Odczuwamy to wszyscy – i
zwolennicy opozycji i wyborcy Prawa i Sprawiedliwości. Jak na dłoni
widać to powstrzymywanie się w reformowaniu państwa: że za daleko, że za
mocno, że więcej dialogu, że już wystarczy, ostrożnie z sądami,
ostrożnie z Niemcami, Rosjanami i Francuzami, bo jesteśmy w tej Europie - jakże jednak jeszcze pięknej i dostatniej - zupełnie
sami. Nieważna jest dużo ostrzejsza retoryka Viktora Orbana niż
Jarosława Kaczyńskiego. Dla dziennikarzy TVN on jest w sumie bardzo
fajny, taki węgierski buntownik, który świetnie rozgrywa swoją partię
szachów z Brukselą. Co innego PiS. To jest nie tylko samo zło, to jest
wielka ciężka kłoda na drodze do federalizacji Europy, którą po raz
kolejny zaproponował Jean - Claude Juncker. Ta narracja działa.
Publicyści, nazywani kiedyś, dawno temu, niepokornymi, ostrzegają i
pomstują na rząd Beaty Szydło, wytykają mu same błędy i robią to nie
gorzej niż ich koledzy z „Gazety Wyborczej”. Bo to idzie za daleko,
zrywane są fundamenty bezpiecznej i spokojnej Polski. A oni chcieliby
bardzo, żeby było już tak jak jest, bo im jest dobrze. Nowa prawica
medialna usadowiła się wygodnie w roli mainstreamu, który kwęka,
narzeka, puszy się i wydaje wyroki. Niby niewielka to tylko pycha, ale
spokojnie, ona jeszcze rozkwitnie.
Z drugiej strony,
niektórym politykom Prawa i Sprawiedliwości już nie potrzeba żadnych
wskazówek, żadnych dyskusji, rozmów o Polsce, bo mają to wewnętrzne
przekonanie, że racja jest po ich stronie, więc nie ma sensu niczego
tłumaczyć, bo trwa wojna informacyjna z totalną opozycją i nie ma czasu
na tłumaczenie się z podejmowanych przez rząd decyzji. Utrata
skromności to poważny grzech w polityce. Ale nie o tym było na
początku. Było o tym przemożnym przekonaniu, że jeśli pójdziemy jeszcze o
krok dalej, wszyscy się na nas rzucą i zaduszą Polskę. W sprawie
reparacji wojennych głos Platformy Obywatelskiej brzmi nie gorzej od
głosu najbardziej zaciekłych antypolskich niemieckich publicystów.
Episkopat Polski apeluje (nie wprost) o
wyciszenie sporu w sprawie odszkodowań za II wojnę światową, nawet
minister Waszczykowski hamuje debatę na ten temat twierdząc, że
potrzebny jest poważny dialog z Niemcami i kwerenda. To wszystko prawda,
ale nikt w Prawie i Sprawiedliwości przez blisko dwa miesiące nie
koordynował tego tematu. Każdy mówił to co chciał i powstał rzeczywiście
chaos informacyjny, jakże wygodny do prześmiewczych tonów: trzy, sześć,
dziesięć bilionów złotych odszkodowań. Tymczasem, sprawa jest otwarta,
cokolwiek piszą na temat- jakże zgodnie - polskie (z nazwy) i niemieckie media. Efekt tej zbiorowej histerii, że reparacje nie - bo
za późno, bo Niemcy są dla nas tak ważne, jest taki, że znowu pojawia
się to nie teraz, to jest bez szans, nie możemy iść pod prąd przeciwko
całej Unii Europejskiej, a już szczególnie przeciwko Niemcom. Podobnie
było z reformą sądownictwa. Nikt nie kwestionuje do końca racji Prezydenta, ale to on sam, wetując ustawy nie pytał się przecież w tej sprawie o opinię swoich wyborców. Stąd tak wiele było rozgoryczenia wśród elektoratu Prawa i Sprawiedliwości.
Mamy więc swoisty stan zawieszenia i wyczekiwania w najważniejszych kwestiach dla reformowania państwa i relacji Polski z Unią Europejską oraz Niemcami.
Skoro już tak się stało, że mamy ewidentne pękniecie w obozie władzy, a
rozmowa Duda – Kaczyński nie przyniosła spodziewanych efektów, to
przynajmniej niech ten czas zamieszania zostanie przez rząd wykorzystany
do przygotowania strategii komunikacyjnej na najbliższe miesiące, która
może mieć decydujące znaczenie w przekonaniu wyborców nie tylko do
radykalnej reformy sądownictwa, ale także do dekoncentracji mediów i wprowadzenia powszechnej opłaty
za korzystanie z mediów elektronicznych. Choćby tyle, ponieważ ruchy
odśrodkowe, którym początek dał niestety Prezydent Andrzej Duda nie
ustaną, a opozycja i zagranica – wbrew hucznym zapewnieniom niektórych
polityków PiS, że nic nam nie zrobią – będą dążyły wszelkimi dostępnymi
środkami do przewrotu lub do skompromitowania polityki rządu Beaty
Szydło. Przy braku komunikacji społecznej nie jest to zadanie trudne,
ale wręcz dziecinnie łatwe. Jeśli PiS chce naprawdę gruntownej naprawy i
reformy państwa, musi zrobić wyraźny krok naprzód, zostawiając w tyle
rosnącą grupę kontestatorów. Zresztą oni, tak jak już to bywało
wcześniej, znowu się obudzą i wstąpi w nich nowy, rewolucyjny zapał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz