Nie będzie w sprawie zamiany ciała śp. Anny Walentynowicz z ciałem innej ofiary
Katastrofy Smoleńskiej (Zamachu Smoleńskiego) żadnego tam, że nic się
Polacy nie stało. Tak nieczułe i niedelikatne to głowy premiera, jego
Arabskiego i jego Grasia nie są. Oni wiedzą, na tyle są jeszcze
przytomni, że materia jest zbyt delikatna, a fakty zbyt dobijające, żeby
przejść spokojnie obok tragedii rodziny śp. Anny Walentynowicz oraz
tragedii, które dopiero nas czekają przy kolejnych ekshumacjach. A te
będą, choćby ze względów procesowych na pewno przeprowadzone i nie
chodzi tu tylko o cztery ekshumacje zapowiedziane przez Naczelną
Prokuraturę Wojskową, bo będzie ich więcej. Można
spodziewać się nawet [nawet (!?)], że Donald Tusk powie Polakom, że
jednak stało się, że doszło do tragicznej pomyłki, że on i jego rząd
biorą za to odpowiedzialność, że będą może o tragicznych pomyłkach
rozmawiać z Rosjanami. Nie będzie więc na pewno przekazu, że nic się nie
stało. Ale co to da rodzinom ofiar Katastrofy Smoleńskiej?
Zadośćuczynienie? Ulgę? Po tylu upokorzeniach, także ze strony samego
Premiera? Te rodziny nadal będą się czuły oszukane, a tego co przeżyli
bliscy Anny Walentynowicz w ostatnich dniach, nie da się już przecież cofnąć.
Oni przeproszą być może, ale o wiele ważniejsza jest reakcja samych
Polaków. Nie wszystkich, nie tych trzydziestu procent, które od 10
kwietnia 2010 roku domagają się prawdy o Smoleńsku, domagają się szacunku
dla zmarłych, szacunku dla ich modlitwy za ofiary i za Polskę, którą to
modlitwę jakże symbolicznie służby Gronkiewicz – Waltz „ładowały”
łopatami na przyczepy samochodowe, a wyzwoleni z tradycji, postępowi
Polacy gasili tę modlitwę własną uryną. Trzeba o tym przypominać
dosłownie, bez używania łagodnych sformułowań o braku szacunku dla
symboli.
To jest moment na
zadumę dla milionów Polaków, których opanował kult życia tu i teraz,
gromadzenia dóbr ponad wszystko, bez oglądania się na jakiekolwiek
wartości. Byle dalej, byle do przodu, tak jak nam mówią: rząd, media i
elity oraz różne ważne autorytety. Może ktoś wyda zbiór ich głębokich,
empatycznych przemyśleń na temat Smoleńska. Warto by było, żeby za kilka
lat tacy ludzie jak Waldemar Kuczyński, Lech Wałęsa, Ewa Kopacz czy
różnej maści celebryci artyści nie mogli się wyprzeć wypowiedzianych
przez siebie słów, by na zawsze okryły ich one hańbą. Polski parlament
zgodnie nazwał Katastrofę Smoleńską największą tragedią, jaka wydarzyła
się w Polsce od czasu II wojny światowej. Można dodać, że nic podobnego i
tak tragicznego nie zdarzyło się nigdzie na świecie w całym XX wieku.
Ale naprawdę, o wiele ważniejsze od słów ubolewania kogokolwiek z rządu
Platformy jest refleksja Polaków. Tych, którzy nie mogą, nie chcą już
nic słyszeć na temat Smoleńska, Prezydenta Kaczyńskiego, przyczyn
katastrofy, którzy – jak ktoś to bardzo dosadnie określił - „rzygają już
Smoleńskiem”. Nie można zapominać o odpowiedzialności tych Polaków,
którzy umiłowali bezrefleksyjne życie, którzy odwrócili się od spraw
publicznych, którzy odwrócili się też od śmierci. Niezależnie od ich
wiary, bądź niewiary, swojej śmierci mogą być pewni i chcieliby zapewne w
zdecydowanej większości być godnie pochowani, w swojej, osobistej
trumnie, w swoim grobie, na swoim cmentarzu, obok swojego brata czy
matki. Ta tania ideologia płaskiego, szybkiego życia wyzbytego
patriotyzmu i tradycji, ubrana - a jakże – w europejskie i nowoczesne
szaty, zadżumiła w Polsce po 1989 roku miliony dusz i głów.
Medialny kit skutecznie zapchał zdrowe, racjonalne kanały myślenia. Nie
pisowskie bynajmniej, tylko polskie. Polskie kanały myślenia. Smoleńsk
to nie tylko odpowiedzialność rządu i prokuratury za wyjaśnienie
przyczyn tej narodowej tragedii. To także odpowiedzialność Naszego
Narodu. To także postawienie pytania, czy w sprawie tragedii 10 kwietnia
Polacy jako zbiorowość zdali egzamin z patriotyzmu, z odpowiedzialności
za własne terytorium, za własne państwo. Otóż Polacy jako zbiorowość
tego egzaminu nie zdali. Możemy unosić się z naszą dumą, kiedy to niemal
cały naród modlił się przez pierwsze dni po Katastrofie Smoleńskiej. Modliliśmy się także, kiedy zmarł Ojciec Święty.
Brak poczucia odpowiedzialności rządu,
elit III RP za Smoleńsk, za skandaliczne zaniechania, za kłamstwa Ewy
Kopacz, za bezduszne wypowiedzi Donalda Tuska, stał się w ogóle możliwy,
bo tego poczucia odpowiedzialności zabrakło części polskiego
społeczeństwa. Najprościej to ujmując, zabrakło zbiorowej, patriotycznej
postawy wobec całej serii upokorzeń, jakich doznaliśmy od Rosjan i
rządu po 10 kwietnia 2010 roku. Zabrakło dumy. Nadchodzi moment, w
którym można dokonać rachunku sumienia, powiedzieć przepraszam swojemu
sąsiadowi, który chodził na miesięcznice, przyznać rację koledze
w pracy, który nie godził się na kłamstwa rządu Tuska, nawet jeśli na
ten rząd się głosowało. Moim zdaniem, przepraszam Donalda Tuska czy Ewy
Kopacz nie ma już znaczenia, jest nic nie warte. Za późno. Trzeba
wierzyć, że ich odpowiedzialność oceni sąd. Chciałbym jednak usłyszeć
przepraszam zwykłych Polaków, skierowane do tych, którzy zginęli 10
kwietnia 2010 roku w Smoleńsku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz