakimkolwiek dialogu. Pełna buta, cynizm, fałsz i wyrachowanie, zupełnie tak jakby ten list pisali wspólnie Putin z Merkel, ale mamy, jak widać, zdolnych, rodzimych autorów lub autora. To prawda, że mają czas do wakacji, to prawda, że wyciszają się teraz, nie ma występów KOD-u co sobotę, szykują, zwierają szyki, kupują paliwo do autobusów, bilety kolejowe, flagi, dyktę i farby. W pocie czoła Polska o demokrację woła. 

I to niebywałe wręcz podkręcanie wrogości tych bardziej "zadowolonych" Polaków z III RP do tej niby "Polski pisowskiej".  Trzeba to z całą mocą powtórzyć, że takiej akcji propagandowej nie było w Polsce po 1989 roku, a propaganda stanu wojennego w porównaniu z akcjami Czerskiej i Wiertniczej, to tak jak Commodore 64 w porównaniu ze współczesnym smartfonem. Choć nie ma pułkowników w telewizji i wojsk przy koksownikach, to znakomicie tę rolę wypełniają dziś publicyści upadłego systemu, jego niewątpliwi beneficjenci, czasami nawet bardziej celebryci niż dziennikarze. Ciekawe, co się stanie, jak słynny diler od koki zacznie sypać....

Manifest byłych wielkich III RP brzmi chwilami jak wezwanie do ataku na Pałac Zimowy, no coś z tego ma, tylko język taki gładki. Albo to jest jeden wielki blef, przejaw niemocy, albo za tym listem kryje się autentyczna chęć wywołania rozruchów i jeszcze większej histerii na Zachodzie. Jak na dłoni widać, że kończy się PO, że Petru to jakiś prowokator pisowski, bo jak wytłumaczyć te jego działania, no jak? Hajda na koń, wołają mędrcy okrągłego stołu do elektoratu III RP, ale niestety, od czasu jak zaczął rządzić PiS, prawdziwych koni już nie ma. I ponad tym wszystkim, ponad tym listem, co na to wszystko kobiety z KOD-u, Pani Nowacka, Pani prof. Środa  od zaścianków? Ani jednej kobiety na liście dziesięciu największych autorytetów, ani jednej pancernicy. Moim, skromnym zdaniem, niebywały skandal. Był już Schulz z wieszakiem to może teraz Schulz z biustonoszem. Jak szaleć to szaleć.....  

sobota, 23 kwietnia 2016

Historyczny przełom dla Polski

W tym wielkim politycznym i medialnym zamęcie, jaki trwa od zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości, trzeba się na chwilę zatrzymać, usiąść spokojnie, i na chwilę wyciszyć. Bo narasta jeden wielki szum informacyjny, wzmaga się z każdym dniem, niepojęty, ale tylko pozornie, jeden wielki atak na Polskę. Z wewnątrz i z zewnątrz. Z wywiadu Jarosława Kaczyńskiego dla tygodnika "wSieci" wynika jedno: Lider obozu władzy jest poirytowany samozadowoleniem swoich szeregów, słabym tempem zachodzących zmian i towarzyszącą temu atmosferą, że nasze już jest na górze, że udało się obalić stary układ i teraz mamy z górki. Tymczasem to zaledwie początek drogi pod górę, drogi długiej i pełnej zasadzek, prowokacji i bezczelności przegranych. Nie do końca można ich nazwać zdrajcami Polski, bo żeby być zdrajcą swojej Ojczyzny, trzeba najpierw być Polakiem. A żeby zasłużyć na miano  Polaka, trzeba po prostu kochać Polskę, Polaków, tradycję i własną ziemię, służyć Narodowi, trzeba bronić dobrego imienia Polski poza jej granicami, trzeba zawsze mieć przed oczami swoją Ojczyznę, kiedy występuje się przed Niemcem czy Francuzem. Towarzystwo, które zawłaszczyło Rzeczpospolitą po 1989 roku w swojej zdecydowanej większości nie spełnia tych kryteriów, dodajmy kryteriów rudymentarnych, rozumianych tu jako podstawowe. 


To towarzystwo lubi o sobie mówić, że czują się Polakami, ale są także Europejczykami. Tyle tylko, że bycie Europejczykiem to być skrupulatnym Niemcem czy flegmatycznym Anglikiem, albo szlachetnym Polakiem, bo to nas wyróżnia spośród narodów europejskich, nasza szlachetność, za którą wielokrotnie płaciliśmy wielką cenę. Nie naiwność tylko szlachetność. Ona jest w nas do dziś. Upraszczając jeszcze bardziej, trzeba po prostu kochać Polskę, wtedy dużo więcej widać i łatwiej zrozumieć, i zauważyć, komu jest z Polską nie po drodze. Dlatego nie ma czasu na samozachwyt, na przestój, na radość, że im nie idzie, bo mogą Polskę ograć, oczywiście nie sami. Skala zuchwałości takich ludzi jak Schetyna czy Lewandowski z Brukseli, jest tak  niewyobrażalnie przytłaczająca, że przestaje to nas wzruszać, a ci, którzy na swój sposób czują się Polakami, którzy chcieliby, choćby w karykaturalnych ramach, pomyślnej przyszłości dla Polski, nie zdają sobie sprawy z tego, że wrzeszcząc na to, co robi obóz władzy z końmi i z puszczą, nie widzą, że ci ludzie, którym tak ufają, wspierani przez aparat propagandy nienawiści, prowadzili Polskę do upadku. W 2015 roku przełom jeszcze nie nastąpił, przełom jest dopiero przed nami, jak poznamy prawdę o Smoleńsku, jak stworzymy sprawne państwo dla swoich obywateli, a nie sprawne dla żądań i zachcianek elity, wygodne jedynie dla ich interesów.  To jest fundament naszej niepodległości i narodowej godności.


Przełom nastąpi wtedy, gdy młodzi ludzie zaczną tworzyć zręby nowego państwa, a nie będą żyć w przeświadczeniu, że w Polsce rządzi nadal stara sitwa, ale też - co oczywiste - dojdą do przekonania, że nie rządzi nowa sitwa. Innymi słowy, muszą zobaczyć, przekonać się, że tej nowej władzy chodzi naprawdę o Polskę. Dlatego jest tyle rezerwy i dystansu w słowach Jarosława Kaczyńskiego do tego, co dzieje się w Polsce, dlatego powiedział, że trzeba ruszyć mocno do przodu. Bo to jest przełom, na jaki Polacy zasługują od 70 lat, od momentu, gdy zostali sprzedani Sowietom. Za co? Za śmierć jednej piątej swoich obywateli, za walkę z Niemcami w całej Europie, za swoją szlachetność, niezłomność i odwagę. 

O to toczy się gra - czy wyjdziemy wreszcie do końca, raz na zawsze, z porządku jałtańskiego,  czy zaczniemy, na przykład, rozliczać Europę za zbrodnie wobec Żydów, a nie tłumaczyć się z naszych win, które są ledwie bladym tłem do setek tysięcy bohaterskich czynów, czy z drugiej strony, choćby do tych transportów setek tysięcy Żydów wysyłanych pociągami do niemieckich obozów zagłady przez kolaboracyjny rząd Francji, z pełną świadomością, że jadą po śmierć. Tak właśnie płacimy za naszą szlachetność i tysiące rodzin Ulmów. Jeśli obecnemu obozowi władzy, który chce iść drogą budowy nowego państwa, uczciwego i wolnego od destrukcyjnych obcych wpływów, jeśli PiS ma odnieść zwycięstwo, to trzeba więcej determinacji i wewnętrznej dyscypliny, a mniej radosnego i chwilami wręcz naiwnego przekonania, że oni już wkrótce padną, rozsypią się w proch.


I nie chodzi tu o rozpaczliwy marsz zapowiedziany na 7 maja, tylko o codzienne podkręcanie nienawiści do zachodzących zmian, szczucia "zadowolonych" przeciwko "niezadowolonym". Wystarczy kochać Polskę, ale trzeba być też szlachetnym w stosunku do tych, którzy dziś żyją w przekonaniu, że ludzie jeżdżący do Brukseli robią coś dobrego dla kraju, co nie oznacza wcale biernego wysłuchiwania bredni o zamachu na demokrację. Jakkolwiek zabrzmi to utopijnie, trzeba z tymi ludźmi rozmawiać, przekonywać ich, choć czasami naprawdę ręce opadają. Ale im szybciej ruszymy do przodu, tym większa jest szansa na to, że przynajmniej część z nich zauważy w końcu, że gra toczy się o przyszłość Polski na kolejne 70 lat, a nie o to, czy będzie rządził PiS czy PO. Nawet jeśli z tych działań niewiele wyjdzie, będziemy mogli powiedzieć sobie, że przynajmniej my, nie chcemy trwać dalej w swoich okopach. 


Nie może nas uspokajać bezradność i głupota opozycji, absurdalne zarzuty o faszyzmie i antysemityzmie, bo to jest paliwem dla środowisk nieprzyjaznych Polsce do potęgowania paranoidalnej opinii o Polsce, którą potem żywią się rodzime medialne hieny. One wiedzą, że tu nad Wisłą, żyje jeszcze co najmniej 7 milionów Polaków, wyborców, którzy swoją europejskość postrzegają i definiują przez to, co o Polakach piszą zachodnie media. Prawa i Sprawiedliwości nie stać na miałkość i bylejakość, na wpadki, na nieprzemyślane do końca decyzje i puste obietnice, w ogóle nie stać nas na błędy, choć będą się zdarzały jak wszystkim. Oni mogą mieć swojego Petru, totalnego i zuchwałego Schetynę czy plujących na nas dziennikarzy, o umysłach agitatorów z czasów stanu wojennego. Zresztą w szerzeniu nienawiści zaszli dużo dalej. To jest czas na ostateczne wyjście z komunizmu i z jego spuścizny po 1989 roku, z tej poddańczej mentalności i polityki wstydu. Kościół milczy, karze księdza, który kocha Polskę. To jak jak ją kocha może się hierarchom nie podobać, ale nie zamyka się ust ludziom, dla których Polska jest zawsze na pierwszym miejscu.


Być może było tak, że po zwycięskich wyborach, Jarosław Kaczyński chciał przeprowadzić naprawę państwa etapami, nawet w pewnym kompromisie ze starym układem, w procesie trwającym co najmniej kilka lat. Ale się nie da! Buta, cynizm i brak jakichkolwiek hamulców moralnych w obozie III RP na to nie pozwala. Historyczny przełom w Polsce jest konieczny, jeśli nasze państwo ma przetrwać w świecie, który tak jak my jest na zakręcie, bez wątpienia najpoważniejszym od wybuchu I wojny światowej w 1914 roku, który zakończył stary porządek w Europie. Wtedy, jako naród, dzięki naszej walce i niezłomności odzyskaliśmy własne państwo.    

piątek, 22 kwietnia 2016

Trzeba wstrząsnąć elektoratem albo skoczyć w otchłań

Zadanie wstrząsania elektoratem Platformy i Nowoczesnej nie było i nie jest łatwe od samego zarania rządów Prawa i Sprawiedliwości. To nadludzki wysiłek i pot cieknie z czoła nie tylko Tomasza Lisa i Jacka Żakowskiego. Tyrają w Brukseli, także w pocie czoła Grzegorz Schetyna i Janusz Lewandowski, oni jednak nie tylko chcą wstrząsnąć elektoratem, ale też umocnić swoją pozycję w partii i na arenie międzynarodowej, jako wierni synowie postępowej Europy, a nie katolickiej Polski, z którą, co jakiś czas, wszyscy mają problem! I ten problem chcą rozwiązać wspólnie, ramie w ramię, Martin Schulz, niemieckie media tam i tu, oraz cała armia oddanych sprawie wyjścia z ciemnogrodzkich zasieków publicystów z TVN, tłoka propagandy FM i GW. Bez wstrząśnięcia elektoratem, nazywanym nie do końca trafnie lemingami, problem Polski nie będzie rozwiązany. Są takie dni w tygodniu, że blisko 100% informacji z kraju portale takie jak Onet.pl czy gazeta.pl poświęcają tylko i wyłącznie niewyobrażalnemu złu, jakie PiS wyrządza Polsce i Polakom. W propagandzie antypisowskiej istnieje swoiste sprzężenie zwrotne.

Dziennikarze, jeśli tak można o nich powiedzieć, nakręcają jak mogą elektorat i opozycję, snując rychłą katastrofę, a wtedy rodzące się na nowo, już drapieżne lemingi, zaczynają wychodzić z salonów na ulice. Jak wyjdą, to zachodnie media z kolei piszą, tak jak brytyjski "The Guardian", że Mateusz Kijowski wyprowadził na ulicę już 1,5 miliona ludzi. Taki news trafia z kolei na portal TVN 24 jako jedno z wydarzeń dnia, zresztą obok innych wstrząsających relacji z Polski, na przykład o grozie jaka panuje na moście w Słubicach, a chodzi oczywiście o "uchodźców" i naszą ksenofobię . Elektorat N i PO poddawany jest codziennie niebywałej presji. Wszystko wokół się wali, prawo nie działa, faszyści na ulicach, a aktor boi się nawet przejść obok kościoła. Na Zachodzie taki tumult się podniósł w sprawie polskiej dyktatury, że ten lemingowaty dotąd elektorat, mało mobilny, i nadal korzystający z powodzeniem ze starego układu stworzonego mu przez Tuska, poddany jednak medialnym torturom redaktora Wołka, w końcu staje się drapieżny. I to już zaczynamy odczuwać. Tu już jest sukces.

Z ludźmi, z którymi jeszcze rok temu dało się jakoś rozmawiać, można było się spierać w granicach rozsądku o PiS i PO, dziś są tak nabuzowani, że nie podchodź. Można powiedzieć, że główne media III RP wstrząsnęły swoim elektoratem i teraz czekają na efekt. Testem będzie na pewno wielki protest zapowiadany na 7 maja. Autobusy, pociągi, hulajnogi i awionetki dowiozą do Warszawy najbardziej wstrząśnięte jednostki. Dzięki temu "Die Welt" albo "FAZ" napiszą następnego dnia, że milion ludzi wyszło na ulice, co dla Niemiec oznacza, że Polska nie jest jeszcze stracona. Niewykluczone także, że dojdzie w tym dniu prowokacji, co tylko wzmocni przekaz z umęczonego dyktaturą kraju.

Wstrząsanie elektoratu to zadanie trudne nie tylko w Polsce. Na Zachodzie narasta niechęć do przyjmowania imigrantów, więc żeby wstrząsnąć opinią publiczną, nie tylko w Norwegii, minister z tego kraju, Pani Sylvi Listhaung, odpowiedzialna za sprawy imigracji i integracji, przebywając na wyspie Lesbos, ruszyła na pełne morze łodzią motorową z liczna ochroną, po czym rzuciła się w szczelnym kombinezonie w otchłań, żeby poczuć się jak uchodźca. - To musi być straszne dla uchodźców* - oświadczyła, kiedy ofiarni ochroniarze (?) uratowali ją od najgorszego. Minister reprezentuje Norweską Partię Postępu (FrP), która chciała zabierać imigrantom kosztowności, a zaledwie 11 dni temu Listhaung powiedziała, że "Norwegia nie przyjmie kolejnych uchodźców". Tym bardziej zasługuje na uznanie to, że chciała się jednak poczuć jak uchodźca i już wie, że to jest straszne uczucie. Zasadniczo to mogłaby skoczyć w otchłań Morza Północnego, ale Lesbos to Lesbos, w końcu był tam niedawno papież Franciszek i zabrał do siebie muzułmanów.

Pani minister, swoją drogą bardzo sympatyczna kobieta, zabrała do Norwegii tylko straszne wspomnienia. Skok norweskiej minister odbił się szerokim echem na całym świecie, więc może Czerska i Wiertnicza pójdą po rozum do głowy i wyjdą w końcu zza biurek! Czas na czyny. Głośno ostatnio o naszych nacjonalistach, którzy - o zgrozo! - daliby się zabić za Polskę. Może Jacek Żakowski, subtelny drapieżnik z Czerskiej założy glany, ogoli się na łyso, włoży moro, weźmie w rękę kij, albo nawet dwa i niech powie całemu światu jak się czuje. To będzie bardzo wstrząsające wydarzenie. A elektorat już jest jednak lekko wstrząśnięty. Czasami można odnieść nawet wrażenie, że niektórzy liderzy elektoratu sami się wstrząsają i to nadmiernie, tak  jak Ryszard Petru: jest ...Prezydent... szefem, Komisji....Europ......Barroso, jest Tusk....Rady Europejskiej. Tusk mu tego nie wybaczy.       


*Źródło: niezalezna.pl

czwartek, 21 kwietnia 2016

Bardzo krótka wizyta Fransa w Polsce

No i bęc, no i bum, jednak Frans Timmermans 7 maja nie weźmie udziału w paradzie Schumana, Dniu Europy i Koncercie Europejskim. Można powiedzieć, że to był bardzo krótki pobyt wiceszefa Komisji Europejskiej w Polsce, bo na pewno przed snem, rozmarzona Hanna Gronkiewicz - Waltz widziała siebie obok Timmermansa, oboje uśmiechnięci, ręce w górze, a wokół baloniki, gwiazdki i niezastąpiona Róża Thun. Ręce zacierali już na tę wyjątkową okazję wszyscy liderzy opozycji. "Nie chce go PiS", to będzie u nas - radowały się portale i publicyści. Ktoś jednak tutaj skrewił. Trudno bowiem uwierzyć, że to HGW wpadła na pomysł, żeby przykryć swoje orędzie o polskim antysemityzmie właśnie Timmermansem i chlapnęła to, co przyszło Pani Prezydent do głowy.





W ogóle trudno posądzać PO, że struktury tej partii w Brukseli, czujące się tam prawie tak samo jak w Trójmieście, wcześniej nie konsultowały tak ważnej dla partii decyzji z biurem wiceszefa KE. To w końcu jest ważna persona tak samo jak Platforma jest ważną partią. Najpierw musiał być jakiś przychylny sygnał z Brukseli, skoro Gronkiewicz - Waltz od razu puściła tę rewelacyjną informację w obieg. A potem jednak coś musiało nie zagrać, skoro oficjalnie już wiadomo, że Frans Timmermans ma inne plany. Poza tym, mogła to być też zwykła medialna wrzuta, żeby tak trochę namieszać, choć nie bardzo wiadomo komu, bo najbardziej namieszało to chyba w głowach tym, którzy 7 maja ruszą na Warszawę. Pokojowo i po europejsku. W efekcie jednak został podkopany autorytet prezydent Warszawy. Chyba, że.......jednak przyjedzie!





Ogólnie, tak bardzo ogólnie rzecz biorąc, to dla PiS-u idą jednak ciężkie czasy, nawet bez Timmermansa w Polsce. Jest projekt "dużej" ustawy medialnej, będzie więc wycie, że pisowskie państwo chce nałożyć na ludzi pisowski podatek, który ma płacić całe społeczeństwo, a pieniądze pójdą tylko na pisowską telewizję, co tylko usankcjonuje zamach na media publiczne. Nikt nie będzie słuchał żadnych argumentów, że opłata audiowizualna jest pobierana praktycznie w całej Europie, że ustawa gwarantuje niezależność mediów od rządu, to można włożyć między bajki. Najwięksi obrońcy z TVN i GW znajdą tysiąc dziur, wzmocnią atak na Klaudiusza Pobudzina z TVP, aż w końcu dojdą do analizy jego tembru głosu, wzroku i sposobu poruszania dolną wargą w poniedziałek, a górną we wtorek. Ale największym skandalem będzie powszechność tej opłaty, którą ściągną nam razem z opłatą za prąd - tak jest na przykład w Hiszpanii. Nie zdziwmy się, jak jakiś autorytet wezwie do buntu, żeby nie płacić na "kurskie media". W końcu zalecał to już z trybuny sejmowej sam Donald Tusk.




Opozycja, dyrygowana przez TVN i Wyborczą, pragnie do wakacji załatwić jakoś PiS. Ten Frans byłby ważnym atutem, ale i bez niego niemieckie media będą rozpływały się w zachwycie nad wielosettysięcznym tłumem ludzi, którzy walczą z dyktaturą. Obojętnie, po jaki tytuł sięgnie Hans, wszędzie przeczyta, że w Polsce mamy rząd nacjonalistyczny, do tego antysemicki i antyniemiecki. Jeśli nie uda się do końca czerwca "przywalić" Kaczyńskiemu, to po wakacjach, opozycja może od razu szykować sprzęt narciarski, bo chyba nie chce zjeżdżać w dół na plastikowych jabłuszkach czy gruszkach. Do wakacji zaleje nas jeszcze fala ostrzeżeń, że źle zabezpieczone będą Światowe Dni Młodzieży, szczyt NATO w Warszawie będzie porażką PiS, ukażą się przecieki, że ten lub tamten nie przyjedzie, a gdyby tak jeszcze papież Franciszek skarcił Polaków za to, że nie chcą przyjmować imigrantów, wtedy byłby mocny akcent, zanim ludzie całkowicie rozjadą się po Polsce i Europie. Naprawdę trzeba ostrzec PiS, z czystej przyzwoitości, że będą teraz śledzić, podsłuchiwać na korytarzach, szperać w sieci, sprawdzać może nawet śmietniki, żeby się dowiedzieć, co je, przepraszam bardzo, co "żre z koryta" ..... domyślcie się już sami, kogo za cel wybiorą sobie publicyści. Po wakacjach będzie już za późno. Pojawią się pierwsze makroekonomiczne efekty programu 500+, wyjdą zapewne na jaw kolejne przekręty PO, gorsze od tablic Mendelejewa, a potem nastąpi koniec sędziego Rzeplińskiego. Ciężkie 80 dni przed nami, potem już na szczęście wakacje.     

środa, 20 kwietnia 2016

Media rządzą opozycją

Jeśli ktoś namiętnie ogląda "Fakty" TVN lub "Wiadomości" TVP, czyta "byłą gazetę" lub przegląda "pisowskie" portale, to z pewnością zauważy, że Prawo i Sprawiedliwość jest codziennie gnębione przez zdeterminowaną, silną opozycję polityczną. Ona tyra wręcz, żeby doprowadzić do pełnego chaosu w Polsce, głosuje przeciwko Polsce i Polakom, niszczy wizerunek kraju, puszcza w obieg oszczerstwa, grozi wybuchem faszyzmu i antysemityzmu na niespotykaną dotąd skalę, a od kilku dni mówi o tym, że Jarosław Kaczyński chce wyprowadzić Polskę z Europy, o paraliżu Trybunału już nie wspominając. Ta narracja, narzucona przez wypowiedzi Schetyny, Petru czy Kijowskiego, niestety dominuje w przestrzeni publicznej, choć wyborcy najwyraźniej wiedzą swoje i mają inne problemy na głowie. W innym przypadku poparcie dla PiS-u powinno już spaść poniżej 5%. Łatwo sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby takie media jak TVN, GW, TOK FM, portale Onet.pl, WP.pl, msn.pl, o2.pl, gazeta.pl przestały nagle sterować i nagłaśniać chore wizje i diagnozy partii opozycyjnych, gdyby odcięły im po prostu "dopływ prądu". Byłaby wielka klapa.


Można z całą pewnością postawić dziś tezę, że zarówno PO, Nowoczesna, PSL jak i szczątkowa lewica, bez swojego aparatu propagandy, przestałyby z dnia na dzień cokolwiek znaczyć w polskiej polityce. Przecież ich program sprowadza się do obalenia, nawet przy użyciu ulicy (przemocy), demokratycznego porządku, do którego realizacji zaciągnęli dziennikarzy, prawników, artystów, a także wezwali do jak najdalej idącej interwencji, tak zwanego Zachodu, w wewnętrzne sprawy Polski. To bardzo śmiały pomysł, żeby wiceszef Komisji Europejskiej  Frans Timmermans wziął udział w antyrządowej manifestacji opozycji zapowiedzianej na 7 maja. Zaproszenie wystosowała prezydent Warszawy, która "ożywiła" się z nieznanych nam bliżej przyczyn po długim trwaniu w letargu. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że dziś konflikt polityczny w Polsce toczy się pomiędzy Prawem i Sprawiedliwością a tak zwaną czwartą władzą zrodzoną przez III RP, która przejęła dziś rolę polityków, jak widać, mocno nieudolnych w walce z Jarosławem Kaczyńskim.


To w kilku najważniejszych redakcjach powstają przekazy dnia, na które potem reagują: telewizja publiczna, tygodniki sprzyjające obozowi władzy czy prawicowe portale. Tak się niestety dzieje, bo to jest frontalny atak każdego dnia, na który trzeba po prostu reagować. Można powiedzieć, że tylko program 500 + udało się odeprzeć przed antyrządową krucjatą. Ale wiemy dlaczego, to konkret dla ludzi. Zamulenie w sprawie TK wśród Polaków jest natomiast niebywałe, choć nie żyją tym przecież na co dzień. Ale spór o Trybunał służy mediom III RP jako paliwo do agresji. Ster władzy opozycji jest dziś w rękach telewizyjnych i prasowych propagandzistów, zacietrzewionych dużo bardziej niż Petru czy Schetyna. Ale przykładowo, właśnie oni dwaj, to tylko marionetki w rękach TVN czy Wyborczej. Jak są zbyt "pobłażliwi" dla PiS, od razu dostają w łeb. Grzegorz Schetyna już  zrozumiał ten mechanizm i mógłby spokojnie w "Faktach" zastąpić red. Knapika.


Nie Platforma czy Nowoczesna i PSL są poważnym problemem dla Prawa i Sprawiedliwości. Nie ma tu nic do rzeczy ich obecność w Sejmie, rządy w Sejmikach, duże wpływy w gospodarce. Problemem dla PiS są media, bo to one przejęły rządy w opozycji, a dziennikarze przejęli rolę polityków. To nie powinno dziwić, bo wielkim talentem politycznym, ani Schetyna ani Petru nie grzeszą. To konkretni propagandziści opluwają parę prezydencką, straszą nas sankcjami, powtarzają brednie o tym, że Europa zajmuje się tylko Polską, że nadszedł dla nas czas wstydu, bo PiS odwraca nas od europejskich wartości i standardów. Platforma Obywatelska, ale i Nowoczesna, to partie klasy próżniaczej, bezideowej, nastawionej dziś wyłącznie na obronę starego układu, czyli, żeby było jak było. To wydmuszki polityczne, nic nie znaczące grupy towarzyskie, które jeżdżą w rozpaczy po kraju i zakładają jakieś kluby pod hasłem bycia przyzwoitym w polityce (!) To się dzieje naprawdę, PO mówi, że przywróci przyzwoitość w polityce.


Te partie znikają, tak po prostu może ich za chwilę nie być, dlatego wygenerowano KOD, który broni demokracji wzywając do jej rozwalenia, bo "nowa" demokracja nie jest ich, a zawsze była, co najmniej od zakończenia II wojny światowej. Aparat medialny z Czerskiej i Wiertniczej, i w jakimś stopniu ów Zachód, a przede wszystkim Niemcy, to są dwie najważniejsze siły zainteresowane upadkiem rządu PiS i powrotem Polski do statusu państwa teoretycznego. Z politycznej gliny po III RP już nic nie da się sensownego ulepić, dlatego nie było innego wyjścia: media zastąpiły opozycję.

wtorek, 19 kwietnia 2016

Pokłosie Hanny Gronkiewicz - Waltz

Hanna Gronkiewicz- Waltz, wiceprzewodnicząca PO i prezydent Warszawy, zrobiła dziś coś, co na pewno nie jest wybrykiem czy idiotyzmem. Podczas podniosłych uroczystości z okazji 73 rocznicy wybuchu powstania w getcie warszawskim, chcąc - no właśnie nie wiadomo co - chcąc więc coś powiedzieć w związku z tamtym wielkim heroizmem polskich Żydów,  przypomniała, że kilka miesięcy temu spalono we Wrocławiu kukłę Żyda. I dała do zrozumienia, że polska klasa polityczna milczy w sprawie antysemityzmu, z wyjątkiem jej, czyli PO, no bo inaczej trudno zrozumieć sens tej wypowiedzi. Samo zdarzenie miało miejsce 18 listopada 2015 roku we Wrocławiu podczas antyimigranckiej demonstracji środowisk narodowych. Część z nich uznała spalenie kukły symbolizującej Żyda za prowokację i odcięła się od tego incydentu. Jak więc do tego doszło?

Autorem palenia był Piotr R., nazywany "człowiekiem bez życiorysu politycznego", związany wcześniej z ruchem Oburzonych czy ruchem Kukiza. Sam Kukiz pozbył się go, twierdząc, że Piotr R. prowadzony jest przez służby. Znana jest też jego bliska współpraca ze Zbigniewem Stonogą, którego "informacje" zostały docenione ostatnio w paszkwi!u Małgorzaty I. Niemczyńskiej na temat Pierwszej Damy, opublikowanego w czymś, co przestało być już gazetą. Nie publikuję nazwiska sprawcy spalenia kukły, prokuratura postawila mu zarzut, ale przecież nie chodzi tu o jego nazwisko. Istotniejsze jest to, co ów Piotr R. napisał w liście do gminy żydowskiej. Tak w ogóle to było coś więcej, niż zwykłe palenie kukły, to była, jak napisał instalacja. Kukła trzymająca w ręku flagę UE, miała symbolizować Georga Sorosa, a ogień, który ją potem trawił, miał się przenieść na krzyż katolicki, symbol chrześcijaństwa. Autor w ten spsób protestował przeciwko działaniom Sorosa, które jego zdaniem prowadzą do islamizacji Europy i upadku chrześcijaństwa. Można powiedzieć, czysta prowokacja, kiedyś byśmy ją nazwali ubecką. Sprawca tego czynu, jak zaznaczył, nie chciał nikogo urazić, a jeśli uraził, to przeprasza. No i właściwie tyle o kumplu Stonogi, posiadaczu wielu informacji o wszystkich i o wszystkim, w każdym razie godnym do powtarzania jego obrzydliwych insynuacji w "Gazecie Wyborczej".

Palenie kukły kogokolwiek jest czynem nagannym,  czasami nawet, jak najbardziej, wartym potępienia i wymierzenia kary. Oczywiście trzeba tu odróżnić sytuację, w której ludzie palą kukłę dyktatora, w kraju objętym rozruchami czy wojną, od sytuacji, w której ludzie mogą na tysiące innych sposobów wyrażać swoje niezadowolonie z powodu jajkiejś osoby czy partii. Hanna Gronkiewicz - Waltz  nie mogła nie wiedzieć, jakie były okoliczności spalenia kukły, symbolizującej Żyda. Ale ci, do których ta informacja dotrze, do tego w takich jak dziś okolicznościach, podczas uroczystości z okazji powstania w getcie warszawskim, będą mie!i kolejny dowód na to, że w nacjonalistycznej Polsce szaleje antysemityzm, ale jest tam jeszcze jedna dzielna kobieta, która nie boi się dyktatury i "hipernacjonalizmu" i woła do wolnego świata, by się tym zajął, bo polscy politycy milczą. 


Wypowiedź prezydent Warszawy nie była idiotyczna, a ona sama nie jest idiotką. To była wypowiedź przemyślana i napisana. I nie możemy nic z tym zrobić. Niszczenie wizerunku Polski, przy każdej możliwej okazji, jest całkiem świadome. I będzie trwało tak długo, jak długo Polska nie będzie silnym państwem, które budzi szacunek i respekt. Niestety, poważne jak na razie siły polityczne w Polsce, nie tylko nie zamierzają brać udziału w budowie silnego i sprawnego państwa, a wręcz przeciwnie, nadal robią wszystko, by było słabe, by nadal mówiono o nas jako współsprawcach zbrodni niemieckich na Żydach, kraju, gdzie - jak uprościć wszystko - narodził się pomysł Zagłady. Prezydent Andrzej Duda miał kolejne bardzo dobre wystąpienie, emocjonalne i oddające tragizm tamtych dni, ale najwyraźniej, dla polityków PO, nie ma miejsc, dat i wydarzeń, gdzie wypada się po prostu zachować godnie. Takie to pokłosie mamy po Hannie Gronkiewicz - Waltz.

Źródło: Niezalezna.pl 

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Bojkot na całego

Seweryn Blumsztajn, znany przede wszystkim z tego, że w precyzyjny sposób wyraził się o tym, czego i tak nie jest w stanie zrobić- a mam tu na myśli jego słynny transparent "Pie...ę, nie rodzę"* -  jako przedstawiciel Towarzystwa Dziennikarskiego (TD) - nazwa jest i fajna i myląca - przekazał mediom oświadczenie, że jego team nie weźmie udziału w konsultacjach nad projektem ustawy o mediach narodowych, czyli bojkot**. Tym razem, oszczędził na tekturze i farbach plakatowych, bo żadnego transparentu nie było, na przykład: "Pie...., nie oglądam TVP". Bo by skłamał. I on, i jego koleżanki i koledzy z TD, oglądają "Wiadomości" codziennie, czego dowodem są głębokie analizy pojedynczych materiałów informacyjnych w gazetach, tygodnikach i na portalach, w których TD ma głos dominujący. Tak ofiarnych analiz pod rządami PO nie było, ale jak postęp to postęp.

Gdyby ktoś nie wiedział, kto należy do tej organizacji poza Blumsztajnem, to tylko kilka nazwisk: J. Żakowski, D. Warakomska, W. Mazowiecki, M. Sieradzka, W. Maziarski, J. Ordyński, jednym słowem, nazwiska robią wrażenie piorunujące. Po prostu ludzie prawdy. Towarzystwo to zajmuje się głównie publikowaniem protestów po objęciu rządów przez PiS oraz list zwolnionych dziennikarzy, w tym również tych, którzy w telewizji publicznej nadal pracują (choćby Marek Czyż). Było nie było, grono to stanowi jakąś część środowiska, które ma swoje media (głównie TOK FM, GW , Przegląd), w których codziennie, od rana do wieczora, obnaża marność rządów Jarosława Kaczyńskiego. Na  kloaczny artykuł w GW pt. "Dama chodzi sama" reakcji TD na razie nie było i być nie powinno, bo jak napisał na Twitterze  red. Wroński z Wyborczej "jest on wyważony".

Kto chce nie sobie przeczyta tekst oświadczenia*** TD, ale generalnie sprowadza się ono do tego, że już dokonano dewastacji mediów publicznych, "zamieniając je w narzędzie nachalnej rządowej propagandy". Obrońcy demokracji i wolnych mediów uważają, że dziś taka debata jest niemożliwa, bo "trwa niszczenie najważniejszych instytucji państwa prawa". Jak PiS przestanie niszczyć, to TD siądzie do konsultacji. Teraz nie siądzie, więc nie będzie debaty, czyli jak słusznie napisano, debata jest niemożliwa, bo oni nie siądą. Można machnąć ręką na zachowanie części środowiska dziennikarskiego, które po prostu nienawidzi rządów PiS, ale warto zauważyć, że to jest część planu totalnej wojny z Prawem i Sprawiedliwością, na wszystkich możliwych frontach. W projekcie ustawy o mediach narodowych, TD docenia niektóre rozwiązania, ale ręki do pisowskiej debaty nie przyłoży. To co się dzieje, można nazwać postępującą alienacją całego obozu III RP, jakiejś ucieczki od rzeczywistości.

Ciekawe, jak długo ten twardy kurs na "rozlew krwi", który według Kazimierza Marcinkiewicza musi nastąpić, będzie tolerowany przez elektorat PO i Nowoczesnej. Bo nawet wyborcom, dla których Tomasz Lis jest mózgiem Obywateli, a Jarosław Kaczyński "kurduplem", wizja wojny domowej może się niespecjalnie podobać. Chcą mieć ciepłą wodę w kranie i na razie ją mają, a to co realnie robi PiS, wcale im nie przeszkadza, choć zaczadzenie propagandą o zamachu na demokrację i TK jest totalne. Obóz III RP chce konfrontacji z PiS, chce rzeczywiście doprowadzić do zamieszek, które z kolei uruchomią cały "demokratyczny" świat przeciwko Polsce pod rządami Prawa i Sprawiedliwości. To już nie jest kwestia odgrywania roli pożytecznych idiotów, bo i tacy tam są, tylko prowadzenia otwartej wojny z demokratycznymi instytucjami państwa. I na te antypaństwowe działania nie ma recepty. Jeden krok do tyłu i wejdą na głowę. Dlatego tak pożądane byłoby opamiętanie się choć części ich elektoratu, który jak na razie powtarza wszystkie brednie płynące nie tylko od koleżanek i kolegów z Towarzystwa Dziennikarskiego.    
* http://www.bing.com/images/search?q=blumsztajn+z+transparentem&FORM=HDRSC2
** źródło: PAP, wp.pl 
** http://towarzystwodziennikarskie.org/

niedziela, 17 kwietnia 2016

Bono, Kozidrak, Schulz

Przede wszystkim, mam pretensje do TVN 24 za brak transmisji z wystąpienia Bono,  lidera U2, w amerykańskim Kongresie.* Bo wystąpił i powiedział co trzeba na temat Polski i Węgier: panuje u nas "hipernacjonalizm". Ło matko! To coś gorszego zapewne od faszyzmu, no bo jak jest hiperinflacja, to bogacze skaczą z okien na twardy bruk. Nie spisał się TVN 24, choć można zrozumieć, że nastawili się na wystąpienie Kijowskiego. To jedna przykra wiadomość dla Polski. Druga, wcale nie mniejszego kalibru, to całkowite wypalenie muzyczne Beaty Kozidrak wskutek rządów PiS-u. Na szczęście piosenkarka dodała, że przeżyje te rządy, więc ulżyło jej fanom. Gdyby jednak Kozidrak poszła po rozum do głowy, to zamiast żalić się, napisałaby coś fajnego o Rzeplińskim, milczącej Agacie i faszyzmie, może Bono by dołączył. Trzecia smutna wiadomość dla Polski to zdjęcie Martina Schulza z wieszakiem. A więc już nie tylko Trybunał, będzie kolejna rezolucja, tym razem o tym, że PiS chce całkowitego zakazu aborcji,  choć nie ma to nic wspólnego z prawdą. Ale to niuans, lekkie wyostrzenie tematu. Dziwi jedynie sposób komunikowania się Schulza z Europą i z Polską - taki obrazkowy. Nowy rodzaj komunikacji? Wybór tej trójki gwiazd jest czysto subiektywny, bo podobnych zdarzeń, będących manifestacją troski o Polskę przecież nie brakuje. Zarówno Schulz jak i Beata Kozidrak z pewnością ucieszyli się z wystąpienia Bono w Waszyngtonie, choć z zupełnie innych powodów. Dla naszej piosenkarki to wielka szansa trafienia na łamy wielkiej światowej prasy. Beata wspiera Bono, Bono wyciągnie Beatę z muzycznego wypalenia, oferuje wspólną trasę koncertową po obozach uhodźców, którzy uwielbiją muzykę pop - ukochanej przez nich kultury Zachodu.

Dla człowieka z wieszakiem, słowa Bono, to olbrzymie wsparcie polityczne, bo zdaniem lidera U2, Angela Merkel zasługuje na nagrodę za to co robi dla uchodźców. Muzyk jest znany z szeregu akcji na rzecz głodujących w Afryce, więc ta jego troska o migrantów jest do pewnego stopnia zrozumiała. Nie ma też zapewne czasu na to, by analizować, kim są migranci, ani kim jest Jarosław Kaczyński i co w ogóle dzieje się w Polsce. Dla niego, zapewne, wszystko jest popem. Świat jest piękny i radosny, samochody są szybkie, dziewczyny piękne, więc każde zło, które zauważy, budzi w nim tym bardziej ból i cierpienie. Teraz widzi zło w Polsce i na Węgrzech. I tak nam się upiekło, bo nie jesteśmy sami...

Bono nie męczy Rosja, mordy chrześcijan w Nigerii i w Syrii, Bono drży o Europę. Czekamy na wielki antypisowski hit. Nie ma sensu wnikać w to, czy słowa artysty są wynikiem jego własnych przemyśleń czy kontaktu wzrokowego z zachodnią prasą lub ewentualnie konsulatcji z Agnieszką Pomaską. W każdym razie nic na razie nie wiadomo o tym, żeby Bono badał temat "hipernacjonalizmu" osobiście, tak jak Beata Kozidrak, która doświadczyła czegoś przykrego na scenie (od PiS?), nie powiedziała jednak mediom czego konkretnie. Schulzowi życzę natomiast kolejnych udanych fotek skierowanych do Polski. Skoro mamy już u nas narodziny faszyzmu, to temu ważnemu i bystremu  politykowi niemieckiemu nie pozostaje nic innego, jak sfotografować się z hitlerowskim hełmem. Jeden egzemplarz na pewno się znajdzie w okolicy. Przekaz będzie jasny i czytelny. Wtedy Bono wezwie Amerykanów do ataku na Polskę, a islamiści w tym całym zamieszaniu złupią Niemcy. Angela Merkel będzie jeszce bardziej bohaterska, a Beata Kozidrak wystąpi dla amerykańskich marines, razem z Bono oczywiście. Na garach zagra Schulz uchodźca, może nawet walić w bębny wieszakiem. A jak mało to i głową.

* źródło: Onet.pl, telewizjarepublika.pl

sobota, 16 kwietnia 2016

Beznarodowa demokracja liberalna i Polska

Opisujemy to co dzieje się w Polsce i w Europie na wiele sposobów: islamizacja, upadek Zachodu, zamach na demokrację, Targowica, długo by wyliczać. Niech to będzie więc, z mojej strony, próba postawienia jedynie kilku tez, które być może są trafne, być może nie, ale to tylko kolejna próba, do tego bez głębokiego uzasadnienia, ponieważ wymagałoby to co najmniej napisania rozdziału książki. Najogólniej rzecz biorąc, w Europie, nastąpiło nieodwracalne pęknięcie polityczne i kulturowe na beznarodową demokrację liberalną i nazwijmy to umownie demokrację tradycyjną, z wyłączeniem Rosji. Źródła tego procesu, trwającego już blisko trzysta lat trzeba szukać w Oświeceniu, które John Gray nazwał trafnie 'fałszywym świtem". Polska, m.in. w wyniku zaborów, została w znacznym stopniu wyłączona z wdrażania idei postępu, pędu za nowoczesnością, pieniądzem, wolnością i równością, ale jeszcze na początku XVIII wieku była mocarstwem i państwem, które w Europie dawało najwięcej praw swoim obywatelom. A do tamtego czasu byliśmy, można powiedzieć, awangardą ówczesnej demokracji. Kiedy następował przełom 1989 roku, autorytety nowej władzy powiedziały nam, że teraz musimy dogonić pod względem dobrobytu i stylu życia Zachód, że nasze stare wzorce to zwykły Ciemnogród i straszny zaścianek, że musi się, jednym słowem, dokonać postęp pod sztandarami Unii Europejskiej. 

Tymczasem, na Zachodzie, trwał w najlepsze rozbiór tradycyjnego społeczeństwa, państwa narodowego i chrześcijaństwa. Wielokulturowość stała się kolejnym etapem na drodze do budowy cywilizacji bez korzeni i tradycji, skupionej na konsumpcji i indywidualizmie, na życiu bez jakichkolwiek fundamentów i trwałych wartości. Oczywiście, w to miejsce "wchodziły" postmodernizm, laickość, antyklerykalizm, niszczenie wszelkich tabu, aż wreszcie do nowoczesnego Oświecenia dołączył islam, który te wartości całkowicie neguje, a w Europie wypowiedział im wojnę. Wydawało się, że w tym gorącym europejskim kotle, Polska przyłączy się bezwarunkowo do beznarodowej demokracji liberalnej, która tym różni się od tradycyjnej, że w dużej mierze jest oparta tak naprawdę nie na wyborach, których dokonuje naród, tylko na pozademokratycznej władzy międzynarodowego kapitału, banków oraz na władzy współczesnej odmiany platońskich mędrców, którzy uzasadniają codziennie, w całej przestrzeni publicznej, że demokracja bez Boga, wiary, narodu jest nie tylko możliwa, ale jest wręcz spełnieniem trwającego ponad dwa wieki postępu. 

I nagle,w Polsce, kulturowo dla Zachodu nadal zacofanej, ale dzielnie walczącej z nacjonalizmem poprzez swoje własne polskie elity, a przynajmniej tak się nazywające, zwycięża obóz polityczny, który nie tylko odwołuje się do korzeni chrześcijańskich, do suwerena jakim jest naród, ale wręcz stawia opór dominacji Brukseli i Berlina we własnym kraju. Można zrozumieć wielkie oburzenie, że europosłowie PO, SLD i PSL głosowali przeciwko własnemu państwu, ale też trzeba zrozumieć, że oni reprezentują ten model beznarodowej demokracji, są częścią tamtych elit, a nie - w jakimkolwiek rozumieniu - elitą polskiego narodu. Polski naród musi dopiero, i to w wielkim trudzie, takie elity stworzyć, ponieważ zostały one niemal całkowicie wymordowane przez Niemców, Sowietów i Stalinowców. 

Paradoksalnie dla nas, mamy teraz przedziwną sytuację polityczną i kulturową w Europie. Polska bowiem, na skutek wielu tragicznych zdarzeń, "goniła" Zachód, chcąc mu dorównać pod względem ekonomicznym. Najpierw, po okresie zaborów, potem po okresie dominacji nad nami, innej idei oświeceniowej, czyli zmutowanego marksizmu. Byliśmy wiec w tyle, a prywatnie zanurzeni w katolicyzmie i w naszych wielkich bohaterach, ale też byliśmy bardzo zaradni i, powiedzmy, sprytni w tych trudnych czasach Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego. I dziś, kiedy ewidentnie ów "fałszywy świt" Oświecenia staje na rozdrożu, warto zadać sobie pytanie, kto kogo będzie teraz gonił w Europie?

Zachód ma nadal do dyspozycji potężny "aparat oświeceniowy" w swoich rękach i łatwo się nie podda. Chrześcijaństwo już w znacznym stopniu udało się wypchnąć z życia publicznego na całkowity margines. 17 lat temu po raz pierwszy byłem w świątyni zamienionej na klub młodzieżowy w samym sercu Kopenhagi. Dziś we Francji nikt sobie nie zawraca tym głowy, kilkusetletnie kościoły po prostu się burzy. Władza zachodnich elit utrzymuje się poprzez media i kapitał, a nie poprzez demokratyczne wybory. To tylko złudzenie. Tego samego chce w Polsce dokonać zjednoczony obóz beznarodowy. Możecie sobie wybrać PiS, ale my będziemy rządzić, my będziemy decydować jak macie żyć, jakie macie wyznawać wartości.

Jarosław Kaczyński jest dla Zachodu, a przede wszystkim dla Niemiec wielkim problemem, bo dzięki jego polityce, Polska opiera się beznarodowej demokracji liberalnej, hołdując demokracji tradycyjnej,  w której liczy się jeszcze naród jako suweren. W której wartości chrześcijańskie są obecne w życiu narodu. Trudno przesądzić, czy za 20 lat zachód Europy będzie już islamski. Dla beznarodowców nie ma to większego znaczenia, ponieważ z premedytacją niszczą tradycję, żeby postęp trwał dalej. Może ktoś powie, że to zbyt optymistyczna teza, ale może się okazać, po raz pierwszy, od co najmniej 250 lat, nie musimy już praktycznie w niczym gonić Zachodu, choć standard naszego życia nie jest jeszcze wysoki, nie mówiąc już o całej rzeszy ludzi żyjących na granicy minimum socjalnego. 

Krótko mówiąc, nie bardzo jest co gonić. To prawda, jesteśmy wyjątkiem na tle Europy, jesteśmy do tego dużym państwem, nadal zakorzenionym w katolicyzmie, do tego praktycznie jednonarodowym. Ciemnogród w czystym wydaniu, gorzej być może. Ale kto ma kogo w tej sytuacji gonić, kogo zalewa islam? Duże poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości wynika po części z naszego zakorzenienia w tradycji, z obawy przed utratą niepodległości. Dziś, to upadający Zachód jest problemem dla świata i nikt tego Zachodu nie będzie ratował, a Polska, paradoksalnie, jest po praz pierwszy od wieków "trochę" do przodu. To wielkie pęknięcie cywilizacyjne w Europie będzie się pogłębiać, ale nie będzie już chodziło o jakość życia i standardy demokratyczne, tylko o przetrwanie narodów. I wreszcie przetrwanie samego Kościoła Katolickiego. Jak na razie, to co czyni papież Franciszek - zakładam, że z jak najlepszymi intencjami - prowadzi do pęknięcia w samym kościele, dość podobnego jak w sferze polityki, na kościół liberalny i tradycyjny. Aplauz lewicy dla obecnej głowy Kościoła Katolickiego jest bardzo wymowny. "Fałszywy świt" może wkrótce przeobrazić się prawdziwy zmierzch. Nie musimy (jeszcze) brać w nim udziału.

piątek, 15 kwietnia 2016

Kukiz` 15, nowi obrotowi

Formacja antypartyjna, nazywająca się Kukiz 15', weszła właśnie dumnie na drogę, którą kroczy już dwie dekady, z niemałymi sukcesami, Polskie Stronnictwo Ludowe. Postanowiła odwrócić się od PiS-u z takim impetem, że o mało nie walnęła w ścianę, ale i tak huk był niezły i donośny, największy w wykonaniu samego Pawła Kukiza, który będąc ikoną antypartyjniactwa dla swoich wyborców, właśnie udowodnił, że wciskał im pół roku temu zwykły kit. On i jego koledzy wpadli na pomysł, żeby przytrzeć nosa Prawu i Sprawiedliwości i zablokować wybór prof. Zbigniewa Jędrzejewskiego na sędziego TK. Prawie się udało, na tyle, na ile sił starczyło PO i Nowoczesnej na owację, że załatwili PiS chowając karty do głosowania w kieszeniach i w torebkach. Ale niestety, kilku Kukizowców wyłamało się z tej antypartyjniackiej krucjaty prowadzonej w sojuszu z siłami partyjniackimi, i czar zwycięstwa prysł.



Sprawa Kornela Morawieckiego i posłanki, która nacisnęła za niego guzik nie jest najważniejsza, bo nie niesie za sobą żadnych poważniejszych konsekwencji, poza tym, że klub Kukiza stopniał co najmniej o dwie osoby, a w perspektywie może i o siedem. Układu sił w Sejmie radykalnie to nie zmieni, wzmocni jedynie czujność Jarosława Kaczyńskiego i posłów mających kontakt bezpośredni z posłanką Pomaską. Może się bowiem zdarzyć i tak, że kiedy jakaś Pani Poseł z PiS będzie poprawiać makijaż w toalecie,  to wtedy wyrośnie jak spod ziemi dzielna tropicielka z PO i zapyta ją: - Co robisz? A ta odpowie, że o tak, tutaj, relaksuję się po tym naciskaniu guzików.... - Guzików?! - zawoła z triumfem Pomaska. Ilu guzików? - doda. I awantura w Sejmie gotowa.



​Być może Pawłowi Kukizowi wydaje się, że teraz będzie bardziej ceniony przez PiS, bo może niebezpiecznie brykać, że uwiarygodni się w oczach własnego elektoratu. Nic bardziej mylnego. PSL to zawodowi obrotowi, a ludzie Kukiza to jednak początkujący amatorzy. Wybryku nie docenią też wyborcy antypartyjniackiego frontu, bo właśnie okazał się on jak najbardziej partyjniacki, do tego w przymierzu z partią, która zaledwie wczoraj pokazała w Strasburgu, jak pilnuje w Europie naszych polskich spraw. W końcu Kukiz oburzał się bardzo szczerze na zachowanie europosłów z PO, SLD i PSL, a dziś z Platformą wykonał marną ustawkę, z partią, na  której niemal dosłownie wieszał psy w kampanii wyborczej. Rozjaśniło się za to w Sejmie, wiadomo już, że Kukiz skrewił, że nie bardzo wiadomo za czym i za kim jest, a przeciwko czemu i komu występuje. Jeden wygłup z Pomaską w tle i Kukiz 15' stał się pełnoprawnym członkiem "partyjniackiej" Polski. Chyba nie o to chodziło. A może to dobrze, że białe jest białe, a czarne jest czarne.

środa, 13 kwietnia 2016

Mijamy szerokim łukiem

Wszystko spływa po Platformie Obywatelskiej z siłą wodospadu. Spływa po Wyborczej, po TVN, TOK FM, po Lisie, po - oj tam - spływa po nich i już. Trybunał Stanu dla Tuska i Kopacz to zemsta i aberracja nasza pisowska, a nie sprawiedliwość, którą przecież wymierzą (lub nie) niezawisłe sądy. Rezolucja sfrustrowanych Europejczyków, wspierana "z bólem"  przez Jarosława Wałęsę, to troska o Polskę, zupełnie taka sama troska o naszą Ojczyznę, jak w Jałcie czy pod koniec XVIII wieku, kiedy to "światłe" umysły uznały, że najlepiej sprzedać Polskę przyszłym zaborcom i mieć święty spokój i nawet "ciepłą wodę w kranie", choć nie dociekam co wtedy było tą wodą dla Targowicy i jej zwolenników. Spływają po nich te poważne oskarżenia tak szybko, tak ich nie wzruszają, nie skłaniają do żadnej, ale to żadnej refleksji, że człowiek dochodzi do wniosku, a może oni wiedzą coś czego my nie wiemy? Czyli kolejny spisek.


W gruncie rzeczy, całą tę armię okrągłego stołu, łączy jedno: wyższość jako wyższa forma demokracji. Demokracja realizująca politykę wyższości jest jeszcze demokracją. Kiedy jednak od Wyższości się odwraca staje się dyktaturą. I to dzieje się w Polsce. Pomijam to, na jakim gruncie ta wyższość się rodziła przez całe dziesięciolecia, bo cześć niej przyszła do nas w walonkach. Na Zachodzie nie ma tego problemu, ponieważ tam, przynajmniej na razie, elity piastujące swoją wyższość nad całymi narodami, w pocie czoła pędzą Europę do upadku, bo wtedy na pewno zrodzi się coś alternatywnego i ciekawego, ale na pewno nie narodowego czy niepodległego, a już absolutnie chrześcijańskiego. Ideą przewodnią jest podległość a nie niepodległość. Być w rodzinie europejskiej , to znaczy  nie być we własnej rodzinie i w ogóle nie tworzyć jakichś tam rodzin, bo to zawracanie głowy. Z tego pięknego, jak dla kogo, upadku, najwięcej korzyści miały dotąd Niemcy i Rosja. Imigracja jest trochę co prawda trochę kłopotliwa, ale niby dlaczego Europa nie miałaby być islamska?  Albo islamsko - rosyjsko - niemiecka?

Grzegorz Schetyna czy Sławomir Neumann nie traktują głosowania za przyjęciem rezolucji Parlamentu Europejskiego jako zdrady własnego państwa, bo to pojęcie jest im w ogóle obce. Żyją od dawna w przekonaniu, że sprawy polskie i tak nie przebiją się w Europie, jeśli wcześniej zgody nie wyda Berlin czy Bruksela. W III RP powstała klasa próżniacza, która nie tylko swój, ale także nasz los, gotowa jest powierzyć obcym, byleby nie swoim politycznym przeciwnikom. Zdradą dla nich jest mówienie prawdy, żądanie sprawiedliwości, budowanie silnego państwa. Bo to jest zdrada ich ideałów - państwa teoretycznego, w sumie żadnego, wtopionego między Niemcy i Rosję, bez honoru i godności. Ta "pisowska" wizja Polski nikomu się nie podoba w mainstreamowej Europie. Nikomu tam - w Brukseli, Paryżu, Berlinie, Hadze czy w Rzymie nie jest z nami po drodze. Jedyną receptą na to wyjstwo unijne i rodzime jest mijanie bokiem tego całego towarzystwa jak tylko się da, szerokim łukiem. Nie chodzi o uniki, ale nie chodzi też o wypowiedzenie "wojny" całej tej pięknej Unii, w której jesteśmy. Wbrew tym strasznym zaklęciom, płynącym z mediów i od polityków armii okrągłego stołu, nie grozi nam żadna katastrofa, izolacja i bolesne kary finansowe. Obrzydliwe jest w tym wszystkim tylko to, że to nasze rodzime plucie na swój kraj i tu, i tam, tak bardzo służy wszystkim tym, którzy co najmniej źle życzą, i Polsce, i Polakom.

wtorek, 12 kwietnia 2016

Jawnie przeciwko Polsce, nowa odsłona

Jeśli hołd składany przez Polaków ofiarom Tragedii Smoleńskiej zaraz po 10 kwietnia 2010 roku nie powstrzymał rozwydrzonych ludzi od bandyckich zachowań, to niby dlaczego miałoby być inaczej w szósta rocznicę katastrofy.... Byłoby to nawet dziwne. I nie chodzi tu, tak jak wtedy, o krzyż z puszek po piwie, tylko o skoordynowane działania mediów i opozycji , których jedynym celem jest ponowne doprowadzenie do upadku rządu Prawa i Sprawiedliwości, albo w ostateczności o jego międzynarodową izolację, sparaliżowanie reform i naprawy państwa (choćby przy pomocy Trybunału), a także powtarzane bujdy - co widać w ostatnich dniach - że źle się dzieje w Pałacu Prezydenckim, że iskrzy na linii Andrzej Duda -  Jarosław Kaczyński, a jakby tego było mało, to jeszcze iskrzy w życiu samej pary prezydenckiej.

Dla mediów, których nazw chyba nie trzeba wymieniać, obchody 6 rocznicy sprowadzają się do trzech tematów: wielka, nowa agresja Jarosława Kaczyńskiego - w przeciwieństwie do wezwania Prezydenta RP o wzajemne wybaczenie oraz brak obecności Pierwszej Damy w trakcie uroczystości na Krakowskim Przedmieściu, za to niezwykle "podejrzane" zachowanie Marty Kaczyńskiej i Andrzeja Dudy, którzy "dopuścili" się publicznie (!) uścisku będącego wyrazem - jak rozumiem - nie serdecznego gestu, będącego czymś naturalnym przy obchodach rocznicy tego tragicznego wydarzenia, ale (w domyśle) przejawem co najmniej wyjątkowej sympatii między Martą Kaczyńską i Andrzejem Dudą.

Jeśli dodamy do tego puszczone w obieg pogłoski o rozwodzie pary prezydenckiej, "antypisowkiej" postawie Ojca Agaty Dudy Juliana Kornhausera, który podpisał list wraz z innymi pisarzami  w obronie odwołanego dyrektora Instytutu Książki, oraz kolejną manipulację TVN nagraniami z kokpitu Tupolewa, to mamy nie tylko bardzo czytelny przekaz, że sprawa wyjaśnienia przyczyn Katastrofy Smoleńskiej nigdy nie była istotna dla PO i tak zwanego mainstreamu III RP, ale też dowód na to, że te dwie trzecie Polaków, dla których jeszcze wiele trzeba wyjaśnić, albo wręcz wszystko w sprawie katastrofy TU - 154 M, myli się, jest otumanionych, albo wręcz nierozgarniętych.

Nic się w tej sprawie nie zmieniło od dnia tragedii. Był pijany generał, "tak lądują debeściaki",  naciski Prezydenta Kaczyńskiego na pilotów, szkoda powtarzać wszystkie brednie, bo je znamy. Chodzi tu o to, że te skoordynowane działania miały i mają na celu, byśmy nigdy nie poznali prawdy, żeby tak, jak po wprowadzeniu stanu wyjątkowego, część Polaków powtarzała, że weszliby ruscy, no i dlatego mniejsze zło. Tak samo było po 10 kwietnia 2010 roku. Najpierw, po cichu, między słowami, przekazywano straszną wieść gminowi, że może i coś tam było, ale cicho sza, bo będzie wojna z Rosją. Teraz, gdy emocje nieco opadły, a gmin "nieciemnogrodowy" kupił   wersję o nowym "mniejszym złu", gdy z drugiej strony, dzięki uporowi wielu ludzi i objęciu władzy przez PiS, zaczyna się od nowa proces dochodzenia do prawdy, aparat medialny upadłego, i moralnie i politycznie systemu, rozgrywa temat Smoleńska tak jak może. 


A ponieważ może dziś niewiele, to zajmuje się sytuacją małżeńską pary prezydenckiej, to atakuje Pierwszą Damę, że nie zabiera głosu kiedy chce tego na przykład Dorota Wellman, albo wskazuje, choćby portal naTemat.pl (przecież jeszcze nie Pudelek), że 6 rocznica Katastrofy Smoleńskiej to w gruncie rzeczy memy w sieci nawiązujące do uścisku Marty Kaczyńskiej i Prezydenta Dudy. Nie podali linków do tych memów, tłumacząc obłudnie, że nie chcą robić reklamy tej "parze". Dotarłem. Określenie "zwykły ściek" to za mało. I to nie są błahostki, jak niektórzy sądzą. Tak na poziomie "poważnych" mediów jak i na poziomie "ściekowym" w sieci, trwa kampania nienawiści do PiS, ale także do Polaków, którzy ten rząd i tego prezydenta wybrali. To ci Polacy, jak można domniemywać z artykułu Romana Kuźniara ("Czy grozi nam noc kryształowa"), opublikowanego w "Gazecie Wyborczej", zajmą się już wkrótce - może po szczycie NATO i wizycie Papieża Franciszka - Polakami  "nie- Aryjczykami", jak ich nazywa autor.  Żeby nie być gołosłownym, krótki fragment tekstu Kuźniara:  


"....noc kryształową przeprowadzili zwykli Niemcy przygotowani wcześniej przez nazistowską propagandę i z niewielką tylko pomocą służb Rzeszy. Nie może w tej sytuacji dziwić przejęcie kontroli przez MON nad istniejącymi dotąd spontanicznie formacjami paramilitarnymi. To "wojsko" będzie używane do celów wewnątrzpolitycznych."
 
A przecież już mamy w Polsce "język marcowy" (red. Paweł Wroński). Można powiedzieć, że Jarosław Kaczyński dąży wprost do pogromu, że przygotował już do tego przedsięwzięcia całe instrumentarium. Kuźniar nie mówi wprost, że to będzie atak na Żydów, bo by się ośmieszył, dlatego celem mają być Polacy "nie - Aryjczycy".  Niestety, nie podał żadnego przykładu, więc może miał na myśli Polaków pracujących w salonie jubilerskim, albo sprzedawczynie z salonu Armaniego. Nie dojdziesz człowieku, bo przecież nie o to chodzi. Ten tekst ma wyjść z Polski w tak zwany szeroki świat, a tam nikt nie będzie się zastanawiał, ile w Polsce mieszka jeszcze osób pochodzenia żydowskiego, tylko przełoży się to na język konkretów: PiS szykuje w Polsce rozprawę z Żydami, bo od dawna wiadomo, że to nacjonaliści i antysemici, którzy chcą wybielić rodziną Ulmów mroczną przeszłość narodu (FAZ). Powtarzam, to nie są błahostki. Ani artykuł Kuźniara, ani polowanie na Agatę Dudę, ani wulgarne memy o Prezydencie Dudzie i córce Śp. Lecha Kaczyńskiego. Wszystko to razem wzięte i tu, i za granicą, jest częścią wojny skierowanej przeciwko Polsce podmiotowej, dumnej i sprawiedliwej, wolnej od sterowania zewnątrz. Jest doprawdy żałosne, gdy są i tacy, którzy mówią o "pożytecznych idiotach".  Tu nie ma żadnych pożytecznych idiotów, tu jest jak najbardziej wroga własnemu, silnemu państwu, świetnie zorganizowana politycznie i medialnie - armia okrągłego stołu.  

poniedziałek, 11 kwietnia 2016

To szaleństwo!

Cytuję w tytule komentarz Tomasza Lisa na Twitterze odnoszący się do przemówienia Jarosława Kaczyńskiego na Krakowskim Przedmieściu, bo on jest krótki, dość symboliczny i charakterystyczny dla elity III RP, której świat wali się na głowę każdego dnia, bo każdego dnia coś strasznego dzieje się w Polsce. Poza tym, stwierdzenie "to szaleństwo!" oddaje świetnie stan ducha, w jakim znajdują się Platforma Obywatelska i jej medialne papugi - to jest już stan lekkiego strachu przed tym, co będzie dalej. To jest szaleństwo, ponieważ Jarosław Kaczyński wskazał trzy obszary w sprawie Katastrofy Smoleńskiej, których będzie bronić Prawo i Sprawiedliwość: pamięć, prawda i sprawiedliwość. To są słowa głęboko obce lub marginalne dla obozu obrońców III RP, nie tylko w kontekście Smoleńska.





Jak miało być? Tusk siedzi w Brukseli, Kopacz rządzi, a Komorowski spokojnie sobie chodzi po pałacu przez drugą kadencję. Innymi słowy, kolejne cztery lata na wymazanie i zapomnienie tego, co naprawdę stało się w Smoleńsku. Niech tam sobie chodzą na te miesięcznice, Rosja i tak nic nie odda, my  oddaliśmy całe śledztwo w ręce Rosjan, bo tak musiało być, a jak będzie trzeba, to premier Ewa uroni nawet łzę, że zrobiła w Moskwie wszystko, "choć nie musiała" - jak teraz twierdzi. Przeciągniemy ten "wypadek lotniczy" w nieskończoność, ludzie zapomną, winnych nie będzie, najwyżej poświęci się jedną głowę, ale tak ogólnie jesteśmy "debeściaki" i mamy najlepsze zegarki w Europie Środkowej. Plan z lekka nie wypalił, można powiedzieć. Co więcej, nie wiedzieć czemu, była ekipa  - odpowiedzialna moralnie, politycznie i prawnie za to, że doszło do Katastrofy Smoleńskiej i za to, że do dziś nie mamy podstawowych dowodów w tej sprawie, uznała być może, że to się jakoś rozejdzie po kościach.





Dla Lisa i jemu podobnych publicystów, którzy od początku wskazywali na błędy pilotów, na naciski, żeby Tupolew lądował, słowa takie jak prawda i sprawiedliwość w sprawie Tragedii Smoleńskiej, oznaczają polityczną i zawodową katastrofę, to jest dla nich koniec świata. Nie oznacza to wcale, że tak jak redaktor Kraśko nie będą mieli za co żyć, bo nie pozbędzie się ich TOK FM, Onet czy TVN. To wąskie grono zwykłych kłamców, którzy mówili o pijanym generale Błasiku, o heroicznej postawie Ewy Kopacz,  całe to towarzystwo już ustawiło swoje życie, oni będą dalej jazgotać, gdyż wiedzą, że żadnej prawdy publicznej czy państwowej o Smoleńsku oni nie muszą i nie chcą zresztą przyjmować, bo dla nich wszystko już zostało wyjaśnione. Nie muszą też obawiać się słowa sprawiedliwość, bo to antysmoleńskie lobby w mediach, za swoje kłamstwa, szczucie, pogardę i rechot prawnie nie odpowie, a moralny osąd, nawet całego społeczeństwa, mają głęboko gdzieś, bo słowo moralność jako zbiór pewnych zasad, jest im tak samo głęboko obce, jak prawda  czy sprawiedliwość. Dorobiliśmy się...... nie ma co.




Niestety, jest nadal część Polaków, tak szczerze nienawidzących Jarosława Kaczyńskiego, tak zmutowanych przez propagandę III RP, że z nimi nie da się w ogóle normalnie rozmawiać, nie tylko o Smoleńsku, praktycznie o wszystkim, a nawet o byle czym, bo zawsze wyjdzie im z ust jakaś obelga pod adresem Beaty Szydło, Andrzeja Dudy czy Prezesa. Naprawdę, zero nadziei. Znacznie trudniejszą sytuację mają politycy Platformy Obywatelskiej, która 10 kwietnia 2010 roku rządziła w Polsce. Wszystko zaczęło się jeszcze na sopockim molo, 1 września 2009 roku, potem był cały łańcuch decyzji, które doprowadziły do rozdzielenia wizyt na "rządową" i "prezydencką". I wreszcie jest 10 kwietnia, a potem szereg zdarzeń, których nie można opisać inaczej, jak działanie na szkodę państwa. I to jest sprawa dla polskiego wymiaru sprawiedliwości. Moralnie to można osądzać, że już po 30 minutach politycy PO dostali SMS z informacją, kto jest winien katastrofy. Ale Tusk, Kopacz, Arabski i inni - mówiąc bez jakichkolwiek emocji i na podstawie już dostępnych faktów  - muszą liczyć się z tym, że staną przed Trybunałem Stanu, a stanąć muszą, jeśli polskie państwo ma być poważne i silne.

sobota, 9 kwietnia 2016

Katalog Smoleński

Nie chcę przelewać na papier własnych przemyśleń o Smoleńsku, choć tak jak każdy, kto nie pogodził się z tą niebywałą w historii Polski tragedią, z jej przerażającą trywializacją, która trwała w Polsce przez ostatnie sześć lat, z doświadczaną pogardą mediów i polityków przez ludzi, którzy domagali się prawdy o 10 kwietnia, szacunku dla ofiar i ich rodzin, zwykłej ludzkiej pokory wobec ich cierpienia. Odmawiam prawa do wypowiadania się o Katastrofie Smoleńskiej takim ludziom jak Donald Tusk, Ewa Kopacz czy Tomasz Arabski. Niech mówią o niej, ale na sali sądowej, bo tam jest ich miejsce. Nie tylko ich. Może być tak, że nigdy nie poznamy do końca pełnej prawdy o tym, co zdarzyło się 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem, ale możemy i musimy doprowadzić poznanie przyczyn katastrofy najdalej jak tylko możemy, z pomocą wszystkich instytucji naszego państwa. To jest zwykły patriotyczny obowiązek, przede wszystkim wobec ofiar i ich rodzin. I nie ma tu miejsca na żaden kompromis, tu jest tylko miejsce na pełną prawdę o tym, dlaczego i jak zginęła elita polskiego narodu z Prezydentem RP i jego Małżonką, z ostatnim Prezydentem RP na Uchodźstwie. Katalog Smoleński jest niezwykle obszerny, nie sposób nawet streścić wszystkich wstrząsających zdarzeń, do jakich doszło zarówno po katastrofie, jak i podczas  przygotowań do smoleńskiego lotu. Dlatego chcę przypomnieć urywki wystąpienia Andrzeja Melaka, prezesa Komitetu Katyńskiego, podczas posiedzenia Komisji Obrony Narodowej, które miało miejsce w Sejmie, w dniu 16 marca 2016 roku*. Andrzej Melak stracił w Katastrofie Smoleńskiej brata:    

"Gdyby śledztwo było prowadzone w taki sposób, w jaki odbywa się to w  cywilizowanym świecie, rodziny przyjęłyby każdy werdykt. Niestety, od samego początku widać było matactwa, krętactwo i całkowitą  kapitulację polskiego rządu przed Rosjanami. Kiedy na tych spotkaniach  pytaliśmy o szczegóły dotyczące tego, jak będziemy identyfikować naszych bliskich, pan Arabski i pani Kopacz  informowali, że na wszystkich ofiarach zostały przeprowadzone  badania lekarskie, sekcje z udziałem polskich prokuratorów, polskich  lekarzy, z udziałem przedstawicieli RP. (...)

Miałem nadzieję, że cała siła narodu polskiego została skierowana na to, żeby nam, rodzinom, pomóc. Okazało się, że było to mniemanie i nadzieja na  wyrost, a Polacy, przedstawiciele polskiego rządu, byli pod straszliwą presją.  Byli całkowicie podporządkowani Rosjanom. (...)
Już w Moskwie kłamali wobec tych, którzy tam byli. Na pytanie, czy pytanie wszystkie ofiary zostały wydobyte, poinformowali nas – to było  chyba  12  kwietnia-że tak.
 Na to wstał jeden z członków rodzin, pan Krzysztof Mamiński,  wyjął laptop i powiedział: „Panie ministrze, pan kłamie. Nie odwrócono jeszcze  kabiny, w której była załoga samolotu”. To było pierwsze takie starcie, które  wskazywało na to, że coś jest nie tak. To zaostrzyło nasze zmysły i kazało  powątpiewać w to, co mówią Rosjanie. (...)

Na podstawie tego telefonu zidentyfikowałem brata. Powiedziałem, że to jest mój brat. Prokurator Poliakow, bo zapamiętałem jego nazwisko, spisał protokół wypytując mnie o mój stan rodzinny, o mój stan osobisty, a także o rodzeństwo i kuzynów. Spytałem, w jakim celu o to pyta. Gdy Pani Ewa Kopacz zapewniła nas, że ziemia na terenie katastrofy została przekopana na głębokość 1 m, przesiana przez specjalne siatki, że wyzbierano wszystkie  szczątki naszych bliskich i części samolotu, byliśmy w jakiś sposób uspokojeni.  Okazało się to wierutnym kłamstwem, powtarzanym nie tylko wobec nas, rodzin.  (...)
Gdy po identyfikacji zapytałem, czy będzie można otworzyć trumnę ze zwłokami  brata w Polsce, odpowiedziano mi, że nie, gdyż rosyjskie przepisy na to nie  pozwalają. Czułem się obywatelem polskim. Szczątki mego  brata należą do rodziny i do wspólnoty polskiej, do polskiego narodu, tak samo,  jak pozostałych osób. Potwierdził to także pan Arabski, że nie będzie żadnego otwierania trumien.  (...)

Spytałem panią minister i pana Arabskiego, jak będą pochowani nasi bliscy, a  chcę powiedzieć, że na 96 ofiar, przynajmniej kilkadziesiąt było w takim stanie,  że można je było pochować tak, jak to przyjęto w cywilizowanych narodach,  czy kulturach i religiach. Powiedziano nam – proszę zobaczyć, tu są kupione  garnitury, jest obuwie. Dodałem bieliznę i koszulę. Byłem przeświadczony,  że zadośćuczyni się temu, o co prosimy. (...)

Proszę państwa, po wielu miesiącach, przy wielu ekshumacjach okazało się, że  np. ciało pana Gosiewskiego, który też był nieznacznie uszkodzony, i wielu  innych, były pakowane tak, jak – przepraszam, że to powiem – zabezpiecza się  jakieś brudy, czy wyrzucone śmieci, w czarnych plastikowych workach.  Tak pochowano naszych bliskich. Ubrania  leżały na wierzchu. (...)"

Katastrofa Smoleńska, za kilkadziesiąt lat będzie w podręcznikach historii opisywana jako wydarzenie symboliczne w historii Polski, jako tragiczny i w sumie ponury dowód na upadek polskiego państwa, upadek honoru i godności rządzących wtedy Polską. Obecnie, mamy szansę wyprowadzić Polskę z tej zapaści, może nawet wspólnie, a jeśli nie, to niech ci, którzy uważają, że państwo zdało egzamin, niech milczą przynajmniej do czasu, kiedy poznamy prawdziwe przyczyny  Katastrofy Smoleńskiej. 


*http://www.sejm.pl/Sejm8.nsf/biuletyn.xsp?documentId=238F49EB2AC576F7C1257F870040DC50