Matrix to była jednak poważna sprawa, dobrze
zrealizowana, filmowa robota, ze świetnymi efektami specjalnymi i z
wiarygodną akcją. A tu mamy efekty na poziomie gościa biegającego z
dymem na „patelni” po wojennym planie filmowym, niczym Pazura w filmie
Koterskiego.
Jak daleko
pozwalamy na zidiocenie życia publicznego w Polsce? Odpowiedź jest
prosta: bardzo daleko. Czy Edward Gierek tłumaczyłby podwyżkę cen
żywności spadkiem pogłowia bydła w Dakocie? Nawet on wymyśliłby do
spółki z Jerzym Łukaszewiczem (odpowiedzialny w KC PZPR za prasę i
propagandę – taki Ostachowicz z PRL-u) coś bardziej prawdopodobnego.
Przecież i tak wszyscy wiedzieli, że naszej żywności nie ma na półkach,
bo wysyłamy ją masowo do ZSRS i do NRD. Widziałem, na własne oczy, w
pamiętnym czerwcu 1976 roku mięso w kolonijnej kuchni wycofane z
eksportu do kraju Stasi i salami. Tak się bali komuniści robotniczej
rewolty, że zabrali żeberka Erichowi Honeckerowi. Edward Gierek - na tle
posępnego ostatnio, wręcz zmarnowanego Donalda Tuska - był niezwykle
pogodnym facetem, głosił otwarcie podległość Sowietom bez żadnej
ściemy, wpisując ją po prostu do konstytucji PRL. Stała się wtedy rzecz
okrutna dla Polski, ale nikt nie owijał tego w bawełnę. Komuna i już,
najprawdziwsza, słodka jak Maryla Rodowicz i liberalna jak Hotel
„Victoria”. Groziła nam amerykańska broń neutronowa i niemieccy
rewanżyści, w co specjalnie nie wierzono, ale jak to się ma do tego, co
dziś wygadują tacy mistrzowie narracji jak pułkownik Szeląg, czy
minister wszelkich resortów Radek Sikorski? Mamy dziś komunę
wyrafinowaną, kryjącą swoje posunięcia, ale w sposób straszliwie wręcz
nieporadny.
No gdyby taki, dajmy na to Stefan
Olszowski, partyjny beton, szef MSZ – tu w czasach minionych gdzieś
chlapnął, „zatweetował” w jakimś partyjnym organie typu „Trybuna
Śląska”, że za trzy dni wzrosną ceny kiełbasy zwyczajnej i myśliwskiej,
to przecież towarzysze by go ukamieniowali! To byłby jego ostatni
„tweet” w karierze, chyba, że chodziłoby o jakiś partyjny pucz. Afera
kiełbasiana mogłaby być początkiem zmian na samej górze., takie było
znaczenie kiełbasy w najbardziej „liberalnym” okresie PRL –u. Nic nie
było tak pilnie strzeżone wtedy jak komunikaty o podwyżkach. Obniżek, o
ile pamiętam nie było, albo ich nie ogłaszano. Gdyby Gierek wpadł na
genialny pomysł obniżania co jakiś czas ceny mięsa, może porządziłby o
dwa lata dłużej, a jego dług byśmy spłacili dopiero za jakiś czas, a nie
już teraz. Polacy, podkreślę jeszcze raz, POLACY, a nie jakieś elity,
zapragnęli w 1980 roku wolności, prawdy, byli gotowi zapłacić za to
wysoką cenę i zapłacili. Nie marzyli o finlandyzacji Polski, o nowej
postmarksowskiej Europie, jak rodzące się wtedy nowe elity, tylko o
wolności. I na krótki czas ją sobie wywalczyli. Co było dalej, wiadomo. W
każdym razie Olszowski poszedłby siedzieć za takie odchylenie. Ujawnić
podwyżkę cen kiełbasy? Szaleniec! Kreml by też to opisał, a i sam
Breżniew by się mocno zaniepokoił. „Nie ma miejsca dla Towarzyszy, którzy chcą wywołać niepokoje w naszej wielkiej socjalistycznej rodzinie” – brzmiałby
zapewne komunikat KC PZPR. A teraz? Po słynnym wpisie Radka Sikorskiego
na Twitterze, reaguje z przekąsem zaprzyjaźniony dziennik zachodni. I
tyle. Bo przecież wroga systemowi reakcja prawicowych krzykaczy nie
mogła być inna. Jednak w demokracji to można bezkarnie największe
głupoty robić bez konsekwencji, to znaczy w demokracji Donalda Tuska, bo
nie w zachodniej, która zresztą też już się chyli chyba ku upadkowi.
Szczytem zidiocenia ostatnich tygodni
jest jednak sprawa trotylu (czy szerzej śladów substancji wybuchowych)
przez sprytne urządzenia na wraku TU – 154. Nie ma nawet z czym porównać
słynnej konferencji pułkownika Szeląga z czasami gierkowskimi, bo
jednak „przerwy w pracy” zamiast słowa „strajk” to był jakiś poziom, po
prostu strajk inaczej. Mamy poważny tekst w poważnym dzienniku,
poważnych polskich specjalistów z poważnym i profesjonalnym sprzętem do
badania obecności substancji wchodzących w skład materiałów wybuchowych
ze wskazaniem nazwy takiej substancji, mamy działanie – W INTERESIE
PAŃSTWA POLSKIEGO tychże specjalistów – a prokurator sobie wychodzi i
mówi o namiotach, o jakichś PCV, szminkach, perfumach, po prostu
ośmiesza siebie, mundur, który nosi, a nade wszystko państwo, które
reprezentuje. Te bzdury powtarzają, przetwarzają i twórczo rozwijają na
kolejne, coraz bardziej niesamowite wersje tabuny posłusznych cyngli,
tak, że w końcu mam prawo uwierzyć, że ten trotyl to zostawił tam „Rudy”
102. Nie mam żadnych sentymentów do PRL-u, żeby była jasność, do tamtej
epoki politycznej, choć mam sentyment do młodzieńczych zdarzeń z
tamtego okresu – czasu posierpniowej wolności, bibuły, miłości, smaku
dawnych, popularnych „kasztanów”, ale nie do totalitarnego systemu.
Ale odnoszę jednocześnie, być może mylne
wrażenie, że tamta władza, prosta i toporna w tej swojej propagandzie
socjalistycznego sukcesu, nie traktowała ludzi, tych socjalistycznych
mas pracujących jak kompletnych idiotów, jak debili, a ta robi to, i się
w ogóle nie cyka, że w końcu ktoś jej za to wszystko da po prostu „w
mordę”. To każe mi też przypuszczać, że oni nie wiedzieli jednak do
końca, co się święci, kiedy rano drukowano artykuł redaktora C. Gmyza.
No bo gdyby wiedzieli, to coś innego chyba by ustalili, jakiś inny
przekaz. A nie takie bzdury. To, co w ogóle tworzy, wygaduje to
towarzystwo, to nie jest nawet żaden Matrix. Matrix to była jednak
poważna sprawa, dobrze zrealizowana, filmowa robota, ze świetnymi
efektami specjalnymi i z wiarygodną akcją. A tu mamy efekty na poziomie
gościa biegającego z dymem na „patelni” po wojennym planie filmowym,
niczym Pazura w filmie Koterskiego. Jakby to był Matrix, to byłoby u nas
tak jak u Obamy. To nie Matrix, tylko obciach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz