czwartek, 30 stycznia 2014

Niemieckie zbrodnie, czyli rzeczy niezrozumiałe



Czy to jest do pomyślenia, że 70 lat po II wojnie światowej Polacy, najtragiczniej doświadczony przez nią naród, musi się tłumaczyć na świecie, że Armia Krajowa to nie bandyci, że ratowała Żydów, a nie ich wydawała? I to przed kim tłumaczyć? Przed Niemcami. To tylko jeden czy dwa filmy, ktoś powie, ale to nieprawda. To jest nowa polityka historyczna prowadzona przez Niemcy już od początku poprzedniej dekady, a teraz zbieramy owoce tej polityki, takie, jak film „Nasze matki, nasi ojcowie” i wreszcie kinową wersję tego serialu pt. „Generation war” („Pokolenie wojny”). Owoce zatrute, oszukane, rzucone zachodniemu i amerykańskiemu widzowi jako nowe „bolesne” spojrzenie Niemców na w własną historię. To są rzeczy niezrozumiałe, jak można pominąć w takim przekrojowym filmie masowe mordy niemieckich zbrodniarzy na Polakach i Żydach, jak można w ogóle tak po prostu fałszować historię i obrażać naród ofiar opisując Armię Krajową jako bandę leśnych zbirów i antysemitów. To jest, jak rozumiem, kwintesencja polityki  pojednania i dialogu, zapoczątkowanej w Krzyżowej i tak dzielnie prowadzonej, pod rękę z Angelą Merkel, przez Donalda Tuska. Czytam relacje w Nowym Dzienniku* z dyskusji,  jaka odbyła się w Nowym Jorku w Duetsches Haus przy NYU i po prostu zatyka człowieka. Owszem, dobrze, że dyskutują, a nie opluwają się, chociaż takie akademickie dyskusje nie mają żadnego przełożenia na potoczne myślenie, ale szokujący jest sam fakt, że Niemcy kręcą sobie fałszywki, jak za złotych czasów Leni Riefenstahl. Do „Triumfu woli” jej autorstwa współczesnym „mistrzom” niemieckiego kina już niedaleko.

Toczy się więc gdzieś w Nowym Jorku zażarta dyskusja o nowym wykwicie niemieckiego „to nie my”, zarzuty podnoszą nawet niemieccy krytycy filmowi, że „Pokolenie wojny” w ogóle nie powinno powstać, „dzieło” krytykuje Ryszard Horowitz, więziony w obozach koncentracyjnych,  ale dzieło śmiga sobie po amerykańskich i europejskich kinach, a serial trafił do ……kin izraelskich. Czegóż więcej jeszcze trzeba, by zobaczyć, że traktowani jesteśmy tak, jakby nas po prostu w Europie nie było? To są rzeczy niezrozumiałe. Niezrozumiałe są ciągłe pojękiwania amerykańskich Żydów o polskim antysemityzmie, Żydów, których ojcowie i dziadowie, nawet palcem nie kiwnęli, gdy gazowano ich naród w Auschwitz, niezrozumiałe jest to, że trzeba kilku lat zabiegów, by Kneset z polskim Sejmem przygotował wspólne oświadczenie, że „nie było polskich obozów zagłady”. Zresztą oświadczenie to nie zostało przyjęte z przyczyn niezależnych od jego inicjatorów. Kim są Sprawiedliwi Wśród Narodów Świata? Może Niemcy?

No właśnie…..tego brakuje jeszcze w berlińskiej narracji: oni ratowali Żydów. Trwa przy tym wyjątkowo zgodna współpraca środowisk naukowych – niemieckich i żydowskich – współpraca, której efektem jest nasilająca się kampania przeciwko Polsce, jako współwinnej zagłady Żydów. To też są rzeczy niezrozumiałe, bo średnio rozgarnięty Żyd chyba wie, kto zwoził i kto gazował setki tysięcy jego sióstr i braci. Rzeczy niezrozumiałe, bo jednak nie wie, nawet ten mądry. Mamy drugie kłamstwo oświęcimskie, tym razem preparowane razem przez niektóre niechętne Polsce środowiska żydowskie i ich niemieckich przyjaciół. Jawi się nam wypucowana twarz niemiecka - czysta, czuła, troskliwa, może i błądząca, ale jakże wielowymiarowa. Ta wielowymiarowość, obecna w „Pokoleniu wojny”, służy jednemu: rozmyciu, wybieleniu narodu zbrodniarzy. Bo tak trzeba nazywać rzeczy po imieniu, by nie działy się potem rzeczy niezrozumiałe, niepojęte, gdy kaci zakładają sobie aureolę ofiar.

Wtedy w latach 1939 -1945 Niemcy byli narodem zbrodniarzy, tego nie da się wymazać i trzeba będzie w odpowiednim momencie Niemcom na tyle o tym mocno przypomnieć, żeby leżeli krzyżem pod swoją Bramą Brandenburską, żeby zadośćuczynili Warszawie, żeby im nigdy słowo zbrodniarz nie wywietrzało z głowy, z myślenia o swojej historii. Współcześni Niemcy to oczywiście nie są tamci Niemcy, ale to są ich córki i synowie, wnuczki i wnukowie, mniej lub bardziej naznaczeni potwornościami jakich dopuścili się ich przodkowie na terenach II Rzeczypospolitej. Niemal każda polska rodzina ma w swojej wojennej historii „swojego” niemieckiego zbrodniarza. Ilu ich było? Setki tysięcy, a nie dziesięciu czy tysiąc. Osądzono garstkę. Kto zliczy takie „spontaniczne” egzekucje dokonywane na wiejskich dzieciach, bo Tata schował gdzieś worek zboża? Mój Ojciec, jako siedmioletnie dziecko cudem uniknął śmierci w takiej małej hitlerowskiej akcji.

Tymczasem, to my leżymy przed Berlinem po 70 latach, dla mnie to też są rzeczy niepojęte. Wybaczenie nie oznacza zapomnienia. A nam Niemcy serwują obrazy i przekazy tłoczone także medialnie na cały świat, że mamy przepraszać za wypędzonych, że to my goniliśmy naród żydowski do krematoriów, a nasza wspaniała akowska partyzantka to antysemici grasujący i mordujący po lasach. Niemcom przewraca się w głowie, ponieważ czują, że już odrobili straty, że już Europę trzymają za gębę. I powracając nieustannie do słów Stefana Kisielewskiego, że „Niemcy to fajny naród, tylko czasem im odpier….” , trzeba zauważyć, że właśnie ten stan psychiczny chyba znowu nadchodzi. Nie w tym wojennym wymiarze jak 75 lat temu. Dziś w inny sposób podbija się i pokonuje narody. Jeśli do tego mamy ministra, który prosi Niemcy o przejęcie odpowiedzialności nad całą Europą, to już tylko idzie zawołać: Marszałku zrób coś z wysokości! Obudź Polskę……i Polaków. Bo za moment okaże się, że Niemców i Żydów gazowali Polacy.       

środa, 29 stycznia 2014

Totalitarny Dworak

Ukraina jest najważniejsza, jest dla nas najważniejsza i dla wolności narodów Europy jest najważniejsza. To być może ostatni taki narodowy protest na naszym kontynencie, zrodzony z ucisku, krzywdy, oszustwa i z wielkiej wiary w to, że można się uwolnić od Moskwy. Oczywiście cała zgraja unijnych komisarzy, różnych dyplomatów, ożyła teraz jak Zombie i kombinuje jak to zgotować Ukrainie „okrągły stół”. Dlatego „niewinny” list Jana Dworaka do Ojca Tadeusza Rydzyka nie jest gorąco komentowany, a zasługuje na to. Dziś co prawda Telewizja Trwam dostała w końcu rezerwację na Multipleksie, ale  listu Dworaka nie można pominąć. To jest nie tylko skandal i kuriozum, to już jest wstęp do totalitaryzmu. Wiemy już od zwolenników „filozofii” Gender, że płeć możemy sobie wybrać, co za luz….. W Niemczech są już oficjalnie trzy, a nie dwie płci,   a w ruchach LGBT (lesbijki, geje, biseksualiści, transgenderowcy) wymienia się nawet osiem płci, po prostu mamy już „kosmitów”, bez lądowania ich na Ziemi.

Doprawdy czekam z upragnieniem na ruch Gender w środowisku kóz i baranów, bo przecież na pewno tam też postęp ma miejsce, tylko z racji różnic językowych jeszcze nie odkryliśmy LGBT wśród sów i lisów. Paranoja jest już ogólnoeuropejska, a Bruksela ochoczo i szczodrze finansuje gender i wszelkie ruchy walczące z homofobią. Tymczasem sytuacja jest dokładnie odwrotna. To chrześcijanie, a już szczególnie katolicy są powszechnie dyskryminowani w krajach Unii Europejskiej. To w cywilizowanym Londynie, a nie na Borneo, odmówiono rodzinie adopcji dziecka, bo raczyła mieć konserwatywne poglądy i krzywo patrzyła na homoseksualistów. No i na tym tle jakże pięknie wygląda list Przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Jana Dworaka, skierowany do ks. Tadeusza Rydzyka.

W jednej z audycji „Radia Maryja”, w listopadzie ubiegłego roku,  Ojciec Rydzyk uznał homoseksualizm za chorobę ( co jest zgodne z nauką Kościoła, uznającą homoseksualizm za grzech) i dodał, metaforycznie:  „nie zabijam chorego, ale leczę”. Zresztą, cokolwiek by sądzić czy nie sądzić o tym, czym jest homoseksualizm, mamy jeszcze (?) w Polsce wolność słowa, wolność wypowiedzi, prawo do własnych poglądów. Mogła Światowa Organizacja Zdrowia wykreślić homoseksualizm z chorób, ale dla mnie czy kogokolwiek innego może on być po prostu chorobą, grzechem, jak kto woli. W obliczu tylu niewybrednych ataków na Kościół, kiczowatych i obrazoburczych wystaw z gołym facetem leżącym na krzyżu, specjalny list Jana Dworaka do Ojca Rydzyka, to już nie tylko absurd, ale po prostu prowokacja i zapędy totalitarne. Do tego szef KRRiTV zarzuca księdzu Rydzykowi dyskryminację i łamanie Konstytucji RP, sam dyskryminując Telewizję Trwam przez wiele miesięcy i lekceważąc głos trzech milionów Polaków. Jak w ogóle ktoś taki może pełnić tak odpowiedzialną funkcję, stać na straży porządku medialnego w Polsce, ale też na straży wolności słowa? Bo KRRiTV  ma też takie powinności wobec społeczeństwa.

Czy doprawdy resztki rozumu i rozsądku wyparowały już z tak zwanych elit III RP? Bo przecież wypowiedź Ojca Rydzyka może zwolennikom Gender się nie podobać, może ich razić, ale codziennie z setek ust palikopodobnych płyną szerokim strumieniem ścieki na chrześcijaństwo, na katolików, na naszą wiarę. Najkrócej podsumowując ten list Dworaka, to wyjątkowa wręcz bezczelność, godna najbardziej zatwardziałych kacyków epoki PRL-u. Gdzieś te zdolności musiał nabyć przewodniczący KRRiTV.

wtorek, 28 stycznia 2014

Samotna Ukraina

Sami Ukraińcy chcą iść dalej, chcą pełnej niepodległości, chcą wolności, ale geopolityka i interesy wielkich mocarstw są nieubłagalne. Dlatego kluczowe dziś jest pytanie, czy Ukraińców i opozycję stać na walkę do końca, na wyzwolenie się spod moskiewskiego żelaznego uścisku. I czy w ogóle, poza Ukraińcami, jest ktoś zainteresowany takim obrotem sprawy. Z wypowiedzi Sikorskiego na TT (skandalicznej: „Oczekuję od polityków PiS deklaracji ile polskich miliardów chcą wpompować w skorumpowaną gospodarkę UKR aby przekupić prez. Janukowycza”.) czy Tuska nic nie wynika, to ten sam dyplomatyczny bełkot jak u Barroso. Brukselę bardziej obchodzą stosunki handlowe z Rosją niż Kijów i o tym pewnie jest głównie mowa na dzisiejszym szczycie.

Jednocześnie nie widać wcale, żeby sprawą Kijowa przejmował się Waszyngton, który już raczej na długo powiedział: Żegnaj Europo, żegnaj Polsko! A przecież rozdzielnie Niemiec i Rosji, silną militarnie i gospodarczo Polską, i samodzielną Ukrainą powinno być w interesie USA. W innym razie, Europa jest dla Ameryki stracona na setki, a nie na dziesiątki lat. Może zresztą analitycy amerykańscy  słusznie postępują, uznając, że stary kontynent jest skazany na porażkę. Masa bankrutów i rozpychający się islam, co więc tu jest do roboty, skoro nasz prezydent zrobił z Putinem reset. Mogą więc nasi wschodni sąsiedzi być zdeterminowani jak my po 1980 roku, mogą nawet przegonić Janukowycza, ale nie pozbędą się nacisków wielkich tego świata. Innymi słowy, wątpliwe jest, by Moskwa i Berlin przełknęły wyzwolenie się Ukrainy spod ich kurateli. Ale to nie jest niemożliwe. Ani Niemcy, ani Rosja nie są tak silne jak w 1939 roku. Putin to jeszcze nie Stalin. A Niemcy czekają cierpliwie na swój kolejny dziejowy moment. Chcą powrócić na ziemie Polski zachodniej i będą do tego dążyli aż do skutku.

Gdyby jednak Majdan odniósł całkowite zwycięstwo, powstałoby śmiertelne zagrożenie dla mocarstwowych aspiracji Berlina i imperialnych zapędów Moskwy. W interesie Zachodu i Rosji jest cisza, święty spokój, i jest to także w interesie rządu Tuska. To jest w ogóle filozofia Unii Europejskiej: święty spokój, jak gdzieś coś iskrzy, pożyczyć, zapchać dziurę, byleby do kolejnego szczytu, na który podjeżdżają limuzyny z wesołymi politykami. Zachód i Tusk, a nawet Moskwa kalkują tak:  niech więc się dogadają jakoś tam w tym Kijowie, trochę zdemokratyzują, i będzie takie nie wiadomo co, zupełnie tak samo jak w Polsce będzie, jak w naszej III RP. O to tylko teraz chodzi, a po Olimpiadzie przyciśnie się śrubę. Problem tylko w tym, że do Majdanu dołączył prawdziwy, w dużym stopniu spontaniczny bunt Ukraińców przeciwko zsowietyzowanej władzy.

Dlatego ustąpienie premiera Azarowa, jakieś gesty Jakunowycza, zaproszenie opozycji do współrządzenia są kompletnie pozbawione jakiegokolwiek znaczenia. Wszystko idzie już dalej i oby tylko wystarczyło opozycji determinacji. Celem powinna być kapitulacja Jakunowycza i przyspieszone wybory parlamentarne i prezydenckie. Tylko na tej fali protestu możliwe jest budowanie niepodległej Ukrainy. Niestety, nawet w Polsce, doświadczeni politycy piszą bzdury o jakiejś stabilizacji, kompromisie, podziale władzy pomiędzy Jakunowycza i opozycję. Majdan jest osamotniony, bo nikt w Europie, poza PiS –em i niektórymi mniejszymi partiami prawicowymi, nie chce wolnej i niepodległej Ukrainy. Nikt. Ukraińcy doświadczają dziś na własnej skórze tego, czego Polska doświadczyła w 1982 roku. My mieliśmy jednak więcej szczęścia. Bo mieliśmy Ronalda Reagana, Ojca Świętego, silny Kościół i „Solidarność”. A i tak ostatecznie, zostaliśmy ograni.   

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Ukraińska wirówka zakręci Europą

Otwieram internetowe wydania niemieckich dzienników „Die Welt” i „Frankfurter Allgemeine Zeitung” (FAZ). Dzisiaj wieczorem. I szukam na stronach głównych informacji o Ukrainie. O państwie europejskim liczącym 45 milionów mieszkańców i powierzchni dwukrotnie większej od Polski. O państwie, w którym – jak twierdzi czołowy polityk PiS Adam Lipiński – trwa już wojna domowa. A jeśli nie jest to jeszcze wojna domowa, to na pewno wypowiedzenie posłuszeństwa przez Ukraińców urzędującej władzy. Nie wszystkich, ale w jakim zakątku globu wszyscy protestowali. Zawsze jest jakaś awangarda, liderzy, przywódcy. Nie ma więc ani słowa w dwóch czołowych dziennikach niemieckich o Ukrainie. Jest Syria i Grecja, i nowy wieżowiec we wschodniej części Berlina, ale nie ma nic o jakiejś wojnie domowej. Im Merkel też zakazała się wtrącać, tak jak Warszawie. Bo przecież nie sposób uwierzyć, że to milczenie Tuska i jego ekipy aż do wczoraj, aż do przesilenia na korzyść opozycji, było takie po prostu naturalne. Tak po prostu Graś siedział sobie w fotelu i powiedział sobie do Donalda Tuska: - Wiesz, zaczekajmy jeszcze kilka dni, przecież się nie pali, niech Wyborcza strzeli apel intelektualistów, a my go poprzemy… - rzekł Graś i zanurzył się w rozmyślaniach o swoim niemieckim pryncypale. Jeśli niemieckie media tak lekceważą temat Ukrainy, to warto zapytać, o co tu chodzi?

W naszej sieci blogerskiej i nie tylko, przecież wrze od rozważań. Tu powstaje Galicja, tu chcą Rzeszów, tu podział, a co na to CIA i Amerykanie, może to oni chcą zapobiec zbudowaniu Eurazji i tak sprytnie teraz rozbijają zapędy Moskwy, no ale są Niemcy. Przecież Niemcy mają tam swoje strategiczne interesy. Ale Rosja też. Putin nie odpuści Ukrainy, ale jest Olimpiada w Soczi, no to nie uderzy siłowo z Janukowyczem. A może uderzy? Tak w skrócie ciągnie się ukraińska wirówka. Sytuacja jest tak skomplikowana, wyrachowaniu towarzyszą oddolne spontaniczne protesty mieszkańców, że można snuć w nieskończoność kolejne spiski i objaśniać czytelnikom, jak wielcy tego świata rozgrywają biedny naród ukraiński. No, ale Zachód milczy. Może to nam, Polakom, pomieszało się w głowach, że tak emocjonujemy się naszym wschodnim sąsiadem, jego losami, a w gruncie rzeczy to tylko taka lokalna rozgrywka. Ale tak być nie może. Przecież nawet nasi intelektualiści wystosowali do premiera Tuska apel, żeby się sprężył. Czyli sprawa jest poważna. I co do tego nie ma wątpliwości. Jeśli bowiem Majdan pokonałby Moskwę i zbudował na gruzach postsowieckiej Ukrainy, w pełni niepodległe państwo, wolne zasadniczo, i od wpływów Rosji, i Niemiec, to koniec marzeń o Eurazji. Wtedy Donald Tusk i Angela Merkel odchodzą w niebyt polityczny. Bo koncept Eurazji ciągnącej się od Syberii po Ocean Atlantycki, został przez Berlin już kilka lat temu zaakceptowany.

W takiej sytuacji, Polska gapiąca się raz na Moskwę, raz na Berlin, byłaby anachronizmem politycznym. Wtedy Ukraina byłaby strategicznym partnerem dla Polski, z którym tworzyłaby wielki rów geopolityczny oddzielający Niemcy od Rosji. Czyli żegnaj Eurazjo! Wtedy stabilizowałby się pozycja mniejszych państw w Europie, takich jak Węgry, Litwa, Słowacja, może nawet dołączyłaby z czasem Białoruś. Widać doskonale, że gra toczy się o najwyższą stawkę, o nowy podział Europy, a w Paryżu czy Londynie cisza, spokój, nic się nie dzieje. Kiedy w 1939 roku Niemcy i Sowieci rozprawili się z Polską, to z Zachodu można było usłyszeć jedno wielkie ufffff…… Może teraz też czekają na swoje uffff. Nie da się wytłumaczyć ani milczenia  Zachodu, ani milczenia Ameryki. Między bajki można włożyć twierdzenia, że za wszystkimi działaniami na Majdanie stoją obce wywiady: CIA, FSB i BND. Że trwa jakaś wielka polityczna zakulisowa rozgrywka. Przecież w Waszyngtonie nie siedzą w gabinetach sami idioci i wiedzą, że wolna i niepodległa Ukraina to koniec imperialnych marzeń Rosji, to koniec Eurazji, a być może początek strategicznego porozumienia Polska – Ukraina. Na przekór wszystkim naszym sceptykom, którzy po tamtej stronie widzą jedynie polakożerczych banderowców. Rozliczenie Wołynia i tak jest nieuchronne. Ale na dziś, i na długie dekady, o wiele ważniejsze byłoby wyrwanie Polski i Ukrainy z objęć Berlina i Moskwy. Oczywiście, nie zrobi tego Tusk, ale też wątpliwe, czy zdolni są do tego liderzy ukraińskiej opozycji, na których stawiają niektóre stolice europejskie. Dziwi też brak jednego, konkretnego postulatu, który mógłby przyczynić się do przeprowadzenia Ukrainy na drugą stronę rzeki w sposób w miarę pokojowy, czyli postulatu natychmiastowych, przyspieszonych wyborów. Być może będzie tak, że Janukowycz sam ustąpi. Wiele tu zależy od Kremla, być może także od Waszyngtonu. Nie ulega jednak wątpliwości, że losy Ukrainy podyktują dalej losy całej Europy Środkowo – Wschodniej, w tym Polski. Widać też i czuć, że atmosfera na naszym kontynencie stała się duszna. Bankruci, cztery biliony euro długu całej Europy, żądania, no i Niemcy, którzy trzymają już niemal wszystkich za twarz. No to jest ta Ukraina ważna dla losów Europy czy nie?                  

niedziela, 26 stycznia 2014

Tusk i Ukraina, czyli "wejście do gry"

Stała się rzecz niesłychana, Donald Tusk wszedł do gry, jak dumnie donosi jeden z prorządowych portali. Relacjonuje to wejście do gry eurodeputowany  PO Jacek Protasiewicz, polityk, który już dawno powinien być na politycznym śmietniku po regionalnych wyborach Platformy na Dolnym Śląsku. Gdyby jeszcze kupiec z PO ograniczył się do powiedzenia, co też jego pryncypał sądzi o wydarzeniach na Ukrainie, można byłoby mu odpuścić. Ale ten kupiec głosów, musiał przy okazji wejścia Tuska do gry, wytoczyć kubeł pomyj na PiS, za zaangażowanie się partii Jarosława Kaczyńskiego w walkę Ukraińców o wolność. I kto to mówi? Polityk, który zaraz po rozmowach z ukraińską opozycją, jedzie na bal, zamiast zająć się organizowaniem pomocy. Cóż się zresztą dziwić Protasiewiczowi, cała PO ma głęboko gdzieś Ukrainę i Ukraińców. Dlaczego? Bo dla Tuska i jego dworu nie ma piękniejszej, geopolitycznej pogody, jak ta, która dominowała w ostatnich kilku latach. Janukowycz balansuje i trzyma wszystkich za twarz, Putinowi już oddano wszelkie hołdy i śledztwo smoleńskie, no i jest jeszcze „nasz” Berlin i „nasza Angela”. Po prostu sam miód dla premiera i ministra Sikorskiego. Nic nie trzeba robić. Rosja trzyma u nas swoje wpływy, Niemcy nami sterują, Amerykę mamy już gdzieś, tak jak i ona nas, więc co robimy? Robimy kasę! Kasę! Jeszcze raz kasę! Bo Platforma Obywatelska to jest partia kasy.

Jacek Protasiewicz bez żadnych dowodów oskarża PiS i Jarosława Kaczyńskiego, że się wpraszają na Ukrainę, że narzucają swoje rozwiązania. Ja rozumiem, że można takie debilizmy wypowiadać, rozumiem to doskonale, bo debilizmy w ustach polityków PO to ich i nasze codzienne doświadczenie, ale dlaczego debilnie zachowują się dziennikarze, którzy bez słowa komentarza takie bzdury publikują? Sytuacja na Ukrainie jest tak rewolucyjna, tak nieprzewidywalna w skutkach, tak spontaniczna, że nawet Władimir Putin nie może już wiele narzucić, choć ma swoje czujki na miejscu, a co dopiero Adam Hofman czy Ryszard Czarnecki, z całym szacunkiem dla obu Panów. Poza możnymi tego świata, nikt nie ma wpływu na to, co stanie się na Ukrainie. Niezwykle żenujące jest to, że Donald Tusk zabiera dopiero teraz głos w sprawie naszego wschodniego sąsiada, do tego tak asekuracyjnie to robi, że aż wstyd, wstyd za Polskę, bo niestety, on reprezentuje jeszcze Polskę. Robi to w momencie, gdy wiadomo już, że wojsko nie wejdzie do gry, gdy wiadomo już, że losy Janukowycza są przesądzone.  Nikt mu nie poda ręki, nawet Putin, który przegrywa Ukrainę. Car nie zrobi żadnego krwawego ruchu, bo za dwa tygodnie rozpoczyna się Olimpiada w Soczi.


Tusk robi swoje wejście w momencie, gdy przejętych zostało kilkanaście budynków władz regionalnych, przejętych często przez skrzykniętych na miejscu mieszkańców, nie związanych nawet z opozycją. Na Ukrainie toczy się prawdziwa rewolucja, ma miejsce prawdziwy bunt narodu, bunt, który zmierza do szczęśliwego finału, do pokonania prosowieckiego reżymu Janukowycza. Gdzie był premier polskiego rządu, gdy zabijano ludzi na Majdanie? Asekuranctwo PO jest wręcz obrzydliwe. Jak na dłoni widać, jakie są prawdziwe interesy tej partii w Polsce. To są interesy finansowe i żadne inne. Stołek i kasa, tak wygląda herb rodowy Platformy. Jakaś zagranica? Nie ma jej, nikt z nami nie sąsiaduje, bo nad wszystkim czuwa przecież Angela Merkel, a Pałac Prezydencki mówi czuwaj na wschód. I nagle się Ukraińcy poruszyli i mieszają. Przecież to widać jak na dłoni, że dla rządu Tuska rewolucja na Ukrainie to zawracanie gitary. Co im tam źle? Cisza, spokój, galeria handlowa, ciche biznesy pod stołem, ciotka do zarządu spółki, a kuzyn na dyrektora, tym żyje PO i armia lemingów, która żywi się tym, co Tusk im rzuci po deserze. Ich wizja Polski, to wizja bez Polski. Polska to zbędny balast. Skoro jednak rządzą w Polsce, to jakoś z tą Polską trzeba wytrzymać.

Tam największa od 1980 roku rewolucja w Europie Środkowo – Wschodniej, a tu premier ważnego ponoć w UE kraju klika dwa zdania na TT, do tego takie, że nie wiadomo do końca po czyjej jest stronie. Tchórzostwo, zwykłe tchórzostwo i to w sytuacji, gdy reżym niknie w oczach, gdy nawet ludzie Berkutu składają broń. No mamy jakiegoś już chyba historycznego pecha. Jak nie król, który całowałby nogi carycy, to premier od „polskość to nienormalność”. A przecież miał wyjątkową szansę pokazać, że Polska może być ważnym graczem w Europie. Mógł to zrobić właśnie w związku z wydarzeniami na Majdanie. Mógł. Nie zrobił nic, bo nie mógł. Bo może tyle, ile mu pozwoli bliska zagranica. To wszystko jest i przykre, i żałosne, i przygnębiające. Polityk kupuje głosy i prawi morały. Tak. To jest tylko możliwe w Polsce Tuska. Wszedł do gry....... po ostatnim gwizdku sędziego. To sobie pogra w tej Europie.      

sobota, 25 stycznia 2014

Ostatnie pięć minut dla Polski i Ukrainy

0

Teka premiera i wicepremiera Ukrainy dla opozycji – to proponuje prezydent Janukowycz. W tle tych rozmów mamy do czynienia z największym protestem społecznym w Europie od czasów pierwszej „Solidarności”. Niezależnie od tego, kto steruje, kto wspiera, kto prowokuje, kto broni reżymu, jak majstruje na Majdanie - Berlin czy Moskwa - dzieje się coś niezwykłego w skali Europy. Tymczasem, ta Europa zachowuje się tak, jakby Ukraina leżała na krańcach Syberii, a nie u granic Polski, u granic Unii Europejskiej. To naprawdę wydaje się niepojęte, że jedyne na co stać polityków europejskich to łzawe, mętne i nic nie znaczące wypowiedzi. Co to jest za hit dnia, że przewodniczący Rady Europejskiej Herman van Rompuy ogłasza w Warszawie, że drzwi dla Ukrainy są zawsze otwarte…… A co z oknami? Też są otwarte? Europa jako organizacja polityczna zatraciła się zupełnie. Można śmiało powiedzieć, że Unia Europejska, a ściślej Bruksela, poza wydawaniem kolejnych kretyńskich zakazów, nie ma nic do powiedzenia. Po prostu nic nie znaczy jako gracz polityczny. Choć mogłaby, gdyby już po pierwszych starciach w Kijowie wprowadziła wobec Ukrainy konkretne sankcje. Polska, w tej dramatycznej sytuacji dla całej Europy Środkowo – Wschodniej, też nic nie ma do powiedzenia i nic nie znaczy.

 Tak na oko, wydaje się, że Donald Tusk powinien jeździć po stolicach europejskich i rozmawiać o takim wsparciu dla Ukraińców, które zablokuje rozwiązania siłowe z użyciem Berkutu i zahamuje imperialne zapędy Moskwy. Ale on siedzi w Warszawie. Powinien jeździć nie dlatego, że Ukraina i Ukraińcy kochają Polaków i czekają na nasze wybawienie, tylko dlatego, że ważą się losy tej części Europy na całe dekady, a nie na rok czy dwa. W ogóle trzeba sobie zadać dziś pytanie, czy Polska to jeszcze samodzielne państwo, czy już tylko dostawca części zamiennych dla Berlina. Organizowane spontanicznie (?) grupy mieszkańców, niezwiązane często z opozycją z Majdanu zajmują najważniejsze gmachy w państwie i w regionach, na naszych oczach widzimy przewrót w wielkim państwie, które jest naszym sąsiadem, a Tusk sobie coś tam bąknie z Van Rompuyem i jest dobrze, działamy na rzecz Ukrainy. Przecież to nie jest nawet kompromitacja Polski i Unii Europejskiej, to jest jawne sabotowanie woli narodu ukraińskiego, jego dążeń do wolności. Czy z tego narodzi się obóz polityczny niechętny Polsce, dziś nie wiemy. Nawet banderowcy muszą mieć świadomość, że bez sojuszników politycznych nic nie zdziałają. Mogą liczyć zapewne na porozumienie z częścią polskich elit politycznych, ale bez rachunku sumienia nic się nie uda. Pozostanie skryta wrogość. Wyobraźmy sobie na chwilę, jak reagowaliby Polacy, gdyby nasz Sierpień 80` został tak potraktowany przez Zachód jak dzisiaj Majdan. Z drugiej strony warto sobie także przypomnieć, jak strachliwie reagował kanclerz Helmut Schmidt po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce. Niemal cały Zachód nabrał wtedy wody w usta, pozostał nam tylko Ronald Reagan. Ale wtedy była „Żelazna kurtyna”. Dziś oficjalnie jej nie ma, ale jak się dobrze przyjrzymy temu, co dzieje się wokół Polski i Ukrainy, to ta kurtyna ma się całkiem nieźle, tylko system się zmienił. Czy Arsenij Jaceniukow przyjmie tekę premiera, a Witalij Kliczko wicepremiera, dowiemy się być może jeszcze dzisiaj, bo planowane jest ich wystąpienie na Euro – Majdanie. Ale niezależnie od ich decyzji, tracimy na razie Ukrainę, traci ją Polska, traci ją Europa.

Ukraińcy widzą przecież, że poza gestami solidarności z Polski, nikt nie prowadzi polityki wspierającej demokratyczne przemiany w ich kraju. Jeśli wygrają z reżymem, jeśli wygrają wojnę podjazdową z Moskwą (pytanie jeszcze jak drogo za to zapłacą), to będą mogli powiedzieć, że wszystko zawdzięczają tylko sobie. Trzeba też dodać, że i Ukraina, i Polska są dziś w bardzo podobnej sytuacji geopolitycznej. Ani oni, ani my, nie mamy w Europie prawdziwych sojuszników, czy przyjaciół. I Polska, i Ukraina mogą liczyć tylko na siebie. Jest tylko jeden ratunek dla samodzielności politycznej Europy Środkowo – Wschodniej: na przekór tragicznej historii, uprzedzeń, czasami nawet wrogości, połączyć siły i utrzeć nosa Merkel i Putinowi. Jeśli pozostaniemy w orbicie berlińskiej, przemielą nam Polskę na jeden duży Land.         

piątek, 24 stycznia 2014

Ukraina. Wymowne milczenie Europy.



Joachim Brudziński z grupą bojowników PiS-u zajął Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego. Antoni Macierewicz okupuje gabinet prezydenta Krakowa, a Jarosław Kaczyński prowadzi rozmowy ostatniej szansy z Bronisławem Komorowskim. Ten traci już poparcie Moskwy, także Berlin jest zniecierpliwiony pogarszającą się sytuacją polityczną w Polsce. Angela Merkel ostrzegła Donalda Tuska, że Niemcy rozważają wycofanie się z inwestowania w Polsce. Tusk poprosił o dodatkowy czas, ale Merkel zbyła go milczeniem. Adam Hofman zapowiedział, że kolejnym miastem, gdzie PiS zajmie gmachy władz samorządowych będzie serce PO, czyli Gdańsk.

Równe, Stanisławów, Łuck. Kolejne gmachy władz reżymu Janukowycza zajmuje opozycja. Na nikim nie robi to specjalnego wrażenia. Ani w Moskwie, ani w Berlinie, ani w Brukseli nie ma wielkiego poruszenia. O Warszawie i rządzie Tuska nie mam sensu nawet wspominać. To jest kompromitacja i bezwład. Żadnego konceptu, nic. Zresztą Ukraina dla PO od lat była białą plamą na mapie Europy, a Bronisław Komorowski prowadził jakieś dziwne gry z Janukowyczem. Stąd taki początek. Jak Zachód reagowałby na takie przesilenie w Polsce, z udziałem Prawa i Sprawiedliwości i może jeszcze Narodowców? Zadusiliby nas medialnie. Młody Smolar ogłosiłby z Paryża, że Hitler był łagodniejszy od Kaczyńskiego. Wielka grzywa Kuczyński (już ze Szwajcarii) wezwałby wszystkie postępowe siły tego świata do blokady ekonomicznej Polski. Władimir Putin wystąpiłby w roli Ojca Demokracji, wskazując, jak polscy faszyści i nacjonaliści chcą zburzyć spokój w środku Europy. Nie byłoby zmiłuj się dla Polski. A przecież Ukraina waży nie mniej w Europie od Polski. Jest ważna, jest strategiczna, jest państwem, które może Moskwę wzmocnić, ale może też ja osłabić, oddalić od Polski, uniemożliwić wręcz ekspansję Rosji na zachód. Tymczasem nic się nie dzieje. Jak na skalę wydarzeń w Kijowie, to tak zwana Europa ma to wszystko gdzieś. Wydaje się, że karty zostały dawno już rozdane i jest tylko dwóch graczy: Niemcy i Rosja. Nikt inny w tej rozgrywce o przyszłość Ukrainy się nie liczy. Ktoś powie, że przecież liczą się sami Ukraińcy, którzy walczą o niezależność od Moskwy. Owszem, walczą, ale nie oni będą zbierać owoce tej walki.

Dla Moskwy Ukraina ma strategiczne znaczenie (choćby port w Sewastopolu i Donbas) i nie odpuści Kijowa. Dla Berlina, Ukraina to kolejny wielki rynek zbytu i wielki rynek pracy, rynek nowych, tanich rąk. Dla Polski nie ma nic, same złe wieści. Bo każdy scenariusz jest zły. Jeśli bowiem wschodnie tereny II Rzeczypospolitej przejmie nacjonalistyczna prawica, to będziemy mieli bardzo trudnego, żeby nie powiedzieć  wrogiego nam sąsiada. Nie można demonizować banderowców, ale oni nie wyrzekną się swojego bohatera, a my nie zapomnimy o głowach dzieci nabitych na przydomowe płoty.  Prawdę mówiąc nie mamy za bardzo gdzie odbić. Nie mamy bowiem w Europie żadnych sojuszników. Żadnych. Kto nam kibicuje, kto nas wspiera? Polityka PO oparta jest na sojuszu z Berlinem, ale to nie jest sojusz, tylko jawne poddanie się polityce międzynarodowej Niemiec. Własnej nie mamy.  Cokolwiek stanie się z Euromajdanem, z tym wielkim protestem, nas, Polaków, w tej grze o przyszłość geopolityczną Europy nie ma.
Skutki wydarzeń w Kijowie będziemy odczuwali przez dekady, bo to są zmiany kluczowe dla całej Europy. Niemcy są od kilkunastu lat w nieustającej ofensywie, tworzą swoje imperium, reszta Zachodu po prostu gnije, nie ma na nic ochoty i siły, poza chęcią utrzymania wysokiego poziomu życia. Za wszelką cenę. Nikt nie wychyli się więc przed Berlin i nie będzie interweniował w sprawie Ukrainy, bo to jest temat niemiecko – rosyjski, a nie europejski. Oczywiście, jest to też temat polski, z wielu powodów, ale Polski w tej grze nie ma, bo nie mamy rządu, który gra o Polskę. Ten rząd gra o przychylność Berlina, ten rząd oddał Smoleńsk Moskwie. Co w takim razie ma niby powiedzieć Donald Tusk w sprawie Kijowa. Myślę, że mógłby o wszystko oskarżyć Jarosława Kaczyńskiego. Zostaliśmy wykluczeni z polityki europejskiej. Tymczasem, tracimy być może bezpowrotnie szansę na zbudowanie porozumienia z Ukraińcami.
Kiedy patrzy się na reakcję Zachodu wobec wydarzeń w Kijowie, to nieodparcie nasuwa się refleksja, że Ukraina w ogóle nie leży w Europie, że to kraj położony gdzieś blisko Madagaskaru. Rozpad starej Europy trwa więc w najlepsze. Wszyscy tracą, poza Niemcami i Rosją.  
  
         

piątek, 17 stycznia 2014

Zamordowana Warszawa



69 lat temu sowieckie wojska wkroczyły do Warszawy. Wkroczyły do Warszawy, miasta tylko z nazwy, bo realnie takiego miasta w ogóle nie było. Realnie były tylko same ruiny. Aż nie chce się wyliczać w ilu procentach zniszczone były budynki historyczne, mieszkalne, szpitale. Od 80 do 100%. Najcenniejsze oczywiście jest ludzkie życie, to miliony Polaków zamordowanych przez Niemców, do dziś wywołują w nas cierpienie. Nikt nie napadał na Niemcy, nikt ich nie prowokował. Po prostu niemiecka maszyna zbrodni założyła sobie unicestwienie Polski i Polaków, nie tylko Żydów. Ponad 20 lat temu, także w moim zapewne imieniu, Tadeusz Mazowiecki dokonał z Helmutem Kohlem symbolicznego pojednania Polaków i Niemców. Nie godzę się na żadne pojednanie z Niemcami. Mogę z nimi rozmawiać, mogę o nich kręcić filmy i robić programy telewizyjne (co czyniłem), ale to nie ma nic wspólnego z pojednaniem. Z premedytacją zamordowano całe miasto, moją stolicę. Do dziś nie dostaliśmy ani jednego euro odszkodowania za tę ewidentna zbrodnię, po prostu zbrodnię.  Do tego obecny rząd Tuska wisi na klamce drzwi Merkel z każdym niemal problemem. Jak wasal. Dla mnie potomkowie niemieckich zbrodniarzy są winni Polsce ogromne odszkodowanie. Różne są szacunki, ale kwota stu miliardów euro jest progiem minimum do jakichkolwiek rozmów.  Powiedzmy szczerze, to kwota symboliczna, zadośćuczynienie. Dopóki Polska nie otrzyma od Niemiec takiego zadośćuczynienia,  będzie państwem upokorzonym, zhańbionym przez komunistów, którzy nie potrafili przez kilkadziesiąt lat upomnieć się o swoją, ale i moją stolicę. Rodzi się w ogóle pytanie, czym jest Warszawa dla komunistów, albo dla lewaków. Dla pierwszych była łupem. To co ocalało , zapełniało się walonkami.  Dla drugich jest jedynie miejscem ideowego fermentu. Któż się upomniał z tego środowiska o Warszawę, o tę Warszawę zamordowaną przez Niemców. W budynek „Prudentialu” trafiło ponad 1000 pocisków. Szwabskie gęby chodziły po ulicach i podpalały kolejne kamienice. Oto Niemcy w całej okazałości. Oto ci biedni wypędzeni, od Steinbach i innych „pokrzywdzonych”. Dzięki olbrzymiej machinie propagandowej już zamienili role. To Polacy byli okrutni i źli, AK to bandyci, no i wydawali masowo Żydów, albo ich mordowali w Jedwabnem. Ta narracja jest znakomicie od lat powielana przez „Gazetę Wyborczą”. W 1612 roku byliśmy pod Moskwą imperialistami – pisze sobie publicysta GW. Jedna orkiestra przeciwko Polsce. W tym wszystkim ginie prawda o Niemcach, o tym jacy są naprawdę, a nie jacy chcą być, za jakich chcą uchodzić. Przeżyli naloty dywanowe na Drezno. Ale w Warszawie już nikt nie stawiał oporu, nikt nie walczył. Miasto było puste i to miasto po prostu wyburzono i spalono.  Ten sam los powinien spotkać Berlin. Może zrozumieliby, że w ich genach gdzieś tkwią dawne barbarzyńskie zwyczaje, jeszcze z czasów Cesarstwa  Rzymskiego, o czym pięknie pisał Kisiel. Jeśli jednak wykluczamy odwet, jeśli nadal mamy czasy pokoju, to może w końcu ktoś huknie i powie Niemcom, że dla Warszawy wojna się nie skończyła. Skończy się wtedy, gdy potomkowie tamtych zbrodniarzy z ognistymi rurami, zapłacą nam za potworności zgotowane mieszkańcom stolicy i samemu miastu.    

wtorek, 14 stycznia 2014

Anty - Polska

W opisywanym zdarzeniu nie będę podawał nazwy miejscowości, bo to mogło się zdarzyć wszędzie, nie podam też danych bohatera, bo nie upoważnił mnie do tego. To zdarzyło się w centrum miasteczka. Rozpędzony samochód na pasach uderzył w przechodzącego pieszego, a w zasadzie w jego głowę. Padł na ziemię w drgawkach. Sprawca stanął i siedział w samochodzie. Działo się to w centrum , więc od razu zbiegł się tłum ludzi. Wszyscy stali i gapili się, nikt nic nie robił! Mało tego, ktoś nogą sprawdzał, czy ofiara żyje! Polska XXI wiek. Dwa dni po Owsiaku. Całą tą niewiarygodną wręcz scenę zdziczenia obserwowała dwójka moich znajomych, Polaków,  od kilkunastu lat mieszkających w Niemczech, ale bardzo pielęgnujących swoją polskość. Widząc to wszystko, jeden z nich trzydziestopięcioletni wysportowany człowiek, wyskoczył z auta, odpędził zdziczały tłum i zajął się ofiarą wypadku. Młody mężczyzna żył, okazało się, że szedł do banku , do żony. Okazało się, że właśnie urodziło mu się dziecko. Polak z Niemiec zajął się fachowo mężczyzną, kazał ludziom stworzyć „korytarz”, żeby nie tarasowali przejścia. Sam też wyciągnął za fraki sprawcę wypadku z jego samochodu. Tłum gapiów cały czas nic. Stał i oglądał to, co się dzieje, jakby był na filmie grozy, a nie w tragicznej rzeczywistości tamtych chwil. Mało tego, ów Polak,  mój znajomy, zajął się udzieleniem pomocy żonie poszkodowanego. Wyjaśnił, że wszystko będzie dobrze, żeby się nie martwiła. Tłum dalej, jak stał, tak stał. XXI wiek, Polska. Jakiś dewiant sprawdza nogą, czy ofiara wypadku żyje. Dawno już nic tak mną nie wstrząsnęło, jak to zdarzenie z małego miasteczka. Być może mój znajomy uratował temu mężczyźnie życie!

Dobrze wiemy, że coś złego w ogóle dzieje się z Polakami, że system III RP, nastawiony na odpływ od jakichkolwiek wartości (wszystko wolno, tylko ja, róbta co chceta) spowodował, że niemała część społeczeństwa jest już tak znieczulona, tak wyobcowana, tak zmasakrowana ideami tejże III RP, że nic poza własnym ja już się nie liczy. Mało tego, doszedł jeden nowy element: dopóki mnie nic nie boli, nie ma sprawy. Zrodził się nowy rodzaj egoizmu, który zrodził z kolei społeczeństwo totalnie amorficzne, pozamykane w czterech ścianach. To jest już przerażające, ponieważ zachowanie się mieszkańców tego miasteczka wcale nie jest wyjątkiem. Matki lejące dzieci w autobusach mogą je lać do krwi. Nikt nie kiwnie placem. Głowa w szybę i do widzenia. Nie jesteśmy jako naród źli, nie jesteśmy gorsi od innych. Ale ta wielka akcja zmasakrowania naszych wartości, naszej tradycji, ta wielka akcja promowania anty – wartości przynosi właśnie takie efekty, że jakiś dewiant, nie – człowiek, sprawdza nogą, czy ofiara wypadku żyje. 12 lat temu wracałem z ekipą filmową z Warszawy do Szczecina. To było chyba w Skwierzynie. Widzimy volkswagena bez przodu, po prostu ścięty przód auta, jak piłą i widzimy zwisające nogi dwóch młodych ludzi. Wszystko jeszcze paruje, widok straszny. I nie ma nikogo. Wyskakujemy z auta, żeby nieść pomoc, ale jak się okazało kierowca TIR-a już wezwał pogotowie. Nie robiliśmy tam zdjęć, choć mieliśmy kamerę. To przekraczało jakieś ludzkie granice, nie można było wcisnąć recording i już! Daje to wszystko do myślenia w kontekście WOŚP i tego jednego dnia, gdy wszyscy są aniołami pędzącymi ze światełkiem do nieba. Nie można uogólniać, ale zdarzeń totalnej znieczulicy, źle pojętego egoizmu, chorej anonimowości jest aż nadto. Kiedyś byliśmy społeczeństwem bardziej otwartym. Od kiedy George Soros przywiózł pod koniec lat osiemdziesiątych do Polski ideę społeczeństwa otwartego, mamy dziś właśnie taki stan rzeczy, Polacy pozamykali się w sobie, są bardziej zawistni. To niemal powszechna opinia tych, którzy do nas przyjeżdżają. Zawiść. Nie taka „kargulowa” – otwarta, zabawna nawet. To jest zawiść mocno skryta. Ubrana często w codzienną uprzejmość. Tylko potem przychodzą do Ciebie z Urzędu Skarbowego i nie dają Ci spokoju przez lata. Bo ktoś, coś, urzędnikom powiedział.