69 lat temu sowieckie wojska wkroczyły do Warszawy. Wkroczyły
do Warszawy, miasta tylko z nazwy, bo realnie takiego miasta w ogóle nie było.
Realnie były tylko same ruiny. Aż nie chce się wyliczać w ilu procentach zniszczone
były budynki historyczne, mieszkalne, szpitale. Od 80 do 100%. Najcenniejsze oczywiście
jest ludzkie życie, to miliony Polaków zamordowanych przez Niemców, do dziś wywołują
w nas cierpienie. Nikt nie napadał na Niemcy, nikt ich nie prowokował. Po
prostu niemiecka maszyna zbrodni założyła sobie unicestwienie Polski i Polaków,
nie tylko Żydów. Ponad 20 lat temu, także w moim zapewne imieniu, Tadeusz
Mazowiecki dokonał z Helmutem Kohlem symbolicznego pojednania Polaków i Niemców.
Nie godzę się na żadne pojednanie z Niemcami. Mogę z nimi rozmawiać, mogę o
nich kręcić filmy i robić programy telewizyjne (co czyniłem), ale to nie ma nic
wspólnego z pojednaniem. Z premedytacją zamordowano całe miasto, moją stolicę.
Do dziś nie dostaliśmy ani jednego euro odszkodowania za tę ewidentna zbrodnię,
po prostu zbrodnię. Do tego obecny rząd
Tuska wisi na klamce drzwi Merkel z każdym niemal problemem. Jak wasal. Dla mnie
potomkowie niemieckich zbrodniarzy są winni Polsce ogromne odszkodowanie. Różne
są szacunki, ale kwota stu miliardów euro jest progiem minimum do jakichkolwiek
rozmów. Powiedzmy szczerze, to kwota symboliczna,
zadośćuczynienie. Dopóki Polska nie otrzyma od Niemiec takiego zadośćuczynienia,
będzie państwem upokorzonym, zhańbionym przez
komunistów, którzy nie potrafili przez kilkadziesiąt lat upomnieć się o swoją,
ale i moją stolicę. Rodzi się w ogóle pytanie, czym jest Warszawa dla
komunistów, albo dla lewaków. Dla pierwszych była łupem. To co ocalało , zapełniało
się walonkami. Dla drugich jest jedynie miejscem
ideowego fermentu. Któż się upomniał z tego środowiska o Warszawę, o tę Warszawę
zamordowaną przez Niemców. W budynek „Prudentialu” trafiło ponad 1000 pocisków.
Szwabskie gęby chodziły po ulicach i podpalały kolejne kamienice. Oto Niemcy w
całej okazałości. Oto ci biedni wypędzeni, od Steinbach i innych „pokrzywdzonych”.
Dzięki olbrzymiej machinie propagandowej już zamienili role. To Polacy byli
okrutni i źli, AK to bandyci, no i wydawali masowo Żydów, albo ich mordowali w
Jedwabnem. Ta narracja jest znakomicie od lat powielana przez „Gazetę Wyborczą”.
W 1612 roku byliśmy pod Moskwą imperialistami – pisze sobie publicysta GW. Jedna
orkiestra przeciwko Polsce. W tym wszystkim ginie prawda o Niemcach, o tym jacy
są naprawdę, a nie jacy chcą być, za jakich chcą uchodzić. Przeżyli naloty
dywanowe na Drezno. Ale w Warszawie już nikt nie stawiał oporu, nikt nie
walczył. Miasto było puste i to miasto po prostu wyburzono i spalono. Ten sam los powinien spotkać Berlin. Może
zrozumieliby, że w ich genach gdzieś tkwią dawne barbarzyńskie zwyczaje,
jeszcze z czasów Cesarstwa Rzymskiego, o
czym pięknie pisał Kisiel. Jeśli jednak wykluczamy odwet, jeśli nadal mamy
czasy pokoju, to może w końcu ktoś huknie i powie Niemcom, że dla Warszawy
wojna się nie skończyła. Skończy się wtedy, gdy potomkowie tamtych zbrodniarzy
z ognistymi rurami, zapłacą nam za potworności zgotowane mieszkańcom stolicy i
samemu miastu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz