W
opisywanym zdarzeniu nie będę podawał nazwy miejscowości, bo to mogło
się zdarzyć wszędzie, nie podam też danych bohatera, bo nie upoważnił
mnie do tego. To zdarzyło się w centrum miasteczka. Rozpędzony samochód
na pasach uderzył w przechodzącego pieszego, a w zasadzie w jego głowę.
Padł na ziemię w drgawkach. Sprawca stanął i siedział w samochodzie.
Działo się to w centrum , więc od razu zbiegł się tłum ludzi. Wszyscy
stali i gapili się, nikt nic nie robił! Mało tego, ktoś nogą sprawdzał,
czy ofiara żyje! Polska XXI wiek. Dwa dni po Owsiaku. Całą tą
niewiarygodną wręcz scenę zdziczenia obserwowała dwójka moich znajomych,
Polaków, od kilkunastu lat
mieszkających w Niemczech, ale bardzo pielęgnujących swoją polskość.
Widząc to wszystko, jeden z nich trzydziestopięcioletni wysportowany
człowiek, wyskoczył z auta, odpędził zdziczały tłum i zajął się ofiarą
wypadku. Młody mężczyzna żył, okazało się, że szedł do banku , do żony.
Okazało się, że właśnie urodziło mu się dziecko. Polak z Niemiec zajął
się fachowo mężczyzną, kazał ludziom stworzyć „korytarz”, żeby nie
tarasowali przejścia. Sam też wyciągnął za fraki sprawcę wypadku z jego
samochodu. Tłum gapiów cały czas nic. Stał i oglądał to, co się dzieje,
jakby był na filmie grozy, a nie w tragicznej rzeczywistości tamtych chwil. Mało tego, ów Polak, mój
znajomy, zajął się udzieleniem pomocy żonie poszkodowanego. Wyjaśnił,
że wszystko będzie dobrze, żeby się nie martwiła. Tłum dalej, jak stał,
tak stał. XXI wiek, Polska. Jakiś dewiant sprawdza nogą, czy
ofiara wypadku żyje. Dawno już nic tak mną nie wstrząsnęło, jak to
zdarzenie z małego miasteczka. Być może mój znajomy uratował temu mężczyźnie życie!
Dobrze wiemy, że coś złego w ogóle dzieje się z Polakami, że system III RP, nastawiony na odpływ od jakichkolwiek wartości
(wszystko wolno, tylko ja, róbta co chceta) spowodował, że niemała
część społeczeństwa jest już tak znieczulona, tak wyobcowana, tak
zmasakrowana ideami tejże III RP, że nic poza własnym
ja już się nie liczy. Mało tego, doszedł jeden nowy element: dopóki
mnie nic nie boli, nie ma sprawy. Zrodził się nowy rodzaj egoizmu, który
zrodził z kolei społeczeństwo totalnie amorficzne, pozamykane w
czterech ścianach. To jest już przerażające, ponieważ zachowanie się
mieszkańców tego miasteczka wcale nie jest wyjątkiem. Matki lejące
dzieci w autobusach mogą je lać do krwi. Nikt nie kiwnie placem. Głowa w
szybę i do widzenia. Nie jesteśmy jako naród źli, nie jesteśmy gorsi od
innych. Ale ta wielka akcja zmasakrowania naszych wartości, naszej
tradycji, ta wielka akcja promowania anty – wartości przynosi właśnie
takie efekty, że jakiś dewiant, nie – człowiek, sprawdza nogą, czy
ofiara wypadku żyje. 12 lat temu wracałem z ekipą filmową z Warszawy do
Szczecina. To było chyba w Skwierzynie. Widzimy volkswagena bez przodu,
po prostu ścięty przód auta, jak piłą i widzimy zwisające nogi dwóch
młodych ludzi. Wszystko jeszcze paruje, widok straszny. I nie ma nikogo.
Wyskakujemy z auta, żeby nieść pomoc, ale jak się okazało kierowca
TIR-a już wezwał pogotowie. Nie robiliśmy tam zdjęć, choć mieliśmy
kamerę. To przekraczało jakieś ludzkie granice, nie można było wcisnąć
recording i już! Daje to wszystko do myślenia w kontekście WOŚP i tego
jednego dnia, gdy wszyscy są aniołami pędzącymi ze światełkiem do nieba.
Nie można uogólniać, ale zdarzeń totalnej znieczulicy, źle pojętego
egoizmu, chorej anonimowości jest aż nadto. Kiedyś byliśmy
społeczeństwem bardziej otwartym. Od kiedy George Soros przywiózł pod
koniec lat osiemdziesiątych do Polski ideę społeczeństwa otwartego, mamy
dziś właśnie taki stan rzeczy, Polacy pozamykali się w sobie, są
bardziej zawistni. To niemal powszechna opinia tych, którzy do nas
przyjeżdżają. Zawiść. Nie taka „kargulowa” – otwarta, zabawna nawet. To
jest zawiść mocno skryta. Ubrana często w codzienną uprzejmość. Tylko
potem przychodzą do Ciebie z Urzędu Skarbowego i nie dają Ci spokoju
przez lata. Bo ktoś, coś, urzędnikom powiedział.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz