Podobno
się wali i już nawet mówi się o przyspieszonych wyborach
parlamentarnych. Wali się najbardziej chyba w głowach wyborców Platformy
Obywatelskiej. Oczywiście tych wyborców, którzy naprawdę sądzili, że o
coś temu ich Tuskowi chodzi. Odpowiedź na pytanie, o co mu chodziło, gdy
w 2007 roku obejmował rządy, jest kluczowa dla zrozumienia obecnej
sytuacji Polski. Czy w ogóle chodziło mu o coś, poza samym faktem
objęcia władzy? Może właśnie tu kryje się tajemnica sukcesu PO, że od
początku, ani jej, ani jej liderowi o nic nie chodziło? Wyborcy nie
mieli za bardzo z czego rozliczać rządów, i bez celu i bez idei. Nie
było wielkich programów, ambitnych zadań, wielkich obietnic, ot jest
fajnie i będzie jeszcze fajniej. Trwało to tak długo, bo płynęły
pieniądze z Unii, bo PiS zostawił gospodarkę w dobrej kondycji, bo media
dusiły się wprost od oralnego zachwytu nad Platformą. Można było więc
nic nie robić i zbierać owoce rządzenia, a swoich wyborców wystarczyło
postraszyć Kaczyńskim i moherami. Prosta recepta, a jakże skuteczna,
wystarczyło na siedem lat rządów. Przecież PO nie wygenerowała z siebie
żadnej idei, ani jednej. Nie miała żadnego pomysłu na nic, poza
pomysłami jak jeszcze więcej wycisnąć z Polaków, w tym także ze „swoich”
Polaków, co swoi Polacy dopiero teraz zauważają. W polityce
zagranicznej dosłownie żadnego konceptu, nic poza cichosiedzeniem i
potakiwaniem w Brukseli. Niemcy mają nas prowadzić po Europie, Rosja jest wielka i na
tym koniec. Tyle wielkich myśli wydał z siebie mniej więcej Radosław
Sikorski przez siedem lat. No było jeszcze jakieś partnerstwo wschodnie,
co sprowadziło się do donoszenia Polski na białoruskich opozycjonistów.
Prawdę mówiąc, najciekawsze z polityki Sikorskiego są jego wpisy na
Twitterze.
Polityka bez kroków, to
fenomenalne odkrycie Tuska. Bezruch, kroki udawane, a tak naprawdę
cztery litery na fotelu, albo z nudów już chyba tylko kopanie na boisku,
albo spotkanie z dziennikarzami. Tusk nie mógł nawet powiedzieć do
Polaków bogaćcie się, bo to byłoby bez sensu. Ci, co mieli się bogacić,
to wiedzieli już o tym wcześniej, a na pewno wiedziała o tym Beata
Sawicka od „kręcenia lodów”, a ci co chcieliby się bogacić i tak nie
mieli na to żadnej szansy, bo zostali przeznaczeni do prostej
reprodukcji, co i tak nie wyszło. W XIX wieku było jednak tak, że
skromne wynagrodzenie dawało szansę przeżycia wielodzietnej rodzinie, w
której dzieci – kiedy dorosły – miały swoje dzieci i kapitalizm miał
dzięki temu poważne siły produkcyjne. U Tuska takiej szansy na
reprodukcję nie było, a co gorsza, dopiero co wchodzące w życie młode
pokolenie zaczęło masowo emigrować z Polski. Czy PO coś zrobiła w tej
sprawie, zatrzymała Polaków? Nic nie zrobiła, bo polityka bez kroków nie pozwala na jakiekolwiek działania mające jakiś wyższy cel, spełniające jakąś ideę. To nawet nie jest nihilizm,
ponieważ mamy tu jednak pewien świat wartości, głównie medialnych. Jest
nią na przykład szklany biurowiec w Warszawie, jest nią kuchnia na
wymiar za 50 tysięcy złotych, mamy tu więc określoną filozofię życia.
Nie ma natomiast u Tuska żadnej filozofii władzy, ponieważ ta władza, w
tym wydaniu jest w ogóle pozbawiona myślenia. I nie jest to wynik
głupoty, tylko jest to założenie programowe. Polityka bez kroków i bez
myślenia. Nie ma znaczenia, kto zajmuje się drogami i kolejami. Byłoby
nawet dość głupio, gdyby to był fachowiec. Fachowiec bowiem zacznie coś
robić, zacznie robić jakieś kroki, wprowadzać ulepszenia, a tu przecież
chodzi o bezruch. Parafrazując, na zegarku Nowaka ma być zawsze godzina
dwudziesta pierwsza, początek wieczoru w klubie. I wyborcy PO przez te
siedem lat siedzieli tak razem z Tuskiem i pytali go: - Panie Premierze,
która godzina? A premier zawsze
odpowiadał tak samo: - Dwudziesta pierwsza. – A to dobrze – mówili, jest
fajnie. Ale teraz już nie jest fajnie, zabawa w nocnym klubie się
skończyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz