Boże
Narodzenie ma niezwykłą moc, moc tak wielką, że niezliczeni jego
wrogowie religijni i kulturowi, przyjmują świąteczne zwyczaje, które dla
nich nic, lub niewiele znaczą. A zmusić posttotalitarne umysły do
ustępstw to zadanie co najmniej niełatwe. Cóż bowiem ma znaczyć
dzielenie się opłatkiem grupki ateistów, którzy nie wierzą w Boga, jaki
to ma sens? Śpiewanie kolęd? W jakim celu, chyba tylko dlatego, że są
one piękne. Nie można oczywiście nikomu odmawiać chęci kultywowania nie
tylko religijnej, ale również narodowej tradycji obchodzenia Świąt
Bożego Narodzenia w Polsce, przeżywania ich według własnego widzi mi
się: Z Pasterką i bez Pasterki, z kolędami i z popem, z Kevinem lub bez,
jak kto woli. Tak długo, jak dzieje się to w obrębie naszej
prywatności, nic mi do tego, że redaktor z „Wyborczej” zamówił na
Wigilię pizzę do domu. Dlaczego musiał się podzielić tą radosną nowiną z
całym światem, tego nie wiem. Problem braku szacunku dla dnia Narodzin Chrystusa
zaczyna się wtedy, gdy różni osobnicy obchodzący Święto Bożego
Narodzenia po swojemu - nie golę się w tym dniu, szukam swoich
pogańskich korzeni, chowam przed Babcią bombki na choinkę - próbują
narzucić tą oryginalną wizję większości. Albo – gdy starają się nas
przekonać, że ten czas miłości i radości, to co roku krew, zbrodnie i
kolejne dowody na to, że Jezus narodził się dużo wcześniej, albo dużo
później, albo wcale - o czym
można przekonać się przeglądając mainstreamowe portale. Komuniści z
PRL-u stosowali ideologiczną i fizyczną przemoc na co dzień, ale – poza
standardowym „dziś Kościół Katolicki obchodzi...” -
nie odważyli się po 1956 roku ingerować nachalnie w obchodzenie przez
nas Bożego Narodzenia. Nie starali się nawet nic narzucać, nie mieli
tutaj - używając współczesnego opisu - swojej własnej narracji.
Za to teraz, mamy
zjednoczony antybożononarodzeniowy front, który nie marnuje ani chwili
na to, by przyłożyć Katolom, Polakom, całej większości zamieszkującej
pas ziemi pomiędzy Odrą i Bugiem. Udział w tej hecy biorą także księża,
co dodaje tylko smaczku całej tej kampanii pogardy. Ksiądz Luter opowie
nam o tym, jak to Polacy zabijali Żydów, a teraz nie chcą o tym mówić. W
oparciu o tak przyjęte założenie, możemy równie dobrze, w przeddzień
narodzin Chrystusa, mówić o tym, ja Żydzi zabijali Polaków, jak Żydzi
zabijali Rosjan, albo jak Francuzi zabijali Niemców, bo każdy kogoś w
tej Europie kiedyś zabijał. Kluczowe nie jest literalne znaczenie zdania
„Polacy zabijali Żydów”, tylko jego głęboki fałszujący historię sens
jaki się kryje za tymi słowami, próba rozciągnięcia odpowiedzialności za
holokaust na Polaków, próba, która poza naszymi granicami zakończyła
się już powodzeniem, za co słowa podziękowania należą
się intelektualistom znad Wisły oraz dyplomatom Pana Tuska. Oczywiście,
to przypadek, że ksiądz Luter mówi nam o tym zabijaniu w oczekiwaniu na
Boże Narodzenie.
Takim samym
przypadkiem są wstrząsające wyznania aktorki i piosenkarki Marii Peszek,
które były w Wigilię tematem numer jeden portalu Onet.pl. „Obchodzę
Boże Narodzenie na pogańsko” – informuje gwiazda. Dla niej „święta bez Boga są ok.”, to czas, „kiedy lubimy lepiej zjeść i napoić się, w towarzystwie ludzi, których się lubi, którym się ufa...”. No
dobrze, Peszek jest jakoś tam znana, ale pomijając to uzasadnienie
publikacji jej przemyśleń, czy ona, już jako ateistka potrzebuje świąt,
takich czy innych, żeby sobie podjeść, popić czy z kimś pogadać? Jaki to
ma sens. Chyba jedynie taki, żeby wytworzyć obyczaj obchodzenia
świeckiego Bożego Narodzenia, choć o taki zamiar samej Pani Marii nie
podejrzewam. Dalej, dodaje, że wyzwoliła się skutecznie z tęsknoty za
Bogiem podczas dwuletniego załamania nerwowego, po prostu wyleczyła się –
jak sama mówi – z Boga. Reasumując wiara w Boga była rodzajem choroby,
która ją dręczyła nieustannie, ale ją w końcu pokonała. Leczymy się
zwykle wtedy, kiedy jesteśmy chorzy. Tak oto, Maria Peszek, pokonała
chorobę ducha, pokonała Acedię, można powiedzieć, że pokonała
samego Boga, który jest rodzajem wirusa wywołującym chorobę. Peszek sama
przyznaje, że Bóg jest groźny, bo ostrzega ludzi tak wrażliwych jak
ona, że „kwestia Boga nie jest sprawą, którą można załatwić raz na zawsze”.
Takie to zakusy
lewacki mainstream czyni co roku na nasz Boże Narodzenie. Ono jednak
jest silne i niepokonane. Kolejne pokolenia, nawet jeśli ich wiara jest
słaba, okazjonalna, podczas Wigilii przenoszą się w świat sprzed ponad
dwóch tysięcy lat, zbliżają się do siebie, tylko na moment, ale to
ciągle ma miejsce. Cóż tu więcej komentować, czy może apelować, oburzać
się, skoro za rok ktoś inny będzie nas epatował tym, jak zerwał z Bogiem
i z wiarą. Dziś, 26 grudnia na dziewięć najważniejszych wiadomości
portalu Onet.pl (z godz. 17.50.)
osiem dotyczy zdarzeń tragicznych i dramatycznych. To, co bez wątpienia
przyciąga od razu uwagę to zdjęcie i tytuł: „Latające martwe koty”. Świąteczna atmosfera bije w oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz