Czy to jest do pomyślenia, że 70 lat po II wojnie światowej
Polacy, najtragiczniej doświadczony przez nią naród, musi się tłumaczyć na świecie,
że Armia Krajowa to nie bandyci, że ratowała Żydów, a nie ich wydawała? I to
przed kim tłumaczyć? Przed Niemcami. To tylko jeden czy dwa filmy, ktoś powie,
ale to nieprawda. To jest nowa polityka historyczna prowadzona przez Niemcy już
od początku poprzedniej dekady, a teraz zbieramy owoce tej polityki, takie, jak
film „Nasze matki, nasi ojcowie” i wreszcie kinową wersję tego serialu pt. „Generation
war” („Pokolenie wojny”). Owoce zatrute, oszukane, rzucone zachodniemu i amerykańskiemu
widzowi jako nowe „bolesne” spojrzenie Niemców na w własną historię. To są
rzeczy niezrozumiałe, jak można pominąć w takim przekrojowym filmie masowe
mordy niemieckich zbrodniarzy na Polakach i Żydach, jak można w ogóle tak po
prostu fałszować historię i obrażać naród ofiar opisując Armię Krajową jako
bandę leśnych zbirów i antysemitów. To jest, jak rozumiem, kwintesencja polityki
pojednania i dialogu, zapoczątkowanej w
Krzyżowej i tak dzielnie prowadzonej, pod rękę z Angelą Merkel, przez Donalda
Tuska. Czytam relacje w Nowym Dzienniku* z dyskusji, jaka odbyła się w Nowym Jorku w Duetsches Haus
przy NYU i po prostu zatyka człowieka. Owszem, dobrze, że dyskutują, a nie
opluwają się, chociaż takie akademickie dyskusje nie mają żadnego przełożenia
na potoczne myślenie, ale szokujący jest sam fakt, że Niemcy kręcą sobie
fałszywki, jak za złotych czasów Leni Riefenstahl. Do „Triumfu woli” jej
autorstwa współczesnym „mistrzom” niemieckiego kina już niedaleko.
Toczy się więc gdzieś w Nowym Jorku zażarta dyskusja o nowym wykwicie
niemieckiego „to nie my”, zarzuty podnoszą nawet niemieccy krytycy filmowi, że „Pokolenie
wojny” w ogóle nie powinno powstać, „dzieło” krytykuje Ryszard Horowitz,
więziony w obozach koncentracyjnych, ale
dzieło śmiga sobie po amerykańskich i europejskich kinach, a serial trafił do ……kin
izraelskich. Czegóż więcej jeszcze trzeba, by zobaczyć, że traktowani jesteśmy tak,
jakby nas po prostu w Europie nie było? To są rzeczy niezrozumiałe. Niezrozumiałe
są ciągłe pojękiwania amerykańskich Żydów o polskim antysemityzmie, Żydów,
których ojcowie i dziadowie, nawet palcem nie kiwnęli, gdy gazowano ich naród w
Auschwitz, niezrozumiałe jest to, że trzeba kilku lat zabiegów, by Kneset z
polskim Sejmem przygotował wspólne oświadczenie, że „nie było polskich obozów
zagłady”. Zresztą oświadczenie to nie zostało przyjęte z przyczyn niezależnych
od jego inicjatorów. Kim są Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata? Może Niemcy?
No właśnie…..tego brakuje jeszcze w berlińskiej narracji: oni
ratowali Żydów. Trwa przy tym wyjątkowo zgodna współpraca środowisk naukowych –
niemieckich i żydowskich – współpraca, której efektem jest nasilająca się kampania
przeciwko Polsce, jako współwinnej zagłady Żydów. To też są rzeczy niezrozumiałe,
bo średnio rozgarnięty Żyd chyba wie, kto zwoził i kto gazował setki tysięcy
jego sióstr i braci. Rzeczy niezrozumiałe, bo jednak nie wie, nawet ten mądry. Mamy
drugie kłamstwo oświęcimskie, tym razem preparowane razem przez niektóre
niechętne Polsce środowiska żydowskie i ich niemieckich przyjaciół. Jawi się
nam wypucowana twarz niemiecka - czysta, czuła, troskliwa, może i błądząca, ale
jakże wielowymiarowa. Ta wielowymiarowość, obecna w „Pokoleniu wojny”, służy
jednemu: rozmyciu, wybieleniu narodu zbrodniarzy. Bo tak trzeba nazywać rzeczy
po imieniu, by nie działy się potem rzeczy niezrozumiałe, niepojęte, gdy kaci zakładają
sobie aureolę ofiar.
Wtedy w latach 1939 -1945 Niemcy byli narodem zbrodniarzy,
tego nie da się wymazać i trzeba będzie w odpowiednim momencie Niemcom na tyle o
tym mocno przypomnieć, żeby leżeli krzyżem pod swoją Bramą Brandenburską, żeby
zadośćuczynili Warszawie, żeby im nigdy słowo zbrodniarz nie wywietrzało z głowy,
z myślenia o swojej historii. Współcześni Niemcy to oczywiście nie są tamci
Niemcy, ale to są ich córki i synowie, wnuczki i wnukowie, mniej lub bardziej
naznaczeni potwornościami jakich dopuścili się ich przodkowie na terenach II Rzeczypospolitej.
Niemal każda polska rodzina ma w swojej wojennej historii „swojego”
niemieckiego zbrodniarza. Ilu ich było? Setki tysięcy, a nie dziesięciu czy
tysiąc. Osądzono garstkę. Kto zliczy takie „spontaniczne” egzekucje dokonywane
na wiejskich dzieciach, bo Tata schował gdzieś worek zboża? Mój Ojciec, jako
siedmioletnie dziecko cudem uniknął śmierci w takiej małej hitlerowskiej akcji.
Tymczasem, to my leżymy przed Berlinem po 70 latach, dla mnie
to też są rzeczy niepojęte. Wybaczenie nie oznacza zapomnienia. A nam Niemcy
serwują obrazy i przekazy tłoczone także medialnie na cały świat, że mamy
przepraszać za wypędzonych, że to my goniliśmy naród żydowski do krematoriów, a
nasza wspaniała akowska partyzantka to antysemici grasujący i mordujący po
lasach. Niemcom przewraca się w głowie, ponieważ czują, że już odrobili straty,
że już Europę trzymają za gębę. I powracając nieustannie do słów Stefana
Kisielewskiego, że „Niemcy to fajny naród, tylko czasem im odpier….” , trzeba zauważyć,
że właśnie ten stan psychiczny chyba znowu nadchodzi. Nie w tym wojennym wymiarze
jak 75 lat temu. Dziś w inny sposób podbija się i pokonuje narody. Jeśli do
tego mamy ministra, który prosi Niemcy o przejęcie odpowiedzialności nad całą
Europą, to już tylko idzie zawołać: Marszałku zrób coś z wysokości! Obudź
Polskę……i Polaków. Bo za moment okaże się, że Niemców i Żydów gazowali Polacy.