Z
sobotniego wywiadu Prezydenta Komorowskiego dla „Rzeczpospolitej”
przebija się pomysł gospodarza pałacu, że chciałby 11 listopada
poprowadzić Marsz Niepodległości, szlakiem pomników wybitnych Polaków.
Nic lepszego do wywołania, tym razem, prawdziwych zajść, przyznaję, nie
można było wymyślić. Najpierw sam
inicjuje, po pokojowym marszu kilkudziesięciu tysięcy ludzi,
ograniczenie prawa do zgromadzeń, a teraz jednoczymy naród. Patriotyczny
prezydent wielkodusznie wybacza ubiegłorocznym wichrzycielom i zaprasza
na wspólny marsz. Nie wiem, ale ja z prezydentem tryskającym humorem
tuż przed lądowaniem samolotu z ciałami ofiar katastrofy smoleńskiej,
nie wyobrażam sobie wspólnego udziału w jakimkolwiek jego
przedsięwzięciu, chyba że będzie to marsz na salę rozpraw. Bronisław
Komorowski wykonuje ostatnio różne zabiegi, by objawić się Polakom w
roli ojca narodu. A jest przecież, obok Tuska i Kopacz, jedną
z trzech osób ponoszących największą odpowiedzialność polityczną i
prawną za to, co działo się od pierwszych godzin po katastrofie rządowegoTU-154
M. Przypomnieć o wyczynach Bronisława Komorowskiego będzie jeszcze nie
raz okazja, ale teraz coś, co wydaje mi się, że umknęło gdzieś z wywiadu
prezydenta, a zasługuje niewątpliwie na uwagę, szczególnie w kontekście
jego „patriotycznego zrywu”. Oto krótki fragment wywiadu dla
„Rzeczpospolitej”:
Rz* - W
ostatnich tygodniach powrócił temat katastrofy smoleńskiej. Mówił Pan
kiedyś, że państwo zdało egzamin po katastrofie. Czy wszystko, co dziś
wiemy na ten temat nie zmieniło pańskiego zdania.
B.K. -To
jakieś polskie samobiczowanie. Jeśli coś zawali wójt albo urzędnik, od
razu mówimy, że zawaliło państwo. Dlaczego w innych krajach bardziej
szanuje się własne państwo? Amerykanom nie przyjdzie do głowy
powiedzieć, że państwo nie działa jak łapówkę weźmie szeryf, albo
zbankrutuje bank. Nie mamy ugruntowanego szacunku do własnego państwa.
Trzeba pomniejszać a nie powiększać przekonanie, że mamy złe państwo.
To
przecież zaborcy wmawiali nam, że nasze państwo było do niczego, że nie
potrafimy się sami rządzić itd. Dziś mamy okazje powiedzieć: nieprawda
patrzcie na nasze osiągnięcia. I powinniśmy być z państwa dumni. A że są
problemy? Są. Tu zawinił Kowalski a tam Malinowski
(pogrubienie moje), tu zawiodła jedna, tam druga instytucja. Ale państwo
jest od tego, by wyciągać wnioski i zmieniać się. Nie zastępujemy
zaborców w krytyce polskiej państwowości.
Oto, co ma do
powiedzenia po zamianach ciał ofiar katastrofy (to początek tego
koszmaru), po ponad dwóch latach śledztwa, które nic do tej pory nie
wyjaśniło, prezydent państwa. Mało tego, tych, którzy mimo szykan,
ciągłego lekceważenia ich i obrażania, walczą o wyjaśnienie katastrofy
(zamachu) z 10 kwietnia 2010 roku, przyrównuje do zaborców. Nie wiem,
czy Komorowski dobrze ważył słowa, ale to jego problem nie mój.
Największą tragedię po 1945 roku, która przecież zachwiała całym polskim
państwem, sprowadził do szukania winy jakiegoś
urzędnika, owego przysłowiowego wójta. Ale idźmy tropem rozumowania
Bronisława Komorowskiego. Nie jest to wdzięczne zajęcie, ale jak mus to
mus. Otóż ja się zgadzam z prezydentem III RP. Ma rację, jak
najbardziej. 10 kwietnia, i później, za skandaliczny przebieg śledztwa,
za całkowite oddanie go Rosjanom, za brak dostępu polskich specjalistów
do miejsca katastrofy przez ponad 48 godzin, nie odpowiada całe polskie
państwo. Zgoda, nie ma sensu się samobiczować. W
sprawie Smoleńska zawinili, zgodnie z tokiem rozumowania urzędującego
prezydenta, ów sam prezydent, a wcześniej marszałek Sejmu pełniący
obowiązki głowy państwa, premier rządu Donald Tusk i ówczesna minister
Ewa Kopacz. To trzy najważniejsze nazwiska najwyższych urzędników
państwowych odpowiedzialnych za wszystko, co działo się w sprawie
katastrofy po 10 kwietnia 2010 roku. Bronisław Komorowski myli się
jednak, kiedy powołuje się na Amerykę, że tam to nikt na państwo nie
narzeka, jak pada bank. Kiedy w 2008 roku zbankrutował bank Lehman
Brothers, zachwiała się cała Ameryka i cały świat. Z tym szeryfem to
nie wiadomo za bardzo o co chodzi, bo łapówek jest w Polsce codziennie
tyle, ilu wszystkich szeryfów za oceanem. Delikatnie rzecz biorąc,
zamieszanie syna premiera w aferę finansową, której ofiarą są tysiące
ludzi w całym kraju, to wystarczający powód do dymisji szefa rządu. Ale
to tak na marginesie powoływania się na Amerykę. Gorzkie są słowa
Bronisława Komorowskiego, ale szczere. Umówmy się więc, że nie czepiamy
się państwa, że mamy osiągnięcia, bo ludzie tyrają od rana do nocy, a do
odpowiedzialności pociągniemy wójta. Czy prezydent miał na myśli
siebie? I co na to zaborcy?
*źródło: "Rzeczpospolita"
http://www.rp.pl/artykul/10,939807-Stane-na-czele-marszu.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz