piątek, 18 maja 2018

Opozycja pod Sejmem, PiS pod ścianą

Hanna Gronkiewicz – Waltz wyskoczyła przed szereg i zaproponowała zorganizować obrady Sejmu Dzieci i Młodzieży poza parlamentem, skoro Kancelaria Sejmu je odwołała. Pomysł poparł ochoczo Rafał Trzaskowski, a to nie jest dobry pomysł. Dobry pomysł ma Marta Lempart, która wzywa by 1 czerwca przyjść pod Sejm: „W sprawie skasowanego przez pisowskie kanalie Sejmu Dzieci i Młodzieży podkulamy ogon pod siebie i szukamy grzecznie innej sali? Powiedzcie, że to żart i że 01/06 spotkamy się tam, gdzie trzeba - Pod Sejmem.” – napisała na Twitterze. Do Sejmu, „po wezwaniu Obywateli”, popartym wezwaniem Jakuba Hartwicha, niepełnosprawnego przebywającego w gmachu przy Wiejskiej, wybiera się w poniedziałek do protestujących Lech Wałęsa. Generalnie opcja jest taka, że przez kolejne dni, kolejne znane osobistości mają w świetle kamer przychodzić pod Sejm, żeby odwiedzić niepełnosprawnych i ich rodziców. Prawo i Sprawiedliwość nie ma już nic nowego do zaproponowania, nic, co uspokoiłoby nastroje, bo wszystko co  miało, i co mogło zaoferować na dziś, zostało przyjęte przez rząd i parlament. Można oczywiście demagogicznie powtarzać, że to 500 złotych się należy, że przecież budżet ma się świetnie, choć wiadomo, że spełnienie tego postulatu pociągnie za sobą wydatki co najmniej 5 mld złotych na dzień dobry i nie może dotyczyć jedynie owych 280 tysięcy niepełnosprawnych, których reprezentują protestujący w Sejmie. Ale tym się nikt teraz nie zajmuje. Wyborca widzi dramat i myśli sobie, że ten PiS to jednak serca nie ma. Opozycja ma dziś niebywałą okazję nadać partii rządzącej wizerunek bezdusznego tworu, który znęca się nad niepełnosprawnymi. Machina już została uruchomiona, a relacje telewizyjne rzeczywiście zaczynają przypominać obrazy z oblężonej twierdzy. Wewnętrzne sondaże wskazujące na „płytkie” poparcie dla protestujących w Sejmie nie powinny działać zbyt uspokajająco na rządzących. 


Takiej liczby błędów jaka została popełniona przy okazji protestu w Sejmie, obóz władzy dotąd nie popełnił. Zaczęło się od pochopnego wysokiego C Prezydenta Andrzeja Dudy, który obiecał, że zajmie się sprawą, że postulaty da się spełnić. Na jakiej podstawie to mówił? Czy miał jakiekolwiek wyliczenia? Potem było już tylko gorzej. Minister Elżbieta Rafalska wyglądała w Sejmie tak, jakby to ona chodziła po prośbie, żeby w ogóle Ją ktokolwiek tam wysłuchał. Właściwie to była medialna masakra. Bo ludzie widzą emocje, niepełnosprawne osoby, nie zajmują się przepisami konstytucyjnymi, że jak tym damy, to i tamtym musimy dać. Nie ma tu miejsca na racjonalne myślenie, wygrywają emocje i właśnie to one są dźwignią obecnego protestu. Katastrofa komunikacyjna PiS trwa w najlepsze, pomijając już fakt, że Bruksela zaczyna grać na nosie rządowi, ciągle wydłużając proces dochodzenia do kompromisu w sprawie praworządności. Może będzie to lipiec, a jak lipiec to może znowu gorący protest w Polsce, tym razem przed wyborami samorządowymi. Rząd PiS stoi pod ścianą, ale sam pod tę ścianę dał się zapędzić. „Piątka Morawieckiego” to już przeszłość. Nikt o niej nie mówi, nawet sami rządzący. Po raz pierwszy narrację narzuciła opozycja i nie odpuści, bo ma całkiem realną szansę na wyjście z dołka w jakim się znalazła. Że na plecach niepełnosprawnych osób, nad którymi się użala? A jakie to ma znaczenie, skoro chodzi o przejęcie władzy, choćby i przy pomocy szturmu na Sejm, próbę dokonania przewrotu, zanim ludzie zdążą wrzucić kartki do urn wyborczych. To oczywiście czarny scenariusz  - dla Polski, nie tylko dla Prawa i Sprawiedliwości. Ale koniec końców chodzi o to, żeby Polskę cofnąć do miejsca w jakim była do 2015 roku. I jest tym zainteresowany zarówno Zachód jak i Rosja. W sytuacji głębokiego kryzysu USA raczej nie będą bronić tej ekipy za wszelką cenę,   szczególnie w sytuacji, gdy jesteśmy uwikłani w tak skomplikowany i poważny spór z Izraelem. PiS musi sobie poradzić sam.


Od samego początku objęcia władzy, Prawu i Sprawiedliwości zdarzały się wpadki, ale szło tak dobrze, że nikt, dosłownie nikt, nie zastanawiał się nad tym, gdzie, kiedy i jak może uderzyć opozycja. Rząd przetrwał z powodzeniem spór o TK, a nawet o sądy, ale może nie przetrwać sporu o niepełnosprawnych, a nawet jeśli przetrwa, jego bezduszność będzie mu wytykana aż do końca kadencji. To w ogóle nie powinno się zdarzyć. Nie miało prawa się zdarzyć, bo wystarczyło jedynie monitorować sytuację polityczną i przewidywać ruchy przeciwnika na podstawowym, szkolnym wręcz poziomie. Oczywiście, opozycja i zagranica miałyby inne preteksty do wywoływania konfliktów i protestów, ale nie tak oczywiste i proste do zrozumienia dla każdego wyborcy. I nie chodzi tu tylko o aktualne słupki poparcia, które są nadal korzystne dla PiS. Opozycji udało się „wyrwać” to, z czym Prawo i Sprawiedliwość przyszło do władzy: skromność, uczciwość, empatia, wrażliwość na potrzeby słabych. Rzecz jasna nie do końca, nie wszyscy kibicują Adrianowi i Jakubowi, widząc jak politycznie nakręcona jest cała akcja w Sejmie. Jak wykorzystuje się osoby niepełnosprawne do osiągnięcia zupełnie innego celu, niż wymuszenie na rządzie tych 500 złotych. Nie ma najmniejszej wątpliwości, że Mateusz Morawiecki ma jeszcze w zanadrzu jedną, bardzo umiarkowaną propozycję dla protestujących w Sejmie, że ona się wkrótce pojawi, niekoniecznie nawet przed zbliżającym się Zgromadzeniem Parlamentarnym NATO. To nie będzie wiele, ale to będzie konkret i to będzie żywa gotówka, a także plan pomocy niepełnosprawnym po 2020 roku, szerszy niż ten, który przyjął Sejm.  I ciągle tylko pozostaje bez odpowiedzi pytanie, czy jeśli nawet ten protest wkrótce się skończy, to czy skończy się wreszcie amatorka PiS w komunikacji z Polakami?

sobota, 12 maja 2018

Chaos w Centrum Zdarzeń

Prawo i Sprawiedliwość doskonale wpisuje się, niestety, w narastający chaos w Centrum Zdarzeń. Cóż to jest jednak Centrum Zdarzeń? Wyodrębniony świat mediów i polityki ulokowany w stolicy, tworzący spójną sieć powiązań, sympatii, nienawiści, złości i oczywiście interesów. Ten świat codziennie produkuje swoje własne narracje, coraz bardziej nachalne, fałszywe, w których prawdziwe są jedynie nazwiska głównych aktorów, a reszta to emocje i wykwintnie, albo i topornie, podane kłamstwa. Gdyby obóz władzy nie poddał się temu widocznemu już gołym okiem chaosowi, druga strona nie używałaby tak bezczelnych chwytów propagandowych, nie stosowałaby kłamstwa jako głównego narzędzia politycznego. Jeśli prawdą jest, to co napisał minister Joachim Brudziński, że wóz transmisyjny pewnej stacji pojawił się kilka minut po fałszywym alarmie bombowym w szpitalu na Szaserów, to oczywiście on tam przejeżdżał przypadkowo razem z tragarzami. Obieg tego typu informacji (Jarosław Kaczyński w szpitalu i bomba) jest w środowisku dziennikarskim błyskawiczny. Jeśli więc jakimś cudem informacja o bombie dotarła do owej stacji mniej więcej w tym samym czasie co do szpitala, oczywiście przypadkiem, to ona od razu stała się popołudniowym newsem dnia, zanim jeszcze minister Elżbieta Rafalska po raz kolejny dostarczyła stacji TVN 24 i opozycji  materiału filmowego do konstrukcji obrazu PiS jako najbardziej bezdusznej formacji politycznej w Europie. Czyli „wszyscy wszystko wiedzieli”, a mimo to pojawiła się niebywała okazja, by najzwyczajniej w świecie posłużyć się dość ordynarnym kłamstwem, że szpital to właściwie jest zamknięty dla zwykłych pacjentów, bo leży w nim Jarosław Kaczyński.



Żadnych sprostowań przez wiele godzin, info krąży, powielane do granic absurdu, komentujący wylewają kubeł pomyj na Prezesa PiS. Udział w tej durnej zadymie medialnej  biorą „DZIENNIKARZE”, którzy innych dziennikarzy nazywają zwykłymi propagandystami, jeśli tylko ci nie biorą udziału w wojnie z Prawem i Sprawiedliwością. Ale nie był to jedyny chwyt tego dnia, który miał wywołać pożądane emocje mądrego elektoratu. Różne skandaliczne rzeczy dzieją się na ulicach Hamburga, Berlina, Paryża, ale jak do tej pory nikomu tam nie przyszło do głowy prowadzić wielomiesięcznej okupacji parlamentu. Protest opiekunów osób niepełnosprawnych jest tylko jej najbardziej spektakularnym przejawem. Gdyby rzeczywiście  dostęp do Sejmu był tak swobodny, jak oczekują tego na przykład Obywatele RP, byłby już tam sztab betonowej opozycji z pułkownikiem Mazgułą na czele, a nie miejsce obrad. Od lipca ubiegłego roku, na Sejm ciągle nacierają ci sami ludzie, kładą się, walą butami o blachę, bo są konsekwentni i zdeterminowani w dążeniu do swojego głównego celu, czyli odsunięcia PiS od władzy za wszelką cenę. Fakt, że w tej walce posłużono się wczoraj kombatantką AK nie jest żadnym zaskoczeniem. Nie ma informacji o przepustce? Minęło pół godziny? To ruszamy! W TVN 24 także wieczorem powielano informację o tym, że kombatantki nie chciano wpuścić do Sejmu. Wbrew faktom, ale fakty w tej stacji są na wymarciu, delikatnie mówiąc. Nie tylko na Wiertniczej zresztą. Narasta więc ogólny chaos, państwo jest słabe, rząd jest dziś słaby, właściwie każdy mówi już co innego, więc opozycja dociska ile tylko może.


W Centrum Zdarzeń ruch jak nigdy dotąd. Rozpada się powoli cały układ polityczny, który powstał po 2005 roku. Emocje budują kolejne zdarzenia, a nie zdrowy i chłodny osąd sytuacji. Im bardziej agresywne są zachowania protestujących matek tym lepiej dla PO, im więcej łez w oczach Adriana, tym bliżej do pęknięcia wysokiego poparcia dla obozu władzy. Opozycji pozostało już niewiele armat, a huk tych, których używa, dociera głównie do własnego elektoratu. Ludzie, ci zwykli, widzą gołym okiem polityczny wymiar protestu w Sejmie i bezsensowne cierpienie młodych ludzi, które zastępuje Borysowi Budce wycie na ulicy. Kłamstwo jako przekaz dnia to jednak coś nowego w polskiej polityce. Do tego nie dementowane, powtarzane przez polityków i dziennikarzy, z pełną świadomością, że jest to właśnie zwykłe kłamstwo. Tak było w przypadku „zamknięcia” szpitala z powodu Jarosława Kaczyńskiego, tak było w przypadku kombatantki AK. Przy okazji, na Wiejskiej dochodzi do tak absurdalnych wystąpień, z których wynika, że do Sejmu wpuszczane są już tylko „pisowskie dzieci”. Pali się grunt pod nogami całej opozycji, więc zupełnie nie wiadomo, dlaczego w ten chaos polityczny wpisuje się Prawo i Sprawiedliwość. Tłumaczenia, że w dużej formacji politycznej są skrzydła, że muszą być tarcia, to opowiastki dobre dla studentów I roku politologii. Tak jak nigdy dotąd, PiS potrzebuje spokojnego oglądu rzeczywistości i wyzbycia się jakichkolwiek emocji. 
 
Tak zaczyna działać cała światowa polityka. Żadnych wartości, tylko interesy. Szachowanie, kalkulowanie, ogrywanie, sojusze w imię biznesu a nie wolności czy demokracji. Tego PiS nie odkręci, tego już nikt nie odkręci. Chłodna kalkulacja podpowiada, żeby w najbliższy poniedziałek przedstawić ramowy, zróżnicowany program pomocy finansowej dla wszystkich niepełnosprawnych, których w Polsce jest około półtora miliona. Z opcją dla opiekunów dorosłych niepełnosprawnych. Realną, rozłożoną na co najmniej 5 lat. I zakończyć temat, zakończyć chodzenie do Sejmu, tylko po to by być tam szturchanym lub obrażanym. Ku widocznej satysfakcji czy wręcz radości części mediów, o Borysie Budce już nie wspominając. Wbrew temu co się mówi i pisze, i co się produkuje codziennie na antenę w Centrum Zdarzeń, obecny chaos dotyczy jedynie samego centrum, a nie całego kraju.            

wtorek, 1 maja 2018

Kres romantycznych iluzji PiS. Zaczyna się decydujące starcie.

Iluzja romantycznego patrzenia na polską politykę wreszcie znika i ustępuje chłodnej kalkulacji. Rzecz dotyczy oczywiście wiary, że przeciwko interesom własnego państwa nie wolno występować bo to zbrodnia i zdrada. A to tylko jedna z wersji postrzegania Polski – tradycyjnej, niepodległej i demokratycznej – w przeciwieństwie do iluzorycznej dziś demokracji zachodniej. Nie tylko politycy PO i .N wyznają zupełnie inną Polskę, podobne wizje mają ich wyborcy: fajna, kolorowa, chwalona w Brukseli, Berlinie, z której wybitni aktorzy tacy jak Jerzy Stuhr będą pędzić do prawdziwej Europy i śmigać przed kamerą w kolejnych scenach demitologizujących ponurą i antysemicką historię Polski w kasowym filmie, na przykład Spielberga. Sieć reaguje emocjonalnie na brednie reżysera o tęsknocie jakiejś kobiety do SS, ale na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia w wielu polskich miasteczkach, nie przeżartych jeszcze konsumpcjonizmem i zgnilizną Zachodu, ich mieszkańcy żywo interesowali się efektami specjalnymi i sztuką kadrowania, o czym bardzo chętnie dyskutowali po angielsku z amerykańską ekipą filmową. Polska Platformy Obywatelskiej nie może mieć własnej  wizji  rozwoju, bo każdy polski punkt widzenia stoi w sprzeczności z punktem widzenia Niemiec i Brukseli. A takiej sprzeczności być nie może. Nie jest więc to spór o kształt demokratycznych rządów w obrębie jednego państwa, tylko starcie dwóch zupełnie odmiennych wizji Polski. To romantyczne trwanie w przekonaniu, że tak nie można, że nie wolno w Strasburgu głosować przeciwko polskiemu rządowi tylko dolewało oliwy do ognia, wywoływało gwałtowne reakcje, a tymczasem opozycja traktowała to i traktuje nadal jako część realizacji wizji Polski, jaką wykreowała w 2007 roku.


Koniec iluzji przyszedł niestety dość późno, więc Prawo i Sprawiedliwość ponosi konsekwencje swojej naiwnej wiary, że przecież gdzieś jest koniec tej postępującej radykalizacji żądań PO i N, bo przecież oni tacy sami jak my – z tej samej gliny ulepieni. Gołym okiem widać, że jednak nie, że to jest narastająca nienawiść, tym większa, im większa jest bezsilność na zachodzące w kraju zmiany. To są ponoć nic nie znaczące drobiazgi, ale kiedy słyszymy tembr głosu posła Sławomira Neumanna (pomińmy mimikę twarzy), wymawiającego słowo „pisowski”, to chcąc nie chcąc nachodzą człowieka najgorsze skojarzenia: zaraza, obrzydliwość, coś co trzeba zgładzić. Ta narracja nienawiści znakomicie udziela się części wyborców opozycji, szczególnie tych, którzy trawią jedynie proste komunikaty, zawierające głównie „antypisowskie” inwektywy. Nie jest to wcale jakiś straszny podział Polaków, jak można by sądzić, raczej przejaw głupoty i trwania w złudzeniu, że PO ciągnęła Polskę w stronę prawdziwej Europy, złudzeniu podbudowanym do tego niezwykle silnym kompleksem wobec Zachodu.


Za to przemożne przekonanie obozu władzy (z pewnością niecałego), że ta agresja się kiedyś skończy, że ktoś tam się opamięta i zacznie normalnie rozmawiać o tym, jaka ma być ta nasza Polska, Prawo i Sprawiedliwość płaci dziś wysoką cenę i nie chodzi u wcale o sondaże. Opozycji udało się narzucić narrację, że PiS jest łasy na kasę, że tej kasy nie chce dać niepełnosprawnym, że w ogóle to ten PiS jest gorszy od nas i nie pomaga biednym ludziom. Ale efekt jest marny, poprawę swojej sytuacji odczuło wielu Polaków, wale to tym gorzej dla Jarosława Kaczyńskiego i jego partii. Będą więc kolejne oskarżenia, prowokacje, kłamstwa, protesty, nic nie zatrzyma Platformy, ponieważ ona ma swoją wielką misję doprowadzenia Polski tam, gdzie była do wyborów w 2015 roku. To jest bardzo konkretny i prosty cel, któremu podporządkowane są wszystkie działania polityczne. Nie będzie żadnych kompromisów, bo nie po to powstała PO, żeby budować silne niepodległe państwo. Tym bardziej nieudany klon o nazwie Nowoczesna, który miota się w konwulsjach pożerany smacznie przez Grzegorza Schetynę.



Wydaje się, że późno bo późno, ale po stronie rządzących jest już ta powszechna świadomość, że tę batalię trzeba rozgrywać na chłodno, wręcz z zimną krwią, bez emocji, bez tych wpisów oburzenia, że zdrajcy i Targowica. Niech to ocenią historycy za 50 lat. Tu i teraz potrzebna jest profesjonalna ekipa, która precyzyjnie wytrąci opozycji wszystkie narzędzia, którymi chce dokonać przewrotu. No bo jak nie wybory, to ulica, zagranica, protesty, antysemityzm, faszyzm, Europa płacze, a Berlin załamany dyktaturą. Wbrew pozorom ta machina agresji, fejków, kłamstw, nie jest wcale taka groźna jak się wydaje. Groźny jest przede wszystkim bezwład komunikacyjny obozu władzy, który trwa, trwa i trwa. I druga rzecz, wręcz fundamentalna: pycha. Nie taka jak u poprzedników, może nawet za wcześnie o niej mówić, może to było (bo już nie jest) wszechogarniające samozadowolenie, że ludzie idą za nami, że trochę więcej nam już wolno. Nic z tych rzeczy. Prawu i Sprawiedliwości wolno znacznie mniej, bo takie było credo wyborcze PiS, bo poza wyborcami prawicy nie ma wokół zbyt wielu sojuszników. Załóżmy jednak dziś optymistycznie, że PiS wyszedł z tej romantycznej iluzji, że oni się uspokoją, opanują, że sięgną po własny program i będą go głosić po całej Polsce. Celem PO jest anihilacja PiS, a jeśli tego nie zrobi Tusk i Schetyna, nadejdzie kolejna antypolska formacja, która będzie trwała tak długo, jak długo Europa nie wyjdzie z chaosu, w jakim tkwi od czasu, kiedy szaleńcy postanowili zamienić ją we własny beznarodowy folwark.