Mamy ponury czas
politycznej i pogodowej pluchy. Plucha nie sprzyja jakimkolwiek
rozsądnym i mądrym działaniom, wpływa natomiast przygnębiająco na ogół
populacji. Kiedy nadchodzi taka plucha, koty łażą niemrawo po dachach, a
ludzie krzywią się na twarzy, grymaszą i narzekają, że kurze jaja tylko
z wyglądu są kurze, bo w smaku – tak jak wszystko wokół – są tylko
lekko żółtawe i pluchowate. W taki czas, wchodzenie na wizję i gadanie,
że jest się na plus, to działanie samobójcze. Nikt w takim czasie nie
czeka na żadne nowe inicjatywy polityczne, bo wszyscy myślą o tym, żeby
tę pluchę przetrwać. Już słynny włoski filozof Vico zauważył, jak plucha
może zaważyć na losach całych narodów. Kto jak kto, ale koty wiedzą
najlepiej, kiedy nadchodzi czas wałęsania się po ulicach, miauczenia i
polowania na myszy. Wskażmy więc jasno trójce z lewicy, że to nie jest
ten czas. Koty się przeciągają co najwyżej, prężą przez chwilę i robią
się, tak jak wszystko wokół, gumowate. Prawdziwe koty siedzą w domu i
nasłuchują, co ludzie gadają. Są wytrwałe. Ludzie nie chcą teraz
oglądać kotów i słuchać, że one jeszcze potrafią polować. Może i
potrafią, ale naprawdę, kogo to dziś w czasie pluchy obchodzi?
Plucha, z jaką
niewątpliwe mamy obecnie do czynienia, sprzyja jedynie spadaniu
meteorytów i budzeniu się demonów. Ale powiedzmy sobie szczerze, tylko
takich marnych demonów, pluchowatych. Prawdziwe demony siedzą sobie
wygodnie w fotelach i same siebie demonizują, żeby nie
stracić mocy demonizowania. Natomiast marne demony, takie jak Tomasz
Lis, wyłażą z jakichś zakamarków, straszą nas chrześcijaństwem, jakby
ono było siedliskiem czystego zła, a lewactwo za to anielskim chórem,
który z niebios, mówi zbłąkanym Polakom, do kogo mają się teraz modlić,
komu mają tym razem zaufać, skoro koty z Platformy wyjadły wszystkie
myszy w okolicy i do tego trwa, ta cholerna, polityczna plucha. Psy
przestały szczekać, tylko kundle jak zwykle ujadają. Bóg na to wszystko
patrzy z góry, a ponieważ jest doskonały, to tym bardziej widzi, jaką
gmatwaninę wywołuje ta plucha. Mógłby ją przerwać, ale tu w końcu
działają prawa przyrody. Przyjdzie czas, że ona minie. I wtedy marne
demony skryją się w piwnicach i nic nie będą mówiły, trzęsąc się
jedynie, by ich nie wyciągnięto na pożarcie. Anielski chór lewaków
skryje się przed tłumem, rzucając mu pod nogi głowę premiera, o ile
premier zechce tę swoją głowę oddać dla sprawy. A chyba nie chce, bo
miał widać inne plany. Cokolwiek się jednak stanie, marne demony, stare
koty i kundle nie mają już wielkiej przyszłości. Plucha tym razem jest
straszna.
Aparat medialnego ucisku
wprawdzie mówi, że słońce jeszcze trochę nam świeci, ale jakoś tak bez
przekonania. Ludzie tego słuchają, wyglądają za okno, a tam plucha.
Ledwo co, jeden stary kot, niesie kawałek zdechłej ryby. Ulice w błocie,
metro zalane, a co najgorsze, ludzie w ogóle nie cieszą się, że jest im
dobrze. Może nie wiedzą? A ci co wiedzą, że jest im dobrze, boją się z
kolei, że będzie im niedobrze. Przez co, już na samą myśl o tym, że może
być niedobrze, robi się im całkiem niedobrze, czyli
plucha. Owszem, może i wyjdzie uśmiechnięta Justyna Pochanke, pokiwa
głową przed jednym lub drugim kotem, ale my widzimy, że to nie są
prawdziwe koty, że one wylazły za wcześnie, że się po prostu
pospieszyły. Pluchę trzeba umieć przetrwać. To podstawa. To już lepiej
udawać krzątanie się tu i tam, bez sensu, byleby się krzątać, tak jak premier Tusk. Jak jest
taka plucha - i wieje, i zima, i meteory - to
on robi teraz takie porządki w domu. Tu znalazł stary garnek, w pokoju
leżą pogryzione kapcie, więc trzeba to powymieniać, pokazać ludziom, że
dba o dom jak prawdziwy gospodarz. Ludzie jednak siedzą po domach (bo
plucha szaleje) i widzą, że on znosi do domu jakieś stare graty i udaje,
że są nowe, tylko okazyjnie kupione. Ludzie gapią się na to wszystko z
coraz większym zdziwieniem, bo normalny człowiek w taki pluchowaty czas
to czeka wytrwale na wiosnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz