Z trudem udaje się utrzymać powagę po dzisiejszym dniu, dniu
rekonstrukcji rządu, która wygląda mniej więcej tak: stoi Donald Tusk
wśród ruin i gdzieś spod cegieł, prętów, starych mebli wychodzi kilku
ludzi, z gołymi rekami, a premier się uśmiecha i mówi, że dzieje się coś
ważnego. Przypatrzmy się co kto ma rekonstruować, bo to jest obraz
nędzy i rozpaczy. Pani minister kłamczucha Bieńkowska ma zająć się teraz
drogami. Drogi i owszem, jakieś wybudowano. Źle, z kilometrami
niepotrzebnych ekranów dźwiękochłonnych, z przejściami dla zwierząt
jakby miały służyć dinozaurom. Ale skala opóźnień w budowie jest
ogromna, no i chyba najważniejsze: na tej wielkiej budowie polskie firmy
popadały jak kawki. Nic z nich nie zostało, podczas gdy Hiszpanie
budują dziś drogi w całej Europie. Nie jesteśmy gorsi od nich, ale my
tego nie wykorzystaliśmy, żeby mocno wejść na europejski rynek
inwestycji infrastrukturalnych. Siedzą u nas tylko zachodnie koncerny.
Edukacja
przypomina rozregulowany do granic możliwości telewizor. Za nic nie
można ustawić żadnego obrazu, żadnej „wizji”, za nic nie można ustalić o
co chodzi ekipie Tuska, poza tym, że genderowcy włażą do szkół jak
chcą, sieje się wśród uczniów łatwiznę i głupotę, matematyka jest
zbędna, polskie lektury są niefajne, a sześciolatki służą specom od
finansów do podreperowania przyszłych wpływów do budżetu. Wszystko jest
oczywiście okraszone propagandą jakie to nasze dzieci są mądre, jakby
to miało być koronnym argumentem za wypychaniem maluchów do szkoły.
Milion podpisów nic nie znaczy, a nowa minister, uciekinierka, bije w
ten sam bęben co jej poprzedniczka. Edukacja jako całość, jako wizja nie
istnieje. Jest pełen chaos, setki podręczników, totalny bałagan i osoba
niekompetentna – jaką bez wątpienia jest Kluzik – Rostkowska - ma to
naprawić. Wolne żarty.
Słynny Jan Vincent zamiast trafić na ławę
oskarżonych, trafi pewnie do jakiejś instytucji finansowej, jako
zasłużony dla międzynarodowego kapitału, bo przecież nie dla rodzimego.
To, co niektóre urzędy skarbowe wyprawiają z przedsiębiorcami to jest,
mówiąc językiem ministra Sikorskiego, gangsterka. O stanie finansów
państwa, o OFE, o ZUS-ie, właściwie o wszystkim, gdzie przepływają
pieniądze szkoda nawet mówić, poza bankami. Te mają się dobrze, nad
wyraz dobrze, jakbyśmy mieli chiński wzrost gospodarczy. Przypomnijmy,
że niemal cały sektor bankowy jest w obcych rękach. Być może Mateusz
Szczurek to utalentowany finansista, ale przecież on wchodzi na pole
minowe, więc jest pytanie po co to robi. Może jest samobójcą, skoro
zostawia tak intratną posadę, a może też ma jakąś szczególną misję do
spełnienia wobec rynków finansowych. Nie wiemy tego.
Nie bardzo
wiadomo po co mamy ministerstwo sportu, wiadomo po co była w rządzie
Joanna Mucha. Była po to, żeby być. I to się Jej świetnie udało. Zamiast
wielkiego centralnego aparatu urzędniczego, o wiele prościej byłoby
przekazać środki na rozwój kultury fizycznej samorządom, organizacjom
pozarządowym. Nie byłoby wtedy może koncertu podstarzałej gwiazdy, tylko
o tysiące więcej wyłowionych talentów sportowych. Niby co ma robić w
tym sporcie poseł Biernat?
W ogóle, stawiam pytanie, co ma niby robić
ważnego dla sportu jakiś minister i jego podwładni. I tak można mnożyć
opis zmian w rządzie Tuska. Lepiej nawet nie myśleć, co czeka
szkolnictwo wyższe pod wodzą Pani Leny Kolarskiej – Bobińskiej. To jest
jak odpalenie rakiety strategicznej w uczelnie. A reszta pozostaje bez
zmian. I widzą to nawet słuchacze radia RMF, raczej nie pisowcy
przecież. Połowa z nich w specjalnej sondzie oznajmiła, że zmiany w
rządzie nic nie znaczą. Po prostu widać gruzy, wielkie gruzy polityki
Tuska. Nie przesłonią ich szklane biurowce i urwane podroby
autostradowe. Widać gruzy, ogromną skalę zniszczeń w niemal w każdej
dziedzinie życia. A Donald Tusk stoi na tych gruzach i mówi do „nowego”
rządu: - Macie tu łopaty i do roboty. No cóż, poprzerzucają te cegły z
miejsca na miejsce i będzie wielka rekonstrukcja rumowiska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz