Skoro ponad 90% wyborców, którzy wzięli udział w
nielegalnym referendum zorganizowanym przez Moskwę opowiedziało się za
przyłączeniem Krymu do Federacji Rosyjskiej, to Putin nie wypuści już Krymu za
nic. Tym bardziej, że nieoficjalnie wszyscy możni tego świata przełknęli tę
zbrojną aneksję i tym samym naruszenie integralności terytorialnej Ukrainy.
Sankcje nic lub niewiele tu zmienią. Rosja pójdzie na przeczekanie. Będzie
kąsać Ukrainę tak długo, aż wszyscy uznają, że tak ma być i już. Że jest to
normalne, że taka jest Rosja i nic więcej nie można zrobić. Europa została
oswojona z nowym (pozornie) obliczem Moskwy i Putina.
Ustał tym samym porządek
międzynarodowy wypracowany po II wojnie światowej. Porządek oparty najpierw na
strategicznej równowadze dwóch supermocarstw, a później na dialogu politycznym.
Moskwa zrywa z tym porządkiem, wprowadzając w Europie chaos. Być może jeszcze
go nie widać gołym okiem, ale on jest już wyczuwalny, zarówno w samej Europie,
jak i w Polsce. Czeka nas bowiem teraz na lokalnym podwórku wytykanie, że
niepotrzebnie pchaliśmy się na Ukrainę, że teraz przyjdzie nam za to płacić.
Preludium do tego wykonał dziś Jacek Kurski z Solidarnej Polski, zarzucając i
PO, i PiS nieprzemyślaną politykę wobec Ukrainy i krytykując wyjazdy liderów
partyjnych na Majdan. A to dopiero początek, bo Rosja, widząc, że nic się nie
dzieje, będzie odgrywać się na słabszych krajach. Nie na Niemczech i nie na
Francji, ale właśnie na Polsce. W wymiarze międzynarodowym będzie coraz więcej
ruchów odśrodkowych, coraz więcej rosyjskojęzycznych obywateli innych państw
będzie czuło się dyskryminowanych, no i wschodnia część Ukrainy będzie
podgrzewana jeszcze przez długi czas.
Wydawałoby się, że atak Rosji na
Krym skonsoliduje Unię Europejską, że interesy gospodarcze nie przesłonią
globalnego zagrożenia wojną. I na pozór, do takiej konsolidacji doszło. Tyle
tylko, że zakres sankcji jest taki, że Putin ze spokojem je zniesie. Największy
w historii Rosji zagraniczny kontrakt wojskowy na zakup okrętów Mistral od
Francuzów jest z powodzeniem kontynuowany. Gazociąg Nord Stream aż trzęsie się
od płynącego gazu, więc nic się nie zmieniło w strategicznych kontaktach państw
Zachodu z Rosją. Zmieniła się za to i osłabła pozycja Polski. Nie dość, że mamy
sankcje na import wieprzowiny do Rosji z powodu podrzuconego dzika, to jeszcze
za naszymi plecami inne kraje Unii dogadują się po cichu na zniesienie owego
embarga i Moskwa mówi w zasadzie tak, ale bez Polski i Litwy. Pod naszym
konsulatem na Krymie słyszymy „Polska won!” , co jednoznacznie wskazuje, że
atak propagandowy na Polskę nie jest przypadkowy i będzie miał ciąg dalszy.
Jeszcze kilka tygodni i na Zachodzie pojawią się artykuły o polskich obozach
szkoleniowych dla „terrorystów” z Majdanu.
Warszawa oczywiście uspokaja, że
sytuacja jest stabilna, że liczymy się w świecie, że nas słuchają. Jeśli tak,
to dlaczego widać powolne wycofywanie się Zachodu z zaangażowania w sprawy
ukraińskie. Zamiast umowy stowarzyszeniowej z UE, ma być podpisana 21 marca jej
namiastka. A dokumenty leżą na stole. Ruch Rosji w stronę Ukrainy, w stronę
Krymu, naruszył stabilność polityczną Europy, a nawet świata. To, że nie ma na
razie przelewu krwi na wielką skalę wynika nie tylko z bardzo odpowiedzialnej
postawy nowego rządu Ukrainy, ale także z faktu, że Zachód zdał sobie sprawę z
tego, że Putin się nie cofnie, że zaatakowany odpowie z podwójną siłą. Zachód
jest przestraszony. Nie wie co zrobić. Pokój w Europie wydaje się być tak
cennym dobrem, że jakakolwiek interwencja zbrojna w obronie Ukrainy wydaje się
wręcz absurdalna. Być może nie warto umierać za Krym, bo już jest po stypie,
ale otwarte pozostaje pytanie o Polskę. Nasi rodzimi eksperci przekonują, że
Putin zatrzyma się na Ukrainie. Skąd oni to wiedzą? Nie ma tu bowiem żadnej
pewności, że Moskwa ma takie minimalistyczne plany. Takich planów nigdy nie
miała, więc i teraz sięgają one znacznie dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz