Zanim o ważnych słowach Jarosława
Kaczyńskiego wypowiedzianych dziś w Telewizji "Trwam" kilka zdań o
grzechach głównych polskiej polityki.Zdiagnozować to można tak: po
stronie obozu władzy pojawiła się niestety pycha, po stronie opozycji
niebywała wręcz agresja, a u najgłupszych osobników PO i.N pycha,
podszyta agresją, co daje im poczucie absolutnej bezkarności, na którą
wskazywał dziś prezes PiS. Problem z Prezydentem Andrzejem Dudą jest
bardziej złożony, ponieważ padł on ofiarą wyjątkowego ataku i
manifestowanego lekceważenia ze strony środowisk liberalnych i
lewicowych, w tym mediów. Był opisywany jako marionetka, tchórz, czyli
Adrian, który siedzi cicho w poczekalni i czeka. Skutków tego ataku nie
docenił, jak się wydaje, Jarosław Kaczyński i to jest chyba jedyny
zarzut, jaki można mu ewentualnie postawić po blisko dwóch latach rządów
Prawa i Sprawiedliwości. Padł zresztą sam ofiarą podobnej agresji, w
której posługiwano się jego zmarłym bratem. Jeśli jest jednak jakiś
zadawniony zatarg pomiędzy dwoma najważniejszymi politykami prawicy (JK i
PAD), to on powinien być wyciszony do zakończenia realizacji kluczowych
reform państwa.Było, minęło, trzeba iść razem do przodu - mówił w
Telewizji "Trwam" Jarosław Kaczyński i dał wyraźny sygnał do kompromisu.
Ale dodał od razu, że mamy dziś kryzys.
Zaatakuj człowieka, a zawali się system
- tę metodę zastosowali spece od manipulacji i psychologii społecznej,
zarówno wobec Andrzeja Dudy jaki i wobec Jarosława Kaczyńskiego. Skutek
był taki, że Prezydent zawetował kluczowe dla państwa ustawy, a prezes
PiS nazwał opozycję totalną kanaliami i zdradzieckimi mordami - co
zostało od razu wykorzystane i na ulicy i w mediach. Cała oprawa
prawna, te wszystkie deliberacje o artykułach Konstytucji to jedynie
tło, pretekst, narzędzie do walki, by postawić na swoim. Zofia
Romaszewska broniła Andrzeja Dudy argumentem o groźbie powrotu do
ciemnych czasów PRL-u - fatalnie, Jan Olszewski tłumaczy z kolei głowę
państwa, stwierdzając, że te ustawy to bubel prawny - też fatalnie, też
nadużycie, bo różnych bubli prawnych (prawdziwych) było w Sejmie III RP
setki, a projekty o KRS i SN nie były źle przygotowane, stosowano w nich
jedynie taką interpretację Konstytucji RP, która miała pozwolić na
dekomunizację wymiaru Sprawiedliwości w Polsce. Można było dalej
rozmawiać.Naprawdę!
Kolejny kompromis też był możliwy,
choćby w sprawie sześcioletniej kadencji I Prezes SN Małgorzaty
Gersdorf. Poza tym, Andrzej Duda miał cały arsenał innych decyzji, mógł
dalej negocjować z rządem, z Jarosławem Kaczyńskim. Nie podjął takiej
inicjatywy. Wydaje się, że poczucie własnej wartości zostało tak mocno
nadszarpnięte - i przez jego obóz polityczny i przez szczucie opozycji,
że w końcu pękł. Ale w tym wszystkim jest też pewien rodzaj pychy,
który pociągnął go do tak złej decyzji, przeciwstawił się przede
wszystkim wielu swoim wyborcom i zanegował stanowisko swojego obozu
politycznego. Jarosław Kaczyński powiedział dziś wyraźnie, że to był
błąd i pozostawił inicjatywę ustawodawczą głowie państwa, innymi słowy,
dał do zrozumienia, że Prezydent bierze teraz pełną odpowiedzialność za
dalsze losy reformy wymiaru sprawiedliwości. Poczucie pychy nie jest
obce również szefostwu Ministerstwa Sprawiedliwości. Postanowiono bowiem
ograniczyć rolę Prezydenta RP do minimum w nowym ustroju prawnym sądów.
To także był poważny błąd, bo założono, że Andrzej Duda jest już tak
słaby, że po prostu podpisze, że nie przeciwstawi się wiodącej roli
Zbigniewa Ziobry. To, co piszę, to nie jest próbą psychologizowania
polityki i decyzji podejmowanych przez najważniejsze osoby w państwie,
tylko zwróceniem uwagi na to, że w obozie władzy, zamiast chłodnego,
racjonalnego myślenia, zaczęły dominować emocje, wzajemne urazy, coś
niedopuszczalnego w sytuacji, gdy chce się gruntownie zmienić państwo i
obronić je przed frontalnym atakiem zewnątrz, atakiem, którego celem
jest ponowne podporządkowanie Polski obcym interesom i jej okradanie.
Tak jak mówił w Telewizji "Trwam"
Jarosław Kaczyński, decyzja SN z 2008 roku zaowocowała stratą co
najmniej 220 miliardów zł w ciągu ośmiu lat rządów PO/PSL. Opozycja od
samego początku objęcia władzy przez PiS, reaguje na zmiany w Polsce
agresją, tak daleko idącą, że dziś nikogo nie dziwi już nawoływanie do
przewrotu, buntu społecznego, innymi słowy, do siłowego odebrania władzy
Prawu i Sprawiedliwości. Platforma i Nowoczesna - według
podręcznikowych definicji - są partiami zdrady polskich interesów
narodowych.Donoszenie na własny kraj, żądanie sankcji dla swoich
obywateli (nie dla PiS) -- bo tak to trzeba rozumieć - jest częścią
skoordynowanego ataku zagranicy, która poza wpływami politycznymi,
utraciła także ogromne, liczone w setkach miliardów złotych zyski z
powodu fatalnie stanowionego prawa i bezczynności rządów Donalda Tuska i
Ewy Kopacz. Polska jest pod ogromną presją Niemiec, zachodniej prasy,
Brukseli, do gry włączyły się siły związane z wielkimi koncernami, być
może także sam George Soros, mamy więc czym się martwić. To powinno
jednoczyć Polaków w obronie naszej suwerenności politycznej i
gospodarczej, naszych narodowych interesów. Tego oczekuje, jak sądzę,
Jarosław Kaczyński, polityk, któremu uczucie pychy jest absolutnie obce,
który reaguje na obecny kryzys z wyjątkowym spokojem, zakładając
uczciwy kompromis z Andrzejem Dudą. Ale ani on, ani chyba większość
prawej strony sceny politycznej nie ma już dziś żadnych złudzeń, że
Platforma i Nowoczesna nie zmienią swojego fatalnego dla Polski kursu.
Partie te zupełnie bezkarnie stały się częścią polityki prowadzonej
przez Berlin i Brukselę, mają też ciche wsparcie Putina, bo Polska
podporządkowana Niemcom, jest częścią jego planu dla Europy, w którym
Berlin i Moskwa wspólnie rządzą całym kontynentem. Niezbędny jest
remanent w obozie władzy, wyzbycie się nadmiernych emocji i osobistych
ambicji. To, jak się wydaje, było też dziś przesłaniem, jakie przekazał,
nie tylko swojej partii, Jarosław Kaczyński.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz