Wyobraźmy sobie, że pod pomnikiem
„Czterech Śpiących” w Warszawie (Pomnikiem Braterstwa Broni) prezydenci Polski
i Rosji składają dziś wieńce i kwiaty. Nie ma tam tego pomnika i nie powróci na
warszawską Pragę, ale wyobraźmy to sobie dziś. Wyobraźmy też sobie - czysto hipotetycznie – staranne odnowienie
pomnika żołnierzy sowieckich, którzy zginęli bohatersko w tłumieniu polskiej
rewolucji w 1956 roku. Niemożliwe? W europejskim bałaganie i chaosie wszystko
jest teraz możliwe i choć na razie, z tysiąca powodów, wizyta Władimira Putina
w Warszawie jest mało realna - bo nie ma tu nic do załatwienia i wszystko jest
pod kontrolą – to jak najbardziej realnie i z pompą prezydent Rosji dobija dziś
jakąkolwiek solidarność europejską w Budapeszcie. Są kwiaty pod pomnikiem
żołnierzy sowieckich, tej samej armii, która dekadę później krwawo stłumiła Powstanie Węgierskie, i której
postawiono (i niedawno odrestaurowano) pamiątkową płytę na cmentarzu za stłumienie kontrrewolucji w
1956 roku. Jest też garść intratnych sześciu umów gospodarczych, dzięki którym
Moskwa będzie trzymać Budapeszt w garści przez następne długie lata. Wystarczy
tu wspomnieć o nowej umowie gazowej i kredycie rosyjskim w wysokości 10
miliardów euro na rozbudowę elektrowni atomowej w Paksie. Można powiedzieć, że
Viktor Orban idzie na całość, że sprzeniewierzył się solidarności UE przeciwko
Moskwie, że przecież jego kraj jest w
NATO. Ale nie ma już czegoś takiego jak solidarność europejska od dawna.
Moskwa wbija dziś klin pomiędzy
Węgry i Unię Europejską, klin którego nikt nie usunie, ponieważ i Niemcy, i
Francja, i wreszcie Stany Zjednoczone chcą zachować z Putinem jak najlepsze
relacje, nawet kosztem oddania części lub całej Ukrainy. Ta polityka wcale nie
przypomina Monachium w 1938 roku, ona jest znacznie bardziej uległa niż wtedy.
Przecież zaczęło się wszystko od Gruzji, którą oddano Moskwie. I co z Polską?
Wojska rosyjskie, tylko te, które
stacjonują w Obwodzie Kaliningradzkim mogłyby, w przypadku konfliktu zbrojnego,
z powodzeniem zająć większość terytorium Polski. My graniczymy z Rosją. Tu nie
chodzi o podejście do naszych granic od strony Ukrainy, tylko chodzi o to, że
armia państwa, co najmniej nam nieprzyjaznego, stoi u naszych granic.
Mińsk 2 praktycznie przesądził o
aneksji wschodniej Ukrainy przez Moskwę, za zgodą Niemiec i Francji, i na pewno
USA, choć Waszyngton, tak jak cały Zachód tego oficjalnie nie przyznaje. Nie ma
nawet poważnych planów obrony terytorium Polski przez NATO w przypadku agresji
obcego państwa. Jest plan szpicy. Na pewno Putin drży na Kremlu ze strachu, gdy
słyszy słowo szpica NATO. Sytuacja już wymknęła się spod kontroli. Unia Europejska i NATO są tylko biurokratycznymi
strukturami, których nikt doprawdy się nie obawia, poza hołdami płynącymi do
Brukseli z Warszawy, bo przecież tak wysoko wzięli Tuska. Wyobraźmy sobie mocne
niemieckie veto na agresję Moskwy, ale naprawdę mocne. To byłby jakiś konkretny
zwrot. Ale go nie będzie, bo nie takie są interesy niemieckie w Europie.
Zamiast twardej polityki wobec Putina, mamy grę słowną a` la Lech Wałęsa:
jestem za, a nawet przeciw. Potępiamy agresję rosyjską, a biznes z Moskwą kręci
się jak należy. Warszawy w tej geopolitycznej rozgrywce nie ma. Ani o Ukrainę,
ani o przyszłość Europy Środkowej. Gdzie jest choćby plan B, skoro plan A
uległości Tuska i Komorowskiego wobec Moskwy legł w gruzach? Nic nie ma.
W tej sytuacji należałoby, jak
sądzę, oczekiwać zdecydowanie aktywniejszej polityki zagranicznej Prawa i
Sprawiedliwości, może nie w Berlinie i w Paryżu, ale na pewno w naszej części
Europy. Co oczywiste, byłyby to rozmowy nieformalne, ale jest jakiś inny
pomysł? Poza tym, że musimy się zbroić, trzeba szukać sojuszników, teraz i
jutro, a nawet za kilka lat, patrzeć w przyszłość, bo plany Moskwy wobec
środkowej i wschodniej Europy liczone są na dekady, a nie na jakiś czas. Takie
nieformalne spotkania są w gestii i Jarosława Kaczyńskiego (najpewniej
przyszłego premiera), jak i w gestii Andrzeja Dudy, kandydata na Prezydenta RP.
Niech PO wrzeszczy co chce na temat takich rozmów, przecież Pani Premier i tak siedzi
w kuchni, więc o co chodzi? Europa Środkowa śpi, Orban zbratał się z Putinem, a
Merkel i Hollande „załatwili” sprawę Ukrainy. Pozamiatane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz