Kura siadła
na środku ulicy i gdakała sobie po angielsku, więc mało kto ją rozumiał.
Podeszła do niej Ciotka, cała w piórach, które radośnie mruczały.
- I co tak
siedzisz na środku ulicy zołzo? Wstydu nie masz? – krzyknęła na kurę.
-A co mi
ciotka takie dysertacje prawi, na ulicy fajnie się siedzi, bo jeżdżą po niej
samochody – odrzekła z satysfakcją kura.
- Do
cholery, to czemu rozrzucasz po ulicy jaka? – zapytała Ciotka
- Bo
sprawdzam, jak się kulają i rozpryskują, robię coś pożytecznego, a ty lubisz
Jazz? – zaskoczyła ciotkę pytaniem.
Ciotka
stanęła jak wryta, aż przejechał po niej jeden samochód, a potem drugi. Ślady
opon zrobiły jej na głowie prawdziwe afro, przez co wyglądała bardzo ponętnie.
Pomyślała sobie od razu, jak coś o czym nie ma pojęcia może jej się podobać.
Ale z drugiej strony pomyślała też, że wiele rzeczy, które zna, na przykład
muzyka mołdawska, wcale się jej nie podobają, więc odrzekła z pewnością w
głosie:
- Podoba mi
się Jazz!
Kurczak
poczuł się zaskoczony, zjadł dwa surowe jajka, skorupki schował do kieszeni, a
jedno białko cisnął w białego mercedesa. Lubi Jazz- pomyślał, w co ona gra?
- No dobra,
to lecimy dziś do Nowego Orleanu – rzekł chodzący drób.
- Dobra,
lećmy – odpowiedziała Ciotka i lekko
jazzowała nogami. Kolejne auto wyryło jej szczękę, przez co stała się
łudząco podobna do Franka Zappy.
W Nowym
Orleanie Jazzu było tak dużo, że ludzie nie mogli już nic odróżnić. Jedna
kobieta pytała drugą, gdzie jest Maine Street, a ta jej odpowiada, że nie ma
pojęcia bo strasznie tu jazzują.
Kurczak z
Ciotką i sześcioma innymi kurami szli przez centrum Orleanu i wszyscy się
dziwili, najbardziej biali Murzyni. To była taka antyrasistowska mutacja
orleańska. Mickey Rourke szedł za nimi i ciągle wspominał swoją świetną rolę w filmie Alana Parkera „Harry Angel”.
Było więc bardzo filmowo. Nagle kurczak zobaczył orleańską kurę murzynkę, a
Ciotka zobaczyła murzyńską Ciotkę. Ale była radość!
- Cześć
asfalcie – powiedziała kura do czarnej kury. – Jak Twoje czarne jaja, je ktoś
to świństwo? – dodała.
- A Ty biała
suko, jak tam, co robisz z tymi białymi zbukami? Śmierdzi nieźle, prawda? –
zaśmiała się kura murzynka.
-Oj tam oj
tam, powiedziała pijana już kura, daj tego asfaltowego pyska i napijmy się razem
w barze dla kotów. I poszli.
Ciotka
przyjrzała się murzyńskiej Ciotce i zagadała ją po polsku, bo to była polska,
murzyńska ciotka.
- Jak Twoje
interesy Julką, słyszałam, że masz tyle czarnych jaj, ile Murzynów w Ameryce.
-
Ironizujesz po angielsku, to cenię, ale mam tylko dwa czarne jaja, kury się nie
niosą, bo czują w powietrzu rasizm i prześladowanie, sama wiesz- powiedział
kurna ciotka.
- To chodźmy
do baru, na białą kaszankę ze zbukiem, pycha- zaproponowała polska ciotka.
Poszły, a
potem kura z ciotką wróciły do Polski. Wsiadły do pociągu i po 12 godzinach
dojechały na dworzec Szczecin – Dąbie. Radości nie było końca. Wszystkie kury,
a było ich 27 tysięcy, wybiegły na peron
i gdakały, i krzyczały, i płakały i znosiły po drodze tysiące jajek. W końcu
jajek było tak dużo, że ludzie z pociągów wprost wpadali na jajka i się o nie
rozbijali na betonie. Krew mieszała się z jajkami, a jajka z kurami, a kury z
lekarzami, którzy też się rozbijali. Od razu pojawiły się media, bo widok był
arcyciekawy.
-Wielkie
jajowe szaleństwo i morze krwi w Szczecinie – Dąbiu, jest cudnie, jest pięknie,
jest też tutaj Grzech, Ojciec Ciotki, jest tak głośno, jest tak silny zapach
krwi i rozbitych jaj, że będziemy stąd nadawać trzy dni na żywo, non stop –
mówił reporter TVN.
Ciotka
tymczasem wymknęła się cicho, tupiąc chodakami i w dworcowej hali siadła do
organ. Jak zawsze po północy zagrała Bacha, jego koncerty klawesynowe. Nastrój
był cudowny, bo rozpoczął się listopad. Lało, padało, ogólnie śmierdziało,
ludzie się rozstawali, a zwierzęta rzygały, bo się przejadły. Fajnie jednak
było, kiedy Ciotka grała Bacha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz