To już 33 lata od
podpisania pamiętnych porozumień sierpniowych. Warto sobie postawić
pytanie, czy kiedykolwiek jeszcze dojdzie do głosu tak wielki duch
wolności i solidarności
społecznej Polaków. Tym, którzy nie doświadczyli atmosfery tamtych dni,
przypomnę tylko jedną scenę. 30 sierpnia 1980 roku, po południu,
wracałem z praktyk robotniczych w Poznaniu do Szczecina. Te praktyki to
było takie coś, co miało nam, studentom I roku, uświadomić, jak ciężka
jest praca robotnika. Dowiedziałem się, że jest ciężka, bo trzy tygodnie
przenosiłem i przewoziłem naboje do autosyfonów. Kiedy
30 sierpnia wjeżdżałem pociągiem do Szczecina, nie miałem pojęcia, że
podpisano już porozumienie w stoczni. Dopiero na moim osiedlu zobaczyłem
jak młodzi chłopcy biegają z dodatkiem specjalnym gazety informującym o
końcu strajku.
To było bardzo gorące
popołudnie. Ludzie wychodzili z domów, brali gazetę, uśmiechali się do
siebie jak nigdy, a niektórzy płakali. Ze szczęścia. W Szczecinie
doskonale pamiętano, co działo się 17 grudnia 1970 roku. Pamiętano, jak
milicja strzelała z broni automatycznej do tłumu protestujących. To było
wielkie uniesienie. Ono zresztą do pewnego momentu narastało. Rok
później, w Poznaniu, zorganizowaliśmy
już jako NZS, sprzedaż niezależnych wydawnictw w samym centrum miasta,
tuż obok Pomnika Ofiar Czerwca 1956 roku. Kolejka liczyła kilkaset osób.
Tej atmosfery, tej duchowej odwagi, wolności, wspartej w sposób
niezwykły przez Ojca Świętego Jana Pawła II nie da się już nigdy
powtórzyć. Można powiedzieć, że tamten Sierpień został bezpowrotnie
utracony. Został utracony za sprawą dwóch wydarzeń: stanu wojennego i
okrągłego stołu.
Jaruzelski wybił
z głowy wielu Polakom marzenie o wolności. Maszyna propagandowa
strasząca Związkiem Sowieckim dość skutecznie podziałała na spory odłam
naszego społeczeństwa. „Solidarność”, ta niezwykła zdobycz wolnego,
polskiego ducha, została zepchnięta z cokołu. Ludzie zaczęli żyć
szarością lat osiemdziesiątych i już z tego marazmu się nie wyrwali,
nawet po 1989 roku. Czy ktoś pamięta euforię po
wyborach 4 czerwca 1989 roku? Zadowolenie, satysfakcja, owszem, ale
przecież cały proces dochodzenia do demokracji został jakby załatwiony
przez tak zwane elity - komunistyczne i „nasze”. Do tego, wielu ludzi,
zasłużonych w walce z Komuną, zostało z tych rozmów wykluczonych.
Jeszcze gorsze było to, że część negocjatorów i liderów ze strony
solidarnościowej to byli współpracownicy SB. No więc co to był za
przełom? Czy to w ogóle był przełom? Sierpień 80`, tamten wielki
Sierpień, został bezpowrotnie utracony. Przyczynili się do tego,
zupełnie świadomie, ludzie, którzy zbudowali III RP. Wystarczy
posłuchać, co mówi o „Solidarności” Lech Wałęsa, sam uwikłany we
współpracę z SB. A premier? Co on w ogóle wie o Sierpniu? Czy strajki
1980 roku w ogóle go czegoś nauczyły? Niczego. Przecież brał aktywny udział w łagodnym, ale najprawdziwszym zamachu stanu, w pamiętną noc 4 czerwca 1992 roku.
Jeśli protest społeczny
zmiecie Platformę Obywatelską z powierzchni ziemi, to nie będzie już
tego wielkiego ducha sierpniowego. Polacy są mocno podzieleni, bardzo
skutecznie spacyfikowani przez środowiska lewicowe i lewackie, przez
oficjalne media. Wydaje się, że musi minąć jeszcze kilka lat, zanim do
głosu dojdzie nowe, młode pokolenie Polaków, dla którego ta Polska, jest
nie do wytrzymania, dla którego, te twarze cyników i cwaniaków są tak
samo wrogie jak twarze Jaruzelskiego i Kiszczaka. W nich jest nadzieja,
że duch Sierpnia 80` jeszcze się pojawi i nasza polska normalność, nasza
wolność będzie wyżej stała, będzie ponad polskością jako
nienormalnością. Nienormalnie to jest właśnie teraz. W III RP.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz