Oni uważają, że my – wszyscy ci
niby straszni pisowcy , szykujemy im Berezę i na pewno zabierzemy TVN, a Panie
Pochanke i Werner zostaną przymusowo wcielone do oddziałów Wojsk Obrony
Terytorialnej Antoniego Macierewicza. Ci potulni, ślamazarni do tej pory i
spasieni Tuskiem wyborcy PO i .N, są naprawdę przekonani, że PiS szykuje tu
dyktaturę gorszą od komuny. Zero kontaktu. Houston nie działa. Dla opętanego
lewackim kłamstwem studenta UW wizja świata bez Internetu, Polski bez Unii,
jest druzgocąca. On w nią szczerze wierzy. Nie zna Konstytucji, nie wie nic o
komunizmie, poza tym, że był straszny, a Lech Wałęsa nas od niego uwolnił.
Praca propagandowa nad takim materiałem ludzkim nie jest zbyt trudna. Trochę
fajnych plakatów, wpisów w sieci, typu – dziś zabierają wolność, jutro zaczną
wsadzać, pojutrze zabronią seksu – i tak rodzi się w głowach ludzi
rzeczywistość, której nie ma. Powtórzmy – nie ma! Dlaczego tak łatwo udało się
wyzwolić wśród nienawidzących PiS Polaków tyle emocji? Bo, co najmniej od
dekady żywią oni do wyborców prawicy niekłamaną pogardę, uważają ich za
nieudaczników, tłuków, najgorszy możliwy sort, który przeszkadza im spokojnie
konsumować owoce transformacji. Wielu z nich dostało zresztą te owoce na tacy,
bo III RP hojnie obdarowywała sługi nowego systemu. Gdyby nie było w tych
ludziach tyle zła i nienawiści do swoich sąsiadów, znajomych, kolegów z pracy,
można byłoby z nimi rozmawiać, przekonywać ich, że mamy w gruncie rzeczy
wspólne polskie cele, ale ich realizacja nie zawsze będzie się podobała
Berlinowi czy Brukseli.
Odpuściłem, naprawdę odpuściłem
sobie rozmowy z nimi na tematy polityczne, a jestem człowiekiem wyjątkowo
cierpliwym. Nie można nawet nawiązać do sytuacji w Wenezueli, bo ci wariaci
gdzieś zakodowali sobie jeden wpis
Balcerowicza i gadają, że to samo dzieje się teraz w Polsce. No może
prawie to samo, bo jeszcze nie strzelają. To wyborcy PiS-u kryją się ze swoimi
poglądami w dużych wielkomiejskich firmach, ale nie dlatego, że się ich
wstydzą, tylko dlatego, że od razu spotykają się z niepohamowaną agresją. Hejt
z obydwu stron ma owszem miejsce, ale jedynie w sieci. W realnym życiu, króluje
jednostronna pogarda do myślących inaczej niż PO i Tusk. Rozzuchwaleni bojem o
sądy, mówią, że będą wsadzać i gonić z Polski. Z jakiej Polski? Polski nie
będzie już wtedy realnie na mapie Europy, tylko kolejny land Bundesrepublik
Deutschland. A nazywać się może on nawet Wielka Polska Obywatelska. To myślenie
ulicznej opozycji stało się w ostatnich tygodniach skrajnie antypolskie. Wieść
o możliwości wystąpienia naszego kraju o reparacje wojenne od Niemiec też
wywołała agresję, dreszcze i niepokój,
że Niemcy się obrażą, że zabiorą nam Ziemie Zachodnie. Taki to jest poziom
dyskursu, niżej już chyba nie można upaść na głowę.
Nie mamy żadnych dwóch skłóconych
ze sobą polskich narodów. To absurd. Powiedzmy to w końcu otwarcie. Mamy z
jednej strony, mniej lub bardziej patriotycznie nastawioną część społeczeństwa,
tworzącą racjonalną większość (w tym i jakiś odłam wyborców opozycji) i hałaśliwą
grupę Polaków, którzy wyrzekli się polskiej tradycji, polskiej dumy, siedzą na
tych ogrodowych krzesłach i drżą jedynie o to, czy aby dojadą do Madrytu bez
wizy. To ich boli. Perspektywa, żebyśmy coś sami znaczyli w Europie, mówili
własnym głosem, niezależnie od tego czy to się podoba Pani Merkel czy nie, budzi w nich strach i zgorszenie. Jak tak
można? Niemcom? W twarz? Tak dobrze było nam za Herr Tuska. No i można było
kraść. Trzeba trzymać z Berlinem, patrzeć karnie jak ciągną ten swój Nord
Stream II i cieszyć się z tego, że już nas trochę chwalą, no może mogliby
bardziej, prosimy, ale przecież ten Kaczyński ciągle nam bruździ i rzuca kłody
pod nogi. Obwiniać za to wszystko tylko TVN, Gazetę Wyborczą, Michnika i Sorosa
to fatalne uproszczenie.
Mamy w Polsce część
społeczeństwa, która nie potrzebuje ani polskich rządów ani prawdziwej
wolności. Godzi się, i to całkiem świadomie, na polityczną poprawność, na
przyjmowanie nielegalnych imigrantów, na czułe głaskanie Helmuta po głowie: -
Dobry Polak, dobry. To jest prawie katastrofa i wcale mnie to nie cieszy,
wprost przeciwnie, budzi niepokój. Oni nie chcą słuchać żadnych argumentów,
uważają, że już tylko tygodnie dzielą ich od obalenia rządu Prawa i
Sprawiedliwości na ulicy, przemocą. Demokraci rodem z KPP. Z tego chyba nie da się wyjść obronną ręką – pogodzić się, wybaczyć,
zawrzeć kompromis. Jak można bowiem szukać porozumienia z ludźmi, których
irytuje patriotyczna oprawa meczu w Warszawie? Angielska gazeta „Daily Mail”
napisała, że żądania Polski o odszkodowania są jak najbardziej uprawnione (!),
a Kazio, wyborca PO, drze się, że mu zabiorą Szczecin. A poza tym w TVN mówili,
że to jest niemożliwe, bo dla Kazia z PO nic nie jest możliwe, co zmusza do
przyjęcia wyprostowanej postawy. Kazio w zgięciu czuje się najlepiej i
najpewniej, Dobrze wtedy widać buty Pana, czy są czyste, czy też trzeba je
wypastować. Kazio z PO jest sprytny, bo nawet jak są czyste, to i tak je
przetrze i powie Panu, że lewy but nie wyglądał już najlepiej. Mistrz.
Prawo i Sprawiedliwość
działa czasami w sferze komunikacji wręcz fatalnie, ale rządzi mniej więcej
sprawnie, bez większych błędów. Nikomu nic nie zabrało (z wyjątkiem esbeckich
przywilejów), dało pieniądze rodzinom, ale przynosi to jeż pierwsze pozytywne
efekty demograficzne i napędza też konsumpcję. Mniej kasy wycieka do złodziei,
no to jest kuźwa źle? No źle, bo Niemcy przecież nie mordowali, winni naziści,
była wojna. Niemcy cierpieli, co tam, oni wycierpieli najbardziej - mówi tak nie jakiś były esesman tylko senator
PO Jan Rulewski, w polskiej telewizji. I ciągną temat dalej. Musimy być razem w
Europie z Unią i z Niemcami, bo teraz przez ten PiS jesteśmy tacy sami. A kiedy
to, po 2004 roku, byliśmy w tej wymarzonej Europie z którymkolwiek z dużych
państw tak naprawdę razem, jak równy z równym? Z kim? Bo chyba nie z Niemcami,
które – zgodnie z życzeniem Władysława
Bartoszewskiego traktowały nas jak brzydką pannę na wydaniu. Są nam
winni co najmniej 3 biliony złotych i to nie jest rachunek wygórowany. Stawiamy
problem i oczekujemy poważnych rozmów, sprawdzamy Niemcy, kim oni są naprawdę,
a nie jak siebie sami malują. Jeśli
teraz ulegniemy naciskom Zachodu i Berlina, będziemy przez kolejne dekady żyli
w skundleniu politycznym i kulturowym, my - grzeczne dziecko Europy. Słychać
zewsząd o wielkim powrocie na ulice: w obronie sądów, wolności mediów,
przeciwko Polexitowi. Elektorat jest
tak doskonale przemielony, że łyknie dosłownie wszystko, więc pewnie wyjdzie
znowu protestować. Cokolwiek się wydarzy w najbliższych tygodniach i
miesiącach, przesądzi o losach Polski na długie lata. Wszyscy o tym wiedzą. A
szczególnie nasi wrogowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz