Joachim Brudziński z grupą bojowników PiS-u zajął Urząd
Marszałkowski Województwa Mazowieckiego. Antoni Macierewicz okupuje gabinet
prezydenta Krakowa, a Jarosław Kaczyński prowadzi rozmowy ostatniej szansy z Bronisławem
Komorowskim. Ten traci już poparcie Moskwy, także Berlin jest zniecierpliwiony
pogarszającą się sytuacją polityczną w Polsce. Angela Merkel ostrzegła Donalda
Tuska, że Niemcy rozważają wycofanie się z inwestowania w Polsce. Tusk poprosił
o dodatkowy czas, ale Merkel zbyła go milczeniem. Adam Hofman zapowiedział, że
kolejnym miastem, gdzie PiS zajmie gmachy władz samorządowych będzie serce PO,
czyli Gdańsk.
Równe, Stanisławów, Łuck. Kolejne gmachy władz reżymu Janukowycza
zajmuje opozycja. Na nikim nie robi to specjalnego wrażenia. Ani w Moskwie, ani
w Berlinie, ani w Brukseli nie ma wielkiego poruszenia. O Warszawie i rządzie
Tuska nie mam sensu nawet wspominać. To jest kompromitacja i bezwład. Żadnego
konceptu, nic. Zresztą Ukraina dla PO od lat była białą plamą na mapie Europy,
a Bronisław Komorowski prowadził jakieś dziwne gry z Janukowyczem. Stąd taki początek.
Jak Zachód reagowałby na takie przesilenie w Polsce, z udziałem Prawa i
Sprawiedliwości i może jeszcze Narodowców? Zadusiliby nas medialnie. Młody
Smolar ogłosiłby z Paryża, że Hitler był łagodniejszy od Kaczyńskiego. Wielka
grzywa Kuczyński (już ze Szwajcarii) wezwałby wszystkie postępowe siły tego
świata do blokady ekonomicznej Polski. Władimir Putin wystąpiłby w roli Ojca
Demokracji, wskazując, jak polscy faszyści i nacjonaliści chcą zburzyć spokój w
środku Europy. Nie byłoby zmiłuj się dla Polski. A przecież Ukraina waży nie
mniej w Europie od Polski. Jest ważna, jest strategiczna, jest państwem, które
może Moskwę wzmocnić, ale może też ja osłabić, oddalić od Polski, uniemożliwić
wręcz ekspansję Rosji na zachód. Tymczasem nic się nie dzieje. Jak na skalę
wydarzeń w Kijowie, to tak zwana Europa ma to wszystko gdzieś. Wydaje się, że
karty zostały dawno już rozdane i jest tylko dwóch graczy: Niemcy i Rosja. Nikt
inny w tej rozgrywce o przyszłość Ukrainy się nie liczy. Ktoś powie, że przecież
liczą się sami Ukraińcy, którzy walczą o niezależność od Moskwy. Owszem,
walczą, ale nie oni będą zbierać owoce tej walki.
Dla Moskwy Ukraina ma strategiczne znaczenie (choćby port w
Sewastopolu i Donbas) i nie odpuści Kijowa. Dla Berlina, Ukraina to kolejny
wielki rynek zbytu i wielki rynek pracy, rynek nowych, tanich rąk. Dla Polski
nie ma nic, same złe wieści. Bo każdy scenariusz jest zły. Jeśli bowiem wschodnie
tereny II Rzeczypospolitej przejmie nacjonalistyczna prawica, to będziemy mieli
bardzo trudnego, żeby nie powiedzieć wrogiego
nam sąsiada. Nie można demonizować banderowców, ale oni nie wyrzekną się swojego
bohatera, a my nie zapomnimy o głowach dzieci nabitych na przydomowe płoty. Prawdę mówiąc nie mamy za bardzo gdzie odbić.
Nie mamy bowiem w Europie żadnych sojuszników. Żadnych. Kto nam kibicuje, kto
nas wspiera? Polityka PO oparta jest na sojuszu z Berlinem, ale to nie jest
sojusz, tylko jawne poddanie się polityce międzynarodowej Niemiec. Własnej nie
mamy. Cokolwiek stanie się z Euromajdanem,
z tym wielkim protestem, nas, Polaków, w tej grze o przyszłość geopolityczną
Europy nie ma.
Skutki wydarzeń w Kijowie będziemy odczuwali przez dekady, bo
to są zmiany kluczowe dla całej Europy. Niemcy są od kilkunastu lat w
nieustającej ofensywie, tworzą swoje imperium, reszta Zachodu po prostu gnije,
nie ma na nic ochoty i siły, poza chęcią utrzymania wysokiego poziomu życia. Za
wszelką cenę. Nikt nie wychyli się więc przed Berlin i nie będzie interweniował
w sprawie Ukrainy, bo to jest temat niemiecko – rosyjski, a nie europejski.
Oczywiście, jest to też temat polski, z wielu powodów, ale Polski w tej grze
nie ma, bo nie mamy rządu, który gra o Polskę. Ten rząd gra o przychylność
Berlina, ten rząd oddał Smoleńsk Moskwie. Co w takim razie ma niby powiedzieć
Donald Tusk w sprawie Kijowa. Myślę, że mógłby o wszystko oskarżyć Jarosława
Kaczyńskiego. Zostaliśmy wykluczeni z polityki europejskiej. Tymczasem, tracimy
być może bezpowrotnie szansę na zbudowanie porozumienia z Ukraińcami.
Kiedy patrzy się na reakcję Zachodu wobec wydarzeń w Kijowie,
to nieodparcie nasuwa się refleksja, że Ukraina w ogóle nie leży w Europie, że
to kraj położony gdzieś blisko Madagaskaru. Rozpad starej Europy trwa więc w
najlepsze. Wszyscy tracą, poza Niemcami i Rosją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz