Przyglądam
się tym wszystkim twarzom i postaciom, z których większość stała na
zdjęciu obok Lecha Wałęsy w 1989 roku. I przychodzi mi na myśl jedno
słowo: masakra. Polityczna masakra. Przecież Polska głosowała na nich, a
dziś pozostał już tylko teatr. Kiedy ogląda się sznur tych ludzi w
Pałacu Prezydenckim 24 lata później, 4 czerwca 2013 roku, tylko jedno
przychodzi na myśl – upadek. Ludzie czystej władzy, żadnych poważnych
idei, które rodziły się w Sierpniu 1980 roku, po prostu polityczna
dekoracja, za którą kryją się prawdziwi mocodawcy. Surowy to może
pogląd, ale to statyści. Polska żyje bez realnej, widzialnej władzy. Bez
wizji na przyszłość. Platforma i Tusk całkiem oficjalnie postawili
sobie za cel, by nic ciekawego dla Polski nie zrobić, by to był kraj bez
właściwości, jakiś taki niby europejski, taki jak nam powiedzą na
Zachodzie. Jakaś myśl odśrodkowa? Żadnej. Niech ktoś wskaże choć jedną
oryginalną myśl kogokolwiek z tej postępowej ekipy poszukiwaczy kasy.
Oni sami w nic już nie wierzą, ale nam każą za to wierzyć we wszystko,
co im ślina na język przyniesie.
Prezydent
III RP nawołuje do tego, by się cieszyć i radować. Kto się nie raduje,
ten nie jest wolny. Jakby tego było mało, dorzuca tezę o zagrożeniu
interwencją radziecką w 1989 roku. Że palnie zawsze coś ni z gruchy niż
pietruchy, to jedno jest w jego mowach pewne i najbardziej w sumie
zrozumiałe. Donald Tusk też staje się już tylko polityczną dekoracją,
bez większego wpływu na cokolwiek. Można się domyślać, ze przydałby mu
się teraz do władzy ożywczy Leszek Miller. To wszystko razem oznacza –
na nasze szczęście, miejmy nadzieję – schyłek całej tej okrągłostołowej
formacji politycznej. Zaraz usłyszę, że był tam i Jarosław Kaczyński.
Był, wielu było, ale jest jedna zasadnicza różnica pomiędzy statystami i
JK: on ma wizję Polski, on bardzo szybko odszedł od tego stołu zmowy, a
oni nie mają nic do powiedzenia, wchodzą tylko na wizje, by nas ciągle
mamić i oszukiwać. To jest fundamentalna różnica.
Nie
mamy żadnej daty po 1945 roku, z której moglibyśmy tak do końca się
cieszyć, poza datą wyboru Karola Wojtyły na Papieża. Ale to sprawy
boskie. Ta data jest czysta, piękna, niesamowita. Każda inna data ma
jakąś skazę. Być może jeszcze sam koniec strajków w 1980 roku zasługuje
na wielkie polskie święto. Nie interesują mnie tutaj polityczne rachuby,
mega skale, tylko sami ludzie, ich zachowanie. A właśnie wtedy ludzie
płakali ze szczęścia, że robotnicy dogadali się z władzą, że tym razem
nikt do nas nie strzelał. Widziałem to sam na własne oczy, na ulicach
Szczecina 30 sierpnia 1980 roku. To było wręcz coś wstrząsającego, bo
nigdy potem nie czułem w tych napotykanych przez siebie osobach tak
wielkiej fali wolności. A przecież z kart historii wiemy, jak dużo było i
wtedy manipulacji, jak bardzo władza chciała kontrolować przez agentów
SB ten wybuch radości i pozytywnych emocji. Nie udało się. Był wybuch
wolności. Dziś niewiele się o tym mówi, pomija się wręcz tamto
zwycięstwo, a ono było największe, bo prawie nasze. Bo to było zwycięstwo "Solidarności".
Oficerowi
medialni dociskają dziś prawicę, czy ona się cieszy z tego 4 czerwca
1989 roku. No i jak zwykle, nawet poważni politycy prawicowi czy
publicyści dają się kręcić tym oficerom jak bączki. Że owszem, to było
ważne, to był przełom. Mówią te bzdury, bo też chcą być trochę tacy
poprawni politycznie. No bo obalono komunizm. Problem w tym Panowie i
Panie, że wtedy nic nie obalono. I do dziś nie obalono. To jest dopiero
do obalenia. I to jak najszybciej, bo zniknie państwo. Dlatego nie mamy
jeszcze takiej wielkiej daty zwycięstwa, jak 11 listopada czy Bitwa
Warszawska. Musimy na datę zwycięstwa zapracować i to bardzo ciężko. Okrągły
stół i 4 czerwca 1989 roku, utorowały wręcz drogę do kontynuacji władzy
tych samych ludzi, co w PRL, tylko pod innymi sztandarami: wolny rynek,
demokracja, prywatyzacja. Szanujmy więc Sierpień 1980, szanujmy tamtą
naszą prawdziwą wolność, naszą siłę. Wtedy tamta władza bała się nas, a
my się chyba niczego nie baliśmy, my o niewolniczej naturze, jak to lubi
mówić jeden publicysta prawicowy. A kogo dziś boi się władza? Merkel i
Putina, nie Polaków. I trzeba to zmienić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz