Poseł
Wipler to najprawdopodobniej ostatnia wielka szarża Kaczyńskiego przed
totalnym przejęciem władzy, już niemal absolutnym. Szacuje się, że
opozycja w Sejmie RP będzie miała co najwyżej dwudziestoprocentowe
poparcie. Zawsze pytano, jak pamiętamy, o tak zwanego kreta u
Pisowczyków. Tak to właśnie obmyślił JK. Niech pytają o kreta. W tej
sprytnej grze udział brało nawet kilku znanych reporterów ulubionej
stacji PiS, czyli TVN 24. To zadaje kłam opiniom, że na Wiertniczej nie
lubią PiS-u. Ależ skąd! Tam nawet, codziennie rano, w kafejce, wszyscy
piją „Pisowiankę”, ulubioną wodę mineralną Jarosława Kaczyńskiego.
Niegazowaną. Sobieniowski wypija dwa litry.
Agentura
JK jest niezwykle rozległa i sięga daleko poza granice kraju, ale o tym
później. Do Wiplera, najbardziej popularnym agentem JK był popularny
Zioberek, czyli Ziobro Zbyszek, razem z żoną i z dzieciątkiem. To był
prawdziwy majstersztyk JK, że właśnie w tym szczególnym dniu, Zbigniew
Ziobro razem z Patrycją i z maleńkim synkiem wychodził i z PiS-u i ze
szpitala. Kurski Jacek lepiej by tego nie wymyślił. Agentura Ziobry i
Kurskiego działa bez zarzutu. W zasadzie wszystko, co było jakoś tam
prawicowe, i było poza PiS –em, zostało wyczyszczone przez agenturę do
zera. Nie ma nic, tylko JK. Napracowali się co prawda dwaj liderzy z
Solidarnej Polski co niemiara, nachodzili się do TVN 24 tyle, że nie
było nigdy wiadomo, czy wchodzą tam, czy wychodzą stamtąd. Dodatkowo
Ziobro wkradł się sprytnie w łaski Pałacu Komorowskiego i nasłuchuje
(już mam problemy z ortografią…), co też Mistrz knuje przeciwko Alejom
Ujazdowskim. Że knuje, wiadomo, a Ziobro wie co, więc wie też i
Kaczyński.
Równie
znakomite, albo, użyjmy lepiej słowa fajne, było posunięcie z zastępem
drużynowym europosła Marka Migalskiego. „Pejoteny” (pejoten – w wolnym
tłumaczeniu znaczy polityczny elektron) krążą sobie od ponad roku po
Polsce, jako wolne elektrony i gadają, cokolwiek, byle było widać, że
żyją. Do kamery, gadają, do człowieka jednego tez gadają, napiszą bloga,
a potem znikają. Pejoteny, zgodnie z instrukcją wymiotły na amen cały
środek sceny politycznej w Polsce. Jest
on tak dokładnie zamieciony i wymieciony, że nie ma już nic do
zamiatania. Można co najwyżej siąść samemu, albo, we dwóch, z Pawłem
Poncyljuszem na ławce i powiedzieć: „ - Marek, odwaliliśmy dla Polski kawał dobrej roboty i nadal rośniemy w siłę, jutro przyjdzie jeszcze ktoś”. Kiedy ci z Platformy patrzą na nich myślą sobie, całkiem słusznie zresztą, trzymajmy się razem, bo rozwala nas na miazgę.
Problemem
dla Jarosława Kaczyńskiego była przez długi czas lewica, ale i tu
znalazł wyjście. Zagrał tak, że będą pisać o tej historii i za sto lat.
Jest bowiem tak, że największym i
najważniejszym agentem JK jest sam Leszek Miller, szef SLD, były
premier. Nie jest to taki typowy agent na usługach, który odbiera
instrukcje ukryte w sejmowym bufecie, jest to agent wpływu najwyższej
próby. Leszek Miller, otarł się
kiedyś o moskiewskie pieniądze, ale potem, jako jedyny polski polityk
wysokiej rangi spędził całkiem sporo czasu w Langley,
głównej siedzibie CIA. Tam został skutecznie „przewerbowany” najpierw
na stronę zachodnią, a potem, już po konsultacjach z JK, jako supertajny
agent przyszłego prezesa PiS. Rozmawiałem z Leszkiem Millerem krótko po
jego powrocie Z USA w 1996 roku (autentyczne) i wtedy ówczesny szef
MSWiA mówił już jak republikanin. Co oni mu tam zrobili w tej Wirginii,
nie wiem, ale mówił, że może być co najwyżej 8-10 regionów w Polsce, w
ogóle mówił do rzeczy. Otóż Leszek Miller dostał kilka miesięcy temu
szczególne zadanie. Zadanie to już praktycznie wykonał.
Mianowicie,
Donald Tusk, człowiek który za słowo liberalizm wszedłby na najwyższy
komin w Unii Europejskiej, ogłasza, że jest trochę socjaldemokratą. Co
się stało, pytają się zgodnie publicyści, kazali mu na Czerskiej czy
jak? Otóż nie. To Leszek Miller
rozmiękczył Tuska tak jak chciał, rozrobił go, rozprowadził, wymieszał,
wykręcił, jak najlepsi spece z Moskwy albo z Langley. Wymazał z mózgu
Tuska słowo liberalizm, wyjął mu je jednym wprawnym ruchem ręki jak
Lecter i nasączył prawą i lewą półkulę socjaldemokracją, lewicą,
feminizmem, lewactwem i partnerstwem. W ten sposób, sam, może za kilka
miesięcy być partia środka, partia centrum, gotową do współpracy z PiS.
Tak to wygląda naprawdę, a mówimy tylko o wycinku pisowskiej agentury,
jednej z lepszych agentur w Europie. O tym się prawie głośno nie mówi,
ale do strefy wpływów JK zalicza się tez samego Putina. Dowodów na to
nie ma, ale przesłanki jak najbardziej. To Putin trzyma Tuska w szachu
już ponad dwa lata, przez lider PO stracił cały swój wspaniały impet
rządzenia, zapał do reform, a nawet chęć do gry w piłkę. Takiej agentury
jak Jarosław Kaczyński nie w Polsce nikt. Jak myślicie, czyj jest
Jarosław Gowin? Cieszmy się więc, że Donald Tusk został właśnie
socjaldemokratą, koniec już bliski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz