To powinno być tak: Agnieszka
Radwańska dochodzi do finału Wimbledonu, wygrywa w nim z Marion Bartoli, wraca
do Polski, tłumy na lotnisku, a ona, pierwsze co robi, to udaje się do jaśnie
Pana Premiera Tuska. Tam, śniadanko, potem śniadanko w Dzień Dobry TVN, potem
wizyta u Kuźniara i spotkanie pod Wielkim Żyrandolem. Tak długo, jak nasza
tenisistka wygrywała mecz za meczem, tak długo stacja TVN 24, nie mogła iść
zupełnie pod prąd. Byłoby idiotyczne założyć jakąś blokadę informacyjną na
kolejne sukcesy Polki. Kiedy więc zeszła z kortu pokonana przez Sabine Lisicki
i do tego zeszła, jedynie chłodno dziękując za grę swojej przeciwniczce, cała
polska dziennikarska amatorszczyzna wzięła się za obrabianie tego tematu. Że
nieładnie, że źle wychowana, że sobie poszła do szatni i nie czekała na
Lisicki. Ktoś, kto śledzi uważnie Wimbledon, ten doskonale wie, że pokonani
szybko znikają w szatni i rzadko się zdarza, by ktoś czekał na przeciwnika, z
którym przegrał przed chwilą mecz. Tak było w ćwierćfinale turnieju, kiedy Li
Na, zaraz po przegranej z Radwańską poszła do szatni. Ale co tam, zaczęła się
jazda dziennikarskiej amatorszczyzny, małych zakompleksionych darmozjadów z
różnych mainstreamowych mediów. Portal
Dziennik.pl raczy czytelników takim oto tytułem: „Radwańska nie potrafi
przegrywać? Brzydkie zachowanie Pollki na korcie”. W TVN 24 od rana serwisy
grzeje informacja, że Polka przegrała i oczywiście nieustające komentarze o
zachowaniu Radwańskiej po zakończonym meczu. Ja nie chcę się znęcać nad
dziennikarską amatorszczyzną, nie chcę wytykać tego mszczenia się za to, że
Agnieszka nie chodzi po ziemi tak, jak każe salon III RP.
Ale warto przy tej okazji wbić do
niektórych tępych łbów trochę refleksji o tym, jakim wyczynem jest półfinał
Wimbledonu, a nawet ćwierćfinał tego turnieju, a jaką nędzą moralną i zawodową
jest szukanie haka na polską zawodniczkę, szukanie okazji, by napisać o niej
coś złego. Tenis jest jedną z tych dziedzin sportu, gdzie możesz liczyć tylko
na siebie, gdzie zwroty akcji są wręcz niebywałe. Prowadzisz trzy zero, a za
chwilę jest cztery do trzech dla przeciwnika. Żeby dotrzeć do światowych
kortów, musisz grać od dziecka, musisz ćwiczyć codziennie po kilka godzin,
jeśli chcesz być na szczycie. Nie ma wyjątków. Nawet największy talent Ci nie
pomoże. Po prostu musisz grać, grać i jeszcze raz grać. Jeśli tego nie zrobisz,
nic lub niewiele osiągniesz. Ukoronowaniem twoich starań, marzeń jest
zwycięstwo w turnieju wielkoszlemowym, takim jak Wimbledon. Agnieszka Radwańska
była bardzo blisko tego, być może czekała na ten moment od dziecka, wiedziała,
że w finale zagra z Bartoli, którą pokonała już na kortach siedem razy. Do łba
redaktora Kuźniara i innych nigdy to nie dotrze, jakie obciążenia psychiczne
mają miejsce na korcie w półfinale takiego turnieju. jak Wimbledon.
W komentarzach telewizyjnych nie
było słowa o wielkim sukcesie Polki, tylko o tym jak zeszła z kortu. Ci znawcy
tenisa z TVN 24 chyba nie widzieli skandali na kortach, takich prawdziwych. Ale
nie o to tutaj chodzi. Agnieszka Radwańska przez te wszystkie lata wykonała
gigantyczną pracę nad sobą, nad poprawieniem różnych elementów swojej gry, tego
dziennikarska polska amatorszczyzna nigdy nie pojmie. Bo to jest zbiorowisko
darmozjadów i chlapaczy jęzorem. Byle co, byle jak, byle zabić czas antenowy
byle jakim gadaniem. Z jednej strony mamy genialną Polkę, jej tytaniczną pracę,
pełen profesjonalizm, spokój i opanowanie na korcie, a z drugiej mamy amatorów,
którzy produkują codziennie na wizji tony kłamstw, przeinaczeń, żyją z
propagandy sukcesu i tanich chwytów. Często niedouczeni, źle wychowani, czasami
wręcz chamscy wobec swoich gości, jak redaktor Morozowski wobec Anny Schmidt z
PiS. I tacy właśnie ludzie, taka tania amatorszczyzna dziennikarska śmie w
ogóle oceniać Radwańską, kiedy sami na co dzień wykazują się brakiem dobrego
wychowania. Żeby jeszcze ci wirtuozi
banału mieli za sobą jakąś ciekawą historię medialną. Nie, dorobek medialny się
nie liczy. Liczy się jedynie służba III RP, jak w wojsku. Małość, karłowatość,
beznadziejność – te trzy słowa oddają moim zdaniem znakomicie jakość
mainstreamowego dziennikarstwa. Czerwona kratka dla TVN to zdecydowanie za
mało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz