sobota, 31 maja 2014

Media na smyczy III RP i demokracja jak dekoracja


Kiedy widzę co niektórych dawnych działaczy opozycji albo obecnych liderów PO, jak oni się upajają polską wolnością, polską demokracją, to zbiera się po prostu na wymioty. Jak już „zejdą” z anteny i siądą sobie w drink barze, wtedy wyłażą z ich głów prawdziwe poglądy, czyli krótko mówiąc - motłoch nie ma prawa głosu. Złotouści demokraci dominują w polskich mediach, od polityków po „wytrawnych” ekspertów. Jak wielki kaganiec - tak zwane elity III RP - nałożyły na polską demokrację świadczą choćby dwa wydarzenia z ostatnich dni – pogrzeb generała Wojciecha Jaruzelskiego i wizyta Donalda Tuska w II LO w Gorzowie Wielkopolskim. Różni je ranga, ale obydwa ukazują nędzę III RP, ograniczanie wolności, jakąś wręcz biologiczną czy genetyczną więź III RP z PRL, bo że jest więź polityczna, że III RP to przedłużenie PRL-u, nie trzeba nikomu chyba udowadniać. Symbolem tej symbiozy był pogrzeb generała Jaruzelskiego na Powązkach. Ale o najsmutniejsze jest to, jak potraktowano protestujących na cmentarzu wojskowym ludzi. Znowu dyżurni demokraci w głównych mediach obrzucali ich błotem, że się nie godzi, że nie uszanowano majestatu śmierci.

To może ktoś wyjaśni, może sam Adam Michnik niech wyjaśni, bo był na tym pogrzebie w grupie oddających hołd Jaruzelskiemu, jak to jest, że zdecydowana większość ludzi dawnego podziemia, tych zajmujących się drukiem, kolportażem, drobną dywersją, plakatowaniem, a także rodziny ofiar stanu wojennego są na całkowitym marginesie życia społecznego. Często są to osoby wręcz wykluczone społecznie. Kto interesuje się dzisiaj nimi? A to oni właśnie stali na Powązkach i krzyczeli „Precz z komuną!” I mieli do tego nie tylko prawo, ale nawet jakąś powinność wobec setek ofiar stanu wojennego i Grudnia 1970 roku, za których śmierć pełną odpowiedzialność ponosi gen. Jaruzelski. A jaki przekaz dociera do milionów Polaków? Msza, wojsko, warty, Prezydent RP, Wałęsa, wszyscy pochylają się nad trudnym losem byłego dyktatora. Piękny pogrzeb, można powiedzieć. Takich nie mieli robotnicy, którzy ginęli od kul w 1970 roku. Chowano ich w nocy, bez udziału rodzin. Gdzie tu jest sprawiedliwość? Niech Adam Michnik odpowie. Elity III RP mają spokojny sen, bo na straży nowej wiary stoją media, które zadbają o to, by o gen. Jaruzelskim w najgorszym razie mówić jako o postaci tragicznej. Jaka dramatyczna narracja. O każdym polityku, który ma krew na rękach swoich obywateli, można powiedzieć postać tragiczna. Nic to jednak nie znaczy, to puste słowa, jak cała demokracja III RP. Ona składa się właśnie z takich pustych słów, bez znaczenia, byle tylko zatkać niewygodnych, byle tylko zżerać dalej Polskę, dla siebie.

A kiedy już zdarzy się, że ktoś spontanicznie powie coś lub zrobi mocno pod prąd, to dzieją się rzeczy rodem z Białorusi albo Korei Północnej. Kogo w takich stacjach jak TVP czy TVN zbulwersowało to, że pracownice rządu odciągają dziennikarzy i przerywają im wywiad z 17 – letnią Marią Sokołowską, uczennicą II LO w Gorzowie? Dziwne, że BORowcy nie wkroczyli do akcji. Uczennica dała „kosza” premierowi III RP, odmówiła przyjęcia kwiatów, powiedziała, co myśli o Donaldzie Tusku, że jest zdrajcą. I zaczęło się. Telefony do uczniów z  jej klasy (skąd numery miał Pan Panie Lis?), nagonka na portalach, w stacjach telewizyjnych, a tylko przecież wyrażenie własnego poglądu, przełamanie stereotypu, że tam gdzie Tusk, tam radość i miód. Zaczęto grzebać  w życiorysie Panny Sokołowskiej, śledzić wszelkie jej wpisy na portalach, zaczęło się po prostu wielkie śledztwo, żeby ją medialnie „ukamieniować”.  To jest właśnie najbardziej żenujące, że do takiej akcji włączają się główni redaktorzy poważnych dzienników czy telewizji. Przeciwko jednej uczennicy, która odważyła się powiedzieć, co myśli o premierze III RP. Nie wolno, po prostu nie wolno mówić w Polsce, co się myśli, jeśli to myślenie nie zgadza się z mózgiem posła Szejnfelda. Tak poza tym, można już wszystko, w szczególności można obrażać księży. Po tym jak Janusz Palikot nazwał dwóch powszechnie szanowanych biskupów pedofilami, nic się nie zdarzyło, nie było żadnego oburzenia, żadnej poważnej reakcji mediów. Taka to jest właśnie polska demokracja, ładnie opakowana, a w środku pusta.         

 

piątek, 30 maja 2014

Pogrzeb generała, czyli przewracanie historii

Pogrzeb gen. Wojciecha Jaruzelskiego ma dużo szerszy wymiar, niż nam się wydaje. Bo jest to oczywiście okazja do oceny jego życia i tych ocen, komentarzy nie brakuje, ale one i tak niewiele zmienią. Jedni będą za, inni przeciw generałowi i tak już to pozostanie na długie jeszcze lata. Kluczową sprawą związaną z tym pogrzebem jest tak naprawdę ponowna legitymizacja PRL-u, można nawet rzec uznanie jako dopuszczalnych takich wydarzeń jak masakra w grudniu 1970 roku i wprowadzenie stanu wojennego ze wszystkimi jego konsekwencjami. Bo jeśli jest tak, że człowiek, który bez wątpienia był odpowiedzialny za śmierć wielu polskich patriotów, będzie pochowany ze wszystkimi honorami przysługującymi postaciom wybitnie zasłużonym dla Polski, to trzeba sobie od razu postawić pytanie, czym jest w takim razie ta III RP, skoro honoruje tak bardzo zmarłego. Sama dyskusja o tym, jaki pogrzeb powinien mieć gen. Jaruzelski, wydaje się w ogóle bezsensowna. W niepodległym państwie, szanującym swoich obywateli i historię, nie byłoby debaty na ten temat. Gen. Wojciech Jaruzelski po prostu zostałby pochowany tak, jak tego sobie życzy jego rodzina, bardzo prywatnie, bez tego medialnego hałasu. I koniec, i nic więcej.

Gdyby w takich prywatnych uroczystościach chciał wziąć udział Lech Wałęsa, to niech bierze. Tylko doprawdy, czy mamy już polską amnezję? Nie ma sensu sięgać w głęboką historię, ale wystarczy powrócić do wydarzeń Grudnia`70. Czołgi z lufami wycelowanymi i gotowymi do strzału przy bramie Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego w Szczecinie, ostrzelani robotnicy w Gdyni. Oczywiście, nie można wszystkim obciążać gen. Jaruzelskiego, bo za masakrą grudniową stał cały system. Ale będąc wtedy ministrem obrony narodowej, brał aktywny udział w pacyfikacji strajków. Dziś jest pogrzeb. Trwa msza za jego duszę. Kościół może wybaczać, Kościół może być miłosierny i to jest niezwykle cenne, to jest wielki dorobek chrześcijaństwa. Ale w życiu politycznym, honory oddawane dziś gen. Jaruzelskiemu budzą sprzeciw wielu środowisk. Bo fakty są bezdyskusyjne.

Ponad sto ofiar stanu wojennego, prawdziwa rzeź w kopalni „Wujek”, męczeńska śmierć  ks. Jerzego Popiełuszki, można tu ułożyć listę na wiele stron zbrodni komunizmu w Polsce. I za część tych zbrodni, morderstw księży jeszcze w 1989 roku, polityczną i prawną odpowiedzialność ponosi ówczesny I sekretarz KC PZPR generał Wojciech Jaruzelski. Kapłan przed śmiercią rozgrzeszył generała, ale czy my też mamy go rozgrzeszać? Dziś jest symboliczny dzień, daleko wykraczający poza samą ceremonię pogrzebową. Bo dzieje się coś dziwnego w naszej nowej historii. Ludzie zasłużeni dla walki o wolną Polskę - drukarze, kolporterzy, podziemni działacze - żyją często na granicy nędzy, a ich oprawca, bo tak trzeba nazywać sprawy po imieniu, odchodzi w aurze ważnej, tragicznej, ale jednak pozytywnej postaci w historii Polski. Trudno jest pisać o tych sprawach, bo z czystego, ludzkiego  i chrześcijańskiego punktu widzenia, trzeba uszanować zmarłego jako człowieka. Niech więc spoczywa w spokoju, natomiast spokoju nie może być, kiedy jawnie fałszuje się naszą najnowszą historię, tylko po to, by nie było zgrzytu po śmierci dyktatora. Mówi się o nim jako twórcy Okrągłego Stołu, a powszechnie wiadomo, że wszystko praktycznie działo się poza Polską, i było w rękach USA i Związku Sowieckiego. Rola opozycji była znacząca, ale „guzika wolności” nie nacisnął Adam Michnik.

Generał Wojciech Jaruzelski nie odpowiedział za postawione mu zarzuty prokuratorskie, proces się nie zakończył. To jednak nie upoważnia nikogo, by zapominać o tym, jak wielką odpowiedzialność ponosi za interwencję LWP w Czechosłowacji,  za wydarzenia Grudzień 70` i za ofiary stanu wojennego osobiście ponosi generał. Wydaje się, że dziś o tym zapomniano.
To symboliczny upadek wielkich wartości "Solidarności", upokorzenie wielu ludzi walczących z systemem komunistycznym w Polsce.        

czwartek, 29 maja 2014

Tusk dostał kosza, czyli po wyborach


Balon pękł, czyli już po wyborach do Parlamentu Europejskiego i można powiedzieć, że nad Wisłą bez zmian. Marek Migalski co prawda wycofał się z polityki i jest to zmiana może i donośna, ale jednak niewielka. Płomień fascynacji medialnej wyborami gaśnie, choć można się jeszcze spodziewać reporterów goniących z pytaniami w języku angielskim do „wybranych”, nowych europosłów. Oczywiście, zaraz ktoś powie, że zmiany jednak są i to poważne, bo na scenę polityczną, tym razem z sukcesem, wkroczył Janusz Korwin – Mikke, nad którym „pastwią się” teraz główne media. Świadczy to tylko o ich marności, bo o liderze Nowej Prawicy mówią jedynie to, co im pasuje i jeszcze wszystko przekręcają.

Zmiany generalnej jednak nie ma. Układ polityczny w Polsce pozostał nienaruszony. Jeśli można mówić o niedostrzeganej w komentarzach porażce, to o porażce Prawa i Sprawiedliwości, której Nowa Prawica zabrała młodych, dynamicznych wyborców. PiS nie znalazł sposobu na ich pozyskanie, a byłby to elektorat dający partii Jarosława Kaczyńskiego zdecydowane zwycięstwo. To poważna strata, ponieważ ci młodzi wyborcy to nowe pokolenie, które nie da  się już uwieść PO i nie będzie zabierać babciom dowodów osobistych. Można jeszcze dodać, że na lewicy też bez zmian. Marnie jest, marnie było i jeszcze marniej będzie, bo elektorat socjalny woli PiS i PO, i nie ma ochoty głosować na Palikota i Kalisza, którzy bardziej nadają się do cyrku, niż do polityki.

Największą ciekawostką powyborczych dni było jednak spotkanie premiera Tuska z licealistami w Gorzowie Wielkopolskim. Tu szef PO nie wyczuł tematu. Mówił i mówił, i zerkał chcąc nie chcąc na uczennicę Marię Sokołowską siedzącą naprzeciw niego i pewnie myślał sobie, że to jest już tak ustawione, że ta młoda dziewczyna, jak siedzi w pierwszym rzędzie, to na pewno kocha jego i PO. I srogo się zawiódł. Dał się zwieść urodzie uczennicy i ruszył z kwiatami do przodu, i już czekał na jej aplauz, a tu bęc! Słyszy słowo zdrajca pod swoim adresem. Nie wyczuł tematu Pan Premier Tusk, dał się ograć licealistce, jak licealista na szkolnej przerwie, który dostaje na oczach wszystkich od dziewczyny kosza. I dostał.


To, co wzbudza, i za ciekawienie i rozbawienie, w wyborach do Parlamentu Europejskiego to twarze przyszłych europosłów kadrowane przez stacje telewizyjne, gdy dowiadywali się, że wchodzą, że są, że będą reprezentować Polskę w Brukseli. Nazwisk nie ma sensu wymieniać, ale doprawdy, w tych twarzach była taka radość, taki szał, a w oczach takie euro monety, że nie zauważyć tego było nie sposób. To była radość jak u dzieci, które dostają pod choinkę kolejkę elektryczną, taki był wyraz twarzy „naszych” liderów list wyborczych. Oni może i coś powiedzą w Strasburgu, może wezmą udział w opracowaniu jakiejś dyrektywy, ale liczy się blichtr, liczy się pieniądz i to było widać bardzo dobrze po dwudziestej pierwszej w minioną niedzielę. W którym sztabie, to niech każdy sobie dopowie, kto oglądał telewizyjne relacje.


A wracając do samego wyniku wyborów, warto dodać, niezależnie od nieprawidłowości w obwodowych komisjach wyborczych,  że zapowiadają one prawdziwą masakrę teksańską piłą w przyszły roku. To będzie walka na śmierć i życie, ponieważ stawką jest nie tylko rządzenie Polską, ale także wyjaśnienie sprawy Tragedii Smoleńskiej. To być może najbardziej przeraża ekipę Tuska, że nowy premier z PiS, być może Jarosław Kaczyński, zacznie w końcu naprawdę wyjaśniać, co stało się 10 kwietnia 2010 roku. Tej tragedii nie da się odsunąć w czasie i zepchnąć w niepamięć, ona wróci, tym mocniej wróci, jeśli PO przegra przyszłoroczne wybory parlamentarne.  I właśnie tego boi się najbardziej Donald Tusk. I słusznie się boi. 


  

     
 

niedziela, 18 maja 2014

Głosuję na Pendolino i Wurst


Biedny jest polski wyborca, ale z drugiej strony polskiego wyborcę średnio obchodzi cała heca z wyborami do Parlamentu Europejskiego. Bo to dla przeciętnego wyborcy jest taka kolejna heca, której odpryski docierają do niego, ale nie wywierają większego wrażenia, ot tak po prostu, znowu tam politycy walczą o bogate posady w Brukseli. Gdyby jednak pokusić się o jakieś wnioski, co dociera do polskiego wyborcy z kampanii wyborczej do UE, to obraz jest ponury. Ponury w tym sensie, że nic nie dowiemy się z tej kampanii o celach partii politycznych, jakie chcą osiągnąć w Unii Europejskiej. Nie jesteśmy wyjątkiem. Kampanie w innych państwach UE też przybierają komiczne rozmiary. Ale warto zacząć od billboardów.

Można odnieść wrażenie, że dla niektórych kandydatów wielka, taka 20 na 30 metrów  rozwieszona płachta w centrum miasta to po prostu prawdziwy cymes, to magiczne 60 metrów kwadratowych, które przełoży się na 60 tysięcy złotych co miesiąc. Błąd. Fatalny błąd! Nie wiedzieć czemu, ale komitety wyborcze ustaliły sobie wspólne barwy plakatów: biała, czerwona i niebieska. Można więc śmiało zagłosować na listę znienawidzonej partii, bo twarz uśmiechnięta, hasło przyjazne, a reszta – wiadomo- się nie liczy. Kto bowiem śledzi z nas audycje wyborcze? Mało tego. Jedna z sieci telefonii komórkowej prowadzi właśnie wielką kampanię „outdoorową”, a tam spoglądają na nas jacyś celebryci. Wyborca nie wie, kim są tę piękne młode kobiety, ale może zagłosować na nie? Czemu nie? Hipotetycznie, czy to będzie piosenkarka Flinta, czy Ania Lewandowska, co przeszła do innej sieci za pięćset złotych jest bez znaczenia. Brakuje tu Waldemara Pawlaka, bo on jednak na swoim plakacie zatrzymałby spojrzeniem nawet Porsche rozpędzone do 300 km/h. Czy naprawdę mamy taką mizerię domów mediowych, że billboardy różnią się tylko nazwiskami i numerami list?

To tylko przykład kabaretu europejskiego. Inny, to Pani (?) Pan Wurst (Kiełbasa), zwycięzca tegorocznego finału Eurowizji. Gość z brodą, kobieta z brodą zajmuje polskim politykom kilka dni kampanii do UE. To strasznie ważne dla Polski, szczególnie dla naszego importu gazu z Rosji. Gdyby tak wysłać Panią Wurst do Putina, żeby mu zaśpiewała (znamy tolerancję Kremla dla innych orientacji seksualnych) jakąś starą pieśń z czasów Wojny Ojczyźnianej, Władimir dałby tyle gazu, żebyśmy się nim zapchali, gaz buchałby z kuchenek, nawet przy zakręconych kurkach. Może nawet Conchita Wurst (Thomas Neuwirth)  zaśpiewałaby .......ten gaz jest mój i twój. Oczywiście, do kampanii weszła szerokimi „śluzami” powódź. Tyle tylko, że tu można to jeszcze do kampanii jakoś odnieść. W końcu Unia, a szczególnie Niemcy bardzo chcą, by w Polsce było tak ekologicznie jak nigdzie indziej na świecie. A już szczególnie wzdłuż granicy na Odrze. Mało kto wie, ale w ciągu ostatnich 25 lat w Niemczech powstało blisko 80 (!) programów współpracy wschodnich landów Niemiec z naszymi zachodnimi województwami.


Generalizując, ma być u „Pawlaków” swojsko i zielono. Nikt nie zajmuje się specjalnie w tej kampanii tym, jak w tej „nowej” UE mam wyglądać polsko- niemieckie pogranicze. Już i tak Niemcom w gardle stoi S-3. O tym się nie mówi, mówi się o „Panu Kiełbasie”. Wyborca, taki czy inny, z tej czy innej opcji, nie dowie się o tym, jakie mamy cele w Unii, praktycznie nic. Co prawda, szef PiS, Jarosław Kaczyński, próbuje organizować merytoryczne konferencje prasowe, ale i tak „dymiące głowy” z TVN będą go pytały o Wursta i o to, co robi na wałach przeciwpowodziowych. Oni się urwali ze stumetrowej choinki. Podobno, nieźle uczeni, niech obejrzą sobie amerykańskie stacje telewizyjne i amerykańskie wybory. Jedno jest pewne, że wyborca 25 maja, po tych europejskich „jajach” może głosować na Pendolino, albo przeciw. Proponuję, by głosował na Pendolino, ale z tym, co się przechyla przy zakrętach, bo takiego nie mamy, a to w końcu wybory i postulaty.                   

sobota, 17 maja 2014

Wałowanie


Wały dla Donalda Tuska mają olbrzymie znaczenie. Na wałach, jak sam mówił, trzeba polegać. Między wałami są obszary międzywałowe – to my, społeczeństwo. Wały rządzą, międzywały pokornie słuchają wałów. Tak było przez siedem lat. Oczywiście, część międzywałów nie mieści się w tej kategorii, to jakieś między – coś – tam, co nie pasuje do III RP, czyli lud pisowski i okoliczny. Nawiązuję celowo do fragmentu wystąpienia premiera sprzed  kilku dni o wałach i międzywałach, ponieważ było to bardzo metaforyczne, oddawało wręcz esencję rządów PO. Mamy bowiem swoiste wałowanie Polaków przez te siedem lat na wszystkim. Wicepremier Elżbieta Bieńkowska (sorry Gregory, taki jesteś Grzechg) nabajdurzyła przed EURO 2012, ile będzie gotowych kilometrów autostrad na te mistrzostwa,  a dopiero teraz dochodzimy do planowanej długości nowoczesnych dróg na rok 2012. Ale jest gwiazdą rządu. Minister Zegarek prawie rok temu opowiadał na Dworcu Głównym we Wrocławiu, jak Pendolino będzie ścinał prędkością okoliczne łany zbóż, a dziś wiadomo już, że na razie będzie grzał tory w miejscu, na bocznicy, bo nie ma nawet gdzie zrobić uczciwych testów homologacyjnych.

Premier Donald Tusk wie, jak wszystko zrobić, dosłownie. Gdyby ktoś zapytał premiera, jak w trzy dni dolecieć na Marsa, jestem pewien, że znałby odpowiedź i zapewnił nasz Naród i Baracka Obamę, że on wie, że powoła „Zespół do Lotu w 3 Dni”, który sprawi, że Paweł Graś w hełmofonie z napisem „PO” wyląduje za tydzień na czerwonej planecie razem z Michałem Kamińskim, któremu już tylko taka misja niepolityczna pozostała w życiu. Potem już tylko Pluton razem z  Adamem Michnikiem. Wałowanie Polaków trwa na dobre. Emerytury i OFE, to tylko wierzchołek góry lodowej. Wał ma chronić nas przed niebezpieczeństwem powodzi. Polityka Platformy jest oparta natomiast na przewale. Przewał to jest słowo jakże miłe działaczom PO. Taka prosta sprawa. W jednym z urzędów marszałkowskich ustala się takie parametry auta przy przetargu na zakup nowej floty samochodów, że tylko jedna marka, jeden model tej marki pasuje do specyfikacji. Czy ktoś ponosi konsekwencje? Nikt. I można by wyliczyć z pięć tysięcy takich afer. Do wyborów PO szła pod sztandarem niskich podatków, tymczasem od dawna dusi nas podatkami wysokimi, i zwykłych Kowalskich, i przedsiębiorców. Podnosi akcyzę, a wpływy z niej spadają o 40%. Znowu nikt tego nie widzi poza ekspertami i opozycją.

W wałowaniu Polaków nadal ogromną, jakże chwalebną rolę odgrywają media, z tak zwanego głównego nurtu, ale doprawdy trudno dociec, gdzie ten nurt się kończy. Stosują one własną metodę wałowania Polaków. Tu niby trochę zahaczą rząd, szczypną za spódnicę, niczym koleżankę Wurst. Zresztą to te media zrobiły z Pani Wurst temat trzech (pięciu?) dni i skutecznie zajęły nim polityków i widzów. To też jest rodzaj wałowania nas. Myślmy o kobiecie z brodą, nie o Polsce. Sytym ta zabawa bardzo odpowiada, bo jest śmiesznie. Bo gdyby tak na przykład wygrał mężczyzna z ogonem po nieudanym przeszczepie na homoseksualnego goryla, byłoby jeszcze zabawniej. Tylko co na to obrońcy zwierząt i Zieloni na czele z wielbicielem dzieci Danielem Cohn – Benditem, entuzjastą Twojego Ruchu. Media stoją na straży wałów i wałowania, i to widać jak na dłoni. I dziękujemy im za to, bo jak przyjdzie powódź, ale taka prawdziwa społeczna powódź, to nic z nich nie zostanie, podobnie jak z wałów, którzy nami rządzą. I w tym sensie, i tylko w tym sensie, duże opady społecznej energii Polaków, wręcz grad i trąba powietrzna powalania skorumpowanej III RP, które doprowadzą do wielkiej „powodzi”, są jak najbardziej pożądane. Na razie prognoza pogody jest taka sobie, ale jaka ona była w 1979 roku? Też była taka sobie, a za rok było jedno duże fru.......  Trzeba mieć wiarę w taką „powódź”, bo rządy wałów nas zawałują zupełnie, pozostaniemy wiecznym obszarem do dalszego wałowania, a na to nie możemy pozwolić. Za nic.